bulbuliera czyli mocne pięć.

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

WYKON W PRZÓD I TYŁ.

wrzucam jeszcze na szybko zrobione, co biegałem.
podaję w niektórych miejscach proponowane tempa.
.wykonane to już pokolorowane pola,
oraz co na daną chwilę Pan Gyrektor mi planuje.
tła niepokolorowane.
myślę, że zdecydowanie łatwiej będzie sobie to wyobrazić jak to wygląda na daną chwilę.
będę uzupełniał przy każdym wpisie.

Obrazek
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

3x3x15”/3min 5min b/s

o tyle się sprawa rypła, ze wyleciał mi półmaraton z planu, gdyż ponieważ nie będzie.
odłożony, przełożony, bez znaczenia.
dla mnie nie ma.
jest jak jest.
każdy inny w okolicach który mógłbym pobiec jest w czasie, kiedy od 2 dni będę już na wakacjach.
w takim razie, wracamy do planu A i wrzuciłem w plan 5km na 5 października,
bo to ostatnia sobota dostępna przed urlopem.

Oficer prowadzący zmienił trochę plan, ale naprawdę niewiele na tą chwilę i aż ciekawy jestem co tam będzie wymyślał po okresie przygotowawczym.
wbiłem czas 18:30 docelowo na 5K

no i wziąłem wczoraj offa
w planie było 30 min recovery, a ja policzyłem dni i wyszło mi, że na 32 miałem jeden dzień wolny, więc z pełną premedytacją zrobiłem sobie wolne.
nic nie zmienił rano, było 3x3x15” sprint 3 min miedzy odcinkami i 5 min miedzy seriami.

zrobiłem bez polotu, jakoś bez dynamiki, ledwo średnio bodajże po 3:02 średnio, zamiast założonego 2:45.
niemniej było to zrobione na maksa i na sam koniec dogieło mnie aż do ziemi.
po treningu dostałem 79% wykonu i stwierdził, że tętno max mam 188.
z tętnem jestem zaskoczony, mimo, że podczas treningu było raptem 155 najwiecej, wykrył w punkt, dotychczas przez lata liczyłem, 190-192 więc te 188 naprawdę idealnie biorąc pod uwagę, że pewnie z wiekiem coś tam spadło.
wrzucam wykres z WKO5 fajnie te sprinty widać na wykresie.

Obrazek

na jutro kolejna niespodzianka, oficer prowadzący zarządził znów sprint 10x10”/3min.
no ciekawe czy rano będzie coś innego.
resztę pozostawił bez większych zmian.
wszelkie wskaźniki na zielono, co też cieszy.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

pierwszy DNF z garminem.

samo to, że dostałem sprint dzień po dniu wygląda dość dziwnie.
faktem jest, że brakuje mi anaerobów/sprintów najbardziej patrząc po wykresach
i generalnie patrząc po tym co ostatnio biegałem,
niemniej dwa dni pod rząd dały konkretnie w dupę.
wczoraj mimo, ze dałem naprawdę dużo z siebie, jakoś tempa nie powalały,
ledwo udałoś się zrobić sub 3 na każdym 10sekundowym odcinku a i garmin
na koniec zaliczył mi to jak bazę.
no nie wiem, skoro beztlen by jednak oceniony na 2.1 pkt.

ale niech mi i tak będzie.

skoro zdecydowałem się biegać sugestywne, nie mam zamiaru dorabiać do
tego własnej ideologii ani kombinować po swojemu, mogę podzielić się tylko spostrzeżeniami.

w każdym razie wiedziałem, że zrobić dzisiejszego longa będzie albo bez szans,
albo bez szans.

niemniej próbę podjęłam bo nie takie rzeczy się zdarzały już i zawsze jakaś tam szansa była ale okazało się po raz kolejny, że chęci chęciami, a życie życiem.

8km i to wszystko na co było mnie dziś stać.
i to osiem kilometrów powoli, takie waleczne po 5:38 bodajże,
ale czułem się rozbity od środka i na zewnętrz.

pewnie dałbym jeszcze radę zrobić kolejne osiem myślę, ale stwierdziłem,
że nie, że adaptacja adaptacją ale rozsądek najważniejszy i skoro czuję ewidentnie, że nie idzie,
to nic przełamywał ani przepychał nie będę.
bo do D-day zostało jeszcze 11 tygodni i skoro EWIDENTNIE nie idzie, to znak, że trzeba jednak powiedzieć pass.

Obrazek

jako, że miałem zaznaczone w opcjach Long sobota-niedziela to a jakże, od razu po dzisiejszym dostałem 2:05 na jutro.
cwaniaczek.

pomyślałem, że jak on mnie kijem, to ja go palką i wsadzę mu kija w szprychy.
no i wywróciłem stolik.

longa na jutro już nie ma, za to a jakże, beztlen oczywiście jak najbardziej się należy.
[mention]wigi[/mention] witek twierdzi, że mi się zaciął i kto to wie może i tak jest.

zrobiłem więc eksperyment, znów dałem niedzielę dostępną i znów long 2;05 godzinny i w łeb w poniedziałek 50 min tempo po 4:30.

oficer prowadzący w garminie dziś w wyraźnie dobrym humorze.
może i nawet bym sprobował longa jutro, ale po pierwsze ma padać cały dzień
a po drugie najważniejsze no czuję, że nie, że to zdecydowanie nie jest dobry pomysł.

niedziela została więc zablokowana na longa z powrotem i wróciło wszystko z
do poprzedniej normy czyli jutro sprint potem w łeb dalej mocno i systematycznie.

sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
żeby ten long był w stylu 1:20 słowa bym nie powiedział zacisnął zęby i zrobił, ale 2:05 to dla mnie długo, bardzo długo i do tego nie po dwóch dniach sprintów na maxa pod rząd.

także pierwszy raz od 5tygodni zejdę z około 70km na jakieś 50 ale w niczym mi to nie przeszkadza.
jest też opcja, że walnę w końcu piwo bo też ze trzy tygodnie kapsla nie powąchałem.

poniższa rozpiska pokazuje, że szykuje się kolejny ciężki tydzień w tym pewnie, jutro się okaże,
longiem 2:05 w sobotę.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

3x3x15”/3min 5min b/s

tyle mi tego oficer prowadzący daje, że obietnica, iż będe pisał po każdym akcencie, staje się ciężką do spełnienia.
w każdym razie na niedziele, mimo piwa, a szczerze mowiąc to czterech w sobotę, słabego HRV i fatalnego snu, nie nie zostało zmienione i niedziele upłynęła
pod hasłem dawaj znów napierdalamy sprinty.

z tym piwem, to trochę se podśmiechujki z wigim robiłem, że może czas zrobić
eksperyment i się nawalić będzie zły sen HRV itd i zobaczyć, że garmin coś zmieni, bo może zepsuty.
no nie zmienił, ale piękne HRV się na pomarańczowo świeciło cały wieczór i noc,
więc uważam, że działa idealnie.
a że nie zmienił?
no co zrobić, widać wierzy ze mnie.
poza tym, piwa nie tykałem chyba ze trzy tygodnie, prowadzę się naprawdę porządniej od gęsi na autopilocie, a trafiłem w tzn polskim sklepie na złotego bażanta i tak mnie ochota naszła na jasnego lagera o którego tutaj naprawdę trudno, że klękajcie narody z tej chęci.

i uległem pokusie, i nie żałuję, bo było przepyszne.

