rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Realizacja planu wygląda tak
To straszne, ile ciapek nastawiałem w prawym górnym rogu, to wszystkie niezrealizowane akceny. Mam nocki, po których wyglądam jak moje barany. Robię kanalizę pewnej galerii handlowej i front mam otwarty od 20.00 do 6.00, gdy ludzie nie kupują fast foodów, telewizorów, skarpetek pod kostkę.
Do tych niskich skarpetek to się sypie gruz, słoma wchodzi i przez nie jeżyny ciachają kostki. Jakiś głupek je wymyślił. Mówicie, że nikt mi nie każe tego wkładać? Otóż każe.
Kupiła i każe.
To straszne, ile ciapek nastawiałem w prawym górnym rogu, to wszystkie niezrealizowane akceny. Mam nocki, po których wyglądam jak moje barany. Robię kanalizę pewnej galerii handlowej i front mam otwarty od 20.00 do 6.00, gdy ludzie nie kupują fast foodów, telewizorów, skarpetek pod kostkę.
Do tych niskich skarpetek to się sypie gruz, słoma wchodzi i przez nie jeżyny ciachają kostki. Jakiś głupek je wymyślił. Mówicie, że nikt mi nie każe tego wkładać? Otóż każe.
Kupiła i każe.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Głupio mi było, że wykręcam się z treningu jakąśtam pracą. Zrobiłem zatem zakładkę rower/pływanie, przespałem się parę godzin, zrobiłem nocną akcję budowlaną, znów się przespałem i znów zrobiłem zakładkę. Spostrzeżenia są takie, że pierwszy trening był super, pracowało się dobrze, a dopiero pod koniec pracy zacząłem zdychać, zasnąłem bez problemu, a na drugim treningu już nie miałem tej świeżości.
Przez te europejskie wytyczne "ćwiartka" wódki ma tylko 0,2l.
Od piętnastu lat, człowiek wiecznie niedopity chodzi.
Przez te europejskie wytyczne "ćwiartka" wódki ma tylko 0,2l.
Od piętnastu lat, człowiek wiecznie niedopity chodzi.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Zapoprzedniej jesieni wróciłem z biegania z naręczem prawdziwków. Była noc, więc na szybko je otoknąłem pod kranem, wsadziłem do zamrażarki i zapomniałem. Dziś je znalazłem i robię grzybówkę.
Niechże się ten blog do czegoś przyda, Planu nawet nie ma co skanować, bo tylko parę kropek przybyło. Głównie w dziale "praca".
Wczoraj zakładkę rower-bieg-rower-bieg zrobiłem po trasie sprzed roku. Urwałem dwie minuty.
w maju 2018 było:
1. Pętla rowerowa - 21'48", 28,4km/h, 80m asc/desc.
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'39", 4'53"/km, 29m asc/desc.
4. T-41"
5. Pętla rowerowa - 22'27", 27,5km/h, 80m asc/desc.
6. T-45"
7. Pętla biegowa - 16'34", 4'52"/km, 29m asc/desc.
A wczoraj było tak:
1. Pętla rowerowa - 21'00", 29,3km/h, 80m asc/desc.
2. T-28"
3. Pętla biegowa - 16'21", 4'49"/km, 29m asc/desc.
4. T-40"
5. Pętla rowerowa - 22'08", 27,7km/h, 80m asc/desc.
6. T-29"
7. Pętla biegowa - 16'11", 4'49"/km, 29m asc/desc.
Z jednej strony postęp niewielki, z drugiej - nie ma regresu.
Oczywiście robiłem też wcześniej inne akcenty, ale w sumie jednak praca mnie najbardziej obciążała.
Z ciekawostek zegarkowych danych, to "swolf" mi spadł poniżej 40 (basen 25m ) przy tempie swobodnym. Stało się to dość niespodziewanie i dokładnie nie wiem dlaczego. Wolniej macham grabiami, a szybciej płynę.
Zaspany byłem po nockach z łopatą...
Przyjechała inspekcja weterynaryjna, żeby pobrać krew od owiec. Przy okazji okazało się, że jestem rolnikiem. Występowałem co prawda w charakterze szofera, gdy Żona zakładała parę lat temu w ARiMRze gospodarstwo, ale niestety Gwiazda zapomniała dowodu osobistego. Tak właśnie zostałem słupem.
Jako zatem rolnik-hodowca-cowboy-rodeo złapałem i spętałem barany, bo inaczej nie dały się pokłóć Panu Inspektorowi. Niech nikt mi nie mówi, że trening triatlonowy nie ma sensu.
Mając na uwadze łapanie i pętanie baranów sens sam się nasuwa.
Niechże się ten blog do czegoś przyda, Planu nawet nie ma co skanować, bo tylko parę kropek przybyło. Głównie w dziale "praca".
Wczoraj zakładkę rower-bieg-rower-bieg zrobiłem po trasie sprzed roku. Urwałem dwie minuty.
w maju 2018 było:
1. Pętla rowerowa - 21'48", 28,4km/h, 80m asc/desc.
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'39", 4'53"/km, 29m asc/desc.
