ioannahh wymysły

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

W ciagu dnia jeszcze silka i 23 km rowerem, a wieczorem bieganie po lesie. Nie wiem ile kilometrow, ale w sumie wyszlo 53 min biegania. Troche truchtania i troche okolo drugiego zakresu. Pulsometru nie wzielam, gps-a brak (Nokia w serwisie :( ), wiec tyle wiem o tym bieganiu, ile napisalam. :bum:

Dzis wiec w sumie okolo 18 km ;)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis wypadalo zrobic cos szybkosciowego, wiec:
rano - spacerem z psem - 8.5 km, srednie tetno 72%
wieczorem - z Lukaszem i Wojtkiem na Agrykoli - 14x50m z przerwami w truchcie 150m. w sumie ~6.5 km

Rano byla jakas zmulasta pogoda, wiec ja tez bylam jakas zmulona. Wieczorem zupelnie fajnie. Chcialam jak zwykle pobiec na Agrykole, ale Wojtek na mnie nakrzyczal i wpakowal do samochodu :lalala: :bum: Czuje sie nieco dziwnie po tym zawiezieniu i odwiezieniu na bieznie, na ktora zwykle przemieszczalam sie własnonożnie :hahaha:

Boze, gdyby predkosc mozna bylo trenowac tylko za pomoca piecdziesiatek, to bylabym juz Usainem. Bardzo, bardzo lubie piecdziesiatki (choc raczej bez wzajemnosci, bo trzepie je w zenujaco wolnym tempie zapewne :) ). Ja chce biegac tylko piecdziesiatki. Precz z czterysetkami! :bum: ;)

W miedzyczasie dosc spokojnie, bo wlasciwie wpadla tylko siłka.
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis w planie 7 km na 70% z piecioma 100m przebiezkami.
45 minut (74%) - 11 minut 'rozgrzewki' na 70%, potem rytmy - 5x30'' z przerwami w truchcie 30'' (83%, maks. 89%) - w sumie 5min10sek, potem 29 minut truchtu (74%, start od 85%).

Telefonu z gpsem dalej brak (i nie jest powiedziane, ze go odzyskam :( ), ale zrobilam okolo 8 km (raczej mniej niz wiecej).
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

W ciagu dnia siłka tylko domowa (do wtorku pobliska pakernia jest zamknięta, ale jutro zapewne wybiorę się do innej placówki tego klubu :bum: ), rowerem 50 km. Wlasciwie to 22 i 28 - pierwsza przejazdzka niestety Grandem i niestety po miescie :bum: ;) , a druga, wieczorna - Myczulindą :hejhej: musialam odreagowac to telepanie się na jednohamulcowym rowerze - przesiadka na Mykę jest zawsze czymś wspaniałym :)
po tej przejazdzce stwierdzam z wielka radoscia, ze dzieki tym dwom tygodniom spedzonym w Grzybnie mam przynajmniej +10 do rowerowego skilla - zarowno w kwestii predkosci jak i sily :hej: :hej: :hej: :hej: wjezdzanie na wszelkie wzniesienia bylo ze dwa razy prostsze niz wczesniej. i w ogole wszystko stało się prostsze. dooooobrze :D

a na jutrzejszy trening biegowy zapowiada się coś mocniejszego/szybszego. jeszcze nie wiem co, ale na wszelki wypadek juz sie troche boje ;) :lalala:

już mam Trackera - ale niestety nie w tym telefonie, w ktorym bym chciala miec. odwiedzilam dzisiaj swoja Nokie w szpitalu :jatylko: i wyglada na to, ze dostane ja z powrotem dopiero w srode/czwartek. ach, nie ma to jak dobry serwis gsm, ktory twierdzi, ze naprawil telefon i oddaje telefon wpółnaprawiony :bum: dzięki temu małemu niedopatrzeniu kursowałam dziś do nich dwa razy. bardzo mocno się z tego powodu nie obraziłam na życie, gdyż była piękna pogoda i miałam jeszcze sporo czasu do dojechania w miejsce załatwiania kolejnych spraw - więc sobie pojezdzilam :bum: , ale mimo wszystko przykrość. Wojtek jednak wspanialomyslnie oddal mi w dzierzawe swoj telefon, ktory jest co prawda fatalny w uzywaniu, ale ma GPSa :hejhej:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ach, i jeszcze.. nie moge sie powstrzymac :hejhej:
Znalezione w albumie LKS Zantyr Sztum:

Obrazek

uwłaczający ludzkiej godności start Biegu sw. Dominika, czyli..

