25 listopada 2011 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Rozmowa z Pawłem Kostrzębskim, twórcą grafik dla biegaczy


/Paweł Zach: -Czy mógłbyś się przedstawić czytelnikom? (po prawej Paweł Kostrzębski w roli biegacza. Co tam biegacza, maratończyka!)

Paweł Kostrzębski: -Na początek ostrzeżenie dla każdego, kto podejmie wysiłek przeczytania tego „wywiadu”. Okazuje się, że nie będziemy rozmawiali o moich spektakularnych osiągnięciach biegowych, nie będzie okazji pochwalenia się unikalnymi wynikami z zawodów, nie udzielę też cennych rad treningowych, co z pewnością w istotny sposób obniża wartość tego tekstu. Tym bardziej, że w tym sezonie mogę się pochwalić złamaniem 55 min na dychę, na co mam świadków i stosowne dokumenty. W zamian mamy rozmawiać o grafice komputerowej, na czym się akurat nie znam. Ale ponieważ do tej pory nikt się nie zorientował, to robię to zawodowo już od ponad 10 lat. I nie byłoby się z czego tłumaczyć, bo żadna praca nie hańbi, gdyby nie fakt, że od czasu do czasu byłem proszony, by coś tam graficzno-podobnego wygenerować na potrzeby biegaczy. To tyle tytułem wstępu, żeby potem nie było rozczarowań i nieprzyjemnych skarg do redakcji z roszczeniami za stracony czas i zszarpane nerwy.

/

Paweł Zach: -Pamiętasz swój pierwszy projekt graficzny związanej z bieganiem?

Paweł Kostrzębski: -Wydaje mi się, że to był Maraton Warszawski. Organizatorzy 24 MW byli pierwszymi biegaczami których poznałem. Był to dzisiejszy dyrektor maratonu Marek Tronina i najszybszy biegacz o jakim wówczas słyszałem – Paweł Zach. To był rok 2002 i Ci dwaj Panowie wspierani przez rachityczny wówczas światek biegowy, postanowili ratować umierającą imprezę. Było oczywiste, że bez wsparcia wolontariuszy nie da się tego ogarnąć. Ja zająłem się wtedy poligrafią (prywatnie moja branża). Ponieważ w firmie zajmowałem się grafiką (głównie przygotowaniem do druku), wziąłem udział w konkursie na logo maratonu. Nie bardzo teraz pamiętam, czy było to przy tym pierwszym maratonie, czy dopiero rok później ale zawsze jak je widzę, przypominają mi się te pionierskie czasy i duma z bycia biegaczem. Myślałem, że wraz z rozwojem imprezy logo zostanie zmienione, ale ostało się do dziś, co mnie bardzo cieszy.

logo maratonu warszawskiego1
znak graficzny Maratonu Warszawskiego

Paweł Zach: -Z jakiego projektu jesteś najbardziej zadowolony?

Paweł Kostrzębski: -Najbardziej jestem zadowolony z takiego projektu, który zajął mi najmniej czasu i dodatkowo nikt się go nie czepiał. Ponieważ taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko: najczęściej jestem z projektu niezadowolony, no bo kto lubi się narobić, a jeszcze dodatkowo być zbesztanym. Niestety, nie to jest najgorsze, gorsza jest bolesna i obezwładniająca niemoc, kiedy mam pustkę w głowie i wszystko wygląda tandetnie. Ale pytasz o zadowolenie. Więc na szczęście występuje ono czasem. I przeważnie nie jest to zadowolenie z samego projektu, a raczej z tego co mu towarzyszy. Tak właśnie było z jednym z pierwszych „projektów” (powinienem to słowo zawsze pisać w cudzysłowie) związanych z bieganiem. Oczywiście (dla mnie to oczywiste) chodzi o SBBP, przedziwną wspólnotę biegową, którą tworzyło całe mnóstwo biegaczek i biegaczy związanych tajemniczą więzią towarzysko-przyjacielską. Znaczek złożony z biegnących literek SBBP, choć nie wyrafinowany graficznie, zawsze będzie budził we mnie najcieplejsze skojarzenia. W szczytowym okresie na prawie każdej większej imprezie biegowej można było zobaczyć biegaczy w koszulkach SBBP. Wydaje mi się, że biegacze potrzebują silnej identyfikacji ze swoim środowiskiem. Koszulki klubowe czy koszulki z imprez to fajny sposób wyrażania swoich biegowych powiązań czy deklaracji.

