neevle - setka w połówce
Moderator: infernal
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
22.07 - 9,2km - 2,3km rozgrzewki po 5:50/km, a potem trochę szybszego biegania zgodnie z zapowiedzią. Ponieważ dysponowałam fajnym, prostym kawałkiem o długości 460m, wykorzystałam go do latania tam i z powrotem. Biegałam z kolegą, którego co prawda na połówce odstawiłam na 20 minut, ale który na tysiaku mógłby mi zapewne tylko piętami pomachać. Dlatego też pierwsze powtórzenie kompletnie spalone - 1:47 min. Potem się ogarnęliśmy i cztery kolejne poszły w 1:53-55 (4:05-10/km), ostatnie w 1:52. W ramach przerwy powrót w truchcie na miejsce startu, ok. 3:20 min. Na koniec 1,4km schłodzenia po 6:00 i zrobione. Trening bardzo podobny do tego, co robiłam we wtorek w tygodniu przed startem na piątkę w czerwcu.
23.07 - 8,1km - 5:44 min/km - wczoraj już na spokojnie.
Jutro pobudka, rozruch 5-6km z rana, a potem w Contbusa i wio do Wawy. Spakowałam dwa zestawy ciuchów startowych, bo nie mogę się zdecydować. podałabym swój numer startowy, ale wygląda na to, że go nie mam, dopóki nie odebrałam pakietu.
A, no i przy okazji powoli zacznę wprowadzać się do nowego mieszkania. najgorsze, że jeszcze nie ma w nim internetu!...
23.07 - 8,1km - 5:44 min/km - wczoraj już na spokojnie.
Jutro pobudka, rozruch 5-6km z rana, a potem w Contbusa i wio do Wawy. Spakowałam dwa zestawy ciuchów startowych, bo nie mogę się zdecydować. podałabym swój numer startowy, ale wygląda na to, że go nie mam, dopóki nie odebrałam pakietu.
A, no i przy okazji powoli zacznę wprowadzać się do nowego mieszkania. najgorsze, że jeszcze nie ma w nim internetu!...
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Klapa na całej linii, coś około 51 minut. Nawet nie chce mi się o tym pisać. Generalnie wyglądało to tak, że zaczęłam z rezerwą oddechu (plan na 4:40/km, tja), co poskutkowało 2km w 10 minut, po czym niby przyspieszyłam, a w praktyce i tak co zyskałam na jednym kilometrze, straciłam na kolejnych dwóch. Po 7km w 35 min odpuściłam i dotoczyłam się do mety, nie zeszłam tylko dlatego, że w połowie pętli to nie miało sensu no i nie dostałabym fantów na mecie. W ogóle myślałam, że zdechnę, zanim dostałam jakieś picie, tyle to trwało. I nie było wody, tylko jakiś badziewny izotonik. Ogólnie:
- przede wszystkim mimo godziny 21 szklarnia na dworze, wilgotność wg. meteo.pl rzędu 70-80%
- nie jestem przyzwyczajona do biegania tak późno (przez co i plan żywieniowy mi nie wyszedł - byłam głodna na linii startu)
- regeneracja przed zawodami nie wyszła, bo całe popołudnie składałam meble
- trasa nie najłatwiejsza - podbiegi, zbiegi i stara kostka brukowa - kiedyś nawet tu wspominałam, że w Hajperkach mocno czuję nierówności
- za mocno zawiązałam lewego buta, co poskutkowało uciążliwym bólem śródstopia po pewnym czasie
- w nocy w atmosferze jest więcej ciemnej materii i są większe opory ruchu ;P
- itp, itd
Nie umiem i nie lubię biegać dychy. Ale prawdopodobnie podejmę próbę odkucia się we wrześniu...
A niech mi ktoś spróbuje gratulować.
- przede wszystkim mimo godziny 21 szklarnia na dworze, wilgotność wg. meteo.pl rzędu 70-80%
- nie jestem przyzwyczajona do biegania tak późno (przez co i plan żywieniowy mi nie wyszedł - byłam głodna na linii startu)
- regeneracja przed zawodami nie wyszła, bo całe popołudnie składałam meble
- trasa nie najłatwiejsza - podbiegi, zbiegi i stara kostka brukowa - kiedyś nawet tu wspominałam, że w Hajperkach mocno czuję nierówności
- za mocno zawiązałam lewego buta, co poskutkowało uciążliwym bólem śródstopia po pewnym czasie
- w nocy w atmosferze jest więcej ciemnej materii i są większe opory ruchu ;P
- itp, itd
Nie umiem i nie lubię biegać dychy. Ale prawdopodobnie podejmę próbę odkucia się we wrześniu...
A niech mi ktoś spróbuje gratulować.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
28.07 - 10km - 5:53 min/km - rozbieganie
29.07 - 16,4km - ogólnie wolno w okolicach 5:50 + ostatnie 2km mocno, tak z nudów, koło 4:40 wyszły.
30.07 - 10km - miało być wolne, ale ponieważ nie wiedziałam, czy dam radę wyjść jutro, przeniosłam czwartkowy trening na środę. Miało być 2x3km po 4:43/km, wyszło 3km + 2km, przerwa krótka - 2min. Pierwsze powtórzenie pod wiatr i lekko pod górę, drugie miało być łatwiejsze, ale za późno wyszłam, słońce przygrzało i koniec końców w ogóle ledwo dotoczyłam się do domu. Ble. Brak tej jednodniowej przerwy też na pewno nie pomógł.
Jeśli jutro polecę, to tylko na rozbieganie. Ogólnie zapowiada się trochę więcej kilometrów w tym tygodniu, tak pod sześćdziesiąt, bo muszę nadrobić na konto soboty (vide przelicznik Jabbura ). W sobotę wesele, więc dłuższy bieg przekładam na poniedziałek. Potem dwa tygodnie przerwy i kolejne wesele. Ech, jak biegać, jak żyć? Tak to jest jak człowiek ma dwadzieścia parę lat i jakichś znajomych.
Lynyrd Skynyrd - Still Unbroken
31.08 połówka. Wracam do gry. Przestanę biegać tylko wtedy, jeśli mi się znudzi.
Trzynaście stron magisterki napisane. Jutro zasuwam do Wawy w związku z rzeczoną oraz wspomnianym weselem. No i ciąg dalszy przeprowadzki... to trochę ciężka sprawa, kiedy mieszkanie jest na szóstym piętrze, a winda od ponad miesiąca w remoncie.
