Bieganie a słodycze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 268
- Rejestracja: 09 paź 2012, 11:43
- Życiówka na 10k: 42:14
- Życiówka w maratonie: 3:28:34
@ Infernal,
jak wspomniał kolega Skoor nie waż po obróbce. Najłatwiej zauważyć to po ryżu lub kaszy. Zrób al dente, a innym razem zostaw po ugotowaniu w wodzie na 10 min. Zobaczysz jaka będzie kolosalna różnica w wadze. Podobnie jest z makaronem.
Po dwóch tygodniach waga nie będzie spadała jak szalona. Kolega Skoor również wspomniał o retencji, organizm zawsze stara się bronić przed zmianą. Cierpliwości. Poza tym przy takim wzroście i wadze nie masz za bardzo z czego zrzucać. Przecież Twój organizm nie będzie zrzucał do 50kg.
Czarną robotę robi to niewinne podjadanie lub popuszczanie w weekend. Ja też podjadam, ale zawsze wliczam i powiem Ci szczerze, że tu może tkwić problem, bo dużo ludzi tego nie liczy. Ja też nie liczyłem, a jak zacząłem, to się przeraziłem, bo jakaś czekoladka, jakieś Raffaello, jakiś czipsik i np. 400kcal gratis. Powtarzam, można zjeść, ale wlicz do ogólnego bilansu.
Kolega Skoor wspomniał o bilansie tygodniowym i zwróć na to taką samą uwagę, jak na bilans dzienny. Jeśli jednego dnia popłyniesz i zjesz 3500kcal zamiast 2300 (mi też się zdarza), to odpowiednio obetnij w następnych dniach, żeby zgadzało Ci się w bilansie tygodniowym. Tylko wtedy będzie ciężej z makro.
2300kcal, które spożywasz, to wg mnie dość mały deficyt, a jeśli zdarza Ci się podjadanie, to jesteś na 0 lub nawet na plusie. Nie wiem też, jakie są Twoje priorytety. Samo schudnięcie, czy zrzucenie bf. Nie wiem, jaki masz skład (na oko) ciała. Nie wiem, jaki masz wiek, pracę, czy jesteś spokojny, czy raczej "żywy", czy masz dużo ruchu takiego codziennego, czy wszędzie samochodem, itd. Dodatkowo to Twoje zapotrzebowanie jest tylko punktem wyjścia, a nie pewnikiem. Jeśli w ciągu miesiąca nie spadnie Ci waga (zdrowo to jakieś 0,5kg tygodniowo), bądź nie zauważysz zmian w sylwetce to najpierw sprawdź, czy nie podjadasz, czy nie oszukujesz. To jest trudny etap, bo ja też oszukiwałem siebie samego. Jeśli wszystko wyliczyłeś dobrze, to spróbuj odciąć kolejne 100kcal i sprawdź po dwóch tygodniach, co się stanie. Obserwuj.
jak wspomniał kolega Skoor nie waż po obróbce. Najłatwiej zauważyć to po ryżu lub kaszy. Zrób al dente, a innym razem zostaw po ugotowaniu w wodzie na 10 min. Zobaczysz jaka będzie kolosalna różnica w wadze. Podobnie jest z makaronem.
Po dwóch tygodniach waga nie będzie spadała jak szalona. Kolega Skoor również wspomniał o retencji, organizm zawsze stara się bronić przed zmianą. Cierpliwości. Poza tym przy takim wzroście i wadze nie masz za bardzo z czego zrzucać. Przecież Twój organizm nie będzie zrzucał do 50kg.
Czarną robotę robi to niewinne podjadanie lub popuszczanie w weekend. Ja też podjadam, ale zawsze wliczam i powiem Ci szczerze, że tu może tkwić problem, bo dużo ludzi tego nie liczy. Ja też nie liczyłem, a jak zacząłem, to się przeraziłem, bo jakaś czekoladka, jakieś Raffaello, jakiś czipsik i np. 400kcal gratis. Powtarzam, można zjeść, ale wlicz do ogólnego bilansu.
Kolega Skoor wspomniał o bilansie tygodniowym i zwróć na to taką samą uwagę, jak na bilans dzienny. Jeśli jednego dnia popłyniesz i zjesz 3500kcal zamiast 2300 (mi też się zdarza), to odpowiednio obetnij w następnych dniach, żeby zgadzało Ci się w bilansie tygodniowym. Tylko wtedy będzie ciężej z makro.
