Redakcja Bieganie.pl
24 marca 2010
Szanowny Panie Prezesie, szanowny Panie Dyrektorze, szanowni trenerzy.
Jesteśmy dwójką stosunkowo jeszcze młodych trenerów, których tak jak i Panów martwi stan naszych biegów, zwłaszcza długich. Do napisania listu skłoniły nas przemyślenia po konferencji dotyczącej treningu wytrzymałościowego, która odbyła się w Spale i wywołała podobno ogólne zadowolenie.
My jesteśmy akurat ludźmi, którzy nie jeżdżą na takie konferencje po to, żeby dobrze się bawić, zjeść i napić, tylko żeby czegoś się nauczyć lub móc uczestniczyć w dyskusji, która zainspiruje nas do zastanowienia i przemyślenia rozwiązań treningowych. Pod tym względem nie był to czas dobrze wykorzystany.
Celem naszego listu nie jest wsadzanie kija w mrowisko, tylko pobudzenie do konstruktywnych przemyśleń. Staramy się czytać, kontaktować z trenerami z zagranicy, którzy mają ciekawe doświadczenia, mamy dostęp do bogatej anglojęzycznej literatury, doszukujemy się prawidłowości w treningach najlepszych zawodników na świecie.
Patrząc na trening światowej czołówki uważamy, że nasza szkoła biegów długich to archaizm i trzeba szukać nowych dróg rozwoju. Przez wiele lat, nie zwracaliśmy uwagi na to, co działo się w treningu na całym świecie, czy to z braku znajomości języków obcych, czy z przeświadczenia, że jesteśmy przecież "potomkami wunderteamu". Niestety te czasy to już przeszłość, nadeszła nowa era, a my zostaliśmy daleko z tyłu.
Zadajmy sobie pytania co powinniśmy zmienić w naszym szkoleniu ? Oto kilka konkretów.
Pierwsza sprawa.
Podstawowa różnica, którą widać pomiędzy treningiem naszych zawodników i zawodników na świecie jest taka, że na świecie trening dostosowany jest do warunków i wysiłku startowego jaki czeka zawodnika na zawodach. Czyli, jeżeli ktoś trenuje do maratonu to biega na przykład 20 km z intensywnością maratońską. A u nas zawodnik biega odcinki po 2-3 km i to z intensywnością życzeniową. Jeżeli na świecie zawodnik trenuje do półmaratonu to wykonuje treningi na przykład 2 razy 20 min biegu z intensywnością półmaratońską z dosyć krótką przerwą. Nasz zawodnik biega odcinki na 10 x 1000m w tempie wziętym z sufitu. Przykładem może być polski czołowy zawodnik, który szykowany jest do półmaratonu na odcinkach 1km bieganych w okolicach 2:52/km. Co gdyby przyjąć, że to jego docelowa prędkość półmaratońska to ten zawodnik przygotowywany jest na rekord Polski (w przybliżeniu czas 1:00:29) biegając mniej więcej w tempie swojej życiówki na 10000m z bieżni. Na świecie zawodnik trenuje mocno, ale na prędkościach dostosowanych do docelowego wysiłku startowego.
Druga sprawa.
Poniekąd łączy się z pierwszą. Jest to właśnie szacowanie założeń wynikowych. W Polsce trenujemy w tempie życzeniowym a nie realnym. Czyli zastanawiamy się, w jakim czasie zawodnik ma przebiec na zawodach dany dystans i takie tempo na treningach stosujemy. Spora część świata, szczególnie zawodnicy amerykańscy (podaliśmy ten przykład gdyż oni wiodą zdecydowany prym jeżeli chodzi o zawodników białych) podchodzą do tego w sposób bardziej rozsądny, a nawet zachowawczy. Trenują z intensywnością startową, ale taką na jaką ich w aktualnym momencie stać, a nie docelową, którą może uda się osiągnąć za kilka miesięcy. A u nas okazuje się, że zawodnicy cały czas są przetrenowani, a bardzo dobre wyniki osiągają po kontuzji lub po dłuższej przerwie treningowej.