GDZIE JEST WALLY? :hejhej:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis

3 km na Agrykole +
tam: 5x (200m w tempie okolo startowego + 100m sprintu + 100m schlodzenia)
+ 3 km z Agrykoli

razem ok 9 km

a było tak:
srednie tetno calosci 74%, czas 48:30
-> rozgrzewka 19:28, sr. hr 70%
-> pierwsze okrazenie (razem ze schlodzeniem): czas 1:57, tetno srednie 79%, maks. 88%
-> drugie okrazenie: czas 2:00, srednie 84%, maks. 91%
-> trzecie okrazenie: czas 1:54, srednie 85%, maks. 93%
-> czwarte okrazenie: czas 1:54, srednie 88%, maks. 94%
-> piate okrazenie: czas 1:05srednie 90%, maks. 96%
-> schlodzenie 20:11 sr. hr 73% (ale zaczynalam od 93%)

czasy przyspieszen to kwestia sporna, gdyz wg pomiaru Wojtka biegalam dwusetki w 44-46 sekund i setki w 16.5-17, a wedle tego, co widzialam na stoperze, dwusetki zajmowaly mi 42-44 sekundy ;) Wojtkowy pomiar wyglada tak:
(200m, 100m)
1. 45.5, 17
2-4. 46, 17
5. 44, 16.5
Jesli 'lepszy' byl moj pomiar, to setki byly odpowiednio wolniejsze (ok. 19 sekund), gdyz Wojtkowy stoper na pewno zatrzymywal sie we wlasciwym momencie ;)

fakt dobicia do 96% hrmaxa jest dosc ciekawa rzecza, bo takie tetno udalo mi sie osiagnac na treningu dopiero drugi raz. pierwszy rekord pobilam 3 lipca, kiedy zafundowalam sobie pieciokrotny wbieg po schodach na Kopiec Powstania Warszawskiego. Umordowalam sie wtedy obrzydliwie na tym ostatnim podbiegu :bum: ;)
raz w Grzybnie udalo mi sie osiagnac bodajze 94 czy 95%, ale 96% powtorzylo sie dopiero dzisiaj. nie wiem, czy powinnam sie z tego cieszyc (=przechodzi mi powoli blokada psychiczna przed przyspieszaniem, potrafie wreszcie przycisnac i wygenerowac wieksza moc itp) czy raczej martwic (=no bo jak to tak, takie tetno tak szybko?)..

kurcze, te treningi sa ostatnio takie przyjemne. to znaczy.. popylanie setek na maxa zdecydowanie nie jest czyms, do czego jestem stworzona, ale mimo wszystko jest to dosc mile. bardzo optymistycznie podchodze do treningu, w ktorym zaplanowane jest piec szybkich okrazen na biezni I KONIEC :bum:
niestety takie pozytywne wrazenia na dluzsza mete raczej nie wplyna dobrze na moja psychike, wiec w przyszla sobote najprawdopodobniej sprobuje sie zmierzyc z interwalami - tymi, ktore zostaly zastapione przez krotkie sprinty.
juz sie boje :bum: i mam nadzieje, ze w ogole tego dnia dobiegne na Agrykole. ostatnio (no dobra, to bylo w kwietniu ;) ) jak zblizalam sie w planie do treningu, ktorego bardzo sie balam (6x1.2 km z przerwami 3'30), to nie moglam go wykonac przez dlugi czas, gdyz najpierw na wszelki wypadek zachorowalam, potem cos tam mnie bolalo, a jak w koncu postanowilam to zrobic, to w momencie gdy juz truchtalam na Agrykole zlapaly mnie takie kolki i kłucia, ze musialam znowu przelozyc ten trening........ :bum: :bum: :bum: :bum: :bum:
suma summarum w koncu, po paru jeszcze dniach, zrobilam ten trening, i nie dosc ze wyszedl mi bardzo dobrze (lepiej niz zalozenie planu), to byl niezwykle satysfakcjonujacy :hej:
ech, co za zycie :)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

