Jacek, rekreacyjnie: tenis stołowy i bieganie
Moderator: infernal
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
28.09 – Lekkie 9km.
Bilans września to 155km i chyba nic do dodania.
1.10 – Wychodząc rano temperatura ok.5C, ubrałem trzy warstwy z dwoma długimi rękawami. Sam bieg tylko na zaliczenie 10km.
I przeziębiłem się, może już poprzedniego wieczora na tenisie, ale czułem się średnio pod koniec dnia.
2.10 – Kolejnego od rana podobnie, niemniej chciałem zrobić minimum biegania by mieć wolną niedzielę. Tak więc po pracy, mimo słonecznej pogody wskoczyłem na elektryka na 30minut. Zaraz potem do łóżka w kimę czym przegoniłem zarazę.
4.10 – Dwa razy po 3km BS w stronę bieżni i powrót. Tam 10x200m. Sama bieżnia nie jest oświetlona ale okoliczne przyszkolne i osiedlowe latarnie dają na tyle światła, że można wykonać trening. Przerwy robiłem jednym okrążeniem, starałem się aby było to ok.60sek. Choć każda następna wydawała się coraz krótsza, to udało się ich nie przedłużać. Jedynie świadomie ostatnią do 70 sekund, po której pobiegłem już na maksa ostatni odcinek.
Pierwszy zrobiłem w 40sek. i trochę się spłoszyłem tym, dlatego drugi zwolniłem do ponad 43sek. To z kolei wydało mi się za słabe i następne starałem się biegać mocniej. Tym sposobem dość fajnie, bo równo wyszły pozostałe powtórzenia z niewielkim odchyłem w górę bądź dół od 40 sekund. Ostatnie okrążenie pobiegłem już maksymalnym wysiłkiem i ze startu statycznego, wyszło 37 sekund.
Potem potruchtałem trzy okrążenia na wypoczęcie i próbowałem pobiec 1000m bardzo mocno. Niepotrzebnie, bowiem po 300m napuchłem jak balon, dociągnąłem do 400m i zastopowałem zegarek na 90 sekundach.
Tym razem dwusetki miałem dobrze odmierzone za sprawą @sochers, do 190 metrowej bieżni doliczyłem 10 kroków, tam rzuciłem dwie warstwy ubrań pozostając w jednej.
A tak ogólnie nie specjalnie chce mi się już trenować jakościowo, nawet mimo ostatnimi dniami świetnej pogody. Tylko na przyszły weekend mam start na 5km i nie chciałbym dać plamy.
W tą sobotę robię rekonesans ultra, czyli 1/24 Leśnej Doby. Więcej o imprezie na blogu Jarka viewtopic.php?f=27&t=60447&start=107
Tyle jeśli chodzi o sprecyzowane plany biegowe, co nie wyklucza ewentualnych dodatkowych startów.
Obecnie bardziej koncentruję myśli w stronę pingponga. Czekając na rozpoczęcie i ustalenie zasad funkcjonowania ligi oraz wznowienie treningów w naszym zespole. Zapisałem się do internetowej Hobbyliga. Portal ten organizuje i nadzoruje rozgrywki między amatorami poszczególnych dyscyplin w konkretnych miastach.
W tenisie stołowym jest osiem rund z wylosowanymi przez system każdorazowo innymi rywalami, naastępnie play-off i gry finałowe. Całość rozgrywek prowadzona metodą szwajcarską w oparciu o klasyfikację wyników uczestników z danych miast.
Tu tabela łódzka gdzie startuję https://www.hobbyliga.pl/turnieje/szcz ... ?_fid=h5v3
Generalnie sytuacja w zajęciach tenisowych u mnie mocno zmienna jest. A to pojawia się jakaś nowa opcja grania, inna z kolei wygasa. Wszystko przez czynniki techniczno-ludzkie na które dużego wpływu nie mam i przy tym muszę być w miarę elastyczny.
Samemu i byle gdzie mogę jedynie iśc pobiegać, co bardzo odpowiada mi. Grać też lubię, jednakoż w dużym stopniu gdy piłeczka jest po mojej stronie względem dysponowania swoim czasem.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
6.10 - Dobrze, pogoda sprawdza się więc na ultra będzie słonecznie stablina; 10/11C-dzień, 1/2C-noc. A dziś miało padać, zatem padało. Na to nie ma właściwej kompilacji ciuchów, rozsądek zalecił bieżnię domową.
Musiałem mieć bojowy nastrój albo specjalnie nie zastanawiałem się nad tym. Kilometr rozgrzewki po czym wcisnałem klawisz do oporu i tak jeszcze cztery razy. Wyszło z tego 5x1km@3:45min/km z przerwami 500m@5:45min/km, poza ostatnią gdzie pierwsze 200m przepuściłem taśmę na sucho, musiałem odetchnąć statycznie.
Zlałem przy tym się jak mysz w połogu a dziesięć minut po prysznicu ponownie mokry byłem z potu. Jeszcze nigdy nie zrobiłem takiego tempa w mieszkaniu na kilku powtórzeniach.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
9.10 - Spotkanie z Jarkiem na Leśnej Dobie, wspólna pętla i ciut jeszcze. Liczę jakieś 13,5km, gdyż zapomniałem zegarka.
10.10 - Poszedłem spać o pierwszej w zamyśle odpuszczając starcie Fury-Wilder. Ale jakoś sam obudziłem się po czwartej, trochę chyba podświadomie przeżywając zmagania Jarka . Zatem śledziłem jedno jak i drugie wydarzenie na bieżąco. Potem zasnąć już nie mogłem, żona też się obudziła, więc wspólnie wyszliśmy na dychę.
12.10 - Nie dużo, bo jedynie 7km. Ale w tym dwa razy rozkręciłem silnik elektryka na maksymalne obroty. Czyli 3:45min/km przez 2km z przerwą 2 minuty.
Właściwie to jeszcze w niedzielę planowałem biec w ten dzień test Coopera na łódzkim AZS-ie. Jednak w poniedziałek zrezygnowałem z pomysłu. Musiał bym wywalać cały dzień do góry nogami organizacyjnie, dla czegoś co nie ma większego znaczenia w tym momencie.
13.10 - Bieg z małżonką, 10km w 66minut. W swoim normalnym układzie dzisiejsze bieganie robiłbym jutro. Ale jestem umówiony na mecz tenisa o punkty, stąd ta zamiana.
Poza wymienionymi dniami kiedy biegałem, to w pozostałe wolne grałem w tenisa stołowego.
Teraz już chyba pobiegam dopiero w niedzielę, kiedy to jadę na atestowaną piątkę. To też był jeden z kilku powodów dla których odpuściłem test.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
5km
Certyfikowana piątka na dwóch pętlach. Taktycznie pobiegłem jak nie ja, czyli świadomie zaryzykowałem od początku na sub19. Dotąd na kilkanaście piątek raptem dwa razy połamałem, więc zadanie to wciąż jest trudne.Tym razem papierów też na pewno nie było. Poskakałem ostatnio dwa razy na elektryku nad pasem w 16km/h. A, że to być może ostatni atestowany start w tym sezonie, więc mówię ryzyk-fizyk.
Na starcie ustawiłem się w drugiej lini, przede mną jedynie faworyci wyczytywani z nazwiska przez spikera. Bieg nie duży około 100 osób. Ruszyłem zgodnie z planem, pierwsze metry 3:40, 500m średnia 3:45, potem 3:48, 1,5km (tam dopiero zalapowałem) średnie tempo 3:50min/km.
To było by na tyle w kwesti sub19. Na mijanym półmetku zegar wskazywał 9:34 (3:49min/km). Przemnożyłem razy dwa, co dawało ponad 19min, ja natomiast robiłem już pachami. Jeszcze jako tako pociągnąłem kilometr, aż do ponownie delikatnego podbiegu. Na pierwszym kółku nie wspominałem o nim, wtedy go przepchnałem. Teraz natomiast położył mnie, nie wynik ten i tak był już poniżej oczekiwań, jednak po nim nic więcej niż dupny. Było to w okolicach 3,5km i zbierałem się z tego jakieś 500m. Ostatni km już był płaski, a końcówka nawet w dół. Goniłem na nim kobitkę (wzięła mnie na podbiegu) i ostatecznie przegoniłem. Nie wiem jak to jest, ale na wielu biegach już od kilku lat w końcówkach ścigam się z kobietą. Tłumaczę to tym, że mniej więcej w czasach jakich biegam, biegają najlepsze amatorki walczące o pudła, stąd te "pojedynki".
