Redakcja Bieganie.pl
Od 47 do 50 km
Trasa Maratonu Bieszczadzkiego, jak to w górach bywa, jest nieco dłuższa niż standardowe 42.195. Miała wynosić ok. 47km, ale ostatecznie biegacze musieli pokonać prawie 49km. Wszystko ze względu na remonty na drodze.
– Z uwagi na remont stokówki i ciągle rozkopany fragment trasy, musieliśmy ją nieco zmodyfikować – uprzedzili na kilka dni przed startem organizatorzy, którzy na swoim koncie mają najważniejsze imprezy biegowe organizowane w Bieszczadach: osławiony Bieg Rzeźnika oraz Rzeźniczka.
Trasa Maratonu Bieszczadzkiego była bardzo zróżnicowana. Praktycznie do 29 kilometra niewiele różniła się od formuły znanej biegaczom startującym w biegach ulicznych. Cała trasa została oznaczona co kilometr. Były zorganizowane liczne punkty z wodą i izotonikami oraz kilka dobrze wyposażonych punktów żywieniowych.
– To idealne wprowadzenie dla osób, które chciałaby w przyszłości zmierzyć się z biegami górskimi typu ultra, jednak do tej pory startowali głównie w biegach ulicznych – mówi Jakub Lengiewicz, jeden z organizatorów Maratonu Bieszczadzkiego. – Trasa w połowie prowadziła po nawierzchni asfaltowej czy szutrowej, a dopiero później pojawiały się mocne podbiegi oraz strome zbiegi. To dobry sposób na to, by sprawdzić, czy formuła biegów górskich nam w ogóle odpowiada – dodaje.
– Pogoda nie była taka, jak się spodziewaliśmy. Chłodniej niż przez ostatnich kilka dni. W górach było zimno i bardzo słaba widoczność. Mgła, trzeba było zachować ostrożność podczas każdego kroku. Na trasie trochę błota, mokre liście, które przykrywały kamienie i korzenie, ale bieg bardzo przyjemny – mówi Bartosz Gorczyca (zawodnik niezrzeszony), zwycięzca pierwszej edycji Maratonu Bieszczadzkiego, który dotarł na metę z czasem 3:34:37. Zaraz za nim pojawił się Artur Jabłoński (JacekBiega by Powergym) z wynikiem 3:35:07. Spora część trasy to był wyścig między tymi dwoma zawodnikami. Jako trzeci, z czasem 3:53:08, zameldował się zawodnik z Litwy, Gediminas Grinius (D2G2 / Sviesos kariai / HQ MNC NE ).
– Początek trasy był bardzo szybki: dość płaska trasa, sporo asfaltu i szutru. Później już trzeba było zachować ostrożność. Ostre zbiegi, nie bardzo było widać co jest pod nogami, ale sama końcówka też bardzo przyjemna: po płaskim terenie można było docisnąć do mety. Jestem bardzo zadowolony z tego biegu – podsumował Bartosz.
Zadowolona była również pierwsza kobieta na mecie Maratonu Bieszczadzkiego: Agnieszka Łęcka (JacekBiega by Powergym). Udało jej się uzyskać czas 4:47:12.
Półtorej minuty za Agnieszką, na metę wpadła Olga Łyjak (JacekBiega by Powergym). Trzecia wśród kobiet, z czasem 5:30:23, była Iwona Turosz (GOPR Bieszczady).
Podczas biegu wycofało się jedynie 3 zawodników. Pozostali dotarli cało i zdrowo na metę. Na zwycięzców w klasyfikacji generalnej oraz w klasyfikacjach wiekowych czekały nagrody. Wszyscy biegacze mogli raczyć się na mecie grzańcem i innymi przysmakami.
– Na pewno powtórzymy tę imprezę w przyszłym roku. – podsumowuje Jakub Lengiewicz – Zmodyfikujemy tylko nieco trasę: skrócimy odcinek asfaltowy i podniesiemy odrobinę trudność biegu, tak aby dawał 1 punkt klasyfikujący do UTMB.