Obrazek


prawdą jest, że wstałem lekko wymięty, organizm musiał trochę odreagować, ale żadne tam bóle głowy, czy inne tego typu rzeczy, po prostu poczułem, że regeneracyjna to ta noc nie była, oj nie.

same sprinty weszły dość gładko i dość wolno wg garmina.
z zakładanych 2:45 zrobiło się 3:0 co jest oczywistą nieprawdą.
zrobiłem je jednak zgodnie z założeniem i dostałem za wykonanie 81% a do tego
został trening zaliczony do sprintów.

inna sprawa, ze garmin podaje na samym końcu tabelki w miejscu gdzie sa tempa, czasy i inne dane.
tam na samym końcu tebelki jest coś takiego jak tempo ruchu odcinka i tam jest średnia 2;48/km i z tym zdecydowanie bardziej mogę się zgodzić.

mam nadzieję, że jest to brane pod uwagę bo widze, że jestem krótki wg niego o beztlen i usiłuje to wyrównać.
co tez mi nie przeszkadza, bo lubię te treningi natomiast nie lubię longa ponad dwie godziny dzień po nich.

na szczęście chyba sie o tym dowiedział bo na sobotę pokazuje tylko 1:30 a piętek spokojne bieganie przed, wiec zdecydowanie mi to pasuje.

tydzień tylko 50km wiec i obciążenia spadły, ale wszystko cły czas na zielono, włącznie treningiem, non stop produktywny.
jutro jak nic nie zmieni 39min Tempa non stop po 4:30 co bardzo słabo widzę, ale pobiegnę to raczej na tętno do 158/160 nawet kosztem tempa.

obciążeni na dziś wyglądają tak:
Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

TEMPO 39 min

dziś krótko i konkretnie.
poprzednie tempo 4x10min/2asy zostało mi zamienione na 39min
nie wiem czym na to zasłużyłem, ale wyglądało to zdecydowanie poważniej niż
odcinki z przerwami.
w sumie powinienem być nawet zadowolony bo początkowo to nawet 42min dawał,
ale widać go sumienie ruszyło i tylko trzydzieści dziewięć zostało.

z bardzo dużym respektem do tego podszedłem, z poważnym postanowieniem, że lecę w 3 zakresie tętna i jak będzie rosło szybko za mocno, zwalniam lub robię przerwy, tak czy inaczej robię wszystko żeby tego nie przewieźć.

na rozgrzewce jak tak truchtałem po 5:20 i pomyślałem, że mam przyspieszyć aż o prawie minutę, to normalnie, aż mi się słabo zrobiło, ale mus to mus.

Obrazek

nie ma co ty wypisywać, bo weszło i to weszło dobrze.
porządne solidne bieganie, pierwsza połowa pod wiatr,
druga z wiatrem ale wciąż na spokojnie, pod pełną kontrolą.

jedyne z czym miałem problem to utrzymanie tempa, bo co tylko chciałem
uspokoić i zwolnić, to od razu robiło się 4:25/km po czym znów zwalniałem na siłę, uspakajałem to zwolnienie i się robiło 4;25 i tak w koło macieja ostatnie 3km.

czyli lepiej niż myślałem i niż się spodziewałem.

całość weszło prawie 8.7km w 4:29 na średnim tętnie 160 gdzie 164 bidajże zaczyna się sub LT.
owszem było aż 11min w LT ale to ostatnie kilometry i ślizganie sie na samej granicy a nie chciałem już zwalniać do 4:40 bo to byłoby kaleczenie dzisiaj a nie bieganie.
oficer prowadzący po treningu wylosował 91% za wykon.
wciąż wszystko na ładnie zielono, aż dziwo.
odkryłem też, że garmin pięknie pokazuje w aplikacji nadchodzące trening wiec wklejam screena.
będę uzupełniał całość treningów co tydzień w keledrzu co było biegane,
ale skoro garmin tak ładnie pokazuje nadchodzące, nie ma se co żałować.
w sumie bardzo niewiele zmienił, drobna kosmetyka.
w łeb cały czas.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

3x3x5/40”/3min 5min b/s beztlen.

i dopłynęliśmy do niedzieli.
oficer prowadzący dalej nie pierdyka się w tańcu, aczkolwiek
jakby zaczął po ostatniej aktualizacji, trochę bardziej racjonalnością się
wykazywać i teraz, póki co przynajmniej są dwa akcenty i long.
no w tym tygodniu nawet longa nie było, może to i dobrze nawet, bo i bez tego nakulałem 65 km.
a nie było, żadnego dłuższego biegania, sam nie wiem z czego to wyszło.

wracając do treningów, po poniedziałkowy tempie, kolejny konkret to było czwartkowe 3x5x40”/3min truchtu i 5 minut truchtu między setami.
tempo jak dla mnie wg garmina całkiem żwawe, bo 3:25/km i mimo, że za bardzo się nie obawiałem tego treningu, to jednak wiedziałem, iż trzecia seria będzie już ciężka.

teraz będzie dygresja i w ogóle dziś dygresyjnie mocno będzie, więc proszę sobie to wziąć pod uwagę, że skakanie z kwiatka na kwiatek jest w planie.

gadając z witkiem, gdyż codziennie po niezliczoną ilość razy wymieniamy się uwagami, zapytałem, czy korzysta z ekranu z efektami treningu.,
mam na myśli te dane w których garmin pokazuje efekt treningu z podziałem na efekt tlenowy i beztlenowy.

wg mnie to bardzo ciekawy wskaźnik, bo po pierwsze garmin liczy nie tylko obiązenia ale przede wszystkim czas w tych strefach a to ma bezpośrednie przełożeniem na stan wytrenowania.

i jeżeli czegoś wg garmina wyraźnie nam brakuje, nie dość. ze szybko zmienia stan wytrenowania z efektywnego na utrzymanie, lub regeneracje na przykład, to dodatkowo również stara się nas podciągnąć w brakujących elementach.

i juz budując piętrową dygresje, mało jakby się pamięta, że garmin nie oblicza sam tego wszystkiego na swoich serwerach, tylko korzysta prawdopodobnie z najlepszej firmy analitycznej na świecie, którą nota bene kupił pare lat temu czyli https://www.firstbeat.com/en/

dygresja kolejna, być może garmin dlatego się chwali tym jakby mimochodem, zamiast wytłuszczać to zawsze i wszędzie, że po pierwsze cierpi na tym ich ego i marketing, bo jednak firstcostam nie brzmi tak fajnie jak garmin, garmin uber allez, a po drugie być może, na pewno sprzedaję tą technologie analiz innym firmom a ciężko byłoby wtedy marketingowo to ogarnąć, że nasze analizy najnajsze są, skoro każdy burek pegeerowski z tego korzysta czy tak taki corsos to na żywca skopiował.

zabrnęliśmy już w ułamki piętrowe w tych dygresjach, ale kolejna sama się nasuwa, że tak jak garmin potrafi marketingowo zjebać wszystko to nikt nie potrafi.
ot chociażby te trening adaptacyjne, firmy które z tego stworzyły całą filozofię i zarobiły niezłą kasę na podstawie analiz pania henia z targowiska i losowania ze szklanej kuli potrafiły się wypromować nie możenie, a u garmina to jakaś sekretna wiedza.

jakby tam stan wojenny mieli, i wszystko w podziemiu, aby tylko przypadkiem ktoś się nie dowiedział o zmianach w programie, o ile ktoś miał na tyle szczęścia, że przez przypadek panią z bazar spod ładu, mu powiedziała:
„tylko cicho sza, nikomu ani słowa bo mnie zajebią, ale jak pani szanowna wejdzie tam w aplikacji w treningi, to nawet są takie co ta się dostosowują do nas, tylko błagam niech pani nie w, że wiem to ode mnie, bo chałupę spalą i dzieci wyślą na polityka do sejmu”

a potem, że jakaś zmiana w tym programie, to już tylko szaman po grzybkach i trzech seansach ma szansę to zauważyć a i tez tylko wtedy jak dość mocne są.
te grzybki, nie zmiany.

nawet nie chcę się zgłębiać w dyskusję czy ten firstbeat to najlepszy czy nie, gdyż
od lat wszyscy z niego korzystają i pomijając testy laboratoryjne chyba nic lepszego nie ma.

czy garmin potrafił to odpowiednio zaimplementować do swoich zegarków nie wiem, na pewno ja jakbym odpowiadał, za marketing to conajmniej bym kazał tak zrobić oprogramowanie, żeby z 10min liczyła każdy kolejny trening a nie pół sekundy i gotowe.

