niedziela, 12 października
15. Maraton Poznań
Czas netto: 5:10:47
Buty: GoRun Czarne
24.08.2013, 29.09.2013, 27.04.2014, 23.08.2014, 12.10.2014
Do Poznania zajechałam już w piątek, przy okazji odwiedzając znajomych. W sobotę rano wizyta w zoo (o rany, ale radocha, wieki nie byłam

), a potem Expo, odbiór pakietu, zakupy, w tym żele, bo jakoś mi się skończyły, oraz przy okazji załapałam się na promo Shocka - tego modelu jeszcze nie miałam, a podoba mi się. Nawet w nim pobiegłam. Na plus - zero otarć, na minus - muszę skrócić ramiączka, niestety, jak często to bywa, są dla mnie zdecydowanie za długie. Tylko kiedy ja ostatnio coś szyłam na maszynie?

Mimo, że targi przecież dość spore, to udało mi się wypatrzyć tu i ówdzie znajomych

, w tym nawet Ojca RedNacza. Wieczorkiem mecz - szok i niedowierzanie
W niedzielę pobudka o szóstej, porządne śniadanie i jedziemy. Szatnia, kibel i pora na rozgrzewkę. Znajomi udali się do przodu (są zdecydowanie szybsi), ja spokojnie sobie truchtałam na tyłach. I co? I wypatrzyłam Anię naszą rudą

Rozmawiałyśmy dzień wcześniej, że ciężko się będzie przed startem spotkać, a tu proszę, zero problemu

Trochę rozciągania i udałam się do strefy. Odliczanie, start,
Rydwany Ognia, a kiedy tak powoli sobie szliśmy w tym tłumie, to jakoś tak się wzruszyłam i uroniłam łezkę albo i dwie

Początek był spoko, oczywiście musiałam cały czas zwalniać, bo mnie nosiło. Ale i tak nie udawało mi się zwolnić do założonego tempa, więc każdy kilometr wychodził ok. 10-15 sek za szybko. Co i tak było wolno... Ale że dobrze żarło, temperatura była znośna oraz wiedziałam, że prędzej czy później i tak sił mi braknie, to się nie przejmowałam tym za bardzo. Przebieg przez stadion bardzo fajny, przed stadionem wypatrzyłam kulawego w kapelutku, pogadałam z jakimiś Szwajcarami, kibice dopingowali, spoko loko. Dwa pierwsze wodopoje w biegu, przy trzecim jednak przeszłam do marszu. Na punktach brałam wodę, czekoladę, czasem cukier i z raz pomarańczę. Żele swoje wciągnęłam 3, czwarty był w zapasie.
Po trzecim punkcie trasa zaczęła falować - parę razy trochę się niepokoiłam, czemu tak bardzo się męczę, ale potem widziałam, że to dlatego, że był podbieg

No i częściowo też pewnie dlatego, że powoli zaczynałam gasnąć. Po półmetku coraz więcej szłam, czułam, że łydki robią się coraz bardziej z kamienia i generalnie nie chciało mi się już dalej biec. Ale na 27. kilometrze czekali na mnie moi kibice, więc chciała nie chciała, musiała

W ogóle pierwszy raz miałam transparent dla siebie!

Rewelacja!

Ostatnie 15 km pokonałam w dwie godziny i w udręce

Tak bardzo byłam zmęczona, tak bardzo bolały nogi, tak bardzo kusiło, żeby zejść z trasy... Jakoś jednak stawiałam jedną nogę przed drugą, kilometry mijały, podbiegi były coraz bardziej strome, wiatr wiał mocniej w twarz, założenia co do tempa biegu zmieniały się co parę km ("dobra, teraz muszę mieć średnią poniżej 7:30", "no dobra, poniżej 8:00 też będzie dobrze", "a gdyby tak odpuścić jeden kilometr i cały sobie przejść?"), ale dalej napierałam. Wiedziałam, że wynik szałowy nie będzie, ale miałam nadzieję, że zmieszczę się w 5:15. Coś tam liczyłam w głowie, ale nie do końca mi się zgadzało - chyba byłam zbyt zmęczona

I wreszcie ukazała się targowa iglica - i wreszcie było niedaleko! Ale i tak nie miałam za bardzo siły, żeby biec. Ze 200 metrów przed metą znowu przeszłam do marszu, ale mijający mnie ludzie prawie że złapali mnie pod ręce i zmotywowali do biegu. Dosłownie 2 sekundy później zobaczyłam moich kibiców, którzy prawie zwariowali

Ostatnie przyspieszenie, ostatnie odliczanie w głowie i jest - meta.
Dałam z siebie wszystko, mimo że nie było to wiele. Byłam tak bardzo zmarnowana, że w ogóle nie mogłam się ogarnąć w tej strefie, miałam mroczki przed oczami, a w pewnym momencie nie miałam siły dźwigać tego wielkiego medalu

Ale ktoś mnie pokierował do stolików z wodą i jabłkami, zgarnęłam też garść rodzynek, czekoladę i słodzoną herbatę (fuj, ale była ciepła, więc wzięłam, trudno). Jak siadłam, tak nie byłam w stanie się podnieść z dobre 15 minut

Nogi bolały jak chyba nigdy, w ogóle wszystko mnie bolało. Do końca dnia było mi zimno, rozstroił mi się żołądek i chodziłam jak połamana kaczka

Ale warto było

I chyba nawet ani razu nie pomyślałam sobie "nigdy więcej", tylko "następnym razem będzie lepiej"
Plusy dodatnie - zero obtarć, nawet na stopach, paznokcie w doskonałym stanie; stawy bolały tylko w dniu maratonu, dzień po zero dolegliwości; nie zeszłam z trasy; mimo dość kiepskiego przygotowania (brak długich wybiegań) wynik w sumie nie taki najgorszy, połowa dystansu całkiem komfortowo - znaczy się, jest potencjał, co mnie zmotywowało do biegania.
Minusy ujemne - łydki bolą do dziś, do tego nadwerężyłam sobie lewą stopę (chyba rozcięgno, ale idzie ku dobremu).
I solennie obiecuję, że do następnego maratonu przygotuję się porządnie. Mam nadzieję, że najgorszy dołek motywacyjny jest już za mną (a trwał on od grudnia zeszłego roku). Jutro wychodzę roztruchtać ten beton z nóg, a od przyszłego tygodnia zaczynam szlify do biegu niepodległości

Stay tuned!