W ciagu dnia jeszcze spacerro z psem i wycieczka rowerowa - 43 km. Tym razem w jednym kawalku i tylko na mojej Myczuni :) Pojechalismy do Powsina przez wiele, wiele okolicznych wiosek ;)
'Nasza' siłka niestety zamknieta do wtorku, mialam zamiar isc do tego klubu w innej lokalizacji, ale o 14:40 ogarnelam, ze w dlugi weekend jest ona otwarta do 14 :bum: bywa. nie po to jednak mamy w domu hantle, zeby ladnie wygladaly, wiec.. :hejhej:
Jutro tez bedzie tylko domowe silkowanie. W sumie spoko, ale zaluje, ze nie wbije sie do sauny. Juz dawno w niej nie bylam, a bardzo (bardzo, bardzo) potrzebuje czegos, co sciagnie ze mnie troche wody :lalala:
Chcialam potowarzyszyc wieczorem Wojtkowi w jego luznym, 40-minutowym rozbieganiu. Wojtek w koncu na ow trening nie poszedl, ja.. no coz :jatylko: Wiem, ze to wyjscie bylo zupelnie bez sensu, ale bieglam tak luzno i powoli, ze chyba mimo wszystko mozna mi wybaczyc to wtracenie go w plan. Srednie tetno calosci 70%, czas 50 minut, dystans.. oto jest pytanie. GPS nie chcial wspolpracowac (a jakze..), a bieglam po tak dziwnej trasie, ze nie sposob ja odtworzyc w MapsachGoogle. Moze z 9 km wpadlo..
Niestety bieglo sie dosc beznadziejnie. Nie zaskoczylo mnie to, bo wiedzialam ze tak bedzie juz duzo zanim wyszlam z domu (tym bardziej bez sensu, ze w ogole wychodzilam, ale niestety tak juz mam - tak mocno 'wrylam sobie', ze wieczorem jeszcze ide potruchtac, ze nie bylo mocnych. Nie tak latwo mnie, niestety, odwiesc od wyjscia na trening). Zbieralo sie na burze i co prawda jeszcze nie padalo, ale wisialy nade mna czarne chmury. No i przede wszystkim nie bylo tlenu w powietrzu i czulam sie, jakbym biegla w jakiejs wacie. Tak jak pisalam juz wielokrotnie, moj organizm reaguje bardzo gwaltownie na wieksze wahania cisnienia, wiec nie bylo szansy na czucie sie wysmienicie. No, ale zawsze to jakies nowe doswiadczenie. Zwlaszcza, ze 99% moich biegowych treningow to dla mnie pasmo szczescia, wyrzut endorfin i radosne unoszenie sie nad ziemia ;) :D
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis w planie 13 km na 75%, bylo 14.3 km na 72% :jatylko:

Wybieglam jesienia, wrocilam latem :)
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 29utl1vm8q
GPS niestety nie zlapal calego dystansu - rzeczywisty czas to 1:17, srednie tempo ok. 5:23min/km

Obudzilam sie o szostej i chcialam isc biegac, a tu za oknem niespodzianka - ulewa i burza. Deszcz to jeszcze pol biedy, ale jak wyobrazilam sobie, ze biegne radosnie z pulsometrem i nadajnikiem gps w telefonie, gdy wokol wesolo trzaskaja pioruny... :bum: Udalo mi sie pospac jeszcze do siodmej, wiec wstalam i zaczelam kombinowac: teraz pojde na silke, a pobiegam pozniej. Nie, pomysl beznadziejny, bo chce isc do sauny, a bieganie po saunie to jakos tak srednio brzmi. no to pobiegam, ale bez telefonu i bez pulsometru. I juz prawie zrealizowalam ten pomysl, ale przestalo grzmiec i blyskac, wiec w koncu moje urzadzonka poszly biegac ze mna.
Przez pierwsze 10 minut rzeczywiscie lało calkiem godnie, ale potem stopniowo przestawalo - a wreszcie wyszlo slonce i skonczylam trening w prawdziwej letniej pogodzie :hej:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis na silowni trening na nogi (szczegoly nizej), a potem sauna. Tego mi bylo trzeba - chyba jeszcze nigdy tak jak dzis nie wypocilam sie w saunie. Jednak to nie jest tylko moja paranoja, ze jestem meganapompowana wodą :lalala: ale musialabym spedzic tam chyba ze dwie godziny, zeby to wszystko zeszlo...

