Karlito pisze:Oczywiście po wyliczeniu zapotrzebowania kalorycznego i odjęciu odpowiedniej ilości kcal obserwowałem swoje ciało i delikatnie modyfikowałem plan działania.
Sek w tym, ze te wyliczenia (zaczynajac od tego ile zuzywasz, az po to ile jesz/przyswajasz (*)) sa totalnie szacunkowe i tak niedokladne, ze mozna je zupelnie olac.
(*) naprawde warto zerknac do tego artykulu, nie jestem w stanie, ani nie mam ochoty wszystkiego stamtad opisywac.
Ten wzór jest podstawą, która ma wskazać punkt wyjścia. Możesz to zrobić bez wzoru, ale będzie to trudniejsze. Każdy jest w stanie wyliczyć, ile i jak ma jeść oraz ile spala. To wbrew pozorom jest naprawdę łatwe. Oczywiście wymaga to czasu/cierpliwości, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś stracił kilka lat, to kilka/kilkanaście tygodni nie zrobi mu większej szkody. Wystarczy poczytać, wyliczyć, wdrożyć, obserwować, modyfikować i mieć cierpliwość - rada dla każdego człowieka, który nie ma problemu ze zdrowiem.
Mam troszkę inne zdanie, ale widzę, że się nie dogadamy.
Problem jednak w tym, że kilkaset osób robiących tak, jak pisałem wcześniej, uzyskało wynik pozytywny, a nawet bardziej pozytywny niż przypuszczali.
Karlito pisze:Mam troszkę inne zdanie, ale widzę, że się nie dogadamy.
Problem jednak w tym, że kilkaset osób robiących tak, jak pisałem wcześniej, uzyskało wynik pozytywny, a nawet bardziej pozytywny niż przypuszczali.
Powiem, ze nawet tysiace, albo i dziesiatki tysiecy. Ale to nie problem.
Problem w tym, ze miliony wyniku pozytywnego nie osiagnely.
@ Sikor,
tak, setki, nie pomyliłem się. Takie szydzenie chyba nie jest w tym miejscu potrzebne.
Przeczytałem ten artykuł i powiem tak - spora część informacji tam zawartych jest prawdą, część nie. Problem polega na tym, że do chudnięcia nie jest potrzebna wiedza, którą w tym artykule częstuje nas autor. Powiem więcej, konkluzja jest bardzo podobna do tego, o czym pisałem wcześniej. Pan Camacho dostał sztywny wzór, którego się trzymał oraz bardzo restrykcyjne założenia diety polegające na rezygnacji ze "ZŁYCH" rzeczy, a paradoksalnie jadł bardzo przetworzoną żywność. I to jest dieta stworzona przez jakichś pseudo dietetyków. Do jakich efektów doszedł Pan Camacho, bohater artykułu - że można jeść prawie wszystko, że trzeba jeść jak najwięcej nieprzetworzonej żywności, że skupił się na jakości pożywienia, a nie ilości (bardzo fajna gra ze słowem plant) i przestał liczyć kalorie. Przez takie zmiany stał się szczęśliwszy i lepiej spał.
Wszystko super, ale... to jest coś na zasadzie - czy jak przestanę jeść kolację, to czy schudnę? I tak i nie. Zazwyczaj ludzie, którzy jedzą ostatni posiłek gdzieś o 17 chudną. Dlaczego? Bo bardzo często do tej 17 nie dadzą takiej ilości kalorii, jaką organizm potrzebuje. Człowiek lubi sobie zjeść coś w domu, kiedy ma czas i odpoczywa i tak naprawdę wtedy spożywa ten nadmiar kalorii.
A teraz co zrobił Camacho: 1. Przestał liczyć kalorie i chudnie - CUD!
Tak, ale przerzucił się na nieprzetworzone jedzenie i je bardziej jakościowo. Podobnie jest z przejściem np. na weganizm - ludzie po miesiącu chudną 10kg. Dlaczego? Bo zwracają uwagę na to jak, ile i co jedzą. Dlatego chudną, bo jedzą z głową.
Dodatkowo zaczął ostro trenować Crossfit (z naciskiem na podnoszenie ciężarów), a jest to jeden z najlepszych treningów do spalania tłuszczu i budowania masy mięśniowej. Na takim treningu spala się mnóstwo kalorii, więc tak właściwie nie musisz ich liczyć tak dokładnie, a nawet wcale. 2. Przestał liczyć kalorie i jest szczęśliwy- DRUGI CUD!
