no dobra.
niniejszym URWAŁAM - ale to bylo dobre!!!
dzis w planie trening silowy, mialam biec na Kopiec i zapodawac po schodach, ale Wojtek poszedl rano na swoj (ciezszy) trening (z miCoachem :D :D :D ), wiec nie moglam go przeciez puscic samego

na wieczor bylismy wstepnie umowieni na podbieganie z Lukaszem, wiec poszlam sie po prostu rozbiegac.
w sumie zrobilam okolo 9.7 km (choc raczej wiecej. nie wiem ile dokladnie, gdyz teraz zastrajkowala bateria - ja chce swoj telefon..

swoj
naprawiony telefon....), czas 53:30, srednie tetno 73% - czyli dzisiaj troche zwawiej niz wczoraj. bez pędzenia, bo to tylko luzne rozbieganie (powiedzialabym, ze 'mily spacer z psem', ale tym razem to raczej spacer za Wojtkiem

), ale bez powłóczenia takiego jak chociazby wczoraj

ogolnie bardzo milo. czworoglowe dalej cierpia po przedwczorajszym i wczorajszym kombosie

ale trza byc twartkim.
jak tylko wrocilam z porannego biegu, dostalam wiadomosc od Lukasza, ze nie da rady wybrac sie z nami na trening. zaczelam wiec kombinowac, co by tu pocisnac wieczorem - podbiegi na Kopiec, Agrykola czy moze cos bardziej stacjonarnego na silowni (ew. bieznia mechaniczna). w koncu padło na
Kopiec Powstania Warszawskiego (400 stopni + 40 spocznikow):
Mialam zrobic ten trening okolo 19, z pomoca i wsparciem Wojtka, ale.. od 12 do 14 byłam w robocie - siedzącej, a więc odpoczęłam na tyle, że zaświtała w mej głowie pewna mysl

uznalam, ze warto skorzystac z okazji i zmęczyc ten trening wczesniej. glowny powod byl taki, ze zdecydowanie wolalam zrobic go zanim w moim zoladku pojawi sie kilogram obiadu

, poza tym niestety az do wyjscia na bieg myslalabym tylko o nim i niepotrzebnie bym sie nim stresowala. jak wiadomo, trening ktory wzbudza trwoge i niepokoj nalezy zrobic jak najszybciej i miec go za soba

postanowilam wiec zaryzykowac i isc na popoludniowe bieganie, nawet kosztem jakosci wykonania (zwlaszcza, ze moje czwórki dostaly wycisk w niedziele na silowni, a wczoraj pomogly mi pokonac 83 km rowerem). troche na zasadzie 'oby zaliczyc', choc wiedzialam, ze nawet to zaliczenie przyniesie mi sporo satysfakcji
szczerze przyznam, ze bieganie o tej porze jest.. dziwne. 'po miescie' musialam przebiec tak naprawde tylko kawalek, ale i tak czulam sie jakos nieswojo. wlasciwie trenowalam o tej porze dopiero po raz drugi (bodajze w lutym zrobilam sobie luzne rozbieganie z psem okolo czternastej czy pietnastej), gdyz najbardziej lubie biegac rano, a jesli nie rano, to 'srednim' wieczorem

jednak bardzo sie ciesze, ze troche eksperymentuje z porami treningowymi, mam bowiem nowe doswiadczenie - po poludniu tez sie da biegac
byc moze bede to uskuteczniac czesciej, choc w moim przypadku istnieje niestety dosc osobliwe utrudnienie, ktore lekarz nazwal 'zoladkiem ktory ma sklonnosc do przemieszczania sie' (co wyjasnia wszelkie kłucia i kolki, zwlaszcza podczas zawodow
), wiec musze niezle sie nagimnastykowac, zeby rozplanować sobie żarełko tak, zeby nie cierpiec podczas treningu.
bylo okropnie goraco, choc wial bardzo mily wiatr. na szczescie Kopiec jest ukryty miedzy drzewami i raczej zacieniony, wiec nie bylo tragedii, ale i tak pogoda troszke masakrowała.
no, ale do rzeczy :D
do tej pory robilam dwa treningi w tym miejscu, ostatni trzeciego lipca:
Dzisiaj bardzo mily trening:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... nh12to701h
truchtem do Kopca Powstania Warszawskiego, a tam pieciokrotny wbieg tymi uroczymi, najdluzszymi w Warszawie schodami. Potem truchtem do domu

