Jak wiele osób z mojego otoczenia (słusznie?) zauważyło, ja zawsze muszę zrobić wszystko na odwrót. Nie chcąc podważać tej tezy oraz działając na przekór tytułowi wpisu, zacznę zatem od końca, choć (mam nadzieję) to nie koniec mojej biegowej historii, co najwyżej koniec początku, no i przede wszystkim moment, w którym obecnie się znajduję. Miejsce, by do którego dotrzeć, musiałam pokonać długą drogę. Zaczynając jednak od począ… tfu! tfu! od końca – jeśli minął rok, a ja dalej w tym trwam, to ewidentnie coś w tym całym bieganiu musi być .
Takie jest póki co podsumowanie tej historii. I w zasadzie mogłabym to tak zdawkowo zostawić, ale jednak nie . Co zatem było na początku? Pewna niedziela pod koniec lipca ubiegłego roku. Obudziłam się wówczas w deszczowy poranek i postanowiłam pobiegać. Tak po prostu. Wstałam z łóżka, wygrzebałam z szuflady sportowy stanik, koszulkę-bokserkę i szorty, a na nogi po raz pierwszy od prawie trzech lat włożyłam buty do biegania. Przebiegłam wtedy trzy kilometry i myślałam, że umrę . Bo trzy kilometry na początek to dużo dla osoby prowadzącej tryb życia będący zaprzeczeniem słowa "aktywny". Dla osoby, która - nie licząc sporadycznych sprintów za uciekającym autobusem, zawsze zresztą zakończonych zadyszką - ostatni raz biegała ładnych kilka lat wcześniej. Czyli nazywając rzeczy po imieniu - dla osoby, która zaczyna zupełnie od zera .
W zamyśle miał to być jednorazowy zryw. Na zasadzie pt. „Właściwie dlaczego miałabym tego nie zrobić?”, na której w tamtym momencie mojego życia opartych było wcale nie tak mało wyborów. Nie znajdując zatem żadnych argumentów 'przeciw' podczas poszukiwania odpowiedzi na pytanie, dlaczego miałabym nie iść pobiegać, wyszłam z mieszkania i zerwałam się do biegu. Następnego dnia po pracy zrobiłam to ponownie. Bez określonego powodu. I kolejnego dnia również. Bo tak. I następnego… Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, ale to był dopiero początek. I to nie tylko mojej biegowej przygody. To był początek wszystkiego.
Na przestrzeni minionego roku trzy razy zmieniłam pracę, z czego jeden (ostatni) raz był nie tylko zmianą miejsca na zasadzie transferu w ramach tej samej branży, lecz zmiana pracy łączyła się ze zmianą zawodu. Dwa razy się przeprowadziłam – raz do innego miasta, a raz… na wieś. Nigdy wcześniej nie mieszkałam na wsi. Nauczyłam się jeździć samochodem. I poznałam człowieka, który dziś jest moim mężem . Mam wrażenie, że w ciągu tego roku zrobiłam więcej niż przez pozostałych dwadzieścia kilka lat mojego życia. Jedno pozostawało jednak niezmienne – bieganie. Bo przez cały ten czas biegałam. Raz więcej, raz mniej. Po różnych trasach. O różnych porach roku. Z większym lub mniejszym zapałem. Ale biegałam.
Minęłabym się z prawdą, mówiąc, że od biegania wszystko się zaczęło. Choć może trochę tak, bo poniekąd to właśnie dzięki bieganiu poznałam mojego męża, jak również zmieniłam swoje nastawienie do życia. Na pewno w jakiś sposób ukształtowało to mój charakter. Trafniejszym jednak jest określenie, że początek mojej biegowej przygody przypadł na okres mojego życia, w którym zmuszona byłam zaczynać wszystko od nowa. A nie mając nic do stracenia, diametralnie zmieniłam wtedy swoje podejście do wielu spraw. Tak, że czas, w którym zaczynałam biegać, przypadł na okres wielu poważnych zmian w moim życiu. To był początek wszystkiego, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Początek zupełnie nowego życia. I choć wiele kwestii zdążyło się w tym czasie (czasem nawet kilkukrotnie) zmienić, ja cały czas biegałam. I tak sobie biegam do dziś .
Początek wszystkiego
Moderator: infernal
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 10
- Rejestracja: 09 paź 2018, 11:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
5 km [atest]: 21:33 (12.09.20)
10km [treningowo]: 47:04 (24.06.20)
Półmaraton [treningowo]: 1:45:59 (29.08.20)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blog: viewtopic.php?f=57&t=58553
Komentarze: viewtopic.php?f=28&t=59030&p=964850#p964850
10km [treningowo]: 47:04 (24.06.20)
Półmaraton [treningowo]: 1:45:59 (29.08.20)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blog: viewtopic.php?f=57&t=58553
Komentarze: viewtopic.php?f=28&t=59030&p=964850#p964850
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 22
- Rejestracja: 02 wrz 2018, 20:33
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Szkoda ze nie ma w temacie zadnej odpowiedzi, Pięknie to wszystko opisalas, jakbym widziała w tym siebie.. Tak samo pokochalam bieganie i tak samo u mnie jest to chyba nowy poczatek..wszystko moze isc w cholere ale bieganie pozostanie niezmienne. Jak Ci idzie teraz i jak wyglądają Twoje wybiegania? Pozdrawiam:)
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 10
- Rejestracja: 09 paź 2018, 11:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
Ooooo dzień dobry, witam w moich skromnych progach, a raczej w moim ubogim w posty wątku .