Świat się kurczy, jeśli się po nim człowiek więcej przemieszcza. Miasto, w którym odległości wydawały się całkiem spore, wydaje się jakby mniejsze, kiedy trzeba zaplanować dwudziestokilometrowe wybieganie. Nagle sklep, do którego trzeba było jeździć samochodem znajduje się w połowie drogi na rozgrzewce. A 170km z Lublina do Warszawy, po pięciu latach kursowania można przejechać między podwieczorkiem, a kolacją.
29.07 - 16,4km - ogólnie wolno w okolicach 5:50 + ostatnie 2km mocno, tak z nudów, koło 4:40 wyszły.
30.07 - 10km - miało być wolne, ale ponieważ nie wiedziałam, czy dam radę wyjść jutro, przeniosłam czwartkowy trening na środę. Miało być 2x3km po 4:43/km, wyszło 3km + 2km, przerwa krótka - 2min. Pierwsze powtórzenie pod wiatr i lekko pod górę, drugie miało być łatwiejsze, ale za późno wyszłam, słońce przygrzało i koniec końców w ogóle ledwo dotoczyłam się do domu. Ble. Brak tej jednodniowej przerwy też na pewno nie pomógł.
Jeśli jutro polecę, to tylko na rozbieganie. Ogólnie zapowiada się trochę więcej kilometrów w tym tygodniu, tak pod sześćdziesiąt, bo muszę nadrobić na konto soboty (vide przelicznik Jabbura ). W sobotę wesele, więc dłuższy bieg przekładam na poniedziałek. Potem dwa tygodnie przerwy i kolejne wesele. Ech, jak biegać, jak żyć? Tak to jest jak człowiek ma dwadzieścia parę lat i jakichś znajomych.
Lynyrd Skynyrd - Still Unbroken
31.08 połówka. Wracam do gry. Przestanę biegać tylko wtedy, jeśli mi się znudzi.
Trzynaście stron magisterki napisane. Jutro zasuwam do Wawy w związku z rzeczoną oraz wspomnianym weselem. No i ciąg dalszy przeprowadzki... to trochę ciężka sprawa, kiedy mieszkanie jest na szóstym piętrze, a winda od ponad miesiąca w remoncie.
Świat się kurczy, jeśli się po nim człowiek więcej przemieszcza. Miasto, w którym odległości wydawały się całkiem spore, wydaje się jakby mniejsze, kiedy trzeba zaplanować dwudziestokilometrowe wybieganie. Nagle sklep, do którego trzeba było jeździć samochodem znajduje się w połowie drogi na rozgrzewce. A 170km z Lublina do Warszawy, po pięciu latach kursowania można przejechać między podwieczorkiem, a kolacją.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
31.07 - 11,2km - bieg spokojny 5:42 min/km
02.08 - 9,3km rano. Pierwsze rozpoznanie parku szczęśliwickiego. Kręcenie pętli zawsze mnie zachęcało do BNP, więc machnęłam. Najpierw 3,5km (dobieg + pętla) spokojnie po 5:50, drugie kółko po ok. 5:00, trzecie w okolicach 4:43. Schłodzenie 1,3km.
Wesele zaliczone. Zaskakująco długo wytrzymałam w wysokich szpilkach. Swoją drogą, ależ mi się łydy wyrobiły...
04.02 - 18,1km - zgodnie z planem długi bieg zaliczony w poniedziałek rano. Niestety, znowu wyszłam za późno i pod koniec zdychałam. Najpierw 3,7km spokojnie, a potem pętelki tym razem po Polu Mokotowskim. Dwie sztuki (2x2,66km) po 5:00, potem jedna pętla odpoczynku i powtórka z rozrywki. Do trzech czwartych szło dobrze, na ostatniej pętli słońce zaczęło mnie ścinać i minimalnie zwolniłam - wyszło w okolicach 5:03. Nie było zbyt łatwo, generalnie w tej temperaturze połówki w 1:45 na pewno bym nie zrobiła. Schłodzenie 1,1km.
Ogólnie nie pierwszy raz dochodzę do wniosku, że o ile jajo bym zniosła, gdybym miała robić zwykłe wybieganie po 2-3km kółku, o tyle jest całkiem nieźle, jeżeli muszę trzymać średnio ciężkie tempo i ogólnie je kontrolować. W sumie te pięć pętli jakoś mnie bardzo psychicznie nie zmęczyło.
Chłodniej coś dzisiaj. Oby utrzymało się do jutra.
02.08 - 9,3km rano. Pierwsze rozpoznanie parku szczęśliwickiego. Kręcenie pętli zawsze mnie zachęcało do BNP, więc machnęłam. Najpierw 3,5km (dobieg + pętla) spokojnie po 5:50, drugie kółko po ok. 5:00, trzecie w okolicach 4:43. Schłodzenie 1,3km.
Wesele zaliczone. Zaskakująco długo wytrzymałam w wysokich szpilkach. Swoją drogą, ależ mi się łydy wyrobiły...
04.02 - 18,1km - zgodnie z planem długi bieg zaliczony w poniedziałek rano. Niestety, znowu wyszłam za późno i pod koniec zdychałam. Najpierw 3,7km spokojnie, a potem pętelki tym razem po Polu Mokotowskim. Dwie sztuki (2x2,66km) po 5:00, potem jedna pętla odpoczynku i powtórka z rozrywki. Do trzech czwartych szło dobrze, na ostatniej pętli słońce zaczęło mnie ścinać i minimalnie zwolniłam - wyszło w okolicach 5:03. Nie było zbyt łatwo, generalnie w tej temperaturze połówki w 1:45 na pewno bym nie zrobiła. Schłodzenie 1,1km.
Ogólnie nie pierwszy raz dochodzę do wniosku, że o ile jajo bym zniosła, gdybym miała robić zwykłe wybieganie po 2-3km kółku, o tyle jest całkiem nieźle, jeżeli muszę trzymać średnio ciężkie tempo i ogólnie je kontrolować. W sumie te pięć pętli jakoś mnie bardzo psychicznie nie zmęczyło.
Chłodniej coś dzisiaj. Oby utrzymało się do jutra.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Dwadzieścia stopni rano, pochmurno i od razu inne bieganie.
To znaczy, niby wiem, że dotąd to też nie wyglądało źle, ale było cholernie wymęczone, ze dwa czy trzy treningi w ostatnim czasie spalone, a poniedziałek był już jakimś apogeum wymęczenia. Niby wiem, że upał, górki, to tamto, ale Bieg Powstania jednak odrobinę mi zachwiał pewnością siebie. Na szczęście chyba wracam do czerwcowej formy.
