TYDZIEŃ 16.09- 22.09.2019
TYDZIEŃ #5 (z 5) PLANU TRENINGOWEGO DO BIEGU NA 10km W KNUROWIE
PODSUMOWANIE TYGODNIA:
PONIEDZIAŁEK: WOLNE
WTOREK:BS - czułem, że coś jest już nie tak - córka z gorączką, a ja oczywiście "w drodze".
ŚRODA: INTERWAŁY - 1,6km T5 + 8x400m w T3 - już byłem po "ciemnej stronie mocy", ale jednak zdecydowałem się na ten ciężki trening, świadomy, że skutki mogą być różne. Najpierw 3km rozgrzewki, potem na bieżni 4 kółka w tempie średnim 3:18 - oj tutaj była moc, dobrze to poszło, a całość na tętnie 90%hrmax

Interwały już trochę męczyłem, ale wszystkie weszły w okolicach 3:05, także powodów do narzekań nie było tym bardziej, że w czasie całej jednostki treningowej przebiegłem 1,6+3,2=4,8km w tempie 3:05-3:18.
CZWARTEK: WOLNE - żeby się podleczyć, bo przeziębienie w pełni.
PIĄTEK: BS - nie wiem, czy to nie był błąd, że w ogóle wyszedłem. Niby tragedii zdrowotnej nie było, ale katar robił swoje i ogólne samopoczucie dalece odbiegało od normalnego. Te 7km nic nie zmieniło, a jednak w sobotę znowu czułem się nieco gorzej...BS- na początku ładnie w tempie średnim 4:20, a potem nagły zgon i tempo spadło do 5:00 - dało mi to trochę do myślenia, że jednak organizm cierpi.
SOBOTA: WOLNE - w planie było 6km + przebieżki, ale już się nie wygłupiałem i poświęciłem się totalnej regeneracji. Jeszcze rano sama wizja niedzielnego biegu i wysiłku jaki miałem podjąć, była dla mnie przerażająca, ale wieczorem powoli zacząłem zyskiwać siły i nastawiałem się na start - zdecydować miałem w niedzielę rano.
NIEDZIELA: XXVII MBU Knurów 10km - samopoczucie w niedzielę nie odbiegało już dalece od zwyczajowej normy, choć wiedziałem, że szału nie będzie - u mnie przeziębienia zawsze zostawiają ślad w postaci jakieś takiej niemocy, której nie zatuszują żadne specyfiki naturalnej czy nowoczesnej medycyny. Niby nic poważnego, a człowiek się czuje, jakby go grypa rozłożyła. Spakowałem rzeczy i pogoniłem autem do Knurowa. Na miejscu odbiór pakietu, standardowa rozgrzewka na której usiłowałem się pobudzić do życia, bo ciągle jednak wejście w tempo 3:30 na najbliższe pół godziny z hakiem wydawało mi się lekką abstrakcją. Słoneczko zaczęło ładnie przyświecać i z pewnością było powyżej 22 stopni. Nic to, skoro się biegało przy 29 stopniach w tempie podobnym to teraz też damy radę. Ustawiłem się w drugiej linii i ruszyliśmy. Od samego początku uformowały się trzy grupki: pierwsza z zawodnikami z pozycji 1-4, druga(Ci którzy, poza jednym zawodnikiem, na starcie poszli nieco zbyt optymistycznie) i trzecia (w tym ja na 13 miejscu), którzy gonili tą drugą. Pierwsze dwa kilometry zgodnie z planem wybiło mi w 6:58 - "
są już dwie sekundy zapasu, a ja czuję się naprawdę dobrze - potem podgonię na 34:30," Na 2,5km zaczyna się podbieg - tempo od razu siada, słońce jakby mocniej przygrzewa

i 3 km mija sobie w 3:35 - "
odrobię na zbiegu!". 4km w 3:45, a 5km w 3:51

- ciągle podbieg, niby tylko 2%, ale jakoś kurde ciężko się biegnie i człowiek nie bardzo chce przyspieszyć, żeby nie spalić całego biegu - "
ciężko będzie, ale spróbuję odrobić na zbiegu, chyba...". Do 5,5km lecimy ciągle pod górkę i w międzyczasie dochodzimy grupę nr 2, gdzie następują przetasowania, potem nawrotka i próbuję przyspieszać - 6 i 7km robię w 6:48, pojawia się iskra nadziei, że jednak jeszcze, nomen omen, wyjdzie słońce tego dnia i sub 35 stanie się faktem. Niestety o ile 8km wyszedł jeszcze przyzwoicie w 3:26 to na zasranym 9km pojawiła się górka, której ni uj nie pamiętałem z pierwszej części dystansu, krótka bo krótka, ale o nachyleniu z 6-8% - tutaj tempo 3:32. Coś tam powyprzedzałem w międzyczasie i na ostatniej prostej zameldowałem się na 8mcu. Miejsce to utrzymałem do samego końca, choć nie będę ukrywał, że ostatni kilometr to już było oddychanie rękawami i nieme modlitwy do samej mety- 3:29!

Finalnie na tablicy pojawia si
ę 35:26, a ja odbieram medal i kucam na chwilę za metą - zwycięzca miał tego dnia 31:11 - gratulacje, bo wynik naprawdę zacny. Jeśli o mnie chodzi to zawiodło mnie przede wszystkim zdrowie i choć pogoda też była zupełnie inna niż przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy biegałem w temperaturze ok. 13-15 stopni, to już też nie będę popadał w śmieszność, twierdząc, że temperatura mnie pozamiatała, bo jednak to zupełnie inny kaliber niż 30 stopniowe upały. Jestem nawet zadowolony- życiówki nie ma, ale ta dycha jest atestowana, więc to ją przyjmuję jako PB (żeby obniżyć poprzeczkę

) i wynik jaki osiągnąłem, nie jest jakiś zły w kontekście tego jak wyglądała druga połowa tygodnia. Na ostatniej piątce na park run miałem średnie tempo 3:22 przy tętnie 95%, a dziś 93% przy tempie o 10s wolniejszym - tutaj widać ślad jaki zostawiło przeziębienie.
PODSUMOWANIE BIEGU:
8/300
10,00km/ 35:26
przewyższenie: +60/-60
śr. tempo: 3:32min/km
śr. tętno: 179 (93%)
PLANY:
Biorąc pod uwagę dzisiejszy bieg postanowiłem raz jeszcze zawalczyć o sub 35 - tym razem na trasie w Żorach. Start wypada za trzy tygodnie, także mam nadzieję, że do tego czasu się nie rozpadnę, bo aktualnie poza piszczelami borykam się jeszcze z gęsią stopką (?), która jednak w ogóle mi jakoś nie dokucza. Jeśli chodzi o trening to ten tydzień będzie dość rekreacyjny z akcentem w piątek, potem już normalnie we wtorek/piątek i potem znowu wyjdzie tydzień przedstartowy, więc z jednym środowym akcentem. Dużo tego nie ma, raptem 4 jednostki, ale mogę coś tam wypracować - raczej pójdę w 4x2km,a tydzień później w 5x2km jeśli chodzi o interwały, a ten jeden bieg progowy to zrobię 8km w tempie 3:40. Akcent przedstartowy zostawię taki jak teraz. Jeżeli nie będzie sub 35 w Żorach to chyba zniosę jajko.
PS. Zapisałem się już na Bieg Piastów na 25 i 50km CT.