Czas z zegarka 19:34 (sms nie przyszedł) i spory kwas z tym związany
Ale jest jak jest, może być lepiej bądź gorzej, okaże się w przyszłym roku
A teraz zmiana priorytetów, innymi słowy ustawiam bieganie pod pingponga.
Poniżej wykres jak skwasiłem.
Certyfikowana piątka na dwóch pętlach. Taktycznie pobiegłem jak nie ja, czyli świadomie zaryzykowałem od początku na sub19. Dotąd na kilkanaście piątek raptem dwa razy połamałem, więc zadanie to wciąż jest trudne.Tym razem papierów też na pewno nie było. Poskakałem ostatnio dwa razy na elektryku nad pasem w 16km/h. A, że to być może ostatni atestowany start w tym sezonie, więc mówię ryzyk-fizyk.
Na starcie ustawiłem się w drugiej lini, przede mną jedynie faworyci wyczytywani z nazwiska przez spikera. Bieg nie duży około 100 osób. Ruszyłem zgodnie z planem, pierwsze metry 3:40, 500m średnia 3:45, potem 3:48, 1,5km (tam dopiero zalapowałem) średnie tempo 3:50min/km.
To było by na tyle w kwesti sub19. Na mijanym półmetku zegar wskazywał 9:34 (3:49min/km). Przemnożyłem razy dwa, co dawało ponad 19min, ja natomiast robiłem już pachami. Jeszcze jako tako pociągnąłem kilometr, aż do ponownie delikatnego podbiegu. Na pierwszym kółku nie wspominałem o nim, wtedy go przepchnałem. Teraz natomiast położył mnie, nie wynik ten i tak był już poniżej oczekiwań, jednak po nim nic więcej niż dupny. Było to w okolicach 3,5km i zbierałem się z tego jakieś 500m. Ostatni km już był płaski, a końcówka nawet w dół. Goniłem na nim kobitkę (wzięła mnie na podbiegu) i ostatecznie przegoniłem. Nie wiem jak to jest, ale na wielu biegach już od kilku lat w końcówkach ścigam się z kobietą. Tłumaczę to tym, że mniej więcej w czasach jakich biegam, biegają najlepsze amatorki walczące o pudła, stąd te "pojedynki".
Czas z zegarka 19:34 (sms nie przyszedł) i spory kwas z tym związany
Ale jest jak jest, może być lepiej bądź gorzej, okaże się w przyszłym roku
A teraz zmiana priorytetów, innymi słowy ustawiam bieganie pod pingponga.
Poniżej wykres jak skwasiłem.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
18.10 – 8km na elektryku.
20.10 – BS 7,5km +1km max.
Naszło mnie sprawdzić w ile obecnie zrobię 1km. Nawet jeśli forma daleka od najwyższej, wydawać się to może kiepskim żartem. Niemniej wydarzyło się naprawdę =3:42.
Prawie połowa km w okolicach 3:15min/km musiała mnie zabić i skutecznie to zrobiła. Mogłem już stanąć ale dokończyłem, biegłem w stronę domu i przede wszystkim ciuchów w krzakach. Przypał wyszedł straszny, równocześnie o ile wynik sprzed roku wydawał mi wówczas średni, tak teraz zyskał w moich oczach. Nie wiem czy na dziś choćby 3:30 wykręcił bym w rozsądnym taktycznie podejściu.
Decathlon Run na dwóch pętlach po parku. Początkowo dystans miał oscylować w okolicach 5km, ze względu na powalone drzewo skrócony został do 4,52km według mojego GPS.
Tym razem, przeciwnie do zeszło tygodniowego szaleństwa zacząłem realniejszym tempem do udźwignięcia. Czyli bezpiecznym 4:00min/km. Poszczególne km: 3:56, 4:02, 4:00, 3:59 i ostatnie 0,5km 3:42min/km. Wynik 17:49, średnia 3:57min/km. Bieg pod kontrolą i dość przyjemny jak na realia starowe. Bez większej walki o wynik czy miejsce. Na 150m przed metą załączyłem finisz, chwilę próbowałem dogonić zawodnika przed, ten się zorientował i też docisnął, więc ostatnie 50m dobiegłem już jednostajnym tempem tracąc 3 sekundy. Tym samym znalazłem się w Top Eleven , jak to określił Marcin (@sochers) z którym miałem przyjemność spotkać się na biegu.
Nawiążę jeszcze do wpisu z poprzednich zawodów, dotyczącego częstych potyczek z kobietami. Także dziś przynajmniej ¾ dystansu przebiegłem wespół z dwoma dziewczynami. Staram się w takich sytuacjach postępować fair, czyli prowadzić, ostatecznie biec obok, a nie za wlepiając oczy w …
Kolejny dowód na trafność stawianej tezy - obie panie walczyły o podium, co też przypadło ich udziałem - 2 i 3 miejsce. PS
Starzeję się, więc coraz częściej zmuszony będę biec za
Tenis stołowy. Rozegrałem trzy sparingi z kierownikiem drużyny i chyba najlepszym jej graczem. O ile dwa pierwsze były dość wyrównane, tak na ostatnim złoił mnie sromotnie.
Może to i dobrze, ponieważ w środę pierwszy mecz ligowy (ja nie gram, on tak), a punkty potrzebne. Ponoć celem zespołu jest utrzymanie w V lidze. Na razie i tak nie ma gdzie spadać, bowiem VI liga liczyła kilka zespołów, które dołączyli organizacyjnie do naszych rozgrywek.
Podali harmonogram spotań, który w ciul nie pasuje mi czasowo. Praktycznie wszystkie mecze rozgrywane są w godzinach między 16:30-18. Także poza jedynie kilkoma miesiącami, nie będę mógł w tym uczestniczyć. Ponadto w drużynie mamy 7 osób na ligę, a tam starczy bodaj 3-4 na mecz, więc rotacja i tak jest wskazana.
Za to w czwartej lidze większość drużyn gra od 19-tej, to może w tym roku jeszcze pobiegam o tej godzinie, a na przyszły sezon wytransferuję się tam
W Hobbyliga idzie gładko na razie. Na półmetku po czterech kolejkach przegrany tylko jeden set i raczej awans do play off pewny już. Niemniej tam też szału z grą nie ma, jedynie przeciwnicy stali jeszcze pode mną w łańcuchu pokarmowym tenisa stołowego
Jutro kolejny wyjazd na „poważny” turniej, relacja z niego w kolejnym wejściu, choć pewnie łatwiej będzie przemilczeć temat
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
ja: może coś napiszę na forum biegowym o ping pongu?
żona: co, że jesteś jełopem, lepiej się nie przyznawaj!
Ok, skoro wszyscy już wiedzą, będzie mi łatwiej pisać.
Zacząłbym od biegania, ale ma ono teraz trzeciorzędne znaczenie. Jest jedynie przecinkiem, kiedy akurat mam wolny dzień od grania, czasem też stawiam kropkę i nic wówczas nie robię.
A grania jest dużo, bowiem hobbyliga, liga amatorska, treningi drużyny, turnieje, sparingi ze znajomymi. Muszę planować z tygodniowym wyprzedzeniem by to wszystko poukładać. I tak częściowo z czegoś rezygnuję, bo nie da się wszystkiego zmieścić, a i regeneracja też jest wskazana.
Jeśli chodzi o turnieje, tam wynikowo wygląda to najgorzej ze względu na poziom. Od ostatniego wpisu zaliczyłem trzy z ujemnym bilansem. Ale nie szlocham nad tym, jedynie określam zbieraniem doświadczenia.
Hobbyliga na razie poszła gładko, sześć zwycięstw do jednej porażki i wejście do playoff z drugiego miejsca w tabeli. Choć w praktyce z trzeciego, ale to zawiła historia, której nie ma sensu tłumaczyć, jak też nic nie zmienia w kolejnej fazie rozgrywek.
Liga amatorska jest najciekawszą częścią tych wszystkich konfrontacji tenisowych. Gra się nie tylko dla siebie, ale i drużyny, przez co stresik jest największy. Może nie olbrzymi, gdyż pomału staczamy się w końcowe rejony rozgrywek, więc presji ubywa wraz ze wzrostem świadomości co do potencjału naszego i rywali. Po czterech kolejkach mamy jedynie punkt za remis.