06.08
Rozgrzewka - 1,5km - 5:46 min/km
Interwały - 3x2,14km (czyli 10 min) po 4:40 min/km, przerwa 430m/3min. Fakt, że niby wcześniej latałam już 4x2000m, ale przerwa liczyła wówczas 600m/4:30min, więc sięgała niemal połowy czasu trwania interwału. Teraz jest to mniej niż 1/3. Odczuwalne, ale mimo to dorzucenie za tydzień kolejnego powtórzenia wydaje się całkiem realne.
Schłodzenie - 1,1km - 6:09 min/km
07.08 - 10,3km - rozbieganie 5:47 min/km.
Poszło ogłoszenie, że lubelskie dychy w tym roku również się odbędą. Jeżeli trasa pierwszej nie ulegnie zmianie, najbliższy atak na dychę przypuszczę 21.09. Szukałam czegoś we wrześniu w Wawie i znalazłam całkiem sporo, ale w każdej coś mi nie pasowało - a to nawierzchnia nieasfaltowa, a to koszt 50zł (a naprawdę teraz wolałabym już polecieć po taniości), a to pokręcona trasa... a lubelska Pierwsza Dycha prezentuje się nieźle - generalnie płaska z jednym krótkim podbiegiem, zakręty łagodne, a poza tym znam ją na pamięć. No i szansa, że będzie wtedy 30 stopni jest jednak już niewielka.
Chyba że ktoś mógłby polecić jakieś inne sprawdzone zawody w okolicy Warszawy lub Lublina?
To znaczy, niby wiem, że dotąd to też nie wyglądało źle, ale było cholernie wymęczone, ze dwa czy trzy treningi w ostatnim czasie spalone, a poniedziałek był już jakimś apogeum wymęczenia. Niby wiem, że upał, górki, to tamto, ale Bieg Powstania jednak odrobinę mi zachwiał pewnością siebie. Na szczęście chyba wracam do czerwcowej formy.
06.08
Rozgrzewka - 1,5km - 5:46 min/km
Interwały - 3x2,14km (czyli 10 min) po 4:40 min/km, przerwa 430m/3min. Fakt, że niby wcześniej latałam już 4x2000m, ale przerwa liczyła wówczas 600m/4:30min, więc sięgała niemal połowy czasu trwania interwału. Teraz jest to mniej niż 1/3. Odczuwalne, ale mimo to dorzucenie za tydzień kolejnego powtórzenia wydaje się całkiem realne.
Schłodzenie - 1,1km - 6:09 min/km
07.08 - 10,3km - rozbieganie 5:47 min/km.
Poszło ogłoszenie, że lubelskie dychy w tym roku również się odbędą. Jeżeli trasa pierwszej nie ulegnie zmianie, najbliższy atak na dychę przypuszczę 21.09. Szukałam czegoś we wrześniu w Wawie i znalazłam całkiem sporo, ale w każdej coś mi nie pasowało - a to nawierzchnia nieasfaltowa, a to koszt 50zł (a naprawdę teraz wolałabym już polecieć po taniości), a to pokręcona trasa... a lubelska Pierwsza Dycha prezentuje się nieźle - generalnie płaska z jednym krótkim podbiegiem, zakręty łagodne, a poza tym znam ją na pamięć. No i szansa, że będzie wtedy 30 stopni jest jednak już niewielka.
Chyba że ktoś mógłby polecić jakieś inne sprawdzone zawody w okolicy Warszawy lub Lublina?
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
09.08 - 12,3km - spokojny + przebieżki, średnio 5:38 min/km. Dobrze się leciało, lekko.
10.09 - 21,9km - magiczne piątki na kilometr, czyli tempo półmaratońskie na longu. Wiedziałam, że znów ma robić się gorąco, a plany były ambitne, więc po pierwsze, wstałam godzinę wcześniej niż zwykle i wyszłam niedługo po siódmej, a po drugie odkurzyłam pas z bidonami. 260ml izo, tyleż wody i wio w drogę. Pierwsze kilometry to nieustanne poprawianie pasa - jakoś w zimie w kurtce, czy chociaż grubszej bluzie biegało się z nim wygodniej. A tu - w pasie gniecie, z bioder uparcie podjeżdża w górę... no ale w końcu się udało i po jakichś trzech kilometrach przestałam go czuć. Decyzja była dobra, bo skończyłam bieg w niezłej formie i z zapasem sił. W każdym razie, konkrety:
5,8km - BS 5:45 min/km
tempo półmaratońskie - 3x4km po 4:57-59, przerwa 1km ok. 6:15
ekstra "finisz" 460m w 2:05 (4:30 min/km)
chwila postoju na dokończenie zawartości bidonów
schłodzenie 1,8km - nie wiem ile, ale jakoś wolno .
Zaskakująco lekko weszło, czego dowodem jest chociażby spontaniczne przyspieszenie na koniec. Na ostatnim powtórzeniu nogi już ciężkawe (zaczynałam je po 1:25h biegu), trochę trudniej było się już poderwać do magicznej piątki, ale oddechowo nadal bardzo przyzwoicie. Zupełnie inny bieg niż tydzień temu.
Dobrze też czuć, że tym razem - w przeciwieństwie do zimowo-wiosennych treningów - nic mnie nie pobolewa.
Jutro wolne, we wtorek BS, a następny akcent w środę. Hm, co by tu...
10.09 - 21,9km - magiczne piątki na kilometr, czyli tempo półmaratońskie na longu. Wiedziałam, że znów ma robić się gorąco, a plany były ambitne, więc po pierwsze, wstałam godzinę wcześniej niż zwykle i wyszłam niedługo po siódmej, a po drugie odkurzyłam pas z bidonami. 260ml izo, tyleż wody i wio w drogę. Pierwsze kilometry to nieustanne poprawianie pasa - jakoś w zimie w kurtce, czy chociaż grubszej bluzie biegało się z nim wygodniej. A tu - w pasie gniecie, z bioder uparcie podjeżdża w górę... no ale w końcu się udało i po jakichś trzech kilometrach przestałam go czuć. Decyzja była dobra, bo skończyłam bieg w niezłej formie i z zapasem sił. W każdym razie, konkrety:
5,8km - BS 5:45 min/km
tempo półmaratońskie - 3x4km po 4:57-59, przerwa 1km ok. 6:15
ekstra "finisz" 460m w 2:05 (4:30 min/km)
chwila postoju na dokończenie zawartości bidonów
schłodzenie 1,8km - nie wiem ile, ale jakoś wolno .
Zaskakująco lekko weszło, czego dowodem jest chociażby spontaniczne przyspieszenie na koniec. Na ostatnim powtórzeniu nogi już ciężkawe (zaczynałam je po 1:25h biegu), trochę trudniej było się już poderwać do magicznej piątki, ale oddechowo nadal bardzo przyzwoicie. Zupełnie inny bieg niż tydzień temu.
