Łosie na Łosiowych Błotach
- Kociemba
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 412
- Rejestracja: 30 sie 2002, 20:02
Widziałem dziś łosie na Łosiowych Błotach !!!
Postanowiłem pobiegać dziś troszkę dłużej po Łosiowych Błotach. Wyszedłem z domu na Bemowie ok. godz. 11 i po 20 min byłem już na Łosiowych. Chciałem odnaleźć miejsce które już kiedyś mijałem, a nie bardzo wiedziałem dokładnie jak go szukać. Chodziło o charakterystyczne mokradła przy których jest umieszczona wielka tablica z opisem Łosiowych Błot. Szczęśliwie szybko odnalazłem to miejsce i nagle ok. 100m na lewo od ścieżki na drugim końcu mokradeł zobaczyłem wystający zza krzaków łeb łosia. Zamurowało mnie. Natychmiast się zatrzymuję, wytężam wzrok, staram się uwierzyć w to co widzę. Natychmiast przypominają mi się jakieś zasłyszane relacje o widzianych tu przez kogoś łosiach. Szukam argumentów, które potwierdzą prawdziwość tego co widzę. Zaczynają dopadać mnie wątpliwości. Patrzę na ten łeb już 2 lub 3 min , a on ani drgnie. Zaczynam wątpić . To jednak 100m, ja ze swoim marnym wzrokiem patrzę pewnie na jakiś stary pień łudząco podobny do łosiowego łba. Próbuję zajść go od innej strony, wszędzie krzaki które wszystko zasłaniają. Wracam na poprzednie miejsce. Najmniejszej zmiany, ani drgnie - zaczynam być pewny pnia. Jeszcze jedna próba obejścia krzaków bez włażenia do wody. Udaje się. Widzę olbrzymiego łosia w całej okazałości. Następna wątpliwość. Jest zdecydowanie za durzy i nadal ani drgnie. No tak ,to przecież ścieżka dydaktyczna, ale kto postawił makietę łosia w tak źle widocznym miejscu? 10 m na lewo od tego olbrzyma zauważam zad drugiego łosia. To jakoś jeszcze bardziej upewnia mnie do wersji z atrapami. Dla całkowitej pewności robię troszkę hałasu gwiżdżę, klaskam w dłonie. Atrapa większego łosia obróciła łeb. Czuje się tak szczęśliwy jak bym wygrał kupę szmalu w totolotka. Łoś zaczyna powolny spacer wzdłuż mokradeł. Obserwuję to wszystko już 10 min. Słyszę za plecami jakieś odgłosy ze ścieżki. Zbliża się jakiś biegacz. Macham do niego sycząc cicho, chce mu pokazać łosie nie płosząc ich. Nie zwraca na mnie uwagi i biegnie dalej. Nie wytrzymuję i krzyczę za nim "Łosie, łosie". Biegacz staje i łamaną polszczyzną mówi że nie rozumie po Polsku. Zaczynam machać rękoma nad głową udając rogi i muczę. Natychmiast zdaję sobie sprawę że nieźle człowieka wystraszyłem. Nawet jestem zdziwiony, że odważył się zejść ze ścieżki za gęste krzaki. Pokazuje mu ręką parę łosi. Gościowi opada szczęka i tak stoimy jeszcze ze dwie min aż łosie odchodzą. Biegacz wyrzuca z siebie cała masę zachwytów i podziękowań po angielsku. Nie możemy pogadać, ale obaj czujemy to samo. W drodze powrotnej jestem cały czas podekscytowany. Przecież to tylko 20 min truchtu od mojego domu, tuż na obrzeżach wielkiego, betonowego osiedla.