Ze swojej gry jestem średnio zadowolony, skuteczność mam 50%. Na 8 gier singlowych i 2 deble, wygrane 4 i 1. Choć na tle drużyny jest to przynajmniej dobry bilans, ale liczą się punkty zespołu jako całości, a tych nie przybywa.
Do tego źle spałem po pierwszych dwóch swoich kolejkach, przeżywałem porażki i budziłem się w nocy mając je z tyłu głowy. Dziś zanotowałem wygraną 3:1 i przegraną 2:3 która boli, ale może już prześpię spokojnie bo jednak dostaliśmy gładko i nie było jakichkolwiek szans na pozytywny rezultat w całym spotkaniu, także wówczas mniej waży taka przegrana.
Też muszę zacząć kontrolować sferę psychologiczną, przecież to ma być relaks, no stress.
Ostatni tydzień obfitował także w wieczorne oglądanie transmisji z mistrzostw świata w tenisie stołowym z USA.
Ze spraw około biegowych, prawie kupiłem Coros Apex, a skończyło się wgraniem apki MultiSport do Garmina 235, gdzie ustawiłem aktywność tenis, która licho wie co mierzy i też jest dobrze.
Wymieniłem również słuchawki na gwarancji, douszne Creativ na Creativ nauszne i tu jest nawet bardzo dobrze.
Dziś też sprawdziłem jakie dystanse będą na sobotnim mitingu w hali, 1000 i 2000m, może gdyby było 3000m skusiłbym się, ale ten za dwa tygodnie, no nie wiem...
żona: co, że jesteś jełopem, lepiej się nie przyznawaj!
Ok, skoro wszyscy już wiedzą, będzie mi łatwiej pisać.
Zacząłbym od biegania, ale ma ono teraz trzeciorzędne znaczenie. Jest jedynie przecinkiem, kiedy akurat mam wolny dzień od grania, czasem też stawiam kropkę i nic wówczas nie robię.
A grania jest dużo, bowiem hobbyliga, liga amatorska, treningi drużyny, turnieje, sparingi ze znajomymi. Muszę planować z tygodniowym wyprzedzeniem by to wszystko poukładać. I tak częściowo z czegoś rezygnuję, bo nie da się wszystkiego zmieścić, a i regeneracja też jest wskazana.
Jeśli chodzi o turnieje, tam wynikowo wygląda to najgorzej ze względu na poziom. Od ostatniego wpisu zaliczyłem trzy z ujemnym bilansem. Ale nie szlocham nad tym, jedynie określam zbieraniem doświadczenia.
Hobbyliga na razie poszła gładko, sześć zwycięstw do jednej porażki i wejście do playoff z drugiego miejsca w tabeli. Choć w praktyce z trzeciego, ale to zawiła historia, której nie ma sensu tłumaczyć, jak też nic nie zmienia w kolejnej fazie rozgrywek.
Liga amatorska jest najciekawszą częścią tych wszystkich konfrontacji tenisowych. Gra się nie tylko dla siebie, ale i drużyny, przez co stresik jest największy. Może nie olbrzymi, gdyż pomału staczamy się w końcowe rejony rozgrywek, więc presji ubywa wraz ze wzrostem świadomości co do potencjału naszego i rywali. Po czterech kolejkach mamy jedynie punkt za remis.
Ze swojej gry jestem średnio zadowolony, skuteczność mam 50%. Na 8 gier singlowych i 2 deble, wygrane 4 i 1. Choć na tle drużyny jest to przynajmniej dobry bilans, ale liczą się punkty zespołu jako całości, a tych nie przybywa.
Do tego źle spałem po pierwszych dwóch swoich kolejkach, przeżywałem porażki i budziłem się w nocy mając je z tyłu głowy. Dziś zanotowałem wygraną 3:1 i przegraną 2:3 która boli, ale może już prześpię spokojnie bo jednak dostaliśmy gładko i nie było jakichkolwiek szans na pozytywny rezultat w całym spotkaniu, także wówczas mniej waży taka przegrana.
Też muszę zacząć kontrolować sferę psychologiczną, przecież to ma być relaks, no stress.
Ostatni tydzień obfitował także w wieczorne oglądanie transmisji z mistrzostw świata w tenisie stołowym z USA.
Ze spraw około biegowych, prawie kupiłem Coros Apex, a skończyło się wgraniem apki MultiSport do Garmina 235, gdzie ustawiłem aktywność tenis, która licho wie co mierzy i też jest dobrze.
Wymieniłem również słuchawki na gwarancji, douszne Creativ na Creativ nauszne i tu jest nawet bardzo dobrze.
Dziś też sprawdziłem jakie dystanse będą na sobotnim mitingu w hali, 1000 i 2000m, może gdyby było 3000m skusiłbym się, ale ten za dwa tygodnie, no nie wiem...
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Wczoraj zwycięstwo w ćwierćfinale, ale cel minimum stawiam finał, więc w przyszłym tygodniu najważniejszy mecz o wejście do niego.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Czytam tu narzekania na aurę. Zapewne też bym to robił, jednak kontakt mam z nią obecnie sporadyczny. Kiedy już mogłem pooddychać mroźnym powietrzem w niedzielę i za dnia. Wybrałem wówczas elektryka, oglądając jednocześnie transmisję z Walencji. Tym sposobem upiekłem dwie pieczenie na raz, mając godzinę więcej leniuchowania.
Wcześniejsze pieć dni tygodnia spędziłem w zapoconych salach tenisowych, za to ciepłych.
Dziś karuzela tenisowa ruszyła od nowa. Jak udany był to dzień, spiesznie donoszę.
Ano wygraliśmy pierwszy mecz w lidze. Od kiedy nie wiem, na pewno nie było mnie jeszcze w drużynie kiedy miało to poprzednio miejsce. Już remis sprzed dwóch tygodni okrzyknięty został epokowym wydarzeniem. Jedna bowiem z legend głosi, jakoby ostatni zdobyty punkt miał miejsce 1,5 roku temu. Drugi przekaz niesie ponoć datę sprzed 3 lat. Która wersja jest prawdziwsza nie powiem.
Mecz był bardzo zacięty, równie dobrze mógł skończyć się porażką czy remisem. Jednak wygraliśmy 6:4, w czym (muszę się pochwalić) nie mały mój udział. Zwyciężyłem wszystkie trzy mecze singlowe, zaliczając jedynie porażkę w deblu. Oczywiście z przeciwnikami na moim poziomie, żadnymi tam ligowcami.
Tak się złożyło, mimo iż raczkuję w tych rozgrywkach, to akurat ze wszystkimi dzisiejszymi przeciwnikami miałem wcześniej okazję zagrać kilka razy. Czy pomaga taka znajomość gry przeciwnika; tyle pomaga co i przeszkadza, bowiem on też zna moją grę.
Pierwszy mecz niesłychanie wyrównany, tradycyjnie zresztą, gdyż głównie nasze boje rozstrzygały się w pięciosetówkach. Tym razem na moją korzyść 3:2 w trudnych i wyrównanych setach dla nas obu.
Drugi mecz z najsłabszym z trójki rywali, przez co trochę się usztywniłem, bowiem nie szło tak gładko jak teoretycznie być powinno. Przegrałem drugiego seta na przewagi, ogarnąłem się w trzecim, który wszedł gładko. W czwartym znów licha moja gra i wymęczony ponownie na przewagi. Ostatecznie 3:1 z niepotrzebnie lekką nerwówką i nierówną grą.
Trzeci pojedynek najtrudniejszy z czopiarzem. Do tego bilans między nami na moją niekorzyść. Pierwszy set mój i złe oraz niepotrzebne wtedy myśli (swoje zrobiłem jakby co - muszę odrzucić taką miałkość w następnych spotkaniach).
Była wola walki, ale kolejne dwa sety przegrane dość wyraźnie i znów przebija się do głowy - będzie ciężko, czy dam radę.
Czwarty ułożył się wspaniale, szybciutko bowiem do trzech dla mnie.
Do piątego przystąpiłem z wiarą i nadziejami, a nuż się poszczęści przy moim udziale. Jedno w głowie aby zacząć spokojnie wynikowo, by rywal nie odjechał.