2300kcal, które spożywasz, to wg mnie dość mały deficyt, a jeśli zdarza Ci się podjadanie, to jesteś na 0 lub nawet na plusie. Nie wiem też, jakie są Twoje priorytety. Samo schudnięcie, czy zrzucenie bf. Nie wiem, jaki masz skład (na oko) ciała. Nie wiem, jaki masz wiek, pracę, czy jesteś spokojny, czy raczej "żywy", czy masz dużo ruchu takiego codziennego, czy wszędzie samochodem, itd. Dodatkowo to Twoje zapotrzebowanie jest tylko punktem wyjścia, a nie pewnikiem. Jeśli w ciągu miesiąca nie spadnie Ci waga (zdrowo to jakieś 0,5kg tygodniowo), bądź nie zauważysz zmian w sylwetce to najpierw sprawdź, czy nie podjadasz, czy nie oszukujesz. To jest trudny etap, bo ja też oszukiwałem siebie samego. Jeśli wszystko wyliczyłeś dobrze, to spróbuj odciąć kolejne 100kcal i sprawdź po dwóch tygodniach, co się stanie. Obserwuj.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Czytacie, czytacie, ale tego co wazne nie zauwazacie
Liczenie kalorii mialoby sens, gdybysmy mogli w miare dokladnie okreslic ile kalorii przyjmujemy, ile z tego jest przez nasz organizm wykorzystywane tak naprawde spalane. A skad niby to wiecie?
Z tych ogolnych niedokladnych wzorow na nasze zapotrzebowanie energetyczne? Jakos nikt z Was pewnie nie ma problemu z udrzucaniem wzoru na puls maksymalny, ale zeby okreslic ile spalimy energii w ciagu dnia to wystarczy 2-3 wartosci podstawic do wzoru?
Co z tego, ze na pudelku jest napisane 100kcal, jezeli dopuszczalne sa odchylki o 20%. A i tak, te kcal, to ilosc energii spalonej w kalorymetrze. Ktos z Was jest kalorymetrem? Ja nie.
Co z tym faktem, ze to jak mocno przezujemy niektore pokarmy ma znaczacy wplyw na jego przyswajanie, albo to, ze sposob obrobki moze zmienic wartosc enegrytyczna o kilkadziesiat procent itd.
Teraz wstawcie sobie te wszystkie dane do Execela +/-20-30% i wiecie tyle, ze nie wiecie ile jecie (= czyt. ile energii w siebie pakujecie).
A to, ze kilkuset osobom sie udalo schudnac w ten sposob nie ma nic do rzeczy ze skutecznoscia i powtarzalnoscia metody dla ogolu.
Wyjatki sa tylko, tak, wyjatkami.
Dobra, dlugo sie powstrzymywalem na tym forum przed dokladnie tym tematem, bo wiedzialem, ze to nieszczesne liczenie kalorii siedzi w ludziach bardziej niz unikanie jajek "bo cholesterol" .
Zal tylko patrzec jak poleca sie co chwila ludziom cos co skaze wiekszosc z nich na porazke i frustracje.
BTW bylem po obydwu stronach barykady. Ale dopoki nie bede mial wszczepionego sensora od Garmina czy Innego Suunto, ktory mi te wszystkie informacje rzetelnie zmierzy, to nie zamierzam wracac na druga strone
Na dzisiaj wystarczy. Z mojej strony EOT.
Liczenie kalorii mialoby sens, gdybysmy mogli w miare dokladnie okreslic ile kalorii przyjmujemy, ile z tego jest przez nasz organizm wykorzystywane tak naprawde spalane. A skad niby to wiecie?
Z tych ogolnych niedokladnych wzorow na nasze zapotrzebowanie energetyczne? Jakos nikt z Was pewnie nie ma problemu z udrzucaniem wzoru na puls maksymalny, ale zeby okreslic ile spalimy energii w ciagu dnia to wystarczy 2-3 wartosci podstawic do wzoru?
Co z tego, ze na pudelku jest napisane 100kcal, jezeli dopuszczalne sa odchylki o 20%. A i tak, te kcal, to ilosc energii spalonej w kalorymetrze. Ktos z Was jest kalorymetrem? Ja nie.
Co z tym faktem, ze to jak mocno przezujemy niektore pokarmy ma znaczacy wplyw na jego przyswajanie, albo to, ze sposob obrobki moze zmienic wartosc enegrytyczna o kilkadziesiat procent itd.
Teraz wstawcie sobie te wszystkie dane do Execela +/-20-30% i wiecie tyle, ze nie wiecie ile jecie (= czyt. ile energii w siebie pakujecie).