Trening silowy byl taki:
Niestety na tej siłce nie ma dwoch bardzo potrzebnych mi maszyn - jedna na odwodziciele, druga na posladki. Probowalam poradzic sobie w bardziej prowizoryczny sposob, ale poszlo mi kiepsko ;) a wiec:
1. wypychanie - 4 serie polprzysiadow (po 12 powtorzen) z obciazeniem 80 kg;
2. 4 serie pelnych przysiadow (po 6 powtorzen) z obciazeniem 40 kg (CIERPIEEENIEEEE);
3. lydki - wspiecia na palce stojac na stepie, po 4 serie (12 powt.) na kazda noge z obciaznikiem 10 kg;
4. dwuglowe uda - 4x12 z obciazeniem 32.5 kg;
5. czworoglowe uda - 4x12 z obciazeniem 32.5 kg.

Pozniej nieco ponad 20 km rowerami (a konkretniej 2+19.5. a jeszcze konkretniej - 2, powrot do domu autobusem, zmiana pękniętej dętki, 19.5).

A kiedy wracalam z roweru (czyli przed chwila), przeszla mi przez glowe baaaardzo zła myśl..... jest dopiero osiemnasta, słońce świeci, wszystko wskazuje ze biegało by się wyśmienicie.. :bum: :bum: :bum: :bum: Ale zawziecie walcze z ta paskudna mysla, bo wiem, ze jutro tez sie pojawi. A wole jej ulec jutro, niz dzisiaj i jutro, gdyz dzieki temu bede miala mniejsze wyrzuty sumienia z powodu tej uleglosci :lalala: :bum:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Podsumowanie zeszlego tygodnia - dzis, gdyz wczesniej mi jakos umknelo:
1-7 sierpnia:
biegiem 7 treningów & start na 5 km, w sumie 58.5 km + start (=okolo 65 km), rowerem 145 km + siłka x6

I podsumowanie schodzacego tygodnia :)
8-14 sierpnia:
biegiem 8 treningów, w sumie 78 km
rowerem 178 km + siłka x6
Ostatnio zmieniony 21 sie 2011, 10:18 przez ioannahh, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis w planie.. wolne, a w realu... :jatylko:
alez to zycie potrafi zaskakiwac...! :bum:

nie no, a tak na powaznie: oprocz wycieczki rowerowej (65 km i drugiej krotszej - w sumie 83 km dzis) wpadlo dzis male bieganko. niecale 9 km na 69%, czyli po prostu przemily poranny spacer z psem. po raz kolejny bylam w szoku, ze jestem w stanie biec i widziec na pulsometrze wartosci typu 65% hrmax :bum:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... vci85f61aq
MASAKRA, to juz naprawde staje sie dla mnie tak powszednie jak poranne mycie zebow. mam nadzieje, ze zima nie bede zmuszona do zaniechania tego juz niemalze rytualu.
zyje tez nadzieja - coraz mocniej wzniecaną - ze po przeprowadzce nie tylko bede mogla przez caly rok biegac kiedy mi sie podoba (i rowerowac na uczelnie rowniez zima), lecz rowniez nie bede musiala sie obawiac, ze ktoregos pieknego dnia wyjde i zamarzne :jatylko:

