Redakcja Bieganie.pl
***
Panie Adamie.
Czytając Pana tekst mam wrażenie, że zapomniał Pan jak to jest być początkującym i przemawia Pan trochę z piedestału doświadczonego biegacza. Próbuje Pan myśleć za biegaczy, rozumiem, że w zbożnym celu ułatwienia im życia. Ułatwienia w Pana rozumieniu. Inni, tu się wypowiadający też już zapomnieli co to znaczy być początkującym biegaczem i próbują odbierać początkującym radość poznawania.
Nie trzeba myśleć za myślącego człowieka. Biegacze amatorscy to ludzie myślący. To między innymi lekarze, matematycy, managerowie, księgowi, bankierzy, programiści, graficy. W dodatku oddają się pasji, pasji biegania. Czyli, że zamiast oglądać z paczką czipsów i piwem kolejne odcinki jakichś telewizyjnych szoł – biegają. Biegaja bo chyba wymyślili, że to dla nich zdrowsze. Czyli Ci pasjonaci jako grupa są intelektualnie na całkiem wysokim poziomie, pewnie nie rzadko wyższym niż średnia niejednej grupy zawodowej z której się wywodzą (przez samo to, że oddają się pasji) i pewnie przez analogię nie niższym niż średnia grupy zawodowej jakimi są także biegacze zawodowi (wyczynowi). A co za tym idzie potrafią myśleć.
Pan także kiedyś zaczął myśleć. Nie chciał Pan, aby ktoś myślał za Pana. Z tego co pamiętam najpierw kupił Pan jakiś prosty pulsometr i uczył się jak reaguje Pana organizm, jak szybko spada tętno po mocnym odcinku. Potem zainwestował Pan w pierwsze chyba tego typu urządzenie na świecie: FitSense, czyli pulsometr z czujnikiem inercyjnym. Następnie kupił Pan z tego co pamiętam najwyższy model Polara (poprzednik modelu RS800, nie pamiętam teraz nazwy, ale 800 też tam było).
Pulsometr to świetne narzędzie, żeby czegoś się o sobie dowiedzieć, nawet jeśli te wskazania są czasem dziwne, czasem zupełnie nie zgodne z tym co mówią nam koledzy, książki, portale. Ale uczymy się, eksplorujemy, dzięki temu zaczynamy rozumieć jak działa nasze ciało, jak niesamowicie działa ta pompa jaką jest serce.
Pan i Pana koledzy powiedzą: „wystarczy wam intensywność konwersacyjna”. Ale już zapomnieliście, że dla biegacza początkującego to jest często za mało. Bo konwersować można przy bardzo zróżnicowanym zakresie prędkości, konwersacja przerywanymi zdaniami jest nadal konwersacją.
Poza tym, jest ciekawe jakie tętno mam przy intensywności konwersacyjnej na nizinach, jakie w górach, jakie mam tętno spoczynkowe, mogę obserwować powolne się jego obniżanie. Mnóstwo ciekawych informacji dla myślącej osoby.
Napisał Pan, że „celebryci” mieli naukowo wymierzone strefy wysiłku. Jaką Pan daje alternatywę? Intensywność konserwacyjna? Słabe. To znaczy nie daje komfortu, że biegamy właściwie. Pan mógł sobie pozwolić na zakup zaawansowanych urządzeń a mi Pan radzi konwersować? To radzi Pan przyjść na stadion. No i co tam Pan niby zrobi? Przez kilka, kilkanaście minut rozwieje miesiącami narastające wątpliwości, pojawiające się pytania „Czy ja dobrze biegam”? Nie, wątpliwości będzie nawet więcej. No to w akcie desperacji, zaproponuje Pan takiej osobie, żeby pobiegła test, sprawdzian.
Rozmowa z Panem Adamem
Początkujący: Sprawdzian? Co to jest sprawdzian – z przerażeniem zapyta się początkujący
Pan Adam: No test biegowy o maksymalnej intensywności
Początkujący: Ale jak to maksymalnej, mam biec od razu na maksa?
Pan Adam: No nie, powiedzmy 3 km
Początkujący: 3 km na maksa !!!!!!!! Ło jezu, to tak się w ogóle da !!!!???
Pan Adam: Ale nie na maksa bezwzględnie, tylko względem dystansu, musisz sobie obrać właściwe tempo.
Początkujący: Ale skąd ja mam wiedzieć jakie tempo mam obrać?
Panie Adamie. Dla początkującego sprawdzian to abstrakcja. Chciałem przypomnieć Panu historię z lata 2004 roku, było to w dwa lata po tym jak pobiegł Pan maraton w 2:57, czyli można powiedzieć, że nie był Pan już początkującym biegaczem.
Organizował Pan pierwszego SMŚa, czyli wyścig na 10 km, który miał być też jednocześnie Pańskim pierwszym w życiu wyścigiem na 10 km (dla dziwiących się: Pan Adam nie lubił nigdy startować, stąd ten debiut na 10km tak późno). Pomimo kilku lat biegania na całkiem przyzwoitym poziomie zadawał Pan pytania pozostałym członkom SBBP, w stylu:
– Skąd mam wiedzieć, jak szybo biec?
– Bazować na tętnie?
– Może założę słuchawki i będę biegł z muzyką to zmuszę się do większego wysiłku?
Już Pan o tym zapomniał, ale tak było.
Więc takie testy jakie przeszli celebryci, dla osoby początkującej mogą być jak zbawienie – prowadza za rękę, niczym Pani w przedszkolu do momentu w którym czujemy, że już pora na usamodzielnienie się i przejście do bardziej zaawansowanego świata.
Tak samo z wszystkomierzącą kliniką. To też jest ciekawe, móc sobie wszystko zmierzyć, jeśli nas na to stać to dlaczego niby tylko Pan miał być obmierzony a ja nie powinienem? Że wydam 600 zł? Stać mnie, a mój głodny nowych wyzwań umysł będzie miał przez jakiś czas pożywkę, będzie miał się przynajmniej czymś zająć podczas godzin samotnych treningów.
Parafrazując klasyka: Tak więc myślę, że początkujący biegacz, bazując na naukowych podstawach, jest w stanie radzić sobie bardzo dobrze, patrz historia Pana Adama. Co nie znaczy, że używanie monitorów pracy serca (pulsometrów), laktometrów, wykonywanie pomiarów czy testów wydolnościowych, używanie przeróżnych gadżetów wspomagających jest konieczne. Jest niepotrzebne dla wszystkich tych, którzy chcą po prostu wyjść do lasu, przebiec się na luzie i zapomnieć o troskach życia codziennego. Ale dla ludzi chcących się biegowo rozwijać, nie zapominających o zdrowym rozsądku może być całkiem przydatne, szczególnie w początkowych latach przygody z bieganiem.
Pozdrawiam, Negatyw