/Paweł Zach: -Tak, tak, też taką koszulkę miałem i w swoim czasie wszędzie ją zakładałem, nie tylko na biegi, ale i na spotkania towarzyskie. (obok: logo SBBP (Sobotni Bielański Bieg Poranny) jedna z najstarszych spontanicznych grup biegowych, powstała w 2002 roku. Czy są projekty, których się wstydzisz?

Paweł Kostrzębski: -Co do wartości artystycznej swoich prac wolałbym się w ogóle nie wypowiadać. Jestem grafikiem użytkowym, bardziej DTPowcem, człowiekiem od projektowania layoutów, znającym narzędzia graficzne na tyle dobrze, żeby w miarę swobodnie realizować swoje pomysły i zlecenia innych. Nie ma to wiele wspólnego z działalnością artystyczną. To rzemiosło. Robię to na tyle długo, że pewnie jakoś się uwrażliwiłem na to, co można by nazwać graficzną poprawnością. Ale wolałbym tego tematu nie rozwijać, bo to będzie rozmowa o gustach. Ja muszę mieć taki gust, jaki ma mój klient.

Paweł Zach: -Widziałem taki fajny medal z triathlonu w Suszu. Możesz o nim opowiedzieć?

Paweł Kostrzębski: -To było tak, że realizowałem też grafikę i medal na Susz rok wcześniej, i przy zamówieniu na kolejną edycję trochę się martwiłem, czy uczestnicy nie mają już dość ciągle typowych medali. Zapytałem organizatorów czy przeszłoby coś bardziej nietypowego, bardziej użytkowego co się jednocześnie mieści w formule medalu. To początkowo miał być wielofunkcyjny klucz rowerowy w nietypowej stylistyce do zawieszenia na szyi, do użytku i do szpanu jako wisior. Ale musiałem zweryfikować swoje pierwotne plany, bo temat okazał się /bardziej złożony i zbyt kosztowny. Ostatecznie ograniczyłem się do takiej krzywki z otwieraczem do piwa i kluczem do pedałów. Przypuszczam, że piwo otwiera, z pedałami może być gorzej. (medal będący jednocześnie otwieraczem do kapsli i kluczem do pedałów, czyli chyba 15mm – Przykład sztuki użytkowej)

Paweł Zach: -Podobają mi się takie nietypowe projekty

Paweł Kostrzębski: -Ale takie nietypowe rozwiązania nie zawsze się podobają. Na Bieg Przyjaźni robiony w duchu PRLowskim zaproponowałem zamiast typowego medalu order stylizowany na Odznakę Przodownika Pracy, mocowany do klapy szpilką, na typowej dla orderu krótkiej i szerokiej tasiemce. Nie jestem pewien, czy ten pomysł wszystkim się spodobał, choć mnie wydawał się bardzo fajny. Co prawda nie widziałem jak wyglądał po realizacji. Jak medal ostatecznie się prezentuje to też zależy od wykonawcy. Często medal wygląda w rzeczywistości lepiej niż w projekcie, a czasami wręcz przeciwnie. Te też zależy od kasy. Medale 3D przypominające plastyczną płaskorzeźbę są drogie, a więc sprawę się upraszcza. Na cenę i ostateczny efekt wpływa też wielkość, grubość, materiał z którego wykonano medal.

Paweł Zach: -Jakich klientów nie lubisz? Albo czego nie znosisz w oczekiwaniach organizatorów?

Paweł Kostrzębski: -Lubię wszystkich klientów! Byle płacili. (uśmiech od ucha do ucha)
Nieraz trudno jest się porozumieć żeby uzgodnić brief i wtedy robi się wszystko w ciemno. Czasem się trafi, czasem nie. Ale najgorzej jak początkowo zaakceptowany projekt trafia do dalszego rozwinięcia i po dopracowaniu szczegółów jest wywracany do góry nogami, bo ktoś tam jeszcze go zobaczył i zgłosił wątpliwości. Tego to chyba nikt nie lubi.