moje 'czwórki' od rana umieraja po wczorajszej siłce. troche je rozbiegalam = rozluznilam porannym truchtaniem, ale potem dostaly znowu troszke wycisku na rowerze. srednia predkosc wycieczki (Warszawa-Jozefow-Otwock-Sobiekursk i z powrotem) to 24 km/h - niesmialo ludze sie, ze gdyby mój 'góral' miał cienkie opony, byloby nieco szybciej :)
a na jutro szykuja sie podbiegi, i tylko ta mysl pozwolila mi na unieruchomienie sie i niepojscie biegac dzis po raz drugi (cozaporażka.. ilez mozna biegac? :bum: co ja sobie w ogole wyobrazam? :bum: dobrze, ze odezwal sie we mnie jakis głos rozsadku.. albo przynajmniej jakies ciche echo tego głosu.. ktore powiedzialo mi, ze drugie ni-to-dlugie-ni-to-krotkie rozbieganie dzisiejszego 'wolnego' dnia jest zupelnie, ale to zuuupeeeełnieee bez sensu ;) )
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

no dobra.
niniejszym URWAŁAM - ale to bylo dobre!!!

dzis w planie trening silowy, mialam biec na Kopiec i zapodawac po schodach, ale Wojtek poszedl rano na swoj (ciezszy) trening (z miCoachem :D :D :D ), wiec nie moglam go przeciez puscic samego ;)
na wieczor bylismy wstepnie umowieni na podbieganie z Lukaszem, wiec poszlam sie po prostu rozbiegac.
w sumie zrobilam okolo 9.7 km (choc raczej wiecej. nie wiem ile dokladnie, gdyz teraz zastrajkowala bateria - ja chce swoj telefon.. :jatylko: swoj naprawiony telefon....), czas 53:30, srednie tetno 73% - czyli dzisiaj troche zwawiej niz wczoraj. bez pędzenia, bo to tylko luzne rozbieganie (powiedzialabym, ze 'mily spacer z psem', ale tym razem to raczej spacer za Wojtkiem :bum: ;) ), ale bez powłóczenia takiego jak chociazby wczoraj ;) ogolnie bardzo milo. czworoglowe dalej cierpia po przedwczorajszym i wczorajszym kombosie :bum: ale trza byc twartkim.

jak tylko wrocilam z porannego biegu, dostalam wiadomosc od Lukasza, ze nie da rady wybrac sie z nami na trening. zaczelam wiec kombinowac, co by tu pocisnac wieczorem - podbiegi na Kopiec, Agrykola czy moze cos bardziej stacjonarnego na silowni (ew. bieznia mechaniczna). w koncu padło na Kopiec Powstania Warszawskiego (400 stopni + 40 spocznikow):

Mialam zrobic ten trening okolo 19, z pomoca i wsparciem Wojtka, ale.. od 12 do 14 byłam w robocie - siedzącej, a więc odpoczęłam na tyle, że zaświtała w mej głowie pewna mysl ;) uznalam, ze warto skorzystac z okazji i zmęczyc ten trening wczesniej. glowny powod byl taki, ze zdecydowanie wolalam zrobic go zanim w moim zoladku pojawi sie kilogram obiadu :bum: , poza tym niestety az do wyjscia na bieg myslalabym tylko o nim i niepotrzebnie bym sie nim stresowala. jak wiadomo, trening ktory wzbudza trwoge i niepokoj nalezy zrobic jak najszybciej i miec go za soba :bum: :bum: :bum: postanowilam wiec zaryzykowac i isc na popoludniowe bieganie, nawet kosztem jakosci wykonania (zwlaszcza, ze moje czwórki dostaly wycisk w niedziele na silowni, a wczoraj pomogly mi pokonac 83 km rowerem). troche na zasadzie 'oby zaliczyc', choc wiedzialam, ze nawet to zaliczenie przyniesie mi sporo satysfakcji ;)