4. T-41"
5. Pętla rowerowa - 22'27", 27,5km/h, 80m asc/desc.
6. T-45"
7. Pętla biegowa - 16'34", 4'52"/km, 29m asc/desc.
A wczoraj było tak:
1. Pętla rowerowa - 21'00", 29,3km/h, 80m asc/desc.
2. T-28"
3. Pętla biegowa - 16'21", 4'49"/km, 29m asc/desc.
4. T-40"
5. Pętla rowerowa - 22'08", 27,7km/h, 80m asc/desc.
6. T-29"
7. Pętla biegowa - 16'11", 4'49"/km, 29m asc/desc.
Z jednej strony postęp niewielki, z drugiej - nie ma regresu.
Oczywiście robiłem też wcześniej inne akcenty, ale w sumie jednak praca mnie najbardziej obciążała.
Z ciekawostek zegarkowych danych, to "swolf" mi spadł poniżej 40 (basen 25m ) przy tempie swobodnym. Stało się to dość niespodziewanie i dokładnie nie wiem dlaczego. Wolniej macham grabiami, a szybciej płynę.
Zaspany byłem po nockach z łopatą...
Przyjechała inspekcja weterynaryjna, żeby pobrać krew od owiec. Przy okazji okazało się, że jestem rolnikiem. Występowałem co prawda w charakterze szofera, gdy Żona zakładała parę lat temu w ARiMRze gospodarstwo, ale niestety Gwiazda zapomniała dowodu osobistego. Tak właśnie zostałem słupem.
Jako zatem rolnik-hodowca-cowboy-rodeo złapałem i spętałem barany, bo inaczej nie dały się pokłóć Panu Inspektorowi. Niech nikt mi nie mówi, że trening triatlonowy nie ma sensu.
Mając na uwadze łapanie i pętanie baranów sens sam się nasuwa.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Pochorowałem się, ale już jest gitara. W ten weekend startuję w Mietkowie na 1/8IM. Niedziela, 10:45, rolling start (cokolwiek to znaczy).
W zeszłym tygodniu zdążyłem jeszcze pojechać 20km ze średnią 31,8km/h, co jest o 3,5km/h lepiej niż w marcu. Dobrze, że odpocząłem bo byłem przemęczony, nie ma już w tym tygodniu prawdziwej pracy, tylko klepanie w komputer.
Może przy sianokosach się spocę.
Jakie szacunki?
Chyba się nie uda zejść poniżej 1h15'
Ale z drugiej strony regeneracja czyni cuda.
Trochę się wstydzę mojego sprzętu, ten mój rower to strasznie hipsterski oldschool jest. Jeszcze bidonik srebrną taśmą przykleję do kierownicy. Kupiłem w budowlanym 1m rurki. Owiercę butelkę i wetknę wężyk. W końcu jestem hydraulikiem, no nie?!
Adam Słodowy.
W zeszłym tygodniu zdążyłem jeszcze pojechać 20km ze średnią 31,8km/h, co jest o 3,5km/h lepiej niż w marcu. Dobrze, że odpocząłem bo byłem przemęczony, nie ma już w tym tygodniu prawdziwej pracy, tylko klepanie w komputer.
Może przy sianokosach się spocę.
Jakie szacunki?
Chyba się nie uda zejść poniżej 1h15'
Ale z drugiej strony regeneracja czyni cuda.
Trochę się wstydzę mojego sprzętu, ten mój rower to strasznie hipsterski oldschool jest. Jeszcze bidonik srebrną taśmą przykleję do kierownicy. Kupiłem w budowlanym 1m rurki. Owiercę butelkę i wetknę wężyk. W końcu jestem hydraulikiem, no nie?!
Adam Słodowy.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
miejsce 101 na 273 - ale kilku nie dojechało, w M40 byłem 23 na 54, czas 1h27'
Było świetnie.
Jestem w pierwszej połowie stawki i to jest poprawa.
Pływanie zacząłem całkiem dobrze, nawet wyprzedziłem kilku zawodników, ale gdy dogoniłem większą grupę wyszło moje nieobycie i zachłysnąłem się raz, potem jeszcze drugi, gdy zrobiło się niefajnie, musiałem się pozbierać i już wiedziałem, że się przez tę grupę nie przebiję. Wtedy dopadł mnie Pijany Zając, który miał więcej zawziętości ode mnie i miotał mi się przed nosem, próbując wbić się w tę kotłowaninę to z jednej, to z drugiej strony. Strasznie mnie poobijał.
Ale okularków nie zerwał (dzięki, Sikor, za cynk).
Uznałem, że trzeba przyjąć spokojnie sytuację i dotrwać do końca. Dla lepszego samopoczucia palnąłem jeszcze z liścia Pijanego Zająca i wyszedłem z wody. 11'40".
Tam jest do przepaku paręset metrów, łyknąłem paru zawodników i wskoczyłem na rower.
Postanowiłem kilometr się obijać, żeby się wody napić - bidon, rurka, taśma - wszystko zagrało super. Gdy zaczeło się ostrzejsze pedałowanie, to raczej po równo wyprzedzałem i byłem wyprzedzany. Było fajnie, bo nawiązałem walkę z równym sobie, mijaliśmy się parę razy. Nawet na mecie przybiliśmy piątkę.
Rower wyszedł 46' - szkoda, ale jednak cienias ze mnie.
To znaczy ja jestem super, tylko rower do niczego...
