Relacja z XI GEZnO w Beskidzie Makowskim, polecamy zdjęcia!
W dniach 10-11 listopada 2012 r. odbyła się jedenasta edycja cieszących się zasłużoną sławą, wyjątkowych pieszych zawodów orienteeringowych. Mowa o GEZnO, czyli Górskich Ekstremalnych Zawodach na Orientację. Tym razem terenem zmagań był Beskid Makowski, a bazą zawodów Szkoła Podstawowa w Pcimiu.
Pogoda dopisała znakomicie. Jak na listopad było bardzo ciepło, dość słonecznie, a temperatura dochodziła do kilkunastu stopni na plusie. Były więc po drodze wspaniałe widoki na niedalekie Tatry i sztuczne Jezioro Dobczyckie.
fot. Paweł Banaszkiewicz
W zmaganiach wzięło udział 125 dwuosobowych zespołów, w tym 86 pań i 164 panów. Parytet jak się patrzy (34,4%), zdecydowanie większy udział pań niż w większości tradycyjnych imprez biegowych. Znakomitą większość zawodników stanowili Polacy, ale nie zabrakło też kilku ekip ze Słowacji, Czech i Rosji.
Rywalizowaliśmy w kilku kategoriach, w zależności od płci i wieku zawodników. W sobotę zawody miały formę scorelaufu. Każdy zespół, tuż po starcie i przebiegnięciu kilkuset metrów ze szkoły do mostu na Rabie, otrzymał mapy z zaznaczonymi punktami kontrolnymi do odnalezienia. Każda kategoria miała inny zestaw punktów. Uczestnicy sami decydowali, w jakiej kolejności docierają do nich. Terenem zmagań były tego dnia okolice Pasma Lubomira i Łysiny na wschodnim brzegu Raby. W ich centrum było schronisko PTTK „Na Kudłaczach”, niektóre kategorie miały przy nim jeden ze swoich punktów kontrolnych. W niedzielę z kolei eksplorowaliśmy położony na zachód od Pcimia i rzeki Raby masyw Kotonia i dolinę Krzczonówki. Tym razem zawody miały formę klasyczną, z zadaną kolejnością odnajdywania punktów kontrolnych.
fot. Paweł Banaszkiewicz
Beskid Makowski, zwany również Średnim, nie jest specjalnie wysoki. Wyniesienia sięgają tu mniej więcej 900 m n.p.m. Ale są one porozcinane głębokimi dolinami o stromych zboczach. Przemieszczanie się w takim terenie o urozmaiconej rzeźbie nie jest łatwe. Jest on w dużej mierze zalesiony, pocięty wąwozami, a przy tym dość gęsto zaludniony, co wiąże się z ogrodzeniami i czasami koniecznością przedostania przez pola uprawne.
Zawody na orientację, zwłaszcza tego typu, różnią się bardzo od biegów liniowych. Nawet od długodystansowych biegów górskich. I nawet od tradycyjnych rajdów na orientację na długim dystansie, jakich wiele odbywa się w ciągu roku w różnych częściach Polski.
fot. Paweł Banaszkiewicz
Po pierwsze – musieliśmy dotrzeć do jak największej liczby punktów kontrolnych w dość ostrych limitach czasowych: osiem godzin w sobotę i siedem w niedzielę. Okazało się, że w niektórych kategoriach było z tym naprawdę ciężko. W męskiej, najtrudniejszej kategorii MM zebranie kompletu 28 punktów kontrolnych całych zawodów udało się to tylko dziesiątce spośród 35 startujących drużyn. W kobiecej kategorii KK maksymalną liczbę 19 punktów w limitach czasowych odnalazły cztery z dwunastu ekip. A dla tych, co limit czasowy przekroczyli, zasady były w tym roku bezlitosne – dyskwalifikacja. Więc były trudne decyzje – czy staramy się złapać więcej punktów ryzykując niezmieszczenie się w limicie, czy odpuszczamy i wracamy bez kompletu, spadając oczywiście na dalsze pozycje w klasyfikacji.
Po drugie – duże zróżnicowanie wysokościowe i przeszkody terenowe, zwłaszcza wąwozy. Bardzo często trzeba było wybierać między okrężnym i łatwiejszym dotarciem do punktów a zasuwaniem do nich najkrótszą drogą, ale z przeszkodami – trudnymi podejściami przez las czy czasami wręcz pionowymi ścianami wąwozów. Znowu dylematy.
fot. Paweł Banaszkiewicz
Po trzecie – startowaliśmy w dwuosobowych zespołach, ze względu na bezpieczeństwo. Bardzo trudno tak dobrać zespół, żeby zawodnicy mieli podobne możliwości fizyczne. Na początku jeden woli biec szybciej, drugi wolniej. Pod koniec role mogą się odwrócić. Jeden szybciej podchodzi, drugi szybciej zbiega. Jeden lubi ryzykować, inny z zapasem stara się zmieścić w limicie i ciągnie ku mecie. No i wybór wariantów – jeśli obaj zawodnicy nawigują, często dochodzi do różnicy zdań. Okazji do napięć co niemiara, więc nie były to łatwe zawody.
W zeszłym roku poza dwoma mapami każdy zespół otrzymał jedną kartę kontrolną, na której przy pomocy perforatorów oznaczało się w odpowiednich polach karty obecność na punktach kontrolnych. Tym razem każdy zawodnik zespołu miał przytwierdzoną na nadgarstku wstążkę, pełniącą funkcję karty kontrolnej, na której odbijał perforatorami obecność na punktach. Dzięki temu obaj zawodnicy musieli dotrzeć do każdego punktu kontrolnego i uniemożliwiono zdarzające się wcześniej sytuacje, kiedy do trudniej dostępnych punktów zespół delegował tylko jednego zawodnika, a drugi zasuwał na skróty. Mamy więc postęp i równanie do światowych standardów orienteeringu. Tylko trochę śmiesznie wyglądaliśmy z dyndającą wstążką u ręki, niczym ze strzępem ubrania.
fot. Paweł Banaszkiewicz
Organizatorem GEZnO jest krakowskie wydawnictwo kartograficzne „Compass”, dzięki czemu dysponowaliśmy aktualnymi mapami z dokładnie naniesionymi punktami kontrolnymi. Były to adaptacje map turystycznych, z wyczyszczonym nazewnictwem – trochę po to, żeby nie zasłaniać istotnych treści (np. poziomicowego rysunku rzeźby terenu), a trochę po to, żeby nie pytać lokalnej ludności o drogę.
Oto najlepsze trójki w każdej kategorii:
KK (dwie kobiety, 11 + 8 punktów kontrolnych)
1. Katarzyna Dyzio, Anna Karnia-Biskupska (Szalone) – 11:37:30
2. Urszula Zimny, Joanna Szewczyk (Nas ne dogonyat) – 12:11:34
3. Anna Włosik, Iwona Turosz (Grupa K3) – 14:28:18
Wystartowało 12 ekip, sklasyfikowano ostatecznie 8.
MIX (kobieta i mężczyzna, 13 + 9 punktów kontrolnych)
1. Sabina Giełzak, Marcin Krasuski (Inov-8/orienteering.waw.pl) – 8:45:11
2. Silvia Chupekowa, Jozef Chupek (Stolna) – 9:07:34