Jacek, rekreacyjnie: tenis stołowy i bieganie
Moderator: infernal
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Pabianicki Półmaraton
Start sprzed dwóch tygodni na hali to był dopiero przedbieg, start ostry miał nastąpić dzisiaj. Było coś o czym głośno tu nie mówiłem, ani nawet po cichu w domu, ale tlił mi się z tyłu głowy plan C na ten bieg. Niestety ostatnie dni to pewne dolegliwości zdrowotne, do tego stopnia, że jeszcze w piątek będąc po kilku dniach cierpienia z zębem rozważałem udział rekreacyjny w imprezie. Na ostatnią chwilę przed weekendem, udało mi się dostać do stomatologa i po rozwierceniu zęba poczułem ulgę i jednocześnie przypływ pozytywnej energii na start. A tu w sobotę obudziłem się taki skacowany, jakby nie wiadomo co poprzedniego wieczora miało miejsce, choć nic takiego się nie działo. Cały dzień w pracy myślałem jedynie aby się po niej uwalić spać, jeszcze musiałem godzinę zostać dłużej, toteż przed siedemnastą wziąłem ibuprom i zaległem. To był naprawdę dobry ruch, po półtorej godziny obudziłem się innym człowiekiem, zabrałem córy i pojechaliśmy do Pabianic odebrać pakiet dla mnie i żony.
Nie wiem po co ten wstęp i kogo to obchodzi, teraz już o biegu.
Niedzielne przedpołudnie przywitało nas wspaniałą słoneczną pogodą, z temperaturą +10C, wyjechaliśmy o 10-tej, do Pabianic raptem mam 20 minut, start o 11-tej.
Wspomniany wyżej plan C był taki, by zaatakować życiówkę, jeśli pierwsze 10km przyjmę dobrze. Liczyłem się z ryzykiem, bo choć kalkulator z wyniku 3000m pokazywał solidnie ponad minutę ją połamaną, to nawet we mnie taka irracjonalność budzi respekt. W końcu gdzie 3km a gdzie 20km i kiedy to ostatnio tyle przebiegłem, chyba na zawodach w październiku, również brak przygotowań nie pozwalał rzeczowo ocenić możliwości.
Ustawiłem się za prowadzącymi na 90 minut i na razie głowy tym nie zawracałem, kilometry wpadały, początkowych znaczników nie widziałem, słuchałem chłopaków, że jakieś sekundy zapasu są. Szło przyzwoicie, krótkotrwałe zrywy tempa o 5-10 sek. szybciej nie stawiały mnie, więc plan coraz mocniej się przebijał. Wpierw chciałem wprawić go w życie po 10km, lecz miałem obawy czy starczy dystansu by zdjąć około 60-ciu sekund do życiówki. Wkurzył bym się gdyby brakło ich kilka, jakoś samoistnie po 8km zacząłem już liczyć na siebie. Na 9km wziąłem żel by się już później na zmęczeniu z nim nie szarpać, przeleciało kilka kilosów i trochę sekund urwałem. Na 12 km odbiłem lapa i Race Screen pokazał mi końcowy czas w okolicach rekordu, uwierzyłem w sukces, choć jeszcze kawał drogi przede mną. Dalszy dystans to było doganianie pojedynczych rywali, z reguły ich przeganianie i gonienie następnych. Na stabilnym tempie się jakoś nie koncentrowałem, gdzie górka, wiatr to coś stracę, w innym miejscu zyskam. Kontrolowałem symulację wyniku końcowego i było cały czas kilkanaście sekund przewagi. Przed 17-tym kilometrem zobaczyłem przed sobą czarnoskurego biegacza i umyśliłem sobie, że muszę wyprzedzić „kenijczyka”. Niebawem go doszedłem, chciałem dłuższą chwilę pobiec razem, ale jakoś biegł wolniej. 18-ty kilometr był chyba najtrudniejszy, bo to całe jeszcze trzy przede mną, raczej już wiedziałem, że jeśli go przetrwam to dowiozę rezultat, dlatego nic nie szarżowałem. Przedostatni też nie jakiś łatwy ale wszedł, ostatni to już wypatrywanie stadionu i zbieranie się do finiszu. Wpadłem na stadion i praktycznie idę już swojego maksa po 3:30/km, podnoszę głowę po 100m, a tam przestawiono metę, która była startem o ćwiartkę okrążenia. Puściłem tempo, bo przecież nie utrzymam, trochę odczekałem i zebrałem się raz jeszcze, niestety na finiszu minimalnie przegrałem z dwójką biegaczy.
Ale zadowolony jestem z ostatniego kilometra bo wszedł poniżej 4:00/km, choć jak zwykle na kresce zamiast zakończyć czas to tylko zalapowałem, stąd trochę domniemywam.
Z poprawy życiówki o 38 sekund jestem mocno uradowany, zwłaszcza, że zimę lekko potraktowałem, a mimo to nie było momentu słabości czy konania lecz pełna kontrola czasu i dystansu czym trochę zaśmiałem się przygotowaniom w twarz.
Może to za sprawą butów, podchodziłem do tego lekko sceptycznie ale naprawdę dzisiaj te kilkadziesiąt gram mniej było czuć i niosło.
Ciekawostki:
Startowała Dominika Stelmach (treningowo), czwarte miejsce wśród kobiet 1:16:02
Na medalu dość nietypowy dystans jak na półmaraton.
Start sprzed dwóch tygodni na hali to był dopiero przedbieg, start ostry miał nastąpić dzisiaj. Było coś o czym głośno tu nie mówiłem, ani nawet po cichu w domu, ale tlił mi się z tyłu głowy plan C na ten bieg. Niestety ostatnie dni to pewne dolegliwości zdrowotne, do tego stopnia, że jeszcze w piątek będąc po kilku dniach cierpienia z zębem rozważałem udział rekreacyjny w imprezie. Na ostatnią chwilę przed weekendem, udało mi się dostać do stomatologa i po rozwierceniu zęba poczułem ulgę i jednocześnie przypływ pozytywnej energii na start. A tu w sobotę obudziłem się taki skacowany, jakby nie wiadomo co poprzedniego wieczora miało miejsce, choć nic takiego się nie działo. Cały dzień w pracy myślałem jedynie aby się po niej uwalić spać, jeszcze musiałem godzinę zostać dłużej, toteż przed siedemnastą wziąłem ibuprom i zaległem. To był naprawdę dobry ruch, po półtorej godziny obudziłem się innym człowiekiem, zabrałem córy i pojechaliśmy do Pabianic odebrać pakiet dla mnie i żony.
