Redakcja Bieganie.pl
Żadnej z Rosjanek nie przyłapano na stosowaniu dopingu. Drogą mozolnego porównywania próbek moczu odkryto jednak, że kolejne próbki, pobierane w różnych miejscach i różnym czasie – nie należą do tych samych zawodniczek. Mówiąc inaczej – do laboratoriów antydopingowych trafiały oszukane próbki moczu. Zamiast od zawodniczek – od innych osób, bez śladu substancji dopingowych.
W ten sposób kończą, być może, kariery jedne z najwybitniejszych biegaczek ostatnich lat: Jelena Sobolewa, tegoroczna mistrzyni świata z hali na dystansie 1500m, wicemistrzyni świata z 2007, rekordzistka świata z hali, posiadająca najlepszy w tym roku wynik na 800m i 1500m; dalej Tatiana Tomaszowa – dwukrotna mistrzyni świata w biegu na dystansie 1500m, wicemistrzyni olimpijska z Aten, mistrzyni Europy z 2006, również na 1500m; kolejna: Julia Fomenko – wicemistrzyni świata z hali z tego roku, mistrzyni z hali z 2006, wicemistrzyni Europy z 2006, wszystko w biegu na dystansie 1500m. Następna: Swetlana Cherkasowa, zwyciężczyni Pucharu Europy w hali w 2006 roku oraz Olga Jegorowa – mistrzyni świata na dystansie 5000m z 2001. Olga Jegorowa była już zresztą bohaterką skandalu antydopingowego. W 2001 roku wykryto u niej EPO, ale z powodu błędów proceduralnych badanie unieważniono. Sprawa stała sie głośna po tym, jak Paula Radcliffe, rekordzistka świata w maratonie, podczas biegu Olgi na dystansie 5000m stała z transparentem: "Precz z EPO-oszustami!"
Do tego niewesołego grona dochodzi Daria Piszczałnikowa, mistrzyni Europy w rzucie dyskiem oraz Gulfina Chanafiejewa, była rekordzistka świata w rzucie młotem. Dodatkowo ogłoszono wczoraj, że na Igrzyska nie pojadą łącznie trzy Rumunki, – przyłapana już kilka tygodni temu Liliana Popescu, która późną wiosną zaskoczyła świat, biegnąc najlepszy na świecie wynik na dystansie 1500m, Elena Antoci – mistrzyni Europy w hali w 2005, na dystansie 1500m oraz Cristina Vasiloiu – mistrzyni Europy juniorek z zeszłego roku na dwóch dystansach – 1500m i 3000m. Wszystkie brały EPO.
Widać, że ogromna wpadka dotknęła same szczyty lekkiej atletyki. Szczególnie przerzedzone zostały szeregi olimpijek biegających 1500m. Jak głosi plotka, rozwścieczony ogromem afery IAAF specjalnie ogłosił wyniki śledztwa na tyle późno, aby Rosjanie nie mogli wysłać do Pekinu dublerek. To zaś oznacza, że Rosja, która liczyła na kilka medali w biegach, może wrócić z niczym. Rosną natomiast szanse naszych trzech reprezentantek: Sylwii Ejdys, Anny Jakubczak oraz Lidii Chojeckiej. Możemy sobie tylko wyobrażać, co myślą te dwie ostatnie, będące w czołówce dwóch ostatnich Igrzysk Olimpijskich, wyprzedzone m.in. przez Rosjanki i Rumunki, w tym zawieszoną Tatianę Tomaszową. Medal olimpijski to zwieńczenie kariery, droga do płatnych mitingów i ogromny prestiż, który odebrały naszym zawodniczkom, być może, nakoksowane Rosjanki i Rumunki.
Jak IAAF wpadło na trop afery? Jak mówią nieoficjalnie zorientowane w śledztwie osoby, wszystko wyglądało… zbyt pięknie! Rosyjskie zawodniczki robiły nieprawdopodobne wyniki, a próbki ich moczu wyglądały wręcz nierzeczywiście czysto (przynajmniej jeśli chodzi o środki dopingowe). Po cichu zaczęto więc badać kolejne próbki i porównywano ze sobą. Okazało się, że mocz pochodzi od różnych osób. To może oznaczać, o czym nikt nie mówi na razie głośno, że w proceder oszukiwania był zaangażowany ktoś z rosyjskiej agendy agencji antydopingowej, kto mógł podmieniać próbki.
Kibice lekkiej atletyki nie są bynajmniej zaskoczeni wpadką Rosjanek. W tym roku Jelena Sobolewa pobiegła na 800m 1.54,75 – najlepszy wynik na świecie na tym dystansie od wielu lat, bez zająców, wręcz niewiarygodny, robiąc ogromny postęp. Nie pierwszy zresztą w jej karierze. W 2005 roku, kiedy świat po raz pierwszy usłyszał o tej zawodniczce, zrobiła w ciągu kilku miesięcy skok z poziomu 4:11 na 4:01. Później jeszcze kilkukrotnie zaskakiwała kibiców – zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Zdarzało się jej biec fenomenalne wyniki, a potem przegrywać w najważniejszych imprezach. Najlepszą formę Jelena oraz kilka innych Rosjanek prezentowały w hali – czyli po okresie zimowym. Jak się zaś podejrzewa – doping mógł mieć miejsce właśnie zimą, i to wtedy do kontrolerów trafiały niewłaściwe próbki moczu.
Czekamy na rozwój afery. IAAF zastrzega oczywiście, że na razie zawodniczki są tylko podejrzane, ale trudno sie spodziewać, aby po kilkunastomiesięcznym śledztwie i zebraniu tak mocnych dowodów mogły uniknąć kary zawieszenia. Mamy nadzieję, że z tabel wykreśli się ich wszystkie wyniki i juz nigdy w sporcie nie usłyszymy nazwisk takich jak np. Jegorowa – która mimo tego, że od kilku lat jest synonimem nieskutecznej walki z dopingiem, nadal startowała, drwiąc sobie z kibiców.
Dopingowa wpadka Rosjanek ma również pozytywne skutki. Być może część kibiców upewni się, że w lekkiej atletyce nie ma świętych krów, a IAAF skutecznie stara się walczyć ze stosowaniem niedozwolonych środków. Być może oznacza to oczyszczenie lekkiej atletyki – podobnie jak zrobiono to w przypadku kolarstwa i Tour de France. Czekamy na kolejne doniesienia w sprawie złapanych Rosjanek. Jak podejrzewa część obserwatorów, może być ich więcej. Stosowanie tego samego sposobu ukrycia dopingu przez zawodniczki z różnych dyscyplin i grup treningowych może świadczyć o tym, że doping w Rosji mógł mieć charakter systemowy, podobnie jak w czasach Związku Radzieckiego.
Jedno jest pewne: dla dopingowiczów nastają ciężkie czasy.