Ani się spostrzegłem i poleciało 5:1 dla niego. Zmiana stron, wziąłem czas by być może wybić go z rytmu, sam bowiem w swojej grze nie specjalnie miałem dodatkowe atuty do przeciwstawienia.
Wznowiliśmy, odrobiłem kilka punktów. Szczegółów nie pamiętam, dopiero od wyniku 8:6 dla mnie, więc miałem niezłą serię zdobyczną. Poczułem lekką ulgę wtedy, tylko zaraz zrobiło się po osiem i 10:8 dla rywala. Dwie piłki meczowe, które wybroniłem i kilka gier na przewagi do stanu 14:12 dla mnie i całościowo 3:2 + okrzyk zwycięstwa.
Był jeszcze debel, którego przegraliśmy 2:3.
Resztę punktów dorzucili koledzy i tym sposobem drużyna Amper zwyciężyła. A to nie będzie częste naszym udziałem, więc było co świętować zerówką przy okazji mikołajek.
Taka refleksja, która naszła mnie jeszcze przed dzisiejszymi meczami, więc dzisiejsza gra nie rzutuje na nią. Chyba zbyt srogo się traktuję w kwestii oczekiwań i wymagań co do swojej gry za czym stoi uzyskiwany rezultat. Wszędzie i z każdym chciałbym wygrywać, a jeśli nie to choć zagrać solidne spotkanie i stawić duży opór. Oczywiście takie nastawienie w sporcie, rywalizacji jest potrzebne, niemniej muszę brać też pod uwagę, że po raptem roku systematycznego grania po prostu się nie da sprostać osobom, którzy tkwią w tym dekady.
Muszę spojrzeć przez pryzmat biegania, gdzie byłem tam po roku i dać sobie więcej czasu tu.
Już pomijam nawet fakt, iż to nasze odbijanie nie ma nic wspólnego z treningiem i trenowaniem.
Nie dowartościowuję zwycięstw, głównie patrzę na porażki którymi określam swoją grę i tym samym umiejętności.
A bilans spotkań w rozgrywkach gdzie uczestniczę jak i sparingach, czyli tak na swoim obecnym poziomie mam mocno dodatni. Turnieje to już inna para kaloszy i poziom trudności.
Natomiast systematyczność i ogrywanie się z lepszymi w co wliczone są porażki, miejmy nadzieję pozwolą mi na podniesienie warsztatu.
Step by Step
Wcześniejsze pieć dni tygodnia spędziłem w zapoconych salach tenisowych, za to ciepłych.
Dziś karuzela tenisowa ruszyła od nowa. Jak udany był to dzień, spiesznie donoszę.
Ano wygraliśmy pierwszy mecz w lidze. Od kiedy nie wiem, na pewno nie było mnie jeszcze w drużynie kiedy miało to poprzednio miejsce. Już remis sprzed dwóch tygodni okrzyknięty został epokowym wydarzeniem. Jedna bowiem z legend głosi, jakoby ostatni zdobyty punkt miał miejsce 1,5 roku temu. Drugi przekaz niesie ponoć datę sprzed 3 lat. Która wersja jest prawdziwsza nie powiem.
Mecz był bardzo zacięty, równie dobrze mógł skończyć się porażką czy remisem. Jednak wygraliśmy 6:4, w czym (muszę się pochwalić) nie mały mój udział. Zwyciężyłem wszystkie trzy mecze singlowe, zaliczając jedynie porażkę w deblu. Oczywiście z przeciwnikami na moim poziomie, żadnymi tam ligowcami.
Tak się złożyło, mimo iż raczkuję w tych rozgrywkach, to akurat ze wszystkimi dzisiejszymi przeciwnikami miałem wcześniej okazję zagrać kilka razy. Czy pomaga taka znajomość gry przeciwnika; tyle pomaga co i przeszkadza, bowiem on też zna moją grę.
Pierwszy mecz niesłychanie wyrównany, tradycyjnie zresztą, gdyż głównie nasze boje rozstrzygały się w pięciosetówkach. Tym razem na moją korzyść 3:2 w trudnych i wyrównanych setach dla nas obu.
Drugi mecz z najsłabszym z trójki rywali, przez co trochę się usztywniłem, bowiem nie szło tak gładko jak teoretycznie być powinno. Przegrałem drugiego seta na przewagi, ogarnąłem się w trzecim, który wszedł gładko. W czwartym znów licha moja gra i wymęczony ponownie na przewagi. Ostatecznie 3:1 z niepotrzebnie lekką nerwówką i nierówną grą.
Trzeci pojedynek najtrudniejszy z czopiarzem. Do tego bilans między nami na moją niekorzyść. Pierwszy set mój i złe oraz niepotrzebne wtedy myśli (swoje zrobiłem jakby co - muszę odrzucić taką miałkość w następnych spotkaniach).
Była wola walki, ale kolejne dwa sety przegrane dość wyraźnie i znów przebija się do głowy - będzie ciężko, czy dam radę.
Czwarty ułożył się wspaniale, szybciutko bowiem do trzech dla mnie.
Do piątego przystąpiłem z wiarą i nadziejami, a nuż się poszczęści przy moim udziale. Jedno w głowie aby zacząć spokojnie wynikowo, by rywal nie odjechał.
Ani się spostrzegłem i poleciało 5:1 dla niego. Zmiana stron, wziąłem czas by być może wybić go z rytmu, sam bowiem w swojej grze nie specjalnie miałem dodatkowe atuty do przeciwstawienia.
Wznowiliśmy, odrobiłem kilka punktów. Szczegółów nie pamiętam, dopiero od wyniku 8:6 dla mnie, więc miałem niezłą serię zdobyczną. Poczułem lekką ulgę wtedy, tylko zaraz zrobiło się po osiem i 10:8 dla rywala. Dwie piłki meczowe, które wybroniłem i kilka gier na przewagi do stanu 14:12 dla mnie i całościowo 3:2 + okrzyk zwycięstwa.
Był jeszcze debel, którego przegraliśmy 2:3.
Resztę punktów dorzucili koledzy i tym sposobem drużyna Amper zwyciężyła. A to nie będzie częste naszym udziałem, więc było co świętować zerówką przy okazji mikołajek.
Taka refleksja, która naszła mnie jeszcze przed dzisiejszymi meczami, więc dzisiejsza gra nie rzutuje na nią. Chyba zbyt srogo się traktuję w kwestii oczekiwań i wymagań co do swojej gry za czym stoi uzyskiwany rezultat. Wszędzie i z każdym chciałbym wygrywać, a jeśli nie to choć zagrać solidne spotkanie i stawić duży opór. Oczywiście takie nastawienie w sporcie, rywalizacji jest potrzebne, niemniej muszę brać też pod uwagę, że po raptem roku systematycznego grania po prostu się nie da sprostać osobom, którzy tkwią w tym dekady.
Muszę spojrzeć przez pryzmat biegania, gdzie byłem tam po roku i dać sobie więcej czasu tu.
Już pomijam nawet fakt, iż to nasze odbijanie nie ma nic wspólnego z treningiem i trenowaniem.
Nie dowartościowuję zwycięstw, głównie patrzę na porażki którymi określam swoją grę i tym samym umiejętności.
A bilans spotkań w rozgrywkach gdzie uczestniczę jak i sparingach, czyli tak na swoim obecnym poziomie mam mocno dodatni. Turnieje to już inna para kaloszy i poziom trudności.
Natomiast systematyczność i ogrywanie się z lepszymi w co wliczone są porażki, miejmy nadzieję pozwolą mi na podniesienie warsztatu.
Step by Step
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Rzetelnie przepracowałem jedynie trzy letnie miesiące i można dołożyć jeszcze wrzesień z mniejszym kilometrażem w którym zrealizowałem kilka startów. Także dystans z tych 4m-cy wyniósł 810km, reszta 565 km rozłożywszy na 8m-cy mówi sama za siebie. Było to trochę wymuszone w pierwszej połowie roku kiedy diagnozowałem się. Toteż pierwszy sezon kiedy nic nie poprawiłem, lecz w ujęciu całościowego zaangażowania w trening same starty nie poszły najgorzej. Natomiast w tym czasie odkryłem drugą pasję sportową która znacznie przygasiła pierwszą. Tym samym okres ten nie uważam za zmarnowany, nieco rozwinąłem się w tenisie stołowym który obecnie daje mi więcej frajdy aniżeli bieganie. Niemniej butów nie odwieszam ale ile dreptania będzie i w jakim wydaniu czas pokaże. Wprawdzie obecnie bez planów na ten rok. Jednakoż od wiosny nie będę już mógł realizować tenisa w takim wymiarze jakbym chciał, zatem trzeba będzie pomyśleć o czymś motywującym (celu/starcie) do treningu biegowego.