Nie wiem po co ten wstęp i kogo to obchodzi, teraz już o biegu.
Niedzielne przedpołudnie przywitało nas wspaniałą słoneczną pogodą, z temperaturą +10C, wyjechaliśmy o 10-tej, do Pabianic raptem mam 20 minut, start o 11-tej.
Wspomniany wyżej plan C był taki, by zaatakować życiówkę, jeśli pierwsze 10km przyjmę dobrze. Liczyłem się z ryzykiem, bo choć kalkulator z wyniku 3000m pokazywał solidnie ponad minutę ją połamaną, to nawet we mnie taka irracjonalność budzi respekt. W końcu gdzie 3km a gdzie 20km i kiedy to ostatnio tyle przebiegłem, chyba na zawodach w październiku, również brak przygotowań nie pozwalał rzeczowo ocenić możliwości.
Ustawiłem się za prowadzącymi na 90 minut i na razie głowy tym nie zawracałem, kilometry wpadały, początkowych znaczników nie widziałem, słuchałem chłopaków, że jakieś sekundy zapasu są. Szło przyzwoicie, krótkotrwałe zrywy tempa o 5-10 sek. szybciej nie stawiały mnie, więc plan coraz mocniej się przebijał. Wpierw chciałem wprawić go w życie po 10km, lecz miałem obawy czy starczy dystansu by zdjąć około 60-ciu sekund do życiówki. Wkurzył bym się gdyby brakło ich kilka, jakoś samoistnie po 8km zacząłem już liczyć na siebie. Na 9km wziąłem żel by się już później na zmęczeniu z nim nie szarpać, przeleciało kilka kilosów i trochę sekund urwałem. Na 12 km odbiłem lapa i Race Screen pokazał mi końcowy czas w okolicach rekordu, uwierzyłem w sukces, choć jeszcze kawał drogi przede mną. Dalszy dystans to było doganianie pojedynczych rywali, z reguły ich przeganianie i gonienie następnych. Na stabilnym tempie się jakoś nie koncentrowałem, gdzie górka, wiatr to coś stracę, w innym miejscu zyskam. Kontrolowałem symulację wyniku końcowego i było cały czas kilkanaście sekund przewagi. Przed 17-tym kilometrem zobaczyłem przed sobą czarnoskurego biegacza i umyśliłem sobie, że muszę wyprzedzić „kenijczyka”. Niebawem go doszedłem, chciałem dłuższą chwilę pobiec razem, ale jakoś biegł wolniej. 18-ty kilometr był chyba najtrudniejszy, bo to całe jeszcze trzy przede mną, raczej już wiedziałem, że jeśli go przetrwam to dowiozę rezultat, dlatego nic nie szarżowałem. Przedostatni też nie jakiś łatwy ale wszedł, ostatni to już wypatrywanie stadionu i zbieranie się do finiszu. Wpadłem na stadion i praktycznie idę już swojego maksa po 3:30/km, podnoszę głowę po 100m, a tam przestawiono metę, która była startem o ćwiartkę okrążenia. Puściłem tempo, bo przecież nie utrzymam, trochę odczekałem i zebrałem się raz jeszcze, niestety na finiszu minimalnie przegrałem z dwójką biegaczy.
Ale zadowolony jestem z ostatniego kilometra bo wszedł poniżej 4:00/km, choć jak zwykle na kresce zamiast zakończyć czas to tylko zalapowałem, stąd trochę domniemywam.
Z poprawy życiówki o 38 sekund jestem mocno uradowany, zwłaszcza, że zimę lekko potraktowałem, a mimo to nie było momentu słabości czy konania lecz pełna kontrola czasu i dystansu czym trochę zaśmiałem się przygotowaniom w twarz.
Może to za sprawą butów, podchodziłem do tego lekko sceptycznie ale naprawdę dzisiaj te kilkadziesiąt gram mniej było czuć i niosło.
Ciekawostki:
Startowała Dominika Stelmach (treningowo), czwarte miejsce wśród kobiet 1:16:02
Na medalu dość nietypowy dystans jak na półmaraton.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
25.03 - 3km na bieżni, przez obolałe czwórki nienaturalnie jakoś stawiałem stopy i po 2km zaczęło pobolewać mnie prawe kolano, czułem że może skończyć się to nawet kontuzją i odpuściłem.
26.03 - rano już na asfalcie 9,5km po 5:00/km bez niemiłych odczuć.
27.03 - 9,5km po 6:45/km, jeszcze dziś czwórki odczuwam po zawodach a i pewnie jutro też minimalnie, trzyma długo jak nigdy.
Korciło, korciło i opłaciłem start na 10km przy łódzkim maratonie 7 kwietnia, szkoda było by nie pobiec na własnych śmieciach. Akurat wybiorę antybiotyk w tym tygodniu i mam nadzieję że nic nie chwyci na przyszłą niedzielę, bo co tu czytam to wirusy czyhają.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
29.03 - Całość 9,5km w średnim 5:02/km, z tym że połówka pierwsza po 4:50/km, a potem mnie ścięło mięśniowo, kilka kilometrów więcej i chyba skurcze pewne.
30.03 - Trochę łżej niż dzień wcześniej, lecz nadal brak mocy w nogach które ciężko unosiłem, dystans 10km, śr. tem. 5:12/km.
31.03 - Zrezygnowałem ze swojej niedzielnej 16-ki, gdyż chciałem skończyć przed transmisją z Warszawy, a nuż wypatrzę kogoś z forumowiczów, też nie chciało mi się zrywać wcześnie przy zmianie czasu.
Zadysponowałem sobie 3x2km na przerwie 3,5min, tempo chciałem poniżej 4:00/km. Dwukilometrówki wyszły w 7:57, 7:59, 8:04 w ostatnim już nie było szans na realizację założeń, ale w sumie jak na tydzień niemocy to bez lamentu, nigdy w zasadzie nie robiłem tego dużo szybciej.
Marzec
Suma km – 214
Ilość treningów – 21
Średnia km na trening – 10,2
Średnia km na tydzień – 50
Jak ten miesiąc podsumować, dziwny chaotyczny miesiąc, wciąż mocno nie potrenowałem, a już się mocno pościgałem, z ostatnim tygodniem dużej niemocy - chyba zapłata za poprzednią niedzielę i chyba niepotrzebne aż sześć treningów wliczając w to poniedziałkowe poddanie po 3km, do tego kuracja antybiotykowa.