A to, ze kilkuset osobom sie udalo schudnac w ten sposob nie ma nic do rzeczy ze skutecznoscia i powtarzalnoscia metody dla ogolu.
Wyjatki sa tylko, tak, wyjatkami.
Dobra, dlugo sie powstrzymywalem na tym forum przed dokladnie tym tematem, bo wiedzialem, ze to nieszczesne liczenie kalorii siedzi w ludziach bardziej niz unikanie jajek "bo cholesterol" .
Zal tylko patrzec jak poleca sie co chwila ludziom cos co skaze wiekszosc z nich na porazke i frustracje.
BTW bylem po obydwu stronach barykady. Ale dopoki nie bede mial wszczepionego sensora od Garmina czy Innego Suunto, ktory mi te wszystkie informacje rzetelnie zmierzy, to nie zamierzam wracac na druga strone
Na dzisiaj wystarczy. Z mojej strony EOT.
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
Got itSkoor pisze:Nie wiem jak wyczerpujące te 20km było, ale z pewnością mogło się przyczynić do retencji wody. Co do deficytu to jeden dzień nic nie rujnuje. Liczy się deficyt ogólny. Jeśli w ciągu tygodnia masz wyrobić deficyt 3500kcal to jednodniowa wpadka zmniejsza Ci tylko pulę deficytu, oczywiście o ile ta wpadka nie będzie w postaci 700g czekolady lub innych słodyczy bo wtedy deficyt idzie się walić i jesteś na +
Zdaje sobie sprawę ile ma czekolada, czips etc więc nie musisz mnie w tej kwestii pouczać Aktualny BF (badanie miałem wykonane niecały miesiąc temu) 12,5% przy wtedy wadzę 77,7kg. Tkanka mięśniowa to 82,8%.Karlito pisze:@ Infernal,
jak wspomniał kolega Skoor nie waż po obróbce. Najłatwiej zauważyć to po ryżu lub kaszy. Zrób al dente, a innym razem zostaw po ugotowaniu w wodzie na 10 min. Zobaczysz jaka będzie kolosalna różnica w wadze. Podobnie jest z makaronem.
Po dwóch tygodniach waga nie będzie spadała jak szalona. Kolega Skoor również wspomniał o retencji, organizm zawsze stara się bronić przed zmianą. Cierpliwości. Poza tym przy takim wzroście i wadze nie masz za bardzo z czego zrzucać. Przecież Twój organizm nie będzie zrzucał do 50kg.
Czarną robotę robi to niewinne podjadanie lub popuszczanie w weekend. Ja też podjadam, ale zawsze wliczam i powiem Ci szczerze, że tu może tkwić problem, bo dużo ludzi tego nie liczy. Ja też nie liczyłem, a jak zacząłem, to się przeraziłem, bo jakaś czekoladka, jakieś Raffaello, jakiś czipsik i np. 400kcal gratis. Powtarzam, można zjeść, ale wlicz do ogólnego bilansu.
Kolega Skoor wspomniał o bilansie tygodniowym i zwróć na to taką samą uwagę, jak na bilans dzienny. Jeśli jednego dnia popłyniesz i zjesz 3500kcal zamiast 2300 (mi też się zdarza), to odpowiednio obetnij w następnych dniach, żeby zgadzało Ci się w bilansie tygodniowym. Tylko wtedy będzie ciężej z makro.
2300kcal, które spożywasz, to wg mnie dość mały deficyt, a jeśli zdarza Ci się podjadanie, to jesteś na 0 lub nawet na plusie. Nie wiem też, jakie są Twoje priorytety. Samo schudnięcie, czy zrzucenie bf. Nie wiem, jaki masz skład (na oko) ciała. Nie wiem, jaki masz wiek, pracę, czy jesteś spokojny, czy raczej "żywy", czy masz dużo ruchu takiego codziennego, czy wszędzie samochodem, itd. Dodatkowo to Twoje zapotrzebowanie jest tylko punktem wyjścia, a nie pewnikiem. Jeśli w ciągu miesiąca nie spadnie Ci waga (zdrowo to jakieś 0,5kg tygodniowo), bądź nie zauważysz zmian w sylwetce to najpierw sprawdź, czy nie podjadasz, czy nie oszukujesz. To jest trudny etap, bo ja też oszukiwałem siebie samego. Jeśli wszystko wyliczyłeś dobrze, to spróbuj odciąć kolejne 100kcal i sprawdź po dwóch tygodniach, co się stanie. Obserwuj.