Dobrze też czuć, że tym razem - w przeciwieństwie do zimowo-wiosennych treningów - nic mnie nie pobolewa.
Jutro wolne, we wtorek BS, a następny akcent w środę. Hm, co by tu...
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Naprawdę zrobiła się dobra pogoda do biegania.
12.08 - 10,3km - 5:41 min/km
13.08 - Stadion MKS "Start", interwały.
Rozgrzewka - 4,4km - 5:31 min/km - nie dość, że przydługa, to jeszcze co najmniej 10s/km za szybka. O ile na to pierwsze niewiele mogę poradzić - krótszej drogi do stadionu nie ma, a tłuc autobusem mi się nie chce - o tyle takie tempo to nie wiem skąd i dlaczego. Kajam się.
Część właściwa: 7x1000m z założeniem 4:20 lub lekko szybciej. Przerwa 400m/3min. Realizacja: pierwsze powtórzenie 4:20, drugie 4:17, reszta 4:18-19.
Ojj, weszło w nogi. Już na pierwszym powtórzeniu czułam, że spacerek to to nie będzie. Od trzeciego z każdym kolejnym wydawało mi się, że to następne już spalę. Ale o dziwo nogi nadal przebierały, chodziłam jak w zegarku, każde 200m w 52s +/-1s. Jeden z tych treningów, które solidnie męczą, ale dają dużą satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.
Schłodzenie - 4min truchtu. Wróciłam autobusem.
12.08 - 10,3km - 5:41 min/km
13.08 - Stadion MKS "Start", interwały.
Rozgrzewka - 4,4km - 5:31 min/km - nie dość, że przydługa, to jeszcze co najmniej 10s/km za szybka. O ile na to pierwsze niewiele mogę poradzić - krótszej drogi do stadionu nie ma, a tłuc autobusem mi się nie chce - o tyle takie tempo to nie wiem skąd i dlaczego. Kajam się.
Część właściwa: 7x1000m z założeniem 4:20 lub lekko szybciej. Przerwa 400m/3min. Realizacja: pierwsze powtórzenie 4:20, drugie 4:17, reszta 4:18-19.
Ojj, weszło w nogi. Już na pierwszym powtórzeniu czułam, że spacerek to to nie będzie. Od trzeciego z każdym kolejnym wydawało mi się, że to następne już spalę. Ale o dziwo nogi nadal przebierały, chodziłam jak w zegarku, każde 200m w 52s +/-1s. Jeden z tych treningów, które solidnie męczą, ale dają dużą satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.
Schłodzenie - 4min truchtu. Wróciłam autobusem.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
15.08 - 12,3km - 5:39 min/km - spokojny + przebieżki
16.08 - 18,7km - 6,3km BS + 10km średnio po 4:58 + 2,4km BS.
W planach było 10km po 5:00 lub minimalnie szybciej i mniej więcej tak wyszło. Bałam się, że mnie mocno wymęczy, ale przyjemnie się biegło - trzeba było pilnować, żeby trochę dociskać, ale jednocześnie był spory luz. Tekst mamy po moim wejściu do domu "wyglądasz na w ogóle nie zmęczoną". Po tym biegu zaświtał mi pomysł, żeby połówkę otworzyć po 4:55 nawet, ale chyba jednak bezpieczniej będzie przebiec 10km tak jak w sobotę, a docisnąć ewentualnie potem.
A przy okazji dostałam na tym treningu małe ostrzeżenie od organizmu: "Hej, jak będziesz dalej tak napierać, to skończysz u lekarza zamiast na starcie!". Pod koniec akcentu pojawił się lekki ból nad kostką po wewnętrznej stronie. Przechodziłam to jeszcze w czasach przedblogowych - rok temu. Przeszedł jak zwolniłam i więcej nie wrócił. Kolano, które zepsuło mi wiosenny maraton jeszcze nie boli, ale czuję lekkie napięcie, które po kolejnym takim tygodniu mogłoby zmienić się w coś poważniejszego.
Więc cóż - czas zejść z obciążeń. Biorąc pod uwagę to, że do połówki zostały dwa tygodnie, to i tak już nadszedł na to czas. W bieżącym tygodniu wejdzie pewnie coś około 40-45km. Trzeba będzie też przyłożyć się bardziej do rozciągania, no i zwrócić się do osobistego masażysty.
18.08 - 8,8km - 5:51 min/km - na wszelki wypadek wolniej - na szczęście bez bólu.
16.08 - 18,7km - 6,3km BS + 10km średnio po 4:58 + 2,4km BS.
W planach było 10km po 5:00 lub minimalnie szybciej i mniej więcej tak wyszło. Bałam się, że mnie mocno wymęczy, ale przyjemnie się biegło - trzeba było pilnować, żeby trochę dociskać, ale jednocześnie był spory luz. Tekst mamy po moim wejściu do domu "wyglądasz na w ogóle nie zmęczoną". Po tym biegu zaświtał mi pomysł, żeby połówkę otworzyć po 4:55 nawet, ale chyba jednak bezpieczniej będzie przebiec 10km tak jak w sobotę, a docisnąć ewentualnie potem.
A przy okazji dostałam na tym treningu małe ostrzeżenie od organizmu: "Hej, jak będziesz dalej tak napierać, to skończysz u lekarza zamiast na starcie!". Pod koniec akcentu pojawił się lekki ból nad kostką po wewnętrznej stronie. Przechodziłam to jeszcze w czasach przedblogowych - rok temu. Przeszedł jak zwolniłam i więcej nie wrócił. Kolano, które zepsuło mi wiosenny maraton jeszcze nie boli, ale czuję lekkie napięcie, które po kolejnym takim tygodniu mogłoby zmienić się w coś poważniejszego.
Więc cóż - czas zejść z obciążeń. Biorąc pod uwagę to, że do połówki zostały dwa tygodnie, to i tak już nadszedł na to czas. W bieżącym tygodniu wejdzie pewnie coś około 40-45km. Trzeba będzie też przyłożyć się bardziej do rozciągania, no i zwrócić się do osobistego masażysty.
18.08 - 8,8km - 5:51 min/km - na wszelki wypadek wolniej - na szczęście bez bólu.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
19.08 - 10,8km - czyli lżejsze interwały. 2,5km rozgrzewki, 8x400m w 1:40 na przerwie 400m, 1,7km schłodzenia. Generalnie wszystko ok, żeby się naprawdę zmęczyć tymi czterysetkami to musiałabym ich chyba zrobić co najmniej o połowę więcej. A tak wyszedł średnio ciężki, dobrze pobudzający trening.