(Edited by Kociemba at 1:58 pm on May 12, 2003)
Postanowiłem pobiegać dziś troszkę dłużej po Łosiowych Błotach. Wyszedłem z domu na Bemowie ok. godz. 11 i po 20 min byłem już na Łosiowych. Chciałem odnaleźć miejsce które już kiedyś mijałem, a nie bardzo wiedziałem dokładnie jak go szukać. Chodziło o charakterystyczne mokradła przy których jest umieszczona wielka tablica z opisem Łosiowych Błot. Szczęśliwie szybko odnalazłem to miejsce i nagle ok. 100m na lewo od ścieżki na drugim końcu mokradeł zobaczyłem wystający zza krzaków łeb łosia. Zamurowało mnie. Natychmiast się zatrzymuję, wytężam wzrok, staram się uwierzyć w to co widzę. Natychmiast przypominają mi się jakieś zasłyszane relacje o widzianych tu przez kogoś łosiach. Szukam argumentów, które potwierdzą prawdziwość tego co widzę. Zaczynają dopadać mnie wątpliwości. Patrzę na ten łeb już 2 lub 3 min , a on ani drgnie. Zaczynam wątpić . To jednak 100m, ja ze swoim marnym wzrokiem patrzę pewnie na jakiś stary pień łudząco podobny do łosiowego łba. Próbuję zajść go od innej strony, wszędzie krzaki które wszystko zasłaniają. Wracam na poprzednie miejsce. Najmniejszej zmiany, ani drgnie - zaczynam być pewny pnia. Jeszcze jedna próba obejścia krzaków bez włażenia do wody. Udaje się. Widzę olbrzymiego łosia w całej okazałości. Następna wątpliwość. Jest zdecydowanie za durzy i nadal ani drgnie. No tak ,to przecież ścieżka dydaktyczna, ale kto postawił makietę łosia w tak źle widocznym miejscu? 10 m na lewo od tego olbrzyma zauważam zad drugiego łosia. To jakoś jeszcze bardziej upewnia mnie do wersji z atrapami. Dla całkowitej pewności robię troszkę hałasu gwiżdżę, klaskam w dłonie. Atrapa większego łosia obróciła łeb. Czuje się tak szczęśliwy jak bym wygrał kupę szmalu w totolotka. Łoś zaczyna powolny spacer wzdłuż mokradeł. Obserwuję to wszystko już 10 min. Słyszę za plecami jakieś odgłosy ze ścieżki. Zbliża się jakiś biegacz. Macham do niego sycząc cicho, chce mu pokazać łosie nie płosząc ich. Nie zwraca na mnie uwagi i biegnie dalej. Nie wytrzymuję i krzyczę za nim "Łosie, łosie". Biegacz staje i łamaną polszczyzną mówi że nie rozumie po Polsku. Zaczynam machać rękoma nad głową udając rogi i muczę. Natychmiast zdaję sobie sprawę że nieźle człowieka wystraszyłem. Nawet jestem zdziwiony, że odważył się zejść ze ścieżki za gęste krzaki. Pokazuje mu ręką parę łosi. Gościowi opada szczęka i tak stoimy jeszcze ze dwie min aż łosie odchodzą. Biegacz wyrzuca z siebie cała masę zachwytów i podziękowań po angielsku. Nie możemy pogadać, ale obaj czujemy to samo. W drodze powrotnej jestem cały czas podekscytowany. Przecież to tylko 20 min truchtu od mojego domu, tuż na obrzeżach wielkiego, betonowego osiedla.
(Edited by Kociemba at 1:58 pm on May 12, 2003)
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
- Pebe
- Wyga
- Posty: 97
- Rejestracja: 07 maja 2003, 08:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Dwa lata temu był łoś w Lasku Bielańskim.
A kilka lat temu przywędrował tam z Puszczy Kampinoskiej olbrzymi dzik i był parę tygodni.
Zupełnie nie zwracał uwagi na ludzi , ale nie podszedłem do niego nigdy bliżej niż jakieś 50m.
Za to w tym roku wcześnie rano widziałem parę razy lisa, przebiegającego przez Podleśną koło bramy do AWF (pewnie biegł na poranny trening
).
A kilka lat temu przywędrował tam z Puszczy Kampinoskiej olbrzymi dzik i był parę tygodni.
Zupełnie nie zwracał uwagi na ludzi , ale nie podszedłem do niego nigdy bliżej niż jakieś 50m.