żadnego szacunku nikt nie ma do takich wyliczeń pólsekundowych, a by się poczekało ze 3 zdrowaśki to od razu inne nastawienie do wyliczeń by było.

wiem, że są też takie jednostki tak tak dawid o tobie teraz, że kwestionują te wyliczenia po całości i nie uważam, że nie maja racji.
być może w specyficznych przypadkach leży to i kwiczy po całości i kompletnie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ja jednak jestem prosty chłop i u mnie to klasyka, jeden do jednego takie przełożenie, że on nawet bez treningu wie jak wujowi pobiegłem już przed.
wiec mu łatwiej a i mi się zgadza.

chociaż mam wątpliwości czasem, uważam jednak, że skoro zgodziłem się trenować wg garmina, dlaczego mam negować jego wskazania, tym bardziej, że nie są jakieś absurdalnie złe w żadnym wypadku.

są rzeczy lekko mnie drażniące jak po czwartkowym treningu zaliczenie go do bazy, mimo osiągnięcia 3.0 w skali beztlenowej, ale niech mu tam będzie.
całość planu została skorygowana ładnie więc ciężko się czepiać.

mimo, że są to czasem dziwne wyliczenia bo bodajże pokazywał cel beztlenowy 3.3 w tym treningu w tempie po 3:30 a ja zrobiłem średnio w 3;26 a on pokazał bazę.
nosz @#$%^.
pies mu mordę jednak lizał.
co w nogach to w dupie i tego nikt nie zabierze.

kolejny tydzien to dwa akcenty,
tempo i beztlen, ale jako, iż włączył mi się
sienkiewicz mode, a nikt nie czyta i tak pewnie więcej niż pierwsze 10 wersów o ile w ogóle, przerywam więc wrzucam fotę i stay tuned.

[url=https://flic.kr/p/2q6MLQL]Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

TAO

jednak pisanie po każdym akcencie to bardzo dobry pomysł był,
bo niby tylko tydzień minął, a zebrało się zaległości, że pół britannici
można by napisać.
także więc jak zawsze im więcej można by napisać, tym bardziej skrótowo
to dziś zrobię bo czasu braknie do nocy.

środa.
dowaliło gorącem od zeszłej soboty i nawet dziś aklimatyzacje jeszcze 51% jest w zegarku, ale środa takiś szczyt był upałów i wiedziałem, że chociażby z tego powodu
4x8min tempa po 4:30 /3 min recovery może nie pójść tak jakby się chciało.

do tego jak zwykle dygresji garść.
w sobotę tak mi się piwa chciało bo gorąco i ogólnie alkoholizm ma swoje prawa,
więc cztery weszły jak siekierą przez łeb i mimo, że ja naprawdę nie mam kaca
to jakoś taki lekko zdemolowany byłem od środka.
wiadomo, interwały między tymi piwami coraz dłuższe u mnie, ostatnio po trzy, cztery tygodnie miedzy piwem się zdarza, więc chyba po prost się odzwyczaiłem już a jako że u mnie jest zerojedynkowa zawsze cztery lub zero to i zapłaciłem za to lekko.

i nie byłoby żadnego dramatu, ale w niedziele też zerojedynkowo z powodu gorąca a głownie tego, że stały takie zimnie w lodówce i prosiły wypij mnie wypij mnie uległem pokusie i jedyne to dobre , że cały dzień mi to zajęło.
mimo wiec , iż rozeszło się po kościach generalnie,
zegarek znów na pomarańczowo i HRV z średniego 29 szorowało po dnie w poniedziałek rano znowu z wynikiem 21.

jak widać, ewidentnie nie nadaję się już do alkoholizmu i nie mówię, żejuż w życiu nie ruszę ale jakoś zniechęcił nie skutecznie zeszły tydzień do browara.

także w środę na starcie wciąż było zmielony, jak ta klasyczna buda z psem
a słońce operowało promieniem jak dobry chirurg estetyczny silikonem.

dzień czy dwa bardzo podobny trening robił witek i wg mnie zrobił go zdecydowanie za mocno, bo Tempo wg garmina równa się Tempu Maratonu powiedzmy a z powodu upału wigiemu wyszedł klasyczny LT.

mimo, ze obydwaj biegamy na tempa i witek zrobił to zgodnie z zalecanym tempem,
czyli teoretycznie idealnie, ja uważam, że zdecydowanie w takich odcinkach ważniejsze jest pilnowanie tętna.

nie wchodząc już w opisy czemu upał tak żle wpływa na wysiłek, że tętno może być wyższe z powodu stresu i innych przyczyn, to pomijając te przyczyny faktem jednak jest, że jest wyższe.
koniec kropka.
dla mnie nie ważne z jakiego powodu ważne, że skoro wysiłek ma być zrobiony w strefie trzeciej, to chociażby kosztem tego, że będzie dużo wolniej trzymam się tej strefy.
w jaki to sposób przekłada się potem na efekt treningu, to każdy ma swoje zdanie i są
jak wiadomo szkoły falenickie i otwockie.

ja zrobiłem to wolniej niż zakładane ale w strefie 3 garminowskiej.
pierwsze dwie weszły jeszcze dobrze ale pomijając upał pierwsza była mocno pod wiatr, więc tętno miało dodatkowego przeciwnika i dosłownie w minutę było 156bmp na budziku co raczej mi się nie zdarza i wiedziałem, że nie skończę tego w zakładanym tempie.
nie ma bata na mariolę, żeby tak było.
niemniej pierwszy odcinek w 4:31 jakoś tak na świeżości, raczej tej drugiej, bułhakowego jesiotra, zrobiłem.
z powrotem było niby lżej bo z wiatrem, więc też te 4:30 weszło ale zaczęłam po 4:20 a kończyłem w 4;37 żeby tętno nie wychodziło poza zakres a i tak momentami ślizgałem się jednym uderzeniem w strefie LT.
wiadomo to nie apteka czy waga u dealera, nie ma co do grama się piermolić
niemniej wiedziałem, że na tym koniec.
pozostałe dwie to 4:44 i 4:46 i największym problemem było pilnowanie tętna.
ignorowałem już pikanie zegarka, że za wolno ( widły były do 4:41 ) i pchałem ten wózek jakoś do końca.

w nagrodę dostałem 71% za wykon i zajebistą burzę w nocy.
powietrze zrobiło się lepsze nad ranem o nawet całe trzy procent.
a może nawet cztery.

potem patataj i piątek znów w łeb.
tym razem dobicie beztlenem.

ja wciąż rozbity, cały tydzień czułem się fatalnie, dodatkowo jak raz w fabryce trafił mi się tydzień nie dość, że chodzący mocno, to jeszcze raczej wspinający.
10 pieter wg garmina wyrabiałem już koło 9 rano a pozostałe 5 godzin tylko dokładanie było.
dziennie koło 20-30 niby nic a nogi zeszły mi się do dupy.

HRV wciąż słabe, czy to z powodu upałów, dla mnie dramat ze snem jak jest za ciepło, czy z powodu zeszłotygodniowego weekendu, czy też wszystko razem, niemniej był to odczuciowo jeden z najgorszych tygodni w ostatnich miesiącach.
dramat.
i to nawet trzech aktów nie potrzeba było do niego.