Ja tylko napisałem o dwóch tygodniach, a nie o miesiącu także calm down To raczej ciekawość jest zwykła. Nie zależy mi jakoś mocno na chudnięciu czy zmniejszeniu bfu.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 268
- Rejestracja: 09 paź 2012, 11:43
- Życiówka na 10k: 42:14
- Życiówka w maratonie: 3:28:34
Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jakoś agresywnie. Ja też wiedziałem, ile ma czekolada, itp., ale jakoś miałem taką tendencję do nie wliczania tego w bilans. 12,5% bfu to już naprawdę mało. Ćwiczysz siłowo? Bo bez tego polecą Ci mięśnie zamiast fatu.
-
- Stary Wyga
- Posty: 199
- Rejestracja: 21 mar 2018, 14:58
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Aktualny BF (badanie miałem wykonane niecały miesiąc temu) 12,5% przy wtedy wadzę 77,7kg. Tkanka mięśniowa to 82,8%."
Tak tylko spytam.. Krew, kości, narządy wewnętrzne, skóra, soki trawienne etc. wliczają się do mięśni w tym badaniu?
Tak tylko spytam.. Krew, kości, narządy wewnętrzne, skóra, soki trawienne etc. wliczają się do mięśni w tym badaniu?
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
No i co to za badanie? Bo już wielu ludzi pokazywało co im Tanita pokazuje, a to o kant d... DEXA to jeszcze, jeszcze.
- Arek Bielsko
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1004
- Rejestracja: 12 wrz 2005, 14:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
ojojoj już tak nie profesorujSikor pisze:Czytacie, czytacie, ale tego co wazne nie zauwazacie
wiadomo - i tu masz rację - że na "zero" nie ma co liczyć, bo wahania są i będą, mają na to wpływ błędne dane na etykietach, błędne obliczanie zużycia (przeszacowywanie) oraz inne jeszcze czynniki (zdrowotne)...
wahania są zawsze, ale nigdy tylko w jedną stronę, więc raczej sie to równoważy,
ale trzeba coś policzyć, bo... jakaś baza do korekt musi być!!!
wystarczy sobie raz dobrze policzyć, skorygować to w realu i bedzie git!
jak znajdziesz swoje "zero" to waga stoi, koniec kropka!
oczywiście, to że waga stoi nie oznacza, że codziennie jest identyczna, ale to wiadomo,
a potem już tylko dodajemy lub odejmujemy, w zalezności od celu i wyników,
tym bardziej, że jesli już ktoś na sobie to wielokrotnie sprawdził i wie jak to działa, i wie że na minusie waga ZAWSZE schodzi, to tylko kwestia czasu,
oczywiście - im ktoś bardziej doświadczony, tym to lepiej idzie, bo wie, że musi iść,
no i wiadomo tez, że najtrudniej jest na poczatku, przed tym pierwszym razem, bo ludziska wtedy sa w gorącej wodzie kąpani i jak przez tydzień nie schodzi to zaczynają kombinować, mieszać, rzucają się od metody do metody i wtedy dupa... i znowu to magiczne "na mnie to nie działa"
setki razy już słyszałem, że przecież jem mało, jem dobrze, unikam syfu, a jednak nie moge schudnąć... a potem jak sie zacznie liczyć, to od razu wychodzi że jednak jest zero lub na plus i po temacie...
"co nas nie zabije, to nas wzmocni"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Arek opisał dokładnie to co ja, ale wrzucam moje wypociny bo szkoda kasować
A te Twoje odchyły do 20%... Sam przyznasz, że nie zawsze są tylko na + czy na - prawda? Myślę, że to się częściowo wyrównuje.
Generalnie liczenie kalorii jest narzędziem i jak każde narzędzie nie jest do końca doskonałe, ale mądrze użyte ułatwia kontrolę i osiągnięcie oczekiwanych wyników.
I żeby nie było, że widzę tylko jedną drogę w dietetyce. Od jakiegoś czasu jem "ad libitum" bo zmęczyło mnie ciągłe pilnowanie kalorii, samo ich przekraczanie w apce mnie dołowało i powodowało efekt z odbicia czyli "a przekroczyłem już o 500 to zjem sobie jeszcze czekoladek" Aktualnie testuję to podejście przy redukcji, ale bazuję na doświadczeniach zdobytych przy liczeniu kalorii.
Sikor, dlatego podstawą jest obserwacja samego siebie. Jeśli komuś doradzam to zawsze mówię żeby obrał sobie jakąś ilość kalorii z kalkulatora czy z... hmmm... dupy i ze 2 tygodnie trzymał się tych kalorii i patrzył co będzie. Pierwsze kilka tygodni to uczenie się reakcji organizmu i obserwowanie efektów tej teoretycznej liczby kalorii. Później dopasowuje się ich ilość do zakładanego celu i konkretnego organizmu (czyli jego tempa przemiany materii, wchłaniania makrosów itp.)Sikor pisze: A skad niby to wiecie?
