Redakcja Bieganie.pl
Potem był inicjatorem pierwszego obozu biegowego Bieganie.pl. A potem……potem zaszokował wszystkich. Wiedziałem, że jest wierzący, choć nigdy nie próbował mnie jakoś indoktrynować mimo, że jestem niewierzący. Przyznam się, że z tego szoku nie mogę się otrząsnąć do dziś. Wyjechał jako świecki misjonarz do Peru, w góry. Z żoną i dzieckiem. On, czyli Michał Jarosz.
Adam Klein: Jesteś Polakiem, mieszkasz w Peru, zajmujesz się nawracaniem ludzi, a
na dodatek z nimi biegasz. Dla wielu może to być niezrozumiała
mieszanka.
Michał Jarosz: Z nawracaniem to przesada. Tym zajmuje się Jezus,
ja jestem tylko pomocnikiem w tych sprawach. Ale reszta faktycznie może
być niezrozumiała. Aby to wyjaśnić, myślę, że najlepiej byłoby spytać
Pana Boga. To tak naprawdę jego pomysł. Dla mnie ten wyjazd to wielkie
doświadczenie. Jestem Polakiem, ale zrozumiałem to dopiero, kiedy
przyjechałem do Peru. Tutaj zobaczyłem, że Polska to kraj mlekiem i
miodem płynący dla przeciętnego Peruwiańczyka. Z bieganiem wciąż jest tu
trudno, ale powoli zdobywam młodzież. Wkrótce w wiosce, w której
obecnie posługujemy, spróbujemy otworzyć pierwsze w Peru gimnazjum dla
biegaczy.
Prawdziwa rodzinka Misyjna – Edyta i Michał z córkami
Robisz to wszystko z rodziną. Żona i dzieci cały
czas są z Tobą, ba, tutaj urodziło się Twoje drugie dziecko. Jak dajecie
sobie radę?
Często zastanawiam się co ja tutaj robię. Czasem
naprawdę mam ochotę pakować walizki i wracać do Polski, bo to nie lada
wyzwanie okiełznać to wszystko. Czasem oczywiście zgrzyta mocno, ale
dzięki mojej żonie dajemy radę. Jesteśmy tutaj już kilka lat.
Dlaczego najpierw zacząłeś trenować chód a nie bieganie?
Zawsze kochałem bieganie. Już w szkole podstawowej w Krościenku nad Dunajcem, skąd pochodzę, bardzo lubiłem biegać i zaczynałem wygrywać zawody na coraz wyższych szczeblach. W ostatniej klasie podstawówki rodzice zabrali mnie do Krakowa w poszukiwaniu jakiegoś trenera, pod okiem którego mógłbym trenować. Zacząłem biegać ale po kontuzji ścięgna achillesa przeszedłem na chód sportowy. Ale po zakończeniu kariery wróciłem do biegania amatorskiego i tak już zostało.
Rok 2006, kadra na zawodach Pucharu Świata, Michał, siódmy z lewej
Dlaczego skończyłeś swoją wyczynową karierę?
Zawsze traktowałem sport jako formę pracy połączonej z tym, co lubię. Niestety poziom, który reprezentowałem, nie przynosił mi zamierzonych dochodów, a że chciałem założyć rodzinę, więc musiałem wybrać. Zacząłem pracę w szkole i w klubie sportowym, co pozwoliło mi na stworzenie mojej kochanej rodziny. Mogłem również wyżyć się doradczo pisząc teksty na bieganie.pl.
A jak Ci wpadł do głowy pomysł na misję?
Kilka lat temu, niedługo po tym, jak urodziła się nasza pierwsza córka, zaczęliśmy zastanawiać się z Edytą, moją żoną, czy spełniamy się w naszym życiu w stu procentach. Uzmysłowiliśmy sobie, że nie do końca. Czegoś nam brakowało. Czuliśmy, że chcemy poświęcić nasze życie dla innych. Oglądając kiedyś jakiś program telewizyjny o misjach i misjonarzach zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że razem myślimy o tym samym. Afryka była pierwszym pomysłem. Ale ciężko wyjechać tam z całą rodziną. Potem Boliwia i w końcu pojawiła się możliwość wyjazdu do Peru, z której skorzystaliśmy. Najpierw trafiliśmy do miejscowości Majes koło Arequipy. To pustynny, pełen biedy obszar zamieszkały przez ludzi sprowadzających się z gór w poszukiwaniu lepszego miejsca. Panują tam bardzo trudne warunki, bo blisko osiemdziesiąt procent mieszkańców nie ma wody. Muszą ją nosić z często oddalonego o kilka kilometrów kanału, albo kradną z innych dzielnic miasta przewiercając rury. Problemów jest tam zresztą więcej, by wymienić chociażby osiedlanie się na nielegalnych terenach.
Zawody dla dzieci organizowane w Peru przez Michała
Czym się tam zajmowaliście?
Prowadziliśmy internat dla chłopców w szkole salezjańskiej. Poza tym uczyłem wychowania fizycznego, języka angielskiego i informatyki, a Edyta prowadziła przedszkole. Naszym najważniejszym zadaniem była jednak praca ewangelizacyjna, czyli tworzenie wspólnot wiernych.