9x40”/3min po 3:20 garmin zaordynował na piątek a ja postanowiłem zrobić to solidnie.
i zrobiłem.
tylko druga jakimś przypadkiem weszła 3:26 potem 3:20 od czwartej już poniżej ostatnia chyba 3:13.
poczułem to.

gorzej, że w domu czekało info od witka, że posypał się na treningu.
no fatalna wiadomość bo jakoś razem ciągnęliśmy ten wózek a tu takie kuku.
trzeba liczyć, że będzie lepiej ale na tą chwilę pozostałem sam na placu boju.

sobota 42 minut na ciężkich nogach i cały tydzień skończył się na 65km.
na dzis garmin proponowali 50min ciągiem po 4:30 i od razu wiedziałem, że nie ma
w ogóle opcji, żeby to zrobić nie na tych nogach po piątku.

w międzyczasie coś mnie podkusiło zajrzeć na stronę trainasone czyli pierwszą AI z którą biegałem a wciąż mam tam konto od sierpnia 2020.
a tam niespodzianka, darmowy miesiąc i nowy system AI generujący plany o golnie bardzo dużo zmian na plus.

więc skorzystałem kliknęłam i mam miesiąc na ocenę na ocenę drugiego porządnego AI.
dziś był bieg oceniający czyli dwie minuty stania i mierzenia tempo, potem 60min biegu z swobodnym tempie easy i znów dwie minuty stania i mierzenia po biegu.

easy zostało ocenione na 5:26 przy 5:25 garmina i ogólnie tempa zdecydowanie się zgadzają z garminem na ta chwilę.
czekają mnie jeszcze dwie ciężkie próby, żeby plan był generowany prawidłowo.
jutro 3.2km max i sobotę wstępnie o ile nic nie zmieni 6min max
na podstawie których TAO ocenia formę na tą chwilę.

funkcjonalnie TAO miażdzy garmina i pomijając fakt, że garmin jest „darmowy”
i może wcale nie gorszy a nawet lepszy w układaniu treningów
to same możliwości ustawień pod siebie są nieporównywalne.
ale to już przy innej okazji.

walka trwa ale na tą chwilę z innym trenerem.

no i inne napoje wracają z powrotem.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

DUCHOWE ZWIERZE

niby nic a TAO kompletnie przemodelowało wszystko co było do tej pory.
najsampierw po krótkiej korespondencji z obsługą klienta, został mi podłączony, nowy eksperymentalny ponoć artemis2 czyli AI która to oblicza to całe bieganie.

poprzedni artemis, ten który jest cały czas głównym systemem, rozjeżdzał mi się
przy korelacji tempo tętno.
biegam na tempo, ale TAO daje też fajną możliwość ustawienie szybkich odcinków na tempo a reszty na tętno.

u mnie tę tętna wg niego były zdecydowanie za wysokie, za to przy artemisie2
są praktycznie co do uderzenia w punkt.

w poniedziałek był biegany pierwszy z testów 3.2km max.

matko z córko jaki ja słabym jestem.
i nie usprawiedliwia tego ani upał, ani to, że zaraz po fabryce,
ani nawet to, że gps rozjeżdża się w tych gęstych krzaczorach, które rosną nad kanałem i praktycznie zasłaniają cale niebo.

ledo ledwo dałem radę zrobić to w 3:59/km i było po mnie.
trup.

inna sprawa, że jeszcze chyba kilometry robione z garminem i zmęczenie po piątkowym, secie 9x40sek sprint robiły swoje, bo bardzo długo nie mogłem wkręcić się na obroty, tętno praktycznie przez prawie 2.5km było tętnem LT a ja bylem dramatycznie bez polotu.
ale może taki właśnie jest mój obecny stan.
i nie może a na pewno.
tak czy inaczej te tempo 3:59 było tempem wymęczonym i wydartym życiu,
tak, żeby chociaż jakiekolwiek poczucie przyzwoitości zostało wykonane.

strasznie ciężko, jest wrócić do jakiegokolwiek szybszego biegania, szybszego relatywnie do tego co biegałem i widzę, że czy to z powodu wieku, czy też innego dramatycznie to na tą chwilę, wolno idzie.

dużo bardzo na to wpływa ma też waga i dość długo biłem się z myślmi w tym tygodniu,
czy futrować dalej węglowodany, nie że bez opamiętania ale jednak w sporej ilości,
czy jednak walić to wszystko kosztem temp, jakości treningów, pogodzenia się z myślą, że wielkim sukcesem będzie nie tylko 19:30/5km
ale złamanie 20minut nawet.

bo na coś trzeba się jednak zdecydować i wyszło mi, że jednak trzeba postawić na spadek
masy ciała, kosztem ego schowanego do kieszeni.
i to głęboko.

póki co zresztą TAO dość mocno ma szansę wbić się w ten plan, gdyż jak pisałem na początku, ma całkowicie inne podejście do treningów.

przede wszystkim daje dużo, ale zdecydowanie krótszych akcentów i póki co widać na tą chwilę umieszczonych w blokach, czyli dzień po dniu.

po 3.2km zaraz na następny dzień zaliczyłem bieg progresywny czyli 2x12 min ciągiem w strefie 2/4.
pierwszy odcinek był relatywnie wolny bo 5:05 km a kolejny już miało być 4:14/km czyli tempo LT.

weszło 4:17 ale zostałem na pierwszych kilkudziesięciu metrach zastopowany przez rodzinę potem już spokojnie nadrabiałem i wg budzika cały czas szlo w granicach 4:14/15 a nogi były już podjechane.
trening niedługi całość to raptem 46 minut a i tak był to chyba najdłuższy a z aktualnych akcentów.

środę jeszcze jechałem na artemisie pierwszym i tempo rozbiegania prawie dwunastu kilometrów było zadane na 5:26 i nie ukrywam, że ledwo to zrobiłem.
upał, wiem anglia nie polska, ale jednak garmin pokazywał 61% aklimatyzacji cieplnej plus zmęczenie zrobiło swoję.
było to klasyczne wleczone na zaliczenie, przemęczenie i trening dla głowy bardziej niż dupy.

jedyne co mnie trzymało, to myśl, że to raczej ostatni dłuższy akcent w tym tygodniu.
tu zresztą widać kolejną zmianę tao vs garmin w tao brak typowych longów.
mnie to cieszy, ale czy to dobrze nie wiem.

niemniej kilometrów nie robię jakoś drastycznie mniej bo max z garminem był bodajże prawie 72 km a ten tydzień z tao wejdzie 65 i kolejne ponad 65 póki co więc raptem 3-7% mniej, za to dużo więcej kilometrów jakościowych oraz zdecydowanie szybsze wybiegania.

po tej dwunastce zostałem przełączony na artemisa drugiego właśnie i skokowo zwiększam mi tempa rozbiegań.

z 5:26 na 5:05 i zapodał tętno 135-147 ( 5:0 do 5:15 /km) więc widełki też daje węższe.
ale to dopiero będzie a na razie jesteśmy w czwartku a tam całe 37min biegania w tym set 2x3/3min po 3:41.
niby nic, rok do tyłu mimo postępującego juz o tej porze regresu, byłoby bokiem to zaliczone, ale wiadomo co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.

Obrazek[/url]

jak patrzę co biegałem rok wstecz a co finalnie z wyszło, czyli 20:24 nabiegane 25.08.23 to chyba jednak lepiej trzymać się tao.
bo mam wrażenie, że po te 4:05 to jednak ja dzisiaj bym te 5km zrobił w tym tempie.

z tymże z czego tu się cieszyć jak biegając na własnych planach żadnego parkruna w 2022 nie nabiegłem wolniej niż 20 min, większość średnio w 19:30 a było jeden bodajże 19:10.
na trudnej trasie w birko, gdzie na płaskim byłoby te 18:50.
no ale zachciało się biegać z trenerem.
ech krwaa.
było minęło.
trzeba pociągnąć wnioski do odpowiedzialności i robić swoje.

za rok m55 i wtedy dopiero mam zamiar rozwinąć skrzydła.
z wosku ale zawsze.
nauka radziecka zna takie przypadki.

wrcając zaś do czwartku i 2x3min
poszło słabo, dużo słabiej niż się spodziewałem.
pierwsze 3minuty w 3:47 faktem, że zafałszowane przez początkowe wskazania po 4:15/km co jest jakimś absurdem bio ruszyłem z kopyta, ale i tak słabo.
powiedzmy, że było to 3:44/km
drugie już zegarkowi było 3:45 wg garmina, ale przy zakładanym 3;41 to wciąż dramat, bo po prostu nie dawałem rady szybciej biec.

bywa i tak trzeba zacisnąć zęby, ego schować jeszcze głębiej i cisnąc dalej.

niby nic a tak mi ten trening dał popalić, że jak mi zmienił jebaniec z 40min easy na 65min też easy ale już po nowemu w 5:05 w piątek, to myślałem, że się rozpłaczę.
no ale zmusiłem się i wylazłem wiedziałem, że nie będzie to za letko.
głowa się musi przestawić i lekka adaptacja musi nastąpić do tego tempa, bo przecież to żadne tam wyzwanie, biegałem i easy po 4:50 po prostu, do tej pory za zbyt komfortowo się czułem do tętna 135 i drobiłem tak mocno jak się dało,
żeby być jak moje zwierze duchowe.
nawet jak idzie to leży.

