
31.03.2019
BS. W teorii. Bez pulsometru, więc jak patrzę na tempo to na pewno nie był BS.

9,15 km / 45:43 / śr. tempo 5:00/km
03.04.2019
Tym razem już z pulsometrem.

9,97 km / 51:02 / śr. tempo 5:07/km
04.04.2019
BC2 na samopoczucie. 5 km na początek, na spokojnie. O ile dobrze pamiętam, to 3 km były pod wiatr, 2 z wiatrem i to mocno widać na tempach. (4:35 do 4:23)
8,46 km / 41:05 / śr. tempo 4:51/km
05.04.2019
Rower. Miało być spokojnie, leciutko ale pojechałem do lasu i gdzieniegdzie wyszła jebitna praca mięśniowa (piach, górki). Chciałem sobie około 22-23 km/h jechać, ale w lesie nawet nie było mowy o tym. Wyszło 19 z groszem.
22,94 km / 1:11:19
06.04.2019
BS z hamulcem. Tempo świńskiego truchtu a tętno pod 80% od razu skakało. Plus "odkrycia" fajnej trasy w sam raz na dyszkę.
10,32 km / 56:23 / śr. tempo 5:28/km / śr. tętno 160 bpm (78%) !!!!
07.04.2019
Dalsza praca nad tlenem. Nie chciałem się tyrać po 5:20 przez 15-16 km, więc krócej a mocniej. Odczuciowo to jakiś mocniejszy II zakres. Bardziej pod 88% niż 83.

11,32 km / 56:39 / śr. tempo 5:00/km
09.04.2019
BS i 8 podbiegów. Niestety zegarek "zgubił" mój trening. 7.04 miałem problem z internetem, zegarek się "zsynchronizował" ale nie przesłał treningu do GC. Jak skończyłem ten trening, to pojawił się ten z 7.04 w GC ale z 9.04 ani na zegarku ani na GC. Jak kiedyś błędnie przesłane treningi się zapisywały na dysku i można było sobie wrzucić ręcznie, tak teraz lipa - Garmin tak namieszał, że się plik od razu kasuje.
Wyszło jakieś 10,5 km bo było bodajże 8,2 km BSa i 8x100/100 podbiegów i kawałek dobiegu do domu.
10.04.2019
8 km drugiego zakresu. Najpierw 2 km rozgrzewki i 8 km mocniej. Wyszło około 4:27/km, tak na oko licząc teraz. Już jakiś tam progres w stosunku co było.
12,00 km / 57:29 / śr. tempo 4:47/km
12.04.2019
BS + przebieżki. Nic nadzwyczajnego.
11,10 km / 57:42 / 5:12/km
14.04.2019
Długi bieg z "akcentem". Wykonałem go w formie TWL, gdyby ktoś chciał poczytać - https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?t=56407. Wg mnie tego potrzeba dla mojego organizmu. Pobudzenia i pracy w okolicy progu. Początkowo w planach miałem nawet jakieś zawody na 10 km po 4:00, ale ostatecznie rozsądek wygrał. Cholera, nawet nie wziąłem pod uwagę, że wiatr może przeszkadzać. Tak do 9,5 km nie przeszkadzał, bo najpierw miałem go z boku, potem biegłem w lesie, który to brał na siebie podmuchy. A jak wybiegłem z lasu to skręciłem i miałem wiatr centralnie w mordę. Nie ma to jak dobić do 194 bpm.

Wolniejsze kilometry w założeniu były po 4:40, szybsze po 4:10. Wyszło dość "różnie", chociaż akurat szybsze mniej więcej dobrze. Wolniejsze jakoś mi świrowały, bo bardziej pod 4:45 - 4:50 szły. Ostatni 4:53, ale mam usprawiedliwienie - zajebisty podbieg i wiatr w mordę. Tętno i tak nie spadło poniżej 88%, więc czuję się moralnie usprawiedliwiony. :P
Co ciekawe, ten trening wszedł mi stosunkowo dobrze. Miałem obawy, że to będzie rzeźnia, ale ... no nie, do zrobienia. Pewnie tempa T10/+30s to już blisko rzeźni, ale jak na początek i najlżejszą opcję to dość spokojnie. Nawet pewien jestem, że na w miarę płaskim terenie i bez tego wiatru to spokojnie bym to zamknął w założeniach i pewnie siły na jeszcze jeden komplet by zostały.
16,62 km / 1:19:12 / śr. tempo 4:46/km
Tak oto udało się w miarę bezboleśnie podsumować 2 tygodnie pracy. Jak widać, nic nadzwyczajnego. Dużo pracy w tlenie, praktycznie same BSy, drugie zakresy. Tego było mi trzeba, bo nogi rwały się do biegu, ale momentalnie zadyszka, brak powietrza. Cieszy powrót systematyczności.
Na najbliższy tydzień mam w planach (nie wiem jeszcze kiedy, ale mam chęć pobiec) bieg tempowy - najpewniej wtorek lub środa. Muszę jakoś względnie rozłożyć to w tygodniu, bo w piątek wyjeżdżam, wracam w środę. Dobrze by było chociaż ze 2 razy coś potruchtać podczas tego wyjazdu, ale... nie wiadomo.