No właśnie - aspekt psychologiczny w takich ruchach jest tak samo ważny, jak samo trzymanie się kalorii. Tak jak pisałem wcześniej, w diecie trzeba jeść wszystko. Jeśli masz ochotę, to zjedz czekoladę, lody, bekon, wypij piwo. Długie trzymanie diety redukcyjnej (powyżej 3-miesięcy) i do tego tak restrykcyjnej, jaką ustalał sobie Pan Camacho i większość dietetyków, jest bardzo stresogenne. Hormony wtedy szaleją, wydziela się np. kortyzol, który powoduje problemy z budową masy mięśniowej, organizm nie produkuje melatoniny, która pomaga zasnąć, itp. Jest to błędne koło. Trzymanie się diety może być naprawdę mało wyczerpujące, jeśli podejdzie się do niej mądrze, a przez to pozwoli to dłużej w niej wytrwać i co najważniejsze, po osiągnięciu celu nie będzie efektu jo-jo. Efekt ten pojawia się w ponad 90% przypadków zbyt restrykcyjnej diety i kilkumiesięczny efekt pracy tracimy w kilka tygodni. Dla przykładu zjadłem już dzisiaj (jestem na diecie redukcyjnej) cukierka czekoladowego, piję pełnotłuste mleko do kawy i dodałem dwie łyżeczki cukru. 3. Spalił tłuszcz i zbudował mięśnie - CUD NR 3!
Bez wdawania się w szczegóły:
a) dużo ćwiczy siłowo, odżywia się racjonalnie = buduje mięśnie.
b) ćwiczy HIIT - przy takiej intensywności treningu i racjonalnym odżywianiu = spala tłuszcz.
Skoro wg Pana Camacho liczenie kalorii jest takie złe, to dlaczego prawie każdy kulturysta, czy fitnessowiec (generalnie sporty sylwetkowe) liczy kalorie, ma tkankę tłuszczową poniżej normy, a masę mięśniową powyżej normy?
WNIOSKI
Liczenie kalorii w dzisiejszych czasach jest naprawdę proste, mamy etykiety, czy różne aplikacje. Pan Camacho ma częściowo rację, że różnica kaloryczności w bardzo przetworzonym jedzeniu będzie obecna, a najbardziej możemy się przejechać jedząc na mieście. Bo wtedy nie mamy pojęcia co i w jakiej ilości jemy. Możemy tylko przyjąć szacunkowo. Żywność trzeba przygotowywać samemu i nie trzeba stać godzinę w kuchni i pichcić. Wystarczy 10 minut wieczorem, żeby zaplanować posiłki na kolejny dzień. Trzeba również dużo spać (to jest dla mnie najtrudniejsze), bo regeneracja jest ogromnie istotna i obserwować własne ciało, jeść dużo nieprzetworzonych posiłków, wrzucać tle warzyw ile się da i nie bać się czasami zgrzeszyć, o ile mieścimy się w kaloryczności na dany dzień/tydzień.
wg mnie liczenie kalorii ma sens, przydaje się, a wręcz jest niezbędne jeśli: waga, proporcje, poziom bf, wyniki sportowe mają dla danej osoby duże znaczenie,
w moim przypadku zawsze jak licze kcal to jest krata i bf spada, jak przestaje to krata powolutku zanika, mimo tego, że jestem świadomą tematu osobą... dokładnie tak samo jest u znajomych, którzy tak robią,
jeśli ktoś przechodzi nagle na jakiś (jakikolwiek) styl odżywiania, co najczęściej wiąże sie także z aktywnościa fizyczną, to zawsze bedzie miał efekt zrzucenia wagi czy bf... nawet jak nie liczy, bo zaczyna zwracać uwagę na ilość, jakość, proporcje, skład, itd... a to zawsze skutkuje redukcją, tym bardziej na samym początku,
jak ktoś ma wyjebane na wagę/proporcje/zdrowie to jego sprawa, nie dyskutuję, bo to w ogóle nie ma sensu,
a jak ktoś bardzo chce - to można zdziałać cuda, w każdym wieku, na każdym poziomie, wystarczu trochę ruszyć głową i dupą
"co nas nie zabije, to nas wzmocni"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
@ Arek
krótko i zwięźle, mi zeszło za długo
Większość życia męczyłem się z tłuszczem, nawet trenując do maratonu. Odkąd liczę kalorie (liczę dokładnie!) - krata jest, mięśnie są.
I całkowicie się z Tobą zgadzam, że wiek jest wymówką. W każdym wieku można mieć kratę, uważam również, że czym człowiek starszy, tym bardziej powinien dbać o mięśnie i niski bf.
