katekate, kolega do biegania?! Ja też tak chcę! Pewnie jakiś wysportowany, umięśniony szatyn, co ci podaje rękę jak trzeba przeskoczyć nad dużą kałużą. Rozmarzyłam się
Ja też dziewczyny mam wyrzuty sumienia jak idę pobiegać, że trzeba było ten czas wykorzystać na konstruktywną zabawę z dziećmi, pisanie szlaczków albo czytanie. Albo rozmowę z mężem. Taki już kobiecy los. Był ostatnio taki wątek na forum o planowaniu czasu, że jak ktoś chce, to zawsze czas znajdzie na trening. Oczywiście artykuł pisany przez bezdzietnego kawalera. Jeden kolega się wypowiadał, że czasem są rzeczy ważniejsze, typu rodzina, ale większość go zakrzyczała, że niby to tylko wymówki. Dobrze, że są takie rodzynki, które też maja wyrzuty sumienia (no, może wyrzuty to za duże słowo, raczej chodzi o żal, że nie zawsze można te dwie rzeczy pogodzić), jak wychodzą na trening, że mogliby ten czas wykorzystać dla dzieci lub żony.
U mnie dwa ostatnie dni dół straszny, wracam z pracy i ledwo stoję, wieczorem zasypiam z dziećmi o 21. W piątek biegałam 11 km, w sobotę rower 20 km, w niedzielę biegałam 15 km, w poniedziałek tenis. W niedzielę po bieganiu odcięło mi prąd i w poniedziałek w połowie tenisa też. Wieczorem chodziłam jak zombie, ale wczoraj bez sportu nie minęło, czuję się jakby jesienią. I tylko chce mi się jeść, najlepiej coś słodkiego. Albo to uczulenie na pracę (muszę rzucić pracę

) albo szok serotoninowy po powrocie z wakacji (musze się wyprowadzić do końca zimy w nasłonecznione miejsce). Dziś idę po pracy biegać, to może minie. Będzie oczywiście wyrzut sumienia, że zamiast robić wiosenne porządki w szafach albo na ogródku albo bawić się z dziećmi znowu zajmuję się sobą