Z tych ogolnych niedokladnych wzorow na nasze zapotrzebowanie energetyczne? Jakos nikt z Was pewnie nie ma problemu z udrzucaniem wzoru na puls maksymalny, ale zeby okreslic ile spalimy energii w ciagu dnia to wystarczy 2-3 wartosci podstawic do wzoru?
Co z tego, ze na pudelku jest napisane 100kcal, jezeli dopuszczalne sa odchylki o 20%. A i tak, te kcal, to ilosc energii spalonej w kalorymetrze. Ktos z Was jest kalorymetrem? Ja nie.
A te Twoje odchyły do 20%... Sam przyznasz, że nie zawsze są tylko na + czy na - prawda? Myślę, że to się częściowo wyrównuje.
Generalnie liczenie kalorii jest narzędziem i jak każde narzędzie nie jest do końca doskonałe, ale mądrze użyte ułatwia kontrolę i osiągnięcie oczekiwanych wyników.
I żeby nie było, że widzę tylko jedną drogę w dietetyce. Od jakiegoś czasu jem "ad libitum" bo zmęczyło mnie ciągłe pilnowanie kalorii, samo ich przekraczanie w apce mnie dołowało i powodowało efekt z odbicia czyli "a przekroczyłem już o 500 to zjem sobie jeszcze czekoladek" Aktualnie testuję to podejście przy redukcji, ale bazuję na doświadczeniach zdobytych przy liczeniu kalorii.
- Arek Bielsko
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1004
- Rejestracja: 12 wrz 2005, 14:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
i jeszcze taka moja uwaga z praktyki...
spośród wszystkich osób jakie znam (treningi, praca, rodzina), a które albo trenują, albo coś tam gadają o odżywianiu (diety, odchudzanie, detoksy, itp) albo i jedno i drugie - naliczyłem ok.50 osób - to tak się jakoś dziwnie składa, że:
- osoby, które jednak liczą kcal (ze mną to będzie jakieś 5 osób) mają spektakularne efekty typu mega zrzuta sadła (10-20kg), mega sylwetka, krata na brzuchu, mega wyniki sportowe,
aha - te osoby jakoś dziwnie nie podjadają, nie cierpią, są pełne energii...
- pozostałe osoby, które nie liczą tylko duuuużo gadają, że dobrze wiedzą ile jedzą, od wielu m-cy lub nawet lat, męczą się, kombinują, ciągle chodzą po dietetykach, a efektów zero... co najwyżej jakiś spadek na początku, potem wieczne wahania bez ładu i składu... no i na koniec gadka, że geny to k***wa, że mają jakiś dziwny metabolizm, że to pewnie wina tarczycy itp pierdoły,
no i te osoby często podjadają i generalnie są wqrwione na te bezsensowne diety i głupich dietetyków...
...i qźwa uparciuchy dalej nie liczą kcal...
ze swojej strony dodam, że to straszne liczenie zajmuje mi jakieś 5 minut dziennie
spośród wszystkich osób jakie znam (treningi, praca, rodzina), a które albo trenują, albo coś tam gadają o odżywianiu (diety, odchudzanie, detoksy, itp) albo i jedno i drugie - naliczyłem ok.50 osób - to tak się jakoś dziwnie składa, że:
- osoby, które jednak liczą kcal (ze mną to będzie jakieś 5 osób) mają spektakularne efekty typu mega zrzuta sadła (10-20kg), mega sylwetka, krata na brzuchu, mega wyniki sportowe,
aha - te osoby jakoś dziwnie nie podjadają, nie cierpią, są pełne energii...
- pozostałe osoby, które nie liczą tylko duuuużo gadają, że dobrze wiedzą ile jedzą, od wielu m-cy lub nawet lat, męczą się, kombinują, ciągle chodzą po dietetykach, a efektów zero... co najwyżej jakiś spadek na początku, potem wieczne wahania bez ładu i składu... no i na koniec gadka, że geny to k***wa, że mają jakiś dziwny metabolizm, że to pewnie wina tarczycy itp pierdoły,
no i te osoby często podjadają i generalnie są wqrwione na te bezsensowne diety i głupich dietetyków...