W bieg wszedłem dając sobie 2' od niemal truchtu do prędkości startowej. No i całkiem sporo wyprzedzałem, ale już się tasowaliśmy ze sztafetą, która miała inny dystans... wziąłem na bieg tubę z jakimś glutem. Próbowałem sobie wcisnąć go w połowie, ale był tak ohydny, że odpuściłem. Te 5km z hakiem zrobiłem w 25' (wreszcie coś zgodnie z planem).
Cieszę się, że jest lepiej, niż w zeszłym roku. Myślę też, że nawet polubiłem to całe triatlonienie, Może jednak wystartuję jeszcze.
Dużo się zmienia, odczuwamy z Żoną, że dzieci są większe i już nawet chwilami odpoczywamy. Obejrzałem do końca drugi odcinek serialu dokumentalnego z Davidem Attenborough.
Zaczyna podobać mi się trening szybkości. Ma pozytywny wpływ na sprawność, ale nie tylko względy zdrowotne mną kierują. Podoba mi się szybkość. Nie tylko wytrzymałość. Mam kontrolę nad ciałem pomimo chwilowego wysiłku beztlenowego. Zaczynam nad tym panować.
Było świetnie.
Jestem w pierwszej połowie stawki i to jest poprawa.
Pływanie zacząłem całkiem dobrze, nawet wyprzedziłem kilku zawodników, ale gdy dogoniłem większą grupę wyszło moje nieobycie i zachłysnąłem się raz, potem jeszcze drugi, gdy zrobiło się niefajnie, musiałem się pozbierać i już wiedziałem, że się przez tę grupę nie przebiję. Wtedy dopadł mnie Pijany Zając, który miał więcej zawziętości ode mnie i miotał mi się przed nosem, próbując wbić się w tę kotłowaninę to z jednej, to z drugiej strony. Strasznie mnie poobijał.
Ale okularków nie zerwał (dzięki, Sikor, za cynk).
Uznałem, że trzeba przyjąć spokojnie sytuację i dotrwać do końca. Dla lepszego samopoczucia palnąłem jeszcze z liścia Pijanego Zająca i wyszedłem z wody. 11'40".
Tam jest do przepaku paręset metrów, łyknąłem paru zawodników i wskoczyłem na rower.
Postanowiłem kilometr się obijać, żeby się wody napić - bidon, rurka, taśma - wszystko zagrało super. Gdy zaczeło się ostrzejsze pedałowanie, to raczej po równo wyprzedzałem i byłem wyprzedzany. Było fajnie, bo nawiązałem walkę z równym sobie, mijaliśmy się parę razy. Nawet na mecie przybiliśmy piątkę.
Rower wyszedł 46' - szkoda, ale jednak cienias ze mnie.
To znaczy ja jestem super, tylko rower do niczego...
W bieg wszedłem dając sobie 2' od niemal truchtu do prędkości startowej. No i całkiem sporo wyprzedzałem, ale już się tasowaliśmy ze sztafetą, która miała inny dystans... wziąłem na bieg tubę z jakimś glutem. Próbowałem sobie wcisnąć go w połowie, ale był tak ohydny, że odpuściłem. Te 5km z hakiem zrobiłem w 25' (wreszcie coś zgodnie z planem).
Cieszę się, że jest lepiej, niż w zeszłym roku. Myślę też, że nawet polubiłem to całe triatlonienie, Może jednak wystartuję jeszcze.
Dużo się zmienia, odczuwamy z Żoną, że dzieci są większe i już nawet chwilami odpoczywamy. Obejrzałem do końca drugi odcinek serialu dokumentalnego z Davidem Attenborough.
Zaczyna podobać mi się trening szybkości. Ma pozytywny wpływ na sprawność, ale nie tylko względy zdrowotne mną kierują. Podoba mi się szybkość. Nie tylko wytrzymałość. Mam kontrolę nad ciałem pomimo chwilowego wysiłku beztlenowego. Zaczynam nad tym panować.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Od startu w mietkowskim Tri-sprincie zrobiłem 7 akcentów. Aż się sam sobie dziwię, że tak dużo. Zwykłych treningów nie było, bo urabiałem się na budowie.
Jeden akcent to górskie biegiem na 10km (dałem czadu, aż miło), a reszta to kolarstwo na wysokiej intensywności od 40 do 55' na górskich pętlach asfaltowych.
Nie pływałem.
Świetne te asfalty się tu u mnie pobudowały. Ruch mały, a trasy wymagające, kręte i górzyste. Wyskakuję na godzinkę i jest rozgrzewka, łezki w oczach z górki i wyryp na podjeździe. Można mistrzów trenować.
Za tydzień jest start we Wrocławiu, ale nie wiem jak z tym będzie, bo mi się szykuje praca weekendowa. Zobaczymy. Powiedzmy, że jeśli uda mi się utrzymać higieniczny tryb życia w tygodniu, to wystartuję, a jeśli znów się zarżnę, to trochę bez sensu (jednakowoż kolarkę wrzucam na samochód).
Michał survivaluje na Mierzei Wiślanej, Ola zdobywa trzy pióra na obozie harcerskim, a Krzyś u babci. Przed wyjazdem w delegację, wymyśliłem Żonie robotę, żeby się sama nie nudziła.
Szybko osiągnęliśmy kompromis. Ja nie będę Jej wymyślał roboty, a Ona mnie nie strzeli w ryj. win-win.
