Kochani, plan 10-tygodniowy przeciągnął mi się na grube kilka miesięcy

Zaczęłam, potem odpuściłam, bo przeraziło mnie to, że nie dam rady. W pierwszym tygodniu, po dwóch minutach biegu myślałam, że płuca wypluję (jestem astmatykiem, więc dość szybko się zasapuję

). Przestałam. Jednak po krótkim namyśle stwierdziłam, że tak być nie może, nie poddam się! Zaczęłam znowu, powoli, niektóre etapy powtarzałam, żeby czuć się pewnie. W styczniu trochę chorowałam, więc początek roku w bieganiu uważam za stracony. W związku z tym musiałam się cofnąć w planie treningowym. W tym tygodniu zaczęłam VII tydzień. Oczywiście początek był ciężki - przyznam, że pierwszego dnia nie dałam rady. Dzisiaj miałam w ogóle nie biegać (przyznam, że z czystego lenistwa

). Jednak przemogłam się i poszłam potruchtać. Gdy głos w moim uchu powiedział, że powinnam teraz pomaszerować przez minutę, stwierdziłam, że może nie? Przecież mogę jeszcze... i potruchtałam dalej. I tak minęło 30 minut!!! Cieszę się jak dziecko, że przemogłam się, pokonałam swoje słabości i udało mi się!! Może osiągów nie mam jeszcze wspaniałych, ale 30 min. mam za sobą, czego nie zrobiłam jeszcze NIGDY!!

Życzę wszystkim wytrwałości - WARTO!!