szczerze przyznam, ze bieganie o tej porze jest.. dziwne. 'po miescie' musialam przebiec tak naprawde tylko kawalek, ale i tak czulam sie jakos nieswojo. wlasciwie trenowalam o tej porze dopiero po raz drugi (bodajze w lutym zrobilam sobie luzne rozbieganie z psem okolo czternastej czy pietnastej), gdyz najbardziej lubie biegac rano, a jesli nie rano, to 'srednim' wieczorem :) jednak bardzo sie ciesze, ze troche eksperymentuje z porami treningowymi, mam bowiem nowe doswiadczenie - po poludniu tez sie da biegac ;) byc moze bede to uskuteczniac czesciej, choc w moim przypadku istnieje niestety dosc osobliwe utrudnienie, ktore lekarz nazwal 'zoladkiem ktory ma sklonnosc do przemieszczania sie' (co wyjasnia wszelkie kłucia i kolki, zwlaszcza podczas zawodow :( ), wiec musze niezle sie nagimnastykowac, zeby rozplanować sobie żarełko tak, zeby nie cierpiec podczas treningu.

bylo okropnie goraco, choc wial bardzo mily wiatr. na szczescie Kopiec jest ukryty miedzy drzewami i raczej zacieniony, wiec nie bylo tragedii, ale i tak pogoda troszke masakrowała.

no, ale do rzeczy :D

do tej pory robilam dwa treningi w tym miejscu, ostatni trzeciego lipca:
Dzisiaj bardzo mily trening:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... nh12to701h

truchtem do Kopca Powstania Warszawskiego, a tam pieciokrotny wbieg tymi uroczymi, najdluzszymi w Warszawie schodami. Potem truchtem do domu ;)
Rozgrzewka - srednie tetno 72% / czas 18:32
wbieg pierwszy - srednie 84%, max 91% / czas 1:23, przerwa 2:01
wbieg drugi - srednie 84%, max 93% / czas 1:20, przerwa 2:15
wbieg trzeci - srednie 86%, max 94% / czas 1:20, przerwa 2:30
wbieg czwarty - srednie 87%, max 95% / czas 1:17, przerwa 2:36
i wbieg piaty - srednie 86%, max 96% :D :D / czas 1:16

gdy zbiegalam tetno spadalo mi do ~67%.

96%hrmax to moj rekord treningowy :) chyba moge byc zadowolona z tego treningu. kiedy ostatnio robilam sobie wbiegi tymi schodami tetno wzroslo mi maksymalnie do 93%, a czulam sie naprawde umeczona :bum: dzis dobilam do 96%, a gdy zbieglam po raz ostatni to czulam, ze nie umarlabym, gdybym wepchnela sie na te schody jeszcze raz. pozytywnie :)
dziś miałam zrobić:
trucht na miejsce podbiegow (3 km) + 3x (1x wbieg mocno, 2x wbieg wolniej) + trucht do domu (2 km)
przerwą między kolejnymi wbiegami było zejście po schodach w dół

w sumie wiec mialam sie wpakować na szczyt az dziewiec razy, co wyjasnia wszelkie moje obawy i niepokoje :jatylko: ;)

no i tak to sie wszystko rozegrało:
w sumie 1h 9min, srednie tetno 73%, max. 93%
* rozgrzewka - 20:30, srednie tetno 73%, max. 78%
* pierwszy wbieg - CZAS 1:13.4, srednie 85%, max. 92%
* reszta pierwszej serii (zejście, wolny wbieg, zejście, wolny wbieg, zejście) - czas 11 minut, srednie 72%
* drugi wbieg - CZAS 1:10.3, srednie 84%, max. 92%
* reszta drugiej serii - czas 11:20, srednie 71%
* trzeci wbieg - CZAS 1:06.9, srednie 85%, max. 93%
* reszta trzeciej serii - czas 11:35, srednie 71%
* schlodzenie - czas 11 minut, srednie 74%
wszystkie wolniejsze wbiegniecia trwaly okolo poltorej minuty.

czasami wbiegniec jestem całkiem.. zajarana :D :D
wyglada na to, ze siła JEST!