...i qźwa uparciuchy dalej nie liczą kcal...
ze swojej strony dodam, że to straszne liczenie zajmuje mi jakieś 5 minut dziennie
"co nas nie zabije, to nas wzmocni"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 268
- Rejestracja: 09 paź 2012, 11:43
- Życiówka na 10k: 42:14
- Życiówka w maratonie: 3:28:34
I jeszcze dodam, że świat przeforsował ostatnimi laty tezę, że jeśli ktoś jest monstrualnie gruby, to dlatego, że choruje. Nie! 99% grubasów jest grubych, bo wpier...ją. A choroba nie jest skutkiem tycia, jedynie efektem po przytyciu.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 526
- Rejestracja: 13 gru 2013, 08:51
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ale dlaczego wy budujecie swój obraz świata, na podstawie obserwacji grupy, mającej problemy z tyciem? Grupy! Bo to nie jest 100% populacji. Nawet nie 70%! Potem na podstawie tego powycinanego według potrzeb argumentacji obrazka budujecie ogólne zasady rządzące światem. I oczywiście dzięki wcześniejszej selekcji materiału wychodzą wam dowolne pożądane wnioski.Arek Bielsko pisze:i jeszcze taka moja uwaga z praktyki...
spośród wszystkich osób jakie znam (...) które coś tam gadają o odżywianiu /aha! czyli nie "wszystkich" jednak!/ (...)osoby, które jednak liczą kcal (ze mną to będzie jakieś 5 osób) mają spektakularne efekty typu mega zrzuta sadła(...)
- Arek Bielsko
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1004
- Rejestracja: 12 wrz 2005, 14:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
nie zrozumiałeś mnie chyba...
te ok.50 osób o których pisze to tylko te osoby które coś tam trenują lub coś tam myślą/gadają o odżywianiu, bez względu na efekt,
i nie jest tak, że wszystkie te osoby mają problemy z tyciem, tylko kombinują, bo na przykład dążą do jakiegoś tam poziomu BMI lub konkretnej wagi startowej lub do tej wymażonej kraty na brzuchu, ewent chcą poprawić stan zdrowia (mają złe wyniki, jakieś alergie czy inne przypadłości),
pozostali - a tych jest zdecydowanie więcej - mają wyjebane na ruch i zdrowie, więcej - te osoby kompletnie i świadomie mają w dupie wszelkie zasady zdrowotne itp, wiele z nich jest zdecydowanymi przeciwnikami zdrowego tryby życia, ponieważ szkoda im czasu na te wszelkie wg nich bezsensowne zasady dbania o swoje zdrowie, śmieją się z osób "męczących się" sportem czy tymi wszystkimi dietami,
bo przecież każdy kiedyś umrze i wg nich oni umrą szczęśliwi w przeciwieństwie do tych co się bezsensownie "zażynają, umiartwiają, męczą" i w ogóle przejmują zdrowym trybem życia
żeby było jasne - ja nie mam nic do tego, im to nie przeszkadza i mi to nie przeszkadza - wszyscy są szczęśliwi
nie mam ambicji naprawiania świata, już się z tego wyleczyłem
jak ktoś ma wyjebane na zdrowie, to nic mi do tego, nie namawiam, nie dyskutuje, bo... szkoda mojego czasu, wolę iść na trening lub zjeść coś dobrego
oczywiście potem, w różnych sytuacjach, mają pretensje do całego świata w temacie swojego wyglądu, sprawności fizycznej, zdrowia... ale wtedy to ja mam na to wyjebane
te ok.50 osób o których pisze to tylko te osoby które coś tam trenują lub coś tam myślą/gadają o odżywianiu, bez względu na efekt,
i nie jest tak, że wszystkie te osoby mają problemy z tyciem, tylko kombinują, bo na przykład dążą do jakiegoś tam poziomu BMI lub konkretnej wagi startowej lub do tej wymażonej kraty na brzuchu, ewent chcą poprawić stan zdrowia (mają złe wyniki, jakieś alergie czy inne przypadłości),
pozostali - a tych jest zdecydowanie więcej - mają wyjebane na ruch i zdrowie, więcej - te osoby kompletnie i świadomie mają w dupie wszelkie zasady zdrowotne itp, wiele z nich jest zdecydowanymi przeciwnikami zdrowego tryby życia, ponieważ szkoda im czasu na te wszelkie wg nich bezsensowne zasady dbania o swoje zdrowie, śmieją się z osób "męczących się" sportem czy tymi wszystkimi dietami,
bo przecież każdy kiedyś umrze i wg nich oni umrą szczęśliwi w przeciwieństwie do tych co się bezsensownie "zażynają, umiartwiają, męczą" i w ogóle przejmują zdrowym trybem życia
żeby było jasne - ja nie mam nic do tego, im to nie przeszkadza i mi to nie przeszkadza - wszyscy są szczęśliwi
nie mam ambicji naprawiania świata, już się z tego wyleczyłem
jak ktoś ma wyjebane na zdrowie, to nic mi do tego, nie namawiam, nie dyskutuje, bo... szkoda mojego czasu, wolę iść na trening lub zjeść coś dobrego
oczywiście potem, w różnych sytuacjach, mają pretensje do całego świata w temacie swojego wyglądu, sprawności fizycznej, zdrowia... ale wtedy to ja mam na to wyjebane
"co nas nie zabije, to nas wzmocni"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 268
- Rejestracja: 09 paź 2012, 11:43
- Życiówka na 10k: 42:14
- Życiówka w maratonie: 3:28:34
Opiszę to trochę inaczej.