Jutro szpital. Atrakcja miesiąca - tęczówka oka prawego. Trochę pod górkę musi być.
Jeden akcent to górskie biegiem na 10km (dałem czadu, aż miło), a reszta to kolarstwo na wysokiej intensywności od 40 do 55' na górskich pętlach asfaltowych.
Nie pływałem.
Świetne te asfalty się tu u mnie pobudowały. Ruch mały, a trasy wymagające, kręte i górzyste. Wyskakuję na godzinkę i jest rozgrzewka, łezki w oczach z górki i wyryp na podjeździe. Można mistrzów trenować.
Za tydzień jest start we Wrocławiu, ale nie wiem jak z tym będzie, bo mi się szykuje praca weekendowa. Zobaczymy. Powiedzmy, że jeśli uda mi się utrzymać higieniczny tryb życia w tygodniu, to wystartuję, a jeśli znów się zarżnę, to trochę bez sensu (jednakowoż kolarkę wrzucam na samochód).
Michał survivaluje na Mierzei Wiślanej, Ola zdobywa trzy pióra na obozie harcerskim, a Krzyś u babci. Przed wyjazdem w delegację, wymyśliłem Żonie robotę, żeby się sama nie nudziła.
Szybko osiągnęliśmy kompromis. Ja nie będę Jej wymyślał roboty, a Ona mnie nie strzeli w ryj. win-win.
Jutro szpital. Atrakcja miesiąca - tęczówka oka prawego. Trochę pod górkę musi być.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Na budowie wypadło mi dziś betonowanie, zatem nie wystartowałem we wrocławskim tri. Jakoś nie żałuję. Szkoda czasu na żale.
Ostatni tydzień to jeden trening rowerowy - 25' na maksa. Tak mi się jakoś zachciało.
Ale należy jeszcze odnotować, że miałem przyjemność pracować fizycznie przez parę dni. Schudłem 3kg. Moja oponka jest w stanie opłakanym. Gdy sobie fałdę nad biodrem naciągnąłem, to była przeźroczysta. Gimnastykuję się oczywiście, ale na treningi nie mam siły.
Oko się zapaliło. Lecą sterydy, nlpzy i tropicamid. Chyba już lepiej.
Doktor Enbrel zabiera mi enbrel. Za miesiąc już tylko badania i wypisują mnie bez leku. Za zdrowy jestem.
Nie panikuję, bo ostatnio szybko mnie przywrócili do programu (poza tym, naprawdę wierzę, że tym razem się uda).
Tylko, że nie mam czasu teraz leżeć po szpitalach.
Jutro robię u siebie padoki dla koni - a beton niech wiąże . Może dziś/jutro pobiegam.
Kurcze, zapomniałem pochwalić się, jak głosowałem w ostatnich wyborach!
Znów byłem "przeciw". Jesienią pewnie też tak będzie. Chciałbym kiedyś zagłosować "za".
Jakoś w sporcie, w pracy czy w rodzinie strach nigdy nie przesłania mi marzeń. Więc pewnie się da.
Ostatni tydzień to jeden trening rowerowy - 25' na maksa. Tak mi się jakoś zachciało.
Ale należy jeszcze odnotować, że miałem przyjemność pracować fizycznie przez parę dni. Schudłem 3kg. Moja oponka jest w stanie opłakanym. Gdy sobie fałdę nad biodrem naciągnąłem, to była przeźroczysta. Gimnastykuję się oczywiście, ale na treningi nie mam siły.
Oko się zapaliło. Lecą sterydy, nlpzy i tropicamid. Chyba już lepiej.
Doktor Enbrel zabiera mi enbrel. Za miesiąc już tylko badania i wypisują mnie bez leku. Za zdrowy jestem.
Nie panikuję, bo ostatnio szybko mnie przywrócili do programu (poza tym, naprawdę wierzę, że tym razem się uda).
Tylko, że nie mam czasu teraz leżeć po szpitalach.
Jutro robię u siebie padoki dla koni - a beton niech wiąże . Może dziś/jutro pobiegam.
Kurcze, zapomniałem pochwalić się, jak głosowałem w ostatnich wyborach!
Znów byłem "przeciw". Jesienią pewnie też tak będzie. Chciałbym kiedyś zagłosować "za".
Jakoś w sporcie, w pracy czy w rodzinie strach nigdy nie przesłania mi marzeń. Więc pewnie się da.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Idę na trening. Uparcie to tak nazywam. Nie ma w nim akcentów, to rehabilitacja po pracy. Jest 10-15'roweru, 20-30'biegu, trochę gimnastyki i basen - 500m. Tak jest 3-4razy w tygodniu (Wro). Trochę jeszcze biegam przełajem (W Izerach). Na razie jakoś się trzymam. Wiadomo, duża umowa, duża robota, dużo pieniędzy. Termin do końca października.
Za dwa tygodnie, na dwa tygodnie jadę na wczasy z rodziną. Planuję odpocząć.
Owsianka:
Rodzynki, siemię lniane, słonecznik - do zimnej wody, zagotowujemy
potem
Płatki owsiane, otręby pszenne, płatki jaglane - do gotującej na parę minut
wyłączamy
Chia, miód, żurawina - dodajemy do wystudzonej.
Przelewamy do bidonu z dużym, odkręcanym dziubkiem.
