Wywiad z Piotrkiem Hercogiem przed Maratonem Gór Stołowych
Na kilka dni przed rozgrywanym po raz czwarty Maratonem Gór Stołowych przedstawiamy rozmowę z organizatorem imprezy – a zarazem czołowym polskim zawodnikiem w biegach ultra, Piotrkiem Hercogiem.
Igor Błachut: Ile razy w tym roku przebiegłeś trasę MGS?
Piotrek Hercog: Całości ani razu; nie robię takich długich treningów. Natomiast poszczególne odcinki – kilka razy się zdarzyło. Ja mam swoje ulubione ścieżki i część trasy maratonu po czeskiej stronie robię przynajmniej raz w tygodniu. Czasami, podczas dłuższych wybiegań, takich po 25 kilometrów, zdarzało się z małymi modyfikacjami pokonać jakieś 3/5 tej trasy. Ale nie sprawdzam się na całym dystansie – zwłaszcza, że w tym roku to 46 kilometrów…
Nie ma więc obawy, że Ci się znudził profil tego maratonu?
Po czeskiej stronie są odcinki, które nie znudziły mi się przez cztery lata. Może nie są za długie, ale na tyle interesujące, że cały czas sprawia mi przyjemność bieganie tam. Bardzo je lubię.
Miałeś okazję startować w różnych biegach; gdybyś miał wskazać cechę szczególną MGS?
Myślę, że różnorodność. Często, kiedy jedziemy na zawody, to jest tam jeden, dominujący typ gór, terenu. Tutaj jest tak, że elementy się zmieniają – są i kręte, techniczne ścieżki i szutry, są łagodne podbiegi, a są wręcz schody na mecie. To nie nudzi, zwłaszcza na długim dystansie. Poza tym – widoki dookoła; w Polsce, a nawet na świecie niewiele jest takich miejsc, gdzie przebiega się pomiędzy skałami tak blisko stojącymi, że trzeba wręcz skręcić ciało, żeby się zmieścić. I ludzie chyba doceniają tę wartość.
No i wszystko fajnie, ale pewnych spraw chyba przeskoczyć się nie uda. Mam na myśli limit startujących – nie tak znowu duży, jak na biegi górskie?
To już tak zostanie, niestety. Biegamy w Parku Narodowym i osiągnięcie limitu pięciuset osób i tak było dużym problemem. Taka jest specyfika tego biegu; jest może w ten sposób bardziej elitarny, ale taki już jego urok. Niebawem pewnie niektóre biegi górskie w Polsce przekroczą granicę tysiąca zgłoszonych, ale nie wszystkie muszą być takie.
I znowu pytanie z gatunku o twórcę i tworzywo – wolałbyś tu po prostu wystartować, czy praca organizatora jednak Cię kręci?
To mi trochę przypomina sytuacje związane z rajdami przygodowymi… Jak człowiek był zmęczony samymi przygotowaniami przed zawodami, to się zastanawiał, co byłoby lepsze… Ale są takie momenty, kiedy wszystko się udaje, masz świadomość, że jest OK, ileś osób to potwierdza – to nakręca, żeby być orgiem a nie uczestnikiem. Zresztą – to się w moim przypadku zmienia – trochę startuję, trochę organizuję, mam w ten sposób obie sprawy załatwione. Może kiedyś będzie taka szansa, że uda mi się pobiec MGS. Nie na jakiś wynik, bo będę pewnie zbyt zmęczony przygotowaniami, ale tak, żeby zaliczyć. Może w przyszłym roku – a może już w tym, jeśli uda mi się wszystko załatwić odpowiednio wcześniej? Zobaczymy, może się uda…
Wyobraźmy sobie, że jest już niedziela, 7. lipca, wieczór. Nie szkoda troszkę, że już po wszystkim?
No nie, jeśli wszystko się uda, to na pewno nie będę żałował, tylko się cieszył. Zresztą – tak naprawdę to nie będzie za bardzo czasu na celebrowanie, bo przecież dwa tygodnie później organizujemy Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Nad mapami siedzę już ponad miesiąc, przygotowań jest masa. Więc jak już tamtą imprezę zakończymy szczęśliwie, to dopiero wtedy będę mógł sobie spokojnie usiąść z piwkiem…