Plan na bieżący tydzień to zregenerować siły do startu, zrobię jedynie niewymagający trening wtorek, środa i zawody w niedzielę.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
10km Łódź
Yes, yes, yes, ale od początku.
Miałem problem z tą imprezą, to znaczy z zapisaniem się, te ruszyły już w grudniu, wtedy to wpisałem żonę. Sam miałem dylemat, no bo po co biec jeśli i tak formy nie będzie, to może maraton dla zebrania doświadczeń. Jednak wiedziałem że i tak się do niego nie przygotuję a jak wystartuję to znając się na pewno nie asekuracyjnie. Pierwszy raz może i to było lekko śmieszne, ale drugi było by już mocno głupie.
Cztery miesiące zleciały, wpadł dobry start na połówce i chęć udziału rosła z dnia na dzień. Cena w ostatnim terminie wynosiła 60zł, pewnie w stolicy to od tylu się zaczyna, lecz w mieście włókniarek kwota ta inaczej waży. Nigdy tego nie liczyłem, ale te 17 moich i 10 żony startów w zeszłym roku z kosztami dookólnymi jakąś sumkę dało. Tu akurat koszty dodatkowe nie doszły, jeszcze Dominika Stalmach podesłała mi kod rabatowy na zapisy i też zakupiłem promocyjny zestaw 5-ciu żeli ALE plus żelki i baton za 15 zeta, w pakiecie koszulka Saucony dobrej jakości, komunikacja za darmo, a Lech Free smakował wybornie na mecie, podsumowując wyszło tanio.
Jak już się zapisałem na dwa tygodnie przed startem, zaraz po półmaratonie dostałem taki zjazd mocy jakiego nigdy jeszcze nie zaznałem, dosłownie przeczłapałem cały tydzień. Zostało siedem dni, postanowiłem w nie odpocząć licząc na powrót sił. Zrobiłem jedynie dwa treningi, gdzie wtorkowy mocno mnie podbudował, w zasadzie nic wielkiego, ale 9km weszło dość swobodnie w średnim 4:32/km i dołożyłem 8x200m, które też nie biegane na zabój wchodziły po 40sek. z wiatrem i 41sek. pod. Tyle mi wystarczyło by mentalnie wprowadzić się na właściwe tory, środa to już dyszka z żoną po 6:45/km i czekanie na niedzielę.
Jaki miałem plan na bieg, wpisałem w kalkulator wynik z połówki, a ten pokazał 40 minut. Myślę, nie no smutną czwórką to sobie niedzieli nie popsują, chcę wesołą trójkę, ale co dalej, 50 sekund to takie nic, 40 sekund ni w jedną ni w drugą, 30 sekund to już czemu nie 19 i nowa życiówka. Postanowiłem biec na kontrolowanym ryzyku, spróbować się nie ugotować a jednocześnie być blisko i wykorzystać szansę na rekord w postaci 39:0/1X gdy ta się pojawi.
Na zawody doszedłem spacerkiem, gdzie umówiłem się z Marcinem (@sochers), dobry kwadrans porozmawialiśmy miło o biegowych sprawach i udaliśmy się do swoich stref. Stojąc w niej na chwilę przed odliczaniem po drugiej stronie barierek dojrzałem Artura (@Morderca_z_głębi_lasu) biegnącego maraton, szybkie przywitanie, życzenia powodzenia i niedługo po tym start.
Wstęp wyszedł długi, ale chyba dlatego, że teraz to już nie mam dużo do powiedzenia. Zacząłem mocno i jakoś szło, więc się nie hamowałem, nie biegłem na jakieś konkretne tempo i nie pilnowałem tego skrupulatnie. Generalnie szedłem w opór tak jak profil trasy pozwalał, ale bez husarzenia, cały czas z głową pilnując by nie wykipieć.
Opierałem się na wyliczeniach końcowego rezultatu przez Race Screen, gdzie dojrzałem znaczniki to lapowałem i tu trochę bym się przejechał bo ostatni widziałem na 5km, a reszta dystansu liczona była z GPS. Powrotna piątka ul. Piotrkowską, wcale nie była tak po całości w dół jak mi się wydawało, że będzie. Dogoniłem tam chłopaka z dziewczyną i postanowiłem się ich trzymać, udało się ze dwa kilometry, choć spiker chyba chcąc mnie jeszcze zmotywować krzyczał, że niektóre dziewczyny ogrywają facetów jak chcą. No nie chciałem przegrać z kobietą, niemniej chciałem też życiówkę, która na dwa kilometry do mety wydawała się na wyciągnięcie ręki, a sub39 też możliwe, przynajmniej z wyliczeń zegarka. Ten wskazywał wynik na mecie 38:48, odpuściłem dziewczynę, była lepsza, skupiłem się na sobie i moim wyniku. Nie chciałem się zagotować na 2km do mety i rozłożyć na ostatnim podbiegu, postanowiłem pewnie dowieźć to co mam. Dołujące było ostatnie 500m agrafek wokół hali, ale cały bieg na pełnej kontroli bez żadnych zjazdów psycho-fizycznych. Przez to że od połowy dystansu już nie lapowałem ręcznie, zegarek trochę przekłamywał toteż wynik ciut gorszy wpadł. Niemniej dobrze, że tak wyszło bo gdybym widział na trasie jedynie te drobne sekundy zapasu do sub39, pewnie bym się zestresował. A tak życiówka poprawiona o 23 sekundy, MEGA dla mnie wynikiem 38:57
Czas netto 38:57
Śr. Tempo 3:54min/km
Miejsce open 61/2400
Miejsce M40 10/425
Spostrzeżenie mam takie, że czym lepiej biegam, tym mniej mam heroicznych historii z trasy i konam mniej na mecie.
O tym, że im lżej trenuję tym biegam lepiej nawet wstyd mi wspominać
Dodam jeszcze, by nie wyszło że właściwie to miało tak wyjść i po fakcie wszystko jedynie potwierdzam, to mimo że przed biegiem szans na życiówkę nie odbieram sobie nigdy, jednak dziś wydawało mi się to mega trudne do zrobienia.
* "Jestem młodym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jak młodzi ludzie wygrywają, to robią tak: yes, yes, yes!"
Yes, yes, yes, ale od początku.
