Zależy czy jesteś zaadaptowany czy nie. Ja zimą jestem na full keto, bo nie robię wtedy prawie żadnych intensywnych treningów. Jak jesteś zaadaptowany do ketozy, to generalnie mięśnie masz puste, niemal nie ma tam glikogenu. I jak jesz jednorazowo węgle, to praktycznie wszystko co się trawi od razu jest pakowane do zapasów, nawet z minimalną odpowiedzią insulinową. Problemy zaczynają się dopiero gdy glikogen jest uzupełniony.
I stąd też pogląd, że trzeba nie jeść węgli przez kilka dni żeby wejść w ketozę. To prawda, ale dla człowieka który zaczyna, do tej pory jadł węgle i ma pełne magazyny glikogenu. Jego organizm jest ustawiony na palenie głównie glukozy i najpierw spala wszystko co ma dostępne, a później przez parę tygodni cierpi przestawiając się na utlenianie kwasów tłuszczowych i ketonów.
Ale jak jesteś zaadaptowany, trenujesz, to byle dawka węgli nie wywala cię z ketozy na więcej, niż to jest potrzebne do strawienia tych węgli i wpakowania ich do glikogenu. Oczywiście o ile nie rypniesz sobie pół kilo makaronu z cukrem na raz

.
W zeszłym roku sobie mierzyłem ketony we krwi; po zjedzeniu 200g węgli przed dwugodzinnym intensywnym treningiem rowerowym po powrocie do domu byłem już w ketozie. A wieczorem stężenie ketonów było już normalne.
To jest dokładnie tak jak na węglach, tylko na odwrót

. Jak jesz węglowodanowo, to pół kilo boczku na obiad nie wrzuci cię w ketozę. Jak parę miesięcy jesteś na ketozie, to 300 g węgli okołotreningowo nie wywali cię z niej.
Oczywiście o ile tego nie jesz codziennie, bo wypaść z ketozy jest łatwiej niż w nią wejść z tego względu, że węgle jako łatwiejsze źródło energii jest bardziej preferowane przez organizm.