Za to w tym roku wcześnie rano widziałem parę razy lisa, przebiegającego przez Podleśną koło bramy do AWF (pewnie biegł na poranny trening

- RobertD
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Olbrzymi dzik od razu kojarzy mi się z grą cRPG...mroczna knieja...itp. a tu wystarczy przebiec parę kilometrów, nie trzeba do tego komputera.. co do łosi to są rzeczywiście o wiele większe niż się wydaje. Mają ciekawe zachowania. Raz się płoszą, a innym razem w ogóle olewają, że człowiek jest w pobliżu, jakby chciały zademonstrować dumnie swoją siłę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 680
- Rejestracja: 14 sty 2002, 13:29
Kociemba, ale miałeś przygodę, chociaż spotkany kolega mógł przeżyć większe emocje, ja bym chyba na drzewo uciekał jakbym w puszczy wpadł na muczącego człowieka wymachującego rękoma.
Zastanawia mnie, że elk'i zachowały się w takiej bliskości metropolii, chyba to dobrze świadczy o ludziach...

Zastanawia mnie, że elk'i zachowały się w takiej bliskości metropolii, chyba to dobrze świadczy o ludziach...
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP[/b][/url] m/f
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Tylko uważaj, bo podobno Łosie są zadziorne i mogą chcieć pobiec za Tobą.
-
- Wyga
- Posty: 147
- Rejestracja: 09 maja 2002, 21:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: gliwice/stara miłosna
Nie wiem, czy zadziorne, natomiast na pewno łosie nie są zwierzętami zbyt...hm...błyskotliwymi. U nas to mnniejszy problem, ale w Skandynawii - o czym już było - znaki drogowe pod tytułem "uwaga, łoś" naprawdę są sygnałem potencjalnego zagrożenia na drodze. Zresztą w Polsce też bywało, że jakiś młody samiec potrafił się zapędzić do miasta, bo taką miał fantazję. Z powrotem bywało zaś różnie. No, ale czego wymagać od zwierzęcia. To po prostu łoś...
W kwestii nietypowych spotkań chciałbym zaś dorzucić swoje 3 gr. Czasami na treningach zdarza mi się zobaczyć zające, lisy czy sarny lub jelenie. Łosia widziałem kiedyś w lesie na zawodach. Rozmaite ptactwo oraz gady przydarzały się takoż. Natomiast "życiówki" w kategorii "spotkania w lesie" mam dwie - nie wiem, którą plasować wyżej:
- spotkanie pierwsze. Trening na obozie zimowym w Puszczy Białowieskiej, rok pański 1988. Biegaliśmy jakąś wycieczkę (~20 km), w trakcie której był kilkukilometrowy odcinek krossu. Po tymże odcinku zatrzymujemy się w celu wiadomym ( byli sami panowie); każdy skończył, ale nie ruszamy, bo słychać, że ktoś ciągle siusia. I to dość, rzekłbym, wartkim strumieniem. Zima nie była szczególnie śnieżna, więc w pierwszym momencie nie zauważyliśmy intruza, bowiem jego brunatna sierść zlewała się nieco z otoczeniem. Zdradził go wspomniany wcześniej wartki strumień. Miał jakieś 1,80m w kłębie i masywne, choć krótkie rogi na łbie wielkości telewizora "Rubin". Znaczy, żubr. Sam, znaczy - samiec. Popatrzyliśmy po sobie; koledzy jakoś dziwnie skoncentrowali wzrok na moich jaskraworóżowych spodniach z ortalionu ( zwracam uwagę na rok, wtedy było ciężko o inne). Popatrzyłem na spodnie, na żubra, dodałem do tego fakt, że byłem (prawdopodobnie poza żubrem) najmłodszy w stawce, zatem i potencjał biegowy nie był moim atutem. Na szczęście żubr jakoś inaczej to wszystko skalkulował; parsknął, niczym lokomotywa, po czym odcwałował w siną dal. Tego wieczoru z premedytacją napiłem się piwa, choć - jako grzeczny młodzian -wcześniej stroniłem od napitku
