Redakcja Bieganie.pl
We wrześniu 2003 roku
media obiegła informacja o tym, że polskie obywatelstwo otrzymał
Yared Shegumo, etiopski biegacz, który mieszka w Polsce od
1999 roku. Wydawało się, że może zostać
gwiazdą światowego formatu – miał już niezłe wyniki, pochodził
z kraju najbardziej utalentowanych biegaczy na świecie. Minęły
cztery lata. Yared roztopił się w polskiej przeciętności, a w końcu zmuszony
sytuacją finansową wyjechał do pracy w angielskiej fabryce. Dlaczego tak się stało?
Przypomnijmy
całą historię. Mistrzostwa Świata U-18 w Bydgoszczy
były pierwszą tak dużą imprezą tej grupy wiekowej. Wielu
startujących wtedy zawodników jest dziś gwiazdami światowego
biegania. Sztandarowy przykład to Kenenisa Bekele, wtedy kolega
Yareda z reprezentacji, dzisiaj – rekordzista świata. Yared
startował w Bydgoszczy na 400m oraz w sztafecie 4 x 400m. Jego wyniki:
48,98 w eliminacjach, 48,93 w półfinale. Całkiem nieźle jak na szczupłego 16-latka. Przed przyjazdem do Polski
nie miał o naszym kraju żadnego pojęcia, ktoś doradził mu
jedynie, żeby zabrał ze sobą ciepłe ubranie. Już wkrótce przydało się…
Czy
decyzja o pozostaniu w Polsce była spontaniczna – nie dowiemy się
pewnie nigdy. Yared utrzymuje, że został u nas, uciekając przed
wcieleniem do wojska i udziałem w wojnie z Erytreą. To, że taka
wojna trwała, jest faktem. Ale faktem jest również to, że
żaden z czołowym etiopskich zawodników nie trafił na front.
Yared
po pozostaniu w Polsce dostaje status uchodźcy, mieszka w różnych
miejscach. Próbuje kontynuować karierę biegową, trafia pod
skrzydła Grzegorza Wrony, trenera warszawskiej Polonii. Ten szykuje
Yareda pod 800m i 1500m, ale docelowo myśli o nim jako o świetnym
biegaczu na 5-10km. Współpraca układa się dobrze, zawodnik zaprzyjaźnia się z trenerem i aklimatyzuje w Warszawie. Wkrótce pojawia się w polskich tabelach biegowych,
nadal jednak jako Etiopczyk. W 2003 roku ustanawia niezły rekord
życiowy na 1500m: 3.40,12.
Przełom
w jego karierze następuje już jesienią tego samego roku. Wkrótce
po uzyskaniu obywatelstwa Yared zdobywa podwójne złoto na
Młodzieżowych Mistrzostwach Polski – na 1500m oraz na 5000m. Kilka
miesięcy później jedzie z reprezentacją na halowy Puchar
Europy do Lipska i bije rekord Polski na 3000m, z czasem 7.54.04.
Rekord należał wcześniej do Bronisława Malinowskiego,
najwybitniejszego polskiego długodystansowca, była to więc jakby
symboliczna zmiana warty.
Niestety,
od tej pory zaczynają się problemy. Są jeszcze medale Mistrzostw
Polski, w sezonie letnim jeszcze szybkie biegi na 1500m, ale potem
Yared odchodzi od trenera Wrony i przez dwa kolejne lata notuje
regres na wszystkich dystansach, z wyjątkiem 800m, gdzie poprawia
się minimalnie. Co się więc stało?
Okazało
się, że pobyt w Polsce nie jest biegowym rajem. – Zły kraj wybrał – komentują krótko biegacze. Yared od początku
pobytu mierzy się z problemami, których nie doświadczają
biegacze w Etiopii. Nie ma gdzie mieszkać, nie ma pieniędzy na
życie i bieganie, pomaga mu przede wszystkim trener. Polska w porównaniu z Etiopią okazuje się sportowym koszmarem – problemem jest nawet wydobycie z klubu pieniędzy na buty do biegania. Przez jakiś
czas Yared ma kontrakt sponsorski z grupą Elite Cafe, ale otrzymuje sumę
tak drobną, że nie jest ona w stanie pokryć nawet kosztów
miesięcznych obiadów… Pomaga mu też przedsiębiorca z
Warszawy, Roman Kukuła, odstępując za darmo mieszkanie i
wspierając finansowo. Ale sytuacja jest ciężka i nie zmienia jej
powołanie do kadry Polski. Polscy biegacze nie otrzymują bowiem z
PZLA żadnych pieniędzy, dopóki nie staną się medalistami
międzynarodowych imprez mistrzowskich.