Obrazek

inna sprawa, iż jakoś pomijając odczuwalny wysiłek, to lepiej mi się biegnie po te 5:05 jak już się rozpędzę, wybicie lekkie fajne się robi, nie takie walenie kopytami w grunt jak mastodont przy 5:25.
i duże jest biegania w Z2 czyli budujemy wytrzymałość, chociaż niekoniecznie longami.

więc może jednak to jest metoda.
jak przy wszystkim ostatnio zostaje tylko powiedzieć:
zobaczymy.

sobota znów progres, żwawiej delikatnie bo 9+9 min docelowo 4:50 i 4:14
zrobiłem w 4:45 i 4:16 ale jakoś nie chciało iść po 4:14
może gps kłamał, może mnie trochę zmęczenie dopada.
może za mało węglami się podpasłem.
nie wiem.

wiem jednak, że zdecydowałem się na wprowadzenie restrykcji jedzeniowych,
głownie nie mam na myśli jakiś cięć kalorii i tego typu rzeczy, ale generalnie fundamentem jest bardzo mocne ograniczenie węglowodanów.
owszem przed mocniejszym treningiem walę vitargo lub żela jak dzisiaj jak jest krócej.
czasem coś po treningu jakiegoś gainera z białkiem, czasem pare kromek chleba z własnego wypieku, ale generalnie na tym kompletny koniec.
no banan czy dwa w ciagu dnia przed mocnym akcentem.

wiadomo, nie sztuką jest gonić królika, tylko zajebać trzeba od razu, żeby pasztet był smaczniejszy.
czy jakoś tak.

generalnie cukierowungle to zuo a jak już jeść to jakieś niskoIGeowe i t nie będę się w ogóle wymądrzał bio nie ma ku temu żadnych kompetencji a i wiedzy bardzo dużo porządnie podanej można znaleźć wszędzie.
muszę znaleźć ten balans kiedy wystarcza na efektywne trenowanie a resztę sobie odpuścić.
no bezalko walne sobie czasem po treningu i to raczej trzy niż jedno, ale też tylko po ciężkim i traktuje to jako uzupełnienie węglowodanów.

zwykły browar wchodzi coraz rzadziej i dobrze mi z tym.
ba w przyszły piątek mam że małą imprezkę i chciał nie chciał, a bardziej jednak chciał trzeba będzie pare piwek wypić, ale wcale mnie to nie cieszy.
tak się porobiło.

Obrazek

dziś day nowy oficer prowadzący postanowił podciągnąć mnie lekko w V2max.
tak myślę, bo w opisie interval tylko, ale to typowe bieganie pod vo2max.
króciutkie przerwy, relatywnie nie za szybko.

9 x 30sek/30sek 5:45/3:45

raptem 30 minut całość, wydawałoby się, butów szkoda ubierać a jednak oczy potrafiły wyjść przez chwile na wierzch.
cieszy to w takim bieganiu, że mimo iż tempa na zegarku odstają od rzeczywistości
to jednak jest zrobiony, niby nie duży a jednak kawałek solidnej nikomu niepotrzebnej roboty.

jest też takie bieganie, na tyle krótkie, że jakoś nie trzeba się specjalnie szykować,
uzupełniać węglowodanów, czy na upartego nawet zakładać spodenki.
można opierdolić taki trening w pidzamie a na wyspach akurat mało kogo by to zdziwiło.

pierwszy odcinek lekko przespałem, potem poszło nawet lekko szybciej niż planowane w nagrodę dostałem od garmina nowe LT 4:14 i 168bmp, co jest o tyle ciekawe, że artemis nowy tez liczy 168.

tydzień dość intensywny, ale bardzo różnorodny, z przeskokiem miedzy systemami
co zdecydowanie przełożyło się na zwiększenie temp easy.

garmin wciąż pokazuje utrzymanie, vo2max jest wciąż na poziomie 56 ale powoli powoli obciążenia idą w kierunku pożądanych prze pana G.

co prawda przestał on być wyznacznikiem treningowym, niemniej wciąż warto to
obserwować na różne sposoby.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

MUSISZ MIEĆ INNE IMAGO

po teście 3.2km w poniedziałek wstecz, dostałem jeszcze test 6min max,
który wypadł tragicznie.
tak uważam.

słaby jestem jak kuropatwa.

faktem jest, że było wiatr w pysk i to mocny, ale nie wydawało mi się, iż będzie aż tak wolno.
no a było.

raptem ledwo, ledwo wymęczyłem 3:52/km i to siłą woli końcówkę.
jak mówię, słaby jestem jak kuropatwa.

niemniej coś tam zostało ustalone, przeliczone i mogłem spokojnie dalej biegać.

tyle, że tego biegania nie było za dużo jakiegoś jakościowego ino same easy w granicach 35-50 min i dopiero w niedzielę dostałem 5x30” max speed na 1/min przerwy.

do tego sobotę miałem wolną, starzy ludzie jeszcze pamietają co to wolna sobota.
sam se wzięłam, bo w piątek chciał unie chciał, ale chciał trzeba było nawodnić i tu jestem
zdecydowanie lepszy niż w bieganiu.

forma wciąż constants i bez problemu koło 10 piwek się przyjęło a i nawet sponiewierany spać nie poszedłem.
o tu, to ja jestem wciąż w zdecydowanie lepszej formie.

Obrazek

wiedziałem, że w sobotę może być różnie i sobie zaznaczyłem w programie easy
i nawet miałem wyjść na te 30 min zgodnie z planem, nie że jakoś strasznie miałem potrzebę i chęci, ale zrobić bym zrobił bo w wydychanym szybko było zero zero myślę.

bo co jak co, ale kaca to ja nie miewam, szybko dochodzę do siebie,
z wiekiem jednak coraz gorzej, człowiek jakoś tak zmęczony od środka się robi.
rozbity z lekka.

przeliczywszy jednak dni w kalendarzu wyszło, że jakby się nie liczyło, to wychodził
trzydziesty pierwszy dzień biegania pod rząd, więc jeden ff naprawdę nie stanowił.

niedzielne sekundowki weszły mocno, chociaż ta minutowa przerwa krótka, niemniej weszły jak wejść miały i już witałem się z gąską, już w planie miało być fajnie.

ale.

w poniedziałek gadam z witkiem a wigi mówi, że go garmin robi w luja i zamiast planowanego startu „bez kategorii” w kalendarzu na sobotę proponuje mu 30 easy.
natomiast jak zaznacza start „wspierający” to praktycznie nic do biegania mu nie daje tylko jakieś tam popierdułki na wtorek potem dużo luzu i start.

ja wtedy wpadłem na szatański pomysł, że ok też se zaznaczę z braku laku parkruna na sobotę i zobaczymy co tam książę mi zaproponuje.

zaproponował same easy od 22min po 12 codziennie w wersji „start bez kategorii”
natomiast jak zaznaczyłem priorytet A dał nawet 2x7min LT w poniedziałek.
zostawiłem więc A.

jak to mówią, dla towarzystwa to i cygan dał się powiesić więc postanowiłem zaryzykować i polecieć parkruna u siebie z tych treningów co tam ynteligencja proponuje.

opcja była, że lecę u siebie w ellesmere, co jest o tyle niewdzięczne, iż tam jest typowo cross cauntry w poprzek trawnika i to raczej nie trawnika do golfa tylko bruzdy momentami jak na normalnym kartoflisku.
za to można wygrać nawet z czasem 22:30 jak tam parę edycji wstecz było.

ja dokładnie 18 maja nabiegałem tam 22:03 więc warto się było sprawdzić co po tych trzech miesiącach się zadziało a i też ciekawy byłem, czy tapering odniesie skutek.

bo po poniedziałkowych 2x7 LT reszta została drastycznie obcięta i reszta dni to było same easy z objętością 33/34/23/16 min dzień po dniu.

w międzyczasie w piątek zaczepił mnie znajomy angliczanin na stravie co biegam i po paru minutach zaproponował żebyśmy polecieli do pobliskiego widnes, tam kiedyś biegał.
praktycznie płasko, 3 pętlę bez wariackich zakrętów nic tylko biegać.

nawet ten sztorm, co to jeszcze w piątek rano wywracał świat na drugą stronę, postanowił zamilknąć na chwilę.

witek prorokował, że powinienem zrobić sub 20 ja nie byłem tego taki pewien.
szczerze mówiąc, nie byłem w ogóle niczego pewien.
tapering jakoś nie specjalnie nastawił mnie bojowo.
mimo coraz krótszych treningów nie czułem za specjalnego luzu, do tego gdzieś w tyle głowy siedziało, że nic też konkretnego nie biegałem.
niemniej.
mus to mus.

