Dream big: (20+40+90+180), cel: Łódź Maraton 2023 (3:30-3:45)
Moderator: infernal
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
T3: 90/2018 10x400
Dziś mniej się grzebałem, więc start treningu o 5.05
W planie 10x400, czyli Danielsowskie rytmy. Daniels dla mojego VDOT każe 1:35, z mojego planu wynika, że pod 44 powinienem celować w 1:32-1:38, ale mi soę to dobrze biega tak 1:32, nawet szybciej.
Nie biegałem ich z miesiąc, a jeszcze piekielny Michał też je pobiegał, to tym bardziej mi ochoty narobił. 3 km dobiegu i start. Jak ostatnio te pierwsze odcinki robiłem za wolno, to tutaj otworzyłem w 1:27.8, więc za szybko. Przerwy w marszo (150m) - truchcie (250), start lotny, czyli rozpędzam się przed znacznikiem i w biegu lapuję.
Nastęne w 1:32, 1:32.8, 1:32.8, 1:31.4, 1:30.8, 1:29.3, 1,31.1, 1:31.1, 1:14.1 dwa ostatnie nie na tartanie, tylko na chodniku w drodze do domu, biegane na intensywność analogiczną do poprzednich i na czas - 1:30, pierwszy wycelowałem pięknie, 407m, a drugi 1:15 bo miałem do wyboru zatrzymać się, albo przeiegać przed ruszającym tramwajem, więc tego 1,5 km do domu, całość zamknięta 12,2 km w 1h10.
Świetny trening
Dziś mniej się grzebałem, więc start treningu o 5.05
W planie 10x400, czyli Danielsowskie rytmy. Daniels dla mojego VDOT każe 1:35, z mojego planu wynika, że pod 44 powinienem celować w 1:32-1:38, ale mi soę to dobrze biega tak 1:32, nawet szybciej.
Nie biegałem ich z miesiąc, a jeszcze piekielny Michał też je pobiegał, to tym bardziej mi ochoty narobił. 3 km dobiegu i start. Jak ostatnio te pierwsze odcinki robiłem za wolno, to tutaj otworzyłem w 1:27.8, więc za szybko. Przerwy w marszo (150m) - truchcie (250), start lotny, czyli rozpędzam się przed znacznikiem i w biegu lapuję.
Nastęne w 1:32, 1:32.8, 1:32.8, 1:31.4, 1:30.8, 1:29.3, 1,31.1, 1:31.1, 1:14.1 dwa ostatnie nie na tartanie, tylko na chodniku w drodze do domu, biegane na intensywność analogiczną do poprzednich i na czas - 1:30, pierwszy wycelowałem pięknie, 407m, a drugi 1:15 bo miałem do wyboru zatrzymać się, albo przeiegać przed ruszającym tramwajem, więc tego 1,5 km do domu, całość zamknięta 12,2 km w 1h10.
Świetny trening
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Ok, niniejszym po dzisiejszej wizycie na basenie sezon na życiówki się dla mnie zakończył i roztrenowanie czas zacząć, przymusowe niestety. Zachciało się zjeżdżać na zjeżdżalni na oponie. Efekt, pęknięta kość w stopie i 6 tygodni gipsu. W listopadzie jestem z powrotem.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
OK,
Zaległości blogowe na forum nadrobione, fajnie poczytać, że ludzie biegają i sosik wrócił, za co cholernie trzymałem kciuki, bo co innego niechęć do biegania, a co innego niemozność. Po raz kolejny sam się o tym przekonuję. Niesamowite, ile razy muszę "wracać" do biegania. Ale jak to mówią:
Szybki update (ładne, polskie słowo). Wciąż nie biegam internet mówi, że moje pękniecie (panewka V kości śródstopia z milimetrowym przemieszczeniem, ale bez śruby) goi się 6-8 tygodni. PO 2 tygodniach byłem na RTG, widać było, że się zaczyna zrastać. Mam nadzieję, że 6 wystarczy, bo zaczyna mnie nosić. Nawet już nie o bieganie chodzi, a zwykłą mobilność, bo do kibla o kulach muszę chodzić. 31.10 mam RTG, to będzie 6 tygodni bez dwóch dni i jestem mocno psychicznie nastawiony, żę to bęzie koniec gipsu. Za to szprycuję się zastrzykami przeciwzakrzepowymi, kazali to się szprycuję. Pewnie bym się nie przejmował, gdyby nie to, ze kumpel przez zator płucny po złamaniu był już prawie po 2 stronie, więc nie protestowałem jak mi to zapisali
Na szczeście mam pracę przy kompie i moja firma daje technicznie i organiacyjnie pracować zdalnie, bo by, chyba ześwirował. Nie cwiczę, bo nie mam motywacji za dużej, mam świadomość, że początki to będzie przyzwyczajanie się do chodzenia i stopniowe wydłużanie dystansu.
Z nowych umiejętności, nauczyłem się za dobrze skakać na jednej nodze, doszło do tego, że "idąc" położyć młodą spać, brałem ją na ręce i kicaliśmy do jej łóżeczka. Podobało jej się, mojemu piszczelowi jak się okazało mniej i ostatecznie przestałem kicać Waga stoi, właściwie trochę spadła (76,0 dziś rano), jakiś kilogram, ale raz, że jak się nie ruszam to organizm stwierdził, że nie ma sensu żreć (to plus), a dwa, że spadły mi mięśnie, w lewej nodze zwłaszcza, mam na łudce nadmiar skóry jak shar-pei będę tego musiał pilnować. Do biegania chcę wrócić jeszcze w tym roku, zobaczymy jak (bezpiecznie!) orgnizm pozwoli mi podjąć aktywności.
Cały czas się zastsnawiam nad celem na wiosnę - przed kontuzją miał być maraton, zobaczymy jak wyjdzie. W Łodzi zmienia się organizator, wraca lubiany puchar maratonu, pierwsza edycja (5km) w listopadzie, więc odpuszczam na bank, ale może w grudniu na dyszkę się zdecyduję - zobaczymy jak noga.
I tak się zastanawiam, jak to jest, że ja biegam i męczę się o 43, a mam kumpla który prawie nic nie biegając (1-2x tydz w tym parkrun) jest w stanie zrobić 1:25 w HM, a biegając 2x w tygodniu ~40 robi 3:00:15 M i 17:06 na 5k ale zaraz sobie przypominam, że on miał jedną miesięczną kontuzję, a ja łącznie to ponad rok uskłądam, plus drugie tyle przez dzieciaki. I on ważny prawie 10kg mniej mając 4% tkanki tłuszczowej z niczego ehh.
Dobra, dość gadania, trza do pracy.
Pozdrowienia dla wszystkich!
Zaległości blogowe na forum nadrobione, fajnie poczytać, że ludzie biegają i sosik wrócił, za co cholernie trzymałem kciuki, bo co innego niechęć do biegania, a co innego niemozność. Po raz kolejny sam się o tym przekonuję. Niesamowite, ile razy muszę "wracać" do biegania. Ale jak to mówią:
+1Nieważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz
Szybki update (ładne, polskie słowo). Wciąż nie biegam internet mówi, że moje pękniecie (panewka V kości śródstopia z milimetrowym przemieszczeniem, ale bez śruby) goi się 6-8 tygodni. PO 2 tygodniach byłem na RTG, widać było, że się zaczyna zrastać. Mam nadzieję, że 6 wystarczy, bo zaczyna mnie nosić. Nawet już nie o bieganie chodzi, a zwykłą mobilność, bo do kibla o kulach muszę chodzić. 31.10 mam RTG, to będzie 6 tygodni bez dwóch dni i jestem mocno psychicznie nastawiony, żę to bęzie koniec gipsu. Za to szprycuję się zastrzykami przeciwzakrzepowymi, kazali to się szprycuję. Pewnie bym się nie przejmował, gdyby nie to, ze kumpel przez zator płucny po złamaniu był już prawie po 2 stronie, więc nie protestowałem jak mi to zapisali
Na szczeście mam pracę przy kompie i moja firma daje technicznie i organiacyjnie pracować zdalnie, bo by, chyba ześwirował. Nie cwiczę, bo nie mam motywacji za dużej, mam świadomość, że początki to będzie przyzwyczajanie się do chodzenia i stopniowe wydłużanie dystansu.
Z nowych umiejętności, nauczyłem się za dobrze skakać na jednej nodze, doszło do tego, że "idąc" położyć młodą spać, brałem ją na ręce i kicaliśmy do jej łóżeczka. Podobało jej się, mojemu piszczelowi jak się okazało mniej i ostatecznie przestałem kicać Waga stoi, właściwie trochę spadła (76,0 dziś rano), jakiś kilogram, ale raz, że jak się nie ruszam to organizm stwierdził, że nie ma sensu żreć (to plus), a dwa, że spadły mi mięśnie, w lewej nodze zwłaszcza, mam na łudce nadmiar skóry jak shar-pei będę tego musiał pilnować. Do biegania chcę wrócić jeszcze w tym roku, zobaczymy jak (bezpiecznie!) orgnizm pozwoli mi podjąć aktywności.