Edit. NAJWAŻNIEJSZE 0 kontuzji a PESEL nie przytłacza
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Bieżnia elektryczna którą chwaliłem sobie, nawet markę tu polecałem, po stosunkowo niewielkim przebiegu uległa uszkodzeniu. Pękł blat, swoją drogą myślałem iż jest on wykonany z jakiegoś trwałego kompozytu, natomiast to jedynie 18mm stosunkowo krucha płyta MDF.
Zanim do tego doszedłem, zgłosiłem problem (już pogwarancyjny) do dystrybutora. Na bieżącą chwilę blaty nie były dostępne, a czas oczekiwania nieokreślony. Do tego ostatnia cena oscylowała około 550zł, którą i tak bym zapłacił. Niemniej z braku dostępności zacząłem szukać alternatywnych dostawców. Znalazłem firmy wykonujące blaty pod wymiar w cenie ok. 450zł. Też bym się decydował, tyle że po pierwszej odpowiedzi od oficjalnego serwisu wymieniłem jeszcze korespondencje z nimi przedstawiając temat jakoby jestem mocno zawiedzinony brakiem częśći zamiennych w tak renomowanej marce. Poproszono mnie o nr.tel. i po kilku dniach zadzwonił serwisant (pewnie pomijająć służbową komunikację) z przekazem jakoby naj(lepszym/tańszym) rozwiązeniem będzie docięcie takowego blatu u stolarza i polakierowanie. Wtedy też dowiedziałem się z jakiego materiału jest wykonany. Tak postanowiłem zrobić, jednakże by nie musieć znów przechodzić wymiany w przyszłości zadecydowałem zastąpić płytę sklejką. Wybrałem najtrwalszy lakier i miałem docinać sklejkę (koszt materiałów 170zł plus kilkukrotne malowanie), jednak coś mnie tknęło by jszcze zgłębić temat czy nie znajdę korzystniejszego rozwiązania. Tak trafiłem na sklejkę szalunkową powleczoną dwustronnie laminatem, odeszło kilkukrotne malowanie i obawa co do trwałości lakierowanej powłoki. Zostało jedynie nawiercenie kilkunastu otworów wedle szablonu z oryginały i tym sposobem zamknąłem temat za 100zł i przy minimum pracy - oby to rozwiązanie się sprawdziło i trwało do końca.
Dzisiaj wpadło testowe 10km, wraz z jednoczesnym oglądaniem finałów MP w tenisie stołowym. O tenisie może w następnym wpisie, ale to już raczej jako podsumowanie trwającego jeszcze sezonu ligowego.
A w dalszej perspektywie może i o bieganiu będzie więcej do napisania, obecnie bazuję na skromnej systematyczności - 4 razy w miesiącu
Zanim do tego doszedłem, zgłosiłem problem (już pogwarancyjny) do dystrybutora. Na bieżącą chwilę blaty nie były dostępne, a czas oczekiwania nieokreślony. Do tego ostatnia cena oscylowała około 550zł, którą i tak bym zapłacił. Niemniej z braku dostępności zacząłem szukać alternatywnych dostawców. Znalazłem firmy wykonujące blaty pod wymiar w cenie ok. 450zł. Też bym się decydował, tyle że po pierwszej odpowiedzi od oficjalnego serwisu wymieniłem jeszcze korespondencje z nimi przedstawiając temat jakoby jestem mocno zawiedzinony brakiem częśći zamiennych w tak renomowanej marce. Poproszono mnie o nr.tel. i po kilku dniach zadzwonił serwisant (pewnie pomijająć służbową komunikację) z przekazem jakoby naj(lepszym/tańszym) rozwiązeniem będzie docięcie takowego blatu u stolarza i polakierowanie. Wtedy też dowiedziałem się z jakiego materiału jest wykonany. Tak postanowiłem zrobić, jednakże by nie musieć znów przechodzić wymiany w przyszłości zadecydowałem zastąpić płytę sklejką. Wybrałem najtrwalszy lakier i miałem docinać sklejkę (koszt materiałów 170zł plus kilkukrotne malowanie), jednak coś mnie tknęło by jszcze zgłębić temat czy nie znajdę korzystniejszego rozwiązania. Tak trafiłem na sklejkę szalunkową powleczoną dwustronnie laminatem, odeszło kilkukrotne malowanie i obawa co do trwałości lakierowanej powłoki. Zostało jedynie nawiercenie kilkunastu otworów wedle szablonu z oryginały i tym sposobem zamknąłem temat za 100zł i przy minimum pracy - oby to rozwiązanie się sprawdziło i trwało do końca.
Dzisiaj wpadło testowe 10km, wraz z jednoczesnym oglądaniem finałów MP w tenisie stołowym. O tenisie może w następnym wpisie, ale to już raczej jako podsumowanie trwającego jeszcze sezonu ligowego.
A w dalszej perspektywie może i o bieganiu będzie więcej do napisania, obecnie bazuję na skromnej systematyczności - 4 razy w miesiącu
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Bardzo spontanicznie odkupiłem wczoraj pakiet na jutrzejszy półmaraton (Sztafeta Half&Half DOZ Maraton), jednocześnie rozpędem wykonałem jedyny trening adaptacyjny na dystansie 7,5km.
Celem nadrzędnym jest dotrzeć na metę* w najlepszym czasie na jaki obecie mnie stać, wieńcząc to epickim finiszem.
* w przeciwnym razie ja i mój partner ze sztafety nie otrzymamy medalu i nie będziemy klasyfikowani.
Celem nadrzędnym jest dotrzeć na metę* w najlepszym czasie na jaki obecie mnie stać, wieńcząc to epickim finiszem.
* w przeciwnym razie ja i mój partner ze sztafety nie otrzymamy medalu i nie będziemy klasyfikowani.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
HM Łódź
Jak wspomniałem wyżej decyzja o starcie mocno spontaniczna na bazie sentymentu do tej „domowej” imprezy. Udało się załatwić wszystkie formalności oficjalnie i tym sposobem znalazłem się w składzie dwuosobowej sztafety, biegnąc na drugiej zmianie. To wymusiło pewne zabiegi logistyczne, czyli dojazd tramwajem na miejsce zmian i przede wszystkim dostarczenie przez kochaną małżonkę odzieży na przebranie do Atlas Areny. Akurat szła z rana pobiegać w tym kierunku, tylko na miejscu wymóg był osobistego zdania, szczęśliwie przyjmowała koleżanka córki, więc zostało załatwione.
Oczywiście z ubiorem startowym też miałem niepewność, wieczorem przygotowałem dwie cienkie warstwy na krótko. Rano świeci słońce, Przemek/@Przemkuris wpisem daje do zrozumienia, że chłodno, żona dzwoni spod Areny jakoby ciepło i ludzie porozbierani. Ostatecznie przepiałem numer na jedną warstwę i założyłem folię na dojazd. Była to dobra decyzja.
Jeśli chodzi o moje bieganie ostatnim czasy, to nawet nie udało mi się utrzymać wspominanej we wcześniejszym wpisie mikroskopijnej systematyczności. Sumarycznie może sto kilometrów w tym roku nabiegałem, jednak już ostatni miesiąc pusty w kalendarzu. Toteż w piątek wyszedłem na jedyny trening choćby jakiejkolwiek adaptacji organizmu do niedzielnego wyzwania. Przebiegłem 7,5km nawet żwawo, bo po 4:42min/km ryzykując zakwasami w czwórkach na dziś, co oczywiście się stało. Niemniej określić z tego założenia na HM, było jak wróżenie z fusów. Do tego istniała obawa jakieś kontuzji mięśniowej w trakcie, co wyeliminowałoby naszą parę z klasyfikacji jak i pozbawiło medali za ukończenie.
Ostatecznie zaplanowałem bieg na 1:45.