Jak już pisałam w pierwszym poście, od mniej więcej pół roku mieszkam na wsi. Nigdy nie mieszkałam na wsi. I w kwestii biegania obecna pora roku jak nigdy stanowi wyzwanie. Ponieważ pracuję na jedną zmianę i muszę dojechać do pracy do miasta, w domu jestem z powrotem ok. godz. 16:00, co aktualnie wiąże się z bieganiem po ciemku. Kilkunastokilometrowa ścieżka spacerowo-rowerowa jest jak dla mnie świetną trasą do biegania, ale z powodu braku oświetlenia wyłącznie za dnia... Co zresztą praktykuję w każdy sobotni poranek, biegnąc kilkanaście kilometrów do miasta, a potem uzupełniając spalone kalorie kebabem lub burgerem jedzonym w towarzystwie męża, który kończy w tym czasie pracę . Wyzwaniem są jednak obecnie popołudniowe wybiegania w czasie normalnego tygodnia pracy. Do niedawna nie wyobrażałam sobie biegać z czołówką nieoświetloną ścieżką wzdłuż lasu, w przypływie desperacji gotowa byłam jednak przełamać się i spróbować. I tutaj do akcji wkroczył troskliwy małżonek, który stwierdził, że właściwie trochę cardio mu nie zaszkodzi (od kilku lat jest stałym bywalcem siłowni) i będzie ze mną chodził na tę ścieżkę, bo nie chce siedzieć i się martwić, że biegam tam sama. Jedno takie wyjście już zaliczyliśmy - ja biegłam, a on za mną jechał na rolkach . I póki co taki jest plan. Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy spadnie śnieg - wtedy pewnie częściej będę korzystać po pracy z odśnieżonych miejskich chodników czy siłowni.
A biegam nie dla wyników, lecz dla przyjemności i spożytkowania energii kumulowanej przez cały dzień podczas siedzenia za biurkiem.
A jaka jest Twoja historia? I teraźniejszość? I plany na przyszłość?
Jak już pisałam w pierwszym poście, od mniej więcej pół roku mieszkam na wsi. Nigdy nie mieszkałam na wsi. I w kwestii biegania obecna pora roku jak nigdy stanowi wyzwanie. Ponieważ pracuję na jedną zmianę i muszę dojechać do pracy do miasta, w domu jestem z powrotem ok. godz. 16:00, co aktualnie wiąże się z bieganiem po ciemku. Kilkunastokilometrowa ścieżka spacerowo-rowerowa jest jak dla mnie świetną trasą do biegania, ale z powodu braku oświetlenia wyłącznie za dnia... Co zresztą praktykuję w każdy sobotni poranek, biegnąc kilkanaście kilometrów do miasta, a potem uzupełniając spalone kalorie kebabem lub burgerem jedzonym w towarzystwie męża, który kończy w tym czasie pracę . Wyzwaniem są jednak obecnie popołudniowe wybiegania w czasie normalnego tygodnia pracy. Do niedawna nie wyobrażałam sobie biegać z czołówką nieoświetloną ścieżką wzdłuż lasu, w przypływie desperacji gotowa byłam jednak przełamać się i spróbować. I tutaj do akcji wkroczył troskliwy małżonek, który stwierdził, że właściwie trochę cardio mu nie zaszkodzi (od kilku lat jest stałym bywalcem siłowni) i będzie ze mną chodził na tę ścieżkę, bo nie chce siedzieć i się martwić, że biegam tam sama. Jedno takie wyjście już zaliczyliśmy - ja biegłam, a on za mną jechał na rolkach . I póki co taki jest plan. Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy spadnie śnieg - wtedy pewnie częściej będę korzystać po pracy z odśnieżonych miejskich chodników czy siłowni.
A biegam nie dla wyników, lecz dla przyjemności i spożytkowania energii kumulowanej przez cały dzień podczas siedzenia za biurkiem.
A jaka jest Twoja historia? I teraźniejszość? I plany na przyszłość?
5 km [atest]: 21:33 (12.09.20)
10km [treningowo]: 47:04 (24.06.20)
Półmaraton [treningowo]: 1:45:59 (29.08.20)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blog: viewtopic.php?f=57&t=58553
Komentarze: viewtopic.php?f=28&t=59030&p=964850#p964850
10km [treningowo]: 47:04 (24.06.20)
Półmaraton [treningowo]: 1:45:59 (29.08.20)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blog: viewtopic.php?f=57&t=58553
Komentarze: viewtopic.php?f=28&t=59030&p=964850#p964850
-
- Dyskutant
- Posty: 46
- Rejestracja: 01 sty 2019, 18:39
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Hej nie wiem, czy w przypadku Twojego bloga posty zamieszczamy tutaj, czy masz może jakiś specjalny temacik do komentarzy?
W każdym razie gratuluję. Gratuluje nie wyników (bo o tym nic nie ma), ale gratuluje systematyczności. Półtora roku biegania, to już chyba styl życia? Biegasz teraz, zimą? Bo jakoś Twojego małżowinka na rolkach popylającego w śniegu za Tobą sobie nie wyobrażam
Pozdrawiam
W każdym razie gratuluję. Gratuluje nie wyników (bo o tym nic nie ma), ale gratuluje systematyczności. Półtora roku biegania, to już chyba styl życia? Biegasz teraz, zimą? Bo jakoś Twojego małżowinka na rolkach popylającego w śniegu za Tobą sobie nie wyobrażam
Pozdrawiam
mój blog viewtopic.php?f=57&t=60193
tu się znęcacie viewtopic.php?f=28&t=60194
tu się znęcacie viewtopic.php?f=28&t=60194