/Na szczęście środowisko biegowe stanowi chlubny wyjątek. Rzadko się zdarzało, żeby organizatorzy byli jakoś specjalnie grymaśni i może dlatego tak fajnie się dla biegaczy pracuje (ładnie posłodziłem – to powinno w przyszłości procentować). Może nie powinienem się wystawiać, ale biegowe tematy to przeważnie działalność non profit, zwłaszcza w wypadkach kiedy są to biegi organizowane bez wystarczających środków finansowych. Niestety, nie zawsze mam na to czas prywatnie i wtedy robię to w ramach pracy zawodowej. (socrealistyczna stylizacja reklamy Biegu Przyjaźni)

Paweł Zach: -Czy były projekty, które uważasz za bardzo udane, ale które nie ujrzały światła dziennego?

Paweł Kostrzębski: -Klientowi bardzo często przedkłada się różne warianty, żeby rozpoznać jego upodobania. Czasami naprawdę udane projekty przepadają z niewyjaśnionych przyczyn, a przechodzi coś mniej udanego. Nigdy nie wiem co ostatecznie zostanie zaakceptowane i to mnie utwierdza w przekonaniu, że na tematy artystyczne lepiej się nie wymądrzać. Nigdy nie wiadomo, kto w takim sporze ma rację.

/Jeśli chodzi o odrzucone projekty, to ograniczę się do stwierdzenia, że skoro odrzucili, to widocznie mieli jakieś powody. Czasem mnie to trochę irytuje, kiedy przyzwoity projekt muszę przerobić na coś co mi się nie podoba. Ale z drugiej strony nigdy nie znasz wszystkich uwarunkowań i nie siedzisz nikomu w głowie. Czasem to co pokażę kłóci się tak bardzo z wyobrażeniem klienta, że nie jest w stanie tego zaakceptować, nawet jeśli obiektywnie jest to niezły projekt. Innym razem jest zbyt wiele osób które oceniają projekt, co zawsze ma jeden finał – kosz. Dlatego tak ważny jest brief, w którym ustala się istotne elementy zamówienia. Ja sobie wyobrażam taką sytuację, że do mojego mieszkania wpada oszalały artysta i przemalowuje mi ściany na seledyn w różowe grochy. I choćby nawet ta stylizacja zyskała uznanie najwybitniejszych krytyków to ja bym w czymś takim nie chciał mieszkać. Ale przy tej okazji raz jeszcze powtórzę, że moi klienci biegowi, którzy zazwyczaj są też moimi biegowymi kolegami, to całkiem inna historia. Żeby wszyscy chcieli być tak łaskawi dla mojej pracy.

Paweł Zach: -Skąd czerpiesz inspirację do projektów?

Paweł Kostrzębski: -Dzięki za to pytanie. Pojęcia nie masz, jaką sprawiasz mi przyjemność. To mnie dowartościowuje. Pierwszy raz ktoś pyta mnie o inspiracje. Niestety muszę tu spuścić powietrze z fajnie nadmuchanego balonu. Do napisania na koszulce „24 bieg biegających biegaczy” czy rozłożenia na plecach koszulki logotypów w równych odstępach nie potrzeba /specjalnej inspiracji. Może się przydać znajomość typografii, podstawowe zasady kompozycji czy łączenia kolorów. Niestety, oprawa graficzna biegów czy projekty biegowych koszulek nie zawsze są przedsięwzięciem artystycznym. To raczej wymagana konieczność. Organizatorzy i tak mają sporo na głowie, a oprawa graficzna imprezy raczej nie otwiera listy priorytetów. Bardzo często o wyglądzie koszulki decydują sponsorzy. I nawet jak uda się zrobić fajny front, to całość psuje ogromne logo sponsora na plecach. Z tego powodu kiedyś na wczasach byłem brany za pracownika Carrefour’a, co się urwał z roboty.

Paweł Zach: – Ja będę się jednak upierał, że przynajmniej niektóre grafiki to sztuka

Paweł Kostrzębski: -To co robię naprawdę niewiele ma wspólnego ze sztuką. Spróbuj artyście zmienić w jego pracy choć jedną kreseczkę albo pozamieniać kolory projektu. Krew by się polała. U mnie takie ingerencje to standard. Każdy grafik pracujący dla klienta wie, o co mi chodzi.