- spotkanie drugie miało miejsce już w latach 90-tych. Biegałem sobie po szlakach tutrystycznych w Tatrach (co jest godne polecenie, ale nie w szczycie wycieczkowym). Zmierzałem "ceprostradą" w stronę schroniska przy Moku, kiedy zauważyłem, że jakiś turysta usilnie wpatruje się w zieleń lasu. Przystanąłem, no i warto było. W lesie nieopodal szlaku buszowały dwa niedźwiedzie - samica z dość podrośnietym młodym. Misie co jakiś czas popatrywały na ścieżkę, gdzie zbierało się coraz więcej gapiów. W końcu samica "wyszła z nerw" oraz z lasu, po czym wytarabaniła się na szlak. Za nią pociecha. Oczywiście widzowie rozsądnie zrobili miejsce; efekt był taki, że miśki pogryzaly jakieś wyrastające spomiędzy kamieni badyle, publika - z rozsądnek odległości (chociaż co to znaczy rozsądna w takim wypadku?) pstrykała zdjęcia, a korek zrobił się aż do zejścia z Czarnego Stawu. Co było robić; pobiegłem do schroniska a o sytuacji opowiedziałem napotkanemu strażnikowi Parku. Coś pokrzyczał, zamachał rękami i pognał opanować sytację. To znaczy wyganiać ludzi; ci którzy znaleźli się po stronie schroniska, mieli więcej farta. Ci, którym miśki odcięły drogę do schroniska - a także o niczym nie wiedzący ludzie, którzy dopiero schodzili z góry - musieli zasuwać naokoło Morskiego. Jakiś czas potem zresztą niedźwiedzie uśpiono i wywieziono - chyba na Słowację - bo wyluzowały się do tego stopnia, że przychodziły na przekąskę do schronikowego śmietnika, skutecznie terroryzując turystów i mieszkańców. Szczytem zaś było potraktowanie schodów do schroniska jako sławojki; no i doigrały się. Ale to taka dywagacja; czy ktoś miał podobne zderzenia z przyrodą. Wojtek? Puma, grizzlie albo przynajmniej oposy?
W kwestii nietypowych spotkań chciałbym zaś dorzucić swoje 3 gr. Czasami na treningach zdarza mi się zobaczyć zające, lisy czy sarny lub jelenie. Łosia widziałem kiedyś w lesie na zawodach. Rozmaite ptactwo oraz gady przydarzały się takoż. Natomiast "życiówki" w kategorii "spotkania w lesie" mam dwie - nie wiem, którą plasować wyżej:
- spotkanie pierwsze. Trening na obozie zimowym w Puszczy Białowieskiej, rok pański 1988. Biegaliśmy jakąś wycieczkę (~20 km), w trakcie której był kilkukilometrowy odcinek krossu. Po tymże odcinku zatrzymujemy się w celu wiadomym ( byli sami panowie); każdy skończył, ale nie ruszamy, bo słychać, że ktoś ciągle siusia. I to dość, rzekłbym, wartkim strumieniem. Zima nie była szczególnie śnieżna, więc w pierwszym momencie nie zauważyliśmy intruza, bowiem jego brunatna sierść zlewała się nieco z otoczeniem. Zdradził go wspomniany wcześniej wartki strumień. Miał jakieś 1,80m w kłębie i masywne, choć krótkie rogi na łbie wielkości telewizora "Rubin". Znaczy, żubr. Sam, znaczy - samiec. Popatrzyliśmy po sobie; koledzy jakoś dziwnie skoncentrowali wzrok na moich jaskraworóżowych spodniach z ortalionu ( zwracam uwagę na rok, wtedy było ciężko o inne). Popatrzyłem na spodnie, na żubra, dodałem do tego fakt, że byłem (prawdopodobnie poza żubrem) najmłodszy w stawce, zatem i potencjał biegowy nie był moim atutem. Na szczęście żubr jakoś inaczej to wszystko skalkulował; parsknął, niczym lokomotywa, po czym odcwałował w siną dal. Tego wieczoru z premedytacją napiłem się piwa, choć - jako grzeczny młodzian -wcześniej stroniłem od napitku
