Proszę Faraona828,
Dziękuję za ten wpis, bo rzeczywiście myśli miałam różne. Może niepotrzebnie czytam komentarze
A generalnie i do wszystkich:
Tak, jestem amatorką. Amator pisze amatorskie felietony, nie zna się na wielu rzeczach, namawia do niebiegania jak się biegać nie chce, nie biega szybko, raczej przeciętnie, ale dużo i namiętnie. Teraz nie trenuje, bo kontuzjowany. Przetrenował się.
Amator czasem wytknie coś albo obnaży, wsadzi szpilkę albo wystawi język. Bo felietony to na luzie raczej powinny być. Stronnicze i subiektywne. Na tym polega idea gatunku.
Nie mają nikogo ani obrazić, ani na nikogo prychać, a najmniej na szybkobiegających i ciężkotrenujacych; tych szczerze podziwiają felietony i ja.
Ale też nie prychają na wolnobiegających, na nie trenujących i na nie biegających wcale. Nikogo nie oceniają i nikogo się nie czepiają. Fajnie byłoby, gdyby się generalnie mniej czepiać, bo to jest zwyczajnie i po ludzku przykre. „Gównoburzę”, jak pięknie określił kolega Felietonista, bardzo łatwo wywołać. Ciężko wybrnąć, bo czasem argumenty są takie, że no ręce opadają, wyszłam na przykład na nie szanującą tych, co szybko biegają! Przewracam się w grobie!
Cóż, chęć zaczepki w narodzie jest, publikujesz, musisz się z tym liczyć. Zaczep, to nazywam, bo nie wszystko jest hejtem. W Internecie najbardziej, wiadomo. Na swój temat czytałam już różne rzeczy. Że debilka, że ignorantka, że mam owsiki w tyłku, skoro tak latam na różne biegi, że „toto chyba z wariatkowa uciekło” (bo ultrabiegi biega), że dobrze, że nie mam dzieci, bo moje wadliwe geny nie pójdą w świat i takie tam.
Że amator a pisze o POWAŻNYM bieganiu; to mnie rozbraja najbardziej. Jeśli ktoś ma przesyt amatorów i zakręconych nieprofesjonalnych biegowych wariatów, to niech nie otwiera ich tekstów i nie czyta. Ma zapewne do wyboru dziesiątki innych profesjonalnych artykułów profesjonalistów. Zawodowców. O sprzęcie, o kadencji, o zawodach, o nawodnieniu, odżywieniu, o zakwaszeniu i o tętnie i wszystko jedno czy z nadgarstka, czy z paska.
Odnoszę wrażenie, że czasem to jest tak byle się przyczepić, trochę pogrzebać placem w otwartej rance, tak dla samego pogrzebania, przeinaczanie słów, doszukiwanie się ignorancji, olewania, głupoty, nieprawdy, byle negatywne było. A żółć to toksyczna jest substancja. Szkodzi i szybko i wolnobiegaczom. Polecam detoks i więcej LUZU. Ja wciąż luzu szukam i dlatego będę dalej pisać stronnicze subiektywne, lekko czasem złośliwe, czasem poważne, a czasem niepoważne felietony.
A co do PRYCHANIA, zdaje się, że teraz to będzie moje ulubione słowo, może sobie prychnę zaraz przez telefon na mamę, że nie przyjechała ugotować mi rosołu, skoro chora jestem:
opowiadałam kiedyś (w czasach zamierzchłych, bo to się trochę u mnie pozmieniało) i próbowałam wytłumaczyć szybkobiegaczom i biegaczom „prawdziwym” (sic!), że biegam maratony i zawody WYŁĄCZNIE dla chęci uczestniczenia w wydarzeniu a NIE NA CZAS i czas się dla mnie nie liczy. I czerpię z tego radość i euforię i nie mam chęci „wychodzić ze strefy komfortu” – straszna była afera po tych moich słowach. To było na obozie biegowym i zaatakowana zostałam (sympatycznie, ale nadal) zarówno przez trenerów, jak i przez innych biegaczy, którzy za każdym razem biegają po życiówkę, lub jeśli nie, to oznajmiają, że „treningowo lecą”. Po nieprofesjonalnym felietonie o prychaniu, dostałam dużo wiadomości typu: „dzięki za ten wpis, bo się też jestem z tych co biegają wyłącznie dla frajdy i z takim pobłażaniem się spotkałem i to nie było miłe”. Więc coś JEDNAK jest na rzeczy. I, słowo, że nie jest to SAMOBICZOWANIE.
Jest to o poszanowaniu innego BIEGACZA. Szacunek mam ogromny do tych, co śmigają, ale mam szacunek też dla tych, którzy po prostu biegają sobie. Bo czy ktoś biegnie na 30 minut, czy na 1:30 w „Biegnij Warszawo”, dla mnie to jest BIEGACZ.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam. Wyszedł z tego w sumie felieton. W obronie felietonu.
Jednakowoż, czwartek właśnie nadejdzie