City Trail Wrocław - 5 km
Nadszedł czas na pierwszy sprawdzian. W czwartek zrobiłem jednak ćwiczenia, więc na świeżość nie było co liczyć. Pogoda dobra, około 0 stopni, podłoże tylko lekko mokre. Tutaj na nic nie można było zwalić

Realistyczny plan przed biegiem to było nie umrzeć

(od kilku tygodni z szybszych treningów biegałem tylko ZB gdzie szybkie odcinki to było max. 3 ') i zakręcić się w okolicy 23:00-23:30. Po cichu marzyłem o 22:59.
Start odbywa się falami, co znacznie uporządkowało początkowy odcinek. Praktycznie od razu można wejść na swoje tempo. Ustawiłem się w drugiej strefie 22-25 minut. Pierwszy kilometr mocno, ale bez szaleństw - 4:39, bardzo zadowalające tempo, praktycznie cały czas wyprzedzam. Drugi równie dobrze 4:41, ale zaczyna się robić ciężej. Na 3 km jakieś przekłamanie zegarka, niemożliwe żebym zwolnił do 5:00

Na tym etapie robi się ciężko i niestety gdzieś tak w okolicach 3,5 km łapie mnie mocna kolka. Niestety muszę znacznie zwolnić, momentami niemal staję i tempo oscyluje grubo powyżej 5:00. Szybka analiza co tu robić i postanawiam spróbować przyśpieszyć chociaż na 400-500 m przed metą. 4 km wg zegarka znowu 5:00 (to już jak najbardziej realne tempo średnie). Udaje mi się doczepić do jakiegoś gościa, ale po 200 metrach znowu ból się nasila i muszę zwolnić, ostatecznie wrzucam wyższy bieg na jakieś 100 metrów przed metą i tutaj muszę przyznać wychodzą te rytmy i zabawy biegowe, czuję się jak bolid F1 na powiatowej drodze

Wpadam na metę, brzuch napier...a zatrzymuję zegarek na
23:36.
W sumie nie poszło źle, gdyby nie ta cholerna kolka to była szansa na 23-23.10. Biorąc pod uwagę jak wyglądały treningi w pierwszej fazie planu, to nie ma co narzekać. W styczniu kolejny start kontrolny, być może tym razem na 10 km.
Tętno 176/188.