Miałem problem z tą imprezą, to znaczy z zapisaniem się, te ruszyły już w grudniu, wtedy to wpisałem żonę. Sam miałem dylemat, no bo po co biec jeśli i tak formy nie będzie, to może maraton dla zebrania doświadczeń. Jednak wiedziałem że i tak się do niego nie przygotuję a jak wystartuję to znając się na pewno nie asekuracyjnie. Pierwszy raz może i to było lekko śmieszne, ale drugi było by już mocno głupie.
Cztery miesiące zleciały, wpadł dobry start na połówce i chęć udziału rosła z dnia na dzień. Cena w ostatnim terminie wynosiła 60zł, pewnie w stolicy to od tylu się zaczyna, lecz w mieście włókniarek kwota ta inaczej waży. Nigdy tego nie liczyłem, ale te 17 moich i 10 żony startów w zeszłym roku z kosztami dookólnymi jakąś sumkę dało. Tu akurat koszty dodatkowe nie doszły, jeszcze Dominika Stalmach podesłała mi kod rabatowy na zapisy i też zakupiłem promocyjny zestaw 5-ciu żeli ALE plus żelki i baton za 15 zeta, w pakiecie koszulka Saucony dobrej jakości, komunikacja za darmo, a Lech Free smakował wybornie na mecie, podsumowując wyszło tanio.
Jak już się zapisałem na dwa tygodnie przed startem, zaraz po półmaratonie dostałem taki zjazd mocy jakiego nigdy jeszcze nie zaznałem, dosłownie przeczłapałem cały tydzień. Zostało siedem dni, postanowiłem w nie odpocząć licząc na powrót sił. Zrobiłem jedynie dwa treningi, gdzie wtorkowy mocno mnie podbudował, w zasadzie nic wielkiego, ale 9km weszło dość swobodnie w średnim 4:32/km i dołożyłem 8x200m, które też nie biegane na zabój wchodziły po 40sek. z wiatrem i 41sek. pod. Tyle mi wystarczyło by mentalnie wprowadzić się na właściwe tory, środa to już dyszka z żoną po 6:45/km i czekanie na niedzielę.
Jaki miałem plan na bieg, wpisałem w kalkulator wynik z połówki, a ten pokazał 40 minut. Myślę, nie no smutną czwórką to sobie niedzieli nie popsują, chcę wesołą trójkę, ale co dalej, 50 sekund to takie nic, 40 sekund ni w jedną ni w drugą, 30 sekund to już czemu nie 19 i nowa życiówka. Postanowiłem biec na kontrolowanym ryzyku, spróbować się nie ugotować a jednocześnie być blisko i wykorzystać szansę na rekord w postaci 39:0/1X gdy ta się pojawi.
Na zawody doszedłem spacerkiem, gdzie umówiłem się z Marcinem (@sochers), dobry kwadrans porozmawialiśmy miło o biegowych sprawach i udaliśmy się do swoich stref. Stojąc w niej na chwilę przed odliczaniem po drugiej stronie barierek dojrzałem Artura (@Morderca_z_głębi_lasu) biegnącego maraton, szybkie przywitanie, życzenia powodzenia i niedługo po tym start.
Wstęp wyszedł długi, ale chyba dlatego, że teraz to już nie mam dużo do powiedzenia. Zacząłem mocno i jakoś szło, więc się nie hamowałem, nie biegłem na jakieś konkretne tempo i nie pilnowałem tego skrupulatnie. Generalnie szedłem w opór tak jak profil trasy pozwalał, ale bez husarzenia, cały czas z głową pilnując by nie wykipieć.
Opierałem się na wyliczeniach końcowego rezultatu przez Race Screen, gdzie dojrzałem znaczniki to lapowałem i tu trochę bym się przejechał bo ostatni widziałem na 5km, a reszta dystansu liczona była z GPS. Powrotna piątka ul. Piotrkowską, wcale nie była tak po całości w dół jak mi się wydawało, że będzie. Dogoniłem tam chłopaka z dziewczyną i postanowiłem się ich trzymać, udało się ze dwa kilometry, choć spiker chyba chcąc mnie jeszcze zmotywować krzyczał, że niektóre dziewczyny ogrywają facetów jak chcą. No nie chciałem przegrać z kobietą, niemniej chciałem też życiówkę, która na dwa kilometry do mety wydawała się na wyciągnięcie ręki, a sub39 też możliwe, przynajmniej z wyliczeń zegarka. Ten wskazywał wynik na mecie 38:48, odpuściłem dziewczynę, była lepsza, skupiłem się na sobie i moim wyniku. Nie chciałem się zagotować na 2km do mety i rozłożyć na ostatnim podbiegu, postanowiłem pewnie dowieźć to co mam. Dołujące było ostatnie 500m agrafek wokół hali, ale cały bieg na pełnej kontroli bez żadnych zjazdów psycho-fizycznych. Przez to że od połowy dystansu już nie lapowałem ręcznie, zegarek trochę przekłamywał toteż wynik ciut gorszy wpadł. Niemniej dobrze, że tak wyszło bo gdybym widział na trasie jedynie te drobne sekundy zapasu do sub39, pewnie bym się zestresował. A tak życiówka poprawiona o 23 sekundy, MEGA dla mnie wynikiem 38:57
Czas netto 38:57
Śr. Tempo 3:54min/km
Miejsce open 61/2400
Miejsce M40 10/425
Spostrzeżenie mam takie, że czym lepiej biegam, tym mniej mam heroicznych historii z trasy i konam mniej na mecie.
O tym, że im lżej trenuję tym biegam lepiej nawet wstyd mi wspominać
Dodam jeszcze, by nie wyszło że właściwie to miało tak wyjść i po fakcie wszystko jedynie potwierdzam, to mimo że przed biegiem szans na życiówkę nie odbieram sobie nigdy, jednak dziś wydawało mi się to mega trudne do zrobienia.
* "Jestem młodym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jak młodzi ludzie wygrywają, to robią tak: yes, yes, yes!"
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
8.04 - 11km, śr. tempo 5:00/km
9:04 - na bieżni 10km, śr. tempo 5:40/km
11:04 - 8km z żoną, śr tempo 6:45/km
12:04 - na bieżni 8km, śr. tempo 5:00/km przy nachyleniu 3-6%, plus mocny 1km w 4min przy nachyleniu 6%.
Treningowo po staremu, za to startowo wybiegam już myślami na cały sezon i pomału zapisuję się na interesujące mnie imprezy.