Cały czas się zastsnawiam nad celem na wiosnę - przed kontuzją miał być maraton, zobaczymy jak wyjdzie. W Łodzi zmienia się organizator, wraca lubiany puchar maratonu, pierwsza edycja (5km) w listopadzie, więc odpuszczam na bank, ale może w grudniu na dyszkę się zdecyduję - zobaczymy jak noga.
I tak się zastanawiam, jak to jest, że ja biegam i męczę się o 43, a mam kumpla który prawie nic nie biegając (1-2x tydz w tym parkrun) jest w stanie zrobić 1:25 w HM, a biegając 2x w tygodniu ~40 robi 3:00:15 M i 17:06 na 5k ale zaraz sobie przypominam, że on miał jedną miesięczną kontuzję, a ja łącznie to ponad rok uskłądam, plus drugie tyle przez dzieciaki. I on ważny prawie 10kg mniej mając 4% tkanki tłuszczowej z niczego ehh.
Dobra, dość gadania, trza do pracy.
Pozdrowienia dla wszystkich!
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Cześć Ludziska,
Mała aktualizacja - ja już nie mam szyny na nodze za to w środę kolejne RTG i info od lekarza - "proszę się nie przejmować, to jeszcze 4-6 tygodni będzie się zrastać, taka jest charakterystyka tego złamania w tym miejscu".
Więc już kuśtykam, obciążam nogę, choć mam wciąż opory przed zginaniem stopy, jeden psychiczny, żę będzie boleć, drugi fizyczny, bo faktycznie pobolewa Jak tylko dostanę zielone światło - wracam do biegania. Na razie czekam na info, czy mogę wprowadzić rower, żeby choć trochę wydolności złapać i mięśnie nóg wzmocnić.
Mała aktualizacja - ja już nie mam szyny na nodze za to w środę kolejne RTG i info od lekarza - "proszę się nie przejmować, to jeszcze 4-6 tygodni będzie się zrastać, taka jest charakterystyka tego złamania w tym miejscu".
Więc już kuśtykam, obciążam nogę, choć mam wciąż opory przed zginaniem stopy, jeden psychiczny, żę będzie boleć, drugi fizyczny, bo faktycznie pobolewa Jak tylko dostanę zielone światło - wracam do biegania. Na razie czekam na info, czy mogę wprowadzić rower, żeby choć trochę wydolności złapać i mięśnie nóg wzmocnić.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Cześć,
Dawno mnie nie było, ale teraz już będę regularnie. Szybki update, po 13.5 tygodniach RTG pokazało zrost kostny i dostałem zielone światło do biegania. Więc biegam.
Ok, pobiegłem na razie 3 razy, ale w ciągu tygodnia, więc się liczy.
Ci z którymi znam się na Endo albo na Garminie już pewnie widzieli, że biegam.
W 2018 rzutem na taśmę zrobiłem pierwszy trening po kontuzji i ostatni trening w roku, zależało mi na tym, żeby zamknąć 2018 "w biegu" - udało się. 4,8 km, ale czułem się że żyję i cieszyłem jak dziecko. 3 miesiące wymuszonej przerwy to długo, inaczej jak nie ma czasu albo chęci, i można wyskoczyć jak się pojawią, a tu czas i chęci były, tylko czekałem na zielone światło. Symptomatyczne, że ostatni trening który zrobiłem przed kontuzją, 400-tki, był treningiem numer 90. Rok zamknąłem w 91 biegach, licznik zatrzymał się na 796 kilometrach.
Plusy - wróciłem do biegania wiosną po ustabilizowania się trybu życia młodej, nie trapiły mnie kontuzje BIEGOWE udawało mi się realizować plan który przynosił efekty i dawał satysfakcję, polubiłem bieganie latem w upałach. Więc od teraz oficjalnie uwielbiam biegać w temperaturach w zakresie -10 do +30 zbiłem wagę do 76, złamałem wreszcie 45, byłem na najlepszej drodze do złamania 44. Całkiem dużo tych plusów.
Minusy - przez głupotę złamałem nogę i spieprzyłem możliwość jesiennego złamania 44, oraz tym samym wiosennego maratonu w Łodzi.
Cele 2019
I-IV:
5k - <21:30
10k - <43 (mże się rozciągnąć na cały rok)
VII-XII
21,1k - <1:40
42,2k - 3:4X
Plan prosty:
Styczeń: powrót do biegania 3x/tydz. i zwiększanie objętości i temp, bo teraz człapię 6:30-6:45 (ale oddycham tylko nosem )
Luty: zwiększenie objętości do 4x/tydz - docelowo chcę biegać około 45-50 km w 4 treningach. 5 trening raczej odpada, więc będę skupiał się na jakości (to tak globalnie).
Marzec-czerwiec: praca z szybkością. Według tego samego planu co wcześniej - skoro sprawia mi przyjemność, jest wymagający i wykonalny, a co najważniejsze - działa, to nie zmieniam.
Jesień to wydłużane pod maraton, który chcę przebiec na szybkości wypracowanej wiosną. Plan pewnie danielsowski z własnymi modyfikacjami.
Co najważniejsze - pilnować organizmu i słuchać go, co procentowało w 2018. Kolejne miesiące będą efektem wniosków z poprzednich. I unikać zjeżdżalni wodnych
W tym roku chcę częściej startować w zawodach, bo pamiętam z początków biegania, że mi to sporo dawało, a w kolejnych latach mniej było zawodów, a więcej fiksowania się na planach treningowych.
marzec - może półmaraton Pabianice? To zależy od treningu
kwiecień (zapisany) - dyszka towarzysząca łódzkiemu Maratonowi. Jakieś 46-47 będę chciał tu wykręcić, ale czas pokaże. Kumpel zasadza się na 2.50, jak dla mnie ma szanse.
maj - Bieg Piotrkowską - tu mnie nie może nie być, uwielbiam ten bieg.
Inne, mniejsze biegi poszukam na dniach i uzupełnię.
Jesień - maraton to pewnie coś z zestawu Wrocław/Poznań/Warszawa/Toruń. Na pewno w PL, wyjdzie z treningu. Pewnie skończy się na Poznaniu, 3 raz, tym bardziej, że jubileuszowa edycja.
1.01 - Nowy Rok - 1/2019 - 4,8 km. . Udało się zacząć z przytupem.
3.01 - 2/2019 - 4,8 km - jak wstałem, śnieg padał w poprzek stwierdziłem, że to i tak lepiej niż deszcz, ubrałem się, założyłem nakładki na buty (nie spodziewając się, i słusznie, że o 5.30 będzie wszędzie odśnieżone), bo śniegu whooy (tak 6-8 cm puchu było). Te nakładki to jeden z lepszych zakupów biegowych, na chodniku bez śniegu czuć, że kołeczki są, i słychać, że skrobią, ale jak tylko jest ciut śniegu, wgryzają się pięknie i się po prostu biegnie, zero uślizgów czy utraty przyczepności, PO-LE-CAM!
A teraz idę po kawę i nadrabiam czytanie Waszych blogów.
Sochers,
znów biegacz
Dawno mnie nie było, ale teraz już będę regularnie. Szybki update, po 13.5 tygodniach RTG pokazało zrost kostny i dostałem zielone światło do biegania. Więc biegam.
Ok, pobiegłem na razie 3 razy, ale w ciągu tygodnia, więc się liczy.
Ci z którymi znam się na Endo albo na Garminie już pewnie widzieli, że biegam.
W 2018 rzutem na taśmę zrobiłem pierwszy trening po kontuzji i ostatni trening w roku, zależało mi na tym, żeby zamknąć 2018 "w biegu" - udało się. 4,8 km, ale czułem się że żyję i cieszyłem jak dziecko. 3 miesiące wymuszonej przerwy to długo, inaczej jak nie ma czasu albo chęci, i można wyskoczyć jak się pojawią, a tu czas i chęci były, tylko czekałem na zielone światło. Symptomatyczne, że ostatni trening który zrobiłem przed kontuzją, 400-tki, był treningiem numer 90. Rok zamknąłem w 91 biegach, licznik zatrzymał się na 796 kilometrach.
Plusy - wróciłem do biegania wiosną po ustabilizowania się trybu życia młodej, nie trapiły mnie kontuzje BIEGOWE udawało mi się realizować plan który przynosił efekty i dawał satysfakcję, polubiłem bieganie latem w upałach. Więc od teraz oficjalnie uwielbiam biegać w temperaturach w zakresie -10 do +30 zbiłem wagę do 76, złamałem wreszcie 45, byłem na najlepszej drodze do złamania 44. Całkiem dużo tych plusów.
Minusy - przez głupotę złamałem nogę i spieprzyłem możliwość jesiennego złamania 44, oraz tym samym wiosennego maratonu w Łodzi.
Cele 2019
I-IV:
5k - <21:30
10k - <43 (mże się rozciągnąć na cały rok)
VII-XII
21,1k - <1:40
42,2k - 3:4X
Plan prosty:
Styczeń: powrót do biegania 3x/tydz. i zwiększanie objętości i temp, bo teraz człapię 6:30-6:45 (ale oddycham tylko nosem )
Luty: zwiększenie objętości do 4x/tydz - docelowo chcę biegać około 45-50 km w 4 treningach. 5 trening raczej odpada, więc będę skupiał się na jakości (to tak globalnie).
