sobota, 7 kwietnia
13 km. 11 Salomony i 2 Puma Faas 50.
najpierw kółko dookoła Rusałki po 5:25/km, potem miał być test na 3km, jednak okazało się, że yacool wszystkich namawia na 1500m. koszmar, człowiek jeszcze nie zdąży pomyśleć a już koniec biegu. to zdecydowanie nie dla mnie. w każdym razie żebym nie biec samemu pobiegłem na tego półtoraka. założyłem sobie, że pobiegnę bez szaleństw, tak żeby nie było więcej niż 6 minut.
pierwsze kółko. łukasz, którego miałem się trzymać wyrywa do przodu. dwóch innych kolegów, którzy na gp przybiegają za mną teraz przede mną. myślę sobie: chyba sieję jakąś wiochę... ale po 400metrach patrzę - 92 sekundy, 3:50/km. oj... się chłopaki rozbrykali... no nic, biegniemy dalej. myślę sobie, po 3:50/km to trochę szybkawo, nie będę szalał, drugie kółko po 4:00/km, ok.
chłopacy cały czas przede mną, rany boskie, toż to na za tydzień gp będę ino smród za nimi wąchał... no nic, przyspieszę, żeby tylko tych dwóch wyprzedzić, bo łukasz ze 100m przede mną.
lecę, jeden, drugi, wyprzedzony, choć trzyma się mną co wnoszę bo sapaniu

łukasz jakby bliżej, do mety jedno kółko. jadziem. coraz bliżej, ostatnia prosta, strata jakieś 30m. banzai!
na mecie o pół kroku wyprzedziłem łukasza
5:47 czyli po 3:52/km średnio. fajnie, szczególnie, że pierwszy raz to leciałem i naprawdę nie wiedziałem jak.
kalkulator z piątki mówi, że powinienem był pobiec o 12 sekund szybciej, kij mu w oko.
czy kalkulatory mają oko?
ale dośc o tym
yacool spreparował mi Faas 500, obciął jedno zero i teraz jest to Faas 50.
ważył 215 g, ale wyjąłem niedorzecznie grubą wkładkę (35g!!!) i teraz waży 180g. nieźle.
no. to tyle.