Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Czy estetyka musi schodzić na drugi plan, jeśli coś jest nastawione na użytkową praktyczność? Jeśli spojrzymy na przekrój butów do biegania w terenie, to tak właśnie możemy pomyśleć. Pośród topornej stylistyki trajlówek ładne wzornictwo stanowi wyjątek, a estetyczne modele, które moglibyśmy założyć na co dzień do krótkich spodenek, można policzyć na palcach jednej ręki. Takim „kwiatem na bagnie” był między innymi poprzednik recenzowanego dziś buta, czyli model Hierro V5. Czasem na sportowej emeryturze, ale niejednokrotnie również wcześniej, V Piątki przyjęły się w naszej redakcji jako buty na każdą okazję – na spacer po parku, do biurowego dżinsu, a nawet na imieniny u cioci.
Jeśli chodzi o sportową funkcjonalność miały one swoje wady i zalety. Piątka, ze względu na dużą masę nie była idealnym butem na najdłuższe dystanse. Bieżnik predestynował ją na średnio-trudny lub łatwy teren. W zamian „stary” Hierro oferował bardzo duży komfort, solidne wykończenie i uznane podzespoły z pianką Fresh Foam X na czele. Co się zmieniło? Zapraszam na test Naczelnego Szafiarza.
Hierro swoją nazwę wzięły od najbardziej wysuniętej na południowy-zachód i zarazem najmniejszej wyspy z należącego do Hiszpanii archipelagu Wysp Kanaryjskich. Mój pierwszy trening w V6 miał miejsce stosunkowo niedaleko tego miejsca, bo na sąsiedniej Teneryfie. Jak na ironię, w mojej ocenie właśnie charakterystyka Teneryfy bardziej odpowiada naturze tego modelu. El Hierro to wyspa skalista, górzysta i dzika, natomiast testowany model to zdecydowanie ucywilizowana terenówka czyli właśnie coś jak najgęściej zaludniona Teneryfa.
W przypadku nowych Hierro nasuwa mi się też motoryzacyjna analogia do drugiej wersja Hummera, któremu z wojskowego poprzednika został tylko terenowy rodowód. Oszem H2 poradzi sobie spokojnie w umiarkowanym terenie, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie rzuciłby go już na wojnę w Zatoce Perskiej. A jeżeli to tylko z nadzieją, że przeciwnik oniemieje z zachwytu.
Już pierwszy rzut oka na nowego Hierro potwierdza powyższe. Niezbyt agresywny bieżnik zdecydowanie nie sprawdzi się na najbardziej wymagających, błotnistych biegach. To jednak wcale nie znaczy, że jest to słaby but trailowy. Jego zaawansowana konstrukcja i wygoda to mocne karty przetargowe, które warto wziąć pod uwagę w kontekście wyboru modelu na średnio-trudny lub łatwy teren. Ja zdecydowanie doceniam tu dużą ilość doskonale amortyzującej pianki Fresh Foam, wyścielonej od spodu solidnym płatem gumy Vibram MegaGrip. To połączenie sprawdzonych technologii jest gwarancją wygody i trwałości. Na dodatek dobrze chroni stopę przed nierównościami typu kamienie i korzenie, więc dodatkowe wzmocnienie podeszwy w postaci płytki lub innego utwardzenia uważam za zbędne.
Zaletą poprzedniego modelu była duża dawka amortyzacji nie odbijająca się negatywnie na stabilności buta. W V6 również udało się utrzymać tę cechę, przy 8 milimetrowym dropie (28/20). Równocześnie producent dał radę nieco zredukować jego masę, która w kontekście bardzo długich dystansów, była największą wadą poprzednika. Pod tym względem jest już lepiej, ale do ideału jeszcze wciąż trochę brakuje. Mój egzemplarz w rozmiarze 42,5 ważył 337 gramów. Powiecie, że to niewiele? Okej, ale na osiemdziesiątym kilometrze biegu ultra, możecie tę opinię zweryfikować.
Jeśli chodzi o cholewkę to tu też da się zauważyć pewne modyfikacje. Materiał jest bardzo dobrze dopasowany i wzmocniony w newralgicznych miejscach, w których naszym stopom przyda się dodatkowa ochrona. Inne jego fragmenty zrobione z wytrzymałej, syntetycznej siateczki sprawią, że otrzymamy wystarczającą dawkę chłodzenia i wentylacji. Zapiętek oraz system sznurowania zapewnia dużą stabilność nawet przy agresywnych zbiegach i dynamicznie pokonywanych wirażach. Szczerze, trudno się tu do czegokolwiek przyczepić. Widać, że pomimo iż New Balance może nie kojarzyć się z marką trailową, to ponad sto lat doświadczenia w produkcji biegówek procentuje.
Nie oszukujmy się, Hierro V6 nie jest butem na bardzo trudne warunki. Zwłaszcza przy dużym braku przyczepności spowodowanym nadmiarem błota, nie byłyby moim pierwszym wyborem. Ze względu na masę, nie zdecydowałbym się na nie również w przypadku najdłuższych dystansów ultra oraz na biegach, w których zależałoby mi na urwaniu sekund z każdego kilometra w zaciętej rywalizacji.
Z pewnością jednak zdecydowałbym się na szóstkę Hierro na treningi i biegi w umiarkowanym lub łatwy terenie nie przekraczające dystansu maratonu. Tu miałbym pewność, że będę miał pod stopą stabilną i dobrze amortyzowaną dawkę wsparcia, która nie narazi mnie na ryzyko obtarć oraz mechanicznych uszkodzeń spowodowanych trudami terenu i przeszkodami.
W ciemno poleciłbym ten model też biegaczom o większej masie ciała, gdyż pianka Fresh Foam zapewni im amortyzację niezbędną dla narażonego na przeciążenia podczas biegów w terenie aparatu ruchu.
Duży komfort i uniwersalność Hierro powodują, że w kontekście treningów i biegów trailowych jest on propozycją wartą rozważenia. To model dla wymagających biegaczy, którzy chcą mieć niezawodny but oparty na renomowanych i sprawdzonych technologiach. Patrząc na poprzednika, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że będzie on równocześnie bardzo trwały. Wtedy po kilku biegach terenowych, bez obciachu będziecie mogli założyć go do biura w casual friday i chwalić się swoimi życiówkami przy kuchennym ekspresie.
Zdjęcia: Marta Gorczyńska