21.08 - 9,4km - 5:37 min/km - radosne rozbieganie w deszczu. Tak radosne, że aż ciut za szybkie, ale zważywszy na to, że momentami śpiewałam razem z empetrójką, to chyba było dobrze. Czysta euforia biegacza.
23.08 - 13,2km - BS + 3,6km w tempie HM. Tutaj dla odmiany ciężkawo, bo wiało. A jak wiać przestawało, to zaczynałam mocno odczuwać słońce. Do tego po raz pierwszy od dawna złapała mnie kolka. Pańszczyzna odrobiona, ale przyjemności niewiele.
Ogólnie te ostatnie dwa tygodnie ściągam z jakiegoś planu treningowego na połówkę w 1:45 (z którejś biegowej gazety. ). Bardzo mi pasują, bo wyglądają jak obcięta wersja tego, co biegałam dotąd - czyli mniej więcej w sam raz.
Tydzień 42km, małe akcenty - luz. Wczoraj byłam na weselu, więc znowu robiłam niedzielny trening w sobotę, natomiast może dzisiaj wieczorem wyjdę na rozbieganie na konto jutra ale to już raczej koniec tego typu zawirowań na ten rok.
Niespodziewanie wyskoczył mi kilkudniowy wyjazd w góry w poniedziałek. Wygląda na to, że jednak bardziej siedzący, niż chodzony, więc nie powinien wprowadzić specjalnego zamętu. A planowego BS-a 6-8km można zrobić wszędzie.
Jak tak patrzę za okno, to nie zazdroszczę tym, którzy dzisiaj biegli połówkę w Błoniu. I pomyśleć, że gdyby nie to wesele, to sama na pewno wylądowałabym tam, zamiast decydować się na warszawską Pragę tydzień później...
21.08 - 9,4km - 5:37 min/km - radosne rozbieganie w deszczu. Tak radosne, że aż ciut za szybkie, ale zważywszy na to, że momentami śpiewałam razem z empetrójką, to chyba było dobrze. Czysta euforia biegacza.
23.08 - 13,2km - BS + 3,6km w tempie HM. Tutaj dla odmiany ciężkawo, bo wiało. A jak wiać przestawało, to zaczynałam mocno odczuwać słońce. Do tego po raz pierwszy od dawna złapała mnie kolka. Pańszczyzna odrobiona, ale przyjemności niewiele.
Ogólnie te ostatnie dwa tygodnie ściągam z jakiegoś planu treningowego na połówkę w 1:45 (z którejś biegowej gazety. ). Bardzo mi pasują, bo wyglądają jak obcięta wersja tego, co biegałam dotąd - czyli mniej więcej w sam raz.
Tydzień 42km, małe akcenty - luz. Wczoraj byłam na weselu, więc znowu robiłam niedzielny trening w sobotę, natomiast może dzisiaj wieczorem wyjdę na rozbieganie na konto jutra ale to już raczej koniec tego typu zawirowań na ten rok.
Niespodziewanie wyskoczył mi kilkudniowy wyjazd w góry w poniedziałek. Wygląda na to, że jednak bardziej siedzący, niż chodzony, więc nie powinien wprowadzić specjalnego zamętu. A planowego BS-a 6-8km można zrobić wszędzie.
Jak tak patrzę za okno, to nie zazdroszczę tym, którzy dzisiaj biegli połówkę w Błoniu. I pomyśleć, że gdyby nie to wesele, to sama na pewno wylądowałabym tam, zamiast decydować się na warszawską Pragę tydzień później...
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Tydzień - regen za mną. Wypad w góry to trzy dni siedzenia na tyłku i gapienia się jak deszcz pada oraz jedna średniej długości wycieczka. Środowe bieganie zaliczone tamże.
25.08 - 8km - 5:35 min/km - chłodny, słoneczny poranek. Ogólnie byłoby przyjemnie, gdyby nie rowerzysta w ciemnych okularach i z chustą na twarzy, który dwukrotnie zawracał, żeby jechać tuż za mną Teren - ścieżka pieszo-rowerowa nad rzeką. Dobrze, że trochę ludzi się przewijało...
27.08 - 6,8km - 5:44 min/km - BS, trochę przebieżek, całość przez wieś w górach, więc odrobinę przewyższenia się nabiło. Potężny deszcz.
29.08 - 5,8km - 5:29 min/km - niosło.
Koszulka z półmaratońskiego pakietu startowego w najmniejszym dostępnym rozmiarze S sięga mi do połowy uda. Na metce doczytałam, że rozmiarówka jest amerykańska.
Jakoś dziwnie się czuję. Jakbym za bardzo wymarzła w tej górskiej chałupie.
3727 jestem.
25.08 - 8km - 5:35 min/km - chłodny, słoneczny poranek. Ogólnie byłoby przyjemnie, gdyby nie rowerzysta w ciemnych okularach i z chustą na twarzy, który dwukrotnie zawracał, żeby jechać tuż za mną Teren - ścieżka pieszo-rowerowa nad rzeką. Dobrze, że trochę ludzi się przewijało...
27.08 - 6,8km - 5:44 min/km - BS, trochę przebieżek, całość przez wieś w górach, więc odrobinę przewyższenia się nabiło. Potężny deszcz.
29.08 - 5,8km - 5:29 min/km - niosło.
Koszulka z półmaratońskiego pakietu startowego w najmniejszym dostępnym rozmiarze S sięga mi do połowy uda. Na metce doczytałam, że rozmiarówka jest amerykańska.
Jakoś dziwnie się czuję. Jakbym za bardzo wymarzła w tej górskiej chałupie.
3727 jestem.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Nie ma czwórki i piątki.
Jest czwórka i trójka
1:43:45. Jestem cholernie zadowolona.
Relacja będzie wieczorem.
Jest czwórka i trójka
1:43:45. Jestem cholernie zadowolona.
Relacja będzie wieczorem.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
BMW Półmaraton Praski
Dystans: 21,097km (atest)
Czas: 1:43:45 (PB)
Średnie tempo: 4:55 min/km
Miejsce K: 56/1380
Miejsce K20: 28/447
Nic już wcześniej nie pisałam, ale miałam w głowie cichy plan na tę połówkę. Czułam się podobnie jak przed półmaratonem PWZ rok temu, kiedy to przystępowałam do poprawiania 1:57:51 z debiutu. Czyli wiedziałam, że życiówka będzie, pytanie jaka. Więc plan: minimum – życiówka w granicach 1:47-48, optimum 1:45, maksimum 1:42-43. Można więc powiedzieć, że zahaczyłam o plan maksimum, co niesamowicie mnie cieszy.