Marzec-czerwiec: praca z szybkością. Według tego samego planu co wcześniej - skoro sprawia mi przyjemność, jest wymagający i wykonalny, a co najważniejsze - działa, to nie zmieniam.
Jesień to wydłużane pod maraton, który chcę przebiec na szybkości wypracowanej wiosną. Plan pewnie danielsowski z własnymi modyfikacjami.
Co najważniejsze - pilnować organizmu i słuchać go, co procentowało w 2018. Kolejne miesiące będą efektem wniosków z poprzednich. I unikać zjeżdżalni wodnych
W tym roku chcę częściej startować w zawodach, bo pamiętam z początków biegania, że mi to sporo dawało, a w kolejnych latach mniej było zawodów, a więcej fiksowania się na planach treningowych.
marzec - może półmaraton Pabianice? To zależy od treningu
kwiecień (zapisany) - dyszka towarzysząca łódzkiemu Maratonowi. Jakieś 46-47 będę chciał tu wykręcić, ale czas pokaże. Kumpel zasadza się na 2.50, jak dla mnie ma szanse.
maj - Bieg Piotrkowską - tu mnie nie może nie być, uwielbiam ten bieg.
Inne, mniejsze biegi poszukam na dniach i uzupełnię.
Jesień - maraton to pewnie coś z zestawu Wrocław/Poznań/Warszawa/Toruń. Na pewno w PL, wyjdzie z treningu. Pewnie skończy się na Poznaniu, 3 raz, tym bardziej, że jubileuszowa edycja.
1.01 - Nowy Rok - 1/2019 - 4,8 km. . Udało się zacząć z przytupem.
3.01 - 2/2019 - 4,8 km - jak wstałem, śnieg padał w poprzek stwierdziłem, że to i tak lepiej niż deszcz, ubrałem się, założyłem nakładki na buty (nie spodziewając się, i słusznie, że o 5.30 będzie wszędzie odśnieżone), bo śniegu whooy (tak 6-8 cm puchu było). Te nakładki to jeden z lepszych zakupów biegowych, na chodniku bez śniegu czuć, że kołeczki są, i słychać, że skrobią, ale jak tylko jest ciut śniegu, wgryzają się pięknie i się po prostu biegnie, zero uślizgów czy utraty przyczepności, PO-LE-CAM!
A teraz idę po kawę i nadrabiam czytanie Waszych blogów.
Sochers,
znów biegacz
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
3/2019 6,2 km Wybieganie normalnie
W niedzielę wyszedłem w ciągu dnia, to poleciałem do lasu, żeby nie biegać wszystkiego tą samą pętlą. Jestem dość mocny psychicznie, ale bez przesady. Nakładki dalej super, chociaż moja lewa kostka jeszcze nie jest gotowa na najpierw mokry i rozdeptany, potem zamarznięty i przysypany świeżym śniegiem stary ścieg, i kilka razy zrobiłem auć, jak zrobiła wymyk do wewnętrznej. Muszę odkopać deseczkę od PanaJagody i wreszcie zacząć ćwiczyć (kogo ja oszukuję? ).
W1 2019 za nami.
Wracam do biegania, na spokojnie, mam w tym niemałe doświadczenie trzy treningi zrobione, niecałe 16 km. Biega się sympatycznie, wydolnościowo coraz lepiej, nie ma takiej zapaści jak rok temu, ale i przerwa o połowę krótsza, a i waga o prawie 5 kg niższa. W 2019 może wreszcie uda się złamać 75 kg
W przyszłym tygodniu dalsze spokojne bieganie, tak do 20 km podbiję, 3x 6-7 km powinienem wytrzymać bez zakwasów. Gonię Was wszystkich, słyszycie?!
W niedzielę wyszedłem w ciągu dnia, to poleciałem do lasu, żeby nie biegać wszystkiego tą samą pętlą. Jestem dość mocny psychicznie, ale bez przesady. Nakładki dalej super, chociaż moja lewa kostka jeszcze nie jest gotowa na najpierw mokry i rozdeptany, potem zamarznięty i przysypany świeżym śniegiem stary ścieg, i kilka razy zrobiłem auć, jak zrobiła wymyk do wewnętrznej. Muszę odkopać deseczkę od PanaJagody i wreszcie zacząć ćwiczyć (kogo ja oszukuję? ).
W1 2019 za nami.
Wracam do biegania, na spokojnie, mam w tym niemałe doświadczenie trzy treningi zrobione, niecałe 16 km. Biega się sympatycznie, wydolnościowo coraz lepiej, nie ma takiej zapaści jak rok temu, ale i przerwa o połowę krótsza, a i waga o prawie 5 kg niższa. W 2019 może wreszcie uda się złamać 75 kg
W przyszłym tygodniu dalsze spokojne bieganie, tak do 20 km podbiję, 3x 6-7 km powinienem wytrzymać bez zakwasów. Gonię Was wszystkich, słyszycie?!
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
4/2019 4,8 km
Wstaję rano, budzik zaspał za to mój organiczny budzik zażądał o 4:48 mleka. I potem jeszcze jednego, zanim wyszedłem. A potem jeszcze, jak już mnie nie było, żona była przeszczęśliwa
Dziś oprócz nakładek, które zdjąłem po kilometrze (śniego-lód się skończył), testowałem maskę antysmogową. Jako że #xiaominajlepsze mam tę od nich (w sumie mają doświadczenie ze smogiem, że hej), u nas normy PM10 przekroczone 1-5-10x, zależnie od lokalizacji czujnika. Na początku trochę problemów z dopasowaniem do paszczy, żeby mi kominiarka nie zdejmowała jej z uszu, potem zagrało. Po 500m dałem sobie siana z próbami oddychania nosem, na tak ograniczoną podaż tlenu to jeszcze gotów nie jestem.
Ogólnie eksperyment średnio udany, po 3 km bieganie stało się mega trudne, bo maska złapała wilgoci i przy wdechu przyklejała się do ust, gówniane uczucie. Nie wiem, czy to tylko moja tak miała, ale pojutrze sprawdzę z innym typem jaki mam w szufladzie. Bo tak się biegać nie da.
Wyjście 1/3 - zaliczone.
Wstaję rano, budzik zaspał za to mój organiczny budzik zażądał o 4:48 mleka. I potem jeszcze jednego, zanim wyszedłem. A potem jeszcze, jak już mnie nie było, żona była przeszczęśliwa
Dziś oprócz nakładek, które zdjąłem po kilometrze (śniego-lód się skończył), testowałem maskę antysmogową. Jako że #xiaominajlepsze mam tę od nich (w sumie mają doświadczenie ze smogiem, że hej), u nas normy PM10 przekroczone 1-5-10x, zależnie od lokalizacji czujnika. Na początku trochę problemów z dopasowaniem do paszczy, żeby mi kominiarka nie zdejmowała jej z uszu, potem zagrało. Po 500m dałem sobie siana z próbami oddychania nosem, na tak ograniczoną podaż tlenu to jeszcze gotów nie jestem.
Ogólnie eksperyment średnio udany, po 3 km bieganie stało się mega trudne, bo maska złapała wilgoci i przy wdechu przyklejała się do ust, gówniane uczucie. Nie wiem, czy to tylko moja tak miała, ale pojutrze sprawdzę z innym typem jaki mam w szufladzie. Bo tak się biegać nie da.
Wyjście 1/3 - zaliczone.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Aktualizacja zbiorcza:
5/2019 7 km
Sobota 12.01. Na plusie (dwa stopnie), śnieg nie padał, to nakładki zostały w kieszeni, smogu nie było to maski nawet nie tykałem, na drzemce młodej poleciałem do lasu, tam śniegu więcej, leciutkie uślizgi, ale bez dramatu, kostka już w porządku, zrobiłem 7 km. Tempo trochę żwawsze (6:15 w środku, końcówka wolniej bo pod górę), oddech nosem cały czas, w pewnym momencie 3-4, na koniec zeszło na 3-3. Podoba mi się ten eksperyment.
2 z 3 zaplanowanych treningów, na razie bez ciśnień.
