
Imię: Mateusz
Wzrost: w moim wieku z dnia na dzień się kurczę
 powiedzmy 167 cm
 powiedzmy 167 cmWaga: 64,2
Rok urodzenia: 1973
Miasto: Kraków
W 2011 roku przez zupełny przypadek stałem się posiadaczem butów do biegania (nike cośtam cośtam). Mając buty postanowiłem sobie przypomnieć jak się biega (robiłem to będąc w podstawówce, czyli w epoce Wojen Punickich). Wyszedłem z domu w mroźny lutowy wieczór i po przebiegnięciu 150 metrów błagałem moją małżonkę o litość i powrót do domu. Po dwóch miesiącach pobiegłem Mini Maraton wokół krakowskich Błoń i ze zdziwieniem stwierdziłem, że mi się to podoba.

5 km - 00:26:44 (27.05.2012 - Cracovia Interrun 2012)
10 km - 00:50:52 (12.05.2012 - X Bieg Skawiński)
13 km - 01:26:05 (02.10.2011 - V Międzynarodowe Mistrzostwa Krakowa w Biegu Górskim "Bieg Trzech Kopców")
21 km - 01:58:11 (24.03.2013 - X Krakowski Półmaraton Marzanny)
42,195 km - 04:17:01 (28.04.2013) - XII Cracovia Maraton
A dziś... A dziś jestem po kilku poważnych i mniej poważnych kontuzjach, mam czterdziestkę na karku i postanowiłem w prezencie przebiec maraton. Jeszcze w listopadzie 2012 po długiej przerwie spowodowanej poważną niestabilnością kręgów szyjnych zacząłem powoli biegać, aby w styczniu przystąpić do regularnego treningu z zamiarem ukończenia Cracovia Maraton w czasie 4:00:00. Jednak kolejna kontuzja tym razem mięśnia brzuchatego łydki, oraz infekcja wirusowa w sumie zabrały mi 2 tygodnie treningów, co jak pokazało moje niedzielne wybieganie miało niebagatelny wpływ na moją kondycję. W związku z tym lekko zmieniłem swoje cele.

24.03.2013 - Półmaraton Marzanny - (zmieścić się w 2:05:00) Plan wykonany: 1:58:11
28.04.2013 - Cracovia Maraton - (przede wszystkim ukończyć. Ukończyłem z czasem: 04:17:01 )

Nike Air Pegasus+ 27 GTX
Asics Nimbus 13

 






 Na domiar złego powrót pod wiatr, który potęgował odczucia mrozu.
 Na domiar złego powrót pod wiatr, który potęgował odczucia mrozu.

 Od samego początku kontrolowałem czas urywając po 3-5 sekund na każdym kilometrze, aby mieć komfort psychiczny przy tych kilku podbiegach na mosty, czy pod Wawelem. Moje obawy zupełnie się nie sprawdziły, na większości podbiegów starałem się trzymać tempo i wyprzedzałem tych, którzy zwalniali. Zanim dobiegliśmy do kładki Bernatka zrobiło się bardzo wąsko, w kilka osób wskoczyliśmy na trawnik, który był śliski i zmrożony, co spowodowało poślizg i wywrotkę biegacza biegnącego zaraz przede mną. Wpadł mi prosto pod nogi i chyba tylko cud spowodował, że nie wyłożyłem się jak długi. Za kładką wciągnąłem żel owocowy, zakładając, że da mi to trochę energii na końcówkę biegu. Pod Wawelem druga kraksa - tym razem dziewczyna potknęła się i upadła na asfalt, osoby biegnące najbliżej niej od razu się zatrzymały pomagając wstać (Brawo!), mam nadzieję, ze dziewczyna dobiegła do mety napędzana adrenaliną, bo na pewno bardzo się potłukła
 Od samego początku kontrolowałem czas urywając po 3-5 sekund na każdym kilometrze, aby mieć komfort psychiczny przy tych kilku podbiegach na mosty, czy pod Wawelem. Moje obawy zupełnie się nie sprawdziły, na większości podbiegów starałem się trzymać tempo i wyprzedzałem tych, którzy zwalniali. Zanim dobiegliśmy do kładki Bernatka zrobiło się bardzo wąsko, w kilka osób wskoczyliśmy na trawnik, który był śliski i zmrożony, co spowodowało poślizg i wywrotkę biegacza biegnącego zaraz przede mną. Wpadł mi prosto pod nogi i chyba tylko cud spowodował, że nie wyłożyłem się jak długi. Za kładką wciągnąłem żel owocowy, zakładając, że da mi to trochę energii na końcówkę biegu. Pod Wawelem druga kraksa - tym razem dziewczyna potknęła się i upadła na asfalt, osoby biegnące najbliżej niej od razu się zatrzymały pomagając wstać (Brawo!), mam nadzieję, ze dziewczyna dobiegła do mety napędzana adrenaliną, bo na pewno bardzo się potłukła   . Kiedy obiegliśmy Wawel do okoła i wróciliśmy na bulwary wiedziałem, że plan minimum będę miał zaliczony, a że czułem się fantastycznie i nie byłem bardzo zmęczonym, jeszcze lekko przyspieszyłem. Za to wbiegając na błonia poczułem MOC i ucieszyłem się, że zostało jeszcze 1,5 okrążenia, bo to oznaczało, że urwę jeszcze kilka sekund. Na metę wpadłem z czasem 1:58:11 i jeszcze ze sporym zapasem energii, co oznacza, że pobiegłem trochę zachowawczo.
 . Kiedy obiegliśmy Wawel do okoła i wróciliśmy na bulwary wiedziałem, że plan minimum będę miał zaliczony, a że czułem się fantastycznie i nie byłem bardzo zmęczonym, jeszcze lekko przyspieszyłem. Za to wbiegając na błonia poczułem MOC i ucieszyłem się, że zostało jeszcze 1,5 okrążenia, bo to oznaczało, że urwę jeszcze kilka sekund. Na metę wpadłem z czasem 1:58:11 i jeszcze ze sporym zapasem energii, co oznacza, że pobiegłem trochę zachowawczo. 
  
 