A teraz gdzie teraz mieszkacie? Czym się tam zajmujecie?
Mieszkamy w Marco. To typowa górska wioska w Andach położona wyżej niż najwyższy szczyt w Polsce, bo na wysokości 3500 metrów nad poziomem morza. To tutaj, oprócz pracy ewangelizacyjnej, zajmujemy się głównie sportem, a mówiąc dokładniej bieganiem. Są tu wymarzone warunki do treningów z młodzieżą.
Robiłeś tam jakieś zawody?
Robiłem niedawno zawody przełajowe dla dzieciaków na 1000m, trasa wymierzona, trochę błota i kamienista bita droga z jednym nawrotem 180 stopni, wysokość 3500m. Najlepszy chłopak 14 lat 3:37 najlepszy, 13 lat 3:50 najlepszy 12 4:05. U dziewczynek wygrala 14 latka 4:31 i uwaga jedna 12 latka 4:33. I generalnie wbiegali blisko siebie. Większość biegała w butach typu lakierki.
3500 m npmm, to bardzo wysoko. Raz w życiu byłem na podobnej wysokości, Aiguille du Midi (3842 m), to szczyt w Alpach, na który wjeżdza się kolejką linową. Męczyłem się stojąc. Może za wysoko na trening? Choć Ma Junren wywoził swoje zawodniczki w Tybet, czyli na wysokość 4-5 tys m npm, i wyniki były. Dlaczego z tego kraju nie ma jeszcze mistrza świata?
Cały czas nad tym myślę i jeszcze nie wymyśliłem. To sprawa bardzo złożona, ale na pewno jednym z wielu problemów jest brak wsparcia rządu i promocji. Jest tu kilku dobrych biegaczy, ale jeszcze daleko im nawet do Polaków. To bardzo dziwne, bo ci peruwiańscy sportowcy na maratońskim poziomie 2h 35 minut u kobiet i 2h 12 minut u mężczyzn zarabiają, jak na tutejsze warunki, świetnie i są ikonami sportu.
Patrząc na zdjęcia zawsze miałem ochotę do Ciebie przyjechać. Krajobrazy są niesamowite. Zresztą pierwsze pytania osób, które widzą takie zdjęcia to: "Gdzie to jest? Musze tam pojechać!". W końcu będą miały okazję, bo organizujesz obóz sportowy dla fanatyków biegania z polski.
Tak, w końcu, od dawna o tym myślałem.
No i ?
Razem z Piotrem Małachowskim, doświadczonym podróżnikiem, prowadzącym stronę kochamyperu.pl chcemy zorganizować już w sierpniu objazdową, ekstremalną wyprawę biegową po Peru. Ciężko opowiedzieć o tym w kilku zdaniach. W każdym razie tak, aby uczestnicy takiej wyprawy, trochę biegnąc i trochę jadąc, zobaczyli wszystko to, co Peru ma do zaoferowania. Słoneczne wybrzeże, gorącą i wilgotną dżunglę oraz surowe góry. Zwłaszcza andyjskie doliny i przełęcze. Najciekawsze ich odcinki można pokonać biegiem.
Widziałem plan, i wiem, że zaplanowałeś tereny powyżej czterech, a nawet pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza. Przy tak skrajnych różnicach wysokości będzie to wymagać długich okresów aklimatyzacyjnych.
Niewątpliwie będzie to zwariowany czas, ale da się to zrobić. To nie ma być wyprawa z biurem podróży w ekskluzywnym autobusie, z drinkami i andyjską muzyką w tle, tylko wyjazd hartujący ducha. To propozycja zarówno dla mocno zaawansowanych biegaczy, jak i początkujących, bo w Peru, a szczególnie w Andach, nie liczy się Twoja życiówka na dziesięć kilometrów, ani w maratonie, lecz siła charakteru. Tu wszyscy mają równe szanse.
Kiedy chcecie to zrobić? Kiedy jest najlepszy okres na przyjazd do Peru z punktu widzenia pogodowego?
Już w sierpniu. Za kilka dni ogłosimy szczegółowy program, oczywiście na bieganie.pl. Żeby było jasne, dochód z tego przedsięwzięcia trafi na na działanie naszej misji, a ściślej mówiąc na pomoc ubogim Peruwiańczykom, aby mogli kształcić się i rozwijać swój biegowy talent.
Czyli Kenijczycy mogą zaczynać się bać
Jeszcze kilka lat i kto wie.
Dziękujemy za rozmowę.
***
Ponieważ od jakiegoś czasu trafiają do nas pytania dotyczące tego jak pomóc osobom mieszkającym w Kenii a myślę, że mogą i zacząć trafiać pytania od tych, którzy chcą pomóc mieszkającym w Peru – otworzymy specjalne Konto Fundacji Bieganie (KRS 0000280605), na które będzie można wpłacać pieniądze. Ubiegając ewentualne pytania, Fundacja nie jest organizacją pożytku publicznego w związku z czym nie można przekazać jej 1% swojego podatku. Możecie także bezpośrednio wspierać działalność Michała poprzez stronę: http://www.rodzinkamisyjna.pl/