6/2019 5 km
Sobota 19.01. Jedyny trening w tygodniu, tylko piąteczka wieczorem, trochę niechciejstwa, trochę pecha. We wtorek po pracy do Wawy, z Wawy do Sztokholmu w delegację, miałem być o 22, to stwierdziłem, że pobiegam wieczorem (ciuchy dopchnąłem do bagażu podręcznego na 2 dni ). Samolot opóźnienie, więc na miejscu 23.30 (hotel self service, o czym nie wiedziałem, do wejścia do pokoju trza kodu, a ja nie mam na szczęście miły Hindus z customer supportu podał mi go przez telefon i nie musiałem nocować na dworcu. W Szwecji -6 i trochę sypało. Postanowiłem pobiegać rano. Ale nie wstałem, bo podróż trzeba było odespać. "Pobiegam po pracy". O 13 lunch, git, o 18 wychodzę z biura, 8-10 cm śniegu napadało, i padało cały czas. Hmm, "pobiegam rano jak odgarną". O 22 jak się okazało śnieg zmienił się w deszcz ze śniegiem, a nad ranem zamarzło... "Trzeba było biegać wczoraj". W Szwecji, a przynajmniej tam gdzie ja byłem zamiast solą sypią takim grysiko-żwirkiem, znacznie bardziej przyczepny niż piasek, ale jak wychodziłem to jeszcze mało tego wysypali, więc generalnie rewia Holiday on Ice, tylko bez łyżew. W domu 23.30, więc o 5 raczej nie wstałem. To została tylko ta sobota. Sobota, gdzie młodzian dostał z czapy 39,5 stopnia, jakiś wirus go chwycił i 4 dni nie puszczał. Żonę w niedzielę dorwała grypa, a w środę doszło zapalenie gardła i krtani więc z biegania rano nici, żeby nie pobudzić, wieczorami się nie chciało po pracy i drugiej zmianie ogarniania coraz bardziej rozpieranych energią dzieciaków. Tak nadeszła sobota. A w tę sobotę jak poleciałem wieczorem biegać, to chyba lepiej żebym nie poleciał, bo nie sprawdziłem jakości powietrza i normy były chyba o 700% przekroczone, a u mnie i tak nie jest źle. Więc po powrocie ze 20 minut miałem takie mroczki i zawroty jakbym dość szybko dość dużo alko zapodał. Słabe uczucie na trzeźwo
7/2019 8,5 km
Wyskoczyłem na drzemce młodej, jak młody zaczął przerabiać jakiś pojazd z LEGO. Jasno było, to poleciałem do lasu, stwierdziłem, że będę na lekko śliskim śniegu "robił siłę". Pod śniegiem był lód jak się okazało, więc uślizgów sporo, układ ruchu dostał po dupie, bo się zmieniła technika biegu i na 7km lewe kolano powiedziało dość. fakt, że zrobiłem w tych warunkach kilometr <6 nie pomógł. Redukcja prędkości i przyłożenie się do techniki sprawiły, że ból minął jak ręką odjął i dalej bez problemów. Wobec tego odpuściłem bieganie w niedzielę i przerzuciłem na poniedziałek.
8/2019 8,5 km
Tak dochodzimy do dziś. Budzik na 4.55, zadzwonił, wstałem, wyłączyłem, mrugnąłem, 5.25. KWA, gdzie moje pół godziny?! Niemniej zebrałem się, wyszedłem na piątkę. Kiedyś to bym nawet o tym nie pomyślał, a teraz proszę. Wydolność nawet na jednym, dwóch treningach w tygodniu idzie do góry wydatnie, trzeci 5:51, czwarty 5:38 i to cały czas oddychając tylko nosem 3-3. Nogi się dostosowują. W tym tygodniu 3 treningi, w kolejnym odpalam 4 i zwiększanie kilometrażu do objętości docelowej, rozruch uważam za zrobiony, teraz czas potrenować. Dodatkowo w ramach zalążka treningu uzupełniającego (nie szalejmy przecież) stwierdziłem, że zanim zacznę świrować na magicznej deseczce w statyce dynamicznej zacznę od statyki statycznej - czyli przy myciu zębów staję na palcach jednej nogi, prawidłowa postawa i tak trzymam równowagę 60s na jednej, 60s na drugiej. Postęp jest wyraźny. W tym tygodniu dokładam jakieś core.
Tak patrzę, że jest szansa na 55-60 km w tym miesiącu, czyli tyle ile w drugim miesiącu mojego powrotu do biegania rok temu, a teraz czuję się dużo lepiej niż wtedy, więc i progres/powrót powinien być szybszy.
Gonię Was
5/2019 7 km
Sobota 12.01. Na plusie (dwa stopnie), śnieg nie padał, to nakładki zostały w kieszeni, smogu nie było to maski nawet nie tykałem, na drzemce młodej poleciałem do lasu, tam śniegu więcej, leciutkie uślizgi, ale bez dramatu, kostka już w porządku, zrobiłem 7 km. Tempo trochę żwawsze (6:15 w środku, końcówka wolniej bo pod górę), oddech nosem cały czas, w pewnym momencie 3-4, na koniec zeszło na 3-3. Podoba mi się ten eksperyment.
2 z 3 zaplanowanych treningów, na razie bez ciśnień.
6/2019 5 km
Sobota 19.01. Jedyny trening w tygodniu, tylko piąteczka wieczorem, trochę niechciejstwa, trochę pecha. We wtorek po pracy do Wawy, z Wawy do Sztokholmu w delegację, miałem być o 22, to stwierdziłem, że pobiegam wieczorem (ciuchy dopchnąłem do bagażu podręcznego na 2 dni ). Samolot opóźnienie, więc na miejscu 23.30 (hotel self service, o czym nie wiedziałem, do wejścia do pokoju trza kodu, a ja nie mam na szczęście miły Hindus z customer supportu podał mi go przez telefon i nie musiałem nocować na dworcu. W Szwecji -6 i trochę sypało. Postanowiłem pobiegać rano. Ale nie wstałem, bo podróż trzeba było odespać. "Pobiegam po pracy". O 13 lunch, git, o 18 wychodzę z biura, 8-10 cm śniegu napadało, i padało cały czas. Hmm, "pobiegam rano jak odgarną". O 22 jak się okazało śnieg zmienił się w deszcz ze śniegiem, a nad ranem zamarzło... "Trzeba było biegać wczoraj". W Szwecji, a przynajmniej tam gdzie ja byłem zamiast solą sypią takim grysiko-żwirkiem, znacznie bardziej przyczepny niż piasek, ale jak wychodziłem to jeszcze mało tego wysypali, więc generalnie rewia Holiday on Ice, tylko bez łyżew. W domu 23.30, więc o 5 raczej nie wstałem. To została tylko ta sobota. Sobota, gdzie młodzian dostał z czapy 39,5 stopnia, jakiś wirus go chwycił i 4 dni nie puszczał. Żonę w niedzielę dorwała grypa, a w środę doszło zapalenie gardła i krtani więc z biegania rano nici, żeby nie pobudzić, wieczorami się nie chciało po pracy i drugiej zmianie ogarniania coraz bardziej rozpieranych energią dzieciaków. Tak nadeszła sobota. A w tę sobotę jak poleciałem wieczorem biegać, to chyba lepiej żebym nie poleciał, bo nie sprawdziłem jakości powietrza i normy były chyba o 700% przekroczone, a u mnie i tak nie jest źle. Więc po powrocie ze 20 minut miałem takie mroczki i zawroty jakbym dość szybko dość dużo alko zapodał. Słabe uczucie na trzeźwo
7/2019 8,5 km
Wyskoczyłem na drzemce młodej, jak młody zaczął przerabiać jakiś pojazd z LEGO. Jasno było, to poleciałem do lasu, stwierdziłem, że będę na lekko śliskim śniegu "robił siłę". Pod śniegiem był lód jak się okazało, więc uślizgów sporo, układ ruchu dostał po dupie, bo się zmieniła technika biegu i na 7km lewe kolano powiedziało dość. fakt, że zrobiłem w tych warunkach kilometr <6 nie pomógł. Redukcja prędkości i przyłożenie się do techniki sprawiły, że ból minął jak ręką odjął i dalej bez problemów. Wobec tego odpuściłem bieganie w niedzielę i przerzuciłem na poniedziałek.
8/2019 8,5 km
Tak dochodzimy do dziś. Budzik na 4.55, zadzwonił, wstałem, wyłączyłem, mrugnąłem, 5.25. KWA, gdzie moje pół godziny?! Niemniej zebrałem się, wyszedłem na piątkę. Kiedyś to bym nawet o tym nie pomyślał, a teraz proszę. Wydolność nawet na jednym, dwóch treningach w tygodniu idzie do góry wydatnie, trzeci 5:51, czwarty 5:38 i to cały czas oddychając tylko nosem 3-3. Nogi się dostosowują. W tym tygodniu 3 treningi, w kolejnym odpalam 4 i zwiększanie kilometrażu do objętości docelowej, rozruch uważam za zrobiony, teraz czas potrenować. Dodatkowo w ramach zalążka treningu uzupełniającego (nie szalejmy przecież) stwierdziłem, że zanim zacznę świrować na magicznej deseczce w statyce dynamicznej zacznę od statyki statycznej - czyli przy myciu zębów staję na palcach jednej nogi, prawidłowa postawa i tak trzymam równowagę 60s na jednej, 60s na drugiej. Postęp jest wyraźny. W tym tygodniu dokładam jakieś core.
Tak patrzę, że jest szansa na 55-60 km w tym miesiącu, czyli tyle ile w drugim miesiącu mojego powrotu do biegania rok temu, a teraz czuję się dużo lepiej niż wtedy, więc i progres/powrót powinien być szybszy.
Gonię Was
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
9/2019 6,8 km
9/2019 dziś budzik 5.10, ledwie opanowałem chęć mrugnięcia, bo wczoraj to mrugnięcie spowodowało, że zamiast o 4.55 wstałem 6.40 i bieganie poszło się paść.