Gdy wyjdzie za gęste, to wyciskamy do ust i dolewamy wody.
Moje proporcje w łyżkach in order of apperance 3,1,3,3,1,1,1,2,1
Za dwa tygodnie, na dwa tygodnie jadę na wczasy z rodziną. Planuję odpocząć.
Owsianka:
Rodzynki, siemię lniane, słonecznik - do zimnej wody, zagotowujemy
potem
Płatki owsiane, otręby pszenne, płatki jaglane - do gotującej na parę minut
wyłączamy
Chia, miód, żurawina - dodajemy do wystudzonej.
Przelewamy do bidonu z dużym, odkręcanym dziubkiem.
Gdy wyjdzie za gęste, to wyciskamy do ust i dolewamy wody.
Moje proporcje w łyżkach in order of apperance 3,1,3,3,1,1,1,2,1
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Urlop.
Zgrałem właśnie ostatnie kilkanaście treningów. Nawet nie chce mi się ich przeglądać. Wszystkie treningi stanowiły uzupełnienie trybu życia o podbite tętno, kształtowanie prawidłowej sylwetki w biegu i na basenie. Rower był na rozgrzewkę. Gimnastyka wcelowana w mięśnie brzucha i grzbietu. Parę razy sauna.
No i gimnastyka poranna.
W pracy regularnie ponad 30k kroków dziennie. W weekendy robiłem nowe ogrodzenia dla zwierzaków.
Stanąłem dwa razy na tej nowoczesnej, wszystkowiedzącej wadze z różnymi czujnikami. Nie mam tłuszczu, za to wiek prenatalny, a metabolizm porównywalny z traktorem Massey Ferguson 255. Poza tym jestem kulawy i garbaty.
W tej sytuacji zaplanowałem urlop bez sportu, czytanie książek, picie karmi, spacery z rodziną i takie tam. Niestety Żona kazała mi wziąć jednak swój rower, bo się sama z dzieciakami bujać nie będzie. Prędkość maksymalna z 5 rowerami na dachu - 110km/h. Zaliczyłem też kolkę nerkową i muszę biegać, żeby resztki wyleciały.
Życie.
PS. Oficjalnie odstawiony z programu leczenia ZZSK.
PS2. 75' w tri-sprincie wciąż celem aktualnym.
Zgrałem właśnie ostatnie kilkanaście treningów. Nawet nie chce mi się ich przeglądać. Wszystkie treningi stanowiły uzupełnienie trybu życia o podbite tętno, kształtowanie prawidłowej sylwetki w biegu i na basenie. Rower był na rozgrzewkę. Gimnastyka wcelowana w mięśnie brzucha i grzbietu. Parę razy sauna.
No i gimnastyka poranna.
W pracy regularnie ponad 30k kroków dziennie. W weekendy robiłem nowe ogrodzenia dla zwierzaków.
Stanąłem dwa razy na tej nowoczesnej, wszystkowiedzącej wadze z różnymi czujnikami. Nie mam tłuszczu, za to wiek prenatalny, a metabolizm porównywalny z traktorem Massey Ferguson 255. Poza tym jestem kulawy i garbaty.
W tej sytuacji zaplanowałem urlop bez sportu, czytanie książek, picie karmi, spacery z rodziną i takie tam. Niestety Żona kazała mi wziąć jednak swój rower, bo się sama z dzieciakami bujać nie będzie. Prędkość maksymalna z 5 rowerami na dachu - 110km/h. Zaliczyłem też kolkę nerkową i muszę biegać, żeby resztki wyleciały.
Życie.
PS. Oficjalnie odstawiony z programu leczenia ZZSK.
PS2. 75' w tri-sprincie wciąż celem aktualnym.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nastąpiła zmiana paradygmatu obuwniczego. Przełom na miarę pianki EVA z gofrownicy.
Zrobili lekkie buty z delikatną podeszwą, neprenową cholewką i nieprzemakalnym/oddychającym nosem. Można to sznurować, ale nie trzeba. Można wkładkę zostawić lub wyjąć, można wreszcie w tym biegać w skarpetkach lub bez. W terenie są ok, na asfalcie też się spisują i do 10km mnie nie obtarły. I kosztują parę dyszek. Wziąłem je na urlop i biegam w nich rekreacyjnie, są świetne. Marka nic mi nie mówi, ale znam twarz przebrzmiałego sportowca, który ją reklamuje. Takie buty-nic, które nie obiecują wiele, a zaskakują poziomem ochrony stopy.
Wpis sprzętowy mam za sobą.
Trzeba wrócić do ogólnorozwojówki, podsumowałem dzienniczek i okazało się, że nie robiłem porządnej gimnastyki od maja. Trochę łupie mnie w odcinku piersiowym kręgosłupa i przygarbiłem się lekko. Po powrocie z urlopu ułożę nowy plan na gimnastykę. I postaram się go zrealizować. Muszę ściągnąć łopatki, poprawić naramienne i uwypuklić górną część klatki piersiowej. Dół sylwetki raczej bez błędów nie licząc obolałych łydek - nie mogę się oprzeć przygazówkom po plaży tuż po zachodzie słońca...
Body building? Raczej body-shaping... albo body-modelling. Słowo "rehabilitacja" jest passé.
Jeżdżę dużo na rolkach. Może w Biegu Piastów wystartuję?