28.04 - 10km bez atestu
12.05 - 5km atest
25.05 - 10km atest
15.08 - 5km atest
24.08 - 10km atest
? trzecia niedziela września - 21km atest
? trzecia niedziela października - 10km atest
Na razie obstawiam te ważniejsze atestowane, tam zawsze walczę o to samo. Na piątce za miesiąc chciałbym połamać 19 minut, najważniejszy natomiast ze wszystkich startów będzie wrześniowy półmaraton. Jestem kontent z wyniku sprzed trzech tygodni, lecz obiektywnie to jest on słaby. Słaby do dychy, ta akurat siedzi mi co roku najlepiej, może dlatego że na treningach preferuję najczęściej dyszki . I słaby jako przepustka do dystansu dwa razy dłuższego.
Poza wymienionymi startami, na pewno coś się jeszcze trafi mniej ważnego wokół: gminy, parafii czy warzywniaka, gdzie też dołożę starań.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Trzygodzinna transmisja z Paryża i Warszawy to lepsze niż trzy dni ładowania węgli. Po niej tradycyjnie wybiegłem na niedzielną szesnastkę, ale cały czas przed oczami miałem uczestników tych imprez i po dwóch kilometrach uznałem, że trzepnę półmaraton. A że zacząłem dość żwawo to już nie chciałem spuszczać z tonu, po pięciu kilometrach komfort biegu zaczął mijać, przeciwny wiatr nie sprzyjał i sporo sił zabrał. Mocny trening dla ciała i głowy wyszedł.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
15.04- standardowa pętelka, 10km średnio 4:54min/km.
16.04- jw. w 55 minut.
18.04- kolejna dycha w tempie 5:35min/km.
20.04- z żoną 8km, średnio 6:56min/km.
21.04- 12,3km po 4:59min/km.
22.04- z żoną 10km w 70 minut.
Tak te kilometry sobie wpadają, wpadło też trochę niezdrowych kalorii na świętach w Czechach, ale udało się trzy razy pobiegać w tym czasie więc nie ma wyrzutów.
W środę może pogonię jakieś tysiączki, tak z ciekawości po ile dałbym radę i przygotowawczo pod piątkę. Lekka dycha w piątek a startowa niedzielę.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
24.04 - 8x1km@2,5min, ciekaw byłem po ile to wyciągnę. Realnie założyłem widełki 3:55-3:50min/km, choć bardziej budująca była by ta niższa wartość. Biegałem to po kwadracie dwukilometrowej pętli, a dzień był wietrzny. Pierwszy odcinek poleciałem asekuracyjnie, nie wiedząc kiedy i z której strony dmuchnie. Drugi, zamykający kwadrat trochę lepiej ale też jeszcze badawczo. Po rozeznaniu uznałem, że wiatr rozdaje równo, tu zabierze, tam odda, nie ma co cykać. Reszta wedle założeń, a nawet ciut lepiej. Mimo, że dwa pierwsze odcinki nie zaliczone i właściwie chciałbym już to biegać po 3:45min/km, to jestem zadowolony z treningu jeśli chodzi o styl w jakim go wykonałem. Oprócz ostatniego powtórzenia kiedy kilkadziesiąt metrów finiszowałem, po żadnym z wcześniejszych nie wisiałem do kolan. Nie goniłem także na końcówkach odcinków, biegłem ok. 650m bez kontroli czasu, po czym spoglądałem na zegarek czy jestem w tempie i trudniejsze 350m utrzymywałem intensywność na zmęczeniu ale pewnie i bez mocno dotkliwych doznań.
26.04 - BS 9,5km, średnio 5:15min/km, starałem się wolniej, ale jakoś nie wychodziło. Do tego w końcówce 12x50m, rytmów/przebieżek nie wiem jak to klasyfikować, tak dla nauki szybszego biegania.
Doszedłem do wniosku, że muszę to wprowadzić bo nie potrafię się rozpędzić do konkretniejszych prędkości. W zasadzie nigdy tego nie wplatałem w trening, jak odcinki powtórzeniowe to głównie od 1000m w górę. Może 4-5 razy pobiegałem w zeszłym roku szybkościowe 100/200m, bo zawsze wydawały mi się mniej istotnymi jednostkami od budujących wytrzymałość. Czytając inne blogi widzę, że osoby ze słabszymi rekordami potrafią rozpędzić się na finiszu do wyższych prędkości niż ja. Mi to wychodzi przeważnie w okolicach 3:30min/km, a odcinki 100/200m nie dużo lepiej, gdzie 3km pobiegłem ciągiem po 3:40min/km, więc coś tu chyba nie współgra i spowodowane jest to brakiem szybszego obiegania.
Niedorzecznie może na poziomie mocno amatorskim określać się typem wytrzymałościowca, ale zauważam duże braki szybkości. Może ktoś podrzuci mi jakieś treningi w tym kierunku lub podzieli się opinią.
Słowo jeszcze o niedzielnych zawodach, ze strony organizatora widzę, że to będzie kameralny bieg wokół zalewu z nie dużą liczbą uczestników. Dla mnie to tez start rangi B, świadczyć o tym może to że dziś ubrałem strój biegowy, normalne już bym mocno zbierał energię. Niemniej nie chcę jechać tylko na piknik nad wodą, zresztą pogody na to ma nie być. Cel to sub40 i dobre miejsce.