Przyjemnie się biegło, nogi od razu zaskoczyły, czasem zauważam, że jeszcze coś poczuję w stopie, ale nie wiem czy kostnie czy tkankowo dookoła, bo potrafi przyjść i odejść znienacka. Niemniej nie jest to żaden ból, raczej "czuję coś". Dokładnie, wielokrotne, kompulsywne organoleptyczne uciskanie, ugniatanie, rozciąganie i opukiwanie, nie zwiększa skali zjawiska, więc jest ok. Monitoruję.
Średnie tempo rośnie, poziom wysiłku powolutku się obniża. Biegam, mam frajdę i czuję poprawę formy, dziś bieg w tempie 5;45 na koniec był wciąż akceptowalny na względnym luzie (no może nie widać tego na wykresie HR, ale 3-3 oddech szedł bez problemu, a na sam koniec zrobiłem sobie przebieżkę, tak ze 100m w tempie około 4:40 i byłem bardzo mile zaskoczony, że organizm wszedł w tempo bez mrugnięcia okiem )
Miesiąc zamykam w 52 km, byłoby pewnie z 70-80 jakby mi treningi nie powypadały, ale na to teraz mam już mały wpływ.
Korci mnie na jakieś zawody, muszę sobie czegoś poszukać.
9/2019 dziś budzik 5.10, ledwie opanowałem chęć mrugnięcia, bo wczoraj to mrugnięcie spowodowało, że zamiast o 4.55 wstałem 6.40 i bieganie poszło się paść.
Przyjemnie się biegło, nogi od razu zaskoczyły, czasem zauważam, że jeszcze coś poczuję w stopie, ale nie wiem czy kostnie czy tkankowo dookoła, bo potrafi przyjść i odejść znienacka. Niemniej nie jest to żaden ból, raczej "czuję coś". Dokładnie, wielokrotne, kompulsywne organoleptyczne uciskanie, ugniatanie, rozciąganie i opukiwanie, nie zwiększa skali zjawiska, więc jest ok. Monitoruję.
Średnie tempo rośnie, poziom wysiłku powolutku się obniża. Biegam, mam frajdę i czuję poprawę formy, dziś bieg w tempie 5;45 na koniec był wciąż akceptowalny na względnym luzie (no może nie widać tego na wykresie HR, ale 3-3 oddech szedł bez problemu, a na sam koniec zrobiłem sobie przebieżkę, tak ze 100m w tempie około 4:40 i byłem bardzo mile zaskoczony, że organizm wszedł w tempo bez mrugnięcia okiem )
Miesiąc zamykam w 52 km, byłoby pewnie z 70-80 jakby mi treningi nie powypadały, ale na to teraz mam już mały wpływ.
Korci mnie na jakieś zawody, muszę sobie czegoś poszukać.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
10/2019 7,9 km
Trening na wyjeździe, pojechałem w delegację pooddychać krakowskim smogiem cel na tydzień, 3 treningi - wykonany. Niecałe 20 km objętości, trochę szybciej, jeden trening na wyjeździe plus rolowanie.
11/2019 4,89 km
Jak wyszedłem i zobaczyłem ile śniegu napadało to chciałem wracać, na moje oko ze 12 cm nawaliło od północy. Pobiegłem, o 5.30 niewiele odśnieżone, tam gdzie się dało, ulicą, tam gdzie nie - chodnikiem. Trafiały się tropy ludzi, to stwierdziłem "skorzystam". Po 30 metrach dałem sobie siana, w świeżym śniegu biega się bezpieczniej, bo nie jest ubity pod bóg wie jakim kątem. Niemniej miny ludzi, jak leciałem po świeżym, zamiast ubitym - bezcenne.
12/2019 5,72 km
Rozkręcam się. Dziś odwrócona pętelka i dołożony kilometr, razem niecałe 6, ale trochę szybciej. Jestem w miarę komfortowo w stanie utrzymać tempo 5:45 oddychając nosem, może nie widać tego po pulsie, ale wróci do siebie nie zdążyłem się porolować :/
13/2019 6,85 km
Brak rolowania dzień wcześniej, to betonowe nogi i biegło się dość ciężko. Plus jeszcze siła nie ta, ale czuję, że wraca. Starałem się biec tak 6:10, końcówkę świadomie przyspieszyłem <6:00 3 z 4 planowanych w tym tygodniu. Fun fact - ostatnio zauważyłem, że na jednej zapiętej elektrodzie pulsometr jako tako działa. Dziś potwierdziłem, że jak się nie założy odbiornika - to nie działa poziom mojej bezrefleksyjności i automatyzacji jest taki, że jak odbiornik nie leżał przy reszcie rzeczy do założenia, to założyłem pas, całą resztę, a tego nie no cóż, wiem, że puls niski nie był :D
14/2019 6,85 km
Trening numer 4. Mięśnie pośladkowe dostały po dupie :D bo pobiegłem do lasu bez nakładek i tak jak w okolicy domu chodniki od kilku dni pięknie odśnieżone i można biegać, tak tam w cholerę uślizgów i muszę przyznać, że się podmęczyłem. Footpod wariuje w takich sytuacjach. Niemniej, plan wykonany i niecałe 25 km wpadło w tym tygodniu.
15/2019 6,75 km
Dziś budzik 4.55 i 5.15 na dole. Dość ciepło, bo 5 stopni, poleciałem moją ~7km pętelkę. GPS pierwszy km totalnie wyciągnięty z okrężnicy, ale wiem co biegam, więc luz. Pośladkowe po wczorajszym czułem, czułem też stopę, przez pierwsze 2 km, co mi przypomina, że muszę bardziej zadbać o rolowanie i wzmacnianie. Za to widzę, że puls powoli spada, co cieszy
16/2019 8,75 km
W tym tygodniu środek wypadł, więc będą tylko 3 treningi, ale chociaż objętościowo spróbuję zrobić ciut więcej niż w poprzednim tygodniu. Fajnie się biegło, od razu po powrocie na wałek - niesamowite jest to jak 3 minuty rolowania potrafią rozluźnić nogi.
17/2019 10,18 km
Pękła dyszka, zamierzona, po wczorajszych browarkach. Pogoda wyśmienita, dobrze się biegło. Nie leciałem tego na totalnym luzie, ale tak żeby oddech 3-3 pozwolił zachować względny komfort, ale żeby czuć, że biegnę.
18/2019 7 km
Po piątce Garmin padł.
19/2019 7 km
Myśl dnia: trzeba ładować Garmina. Ale chrzanić garniaka, leciałem na Endo.
Za każdym razem jak wracam do biegania po przerwie albo kontuzji, trafia się trening, gdzie zaskoczy, czasem jeden, czasem kilka - i wówczas czuć, że samo idzie i jest luz. To ja tak miałem dziś (czwartek, 21.02) :D
20/2019 7,5 km
W czwartek "zaskoczyło" i teraz mam tego potwierdzenie, z dnia na dzień znalazłem luz rytm i niesamowitą przyjemność z biegania, samo idzie
21/2019 5,8 km
Niedziela, czwarte bieganie, rano nie wstałem i wyszedłem wieczorem, jak dzieciaki poszły spać, złamałem się, ale nie żałuję, bo plan na ten tydzień wypełniony, Może parę kilometrów mniej niż chciałem, ale ważne, że cztery wyjścia. W lutym już mam na rozkładzie tyle kilometrów ile miałem w maju 2018, stąd liczę że i wyniki trochę szybciej przyjdą niż rok temu.
Dobra, powyżej podsumowanie lutego, bo tyle mniej więcej nie zaglądałem na forum. Brak czasu w pracy i wieczorami w domu siedzę i obrabiam whooy zaległe filmy rodzinne, widzę światełko w tunelu, stąd się spinam dość mocno. Ale biegam i to coraz więcej i coraz lepiej. A i systematyczność pisania i czytania chcę poprawić, bo mnie to motywuje, i Wasze komentarze i Wasze postępy.
Taka szybka refleksja - w tym roku wcześniej zacząłem wchodzić na kilometraż, nie są to może jeszcze te prędkości które bym chciał, ale czuję, że organizm pamięta i chcę to wykorzystać. Na razie biegałem krótsze dystanse ale pozwalałem sobie na lekkie przyciśnięcie i adaptacja przebiega pomyślnie. Miesiąc temu jak robiłem szybką piątkę, gdzie ostatni wychodził w 5:50 a średnio całość 6:11, to średnie HR miałem 169. Wczoraj zrobiłem taką szybką piątkę, gdzie ostatni pełny kilometr wszedł w 5.30, a ostatnie 200 m po 4:15 na kontroli, a HR średnie 147 a max 173, czyli tutaj max niewiele większy niż miesiąc temu średnie na znacznie niższych tempach. Realnie patrząc, mam szansę na 100 km w lutym, co cieszy, tym bardziej, że i tempa rosną i HR spada, a biega mi się przyjemnie.
Zapisałem się na 3 biegi w najbliższym czasie:
07.04 - 10k towarzyszące maratonowi. Plany jesienią były, żeby się z nim zmierzyć, ale stopa je wybitnie pokrzyżowała. Mam nadzieję, że chociaż 52 minuty złamię.