Dotarłszy na strefę zmian miałem trochę czasu do niej, wypatrywałem więc Artura/@Morderca_z_głębi_lasu i Krystiana/@Logadin. Obu dostrzegłem i rzuciłem im krótkie; dawaj, dajesz. Później już wypatrywałem swojego kompana z pierwszej zmiany z pomocą jego znajomych, bowiem poznaliśmy się dopiero w piątek. Przejąłem pałeczkę i pobiegłem na swoją część dystansu. O pałeczce wspominałem w komentarzach, udało się ją umiejscowić na biodrach w wysłużonym prostym pasku z Deca i to rozwiązanie sprawdziło się doskonale. Pierwsze metry biegu upłynęły właśnie na instalacji pałeczki, a tempo w tym czasie oscylowało ok.5min/km. Przebiegłem tak kilometr, drugi nieco szybciej i wstęp ten wydał mi się mocno lajtowy. Niemniej doświadczenie z kilku półmaratonów podpowiadało , iż za mną dopiero 10% całości. Toteż bez jakieś euforii i podpalania się, nieznacznie tylko przyspieszyłem na kolejnych kilometrach. To zaskutkowało pojawieniem się na tarczy Race Screen przypuszczalnego wyniku na mecie w okolicach 1:40:30. Stało się to celem na dalszą część trasy, oczywiści już złamaniem 100 minut w końcowym efekcie. Ponieważ bieg był o tyle specyficzny, że cały czas wyprzedzałem maratończyków, siłą rzeczy, którzy mieli dodatkowe 21km w nogach. A nikt nie biegł moim tempem, motywacyjnie obrałem cele pośrednie, czyli wyprzedzenie jak największej ilości „pałkarzy”, którzy ruszyli przede mną. Dodatkowo spróbować by żaden z nadbiegających nie wyprzedził mnie. Pierwsze realizowało się samoczynnie, drugie zrealizowane nie zostało, gdyż jeden minął mnie. Tym sposobem upływały kolejne kilometry, gładko do dziesiątego. Poczułem wtedy lekki zjazd mocy i zassałem żel który rozdawali niedaleko po tym jak wystartowałem. Punktów nawadniania było dużo i jak nie ja, zapobiegawczo piłem na każdym, bowiem nic się nie nawadniałem wcześniej. Kolejne kilometry minęły już ciężej, ale nadal dość płynnie w zakładanym czasie. Ogólnie wyłączyłem autolap i miałem klikać ręcznie, zauważyłem natomiast dobre pokrywanie się dystansu ze znacznikami i z tego powodu nie robiłem tego. Przebiegliśmy koło parku Poniatowskiego, aleja Włókniarzy i pod dość srogi podbieg na Bandurskiego, zaraz po tym wyłoniła się hala z metą. Natomiast by tam zafiniszować zostało jeszcze obiegnięcie całego parku Piłsudskiego. Z dość monotonnymi padbiegami, ale też fajnie niosącym zbiegiem. Zakładam, że może być to, pewnie i jest, najbardziej znienawidzony odcinek maratończyków. Ja w nogach miałem dopiero 14km, ale też już szła walka o złamanie 100 minut. Trasę tą znam dobrze, teoretycznie z profilu wiedziałem jak pobiec, gdzie trochę odpuścić, a gdzie zyskam sekundy. Wiadomo, że co innego teoria a wdrożenie jej w czyn i jeszcze ta moja „trauma” z maratonu na tym odcinku . Na szczęście poszło planowo, nie mylić z lekko. Na kilometr do mety zobaczyłem iż mam 4:40 by go pokonać. Tak na styk, choć ustawiłem w zegarku dystans 21300m więc niejako cały czas pocieszałem się lekkim zapasem, nie wiedząc w zasadzie jaki wyjdzie realnie. Jeszcze upierdliwa pętelka wśród barierek przy samej hali i ostro w dół w stronę mety.
Czas 1:39:38, msc.50, wyszło sporo lepiej niż się spodziewałem i dużo gorzej niż gdybym…
Wiadomo, sport to trening i dopiero na końcu wieńczący rezultat tego.
Ale jest jak jest, nie da się łączyć u mnie jednocześnie dwóch dyscyplin pod wyniki.
Cieszę się z tego jak poszło, zwyczajnie, że dałem radę ale też czasowo i bez urazu, z wzięcia udziału w dobrze zorganizowanej imprezie, z pozytywnych emocji temu towarzyszących, być może z powrotu do systematyczniejszego biegania, również z tego, że mogłem coś tu napisać w wiodącej tematyce forum.
Jeszcze podziękowania dla Daniela za wspólną sztafetę gdzie zajęliśmy 44msc/155. Gratulacje i pozdrowienia dla całej ekipy z Gliwic/Łodzi.
Jak wspomniałem wyżej decyzja o starcie mocno spontaniczna na bazie sentymentu do tej „domowej” imprezy. Udało się załatwić wszystkie formalności oficjalnie i tym sposobem znalazłem się w składzie dwuosobowej sztafety, biegnąc na drugiej zmianie. To wymusiło pewne zabiegi logistyczne, czyli dojazd tramwajem na miejsce zmian i przede wszystkim dostarczenie przez kochaną małżonkę odzieży na przebranie do Atlas Areny. Akurat szła z rana pobiegać w tym kierunku, tylko na miejscu wymóg był osobistego zdania, szczęśliwie przyjmowała koleżanka córki, więc zostało załatwione.
Oczywiście z ubiorem startowym też miałem niepewność, wieczorem przygotowałem dwie cienkie warstwy na krótko. Rano świeci słońce, Przemek/@Przemkuris wpisem daje do zrozumienia, że chłodno, żona dzwoni spod Areny jakoby ciepło i ludzie porozbierani. Ostatecznie przepiałem numer na jedną warstwę i założyłem folię na dojazd. Była to dobra decyzja.
Jeśli chodzi o moje bieganie ostatnim czasy, to nawet nie udało mi się utrzymać wspominanej we wcześniejszym wpisie mikroskopijnej systematyczności. Sumarycznie może sto kilometrów w tym roku nabiegałem, jednak już ostatni miesiąc pusty w kalendarzu. Toteż w piątek wyszedłem na jedyny trening choćby jakiejkolwiek adaptacji organizmu do niedzielnego wyzwania. Przebiegłem 7,5km nawet żwawo, bo po 4:42min/km ryzykując zakwasami w czwórkach na dziś, co oczywiście się stało. Niemniej określić z tego założenia na HM, było jak wróżenie z fusów. Do tego istniała obawa jakieś kontuzji mięśniowej w trakcie, co wyeliminowałoby naszą parę z klasyfikacji jak i pozbawiło medali za ukończenie.
Ostatecznie zaplanowałem bieg na 1:45.