Życzę wszystkim startującym w weekend realizacji założeń, bo może to być ostatnie "okno pogodowe" tej wiosny.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Zawody w Rawie, dwie 5km pętle z agrafkami w ich połowie, trasa bez atestu. Jego brak spowodował, że nie nastawiałem się na wynik lecz dobre miejsce. Na starcie można tylko gdybać z postury kto jak może biegać, ale po kilometrze robi się znacznie klarowniej w tym temacie. Tradycyjnie jak to robię w mniejszych biegach, odliczyłem się kilkaset metrach po wystrzale. Było tak; dwóch chłopaczków odskoczyło od razu, było widać, że są poza zasięgiem dla reszty, następnie kwartet, duet i ja. Na pierwszym kilometrze przeskoczyłem tych dwóch i zająłem siódmą pozycję ze stratą ok.30m do czwórki biegaczy, otwarcie w 3:54min/km. Postanowiłem wtedy, że zawalczę o trzecią pozycję w open, co wpłynęło na kolejne 9km biegu. Sytuacja łatwa nie była, nie wiedziałem jak to się rozwinie, jak mocni są przeciwnicy, wpierw trzeba było ich dojść, a później jeszcze prześcignąć wszystkich. Do połowy zdecydowałem bez szaleństw, obserwując przód robiłem kilometry w ok. 3:55min/km, rozgrywkę zostawiłem na drugie okrążenie. Grupka zaczęła się dzielić, pierwszego minąłem na nawrotce przed połówką, drugiego lekko przyatakowałem na 6km, od razu odchodząc do przodu. Pozostało dwójka szła równo, oglądając się na mnie 30m w tył. Przed siódmym kilometrem pierwszy raz spróbowałem się zbliżyć, ale tylko kilka metrów urwałem. Nawrotka na bramkach, dłuższy odcinek prostej i docisnąłem dochodząc ich, została ćwiartka dystansu. Nasza trójka biegnących momentami bark w bark i tylko jedno trzecie miejsce na podium. Pewnie każdy z nas jakoś sobie to w głowie już rozgrywał, bo widać było że poziom i siły praktycznie toż same. Finisz usytuowany był dość dziwacznie, dwa razy 90-cio stponiowy zakręt, wpierw z kostki brukowej i kilkunastometrowy podbieg w terenie przez brzózki, po czym znowu skręt na ostatnie 50m po asfalcie. Planowałem wbiec pierwszy w ten lasek, bo ścieżka była wąska na jedną osobę, ale wszystko rozegrało się wcześniej. Ostatnie 500m było lekko pofalowane, na jednym z krótkich podbiegów zaatakował jeden z rywali zyskując kilka metrów, które nie chciało już zmaleć. Niestety głowa wskoczyła wtedy w tryb obronny i bardziej zacząłem bronić miejsca, myśląc że walczę też bezpośrednio o kategorię, niż przeć do przodu i gonić open. Te ostatnie zakręty to już półmrok, nawet teraz nie widzę tego przed oczyma kto ile przed kim był (z rezultatów było po kilka sekund). Mam leki niedosyt, czy aby nie mogłem mocniej, ale widzę że kilometr wszedł w 3:44, więc raczej nie. Ostatecznie miejsce czwarte, na pocieszenie wygrałem M40, (domniemany rywal w kategorii z 5-go miejsca okazał się młodym pięćdziesięciolatkiem).
Z zegarka dystans wyszedł 9,93km, a czas oficjalny 38:47, więc okolice 39 minut by były.
Mimo, że przegrane, to świetne doświadczenie taka bezpośrednia rywalizacja o miejsca, przez cały dystans. Czas kompletnie mnie nie interesował, a jest jedynie następstwem taktyki biegu. Ale też jestem z niego zadowolony, potwierdził i wzmocnił mnie, że mogę już systematycznie biegać w tych tempach. Dodatkowo dobrze nastroił na sub19 za dwa tygodnie.
P.S. Dawać te relacje z maratonów choć wiem, że to więcej emocji i pisania niż z dychy.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
29.04 - Dzień po zawodach mięśniowo doskonale, pogoda za to brzydka, więc pobiegałem na bieżni 9km, śr. tempo 5:15min/km.
30.04 - Dziś praca nad szybkością, wpierw mocna rozgrzewka 8km, śr. tempo 4:35min/km.
Po czym 6x300m@P80" i 6x150m@P60", niewiarygodne że 150m potrafi już lekko przyćmić
Schłodzenie 2,3km
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Kwiecień
Suma km – 210
Ilość treningów – 19
Średnia km na trening – 11
Średnia km na tydzień – 52,5
Kwiecień plecień,... trochę biegania, trochę trenowania, trochę ścigania.
1.05 - Czwarty dzień z rzędu to już bez wigoru ale uznałem, że wolę dziś niż jutro po pracy. Dyszka odpoczynkowa lecz szła tempo, trochę energii złapałem z otaczającej przyrody i poszło w 55 minut.
A tak w ogóle, to dziś czwarta rocznica od kiedy pokonałem pierwsze metry, bo nie był to nawet kilometr. Przez kolejne cztery dni byłem coraz szybszy i wytrzymalszy, aż do pierwszej kontuzji dnia następnego. Ta wyłączyła mnie na okres dłuższy niż ilość dni w których pobiegałem i była to najdłuższa pauza przez ten cały okres. Taka więc moja drobna rada, umiar w bieganiu też jest ważny
Suma km – 210
Ilość treningów – 19
Średnia km na trening – 11
Średnia km na tydzień – 52,5
Kwiecień plecień,... trochę biegania, trochę trenowania, trochę ścigania.
1.05 - Czwarty dzień z rzędu to już bez wigoru ale uznałem, że wolę dziś niż jutro po pracy. Dyszka odpoczynkowa lecz szła tempo, trochę energii złapałem z otaczającej przyrody i poszło w 55 minut.
A tak w ogóle, to dziś czwarta rocznica od kiedy pokonałem pierwsze metry, bo nie był to nawet kilometr. Przez kolejne cztery dni byłem coraz szybszy i wytrzymalszy, aż do pierwszej kontuzji dnia następnego. Ta wyłączyła mnie na okres dłuższy niż ilość dni w których pobiegałem i była to najdłuższa pauza przez ten cały okres. Taka więc moja drobna rada, umiar w bieganiu też jest ważny
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Wczorajszym wieczorem jeszcze myślałem, że zrobię to dziś dość spokojnie. No bo co to są dwie minuty wysiłku razy X. Wymyśliłem dwuminutówki, a prędzej gdzieś to kiedyś przeczytałem i teraz sięgnąłem po nie. Tempo w jakim chciałem biegać to 3:45min/km, a może i ciut szybciej jakby dało radę. Przerwa też dwie minuty w tempie około sześćdziesiąt sekund wolniej.
Ale przyszedł poranek i już czułem, że lekko nie będzie. Też nie specjalnie lubię, czy raczej nie przyzwyczajony jestem biegać rano, a tym bardziej mocno. I jeszcze zaczęło kropić jak wyszedłem, więc szybko zwalczyłem myśl by wrócić na bieżnię w domu.