27.04 - 10k w trailu, Justynów-Janówka. Dość popularne zawody w Łodzi, nigdy nie biegłem, ale potrzebuję bodźców, więc zobaczymy. Dziś za wcześnie żeby ustawiać dokładny cel - zobaczymy co wyjdzie z treningu, ale uważam, że sub50 już powinienem robić.
25.05 - 10k Bieg Piotrkowską. Klasyk. I tu chciałbym złamać ponownie 45 minut, najchętniej zrobić życiówkę. W 3 miesiące prawdopodobnie jestem się w stanie przygotować, testowane rok temu, bo tak spojrzałem, że dwusetki wprowadziłem do planu na początku lipca, więc tutaj tutaj zapobiegawczo trzeba byłoby trochę wcześniej, więc 2 połowa marca
Trening na wyjeździe, pojechałem w delegację pooddychać krakowskim smogiem cel na tydzień, 3 treningi - wykonany. Niecałe 20 km objętości, trochę szybciej, jeden trening na wyjeździe plus rolowanie.
11/2019 4,89 km
Jak wyszedłem i zobaczyłem ile śniegu napadało to chciałem wracać, na moje oko ze 12 cm nawaliło od północy. Pobiegłem, o 5.30 niewiele odśnieżone, tam gdzie się dało, ulicą, tam gdzie nie - chodnikiem. Trafiały się tropy ludzi, to stwierdziłem "skorzystam". Po 30 metrach dałem sobie siana, w świeżym śniegu biega się bezpieczniej, bo nie jest ubity pod bóg wie jakim kątem. Niemniej miny ludzi, jak leciałem po świeżym, zamiast ubitym - bezcenne.
12/2019 5,72 km
Rozkręcam się. Dziś odwrócona pętelka i dołożony kilometr, razem niecałe 6, ale trochę szybciej. Jestem w miarę komfortowo w stanie utrzymać tempo 5:45 oddychając nosem, może nie widać tego po pulsie, ale wróci do siebie nie zdążyłem się porolować :/
13/2019 6,85 km
Brak rolowania dzień wcześniej, to betonowe nogi i biegło się dość ciężko. Plus jeszcze siła nie ta, ale czuję, że wraca. Starałem się biec tak 6:10, końcówkę świadomie przyspieszyłem <6:00 3 z 4 planowanych w tym tygodniu. Fun fact - ostatnio zauważyłem, że na jednej zapiętej elektrodzie pulsometr jako tako działa. Dziś potwierdziłem, że jak się nie założy odbiornika - to nie działa poziom mojej bezrefleksyjności i automatyzacji jest taki, że jak odbiornik nie leżał przy reszcie rzeczy do założenia, to założyłem pas, całą resztę, a tego nie no cóż, wiem, że puls niski nie był :D
14/2019 6,85 km
Trening numer 4. Mięśnie pośladkowe dostały po dupie :D bo pobiegłem do lasu bez nakładek i tak jak w okolicy domu chodniki od kilku dni pięknie odśnieżone i można biegać, tak tam w cholerę uślizgów i muszę przyznać, że się podmęczyłem. Footpod wariuje w takich sytuacjach. Niemniej, plan wykonany i niecałe 25 km wpadło w tym tygodniu.
15/2019 6,75 km
Dziś budzik 4.55 i 5.15 na dole. Dość ciepło, bo 5 stopni, poleciałem moją ~7km pętelkę. GPS pierwszy km totalnie wyciągnięty z okrężnicy, ale wiem co biegam, więc luz. Pośladkowe po wczorajszym czułem, czułem też stopę, przez pierwsze 2 km, co mi przypomina, że muszę bardziej zadbać o rolowanie i wzmacnianie. Za to widzę, że puls powoli spada, co cieszy
16/2019 8,75 km
W tym tygodniu środek wypadł, więc będą tylko 3 treningi, ale chociaż objętościowo spróbuję zrobić ciut więcej niż w poprzednim tygodniu. Fajnie się biegło, od razu po powrocie na wałek - niesamowite jest to jak 3 minuty rolowania potrafią rozluźnić nogi.
17/2019 10,18 km
Pękła dyszka, zamierzona, po wczorajszych browarkach. Pogoda wyśmienita, dobrze się biegło. Nie leciałem tego na totalnym luzie, ale tak żeby oddech 3-3 pozwolił zachować względny komfort, ale żeby czuć, że biegnę.
18/2019 7 km
Po piątce Garmin padł.
19/2019 7 km
Myśl dnia: trzeba ładować Garmina. Ale chrzanić garniaka, leciałem na Endo.
Za każdym razem jak wracam do biegania po przerwie albo kontuzji, trafia się trening, gdzie zaskoczy, czasem jeden, czasem kilka - i wówczas czuć, że samo idzie i jest luz. To ja tak miałem dziś (czwartek, 21.02) :D
20/2019 7,5 km
W czwartek "zaskoczyło" i teraz mam tego potwierdzenie, z dnia na dzień znalazłem luz rytm i niesamowitą przyjemność z biegania, samo idzie
21/2019 5,8 km
Niedziela, czwarte bieganie, rano nie wstałem i wyszedłem wieczorem, jak dzieciaki poszły spać, złamałem się, ale nie żałuję, bo plan na ten tydzień wypełniony, Może parę kilometrów mniej niż chciałem, ale ważne, że cztery wyjścia. W lutym już mam na rozkładzie tyle kilometrów ile miałem w maju 2018, stąd liczę że i wyniki trochę szybciej przyjdą niż rok temu.
Dobra, powyżej podsumowanie lutego, bo tyle mniej więcej nie zaglądałem na forum. Brak czasu w pracy i wieczorami w domu siedzę i obrabiam whooy zaległe filmy rodzinne, widzę światełko w tunelu, stąd się spinam dość mocno. Ale biegam i to coraz więcej i coraz lepiej. A i systematyczność pisania i czytania chcę poprawić, bo mnie to motywuje, i Wasze komentarze i Wasze postępy.
Taka szybka refleksja - w tym roku wcześniej zacząłem wchodzić na kilometraż, nie są to może jeszcze te prędkości które bym chciał, ale czuję, że organizm pamięta i chcę to wykorzystać. Na razie biegałem krótsze dystanse ale pozwalałem sobie na lekkie przyciśnięcie i adaptacja przebiega pomyślnie. Miesiąc temu jak robiłem szybką piątkę, gdzie ostatni wychodził w 5:50 a średnio całość 6:11, to średnie HR miałem 169. Wczoraj zrobiłem taką szybką piątkę, gdzie ostatni pełny kilometr wszedł w 5.30, a ostatnie 200 m po 4:15 na kontroli, a HR średnie 147 a max 173, czyli tutaj max niewiele większy niż miesiąc temu średnie na znacznie niższych tempach. Realnie patrząc, mam szansę na 100 km w lutym, co cieszy, tym bardziej, że i tempa rosną i HR spada, a biega mi się przyjemnie.
Zapisałem się na 3 biegi w najbliższym czasie:
07.04 - 10k towarzyszące maratonowi. Plany jesienią były, żeby się z nim zmierzyć, ale stopa je wybitnie pokrzyżowała. Mam nadzieję, że chociaż 52 minuty złamię.
27.04 - 10k w trailu, Justynów-Janówka. Dość popularne zawody w Łodzi, nigdy nie biegłem, ale potrzebuję bodźców, więc zobaczymy. Dziś za wcześnie żeby ustawiać dokładny cel - zobaczymy co wyjdzie z treningu, ale uważam, że sub50 już powinienem robić.
25.05 - 10k Bieg Piotrkowską. Klasyk. I tu chciałbym złamać ponownie 45 minut, najchętniej zrobić życiówkę. W 3 miesiące prawdopodobnie jestem się w stanie przygotować, testowane rok temu, bo tak spojrzałem, że dwusetki wprowadziłem do planu na początku lipca, więc tutaj tutaj zapobiegawczo trzeba byłoby trochę wcześniej, więc 2 połowa marca
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
22/2019 7 km
Posiedziałem trochę za długo przy kompie dzień wcześniej, to ciężko było wstać i zamiast 8-9 wystarczyło czasu na 7 km. Ale wyszedłem, trening zaliczony. Próbuje mnie podgryzać jakaś infekcja drobna, więc się pilnuję, mimo sporadycznego kaszlu.
23/2019 8 km
Dziś 5.11 ruszyłem, nie żebym jakoś w skowronkach biegł i żeby szło jak ostatnio, ale są takie dni i trzeba to zaakceptować. Może mieć na to wpływ cały czas kołacząca się gdzieś infekcja (co chwilę muszę oczyszczać nos, którym przecież w 100% oddycham), oraz fakt, ze wczoraj odpuściłem rolowanie z braku czasu, a wieczorem po prostu zapomniałem. Więc dziś trochę na siłę, powoli, >6.10 żeby nie piłować pulsu, aż w połowie po nawrotce zaskoczyło wyższe tempo, wyższe to tutaj <6:00, puls poszedł w górę, ale intensywność była akceptowalna, więc leciałem szybciej. Ostatnie kilometr około 5:35 a finalne 200m poniżej 4:30, psychicznie przygotowuję organizm do 200/400. Na razie nie wygląda na zaskoczony Zamknąłem trening w 8 km, bo celem był powrót maks o 6:05, udało się i 6:01 wszedłem do domu.