Dotarłszy na strefę zmian miałem trochę czasu do niej, wypatrywałem więc Artura/@Morderca_z_głębi_lasu i Krystiana/@Logadin. Obu dostrzegłem i rzuciłem im krótkie; dawaj, dajesz. Później już wypatrywałem swojego kompana z pierwszej zmiany z pomocą jego znajomych, bowiem poznaliśmy się dopiero w piątek. Przejąłem pałeczkę i pobiegłem na swoją część dystansu. O pałeczce wspominałem w komentarzach, udało się ją umiejscowić na biodrach w wysłużonym prostym pasku z Deca i to rozwiązanie sprawdziło się doskonale. Pierwsze metry biegu upłynęły właśnie na instalacji pałeczki, a tempo w tym czasie oscylowało ok.5min/km. Przebiegłem tak kilometr, drugi nieco szybciej i wstęp ten wydał mi się mocno lajtowy. Niemniej doświadczenie z kilku półmaratonów podpowiadało , iż za mną dopiero 10% całości. Toteż bez jakieś euforii i podpalania się, nieznacznie tylko przyspieszyłem na kolejnych kilometrach. To zaskutkowało pojawieniem się na tarczy Race Screen przypuszczalnego wyniku na mecie w okolicach 1:40:30. Stało się to celem na dalszą część trasy, oczywiści już złamaniem 100 minut w końcowym efekcie. Ponieważ bieg był o tyle specyficzny, że cały czas wyprzedzałem maratończyków, siłą rzeczy, którzy mieli dodatkowe 21km w nogach. A nikt nie biegł moim tempem, motywacyjnie obrałem cele pośrednie, czyli wyprzedzenie jak największej ilości „pałkarzy”, którzy ruszyli przede mną. Dodatkowo spróbować by żaden z nadbiegających nie wyprzedził mnie. Pierwsze realizowało się samoczynnie, drugie zrealizowane nie zostało, gdyż jeden minął mnie. Tym sposobem upływały kolejne kilometry, gładko do dziesiątego. Poczułem wtedy lekki zjazd mocy i zassałem żel który rozdawali niedaleko po tym jak wystartowałem. Punktów nawadniania było dużo i jak nie ja, zapobiegawczo piłem na każdym, bowiem nic się nie nawadniałem wcześniej. Kolejne kilometry minęły już ciężej, ale nadal dość płynnie w zakładanym czasie. Ogólnie wyłączyłem autolap i miałem klikać ręcznie, zauważyłem natomiast dobre pokrywanie się dystansu ze znacznikami i z tego powodu nie robiłem tego. Przebiegliśmy koło parku Poniatowskiego, aleja Włókniarzy i pod dość srogi podbieg na Bandurskiego, zaraz po tym wyłoniła się hala z metą. Natomiast by tam zafiniszować zostało jeszcze obiegnięcie całego parku Piłsudskiego. Z dość monotonnymi padbiegami, ale też fajnie niosącym zbiegiem. Zakładam, że może być to, pewnie i jest, najbardziej znienawidzony odcinek maratończyków. Ja w nogach miałem dopiero 14km, ale też już szła walka o złamanie 100 minut. Trasę tą znam dobrze, teoretycznie z profilu wiedziałem jak pobiec, gdzie trochę odpuścić, a gdzie zyskam sekundy. Wiadomo, że co innego teoria a wdrożenie jej w czyn i jeszcze ta moja „trauma” z maratonu na tym odcinku . Na szczęście poszło planowo, nie mylić z lekko. Na kilometr do mety zobaczyłem iż mam 4:40 by go pokonać. Tak na styk, choć ustawiłem w zegarku dystans 21300m więc niejako cały czas pocieszałem się lekkim zapasem, nie wiedząc w zasadzie jaki wyjdzie realnie. Jeszcze upierdliwa pętelka wśród barierek przy samej hali i ostro w dół w stronę mety.
Czas 1:39:38, msc.50, wyszło sporo lepiej niż się spodziewałem i dużo gorzej niż gdybym…
Wiadomo, sport to trening i dopiero na końcu wieńczący rezultat tego.
Ale jest jak jest, nie da się łączyć u mnie jednocześnie dwóch dyscyplin pod wyniki.
Cieszę się z tego jak poszło, zwyczajnie, że dałem radę ale też czasowo i bez urazu, z wzięcia udziału w dobrze zorganizowanej imprezie, z pozytywnych emocji temu towarzyszących, być może z powrotu do systematyczniejszego biegania, również z tego, że mogłem coś tu napisać w wiodącej tematyce forum.
Jeszcze podziękowania dla Daniela za wspólną sztafetę gdzie zajęliśmy 44msc/155. Gratulacje i pozdrowienia dla całej ekipy z Gliwic/Łodzi.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Rozgrywki tenisa stołowego dobiegły końca. Przysłowiowym rzutem na taśmę udało się utrzymać w V lidze. Jako zespół Amper osiągnęliśmy cel minimum, który od początku był jedynym realnym do zrealizowania w tym rozdaniu.
Tabela pod linkiem http://www.ourleague.pl/LLTSAIW/league/7/table
Tenis to również statystyki indywidualne, zanotowałem 23-przegrane i 34-wygrane co dało 60% skuteczności. W mniej znaczącym rankingu gier deblowych 6/8 - 57%
Uważam całkiem przyzwoite zestawienie jak na debiutancki start, zapoznawszy z ligą i przeciwnikami.
Wystąpiłem też w kilku turniejach na własną rękę, celem ogrywania się z lepszymi zawodnikami.
Na bazie tego doświadczenia może powalczymy w przyszłym sezonie o wyższe miejsce drużynowo. Ale to dopiero od jesieni początek rozgrywek.
Natomiast z bieganiem od startu ligi było coraz gorzej, tzn. mniej. W zasadzie już tylko bardzo sporadyczne BS-y na przestrzeni ostatnich miesięcy z jednym spontanicznym startem opisanym w poprzednim poście.
Możliwe, że teraz trochę bardziej się zmobilizuję i częściej wyjdę biegać w związku z mniejszą częstotliwością grania w okresie letnim.
W zasadzie zacząłem od dziś, kiedy to miał być wolny dzień od pingla (po 10-cio dniowym maratonie). Fajnie mi się biegło, czułem lekki flow i apetyt na bieganie. Natomiast pół kilometra przed domem zadzwonił kumpel z propozycją pogrania, więc zaraz po prysznicu pojechałem. Jeszcze nie wróciwszy z grania już miałem kolejny telefon od innego znajomka, przypuszczam - bowiem skontaktować się nie udało, w sprawie jutrzejszej gry. A jeśli nawet nie, to coś tam poodbijam z robotem w garażu.
Także, nawet jak czasem bym chciał, to nie bardzo jest czas pobiegać.
Nie mam tyle energii i czasu by ciągnąć obie aktywności równorzędnie, natomiast nie chcę biegania zaniechać zupełnie. Mimo jego drugoplanowej roli, wciąż stanowi cząstkę życia sportowego.
Tabela pod linkiem http://www.ourleague.pl/LLTSAIW/league/7/table
Tenis to również statystyki indywidualne, zanotowałem 23-przegrane i 34-wygrane co dało 60% skuteczności. W mniej znaczącym rankingu gier deblowych 6/8 - 57%
Uważam całkiem przyzwoite zestawienie jak na debiutancki start, zapoznawszy z ligą i przeciwnikami.
Wystąpiłem też w kilku turniejach na własną rękę, celem ogrywania się z lepszymi zawodnikami.
Na bazie tego doświadczenia może powalczymy w przyszłym sezonie o wyższe miejsce drużynowo. Ale to dopiero od jesieni początek rozgrywek.
Natomiast z bieganiem od startu ligi było coraz gorzej, tzn. mniej. W zasadzie już tylko bardzo sporadyczne BS-y na przestrzeni ostatnich miesięcy z jednym spontanicznym startem opisanym w poprzednim poście.
Możliwe, że teraz trochę bardziej się zmobilizuję i częściej wyjdę biegać w związku z mniejszą częstotliwością grania w okresie letnim.
W zasadzie zacząłem od dziś, kiedy to miał być wolny dzień od pingla (po 10-cio dniowym maratonie). Fajnie mi się biegło, czułem lekki flow i apetyt na bieganie. Natomiast pół kilometra przed domem zadzwonił kumpel z propozycją pogrania, więc zaraz po prysznicu pojechałem. Jeszcze nie wróciwszy z grania już miałem kolejny telefon od innego znajomka, przypuszczam - bowiem skontaktować się nie udało, w sprawie jutrzejszej gry. A jeśli nawet nie, to coś tam poodbijam z robotem w garażu.
Także, nawet jak czasem bym chciał, to nie bardzo jest czas pobiegać.
Nie mam tyle energii i czasu by ciągnąć obie aktywności równorzędnie, natomiast nie chcę biegania zaniechać zupełnie. Mimo jego drugoplanowej roli, wciąż stanowi cząstkę życia sportowego.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2022, 00:17 przez jacekww, łącznie zmieniany 3 razy.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Jedynie już fejsbuk pamięta
dziś taką przypominajkę podesłał żonie raz jeden kiedy zarobiłem na bieganiu,
aż łezka w oku się zakręciła, oczywiście nie na myśl tych piniendzy, gdyż przykładając koszty byłem w plecy
Leci czas, a dziś prawie nie biegam. Latem może trochę częściej wychodziłem, zrobiłem kilka pojedynczych mocnych kilometrów poniżej 4:00min/km, raz dłuższy bieg 16km i raz nawet urlopowy trening interwałowy 4x1km. Tyle z "istotniejszych" wycinków, reszta same BS. Łącznie km nie pamiętam i nie chce mi się sprawdzać - nie ważne, jeszcze przeszedłem przez dwa tygodnie urlopu ok.120km, a urlop był z tych plażowo-wypoczynkowych, więc aktywność spacerowa na plus.
Niedawno sprzedałem zegarek biegowy i odcięty jestem od platformy Connect. Planuję nabyć FR255M, już wiem że nie będzie on przyczynkiem do zwiększenia aktywności biegowej. Natomiast wciąż zakładam, że jeszcze kiedyś przyda się do tego w większym stopniu, choć to na razie nie określona w czasie przyszłość.