co prawda dzisiejszy trening wygladal troche inaczej niz tamten w lipcu, bo wtedy wbiegalam 5 razy z przerwami w postaci wolnego zbiegania po schodach w dol, a teraz 3x (szybko & dwa razy wolno) z luzniejszymi (schodzonymi) przerwami, ale i tak chyba moge byc zadowolona :)
NO TO JESTEM :bum:

choc czwartej serii moglabym nie przezyc :hahaha: przy trzecim szybkim wbieganiu cisnienie zatkalo mi uszy jakbym co najmniej wzbijala sie samolotem w powietrze.. dosc hardkorowe uczucie.
co ciekawe, jakos bardziej czulam sie zmeczona podczas tych wolniejszych wbiegniec. byly takie.. mozolne ;) szybkie strzaly mialy dla mnie w odczuciu cztery fazy: 1. faza błyskawicy - 'jak dobrze i szybko mi sie kica pod te gore', 2. faza 'chyba skonczylo mi sie paliwo, umieram', 3. faza 'zaraz padne, ale juz naprawde niedaleko!! dam radzioche!!', 4. faza 'finiszu' - 'masakra, ale jak cudownie ze to juz ostatnie schodki!!!' :bum: :bum: :bum:
a tak poza tym to ten Kopiec jest niezlym cwiczeniem na refleks. chyba moja najwieksza zasluga tego treningu jest to, ze nie postradałam na nim zębów. na biezni trzeba uwazac, zeby nie pogubic nog, na schodach - zębów, ale Kopiec jest jeszcze wiekszym hardkorem. po serii kilku schodow nastepuje spocznik, na ktorym nalezy sie nie wyglebać. co wiecej, w pewnym miejscu trzeba zachowac czujnosc i zmienic noge :bum: :bum: i to bylo w moim wykonaniu najciekawsze, zarowno dla mnie jak i dla 'widzów', ktorzy niestety odwiedzali w tym czasie Kopiec :bum:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

zaczynam sie zastanawiac, czy juz nikt do mnie nie zaglada, bo po ostatnim zamieszaniu przyzwyczailam sie, ze ilekroc wchodze na forum, tylekroc widze jakas nowosc w komentarzach ;) a tu nagle susza..

wczoraj bezposrednio po bieganiu zapodałam sobie regenerację poprzez tortury - lodowaty prysznic i bardzo niesubtelne wycieranie (nacieranie) recznikiem zbolalych miesni. zadzialalo niesamowicie i zaraz bylam jak nowa. potem pojechalismy jeszcze na rowerach do rowerowego sklepu, w sumie wczoraj bicyklem skromne 15 km.

dzis z rana niecale 8 km, czas 45:06, srednie tetno 71%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... kat2n6vh9h
po drodze 6 trzydziestosekundowych rytmow z przerwami 30 sek (srednie tetno 81%, max. 85%). 'rozgrzewka' (czesc przed rytmami) ze srednim tetnem 67% (jes, jes, jes! DA SIE BIEC i miec tak niskie tetno, to cudowne odkrycie :) ), 'schlodzenie' 71% (zaczynalam od 78%).
niedlugo po bieganiu siłka, gdyż już mi ją otwarli ;)

niestety wszystko wskazuje na to, ze znowu cos pomieszalam w planie - zrobilam dzis trening z czwartku. bije sie w piers, ale moj treningowy doradca Wojtek sam mi zasugerowal te zmiane, wiec czuje sie niejako usprawiedliwiona :) najwyrazniej uznal ze wczorajszym zdobyciem Kopca zasluzylam sobie na rozbieganie, a nie na dobicie treningiem szybkosciowym. jutro bedzie cos szybszego.
swoja droga gdybym dzisiaj rano wstala i pomyslala, ze trzeba sie zbierac na szybki trening (szescsetki, osiemsetki..) to zdecydowanie nie poczulabym sie z tym komfortowo :bum: jak wybieglam sobie wolniutkim truchcikiem i przypomnialam sobie, ze przydaloby sie do tego rozbiegania wtracic kilka przebiezek, tez zrobilo mi sie niemrawo, ale.. przebiezki byly super! pewnie nie za szybkie (mimo wszystko czuje w konczynach ten kombos. ale i tak jest doskonale w porownaniu z tym, co dzialo sie po lipcowym wbieganiu na Kopiec - mialam zakwasy przez tydzien!!!), ale naprawde sympatyczne. calkiem zaskakujace doswiadczenie :)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj bylo jeszcze w sumie 40 km rowerem. Czulam sie jednak wyjatkowo niewybiegana, wiec nastawialam sie dosc optymistycznie na dzisiejszy trening. Zwlaszcza ze nawet specjalnie zadbalam o to, zeby oporowo sie wyspac ;) Tylko co z tego..
Dzisiejsze zmagania mozna okreslic jednym slowem:

TOTALNA PORAZKA

:( :( :(

4x (400, 800, 400) z przerwami: po pierwszej czterysetce minuta truchtu, po osiemsetce 1'45, miedzy seriami 4 minuty truchtu.
Do Agrykoli i do domu po 3 km truchtem, wiec w sumie wyszlo okolo 15,7 km.

Zrobiłam całość, ale w tempach poniżej oczekiwań. Czterysetki miały być w czasach <1'30'', osiemsetki <3'00.
No i tu wlasnie caly problem.

Od wczoraj strasznie bolal mnie brzuch. Myslalam, ze to tylko chwilowa awaria i niedlugo przejdzie, ale niestety tak sie nie stalo. Przez caly trening czulam sie, jakbym miala w srodku tone kamieni, w ktore jeszcze ktos kopie. Bol byl potezny i promieniujacy, na przyspieszeniach troche odpuszczalo, ale w truchcie powracalo ze zdwojona sila. Nogi jeszcze mogly troszke pocisnac, ale co z tego - nie dalabym rady przyspieszyc, bo chyba bym padla z bolu.. Schlodzenie bylo wprost koszmarne i po raz pierwszy udalo mi sie dotruchtac z Agrykoli z niewysokim tetnem. Zawsze troche za mocno pędziłam, dzis poruszalam sie wolniej niz wlasna prababcia, cala droge ze lzami w oczach i zacisnietymi zebami :jatylko:
Cos pieknego.. nie wiem, co takiego wczoraj mnie az tak zmasakrowalo, ale moj zoladek (?) czuje sie naprawde niespecjalnie.

Ale do rzeczy:

calosc treningu 1h25min, srednie tetno 78%, maks. 94%

rozgrzewka - 16'46'', srednie tetno 71%
400 - 1.31.5, do 88% (początek załamki, bo juz wiedzialam, ze dobrze nie bedzie)
800 -3.06.4, do 93% (załamka totalna)
400 - 1.31.3, do 91%

400 - 1.34.4, do 89%
800- 3.13.6, do 91%
400 - 1.32.8, do 91%

400 - 1.32.7, do 90%
800 - 3.04.1, do 94%
400 - 1.39.8, do 92% - tutaj error, bo nie zatrzymalam zegarka ;) bylo o kilka sekund szybciej.

400 - 1.35.4, do 90%
800 - 3.15.7, do 91%
400 - 1.34.6, do 91%

schlodzenie 20 min, srednie tetno 69%.

No i to by bylo na tyle. Chyba trening do powtorki, sama mysl dziala na mnie okrutnie demotywujaco. Bo staralam sie, nie olalam tego treningu, a mimo to wyszlo porazkowo. Nie wiem, jak bardzo spowolnila mnie awaria zoladkowa, ale troche na pewno tak. Ale ile faktycznie, tego nie wie nikt. Czuje sie beznadziejnie beznadziejna :ech:
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis jeszcze ~57 km rowerem (w tym wycieczka za Powsin, 45 km). Wieczorem siłownia. Nadal brakuje mi tego przyjemnego cienia zmęczenia/wybiegania na koniec dnia :bum: dziś jednak już żadnego biegania nie uskutecznie, bo brzuch dalej napiera. ciekawe, co bedzie jutro..

Jeszcze jedno w kwestii dzisiejszego treningu:
Dzieki dwom biegaczom, ktorzy wprost zasypali mnie komplementami na biezni :bum: udalo mi sie zrobic jedna czterysetke w czasie 1'30''. Niestety byla to czterysetka, po ktorej nastepowala nastepna czterysetka, wiec nie bylo latwo, ale mimo wszystko ciesze sie, ze choc to jedno sie udalo! ;)
ODPOWIEDZ