żeby nie przeciągać i rozwlekać.
trasa lekko pofalowana, co chwilę w górę i dół ale naprawdę delikatne, ot czuć było, że to nie płasko.
bodajże garmin pokazał 15 m UP na całości.

od początku biegło mi się dość słabo, bez kopa, bez luzu,
ot takie męczenie buły trochę ale na budziku pierwszy kilometr i drugi i trzeci wciąż było poniżej 4:0 tylko że ja zaczęłam słabnąc.

dodatkowo garmin na rozgrzewce pokazał mi -4 przygotowanie wydolnościowe i lekko mnie tym zdołował, nauczony doświadczeniem złym, nigdy nie miałem dobrego biegu,
jak już na warmupie było żle.
ale co ja mogę, co ja mogę panie złoty.

niemniej siedziało to gdzieś w głowie przez cały bieg i skrzydeł raczej nie dodawało.

standardowo biegłem większość sam i końcówkę straciłem dodatkowo lekko i siły i motywację.

do tego nie byłem pewnie, czy garmin nie oszukuje mnie na trasie i czy z tego 3:58 średniego na zegarku nie zrobi się zaraz jakieś 4:02 bo kto wiec co GPS bez stryda odpierdala w Epixie.

ostatnie 300 metrów zebrałem się na jakiś finisz żeby czas podgonić, chociaż wychodziło mi z zegarka, ze uda się te 20min złamać.
udało.

19:46 2 miejsce w kategorii M50-54 i 31 na ponad 300.

generalnie dość mocny parkrun, zwycięzca miał 15:36.
epix pokazał 4.98 na atestowanej trasie.

wniosków nie mam żadnych, prócz tego ze jestem naprawdę zadowolony
i kompletnie się tego nie spodziewałem.

dodatkowo angliczanin wziął mnie z zaskoczenia i zaproponował,
żebyśmy 28 września zrobili 10km w okolicy, więc cóż,
jak ten cygan się zgodziłem.

ale o tym więcej w kolejnym wpisie.
Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

KUROPATWA


połamało mnie jak młodego.
grypa, czy inna franca kto to może wiedzieć,
niemniej wygląda na to, że było dobrze a nie jest.
podejrzewam o ten zamach na mnie, zorganizowaną grupę przestępczą składającą się z zimnego piwa bezalkoholowego, mokrej koszuli zimnego wiatru pod kierownictwem mojej głupoty, która to kazała mi siedzieć w tych warunkach na dworze po treningu.
i jak chciał tak miał.
we wtorek zaczęło lekko łamać w środę już nie było mowy o bieganiu, za to z nosa leciała piękna fontanna czwartek dno, piątek słabo i próba lekkiego biegania zakończona pełnym powodzeniem
400 metrów w jedną stronę 400 metrów powrotu i zawodnik zliczony.
w sobotę powoli jakoś zrobiłem 6km, ale to był dramat.
dzisiaj kolejne 6km tętno w kosmosie, kuropatwy słabe,
ale jakby powoli było jednak lepiej.
niemniej o bieganiu jakiegokolwiek poważnego akcentu nie ma nawet mowy, bo te easy jest już akcentem na tą chwilę.

jak widać, planowany start na 10km 28 września i próba powalczenie chociaż o jakiś przyzwoity wynik, zakończyła się jeszcze przed rozpoczęciem.
no nie powiem, żebym był zachwycony tym faktem, może nie zdołowany ale jednak trochę rozczarowany, że sprawy się tak potoczyły.

plan na dalszą część sezonu jest taki, dociągnąć do soboty 5 października i jak pogoda pozwoli może znów się uda zrobić sub 20 parkruna.
potem mam wczasy, więc nie oszukujmy się,
nie jadę na teneryfę biegać tylko zażyć dekadencji.
coś tam na pewno poczłapię ale raczej będą to taktowane biegi na wypocenie piwska.
potem solidnie chcę spożytkować czas aby na koniec roku spróbować chociaż zbliżyć się do 19min na 5km a potem to już wiadomo.
zapierdol.

treningowo zeszły tydzień, jakoś specjalnie nic wielkiego nie biegałem, niemniej udało się zrobić 2x10 min progu, a do tego 2x Tabatę zaliczyłem czyli w wykonaniu TAO to jest 8x20sek max/10 sekund przerwy i nie powiem potrafi taki trening zniszczyć jak się go solidnie zrobi.
ja zrobiłem dość solidnie i wyjechany byłem jak piłkarz po urlopie.

i to chyba na tyle na tą chwile, miałem sobie popisać jeszcze o różnych rzeczach, ale motywacja do pisania siadła więc nie będę na siłę dzisiaj nic wymyślał.
witek będzie bardzo zadowolony z tego faktu.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

GŁUPI JAK ZAWSZE.

naskrobałem połowę posta, skasowałem i zaczęłam od nowa.
ileż można pisać
„poniedziałek 10km po 5:15”
jak mam robić takie wpisy to wolę w ogóle nie pisać.
wiadomo, coś tam o tempach, tętnach i innych pontonach pisać trzeba
w końcu to blog biegowy a nie o sklejaniu samolotów z małego modelarza.
bardziej jednak chciałbym się skupić na ogólnych przemyśleniach
bo mimo, że jest czasem albo głownie pod górkę,
to robota jednak idzie.
na lekkim bo lekkim hamulcu ale z gazem.

i tu widzę jedną z głównych różnic miedzy IA garmina a TAO.
na garminie ciagle byłem mocno zmęczony i generalnie wkradało się też z tego powodu mocne zniechęcenie i brak motywacji.
na TAO jest zdecydowanie inaczej mimo ,że biegam praktycznie dzień w dzień.
czasem z jednym dniem przerwy jak ostatnio w czwartek, lub zeszły tydzień kiedy to choroba wyautowała ,mnie na dni parę.

chyba, że jest się chorym a do tego idiotą.
wtedy AI żadna nie daje rady.

no właśnie.
choroba.

poniedziałek już byłem jako tako wydobrzony i spokojnie biegane dość nieźle poszło
więc wydawało się, że można cisnąć i wtorkowe 8x30sek/min przerwy pogoniłem prawie w założonych tempach 3:25/km tylko, że ja biegałem to pod górkę, niewielką bo niewielką ale jednak i dodatkowo od wiatr.

a wiatr z dna na dzień robił się mocniejszy do tego zaczęło lać.
nie żeby jakoś tam padało, to były regularne urwania chmury co 20 min włącznie z atrakcjami typu duży grad i naprawdę mocny wiatr.

niemniej środowy progresywny postanowiłem nie wymiękać i robić jak w planie stało.
kretynów jednak nie sieją a rodzą się sami a już powitany z gąską zamiast robić z założeniami czyli 3x14min po 5:06/4:51/4:16 zrobiłem dwie pierwsze a jakże po 4:38 i 4:35/ bo było z wiatrem mocno.

a jak z wiatrem to i z fantazja ułańską i szwagrem trzymającym piwo bo przecież bieganie po 5:06 to dla jakiś totalnych amatorów jest.
czyli dla mnie właśnie, ale o tym chyba z lekka zapomniałem.

przypomniało mi się dość szybko, bo po po 7 minutach drugiego koła, kiedy to musiałem zawrócić i dostałem takim wiatrem w pysk, że do dzisiaj mam siniaki.
i stało się co się miało stać.

dostałem porządnego klapsa i nie powiem dokończyłem i ten drugi odcinek i nawet trzeci w 4:16/km pod ten wiatr ale odczułem to na tyle mocno
że następny dzień, w czwartek postanowiłem sobie zrobić wolne.
faktem, że lało i wiało, ale prawdą jest, iż szukałem wymówek aby nie wyjść,
byłem lekko zezgonowany i to na własne życzenie.

chciałoby się powiedzieć, że i cześć z idiotą mamy zamknętą ale skądże znowu.
opowieść dopiero się zaczyna w w tym temacie.