Paweł Zach: -To jeszcze spytam o twój ostatni projekt – grafikę na koszulkę Żoliborskiego Biegu Mikołajkowego. Śmiejesz się, kiedy pytam o inspiracje, ale przecież ta roślinka, ten odradzający się duch biegacza wyrastający z doniczki RUN’s NOT DEAD to nie jest rzemiosło, to jest sztuka! Jak rozmawialiśmy o projekcie biegowej koszulki idealnej, pozbawionej reklam, to powiedziałeś "Zrobię koszulkę na bieg, w której bieganie nie będzie obciachem ani dzisiaj ani za dwa lata". Ja nie wierzyłem, że ci się uda. Dopiero za dwa lata się okaże czy spotkam kogoś biegającego w tej koszulce, ale już teraz wiem, że ma ona potencjał. Ale do rzeczy, parę słów o tym projekcie, "co poeta miał na myśli"?

Paweł Kostrzębski: -Z koszulką RUN’s NOT DEAD to trochę co innego. Ten projekt robiłem tak trochę dla siebie, więc nie musiałem bardzo się przejmować czy się spodoba organizatorom. Nie dość, że dostałem wolną rękę, to jeszcze zgodę na usunięcie z projektu wszelkich logotypów i innych elementów obowiązkowych. To się nie zdarza często, na koszulkach biegowych to chyba już nigdy. To, że zrobię koszulkę, której noszenie nie będzie obciachem, to lekka nadinterpretacja. Raczej chodziło mi o to, że zrobię ją jak dla siebie i dla mnie obciachem nie będzie, ale niestety patentu na jedynie słuszny gust nie posiadam, nad czym /boleję. Hasło na doniczce jest moją modyfikacją innego hasła, bardzo dawniej popularnego, całkiem niebiegowego, wyrastającego z buntu i niezgody na zastaną rzeczywistość. Sama myśl zawarta na koszulce jest dość prosta i nie chciałbym dorabiać do niej specjalnej ideologii. Przesłanie miało być optymistyczne i może być motywacją dla biegaczy po biegowym kryzysie. Ja kilka razy zaliczałem trudne powroty do biegania po przerwach i zawsze dochodziłem do chwili, kiedy mogłem sobie powiedzieć, że jednak: "RUN’s NOT DEAD". Mam nadzieję, że koszulka spodoba się choć części biegaczy i będą ją nosić. (Taką koszulkę dostaną uczestnicy Żoliborskiego Biegu Mikołajkowego 4 grudnia 2011 r. biegmikolajkowy.pl )

Paweł Zach: -Gdzie biegasz i jak często? Czy uważasz, że bieganie uwiarygadnia cię jako grafika sportowego? No, wiesz, mówi się często niesprawiedliwie, że jakaś impreza jest słaba, bo nie organizują jej biegacze, ale działacze.

/Paweł Kostrzębski: -Biegam już od 10 lat. Sam nie wiem skąd mam do tego tyle zapału, bo nie dość, że nie zdradzam najmniejszych predyspozycji do biegania, to jeszcze jestem raczej leniwy. Chyba się przyzwyczaiłem i już. Biegam gdzie popadnie, najczęściej w okolicach Bemowa, gdzie mieszkam i gdzie mam sporo fajnego lasu, ale bardzo lubię też bieganie po mieście i to wzdłuż głównych arterii. Tego ostatniego upodobania nie potrafię wytłumaczyć i należy je zaliczyć do dziwactw rozkapryszonego biegacza. Z częstotliwością jest różnie i napadowo. Przeważnie 3-4 razy w tygodniu, co daje 35-50 km. Czy bieganie mnie uwiarygadnia? Jako grafika mogą mnie uwiarygadniać tylko moi klienci i bieganie nic tu nie pomoże. Może i dobrze bo z tym moim /bieganiem to bym się w życiu nie przebił z żadną grafiką. To samo tyczy się organizatorów biegów. Może to prowadzić do ryzykownej konkluzji, że bieganie nie pomaga w życiu. Otóż nieprawda, gdybym nie biegał, na wywiad nie byłoby szans.

Możliwość komentowania została wyłączona.