- spotkanie drugie miało miejsce już w latach 90-tych. Biegałem sobie po szlakach tutrystycznych w Tatrach (co jest godne polecenie, ale nie w szczycie wycieczkowym). Zmierzałem "ceprostradą" w stronę schroniska przy Moku, kiedy zauważyłem, że jakiś turysta usilnie wpatruje się w zieleń lasu. Przystanąłem, no i warto było. W lesie nieopodal szlaku buszowały dwa niedźwiedzie - samica z dość podrośnietym młodym. Misie co jakiś czas popatrywały na ścieżkę, gdzie zbierało się coraz więcej gapiów. W końcu samica "wyszła z nerw" oraz z lasu, po czym wytarabaniła się na szlak. Za nią pociecha. Oczywiście widzowie rozsądnie zrobili miejsce; efekt był taki, że miśki pogryzaly jakieś wyrastające spomiędzy kamieni badyle, publika - z rozsądnek odległości (chociaż co to znaczy rozsądna w takim wypadku?) pstrykała zdjęcia, a korek zrobił się aż do zejścia z Czarnego Stawu. Co było robić; pobiegłem do schroniska a o sytuacji opowiedziałem napotkanemu strażnikowi Parku. Coś pokrzyczał, zamachał rękami i pognał opanować sytację. To znaczy wyganiać ludzi; ci którzy znaleźli się po stronie schroniska, mieli więcej farta. Ci, którym miśki odcięły drogę do schroniska - a także o niczym nie wiedzący ludzie, którzy dopiero schodzili z góry - musieli zasuwać naokoło Morskiego. Jakiś czas potem zresztą niedźwiedzie uśpiono i wywieziono - chyba na Słowację - bo wyluzowały się do tego stopnia, że przychodziły na przekąskę do schronikowego śmietnika, skutecznie terroryzując turystów i mieszkańców. Szczytem zaś było potraktowanie schodów do schroniska jako sławojki; no i doigrały się. Ale to taka dywagacja; czy ktoś miał podobne zderzenia z przyrodą. Wojtek? Puma, grizzlie albo przynajmniej oposy?
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
W Stanach nigdy nie przezywalem takich emocji co w Puszczy , bedac goniony przez dziki .
Penetrujac Appallachy , czuje nieraz charakterystyczny ostry zapach zwierzecy .Staram sie byc wtedy na bacznosci bo choc zamieszkujace tu niedzwiedzie brunatne do agresywnych nie naleza to zwierz nagle zaskoczony moze byc nieobliczalny .
Za to moj znajomy poczestowal mnie kilkoma krew w zylach mrozacymi opowiadaniami o polowaniu na grizzly na Kodiaku .
Penetrujac Appallachy , czuje nieraz charakterystyczny ostry zapach zwierzecy .Staram sie byc wtedy na bacznosci bo choc zamieszkujace tu niedzwiedzie brunatne do agresywnych nie naleza to zwierz nagle zaskoczony moze byc nieobliczalny .
Za to moj znajomy poczestowal mnie kilkoma krew w zylach mrozacymi opowiadaniami o polowaniu na grizzly na Kodiaku .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
W dzisiejszej Gazecie Wyborczej, dodatek Gazeta Sto³eczna, mo¿na przeczytaæ tak± oto notatkê:
http://www1.gazeta.pl/warszawa/1,34862,1565013.html

http://www1.gazeta.pl/warszawa/1,34862,1565013.html

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 684
- Rejestracja: 19 cze 2001, 10:56
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 2:58:00
- Lokalizacja: Warszawa
To było na szosie między Lasem Młocińskim a Puszczą Kampinoską na wysokości Dąbrowy Leśnej. Został potrącony przez samochód, otwarte złamanie nogi, nic nie można było zrobić.

Chwilę potem padł strzał.

Chwilę potem padł strzał.
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Wszytsko widac w jego oczach ...
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0