Po wolnym czwartku TAO zgrabnie sobie wszystko przeliczyło i wyszło mu, że w piątek mam zrobić test max 6min.

to akurat mimo, że nie lubię tego, bo trzeba dać z siebie wszystko, a przynajmniej jak nie trzeba (bo trzeba to tylko umrzeć) to wypadałoby chociaż,
jest jednak fajną opcją.

co jakiś czas nie dość, że jest robiony trening typu zgon, to dodatkowo łatwo można sobie porównać nowego zajebistego ja z tym słabym cieniasem z poprzedniego testu.

można.
można???

nie zawsze się okazuje.
i teraz nie wiem, czy ja taki cienki, czy jednak po prostu tylko głupi.
trzeba czekać z odpowiedzią do następnego testu.
a było tak.

od jakiegoś czasu tnę jak się da cukier w żarciu, pod wszelką postacią.
siłą rzeczy więc, zaczęło mi chyba trochę węglowodanów jednak brakować do biegania i wpadłem na taki pomysł, że teraz codziennie robię wodę z miodem i cytryną, dowalam do tego miarkę białka i piję pół tej porcji przed bieganie i pół po.

w moim mniemaniu, powinno to podładować wystarczająco węgle bo tego miodu to walę 100g.
wiedząc zaś, że będzie test nie jadłem w pracy drugiego śniadania jak zazwyczaj,
coby nic do gardła nie podchodziło, bo postanowiłem dać z siebie dużo.

także walnęłam napój przed bieganiem, ale nie wyszedłem od razu a bo to jeden kot narobił do kuwety, potem drugie głodny, potem trzeci coś tam i tak paręnaście ładnych minut zeszło.
i obawiam się, że te parę za dużo, bo jakiś tak w połowie rozgrzewki zaczęłam się czuć dziwnie.

lekkie zawroty w głowie, słabość, dym ogólny.

czyli zjazd insulinowy, czy jak to tamsię ladnie nazywa.

nosz…rwa mać.
słabo.
za dużo cukru na pusty żołądek, za późny starty i było po mnie.

próbę podjęłam, szczególnie iż pogoda wprost wymarzona,
praktycznie nie wiało, lekko ciepło z 20C ale bez dramatu no nic tylko bić rekordy.
jak się jednak okazało, nie dla psa kiełbasa, nie dla drożdży cukier.

czułem sie tak jakbym biegł obok siebie i popychał kijem tego co biegł koło mnie.
dramat.

po 2 minutach chciałem kończyć i tylko resztki wstydu mi na to nie pozwoliły.
tempo spadało systematycznie, pod koniec jakoś się poderwałem, ale 3:51/km to żenada poziom level.

ostatnio narzekałem ,że pod naprawdę mocny wiatr zrobiłem 3:50 a tu byłem już
pozamiatany jeszcze przed startem.

Nawet TAO zapytał czy to był bieg progresywny, skurwesyn jeden.
no nie, karwa.
nie był.

zaznaczyłem mu w programie jak być powinno czyli 6min assessment
i wypluł mi na sobotę znów progresję 3x14min.

teraz jednak to ja już postanowiłem być rozsądny i poleciałe jak ten meter z sevres.
wzór.
no ostatnie 14min zamiast planowanego 4:16 zrobiłem średnio w 4:12 ale naprawdę bez chamówy, chyba musiałem trochę mocniej żeby odegrać się za ten nieudany piątek.
dziś mimo deszczu i ogólnie fatalnej aury spokojne 55min patataja po 5:06 na dużym luzie mimo wczorajszego nielekkiego przecież biegania.

także mimo, że tydzień slaby to jednak kolejne wnioski zostały pociągnięte do odpowiedzialności i generalnie zadowolony o dziwo jestem z niego.

dodatkowo jak to się ładnie mówi,
z przyczyn niezależnych od zawodnika, nie będzie kabaretu będzie chór.
jednym, czy tam raczej paroma słowami, z różnych względów nie dam rady wystartować na 10km 28 września, co szczerze mówiąc, może nie tyle mnie cieszy, co jednak jakaś lekka ulga jest uczciwie pisząc,
gdyż widzę, że zdecydowanie nie jestem na nic gotowy jeszcze.
na pewnie nie na start na 10km.

za to kupiłem bardzo ładne wrzosy na ogród i to jest plus dodatni też.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

ALTERNATYWY 4

nie będzie kabaretu będzie chór.
tym kultowym cytatem, można podsumować moją krótką aczkolwiek intensywność znajomość z TAO.
ostatni czas był czasem poszukiwań i nie powiem, TAO było naprawdę niezłym wyborem, podbiło mnie dość mocno do przodu, ale z biegiem czasu, zauważyłem
coraz większe bolączki, które ostatecznie zaważyły na decyzji o rezygnacji.

ale takie też miałem założenie, że po to teraz się bawię różnymi metodami, żeby zobaczyć co tak naprawdę najbardziej mi przypasuje.

biegam od roku 1999 więc parę lat już wpadło i nie ukrywam, że potrzebuję aktualnie trochę odskoczni od być całkiem może, dobrych pomysłów treningowych, ale jednak monotonnych układów jednostek.

wiem, ze nie da się czasem zmienić układu i struktury, że będzie monotonnie, ale jednak nie spodziewał się, że aż tak monotonie jak dla mnie of course.

doszła do tego kolejna niby drobiazg, do obejścia, ale na tyle mnie to irytowało,
że być może przeważyło to szalę.

i to garmin ma lepsze, chociaż tez nie do końca.
niemniej.
można sobie ustawić w opcjach tak zwany powrót do domu po treningu.
garmin ocenia trening bez tego powrotu, kończy się zadana jednostka, wyskakuje procent realizacji treningu i dalej sobie spokojnie truchtamy do domu.
TAO w swoim systemie ocen, niestety bierze całość pod uwagę a potrafi zrobić nieracjonalny trening.
Biegałem ostatnio taka strukturę:
6min easy
8x2/1 min wolno /szybko.
i koniec.
żadnego schłodzenia, nic ani minuty + zaznaczony w programie powrót.
dostałem nadwykonania na 132%
dobiegłem z 7min na powrocie.
!@#$% mnie cos takiego, proste ale nielogiczne kompletnie rzeczy.
jedne i drugie AI ma kolejny poważny dla mnie błąd.
żadne nie przewiduje jakieś innej rozgrzewki typu delikatne rytmy, czy tam 2min LT i odpoczynek na dogrzanie czy coś w tym stylu.
zero nic tylko easy 6min i rura 1min / max od razu.
jeden i drugi system również od razu pokazuje słabe wykonanie treningu w momencie pauzy nawet na pare minut.
wystarczy się zatrzymać zrobić parę skłonów itd a już w garminie wykon z 97% spada na 45%
dla mnie absurd i nikt mi nie powie, że to jakaś straszna filozofia ogarnąć to w programie.
można oczywiście robić swoje i ignorować, te %, wyniki , ale po co w takim razie używać tych w dupę ich kopanych inteligencji, która takie prostej sprawy nie potrafi ogarnąć?
i skąd mam wiedzieć, w jaki sposób to sobie sposób przelicza konkretne treningi,
jak mi pokazuje niedorozwój, lub przewiezienie treningu tylko dlatego, że musiałem wrócić 6 minut truchtem do domu lub stanęłam się porozciągać przed akcentem?

jak komuś takie rzeczy nie przeszkadzają, to TAO w mojej opini jest najlepszym wyborem w porównaniu z garmin /AI endurance.