Rozgrzewka - srednie tetno 72% / czas 18:32
wbieg pierwszy - srednie 84%, max 91% / czas 1:23, przerwa 2:01
wbieg drugi - srednie 84%, max 93% / czas 1:20, przerwa 2:15
wbieg trzeci - srednie 86%, max 94% / czas 1:20, przerwa 2:30
wbieg czwarty - srednie 87%, max 95% / czas 1:17, przerwa 2:36
i wbieg piaty - srednie 86%, max 96% :D :D / czas 1:16
gdy zbiegalam tetno spadalo mi do ~67%.
96%hrmax to moj rekord treningowy

chyba moge byc zadowolona z tego treningu. kiedy ostatnio robilam sobie wbiegi tymi schodami tetno wzroslo mi maksymalnie do 93%, a czulam sie naprawde umeczona

dzis dobilam do 96%, a gdy zbieglam po raz ostatni to czulam, ze nie umarlabym, gdybym wepchnela sie na te schody jeszcze raz. pozytywnie

dziś miałam zrobić:
trucht na miejsce podbiegow (3 km) + 3x (1x wbieg mocno, 2x wbieg wolniej) + trucht do domu (2 km)
przerwą między kolejnymi wbiegami było zejście po schodach w dół
w sumie wiec mialam sie wpakować na szczyt az dziewiec razy, co wyjasnia wszelkie moje obawy i niepokoje
no i tak to sie wszystko rozegrało:
w sumie 1h 9min, srednie tetno 73%, max. 93%
* rozgrzewka - 20:30, srednie tetno 73%, max. 78%
* pierwszy wbieg -
CZAS 1:13.4, srednie 85%, max. 92%
* reszta pierwszej serii (zejście, wolny wbieg, zejście, wolny wbieg, zejście) - czas 11 minut, srednie 72%
* drugi wbieg -
CZAS 1:10.3, srednie 84%, max. 92%
* reszta drugiej serii - czas 11:20, srednie 71%
* trzeci wbieg -
CZAS 1:06.9, srednie 85%, max. 93%
* reszta trzeciej serii - czas 11:35, srednie 71%
* schlodzenie - czas 11 minut, srednie 74%
wszystkie wolniejsze wbiegniecia trwaly okolo poltorej minuty.
czasami wbiegniec jestem całkiem.. zajarana :D :D
wyglada na to, ze siła JEST!
co prawda dzisiejszy trening wygladal troche inaczej niz tamten w lipcu, bo wtedy wbiegalam 5 razy z przerwami w postaci wolnego zbiegania po schodach w dol, a teraz 3x (szybko & dwa razy wolno) z luzniejszymi (schodzonymi) przerwami, ale i tak chyba moge byc zadowolona

NO TO JESTEM
choc czwartej serii moglabym nie przezyc

przy trzecim szybkim wbieganiu cisnienie zatkalo mi uszy jakbym co najmniej wzbijala sie samolotem w powietrze.. dosc hardkorowe uczucie.
co ciekawe, jakos bardziej czulam sie zmeczona podczas tych wolniejszych wbiegniec. byly takie.. mozolne

szybkie strzaly mialy dla mnie w odczuciu cztery fazy: 1. faza błyskawicy - 'jak dobrze i szybko mi sie kica pod te gore', 2. faza 'chyba skonczylo mi sie paliwo, umieram', 3. faza 'zaraz padne, ale juz naprawde niedaleko!! dam radzioche!!', 4. faza 'finiszu' - 'masakra, ale jak cudownie ze to juz ostatnie schodki!!!'
a tak poza tym to ten Kopiec jest niezlym cwiczeniem na refleks. chyba moja najwieksza zasluga tego treningu jest to, ze nie postradałam na nim zębów. na biezni trzeba uwazac, zeby nie pogubic nog, na schodach - zębów, ale Kopiec jest jeszcze wiekszym hardkorem. po serii kilku schodow nastepuje spocznik, na ktorym nalezy sie nie wyglebać. co wiecej, w pewnym miejscu trzeba zachowac czujnosc i zmienic noge

i to bylo w moim wykonaniu najciekawsze, zarowno dla mnie jak i dla 'widzów', ktorzy niestety odwiedzali w tym czasie Kopiec