---------------------------------
Podsumowanie lutego 2019
Ostatnie bieganie w lutym za mną, bo jutro odpuszczam.
14 wyjść, 100 km przebiegnięte, 2x więcej niż w styczniu. Średnia nie powala, ale regularność jest, tempo rośnie, puls spada, luz się pojawia, w końcówkach mam z czego docisnąć. nic na siłę, idzie swoim tempem.
Wygląda to dobrze
Posiedziałem trochę za długo przy kompie dzień wcześniej, to ciężko było wstać i zamiast 8-9 wystarczyło czasu na 7 km. Ale wyszedłem, trening zaliczony. Próbuje mnie podgryzać jakaś infekcja drobna, więc się pilnuję, mimo sporadycznego kaszlu.
23/2019 8 km
Dziś 5.11 ruszyłem, nie żebym jakoś w skowronkach biegł i żeby szło jak ostatnio, ale są takie dni i trzeba to zaakceptować. Może mieć na to wpływ cały czas kołacząca się gdzieś infekcja (co chwilę muszę oczyszczać nos, którym przecież w 100% oddycham), oraz fakt, ze wczoraj odpuściłem rolowanie z braku czasu, a wieczorem po prostu zapomniałem. Więc dziś trochę na siłę, powoli, >6.10 żeby nie piłować pulsu, aż w połowie po nawrotce zaskoczyło wyższe tempo, wyższe to tutaj <6:00, puls poszedł w górę, ale intensywność była akceptowalna, więc leciałem szybciej. Ostatnie kilometr około 5:35 a finalne 200m poniżej 4:30, psychicznie przygotowuję organizm do 200/400. Na razie nie wygląda na zaskoczony Zamknąłem trening w 8 km, bo celem był powrót maks o 6:05, udało się i 6:01 wszedłem do domu.
---------------------------------
Podsumowanie lutego 2019
Ostatnie bieganie w lutym za mną, bo jutro odpuszczam.
14 wyjść, 100 km przebiegnięte, 2x więcej niż w styczniu. Średnia nie powala, ale regularność jest, tempo rośnie, puls spada, luz się pojawia, w końcówkach mam z czego docisnąć. nic na siłę, idzie swoim tempem.
Wygląda to dobrze
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
24/2019 8 km
W środę mnie pozamiatało, dzieciarnia chyba jakiegoś wirusa przytargała z przedszkola, takiego co to są na niego już uodpornieni. Ja nie byłem. Zawroty głowy, ból brzucha, dreszcze, no sama przyjemność. O jedzeniu można było zapomnieć. Środa złyyyy dzień.
Czwartek już lepiej, ale pracowałem zdalnie, żeby nikomu nie sprzedać zarazy. W piątek jak widać organizm wrócił do siebie fajnie się biegło. Mógłbym na zawodach sub 53 zrobić dziś bez większej zarzynki. Miła świadomość.
25/2019 16,2 km
W sobotę sporo obowiązków rodzinnych, więc bieganie wypadło z planem na niedzielę. Niedziela jak to niedziela, wstać się nie chciało "pobiegam na drzemce młodej". W końcu nie pobiegałem, posiedziałem z rodzinką, żeby się nimi nacieszyć przed wyjazdem, bo o 15 pociąk i do Wawy na lotnisko do Szwecji. Był drobny plan na bieganie po przylocie, ale padający śnieg, -1 i paskudne wiatrzysko sprawiły, że zdecydowałem się na prysznic, paciorek i lulu.
Więc dla odmiany dziś wybrałem bieganie w marznącym deszczu ze śniegiem po całodniowych warsztatach ale przynajmniej o 18, nie o 23.
Historia dzisiejszego treningu w skrócie. Wyjść na 10-12 km. W trakcie podbić cel do 15, bo nogi zaczęły kręcić i mimo pogody wchooj złej biegło się elegancko, niemalże bez wysiłku. Finalnie dołożyć ponad kilometr ze względu na pomylenie trasy Trochę przewyższeń wpadło też, bo 95+/150-
Dooooooobry trening, pokazuje, że ładny postęp jest. Co prawda komfort drogi powrotnej skutecznie ograniczyła mżawkawryj (i baaaardzo cieszyłem się, że wziąłem balaclavę, bo tylko powieki oczu i nos cierpiały, a nie cała paszcza), ale dawno tak fajni nie pobiegałem, wszystko w miarę luźno, równo i spokojnie. Spojrzałem na Endo, że ostatni taki trening 15+ zrobiłem w lipcu. A tu proszę, z niczego wpadł i bardzo przyjemne bieganie wyszło
W środę mnie pozamiatało, dzieciarnia chyba jakiegoś wirusa przytargała z przedszkola, takiego co to są na niego już uodpornieni. Ja nie byłem. Zawroty głowy, ból brzucha, dreszcze, no sama przyjemność. O jedzeniu można było zapomnieć. Środa złyyyy dzień.
Czwartek już lepiej, ale pracowałem zdalnie, żeby nikomu nie sprzedać zarazy. W piątek jak widać organizm wrócił do siebie fajnie się biegło. Mógłbym na zawodach sub 53 zrobić dziś bez większej zarzynki. Miła świadomość.
25/2019 16,2 km
W sobotę sporo obowiązków rodzinnych, więc bieganie wypadło z planem na niedzielę. Niedziela jak to niedziela, wstać się nie chciało "pobiegam na drzemce młodej". W końcu nie pobiegałem, posiedziałem z rodzinką, żeby się nimi nacieszyć przed wyjazdem, bo o 15 pociąk i do Wawy na lotnisko do Szwecji. Był drobny plan na bieganie po przylocie, ale padający śnieg, -1 i paskudne wiatrzysko sprawiły, że zdecydowałem się na prysznic, paciorek i lulu.
Więc dla odmiany dziś wybrałem bieganie w marznącym deszczu ze śniegiem po całodniowych warsztatach ale przynajmniej o 18, nie o 23.
Historia dzisiejszego treningu w skrócie. Wyjść na 10-12 km. W trakcie podbić cel do 15, bo nogi zaczęły kręcić i mimo pogody wchooj złej biegło się elegancko, niemalże bez wysiłku. Finalnie dołożyć ponad kilometr ze względu na pomylenie trasy Trochę przewyższeń wpadło też, bo 95+/150-
Dooooooobry trening, pokazuje, że ładny postęp jest. Co prawda komfort drogi powrotnej skutecznie ograniczyła mżawkawryj (i baaaardzo cieszyłem się, że wziąłem balaclavę, bo tylko powieki oczu i nos cierpiały, a nie cała paszcza), ale dawno tak fajni nie pobiegałem, wszystko w miarę luźno, równo i spokojnie. Spojrzałem na Endo, że ostatni taki trening 15+ zrobiłem w lipcu. A tu proszę, z niczego wpadł i bardzo przyjemne bieganie wyszło
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
26/2019 czwartek 9,6 km
W tym tygodniu będą tylko 3 wyjścia (zmęczenie się skumulowało i nie dałem rady w środę wstać), za to podbiję kilometraż w niedzielę i wyjdzie około 40. Szło nieźle, jestem już w stanie na prostym i płaskim trzymać tętno 160 biegnąć 5:30. Forma rośnie
27/2019 niedziela 10,5 km
Rano byłem na basenie, pierwszy raz po złamaniu, unikałem zjeżdżalni, wymieniliśmy tylko kilka nienawistnych spojrzeń
Koncepcja treningu zmieniana 3x, najpierw miało być 16 km spokojnie, żeby 40+ km w tym tygodniu zrobić (to taka chyba psychiczna wartość graniczna). Czasu okazało się że mam mniej, to stwierdziłem, że polecę 13-14 km, ale tak w tempie 5:50. Ale po przemyśleniu stwierdziłem, że na co mi tłuc kilometry na pusto, lepiej coś innego. Padło na 14x200 po 42-46 s (dla docelowego wyniku sub44 - super akcent szybkościowy na początek). Zastanawiałem się czy wejdą po 46 na pierwszy raz. Weszły +- po 43 na dość dużej swobodzie. Przerwy w marszu, żeby wypocząć. i wszystko na oddechu 3-3 robione nosem organizm się przyzwyczaja i nie widzę ograniczeń wydolności, więc dalej tak biegam. Widzę, że szybkość została, co cieszy i główny nacisk będę musiał położyć na wytrzymałość tempową żeby połamać 43 minuty.
Kolejne szły po: 42, 44, 42, 42, 42, 43, 44, 43, 44, 43, 43, 41, 44, 43 ostatnie już poza tartanem i wyznaczonymi odcinkami mocniej, ale pod kontrolą. No szok i niedowierzanie, prawie kwiaty z widowni leciały
Więc niniejszym zacząłem szybkie bieganie, w tym tygodniu w weekend spróbuję 5x1 km po 4:24-4:28 (też zapoznawczo dla czasów na <44, żeby wysondować czy mam szansę to domknąć). Jeśli tak, jest nieźle. Zastanawiam się czy nie delikatnie podbić tempa tych 200, skoro na <44 mają być 42-44s i wchodzą już teraz po 43. To 40-44, albo nawet 39-42 też raczej nie będą wielkim problemem. Zobaczymy jak z 400, bo na <44 to 1:32-1:38 i tak pewnie otworzę. Wygląda to ciekawie.
