Odnosząc się do poziomu organizacyjnego MW, to w tym roku czułem się nie jak biegacz a intruz. Za metą usiadłem na chwilę ( prawie w wejściu do podziemi czytaj strefy medalowej) nie chcąc blokować innym biegaczom drogi, podeszła miła wolontariuszka, zapytała czy wszystko ok? Mówię, spoko tylko na kilka sekund muszę usiąść bo nie dam rady się ruszyć- nogi z drewna, na co wolontariuszka, skoro nic panu nie jest to proszę nie blokować przejścia i iść dalej, w podziemiach czekają na pana miejsca do siedzenia i odpowczywania. Gdzie? Do dzisiaj nie wiem.

Ogólnie, czytając posty innych biegaczy mam wrażenie, że po mecie każdy z biegaczy poszedł swoją drogą, ja np. nie mam pojęcia gdzie były prysznice, natomiast znalazłem masaże ( masażystka rozbawiła mnie pytaniem - co masować? Zaskoczony pytaniem, odpowiedziałem nogi? Okazało się że mam do wyboru łydki albo uda;-)
Zabrakło ludzkiego pierwiastka wśród ochroniarzy/wolontariuszy, byłem świadkiem sytuacji na słynnym podejściu w górę by wydostać się ze stadionu- za stanowiskami z posiłkami regeneracyjnymi. Jeden z biegaczy, dojrzałych wiekiem nie miał siły wejść na górkę, widząc to jego żona stojąca na górze chciała zejść i mu pomóc, natomiast ochroniarz ją odepchnął z powrotem, krzycząc że nie może do niego zejść. Kobieta się rozpłakała. Zasady zasadami, skoro ona nie mogła zejść to ochroniarz mógł mu pomóc. Pomogłem biegaczowi zdobyć ostatni podbieg za metą:-)
Na co dzień mieszkam w Warszawie, po zdobyciu korony maratonów polskich biegam 1 maraton wiosną i 1 jesienią. W tym roku padło na OWM i po raz drugi MW. Organizacyjnie z tych dwóch maratonów preferuję OWM. Z metą na stadionie kojarzy mi się jedynie pęd do przepędzania biegacza do podziemi.
Podsumowując, w Warszawie na 2015 r. wybieram OWM, na jesień prawdopodobnie Wrocław lub Poznań, bo stoją na wysokim poziomie organizacyjnym (zwłaszcza Poznań). MW na jakiś czas będę omijał.