Półtora kilometra rozgrzewki i jedziemy x15 w zegarku. Pierwsze pięćset dwadzieścia metrów po 3:52min/km na dużej słabości, przerwa więc po ok. 5:20/km, na której od razu porzuciłem myśl by odpoczywać po 4:45min/km. Na drugim sprężyłem się bardziej i wpadło po 3:49min/km ale z trudem, trzeci równie ciężki i myślami byłem już przy końcu treningu w tempie 3:52min/km. Czwartym w 3:58min/km w zasadzie zakończyłem tą rzeźbę, tylko mówię dołożę ostatnie piąte dla przyzwoitości. I wtedy było chyba z górki i wiatrem bo poleciałem po 3:43min/km. Myślę wracam, ale na okrętkę by jeszcze choć kilka km dołożyć. Taki już przegrany, kończą się dwie minuty odpoczynku, nie no jeszcze chyba raz wyciągnę, lecę szósty raz, a potem siódmy. Tak mam, że nie lubię nieparzystych cyfr (zawsze głośność w telewizorze, aucie, itp. musi być na parzystej), musiałem pobiec ósme. Tu już w przerwach przystawałem, szedłem i dopiero truchtałem. No nie, już tylko dwa do dziesięciu, trzeba. Weszło, a że zmieniłem kierunek biegu i wiatr przynajmniej już nie w twarz to dobiłem do dwunastu.
Dawno tak nie strugałem treningu, od początku czułem się jak bokser który wie, że jest słabszy i nie wygra. Każde powtórzenie było jak strzał w podbródek bez KO, po dwunastym rzuciłem ręcznik z przeświadczeniem mentalnego zwycięstwa mimo faktycznej porażki.
Tempa odcinków:
1. 3:52
2. 3:49
3. 3:52
4. 3:58
5. 3:43
6. 3:49
7. 3:48
8. 3:49
9. 3:51
10. 3:47
11. 3:45
12. 3:47
To co mnie zniszczyło, jednocześnie mi pomogło - świadomość, że wysiłek to tylko dwie minuty.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Bez motyli w brzuchu i generalnie to czułem zmęczenie ostatnim startem i dwoma mocnymi treningami w tygodniu, ale właśnie taki chciałem ten tydzień zrobić, więc dzisiejszego longa też zadaniowo wykonałem.
Wybiegłem na niedzielną szesnastkę z zamiarem lekkiego jej przedłużenia, wraz z mijającym dystansem myślami podchodziłem już pod 20km, lecz w końcówce zahaczyłem o Żabkę po browara i po wyjściu pierwszy raz skontrolowałem dystans. A że było dopiero ciut powyżej 18km i wstyd mi było biegać z tą puszką, to jedynie dociągnąłem do 19km. Przez cały bieg nie kontrolowałem tempa, więc nawet pozytywnie się zdziwiłem, że średnie wyszło 4:58min/km.
Ten tydzień już chcę lżej potraktować, nawet zastanawiam się czy zrobić jedynie dwa, czy aż trzy treningi przed niedzielnym startem. O ile trzeci to w piątek, więc jedynie jakaś prowizorka chyba, na bieżąco będę decydował.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
6.05 - BS 10km, z wplecionymi dziesięcioma rytmami, całość średnio 5:30min/km
8.05 - Wpierw z żoną 8km, po czym zostawiła mnie na czterysetki. Tych wbiłem 10 w zegarek na 100 sekundowych przerwach. I jakoś nie chciało się mi biegać do upadłego, przez co czasy wychodziły średnie, więc też średnio byłem zadowolony i zakończyłem na ośmiu powtórzeniach. Właściwie to nie wiem czego oczekiwałem, nigdy lepiej to mi nie szło. Czasowo było tak w sekundach: 88, 89, 84, 88, 85, 87, 86, 83.
Schłodzenie 1,5km.
10.05 - 6km na bieżni dla spokoju sumienia.
Tydzień mocno zachowawczy, tak co by się nie przemęczyć przed niedzielnymi zawodami, gdzie życiówka paść musi. Sprawa jest prosta, wystarczy 19 minut, ale nie ma co iść na łatwiznę, trzeba pobiec sekundę szybciej i dopiero wtedy będę zadowolony. To chyba nie może być trudne, prawda
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
5km – atest
Celem na ten bieg była zamiana 19-ki na 18-kę, na papierze proste bo wystarczały 2 sekundy. Dwa ostatnie tygodnie szlifowałem szybkość pod ten start, wiadomo że nic tak krótko nie wytrenuję, chciałem choć trochę obiegać tempo poniżej 3:50min/km. Zrobiłem w tym celu 3 treningi interwałowe, na krótszych dystansach tak by biegać w okolicach tempa. Wychodziło to czasowo i odczuciowo średnio lub nawet bliżej kiepsko. Na szczęście w bieganiu jak coś zrobisz raz, to wiesz że możesz to powtórzyć, a że 19:01 to niemalże 18:59 więc na taki czas się nastawiłem.
Ustawiłem Race Screen w garminie na 5030m, dodając ten okład gdyby zegarek doliczył metrów na trasie, by jakieś sekundy mi nie brakło. Na zawody blisko i rowerem nawet miałem pojechać, ale zapowiadali deszcz koło południa, dziewczyny nie były przychylne tej propozycji, tak więc w auto. Na miejscu 2km rozgrzewki, trasa to dwie pętle 2,5km. Przeczytałem w regulaminie że klasyfikacja pierwszych pięćdziesięciu zawodnikach będzie w czasach brutto, nie wiedziałem czy netto będzie podawany, więc na starcie stanąłem w czwartej linii. Ktoś za mną z życiówką ok. 36min. obok dziewczyna w słuchawkach z endomondo w ręku, więc ogólnie miszmasz. Generalnie bieg mocno obsadzony i nagradzany pieniężnie.
Wiedziałem, iż zapasu szybkości nie mam i nie odrobię na ostatnim kilometrze, czy choć połowie jakiś zgubionych sekund, a dystans na tyle krótki, że nie może być momentu „odpoczynku”, toteż chciałem to pobiec równiutko.
Pierwszy kilometr dość swobodnie, przy dopiero wzrastającym tętnie wchodzi w 3:44.
Drugi bardziej uciążliwy ze względu na kilkuset metrową agrafkę po trylince, ale dobry czasowo w 3:42.
Na trzecim przebijam piątkę z córką na półmetku w czasie 9:22, to mi dodaje mentalnie mocy, wydaje mi się że już mało do mety, niestety po kilkudziesięciu metrach uświadamiam sobie, że jeszcze raz tyle. W dalszym etapie trochę blokuje mnie facet z dziewczyną, po lewej zaparkowane auta, nie chcę mijać z prawej i nakładać kilku metrów, jakoś prześlizguję się między nimi, trochę pod wiatr, końcówka w dół i zamykam km w 3:48.