---------------------------------
Podsumowanie tygodnia
Ten obrazek doskonale pokazuje mój powrót do biegania po kontuzji. W 2,5 miesiąca od piątki po 6:40 na średnim 157 bpm, do czwartkowej prawie dyszki po 5:40 na średnim 158 bpm. Ładnie forma wraca, coś czuję, że rezultat przyjdą wcześniej niż się spodziewałem. W bieżącym tygodniu 40 km powinienem zrobić bez większego problemu, mój organizm nie odczuwa praktycznie treningu, jest świeży i wypoczęty, więc mam bufor energetyczny. Nic tylko biegać
W tym tygodniu będą tylko 3 wyjścia (zmęczenie się skumulowało i nie dałem rady w środę wstać), za to podbiję kilometraż w niedzielę i wyjdzie około 40. Szło nieźle, jestem już w stanie na prostym i płaskim trzymać tętno 160 biegnąć 5:30. Forma rośnie
27/2019 niedziela 10,5 km
Rano byłem na basenie, pierwszy raz po złamaniu, unikałem zjeżdżalni, wymieniliśmy tylko kilka nienawistnych spojrzeń
Koncepcja treningu zmieniana 3x, najpierw miało być 16 km spokojnie, żeby 40+ km w tym tygodniu zrobić (to taka chyba psychiczna wartość graniczna). Czasu okazało się że mam mniej, to stwierdziłem, że polecę 13-14 km, ale tak w tempie 5:50. Ale po przemyśleniu stwierdziłem, że na co mi tłuc kilometry na pusto, lepiej coś innego. Padło na 14x200 po 42-46 s (dla docelowego wyniku sub44 - super akcent szybkościowy na początek). Zastanawiałem się czy wejdą po 46 na pierwszy raz. Weszły +- po 43 na dość dużej swobodzie. Przerwy w marszu, żeby wypocząć. i wszystko na oddechu 3-3 robione nosem organizm się przyzwyczaja i nie widzę ograniczeń wydolności, więc dalej tak biegam. Widzę, że szybkość została, co cieszy i główny nacisk będę musiał położyć na wytrzymałość tempową żeby połamać 43 minuty.
Kolejne szły po: 42, 44, 42, 42, 42, 43, 44, 43, 44, 43, 43, 41, 44, 43 ostatnie już poza tartanem i wyznaczonymi odcinkami mocniej, ale pod kontrolą. No szok i niedowierzanie, prawie kwiaty z widowni leciały
Więc niniejszym zacząłem szybkie bieganie, w tym tygodniu w weekend spróbuję 5x1 km po 4:24-4:28 (też zapoznawczo dla czasów na <44, żeby wysondować czy mam szansę to domknąć). Jeśli tak, jest nieźle. Zastanawiam się czy nie delikatnie podbić tempa tych 200, skoro na <44 mają być 42-44s i wchodzą już teraz po 43. To 40-44, albo nawet 39-42 też raczej nie będą wielkim problemem. Zobaczymy jak z 400, bo na <44 to 1:32-1:38 i tak pewnie otworzę. Wygląda to ciekawie.
---------------------------------
Podsumowanie tygodnia
Ten obrazek doskonale pokazuje mój powrót do biegania po kontuzji. W 2,5 miesiąca od piątki po 6:40 na średnim 157 bpm, do czwartkowej prawie dyszki po 5:40 na średnim 158 bpm. Ładnie forma wraca, coś czuję, że rezultat przyjdą wcześniej niż się spodziewałem. W bieżącym tygodniu 40 km powinienem zrobić bez większego problemu, mój organizm nie odczuwa praktycznie treningu, jest świeży i wypoczęty, więc mam bufor energetyczny. Nic tylko biegać
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
28/2019 wtorek 10 km
Uczciwe 10 km w BNP, a nie jakaś popierdółka. Zaczęte >6, zakończone <5. Nie myślałem, że dam radę zrobić końcówkę w tym tempie, ale dałem i wszystko bez otwarcia paszczy. Początek sztywno, bo po niedzieli zapomniałem się porolować. Dziś coś popełnię tego błędu, bo jutro rano plan na trening #2 Miło zobaczyć kilometry wpadające z czwórką z przodu.
Uczciwe 10 km w BNP, a nie jakaś popierdółka. Zaczęte >6, zakończone <5. Nie myślałem, że dam radę zrobić końcówkę w tym tempie, ale dałem i wszystko bez otwarcia paszczy. Początek sztywno, bo po niedzieli zapomniałem się porolować. Dziś coś popełnię tego błędu, bo jutro rano plan na trening #2 Miło zobaczyć kilometry wpadające z czwórką z przodu.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
29/2019 środa 8,2 km
Wziąłem wolne w pracy. To malowałem przedpokój i drzwi wejściowe :D styrałem się ostro, spieszyłem się żeby zamknąć się w godzinach 7-16, czyli tak, żeby rodzinki nie było, bo nie za bardzo chciałem doczyszczać dzieciaki z farby (co jest mimo wszystko mniejszym problemem), albo robić poprawki (co już byłoby gorsze). Miałem iść biegać w przerwie na schnięcie, ale pomalowałem w tym czasie framugę i nie bardzo jak było drzwi zamknąć więc postanowiłem wyjść przed powrotem rodzinki. "Jedziemy" dostaję smsa w drzwiach. "Idę biegać", odpisałem wynosząc śmieci. "Nie mam kluczy", zawróciła mnie żona do domu
Więc wyszedłem wieczorem. Plan 7-10 km w zależności od samopoczucia.
Kojarzycie te treningi, kiedy Wam się bardzo nie chce, a potem jak już się wyjdzie to niesie na skrzydłach? Lubię takie treningi. Ale nie tym razem. Tym razem wyjście ze strefy komfortu to było wyjście z mieszkania.
Powiedzieć, że mi się nie chciało to nic nie powiedzieć... nogi taki beton, że tylko na pierwszym maratonie miałem podobnie. Paradoksalnie po pierwszym kaemie stwierdziłem, "dziś dyszka". Po trzecim chciałem stanąć. Na czwartym niewiele żebym odpuścił i poszedł do żabki po hotdoga.
Na skrzyżowaniu, na którym wybieram, czy lecieć prosto i zrobić minimum, czyli 7, czy biec w prawo i dołożyć do max. 10, po negocjacjach z samym sobą, postanowiłem dołożyć 1km i zrobić 8. Przez następne 3 kilometry mocno to sobie wyrzucałem. Na ósmym już miałem skręcać do pizzerii jak wszedłem do domu, to się czułem jakbym zrobił 25 km BNP, a nie 8 BS. Ostatnie 200 m poleciałem w 3:35, żeby jednak pokazać organizmowi, że można. Zły trening. Niemniej 8km wpadło, głowa przetrenowana, to na plus.
Wziąłem wolne w pracy. To malowałem przedpokój i drzwi wejściowe :D styrałem się ostro, spieszyłem się żeby zamknąć się w godzinach 7-16, czyli tak, żeby rodzinki nie było, bo nie za bardzo chciałem doczyszczać dzieciaki z farby (co jest mimo wszystko mniejszym problemem), albo robić poprawki (co już byłoby gorsze). Miałem iść biegać w przerwie na schnięcie, ale pomalowałem w tym czasie framugę i nie bardzo jak było drzwi zamknąć więc postanowiłem wyjść przed powrotem rodzinki. "Jedziemy" dostaję smsa w drzwiach. "Idę biegać", odpisałem wynosząc śmieci. "Nie mam kluczy", zawróciła mnie żona do domu
Więc wyszedłem wieczorem. Plan 7-10 km w zależności od samopoczucia.
Kojarzycie te treningi, kiedy Wam się bardzo nie chce, a potem jak już się wyjdzie to niesie na skrzydłach? Lubię takie treningi. Ale nie tym razem. Tym razem wyjście ze strefy komfortu to było wyjście z mieszkania.
Powiedzieć, że mi się nie chciało to nic nie powiedzieć... nogi taki beton, że tylko na pierwszym maratonie miałem podobnie. Paradoksalnie po pierwszym kaemie stwierdziłem, "dziś dyszka". Po trzecim chciałem stanąć. Na czwartym niewiele żebym odpuścił i poszedł do żabki po hotdoga.
Na skrzyżowaniu, na którym wybieram, czy lecieć prosto i zrobić minimum, czyli 7, czy biec w prawo i dołożyć do max. 10, po negocjacjach z samym sobą, postanowiłem dołożyć 1km i zrobić 8. Przez następne 3 kilometry mocno to sobie wyrzucałem. Na ósmym już miałem skręcać do pizzerii jak wszedłem do domu, to się czułem jakbym zrobił 25 km BNP, a nie 8 BS. Ostatnie 200 m poleciałem w 3:35, żeby jednak pokazać organizmowi, że można. Zły trening. Niemniej 8km wpadło, głowa przetrenowana, to na plus.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12