Zaczęło się dobrze. Rytuały przedstartowe odprawione bez przeszkód, w okolice narodowego dotarłam około ósmej. Pogoda była niezła – może nieco za ciepło, ale ogólnie przyjemnie, brak wiatru, opadów, mocnego słońca. Zanosiło się na to, że winę za ewentualną porażkę mogłabym zrzucić wyłącznie na siebie.
Po dwukilometrowej rozgrzewce czułam, że jest mi nieco za gorąco i trochę za bardzo leje się ze mnie. Znowu pomyślałam, że jestem osłabiona, bo łapie mnie przeziębienie po tym całym wypadzie w góry...
Ustawiłam się na samym początku swojej strefy startowej. Jako zawodnik planujący biec poniżej 1:50 załapałam się na pierwszą falę – kolejni lecieli już po drugim strzale startera. 10 minut przed startem przede mną pojawił się jakiś balonik na 1:45, ale szybko zniknął i już nie wrócił. To trochę zaburzyło mój plan trzymania się zająców przez pierwsze 10km. W każdym razie krótko po godzinie 9 ruszyliśmy.
Biegło się ładnie od samego początku, na luzie oddechowym. Zupełnie inaczej niż na marcowym PMW, gdzie musiałam mocno dociskać by utrzymać głupie 5:10-15. Kilometry leciały lekko, zasłuchana w spokojną muzykę z empetrójki momentami byłam nawet zdziwiona, że to już kolejny znacznik i kolejny kilometr. Nie piłam więcej niż jeden łyk na punkcie, bałam się kolki. Byłam przekonana, że i tak mnie dopadnie, taka już moja natura – ale chciałam choć trochę odsunąć w czasie ten moment.
Około ósmego kilometra dogoniłam... Zająców na 1:45. Okazało się byli, ale z jakiegoś powodu grubo przed strefą na 1:45. Szacowałam, że wystartowałam minutę, może półtorej po nich. Wyprzedziłam grupę. Ciągle chciało mi się biec szybciej, ale wiedziałam, że w pierwszej połowie dystansu to pewnie podpucha organizmu i lecenie po 4:50 nie jest raczej dobrym pomysłem. Mimo to ciągle biegłam nieco szybciej niż na 1:45 i już wtedy wiedziałam, że stać mnie dziś na trochę więcej niż złamanie tej bariery. 10km minęłam po 49 minutach i 14 sekundach. Poczekałam jeszcze do jedenastego, a potem zwolniłam hamulce.
Do czternastego leciałam bliżej 4:50 niż 5:00. I nie wiem, czy to wina tego przyspieszenia, czy w ogóle zbyt mocnego tempa od początku, ale potem mnie lekko ścięło. Do mety było jednak na tyle blisko, że poddanie się nie było możliwą opcją. Nie udało mi się przyspieszyć, ale dawałam radę utrzymać tempo w granicach 5:00, co przynajmniej gwarantowało nie stracenie wyrobionego zapasu. Najwolniejszy kilometr pokonałam w około 5:05, tam, gdzie był jedyny lekko odczuwalny podbieg na trasie (tzn. taki, że w pierwszej połowie dystansu pewnie bym go w ogóle nie zauważyła, ale po 15km to już gorzej). Pamiętam, że po obydwu stronach trasy stało mnóstwo kibiców, którzy wkurwiali mnie niesamowicie, tzn. nie sami kibice, tylko te wuwuzele, czy inne gówno. Gdybym nie była tak zadyszana, pewnie krzyknęłabym, żeby zamknęli japy. Muzyka na moim odtwarzaczu przeszła już w mocniejsze motywujące kawałki i w ogóle jej wówczas nie słyszałam. Tak, kiedy jestem zmęczona jestem bardzo niemiła bez powodu.
Można powiedzieć, że zrobiło się ciężko. Jakoś nie szło przyspieszyć, oczywiście pojawiła się kolka. Pilnowałam tylko tej cholernej dupy, o której już kiedyś pisałam. W sensie, że kiedy się zmęczę, wypinam się, garbię i zwalniam. No, takie ogólne skiepszczenie postawy. Wychodzi na to, że bieganie „jak baba” jest możliwe tylko w wolnym tempie – zawsze to jakiś wyznacznik.
Minąwszy znacznik dwudziestego kilometra zobaczyłam na zegarku 1:38:38. 1:45 było więc złamane z zapasem, ale moje ambicje już od ponad godziny były wyższe. Wyszło, że na 1:43:XX muszę przebiec ostatnie 1,1km w mniej niż 5:20. Niby niedużo, ale biorąc pod uwagę średnią z ostatniej piątki i fakt, że dwudziesty kilometr poleciałam w jakieś 5:03, oznaczało to zwiększenie tempa. „Cóż, skarbie, wiedziałaś, na co się piszesz, wiedziałaś, że będziesz cierpieć, przyjmij to teraz na twoją miękką klatę” - pomyślałam. Mentalnie westchnęłam – w rzeczywistości od dawna dyszałam jak parowóz – i przyspieszyłam.
Zbyt często spoglądałam na zegarek przez ten czas. „No, kobito, jeszcze cztery minuty dobrego biegu. Jeśli będziesz biec szybciej, będziesz się krócej męczyć”. Zaliczyłam dwa czy trzy zakręty przed metą. Przed ostatnim jeszcze raz zerknęłam na zegarek – 1:43:25. Nie miałam pojęcia, ile było wówczas do mety, ale wyrwałam. Metę, jak już wiadomo, minęłam w czasie 1:43:45, przebiegając ostatnie 1,1km w 5:07, czyli w tempie ok. 4:40/km. Można więc powiedzieć, że tę trójkę w wyniku wyrwałam na finiszu.
Przy okazji zaliczyłam życiówkę na 15km – 1:13:44. W ogóle czas na trochę więcej liczb (dystans – czas – tempo odcinka 5km (ostatni 6,1km) – miejsce open):
5km – 22:47min – 4:57 min/km – 1614
10km – 49:14min – 4:53 min/km – 1434
15km – 1:13:44min – 4:54 min/km - 1285
21,1km – 1:43:45min – 4:55 min/km – 1113
Jak widać taktycznie jakaś rewelacja nie wyszła (EDIT - był błąd w obliczeniach, okazało się, że jednak bieg był całkiem równy ), ale i tak nie najgorzej. Wątpię, bym przy wolniejszym początku pobiegła lepiej. Przyspieszanie na zmęczonych nogach po prostu mi nie wychodzi. Przerabiałam to już na PMW, gdzie nie udało mi się nadrobić celowej straty z pierwszych kilometrów.
