DUCHOWE ZWIERZE
niby nic a TAO kompletnie przemodelowało wszystko co było do tej pory.
najsampierw po krótkiej korespondencji z obsługą klienta, został mi podłączony, nowy eksperymentalny ponoć artemis2 czyli AI która to oblicza to całe bieganie.
poprzedni artemis, ten który jest cały czas głównym systemem, rozjeżdzał mi się
przy korelacji tempo tętno.
biegam na tempo, ale TAO daje też fajną możliwość ustawienie szybkich odcinków na tempo a reszty na tętno.
u mnie tę tętna wg niego były zdecydowanie za wysokie, za to przy artemisie2
są praktycznie co do uderzenia w punkt.
w poniedziałek był biegany pierwszy z testów 3.2km max.
matko z córko jaki ja słabym jestem.
i nie usprawiedliwia tego ani upał, ani to, że zaraz po fabryce,
ani nawet to, że gps rozjeżdża się w tych gęstych krzaczorach, które rosną nad kanałem i praktycznie zasłaniają cale niebo.
ledo ledwo dałem radę zrobić to w 3:59/km i było po mnie.
trup.
inna sprawa, że jeszcze chyba kilometry robione z garminem i zmęczenie po piątkowym, secie 9x40sek sprint robiły swoje, bo bardzo długo nie mogłem wkręcić się na obroty, tętno praktycznie przez prawie 2.5km było tętnem LT a ja bylem dramatycznie bez polotu.
ale może taki właśnie jest mój obecny stan.
i nie może a na pewno.
tak czy inaczej te tempo 3:59 było tempem wymęczonym i wydartym życiu,
tak, żeby chociaż jakiekolwiek poczucie przyzwoitości zostało wykonane.
strasznie ciężko, jest wrócić do jakiegokolwiek szybszego biegania, szybszego relatywnie do tego co biegałem i widzę, że czy to z powodu wieku, czy też innego dramatycznie to na tą chwilę, wolno idzie.
dużo bardzo na to wpływa ma też waga i dość długo biłem się z myślmi w tym tygodniu,
czy futrować dalej węglowodany, nie że bez opamiętania ale jednak w sporej ilości,
czy jednak walić to wszystko kosztem temp, jakości treningów, pogodzenia się z myślą, że wielkim sukcesem będzie nie tylko 19:30/5km
ale złamanie 20minut nawet.
bo na coś trzeba się jednak zdecydować i wyszło mi, że jednak trzeba postawić na spadek
masy ciała, kosztem ego schowanego do kieszeni.
i to głęboko.
póki co zresztą TAO dość mocno ma szansę wbić się w ten plan, gdyż jak pisałem na początku, ma całkowicie inne podejście do treningów.
przede wszystkim daje dużo, ale zdecydowanie krótszych akcentów i póki co widać na tą chwilę umieszczonych w blokach, czyli dzień po dniu.
po 3.2km zaraz na następny dzień zaliczyłem bieg progresywny czyli 2x12 min ciągiem w strefie 2/4.
pierwszy odcinek był relatywnie wolny bo 5:05 km a kolejny już miało być 4:14/km czyli tempo LT.
weszło 4:17 ale zostałem na pierwszych kilkudziesięciu metrach zastopowany przez rodzinę potem już spokojnie nadrabiałem i wg budzika cały czas szlo w granicach 4:14/15 a nogi były już podjechane.
trening niedługi całość to raptem 46 minut a i tak był to chyba najdłuższy a z aktualnych akcentów.
środę jeszcze jechałem na artemisie pierwszym i tempo rozbiegania prawie dwunastu kilometrów było zadane na 5:26 i nie ukrywam, że ledwo to zrobiłem.
upał, wiem anglia nie polska, ale jednak garmin pokazywał 61% aklimatyzacji cieplnej plus zmęczenie zrobiło swoję.
było to klasyczne wleczone na zaliczenie, przemęczenie i trening dla głowy bardziej niż dupy.
jedyne co mnie trzymało, to myśl, że to raczej ostatni dłuższy akcent w tym tygodniu.
tu zresztą widać kolejną zmianę tao vs garmin w tao brak typowych longów.
mnie to cieszy, ale czy to dobrze nie wiem.
niemniej kilometrów nie robię jakoś drastycznie mniej bo max z garminem był bodajże prawie 72 km a ten tydzień z tao wejdzie 65 i kolejne ponad 65 póki co więc raptem 3-7% mniej, za to dużo więcej kilometrów jakościowych oraz zdecydowanie szybsze wybiegania.
po tej dwunastce zostałem przełączony na artemisa drugiego właśnie i skokowo zwiększam mi tempa rozbiegań.
z 5:26 na 5:05 i zapodał tętno 135-147 ( 5:0 do 5:15 /km) więc widełki też daje węższe.
ale to dopiero będzie a na razie jesteśmy w czwartku a tam całe 37min biegania w tym set 2x3/3min po 3:41.
niby nic, rok do tyłu mimo postępującego juz o tej porze regresu, byłoby bokiem to zaliczone, ale wiadomo co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.