dwa tygodnie siedzę więc i myślę co tu biegać od listopada, bo sezon dla mnie praktycznie się już skończył.
za niecałe dwie tygodnie zaczynają się jakieś tam wakacje i ciężko będzie przez kolejne dwa regularnie biegać o ile w ogóle się będzie chciało, więc naturalnie będzie zrobione roztrenowanie.
w listopadzie wracamy do rzeczywistości szarej burej i ponurej, ale trzymać się czegoś jak pijany płotu chociażby, wypadałoby.

generalnie to jestem bardzo dumny z siebie i swojej stabilności.
jakby tak prześledzić wpisy sprzed jakiś 2 lat, pisałem wyraźnie
tylko magness nic innego.
ma to sens, działa na mnie, jest dobrze.
więc ewidentnie widać, ze się nie myliłem ot po prostu potrzebowałem
te trochę czasu, żeby się w tym utwierdzić.

także wracam od 4.11.2024 z 21 tygodniowym plane magnessa
bez żadnych modyfikacji o ile to możliwe, bo jestem nauczony smutnym doświadczeniem, że plan planem ale życie życiem.

jedyne modyfikacje jakie dopuszczam to:
jeżeli dzień czy dwa wylatuje z treningu, bo pogoda/choroba/niechęć/wszystko na raz.
opuszczam dzień, nie wprowadzam żadnych zmian, modyfikacji lece dalej według planu.
coś się pierdoli na dłużej, przesuwam start i tyle.
parkruna mam co tydzień, jak każdy więc nie problem coś tam wydłużyć.

no jedyna modyfikacja jaką wprowadzam przed planem jest zamiana mili z planu na kilometry, bo 100mil tygodniowo w szczycie to może jednak niekoniecznie, ale 100km to myślę, że już jest do zrobienia, szczególnie, iż głównie easy są wtedy.
reszta jest milczeniem jak mawiał klasyk.
celuję w jakieś 18:30 na wiosnę, będę akuratnie już od marca prawilnie w M55
fajnie by było zbliżyć się do tego wyniku a wiem, że jest to możliwe.
owszem, żaden to wynik, owszem ludzie w mojej kategorii biegają o pare minumum 3 minuty lepiej, owszem trzeba będzie się zawziąć i owszem będzie to być może,
kawał porządnej, zupełnie nikomu potrzebnej roboty.

ale w końcu to mój czas i mój pot.
a walczę jak zwykle, tylko sam ze sobą i nikogo nie zmuszam do angażowania się
w moje fanaberie.

treningowo, coś tam biegam powoli raczej niż szybko, niemniej zdąża się jakaś konkretniejsza jednostka, ale co tu wypisywać jak za dwa tygodnie czas roztrenowania a do tego wigi narobił mi ochoty na frytki, które se właśnie zrobiłem
i stygną więc spadam.

Obrazek
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4205
Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zewszont.

Nieprzeczytany post

PRZEMOST OKRESOWY

jakbym miał płacone za niestabilność byłbym juz bogaty.
ileż to razu rzucałem garmina na rzecz corosa, apple i co tam jeszcze było,
stryda kochałem i nienawidziłem, zachwycałem się magnesem a biegałem na
pfitzingera.
i tak w koło macieju.
można by to nazwać adhd sprzętowym, można by nazwać pewnie niestabilnością
emocjonalną a można by nazwać poszukiwaniem.
ja bym nazwał też dodatkowo czystą głupotą bo ile kasy na to poszło.
ale „przygoda musi być” jak mawiał adam borówczak, mój dawno niewidziany kolega, jak wypierdolił się na rowerze, a wypierdalał się co wyjazd.

także ja, jak dwa niewidziany adaś, co chwila wzloty i upadki aż w końcu wylądowałem z powrotem na AW2 + stryd.
i mam nadzieję, że w była to świadoma decyzja w tej pomroczności jasnej
bo podjęta już po wydaniu Fenixa8
i wciąż jestem z niej zadowolony i nawet na chwilę nie myślę o jakichś
zmianach.

tak samo było z planem treningowym.
pod koniec września podjęłam decyzję o roztrenowaniu.
nic z siebie nie byłem już w stanie wykrzesać, cały sezon był fatalnym ale też jednocześnie najbardziej świadomym bieganiem chyba w dotychczasowej karierze.
niezliczone motogodziny spędzone na dyskusjach z wigim i przemkirusem,
nie powiem, przyniosły inne jakieś spojrzenie na rzeczy oczywiste niby,
a jednak chyba nie takie do końca.
było tylo jedno ale.
zawirowania w tak zwanym życiu codziennym, a raczej mały tajfun, który przypierdolił we mnie na samym początku stycznia ciągnęły się aż do maja.
thanks god, wszystko się naprostowało, ale co się nastresowałem to moje.
coś tam wtedy biegałem, ale raczej była to odskocznia od codziennych codzienności,
nabawiłem się kontuzji no i ogólnie była to wujnia w myjnią i pattatajnią.

po kontuzji motałem się co biegać, jak biegać po co biegać.
postawiłem na garmina i jego treningi i była to zła decyzja.
cytujac klasyka:
….nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak,
Czemu zgasło też nie wie nikt…
mi treningi adaptacyjne nie podeszły.
już nie będę przynudzał analizą bo zaraz by się z tego zrobiła, przedmowa do książki telefonicznej ale do garmina jeżeli kiedyś wrócę będzie to nieprędko.

chciałem napisać, że już nigdy na pewno nie wrócę, ale patrząc właśnie na przypiętego stryda do butów, przypomniało mi się, jaksię, jak to całkiem niedawno jeszcze tutaj na blogu, usrałem się i ziemię jadłem,
że stryd absolutnie, nigdy przenigdy, apage satana i inne takie.

więc nie marianie, nie napiszę już nigdy, że nigdy przenigdy.

wracając do planów, początek października wchodziło roztrenowanie na pełnej petardzie szczególnie, że wpadło ponad 10 dni na teneryfie a tam biegałem raz, słownie raz, żeby tylko jakiś ślad na stravie zostawić i żeby można było spokojnie zaliczyć wakacyjne bieganie.
potem dużo słońca, a jak słońce to piwo, a jak piwo to potem pić się chce bo suszy i tak ta historia kołem się toczyła.

niestety po powrocie z wakacji postanowiłem się zważyć i od samego wyniku, potów takich dostałem, że kilogram mniej już było po godzinie.
dramat.

ale co robić, wakacje to świadome ZUO i wiedziałem, że mimi iż, nie wierzyłem w to,
to wiedziałem, że tak będzie.

niemniej zebrałem się jakoś w sobie i już w kolejny dzień po przylocie postanowiłem zrobić ze 40min easy.
udał się nawet w jednym podejściu, wiec napompowany hurraoptymizmem na kolejny dzień też było na treningi i na kolejnym i kolejnym i tak aż sześć się udało ukulać.
potem dzień przerwy, w międzyczasie codziennie klepanie w klawiaturę z witkiem i zastanawianie się wg kogo lub czego trenować.
na stole były wszystkie chyba możliwe wersje, aż się wymieniać nie chce,
i już witałem się z gąską, już wklepywałem treningi aż nie podkusiło zajrzeć na www stryda i zobaczyć czy coś zmienili w swoich planach treningowych, be te, sprzed roku czy tam trzech, było niezłe
ale mocno zgrzebno-monotonne.

i jebancy zmienili i tak fajnie to zrobili, iż plan mimo trzynastotygodniowy, jest połączony z planem przygotowującym do planu wlaściwego.
bardzo ciekawe jednostki, bardzo dużo szybkiego biegania, jednostki krótsze ale mocno intensywne.

nie szalałem, wziąłem plan na 5/tydzień i jak sie to zakręci około 60/70 km w szczycie.
ale na tą chwilę, nic mi nie jest więcej potrzebne.
resztę dokończę za tydzień.
chce już podsumować ten okres przejściowy wiec nie bede sie juz więcej rozpisywał mną dziś.
Obrazek
ODPOWIEDZ