Oczywiście usilnie wciąż kontynuuję "karierę" tenisisty stołowego. Niebawem ruszy nowy sezon, mamy nowe władze ligi które prężnie jak na razie działają i wygląda to obiecująco. Nastąpiły pewne roszady w układzie lig, aż pięć drużyn zostało przeniesionych z IV do V, w ich miejsce przyszły nowo powstałe zespoły. W zeszłym sezonie walczyliśmy o "utrzymanie" (gramy w ostatniej dywizji), teraz dobrze było by powalczyć o coś więcej, może środek tabeli. Indywidualnie też mam ambicje, a że ma być prowadzona taka klasyfikacja całej ligi, więc trzeba się starać i wygrywać.
W niedzielę zaliczyłem pierwszy turniej, najlepszy mój jak dotąd. Grając z trzema czopiarzami w grupie, oczywistym nie wyszedłem z niej, trafiłem do drabinki pocieszenia i tam po trzech kolejnych wygranych, przegrałem w półfinale, jak i o czwarte miejsce ponownie z jednym z grupowych czopiarzy.
Niemniej występ przyzwoity w dużym i silnie obsadzonym turnieju, miejsce 28/45 - https://www.dropbox.com/s/0vim3bv3d17fw ... vIaerFWDsQ
Zapisałem się także do hobbyliga, grupa zaawansowani. Mocno się ta formuła rozgrywek rozwinęła w Łodzi, jak też znacznie wzrósł poziom uczestników, pierwsze mecze przede mną więc ciężko określić o co będę grał w tych rozgrywkach. https://www.hobbyliga.pl/lodz/tenis-sto ... /standings
W przyszłą niedzielę mam kolejny mocny turniej, cały czas też dość systematycznie gram/trenuję i biegam od czasu do czasu.
Pozdro Wszystkim
Edit. We wtorek wyrżnąłem podczas tenisa na śliskiej posadzce tak, że zaciśnięta pięść podeszła mi pod żebra i obite mam konkretnie. W bieganiu upadki się zdarzały niemniej nigdy dłuższych i bolesnych dolegliwości nie powodowały.
dziś taką przypominajkę podesłał żonie raz jeden kiedy zarobiłem na bieganiu,
aż łezka w oku się zakręciła, oczywiście nie na myśl tych piniendzy, gdyż przykładając koszty byłem w plecy
Leci czas, a dziś prawie nie biegam. Latem może trochę częściej wychodziłem, zrobiłem kilka pojedynczych mocnych kilometrów poniżej 4:00min/km, raz dłuższy bieg 16km i raz nawet urlopowy trening interwałowy 4x1km. Tyle z "istotniejszych" wycinków, reszta same BS. Łącznie km nie pamiętam i nie chce mi się sprawdzać - nie ważne, jeszcze przeszedłem przez dwa tygodnie urlopu ok.120km, a urlop był z tych plażowo-wypoczynkowych, więc aktywność spacerowa na plus.
Niedawno sprzedałem zegarek biegowy i odcięty jestem od platformy Connect. Planuję nabyć FR255M, już wiem że nie będzie on przyczynkiem do zwiększenia aktywności biegowej. Natomiast wciąż zakładam, że jeszcze kiedyś przyda się do tego w większym stopniu, choć to na razie nie określona w czasie przyszłość.
Oczywiście usilnie wciąż kontynuuję "karierę" tenisisty stołowego. Niebawem ruszy nowy sezon, mamy nowe władze ligi które prężnie jak na razie działają i wygląda to obiecująco. Nastąpiły pewne roszady w układzie lig, aż pięć drużyn zostało przeniesionych z IV do V, w ich miejsce przyszły nowo powstałe zespoły. W zeszłym sezonie walczyliśmy o "utrzymanie" (gramy w ostatniej dywizji), teraz dobrze było by powalczyć o coś więcej, może środek tabeli. Indywidualnie też mam ambicje, a że ma być prowadzona taka klasyfikacja całej ligi, więc trzeba się starać i wygrywać.
W niedzielę zaliczyłem pierwszy turniej, najlepszy mój jak dotąd. Grając z trzema czopiarzami w grupie, oczywistym nie wyszedłem z niej, trafiłem do drabinki pocieszenia i tam po trzech kolejnych wygranych, przegrałem w półfinale, jak i o czwarte miejsce ponownie z jednym z grupowych czopiarzy.
Niemniej występ przyzwoity w dużym i silnie obsadzonym turnieju, miejsce 28/45 - https://www.dropbox.com/s/0vim3bv3d17fw ... vIaerFWDsQ
Zapisałem się także do hobbyliga, grupa zaawansowani. Mocno się ta formuła rozgrywek rozwinęła w Łodzi, jak też znacznie wzrósł poziom uczestników, pierwsze mecze przede mną więc ciężko określić o co będę grał w tych rozgrywkach. https://www.hobbyliga.pl/lodz/tenis-sto ... /standings
W przyszłą niedzielę mam kolejny mocny turniej, cały czas też dość systematycznie gram/trenuję i biegam od czasu do czasu.
Pozdro Wszystkim
Edit. We wtorek wyrżnąłem podczas tenisa na śliskiej posadzce tak, że zaciśnięta pięść podeszła mi pod żebra i obite mam konkretnie. W bieganiu upadki się zdarzały niemniej nigdy dłuższych i bolesnych dolegliwości nie powodowały.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Wreszcie rozegrałem przyzwoity turniej tenisa. Po czterech zwycięstwach i jednej porażce wyszedłem z drugiego miejsca w grupie do czołowej ósemki. Tam już niestety przegrałem trzy mecze, tym samym kończąc zawody z bilansem 4W-4P na 8 miejscu spośród 22 uczestników.
Żebra w znacznym stopniu przestały już dokuczać, natomiast jednocześnie pojawiły się bóle jakiś wnętrzności poniżej ich. W bezruchu nie odczuwalne, natomiast przy wszystkich skrętach w tenisie dosyć uciążliwe. Leczniczo jak i przeciwbólowo rozegrałem cały turniej na nurofenie, bez dyskomfortu wówczas. Niemniej ten stan pobolewania ciągle trwa, jakby z każdym dniem ciut lepiej lecz ciągnie się to długo i końca nie widać.
To co wydawać by się mogło będzie moim atutem, czyli wytrzymałość do wysiłku sportowego, zawiodło. Jak już pisałem biegam sporadycznie, a ostatni tydzień zero jakiejkolwiek aktywności ze względu na żebra. I wczoraj już w pierwszym meczu przy stanie 2:1 i 7:5 dla mnie w czwartym secie, wziąłem czas. Nie by przemyśleć taktykę czy wybić przeciwnika z rytmu, ale w zamiarze unormowania oddechu po kilku intensywnych akcjach w ataku. W tak ważnej końcówce głupio było by stracić jakąś prostą piłkę tylko ze względu na przyspieszony puls. Dobra decyzja, wygrałem.
Dziś rusza sezon ligowy, za kilka godzin pierwszy mecz. JAZDA!
Żebra w znacznym stopniu przestały już dokuczać, natomiast jednocześnie pojawiły się bóle jakiś wnętrzności poniżej ich. W bezruchu nie odczuwalne, natomiast przy wszystkich skrętach w tenisie dosyć uciążliwe. Leczniczo jak i przeciwbólowo rozegrałem cały turniej na nurofenie, bez dyskomfortu wówczas. Niemniej ten stan pobolewania ciągle trwa, jakby z każdym dniem ciut lepiej lecz ciągnie się to długo i końca nie widać.
To co wydawać by się mogło będzie moim atutem, czyli wytrzymałość do wysiłku sportowego, zawiodło. Jak już pisałem biegam sporadycznie, a ostatni tydzień zero jakiejkolwiek aktywności ze względu na żebra. I wczoraj już w pierwszym meczu przy stanie 2:1 i 7:5 dla mnie w czwartym secie, wziąłem czas. Nie by przemyśleć taktykę czy wybić przeciwnika z rytmu, ale w zamiarze unormowania oddechu po kilku intensywnych akcjach w ataku. W tak ważnej końcówce głupio było by stracić jakąś prostą piłkę tylko ze względu na przyspieszony puls. Dobra decyzja, wygrałem.
Dziś rusza sezon ligowy, za kilka godzin pierwszy mecz. JAZDA!
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.