1. Ze wszystkich osób, które znam (niezależnie od płci, wieku, trybu życia itp), nie znam ani jednej, która ma estetyczną sylwetkę i nie zwraca uwagi na to, co je.
2. Z pośród tych, co uważają na to, co jedzą, zdecydowana większość nie ma estetycznej sylwetki (tzw. krata na brzuchu) bez liczenia kalorii. Znam mnóstwo ludzi z tej grupy, którzy dużo ćwiczą, dużo czytają o jakichś dietach i bardzo uważają na to, co jedzą, a i tak nie mają wymarzonej sylwetki. Do niedawna sam byłem w tej grupie.
Jednakże mała część osób nie liczy kalorii (naprawdę mała grupa), ale zwraca dużą uwagę na to, co je i bardzo dużo ćwiczy. Takie osoby mają naprawdę fajną sylwetkę, ale nadmiar kalorii (a jedzą sporo) zwyczajnie spalają codziennym, ciężkim treningiem.
3. Z grupy ludzi, którzy uczciwie liczą kalorie i nie poddali się w trakcie, każda osiągnęła swój cel - KAŻDA! I tutaj są ludzie, którzy nie ćwiczą w ogóle, ale chcieli być szczupli (co prawda mało to estetyczne, ale efekt osiągnięty). Pozostała grupa ludzi ćwiczyła (głównie siłowo) i część zgubiła prawie sam tłuszcz, a pozostali (level expert : ), zgubili tłuszcz i nabrali masy mięśniowej.
W grupie pierwszej jest chyba większość ludzi, w drugiej grupie są ludzie, którzy mają ciągle jakieś wymówki - zła dieta, złe liczenie kalorii, cukrzyca, Hashimoto, genetyka, metabolizm, jestem na wszystko odporny, ja mam inaczej niż wszyscy, bla bla bla.
Długo nie mogłem tego zmienić u siebie, a moja frustracja narastała z każdą kolejną "super" dietą, z każdą wylaną kroplą potu i z każdym uśmiechniętym mięśniakiem obejrzanym na jutubie lub super lasce robiącej właśnie brazylijskie pośladki, która jest szczęśliwa będąc na diecie.
Dodatkowo wkurzałem się, że pustaki z siłowni, karki i puste lale mają dobrą sylwetkę tylko dlatego, że trochę ćwiczą, ale całą robotę wykonały za nich suplementy, białka i inne sterydy. I muszę powiedzieć, że bardzo się myliłem. Mam szacunek zarówno dla biegacza, który naprawdę rzetelnie trenuje, jak i dla "karka" z siłki, bo wg mnie on trenuje ciężej, a dodatkowo mocno pilnuje tego, co je.
I tak na koniec - biegacze są dużo mniej tolerancyjni dla bywalców siłowni i ich treningu niż Ci właśnie bywalcy siłowni dla treningu biegacza.
1. Ze wszystkich osób, które znam (niezależnie od płci, wieku, trybu życia itp), nie znam ani jednej, która ma estetyczną sylwetkę i nie zwraca uwagi na to, co je.
2. Z pośród tych, co uważają na to, co jedzą, zdecydowana większość nie ma estetycznej sylwetki (tzw. krata na brzuchu) bez liczenia kalorii. Znam mnóstwo ludzi z tej grupy, którzy dużo ćwiczą, dużo czytają o jakichś dietach i bardzo uważają na to, co jedzą, a i tak nie mają wymarzonej sylwetki. Do niedawna sam byłem w tej grupie.
Jednakże mała część osób nie liczy kalorii (naprawdę mała grupa), ale zwraca dużą uwagę na to, co je i bardzo dużo ćwiczy. Takie osoby mają naprawdę fajną sylwetkę, ale nadmiar kalorii (a jedzą sporo) zwyczajnie spalają codziennym, ciężkim treningiem.