W ogóle miałam jakąś taką psychiczną barierę przed biegnięciem połówki szybciej niż 5 min/km. No bo jak to, przecież od tej granicy zaczynają się jakieś kosmiczne prędkości, powodujące wypluwanie płuc. Cóż, okazało się, że jednak nie. Niemniej i dzień był perfekcyjny do życiówek pod wieloma względami, wynik jest świetny i bardzo się z tego cieszę. Marcowa życiówka zbita o 5:46. Ciągle trochę w to nie wierzę.
Parę miesięcy temu pisałam, że nie widzę przeszkód, żebym kiedyś biegała połówkę w 1:40. Okazało się, że ten cel jest bliżej, niż sądziłam. Nie wątpię, że jest realny, szczególnie, że mam ogromne rezerwy w wadze, diecie i ogólnie trybie życia, który delikatnie mówiąc jest daleki od zdrowego.
Ale zacznę z nich korzystać dopiero, gdy kolejna sesja interwałów nie przyniesie efektów.
Wyszło, że w moim przypadku intensywność > objętość. Ta druga była niewiele wyższa niż rok temu, gdy pobiegłam 1:50:20, ale dorzuciłam potężne interwały, no i mój ostatni pomysł w postaci tempa półmaratońskiego na longu. Poskutkowało, w przeciwieństwie do klepania >70km/tydzień z zimy i wczesnej wiosny.
Przebiłam kalkulator bieganie.pl, który z czerwcowej piątki wróżył mi 1:44:59 w połówce. Cóż, zawsze mówiłam, że piątkę biegam „za wolno”.
Przede mną kolejny tydzień – regen, a potem lekkie podbicie intensywności przed lubelską dychą. Piję se teraz piwo Bojan Strażackie. Polecam.
Aaa, jeszcze na koniec coś z nowej płyty zespołu Godsmack:
TAKE THAT SHIT OUT LOUDER, MAKE IT ALL GO FASTER
EDIT: Kurna, tydzień po zawodach połapałam się, że źle policzyłam średnie tempo ostatniego odcinka przyjmując błędnie dystans 6km zamiast 6,1km. To zmienia postać rzeczy - średnie tempo odcinka 15km-meta to wówczas 4:55 min/km, a nie 5 min/km. Dzięki temu bieg wygląda pięknie, takie równe tempo i w ogóle.
Ostatnio zmieniony 08 wrz 2014, 09:28 przez neevle, łącznie zmieniany 1 raz.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Kończę tydzień lekkiego biegania - sporo kilometrów, zero akcentów.
02.09 - 8km - 5:43 min/km - regen po połówce.
03.09 - 10,8km - 5:32 min/km - troszkę mnie poniosło. Ogólnie rzecz biorąc eksploruję trasy w nowym miejscu zamieszkania, a w nieznanym terenie zawsze mnie trochę nosi. Generalnie wolę biegać znanymi trasami i nie przeszkadza mi pokonywanie po raz n-ty tej samej drogi, jedyny wyjątek to czasem bardzo długie wybiegania w okolicach 2,5h. No ale teraz takich nie robię, więc nie ma o czym mówić.
05.09 - 11,2km - 5:43 min/km - tu już w Lublinie, trochę terenu, osiem przebieżek.
06.09 - 20,3km - 5:45 min/km - long bez ciśnienia. Standardowa lubelska trasa dookoła zalewu, trochę lasu i trochę kostki, rześki poranek... Czysta euforia biegacza. Bardzo miło było w końcu móc pobiegać dłużej bez presji i bez robienia jakiegoś tempa na longu. Połówka już zaliczona, więc czemu nie.
Jutro planuję jeszcze 10km po lesie, więc w sumie tydzień wyjdzie nieco ponad 60km, z czego spora część w przełajach. W przyszłym tygodniu dowalę jakieś mocne akcenty przed dychą.
W poniedziałek i wtorek natomiast pierwsze poważne rozmowy o pracę, więc... Liczę, że niedługo zacznę narzekać na brak czasu. Oby. Trzymajcie kciuki.
Zrobiłam małą analizę. Kilometraż ostatnich pięciu tygodni przed połówką w tym roku (1:43:45) to 271km, rok temu (1:50:20) - 242km. Wzrost zaledwie o niecałe 12% - mała różnica, nie? Powoli zaczynam dostawać alergicznych reakcji na rady pt. "zwiększ kilometraż", która to jest chyba najczęściej przewijającą się przez tę stronę.
Trochę żałuję, że nie planuję biec teraz maratonu. Prawdopodobnie po ostatnim skoku formy, utrzymując przez 42km tempo zbliżone do BS-a zrobiłabym życiówkę, przy okazji z dużą szansą łamiąc 4h. Z drugiej strony...
Zaczynam myśleć powoli o planach na kolejny sezon. I coraz bardziej skłaniam się ku temu, by maratony jednak zostawić trzydziesto- i czterdziestoletnim facetom, którym wychodzi to najlepiej (serio odnoszę takie wrażenie ), a samej skupić się na moim ulubionym dystansie - połówce. Jeszcze zobaczymy...
No i jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa, które dane mi było przeczytać po ostatnich zawodach.
02.09 - 8km - 5:43 min/km - regen po połówce.
03.09 - 10,8km - 5:32 min/km - troszkę mnie poniosło. Ogólnie rzecz biorąc eksploruję trasy w nowym miejscu zamieszkania, a w nieznanym terenie zawsze mnie trochę nosi. Generalnie wolę biegać znanymi trasami i nie przeszkadza mi pokonywanie po raz n-ty tej samej drogi, jedyny wyjątek to czasem bardzo długie wybiegania w okolicach 2,5h. No ale teraz takich nie robię, więc nie ma o czym mówić.
05.09 - 11,2km - 5:43 min/km - tu już w Lublinie, trochę terenu, osiem przebieżek.
06.09 - 20,3km - 5:45 min/km - long bez ciśnienia. Standardowa lubelska trasa dookoła zalewu, trochę lasu i trochę kostki, rześki poranek... Czysta euforia biegacza. Bardzo miło było w końcu móc pobiegać dłużej bez presji i bez robienia jakiegoś tempa na longu. Połówka już zaliczona, więc czemu nie.
Jutro planuję jeszcze 10km po lesie, więc w sumie tydzień wyjdzie nieco ponad 60km, z czego spora część w przełajach. W przyszłym tygodniu dowalę jakieś mocne akcenty przed dychą.
W poniedziałek i wtorek natomiast pierwsze poważne rozmowy o pracę, więc... Liczę, że niedługo zacznę narzekać na brak czasu. Oby. Trzymajcie kciuki.