Tak się trochę pochwalę, że wczoraj odniosłem kolejny sukces, bo złamałem kolejną granicę. Jak zaczynałem redukcję, to ważyłem prawie 89 kg przy 183cm (typ sylwetki - chudy, otłuszczony). Wczoraj wszedłem z ciekawości na wagę, a wchodzę rzadko, bo celem nie jest dla mnie utrata kg, a estetyczny wygląd i pojawiło się 79 kg. Zrzuciłem 10kg prawie samego tłuszczu w około 6 miesięcy (w tym z jednomiesięczną przerwą w diecie) i wreszcie zaczynam wyglądać tak, jak zawsze chciałem. Jeszcze trochę pracy przede mną, bo obecnie najtrudniejszy etap, czyli zrzucenie bf poniżej mojego naturalnego poziomu.
To ja wtrącę trzy słowo skoro jest temat diety. Ciekaw jestem waszych spostrzeżeń. Od jakiś dwóch tygodni zacząłem liczyć ile jem. Wpisuje sobie w apke fitatu i dzięki temu wiem jakie mam dzienne spożycie. Przynajmniej w teorii. Zjadam ok. 2300 kcal dziennie. Białko mam na poziomie 100g, tł. 60g i ok 230-250 węgli. Wzrost 188 i waga 75-78kg. Teraz do tego wszystkiego dodajmy bieganie 5 razy w tygodniu gdzie powiedzmy że spale : 700kcal? 1000? Więc powinienem chudnąć w oczach, a wczoraj spojrzałem na wagę i pokazała 76kg. Nieustannie raczej.
Zapewne będzie pytanie co jadam bo pewnie śmieciowe jedzenie: śniadanie to płatki jaglane, owsianka, białko, banan, coffe. II śniadanie - 3 jaja [jajecznica] , salami, pomidor, szczypior; obiad - piersi z indynka, kasza jaglana, sos jakieś warzywa; kolacja - chleb razowy żytni "kanapki". Przykładowy dzień. Chyba najgorzej nie jest - obiad przeważnie tak wygląda tj. kasza/ryż/makaron. Śniadania to samo.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog Komentarze 5 km - 18:20 (09.04.21) 10 km - 38:36 (13.03.21) HM - 01:30:48 (6.10.19) M - 3:42:13 (22.04.18)
Nie ma sensu ważyć po obróbce bo i po co. Jak smażysz czy gotujesz kurczaka to ważysz surowego, to samo z ryżem/kaszą czy makaronem. Możesz ewentualnie zaufać aplikacji i ważyć po obróbce i wpisywać w ten sposób, ja tak robiłem bo było to dla mnie wygodniejsze.
Jeszcze pytanie czy ważysz się regularnie, bo przy redukcji dobrze by było? Jeśli deficytu masz mniej więcej na 500kcak to powinieneś przez te 2 tygodnie zlecieć o 1kg, ale to może być zamaskowane przez nabranie wody np. po ciężkim treningu dzień wcześniej. Przy regularnych pomiarach takie wahnięcia wyjdą same i zaczniesz je zauważać. Ja po mocnym niedzielnym treningu ważąc około 75kg w poniedziałek potrafiłem ważyć 78 mimo, że zjadłem w niedziele tyle, że miałem deficyt 1500kcal
Postaram się dzisiaj i w kolejnych dniach zważyć. Zobaczymy co wyjdzie.
Mając jednego dnia większy jednego dnia mniejszy deficyt będzie miało wpływ? Waga powinna i tak maleć, tylko mniej? Pytanie też czy jak danego dnia znowu zjem więcej, ale w kolejnych trzymam to ten jeden dzień nadwyżki już pieprzy całe dni "dietowe". Tak jak wspomniałem, dopiero zacząłem bo wcześniej było równomiernie jedzenie od pon po piątek, a przychodził weekend i mogło wyjść na równo/trochę ponad - zrobiłem BD ok 20km więc to zapotrzebowanie robiło się większe, ale nie kontrolowałem tego aż tak (podjadanie).
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog Komentarze 5 km - 18:20 (09.04.21) 10 km - 38:36 (13.03.21) HM - 01:30:48 (6.10.19) M - 3:42:13 (22.04.18)
Nie wiem jak wyczerpujące te 20km było, ale z pewnością mogło się przyczynić do retencji wody. Co do deficytu to jeden dzień nic nie rujnuje. Liczy się deficyt ogólny. Jeśli w ciągu tygodnia masz wyrobić deficyt 3500kcal to jednodniowa wpadka zmniejsza Ci tylko pulę deficytu, oczywiście o ile ta wpadka nie będzie w postaci 700g czekolady lub innych słodyczy bo wtedy deficyt idzie się walić i jesteś na +