3. Z grupy ludzi, którzy uczciwie liczą kalorie i nie poddali się w trakcie, każda osiągnęła swój cel - KAŻDA! I tutaj są ludzie, którzy nie ćwiczą w ogóle, ale chcieli być szczupli (co prawda mało to estetyczne, ale efekt osiągnięty). Pozostała grupa ludzi ćwiczyła (głównie siłowo) i część zgubiła prawie sam tłuszcz, a pozostali (level expert : ), zgubili tłuszcz i nabrali masy mięśniowej.
W grupie pierwszej jest chyba większość ludzi, w drugiej grupie są ludzie, którzy mają ciągle jakieś wymówki - zła dieta, złe liczenie kalorii, cukrzyca, Hashimoto, genetyka, metabolizm, jestem na wszystko odporny, ja mam inaczej niż wszyscy, bla bla bla.
Długo nie mogłem tego zmienić u siebie, a moja frustracja narastała z każdą kolejną "super" dietą, z każdą wylaną kroplą potu i z każdym uśmiechniętym mięśniakiem obejrzanym na jutubie lub super lasce robiącej właśnie brazylijskie pośladki, która jest szczęśliwa będąc na diecie.
Dodatkowo wkurzałem się, że pustaki z siłowni, karki i puste lale mają dobrą sylwetkę tylko dlatego, że trochę ćwiczą, ale całą robotę wykonały za nich suplementy, białka i inne sterydy. I muszę powiedzieć, że bardzo się myliłem. Mam szacunek zarówno dla biegacza, który naprawdę rzetelnie trenuje, jak i dla "karka" z siłki, bo wg mnie on trenuje ciężej, a dodatkowo mocno pilnuje tego, co je.
I tak na koniec - biegacze są dużo mniej tolerancyjni dla bywalców siłowni i ich treningu niż Ci właśnie bywalcy siłowni dla treningu biegacza.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Karlito, jakieś dziwne rzeczy piszesz.
Tak, znam ludzi należących do grupy 1. wg powyższego podziału, nie są to w moim otoczeniu jakieś wyjątki.
Sama nie należę do żadnej grupy, bo: nigdy nie liczyłam kalorii i nie wiem, jak to się robi, tak, mam "kratę na brzuchu", dużo ćwiczę, ale przede wszystkim po prostu jem normalnie, tzn. jak zwykły, nietrenujący człowiek i raczej mniej, niż więcej. Zdarza mi się też porządnie niedojadać, gdy np. wyjeżdżam w góry na wspinanie i jeść nie ma po prostu co, tzn. nie ma wyboru, a spala się ok. 4-5 tys. kcal dziennie. Nie, nie mam tego powodu jakichś doborów i nie czuję się źle. Takich osób, które łączą bardzo intensywny wysiłek z normalną dietą bez żadnych udziwnień i bez żadnego "uważania" znam wiele. I tu jest chyba recepta. Zamiast kompulsywnie liczyć kalorie i obsesyjnie myśleć nad dietą, lepiej po prostu jeść racjonalnie, bez żadnej przesady w żadną stronę.
Tak, na siłowni też bywam.
A, nie życzę Ci takiej "wymówki", jak choroba tarczycy.
Tak, znam ludzi należących do grupy 1. wg powyższego podziału, nie są to w moim otoczeniu jakieś wyjątki.
Sama nie należę do żadnej grupy, bo: nigdy nie liczyłam kalorii i nie wiem, jak to się robi, tak, mam "kratę na brzuchu", dużo ćwiczę, ale przede wszystkim po prostu jem normalnie, tzn. jak zwykły, nietrenujący człowiek i raczej mniej, niż więcej. Zdarza mi się też porządnie niedojadać, gdy np. wyjeżdżam w góry na wspinanie i jeść nie ma po prostu co, tzn. nie ma wyboru, a spala się ok. 4-5 tys. kcal dziennie. Nie, nie mam tego powodu jakichś doborów i nie czuję się źle. Takich osób, które łączą bardzo intensywny wysiłek z normalną dietą bez żadnych udziwnień i bez żadnego "uważania" znam wiele. I tu jest chyba recepta. Zamiast kompulsywnie liczyć kalorie i obsesyjnie myśleć nad dietą, lepiej po prostu jeść racjonalnie, bez żadnej przesady w żadną stronę.
Tak, na siłowni też bywam.
A, nie życzę Ci takiej "wymówki", jak choroba tarczycy.