Zrobiłam małą analizę. Kilometraż ostatnich pięciu tygodni przed połówką w tym roku (1:43:45) to 271km, rok temu (1:50:20) - 242km. Wzrost zaledwie o niecałe 12% - mała różnica, nie? Powoli zaczynam dostawać alergicznych reakcji na rady pt. "zwiększ kilometraż", która to jest chyba najczęściej przewijającą się przez tę stronę.
Trochę żałuję, że nie planuję biec teraz maratonu. Prawdopodobnie po ostatnim skoku formy, utrzymując przez 42km tempo zbliżone do BS-a zrobiłabym życiówkę, przy okazji z dużą szansą łamiąc 4h. Z drugiej strony...
Zaczynam myśleć powoli o planach na kolejny sezon. I coraz bardziej skłaniam się ku temu, by maratony jednak zostawić trzydziesto- i czterdziestoletnim facetom, którym wychodzi to najlepiej (serio odnoszę takie wrażenie ), a samej skupić się na moim ulubionym dystansie - połówce. Jeszcze zobaczymy...
No i jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa, które dane mi było przeczytać po ostatnich zawodach.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
07.09 - 10,6km - 5:54 min/km - ciężkawy kros. Pobiegłam do lasu, w którym ostatnio byłam jakoś na wiosnę (w lecie częściej bywałam na bieżni niż w terenie). Okazało się, że część ścieżek zarosła, inne zawalone są gałęziami, a jeszcze inne rozjeżdżone ciężkim sprzętem. Po kilku kilometrach zapadania się w miękki grunt w połączeniu z pagórkami miałam dość. Wracam na asfalt, on mnie lepiej rozumie.
A tak w ogóle to edytowałam wpis z relacją z ostatniego półmaratonu - zorientowałam się, że źle policzyłam to i owo w międzyczasach. okazuje się, że bieg był jednak dosyć równy i wcale mocno nie zwolniłam. Dobrze wiedzieć.
A tak w ogóle to edytowałam wpis z relacją z ostatniego półmaratonu - zorientowałam się, że źle policzyłam to i owo w międzyczasach. okazuje się, że bieg był jednak dosyć równy i wcale mocno nie zwolniłam. Dobrze wiedzieć.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
09.09 - 10,9km - interwały.
Chciałam pobiegać tempo startowe na dychę w jakichś dłuższych interwałach. Tylko skąd miałabym znać swoje tempo startowe na dychę? 4:30 wydało mi się jednak troszkę życzeniowe, 4:40 natomiast spokojnie robiłam już dwa miesiące temu w podobnych treningach, spróbowałam więc polecieć coś po środku, czyli 4:35. Niby pięć sekund, a jednak dystansuje mnie od magicznej-olaboga-ciężkiej-granicy, jaką jest dla mnie 4:30. Także tego:
Rozgrzewka - 1,5km - 5:44 min/km
4x1750m po 4:35, z lekką tendencją do przyspieszania, powtórzenia po 8:00, 8:00, 7:57, 7:55 (czyli w sumie doszłam do 4:31/km ). Przerwa 3:30 marsz/trucht.
Schłodzenie - 1,1km po 6:08 min/km
Bałam się trochę, że porywam się na zbyt ciężki trening, ale w sumie wyszło bez jakiejś totalnej zajezdni, spokojnie domknęłabym jeszcze przynajmniej jedno powtórzenie.
20.06 zrobiłam podobny trening (4x1800m), ale wolniej (4:40 min/km) i z nieco dłuższymi przerwami (4:30 min). Do tego jeszcze wówczas ostatnie powtórzenie było nieco wolniejsze, zamiast nieco szybsze jak dziś. Zresztą wszystko jest na blogu. Fajnie widzieć coś takiego.
Aha, jeszcze pytanie. Czy nie wiecie może jak to jest z warszawskim stadionem Skry? Wiem, że odbywają się tam zajęcia BBL, ale czy poza tym jest otwarty i można na nim biegać na co dzień?
Mam tam teraz całkiem niedaleko i nie chce mi się zasuwać na Agrykolę, póki co klepię tempa w parku, ale co tartan, to tartan. Wyszukiwarka podrzuciła mi co prawda odpowiedź na to pytanie, ale z 2011 roku, więc mogło się coś zmienić... Jeśli nie uzyskam odpowiedzi, to pewnie w końcu przejdę się i sprawdzę, ale pomyślałam, że warto zapytać.
Chciałam pobiegać tempo startowe na dychę w jakichś dłuższych interwałach. Tylko skąd miałabym znać swoje tempo startowe na dychę? 4:30 wydało mi się jednak troszkę życzeniowe, 4:40 natomiast spokojnie robiłam już dwa miesiące temu w podobnych treningach, spróbowałam więc polecieć coś po środku, czyli 4:35. Niby pięć sekund, a jednak dystansuje mnie od magicznej-olaboga-ciężkiej-granicy, jaką jest dla mnie 4:30. Także tego:
Rozgrzewka - 1,5km - 5:44 min/km
4x1750m po 4:35, z lekką tendencją do przyspieszania, powtórzenia po 8:00, 8:00, 7:57, 7:55 (czyli w sumie doszłam do 4:31/km ). Przerwa 3:30 marsz/trucht.
Schłodzenie - 1,1km po 6:08 min/km
Bałam się trochę, że porywam się na zbyt ciężki trening, ale w sumie wyszło bez jakiejś totalnej zajezdni, spokojnie domknęłabym jeszcze przynajmniej jedno powtórzenie.
20.06 zrobiłam podobny trening (4x1800m), ale wolniej (4:40 min/km) i z nieco dłuższymi przerwami (4:30 min). Do tego jeszcze wówczas ostatnie powtórzenie było nieco wolniejsze, zamiast nieco szybsze jak dziś. Zresztą wszystko jest na blogu. Fajnie widzieć coś takiego.
Aha, jeszcze pytanie. Czy nie wiecie może jak to jest z warszawskim stadionem Skry? Wiem, że odbywają się tam zajęcia BBL, ale czy poza tym jest otwarty i można na nim biegać na co dzień?
Mam tam teraz całkiem niedaleko i nie chce mi się zasuwać na Agrykolę, póki co klepię tempa w parku, ale co tartan, to tartan. Wyszukiwarka podrzuciła mi co prawda odpowiedź na to pytanie, ale z 2011 roku, więc mogło się coś zmienić... Jeśli nie uzyskam odpowiedzi, to pewnie w końcu przejdę się i sprawdzę, ale pomyślałam, że warto zapytać.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]