Zrobili lekkie buty z delikatną podeszwą, neprenową cholewką i nieprzemakalnym/oddychającym nosem. Można to sznurować, ale nie trzeba. Można wkładkę zostawić lub wyjąć, można wreszcie w tym biegać w skarpetkach lub bez. W terenie są ok, na asfalcie też się spisują i do 10km mnie nie obtarły. I kosztują parę dyszek. Wziąłem je na urlop i biegam w nich rekreacyjnie, są świetne. Marka nic mi nie mówi, ale znam twarz przebrzmiałego sportowca, który ją reklamuje. Takie buty-nic, które nie obiecują wiele, a zaskakują poziomem ochrony stopy.
Wpis sprzętowy mam za sobą.
Trzeba wrócić do ogólnorozwojówki, podsumowałem dzienniczek i okazało się, że nie robiłem porządnej gimnastyki od maja. Trochę łupie mnie w odcinku piersiowym kręgosłupa i przygarbiłem się lekko. Po powrocie z urlopu ułożę nowy plan na gimnastykę. I postaram się go zrealizować. Muszę ściągnąć łopatki, poprawić naramienne i uwypuklić górną część klatki piersiowej. Dół sylwetki raczej bez błędów nie licząc obolałych łydek - nie mogę się oprzeć przygazówkom po plaży tuż po zachodzie słońca...
Body building? Raczej body-shaping... albo body-modelling. Słowo "rehabilitacja" jest passé.
Jeżdżę dużo na rolkach. Może w Biegu Piastów wystartuję?
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Pada deszcz, nie pojechałem dziś w delegację, można ustalić warunki brzegowe do dalszego treningu.
Bieganie
Bardzo chciałbym, by moje tempo graniczne tlenowe wynosiło około 4'30"/km. Jest możliwe, że jestem blisko tego wytrenowania. Będę biegał biegi ciągłe, może uda się wyznaczyć seady-state pace. Ale 4'40" to na pewno. Chyba.
Rower
Złapałem pozycję a swoim rowerze, od której nie boli mnie kręgosłup. Nowe ustawienie wzajemnych położeń pedały-kierownica-siodełko. Będzie dobrze, dam radę kręcić stale >250W. Bez zadyszki i spuchlizny ud.
Pływanie
Robię nawroty, które mnie nie rozpierniczają. Z takimi nawrotami pływam te moje 500m w 9'35".
Sprawność
Przeprost w lędźwiach, znów się pochylam. Od paru dni robię rehabilitację na gorset mięśniowy z priorytetem lędźwi.
Praca
Niestety stanowi główną część mojego wydatku energetycznego. Jestem strasznie zmęczony. Śpię od 18.00 do 19.00, a potem wstaję na trening, rehabilitację i kolację po której zasypiam na resztę nocy. Dominikanin na spowiedzi dał mi za pokutę odpoczynek. Każdy kiedyś musiał się trochę napiąć. Mam tak teraz.
Parę lat temu spostrzegłem, że z drapieżnego liberała staję się roszczeniowym socjaldemokratą. To było przejściowe. Jednak lepszy przeregulowany wolny rynek, niż festiwal obietnic darmowego dobrobytu.
Aaaaa. Byłbym zapomniał, w trakcie kolki nerkowej dowiedziałem się, że już nie przepisuje się na kolkę witaminy C. Wręcz przeciwnie, kolka może występować u tych osób, które witaminę C przedawkowują.
A bieganie wciąż zalecane...
Bieganie
Bardzo chciałbym, by moje tempo graniczne tlenowe wynosiło około 4'30"/km. Jest możliwe, że jestem blisko tego wytrenowania. Będę biegał biegi ciągłe, może uda się wyznaczyć seady-state pace. Ale 4'40" to na pewno. Chyba.
Rower
Złapałem pozycję a swoim rowerze, od której nie boli mnie kręgosłup. Nowe ustawienie wzajemnych położeń pedały-kierownica-siodełko. Będzie dobrze, dam radę kręcić stale >250W. Bez zadyszki i spuchlizny ud.
Pływanie
Robię nawroty, które mnie nie rozpierniczają. Z takimi nawrotami pływam te moje 500m w 9'35".
Sprawność
Przeprost w lędźwiach, znów się pochylam. Od paru dni robię rehabilitację na gorset mięśniowy z priorytetem lędźwi.
Praca
Niestety stanowi główną część mojego wydatku energetycznego. Jestem strasznie zmęczony. Śpię od 18.00 do 19.00, a potem wstaję na trening, rehabilitację i kolację po której zasypiam na resztę nocy. Dominikanin na spowiedzi dał mi za pokutę odpoczynek. Każdy kiedyś musiał się trochę napiąć. Mam tak teraz.
Parę lat temu spostrzegłem, że z drapieżnego liberała staję się roszczeniowym socjaldemokratą. To było przejściowe. Jednak lepszy przeregulowany wolny rynek, niż festiwal obietnic darmowego dobrobytu.
Aaaaa. Byłbym zapomniał, w trakcie kolki nerkowej dowiedziałem się, że już nie przepisuje się na kolkę witaminy C. Wręcz przeciwnie, kolka może występować u tych osób, które witaminę C przedawkowują.