Czwarty cisnę dalej, cały czas na zegarku przewidywany wynik w okolicach 18:50, zupełnie w biegu zapomniałem o tym okładzie który ustawiłem. Wiem, że jak utrzymam tempo lub nawet niewiele stracę teraz, to ostatni kilometr wytrwam i dowiozę wynik, ostatecznie wpada ładnie w 3:44.
Końcówka czwartego i początek piątego, to znów powtórka po trylince, staram się utrzymywać intensywność i czekam aż pojawi się asfalt na kilkuset ostatnich metrach by już rzucić całe siły. Doczekałem się i biegnę, widzę już w oddali metę, ale tempo wciąż to samo, ostatni odcinek finiszuję bardziej długością kroku niż kadencją i robię km w 3:42.
Mam rekord, brutto 18:44, netto nie podali, ale najważniejsze że jest 18-ka. Miejsce open 22 i 8 w M40.
Żona określiła to zdjęcie esencją mojego biegania
Trzecia życiówka w trzecim miesiącu na trzecim dystansie, ależ mnie ta wiosna pozytywnie zaskoczyła. Jeszcze za dwa tygodnie bieg Rossmanna i myśli skierowane już na jesień, choć i latem też jakieś atestowane biegi mam. Kierunek obrany, ale najbardziej cieszy, że cały czas do przodu.
Znam także swoje ograniczenia i wiem, że dzisiejsza 18-ką z przodu będzie raczej najniższą cyfrą moją na tym dystansie, więc też czuję lekki smutek dostrzegając metę możliwości.
Ale tam, piję Lecha free, doskonale wiecie jak chłodny browarek smakuje po życiówce
Dodam jeszcze, że szkoda mi było niedzieli dla jedynie piątki, a że mięśniowo czułem się doskonale i pewnie nie pobiegłem w „trupa” jakby go nie definiować, więc po powrocie zmieniłem jedynie buty i dokręciłem dyszkę w 49 minut.
Celem na ten bieg była zamiana 19-ki na 18-kę, na papierze proste bo wystarczały 2 sekundy. Dwa ostatnie tygodnie szlifowałem szybkość pod ten start, wiadomo że nic tak krótko nie wytrenuję, chciałem choć trochę obiegać tempo poniżej 3:50min/km. Zrobiłem w tym celu 3 treningi interwałowe, na krótszych dystansach tak by biegać w okolicach tempa. Wychodziło to czasowo i odczuciowo średnio lub nawet bliżej kiepsko. Na szczęście w bieganiu jak coś zrobisz raz, to wiesz że możesz to powtórzyć, a że 19:01 to niemalże 18:59 więc na taki czas się nastawiłem.
Ustawiłem Race Screen w garminie na 5030m, dodając ten okład gdyby zegarek doliczył metrów na trasie, by jakieś sekundy mi nie brakło. Na zawody blisko i rowerem nawet miałem pojechać, ale zapowiadali deszcz koło południa, dziewczyny nie były przychylne tej propozycji, tak więc w auto. Na miejscu 2km rozgrzewki, trasa to dwie pętle 2,5km. Przeczytałem w regulaminie że klasyfikacja pierwszych pięćdziesięciu zawodnikach będzie w czasach brutto, nie wiedziałem czy netto będzie podawany, więc na starcie stanąłem w czwartej linii. Ktoś za mną z życiówką ok. 36min. obok dziewczyna w słuchawkach z endomondo w ręku, więc ogólnie miszmasz. Generalnie bieg mocno obsadzony i nagradzany pieniężnie.
Wiedziałem, iż zapasu szybkości nie mam i nie odrobię na ostatnim kilometrze, czy choć połowie jakiś zgubionych sekund, a dystans na tyle krótki, że nie może być momentu „odpoczynku”, toteż chciałem to pobiec równiutko.
Pierwszy kilometr dość swobodnie, przy dopiero wzrastającym tętnie wchodzi w 3:44.
Drugi bardziej uciążliwy ze względu na kilkuset metrową agrafkę po trylince, ale dobry czasowo w 3:42.
Na trzecim przebijam piątkę z córką na półmetku w czasie 9:22, to mi dodaje mentalnie mocy, wydaje mi się że już mało do mety, niestety po kilkudziesięciu metrach uświadamiam sobie, że jeszcze raz tyle. W dalszym etapie trochę blokuje mnie facet z dziewczyną, po lewej zaparkowane auta, nie chcę mijać z prawej i nakładać kilku metrów, jakoś prześlizguję się między nimi, trochę pod wiatr, końcówka w dół i zamykam km w 3:48.
Czwarty cisnę dalej, cały czas na zegarku przewidywany wynik w okolicach 18:50, zupełnie w biegu zapomniałem o tym okładzie który ustawiłem. Wiem, że jak utrzymam tempo lub nawet niewiele stracę teraz, to ostatni kilometr wytrwam i dowiozę wynik, ostatecznie wpada ładnie w 3:44.
Końcówka czwartego i początek piątego, to znów powtórka po trylince, staram się utrzymywać intensywność i czekam aż pojawi się asfalt na kilkuset ostatnich metrach by już rzucić całe siły. Doczekałem się i biegnę, widzę już w oddali metę, ale tempo wciąż to samo, ostatni odcinek finiszuję bardziej długością kroku niż kadencją i robię km w 3:42.
Mam rekord, brutto 18:44, netto nie podali, ale najważniejsze że jest 18-ka. Miejsce open 22 i 8 w M40.
Żona określiła to zdjęcie esencją mojego biegania
Trzecia życiówka w trzecim miesiącu na trzecim dystansie, ależ mnie ta wiosna pozytywnie zaskoczyła. Jeszcze za dwa tygodnie bieg Rossmanna i myśli skierowane już na jesień, choć i latem też jakieś atestowane biegi mam. Kierunek obrany, ale najbardziej cieszy, że cały czas do przodu.
Znam także swoje ograniczenia i wiem, że dzisiejsza 18-ką z przodu będzie raczej najniższą cyfrą moją na tym dystansie, więc też czuję lekki smutek dostrzegając metę możliwości.
Ale tam, piję Lecha free, doskonale wiecie jak chłodny browarek smakuje po życiówce
Dodam jeszcze, że szkoda mi było niedzieli dla jedynie piątki, a że mięśniowo czułem się doskonale i pewnie nie pobiegłem w „trupa” jakby go nie definiować, więc po powrocie zmieniłem jedynie buty i dokręciłem dyszkę w 49 minut.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.