Miałem trudny okres w życiu w połowie lat 90-tych. Mieszkałem w USA, gdzie wyemigrowałem jeszcze w latach 80-tych. Krótko mówiąc byłem prawie kloszardem. Bez pracy i pieniędzy, okradziony przez wspólnika. Straszne uczucie. Budzisz się w mieszkaniu, gdzie kątem śpisz u znajomych i trzeba na cały dzień wyjść na miasto, bo trudno ścierpieć siedzenie w domu, gdy sytuacja jest beznadziejna. Nawet nie miałem pieniędzy na powrót do kraju.
Chodziłem więc po mieście. Najbardziej lubiłem późnym popołudniem chodzić po dolnym Manhattanie w okolicy WTC. Nie byłem skończonym lumpem, zachodziłem do kawiarni i knajpek i gdziekolwiek tylko był napis, że ktoś szuka pracowników. Bezskutecznie.
Więc poza spacerem na bezpłatną zupę do przykościelnej jadłodajni chodziłem na moje ulubione miejsce nad Hudson oglądać złoty zachód słońca. W pobliżu WTC jest (niestety była) przystań luksusowych łodzi motorowych. Zawsze interesowałem się takimi rzeczami. Marzyłem o takiej łodzi od zawsze. Wyobraźcie sobie 20 metrową luksusową łódź, błyszczące, chromowane relingi, mosiężne okucia, kwintesencja luksusu. Wieczorem ta przystań nabierała jeszcze więcej barwy, bo zapalały się światła na jachtach i łodziach, swoim złotym blaskiem odsłaniając przepych wnętrz. Nie widziałem nigdy tak luksusowych wnętrz, pełnych mebli z drogiego drewna, przepięknych i przytulnych obić, wyposażenia i dekoracji.
Któregoś dnia jestem tam sobie. Siedzę na ławeczce i obserwuję przystań. Rozglądam się po łodziach i wzrok mój przykuwa przepiękna łódź. Wnętrze oświetlone. Na górnym pokładzie impreza. Ludzie elegancko ubrani, w średnim wieku, ale i młodzi. Przystojni mężczyźni, kobiety bardzo, bardzo smakowite. Szampan, smakołyki, delikatna muzyka. Jak wiele różniło mnie od nich.
Siedziałem tam naprawdę długo. Impreza dochodzi do końca. Goście powoli opuszczają pokład, znikają, łódź pustoszeje. Mijają kolejne minuty. Czas iść do domu. Wstaję i ruszam. Na dolnym pokładzie łodzi zapala się światło. Do pomieszczenia wchodzi kobieta. Ubrana w ciemną suknię, szczupła, nagie ramiona, głęboki dekolt, z pewnością koło czterdziestu lat, ale naprawdę nie traci niczego z powabu trzydziestolatki. Stanąłem jak wryty i obserwuję. Podchodzi do lodówki z winami, wyjmuje butelkę, przez chwilę szuka w kilku szufladach korkociągu, bierze kieliszek. Gaśnie światło i za chwilę wychodzi na pokład. Siada, stawia butelkę, otwiera ją bardzo zgrabnym ruchem. Nagle przez przypadek jej wzrok spoczywa na mnie. Nasze spojrzenia spotykają się. Uśmiecham się. Ot, tak sobie, lubię uśmiechać się do ludzi. W tym momencie ona wstaje, schodzi z pokładu. Przyszła mi przez głowę myśl, że przesadziłem. Stoję oparty o barierkę, podglądam ludzi, gwałcę ich prywatność, a przecież nikt tego nie lubi. Co prawda nie wyglądam jak kloszard, bo mój upadek nastąpił na tyle niedawno, że moje ubranie nadal wygląda dobrze, ale podglądania ludzie nie lubią. Muszę stąd zniknąć, bo pewnie dzwoni po policję.
Ale nie, za chwilę pojawia się na pokładzie z drugim kieliszkiem w ręku. Stawia go na stoliku, nalewa wina do obu i co robi? Łagodnym gestem zaprasza mnie do siebie. Już miałem zrobić kretyński gest obejrzenia się za siebie, żeby zobaczyć czy to na pewno o mnie chodzi, ale przecież tutaj nikogo nie ma. Tylko my dwoje. I tak poznałem Sue.
Wszedłem na pokład i bez przedstawiania się usiadłem obok niej. Wydawało mi się, że jakiekolwiek uprzejme formułki typu, Dobry wieczór, nazywam się , miło mi panią poznać" brzmiałyby sztucznie i śmiesznie. Uśmiechałem się tylko delikatnie. Wziąłem do ręki kieliszek, drugą ręką obróciłem butelkę żeby zobaczyć etykietę: Chateau Margaux 1988. Do dzisiaj pamiętam smak tego wina, choć nigdy przedtem i potem nie było mnie na nie stać. Powiedziałem kilka słów o winie. I wtedy po raz pierwszy usłyszałem jej słowa: All my husband could say about this wine was it's nice". Nie wiem czy to przeczucie, czy znajomość psychologii kobiet sprawiły, że słowa te spowodowały, że nagle poczułem się niemal pewien zakończenia tego wieczoru. Była piękną dojrzałą kobietą, a że nie była nastolatką mogłem się również spodziewać, że ma ogromny temperament. Klasyczne rysy, doskonałą cerę. Jej skóra pokryta była opalenizną przy czym żadnych śladów negatywnego oddziaływania UV. I siedziałem tak słuchając jej, a brzmienie jej głosu było jak balsam. Od czasu do czasu wtrącałem jakieś swoje słowa, doskonałe długie" wino rozprowadzało rozkosz po moim podniebieniu i czułem się błogo. Był już środek nocy gdy chłód kazał nam schronić się we wnętrzu łodzi. Zeszliśmy pod pokład do salonu, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. Intuicyjnie chciałem zasłonić okna, ale pociągnięcie ręką za zasłony nic nie dało. Uśmiechnęła się i sięgnęła ręką po pilota na stoliku, a po chwili byliśmy już odizolowani od świata.
Nie, wieczór nie skończył się tak jak się tego spodziewałem. Może jednak nie znam wystarczająco dobrze psychologii kobiet, przynajmniej nie znałem jeszcze tak dobrze Sue.
.
.
.
Zastanawiam się w jakim celu to robię. Opisuję mój najbardziej burzliwy związek i robię to publicznie. Nie powinienem Przepraszam, że zawracałem głowę.
.
.
.
Winien chyba Wam jestem odpowiedź jak zacząłem biegać? Sue regularnie biegała i myślę nawet, że robi to nadal. Więc któregoś dnia rano po prostu założyłem buty i przyłączyłem się do niej. Była tym lekko zaskoczona, ale najwyraźniej sprawiło jej to radość. Jej mąż nigdy nie biegał. Okolice Russian River Valley gdzie mieszkaliśmy znane są nie tylko z bardzo dobrych win, ale są tam również przepiękne okolice do biegania. Lasy, wzgórza, a niedaleko wybrzeże Pacyfiku, który łagodzi okoliczny klimat. Jeździliśmy często nad ocean późnym popołudniem. Biegaliśmy na plaży, a potem u podnóża klifu robiliśmy sobie piknik kosztując owoce, sery, wina. Bardzo tęsknię za tym okresem, bardzo.