A bieganie wciąż zalecane...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Przyjmuję 4'30" jako początek mojej drogi tlenowego rozwoju. Dwa krótkie biegi w różnych warunkach bez finiszu dały takie mniej-więcej tempo. Nie mogę niestety zrobić biegu ciągłego 45-minutowego, bo jestem zbyt zmęczony.
Jeden bieg był w komfortowych warunkach bieżni mechanicznej (ustawione 4'30"/km), a drugi po parku o zmroku z latarką (4'35"/km).
Robiłem też nowy układ obwodowego treningu uzupełniającego i parę dni mnie wszystko bolało.
Po co mi to?
Bo już zbudowałem zapas mocy, o który mi chodziło, biegam sprężyście, ładnie, nie garbię się i nawet na płaskim bez problemu wchodzę w beztlen. Ba! Nawet na rowerze brakuje mi oddechu. Ciekaw jestem moich wyników sprinterskich... Nie zrobię ich, bo potrzebuję sił do pracy. Z tego samego powodu zrezygnowałem z treningu pod flick-flacka - bardzo potrzebuję sprawnych nadgarstków...
Ale kopertę na drążku zrobiłem! Zawsze to jakiś sukces.
Teraz chcę pobawić się w trening tempowy, a dokładnie powchodzić trochę w niedotlenienie, ale "z czuciem" by utrzymać się jak najdłużej w wysiłku z granicy tlenowej.
Czyli akcent będzie jeden w tygodniu, a polegał będzie na bieganiu jakiejś płaskiej pętli z narastającą prędkością, ale tylko do momentu lekkiego dyskomfortu i od tej chwili mierzę czas utrzymywania tej intensywności. Ideałem byłoby 30', ale nie pogardzę też treningiem krótszym, jeśli tylko na taki będzie mnie stać.
Pozostałe dni to zwykła godzinka rehabilitacyjna, jak do tej pory.
Sprawdzę się około połowy listopada, gdy będę już po odbiorach robót, wypoczęty, szczęśliwy i bogaty.
a na blogu wreszcie pojawią się konkretne liczby, a nie filozoficzne wywody.
Chociażby takie: "Energia wewnętrzna ciała zmienia się poprzez przekazanie ciepła lub wykonanie [nad tym ciałem - przyp. mój] pracy" taki kwiatek dostał mój syn z fizyki do wkucia - ot, "I zasada termodynamiki". Bez kontekstu, rozwinięcia, i funkcjonowania w popkulturze! Jak można tak uczyć fizyki! Skandal! A gdzie uogólnienie do układu zamkniętego, gdzie analogia ekonomiczna, gdzie odniesienie do rozpalającego umysł perpetuum mobile! Żadna podstawa programowa nie poradzi na kiepskiego nauczyciela.
Się zdenerwowałem... dobrze, że biegacze wiedzą, iż energia nie bierze się z niczego...
Jeden bieg był w komfortowych warunkach bieżni mechanicznej (ustawione 4'30"/km), a drugi po parku o zmroku z latarką (4'35"/km).
Robiłem też nowy układ obwodowego treningu uzupełniającego i parę dni mnie wszystko bolało.
Po co mi to?
Bo już zbudowałem zapas mocy, o który mi chodziło, biegam sprężyście, ładnie, nie garbię się i nawet na płaskim bez problemu wchodzę w beztlen. Ba! Nawet na rowerze brakuje mi oddechu. Ciekaw jestem moich wyników sprinterskich... Nie zrobię ich, bo potrzebuję sił do pracy. Z tego samego powodu zrezygnowałem z treningu pod flick-flacka - bardzo potrzebuję sprawnych nadgarstków...
Ale kopertę na drążku zrobiłem! Zawsze to jakiś sukces.
Teraz chcę pobawić się w trening tempowy, a dokładnie powchodzić trochę w niedotlenienie, ale "z czuciem" by utrzymać się jak najdłużej w wysiłku z granicy tlenowej.
Czyli akcent będzie jeden w tygodniu, a polegał będzie na bieganiu jakiejś płaskiej pętli z narastającą prędkością, ale tylko do momentu lekkiego dyskomfortu i od tej chwili mierzę czas utrzymywania tej intensywności. Ideałem byłoby 30', ale nie pogardzę też treningiem krótszym, jeśli tylko na taki będzie mnie stać.
Pozostałe dni to zwykła godzinka rehabilitacyjna, jak do tej pory.
Sprawdzę się około połowy listopada, gdy będę już po odbiorach robót, wypoczęty, szczęśliwy i bogaty.
a na blogu wreszcie pojawią się konkretne liczby, a nie filozoficzne wywody.
Chociażby takie: "Energia wewnętrzna ciała zmienia się poprzez przekazanie ciepła lub wykonanie [nad tym ciałem - przyp. mój] pracy" taki kwiatek dostał mój syn z fizyki do wkucia - ot, "I zasada termodynamiki". Bez kontekstu, rozwinięcia, i funkcjonowania w popkulturze! Jak można tak uczyć fizyki! Skandal! A gdzie uogólnienie do układu zamkniętego, gdzie analogia ekonomiczna, gdzie odniesienie do rozpalającego umysł perpetuum mobile! Żadna podstawa programowa nie poradzi na kiepskiego nauczyciela.
Się zdenerwowałem... dobrze, że biegacze wiedzą, iż energia nie bierze się z niczego...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
W ostatnią sobotę (21 września) bieg ciągły po pętli 700m pół asfalt, pół wertep.