![Obrazek](https://live.staticflickr.com/65535/53915748474_e3e2e36d99_h.jpg)
[/url]
jak patrzę co biegałem rok wstecz a co finalnie z wyszło, czyli 20:24 nabiegane 25.08.23 to chyba jednak lepiej trzymać się tao.
bo mam wrażenie, że po te 4:05 to jednak ja dzisiaj bym te 5km zrobił w tym tempie.
z tymże z czego tu się cieszyć jak biegając na własnych planach żadnego parkruna w 2022 nie nabiegłem wolniej niż 20 min, większość średnio w 19:30 a było jeden bodajże 19:10.
na trudnej trasie w birko, gdzie na płaskim byłoby te 18:50.
no ale zachciało się biegać z trenerem.
ech krwaa.
było minęło.
trzeba pociągnąć wnioski do odpowiedzialności i robić swoje.
za rok m55 i wtedy dopiero mam zamiar rozwinąć skrzydła.
z wosku ale zawsze.
nauka radziecka zna takie przypadki.
wrcając zaś do czwartku i 2x3min
poszło słabo, dużo słabiej niż się spodziewałem.
pierwsze 3minuty w 3:47 faktem, że zafałszowane przez początkowe wskazania po 4:15/km co jest jakimś absurdem bio ruszyłem z kopyta, ale i tak słabo.
powiedzmy, że było to 3:44/km
drugie już zegarkowi było 3:45 wg garmina, ale przy zakładanym 3;41 to wciąż dramat, bo po prostu nie dawałem rady szybciej biec.
bywa i tak trzeba zacisnąć zęby, ego schować jeszcze głębiej i cisnąc dalej.
niby nic a tak mi ten trening dał popalić, że jak mi zmienił jebaniec z 40min easy na 65min też easy ale już po nowemu w 5:05 w piątek, to myślałem, że się rozpłaczę.
no ale zmusiłem się i wylazłem wiedziałem, że nie będzie to za letko.
głowa się musi przestawić i lekka adaptacja musi nastąpić do tego tempa, bo przecież to żadne tam wyzwanie, biegałem i easy po 4:50 po prostu, do tej pory za zbyt komfortowo się czułem do tętna 135 i drobiłem tak mocno jak się dało,
żeby być jak moje zwierze duchowe.
nawet jak idzie to leży.
inna sprawa, iż jakoś pomijając odczuwalny wysiłek, to lepiej mi się biegnie po te 5:05 jak już się rozpędzę, wybicie lekkie fajne się robi, nie takie walenie kopytami w grunt jak mastodont przy 5:25.
i duże jest biegania w Z2 czyli budujemy wytrzymałość, chociaż niekoniecznie longami.
więc może jednak to jest metoda.
jak przy wszystkim ostatnio zostaje tylko powiedzieć:
zobaczymy.
sobota znów progres, żwawiej delikatnie bo 9+9 min docelowo 4:50 i 4:14
zrobiłem w 4:45 i 4:16 ale jakoś nie chciało iść po 4:14
może gps kłamał, może mnie trochę zmęczenie dopada.
może za mało węglami się podpasłem.
nie wiem.
wiem jednak, że zdecydowałem się na wprowadzenie restrykcji jedzeniowych,
głownie nie mam na myśli jakiś cięć kalorii i tego typu rzeczy, ale generalnie fundamentem jest bardzo mocne ograniczenie węglowodanów.
owszem przed mocniejszym treningiem walę vitargo lub żela jak dzisiaj jak jest krócej.
czasem coś po treningu jakiegoś gainera z białkiem, czasem pare kromek chleba z własnego wypieku, ale generalnie na tym kompletny koniec.
no banan czy dwa w ciagu dnia przed mocnym akcentem.
wiadomo, nie sztuką jest gonić królika, tylko zajebać trzeba od razu, żeby pasztet był smaczniejszy.
czy jakoś tak.
generalnie cukierowungle to zuo a jak już jeść to jakieś niskoIGeowe i t nie będę się w ogóle wymądrzał bio nie ma ku temu żadnych kompetencji a i wiedzy bardzo dużo porządnie podanej można znaleźć wszędzie.
muszę znaleźć ten balans kiedy wystarcza na efektywne trenowanie a resztę sobie odpuścić.
no bezalko walne sobie czasem po treningu i to raczej trzy niż jedno, ale też tylko po ciężkim i traktuje to jako uzupełnienie węglowodanów.
zwykły browar wchodzi coraz rzadziej i dobrze mi z tym.
ba w przyszły piątek mam że małą imprezkę i chciał nie chciał, a bardziej jednak chciał trzeba będzie pare piwek wypić, ale wcale mnie to nie cieszy.
tak się porobiło.
dziś day nowy oficer prowadzący postanowił podciągnąć mnie lekko w V2max.
tak myślę, bo w opisie interval tylko, ale to typowe bieganie pod vo2max.
króciutkie przerwy, relatywnie nie za szybko.
9 x 30sek/30sek 5:45/3:45
raptem 30 minut całość, wydawałoby się, butów szkoda ubierać a jednak oczy potrafiły wyjść przez chwile na wierzch.
cieszy to w takim bieganiu, że mimo iż tempa na zegarku odstają od rzeczywistości
to jednak jest zrobiony, niby nie duży a jednak kawałek solidnej nikomu niepotrzebnej roboty.
jest też takie bieganie, na tyle krótkie, że jakoś nie trzeba się specjalnie szykować,
uzupełniać węglowodanów, czy na upartego nawet zakładać spodenki.
można opierdolić taki trening w pidzamie a na wyspach akurat mało kogo by to zdziwiło.
pierwszy odcinek lekko przespałem, potem poszło nawet lekko szybciej niż planowane w nagrodę dostałem od garmina nowe LT 4:14 i 168bmp, co jest o tyle ciekawe, że artemis nowy tez liczy 168.
tydzień dość intensywny, ale bardzo różnorodny, z przeskokiem miedzy systemami
co zdecydowanie przełożyło się na zwiększenie temp easy.
garmin wciąż pokazuje utrzymanie, vo2max jest wciąż na poziomie 56 ale powoli powoli obciążenia idą w kierunku pożądanych prze pana G.
co prawda przestał on być wyznacznikiem treningowym, niemniej wciąż warto to
obserwować na różne sposoby.