Namówiłam dziś do biegania mojego męża.
Wczoraj zapytał mnie z czego się tak śmieję. Ja podsunęłam mu post Mamuta gdzie opisuje swój wyczyn (rozbawił mnie tekst z getrami) i mówię mu tak: widzisz, jak byś tak ze mną biegał (do czego go zawsze namawiałm) to byłbyś w lepszej formie ode mnie. Ja już mogę przebiec 15km a ty nawet 10 min nie pobiegniesz. Nie wstyd Ci, że ja mogę tyle....
Jakie to było by fajne uczucie gdybyś teraz mógł biec sobie na luzaku 20km!! Gdybyś tylko wydzedł ze mną następny raz.
[pewnego dnia mąż wyszedł ze mną na biegi, ale się za bardzo napalił, za dużo na raz. Potem już nie chciał ze mną wychodzić. A mówiłam mu - nie biegnij tyle]
Brakło samozaparcia.
Mąż wtedy ważył 94 - 95 kg (marzec 2008). Samą dietą zrzucił 10 kg!!! jeśli to można było nazwać dietą. Jadł wszystko tylko w mniejszych ilościach. Nie jadł dużo na noc. Zwykle tak na smaka. Ale często zajadał się czekoladą z orzechami 200 gram i innymi słodkimi...
A ja tu panie biegam, ćwicze, wychodze z siebie i raptem 2cm w biodrach

Co za NIESPRAWIEDLIWOŚĆ! Jedni sobie tak chudną ot machniecie ręką! (ja nawet nie wiem kiedy mu to zleciało

Ale On za to nie ma takich mięśni brzucha jak ja i nie jest tak wytrzymały.
Siadłam mu na ambicję dzisiaj i wziął się chłopina do biegów. Zobaczymy na jak długo