1. rozgrzewka
2. 6300m@4'39"/km bieg ciągły
3. wystudzenie
Czy używa ktoś czytnika e-book'ów? Warto kupić duży, czy lepiej mały?
1. rozgrzewka
2. 6300m@4'39"/km bieg ciągły
3. wystudzenie
Czy używa ktoś czytnika e-book'ów? Warto kupić duży, czy lepiej mały?
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Dziś po tej samej trasie 700m pół asfalt, pół przełaj
1. Rozgrzewka
2. 7000m @4'39"
3. Wychłodzenie.
Ostatnie 50m pętli zabagnione (tempo chwilowe spadało powyżej 5'/km).
Tydzień temu nie zrobiłem akcentu, bo mię koń był kopnął w głowę (plusquamperfekt!!!).
Kopytko nadleciało ze ślepej plamki, gdy schylałem się po miskę po owsie. Uważny czytelnik mógłby przyszpilić mnie twierdzeniem, że to może nie było kopytko, skoro z martwej strefy nadleciało. Otóż po po obrażeniach można było ocenić, że staw pęcinowy walnął w kość policzkową, a koronka kopyta w żuchwę. Czyli przednie.
Potem jeszcze Żona powiedziała, że bardzo mnie kocha. Czyli w sumie warto było.
W czwartek przestały mi się ruszać zęby i pobiegłem na taśmociągu 30' z czego ostatnie 5' ustawione na 4'24"/km. Piątek miał być ciężki w pracy więc odpuściłem, ale jeszcze bym trochę dał radę.
1. Rozgrzewka
2. 7000m @4'39"
3. Wychłodzenie.
Ostatnie 50m pętli zabagnione (tempo chwilowe spadało powyżej 5'/km).
Tydzień temu nie zrobiłem akcentu, bo mię koń był kopnął w głowę (plusquamperfekt!!!).
Kopytko nadleciało ze ślepej plamki, gdy schylałem się po miskę po owsie. Uważny czytelnik mógłby przyszpilić mnie twierdzeniem, że to może nie było kopytko, skoro z martwej strefy nadleciało. Otóż po po obrażeniach można było ocenić, że staw pęcinowy walnął w kość policzkową, a koronka kopyta w żuchwę. Czyli przednie.
Potem jeszcze Żona powiedziała, że bardzo mnie kocha. Czyli w sumie warto było.
W czwartek przestały mi się ruszać zęby i pobiegłem na taśmociągu 30' z czego ostatnie 5' ustawione na 4'24"/km. Piątek miał być ciężki w pracy więc odpuściłem, ale jeszcze bym trochę dał radę.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1144
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Spośród ostatnich treningów zaliczam sobie tylko 19 października, gdy pobiegłem na moim kółku 700-metrowym 4,9 km z tempem 4'35".
Reszta to jakieś bździny:
1. Łokieć nadwerężyłem przy gimnastyce.
2. Swolf na basenie znów powyżej 40.
3. Na pętli przełajowej optymistyczne czasy.
4. Lumbago...
Jak łączycie muzykę z treningiem? Zauważyłem całkiem sporo słuchawek u innych. Nie wiem, dlaczego, ale mnie to irytuje.
Dużo bardziej wolę sam śpiewać.
Może dlatego inni wkładają słuchawki? Nie wiem...
Myślałem, że "Krakowski spleen" wykonywałem już we wszystkich możliwych aranżacjach. Najlepszą poezję poznać po tym, że zarówno w warstwie dosłownej, jak i metaforycznej buduje obrazy wyraziste, barwne i mocne jednocześnie. Jest i forma i treść. Jednocześnie jest przepisem na życie w biegu, w zadumie, radości i smutku. Jednak ostatnio promowany w radio huśtająco-soulowy cover zdumiał mnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś w taki sposób może ten tekst rozdeptać. Zamiast recepty na chandrę, dostajemy przepis na depresję, a zamiast nadziei - siódmy krąg piekieł. Niesamowite!
Hejcik? Nie, raczej mój osobisty indeks.
Reszta to jakieś bździny:
1. Łokieć nadwerężyłem przy gimnastyce.
2. Swolf na basenie znów powyżej 40.
3. Na pętli przełajowej optymistyczne czasy.
4. Lumbago...
Jak łączycie muzykę z treningiem? Zauważyłem całkiem sporo słuchawek u innych. Nie wiem, dlaczego, ale mnie to irytuje.
Dużo bardziej wolę sam śpiewać.
Może dlatego inni wkładają słuchawki? Nie wiem...
Myślałem, że "Krakowski spleen" wykonywałem już we wszystkich możliwych aranżacjach. Najlepszą poezję poznać po tym, że zarówno w warstwie dosłownej, jak i metaforycznej buduje obrazy wyraziste, barwne i mocne jednocześnie. Jest i forma i treść. Jednocześnie jest przepisem na życie w biegu, w zadumie, radości i smutku. Jednak ostatnio promowany w radio huśtająco-soulowy cover zdumiał mnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś w taki sposób może ten tekst rozdeptać. Zamiast recepty na chandrę, dostajemy przepis na depresję, a zamiast nadziei - siódmy krąg piekieł. Niesamowite!
Hejcik? Nie, raczej mój osobisty indeks.