Trzecia sprawa.
Polski trening jest schematyczny do bólu. Do legend należą opowieści o jednym ze znanych trenerów, u którego od lat w czwartek robi się siłę a w piątek drugi zakres. Nie zrozumiałym elementem dla nas jest to, że w dalszym ciągu trenerzy w kurczowy sposób trzymają się naszych „drugich i trzecich zakresów”. Nigdzie na świecie nie funkcjonuje takie nazewnictwo i tego typu intensywności. Mamy przecież dużo większe spektrum intensywności, które powinno być na bieżąco stosowane a nie jedynie zmieniany czas trwania wysiłku. Zapytacie, a skąd mamy wiedzieć, jakim tempem ma biegać zawodnik w danym okresie? Jesteśmy trenerami, dysponujemy wieloma środkami i metodami do pomiaru aktualnej dyspozycji zawodnika (testy, sprawdziany). Drugą przydatną rzeczą są kalkulatory, tabele intensywności, dzięki którym możemy w pewnym stopniu zaprogramować prędkości, a następnie dopasować do aktualnej formy naszych zawodników. Trzeba szukać nowych rozwiązań zmieniać bodźce treningowe. Reasumując, powinniśmy korzystać z szerokiego spektrum intensywności treningowych.
Czwarta sprawa.
Wszyscy trenerzy wciąż mówią o odpoczynku. O tym jak ważna jest regeneracja. Ale na treningu wychodzi, że "jak się zaczęło biegać to trzeba skończyć". Tu znowu pojawia się ten wspomniany przez nas schematyzm. Trening musi byś zrobiony choćby nie wiadomo, co się działo. Tak jest w większości przypadków. Organizm to nie bateria słoneczna, z której można czerpać energie nie skończenie długo bez naładowania. Najlepszym strażnikiem jest nasz organizm, on sam daje nam sygnały, że jest coś nie tak. Powinniśmy rzeczywiście dbać o regeneracje a nie tylko mówić o niej.
Piąta sprawa.
Nie korzystamy z własnych zasobów wiedzy i praktyk trenerskich. Ściągamy na konferencje trenera z Hiszpanii, który myśli, że odkrył nowoczesny systemy oceny wydolności i szacowania intensywności treningowych. A okazuje się, że takie innowacyjne rozwiązania znane są już od bardzo wielu lat, a sam zainteresowany nie ma pojęcia, co dzieje się na świecie. Mamy w Polsce takie autorytety trenerskie zajmujące się długimi dystansami jak chociażby trener Król czy Robert Korzeniowski. Podyskutujmy z nimi na tematy treningowe, przedstawmy swoje propozycje, wywołajmy dyskusję, która nas wzbogaci lub skłoni nas do refleksji. Jeżeli to nie przyniesie żadnych efektów, poszukajmy i zaprośmy kogoś z zagranicy kto przyniesie nam wartościowe informacje. Lub wysyłajmy trenerów na szkolenia międzynarodowe. Nie bójmy się pytać, dyskutować, to jedyna droga do poprawy naszych biegów. Musimy być otwarci.
Ostatnia sprawa
Szczątkowa wiedza na temat motywowania i budowania grupy zawodników.
Pewnie część z czytających powie, że jesteśmy bezczelni pisząc w sposób krytyczny na temat naszej szkoły treningowej, dotykając tym wielu trenerów, którzy mają dużo lepsze osiągnięcia. Nie chcemy negować tych osiągnięć, ale powiedzieć, że jesteśmy daleko z tyłu za światową i europejską czołówką. Chcemy się dalej rozwijać, ale obecnie w naszym kraju jest to nie możliwe. Obecnie, pozostaje nam jedynie czytać anglojęzyczne publikacje i czekać.
Krzysztof Janik, Michał Jarosz
Powyższy list został wysłany do adresatów pocztą elektroniczną oraz tradycyjną