Życie
w Polsce okazuje się ciężkie również z innego powodu, o
którym Yared nigdy nie mówi w wywiadach: rasizm. Przed
jego pierwszym startem w halowych Mistrzostwach Polski Seniorów
część rywali zmawia się, żeby „wyeliminować Czarnego” –
jeden z nich ma podstawić mu nogę w czasie biegu. Miejscowi biegacze nie chą bowiem na swoim podwórku niewygodnego rywala. O sprawie
dowiaduje się PZLA, zawodnicy zostają ostrzeżeni, a bieg jest
nagrywany na wideo – do wypadku więc nie dochodzi. Ale pozostają
szepty, zdarzają się napaści na ulicach. Yared nigdy tego nie
przyzna, zawsze twierdzi, że Polacy to wspaniali ludzie, ale autor
tekstu na własne oczy widział kiedyś, jak grupa pijanych
nastolatków próbowała wyciągnąć „Murzyna” z
autobusu, w wiadomym celu. Kierowca nie zamykał drzwi…
Trener narzekał zawsze, że sprawy bytowe zajmują Yaredowi tyle energii, że
nie ma on czasu na właściwą regenerację po treningu. Co z tego, że Yared w porównaniu do naszych zawodników prowadzi się wzorowo – nie tyka np. alkoholu, skoro wraz z życzliwymi mu ludźmi wciąż stara się o pieniądze, załatwia
sprawy związane z obywatelstwem, mieszkaniem… W 2004 roku dostaje szansę, która okazuje się gwoździem do jego trumny. Dochodzi do swoistego szantażu ze strony potencjalnego sponsora: dostanie
pieniądze, jeśli zmieni trenera. Nazwisko starego trenera nie było
dość „medialne”, nie miało znaczenia, że pod jego opieką
Yared systematycznie sie rozwija. Jesienią 2004 roku wiąże się
więc z trenerem Królem, jednym z najbardziej utytułowanych
polskich szkoleniowców. Niestety, współpraca z nim nie
przynosi wartościowych wyników. Trener na siłę usiłuje zrobić z Etiopczyka biegacza na 800m, chociaż jego talent i budowa ciała wskazują na predyspozycje do biegów długich. Największym plusem współpracy jest to,
że po sześciu latach rozłąki Yared może w końcu pojechać na obóz
do Etiopii i zobaczyć się z rodziną. Swoich rodziców widział wcześniej jako 15-latek… Na miejscu zresztą żeni się
ze swoją sympatią z lat dzieciństwa, która wciąż czekała
na jego powrót. Czy nie brzmi to jak scenariusz tandetnego romansu? A jednak jest prawdą…
Po
dwóch latach bez postępu sponsor odchodzi, trener przestaje
się nim interesować, a PZLA nie daje już pieniędzy nawet na obozy.
Yared ma 23 lata, ale zostaje skreślony. Nawiązuje, co prawda,
ponowną współpracę z trenerem Wroną, ale z braku pieniędzy…
wyjeżdża do Wielkiej Brytanii do pracy w fabryce, podobnie jak wielu innych zawodników. Nie trenuje całą
zimę, pracuje nocami, dopiero wiosną wyjeżdża do Etiopii, żeby
jeszcze raz spróbować przygotować się do sezonu. Pierwsze
starty po powrocie są obiecujące, ale brak przepracowanej zimy
wkrótce daje znać o sobie – podczas biegu na 3000m w
Memoriale Kusocińskiego Yared stawia wszystko na jedną kartę i
rusza ze świetnymi Kenijczykami w tempie na rekord Polski. Na
finiszu mocno słabnie i przybiega jako trzeci z Polaków, ze słabym czasem, co
zamyka mu drogę do ewentualnego stypendium za występ w Pucharze
Europy. Na domiar złego łapie kontuzję łydki, która
wyłącza go ze startu w Mistrzostwach Polski Seniorów. Po sezonie żaden klub nie chce dać mu stypendium, ze słabą znajomością języka nie ma szans na pracę. Przez jakiś czas łudzi się, że będzie miał jeszcze szansę na trening. Niestety, w
momencie, gdy czytacie ten tekst, Yared prawdopodobnie wylatuje
ponownie do brytyjskiej fabryki…
Jak
się okazało, polskie biegowe piekiełko potrafi wykończyć nawet
wielkie talenty. Czy gdyby Kenenisa Bekele został w Polsce 8
lat temu razem z Yaredem, byłby rekordzistą świata? Znacznie
bardziej prawdopodobne, że pracowałby w kuchni w Londynie…
Karierę
Yareda zastopowały te same problemy, które hamują rozwój
innych polskich zawodników: brak pieniędzy, brak
zainteresowania zawodnikiem ze strony Polskiego Związku Lekkiej
Atletyki, niekompetencja działaczy i trenerów. Dla niektórych był przydatny w wieku młodzieżowym – bo za wyniki tej grupy wiekowej kluby mogą liczyć na dofinansowanie z Ministerstwa Sportu. Losem starszych zawodników nie interesuje sie w Polsce nikt. Yared, gdy został Polakiem, natrafił na taką samą ścianę obojętności, na jaką trafiają Polacy. Mimo to nigdy się nie skarżył, nigdy nie mówił, że żałuje decyzji o pozostaniu w naszym kraju. Zawsze powtarza, że Polska to wspaniały kraj, jego nowa ojczyzna. Wyjeżdżając do Anglii, pozostaje Polakiem.
Po przejrzeniu
internetowych dyskusji widać, że Yared od początku miał przeciwko sobie nawet
kibiców. Trenerzy kadry po cichu motywowali innych zawodników, żeby "dołożyli Murzynowi", niewiele osób dopingowało go na zawodach. A oto, co napisał na biegowym forum jeden z kibiców po pobiciu przez Yareda rekordu Polski: „rekord
Polski czarnego zawodnika to żaden rekord, nie powinno się go
uznawać. Dla mnie rekordzistą jest wciąż Bronisław Malinowski.”
Po prostu zły kraj wybrał.
——————————