Zlamac 20min / 5km
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
Czesc!
Biegac zaczelam w 2010. Czasami mniej lub bardziej regularnie.
Kryzys zaczal sie w styczniu ubieglego roku kiedy z powodu pracy na bieganie w tygodniu nie mialam juz kompletnie czasu a weekendowe starty z powodu przemeczenia tak naprawde ryzykowalam za kazdym razem zdrowiem. Pozniej zaczelo byc tylko gorzej a ja powoli bieganie zaczelam zastepowac innego rodzaju aktywnosciami - mniej obciazajacymi serce.
Zeby bylo ciekawiej to w tym czasie osiagnelam jak dotad swoj najlepszy czas na dyche, w polowce a wynik na dystansie 43km w gorach poprawilam o poltorej godziny.
Pozniej do wszystkiego doszly roznego rodzaju perturbacje w pracy bardzo rzutujace na moje zycie osobiste i koniec koncow z biegania niemal calkowicie wycofalam sie na ponad rok, z czego prawie 8 m-cy spedzilam siedzac po godzinach w robocie.
Owocem tego jest plus 6kg, po dawnej "formie" nie ma nawet sladu a jakiekolwiek proby truchtania utwierdzaja mnie jedynie w przekonaniu ze przyjdzie mi zaczynac od poczatku.
Po jeszcze paru nieudanych probach wydaje mi sie ze znalazlam w koncu miejsce, w ktorym nie probuje sie wycisnac z czlowieka wszystkich sokow, stad zamysl by w koncu wrocic do tego co bylo kiedys.
Potrzebuje motywacji dlatego wracam do skrobania (po raz juz ktorys ).
A teraz pare slow o mnie: mam 31 lat, urodzilam sie z lekkim niedowladem lewej strony ciala, w-fu nigdy nie lubilam, zreszta zwykle siedzialam na lawece rezerwowych ... W liceum zaczely sie moje problemy z kolanami a lekarze zakazali mi niemal wszystkiego grozac operacja. Do wszystkiego doszlo wiec swego czasu zwolnienie z w-fu a po paru latach okazalo sie ze jestem w takiej formie ze nawet dojscie do przystanku wywolywalo u mnie zadyszke. Wtedy postanowilam na przekor lekarzom zaczac dzialac po swojemu.
Na chyba 4 roku studiow zapisalam sie na 2 w-fy w ciagu jednego semestru - wybralam zajecia ogolnorozwojowe i aeroby, czyli step i cwiczenia na sali. Poczatki byly tragiczne ale z czasem zlapalam bakcyla. W kolejnym semestrze dorzucilam na pare m-cy nordic walking i dlugie spacery z psem. Z czasem zaczelam czuc niedosyt a i pies okazalo sie ze potrzebuje duzo wiecej ruchu wiec zaczelam z nim biegac Z czasem sunia przestawala za mna nadarzac a ja sie powoli rozkrecalam. Po meczacym mnie przez pare lat bolu kolan nie bylo juz ani sladu. Reszte swoich "wyczynow" spisywalam juz skrzetnie tutaj. Wiadomo ze w miare jedzenia apetyt rosnie a i moj siedzacy tryb sprawil ze moj kregoslup zaczal protestowac. Do stwierdzonej juz wieki wczesniej hiperlordozy doszlo przeciazanie kregoslupa bieganiem i wtedy uslyszalam od lekarza ze dobrym pomyslem byloby wlaczenie plywania. Z kolei na zmasakrowane kolana (do dzis nie wiem czym ...) pomoc ma rower. Jak nic smierdzialo to krotka przygoda z triathlonem. I tak im dokladalam wiecej roznych rzeczy tym jeszcze wieksza ochote mialam na nowe i nowsze ...
Ostatni rok to za wyjatkiem plywania troche stretchingu, ktorego cale zycie unikalam a teraz kocham
Ogolnie z truchtaniem wiekszego problemu nie mam - od listopada miewam jednak problemy z lewym biodrem i bywa ze bol nie pozwala mi na nic. Jaka jest tego przyczyna na razie trudno mi stwierdzic. Ja poki co probuje to polaczyc z pamiatka po przesiadywaniu po kilkanascie godzin w pracy. Z czasem pewnie zobaczymy czy slusznie ...
To tyle tytulem wstepu.
Dzis pierwszy raz od roku startuje w biegu na dyszke. Moj cel to zmiescic sie w godzinie.
Zeby nie zrobil sie balagan dorzucam jeszcze link do starego watku z komentarzami (bo nie ma sensu zakladac nowego)
viewtopic.php?f=28&t=33266
Biegac zaczelam w 2010. Czasami mniej lub bardziej regularnie.
Kryzys zaczal sie w styczniu ubieglego roku kiedy z powodu pracy na bieganie w tygodniu nie mialam juz kompletnie czasu a weekendowe starty z powodu przemeczenia tak naprawde ryzykowalam za kazdym razem zdrowiem. Pozniej zaczelo byc tylko gorzej a ja powoli bieganie zaczelam zastepowac innego rodzaju aktywnosciami - mniej obciazajacymi serce.
Zeby bylo ciekawiej to w tym czasie osiagnelam jak dotad swoj najlepszy czas na dyche, w polowce a wynik na dystansie 43km w gorach poprawilam o poltorej godziny.
Pozniej do wszystkiego doszly roznego rodzaju perturbacje w pracy bardzo rzutujace na moje zycie osobiste i koniec koncow z biegania niemal calkowicie wycofalam sie na ponad rok, z czego prawie 8 m-cy spedzilam siedzac po godzinach w robocie.
Owocem tego jest plus 6kg, po dawnej "formie" nie ma nawet sladu a jakiekolwiek proby truchtania utwierdzaja mnie jedynie w przekonaniu ze przyjdzie mi zaczynac od poczatku.
Po jeszcze paru nieudanych probach wydaje mi sie ze znalazlam w koncu miejsce, w ktorym nie probuje sie wycisnac z czlowieka wszystkich sokow, stad zamysl by w koncu wrocic do tego co bylo kiedys.
Potrzebuje motywacji dlatego wracam do skrobania (po raz juz ktorys ).
A teraz pare slow o mnie: mam 31 lat, urodzilam sie z lekkim niedowladem lewej strony ciala, w-fu nigdy nie lubilam, zreszta zwykle siedzialam na lawece rezerwowych ... W liceum zaczely sie moje problemy z kolanami a lekarze zakazali mi niemal wszystkiego grozac operacja. Do wszystkiego doszlo wiec swego czasu zwolnienie z w-fu a po paru latach okazalo sie ze jestem w takiej formie ze nawet dojscie do przystanku wywolywalo u mnie zadyszke. Wtedy postanowilam na przekor lekarzom zaczac dzialac po swojemu.
Na chyba 4 roku studiow zapisalam sie na 2 w-fy w ciagu jednego semestru - wybralam zajecia ogolnorozwojowe i aeroby, czyli step i cwiczenia na sali. Poczatki byly tragiczne ale z czasem zlapalam bakcyla. W kolejnym semestrze dorzucilam na pare m-cy nordic walking i dlugie spacery z psem. Z czasem zaczelam czuc niedosyt a i pies okazalo sie ze potrzebuje duzo wiecej ruchu wiec zaczelam z nim biegac Z czasem sunia przestawala za mna nadarzac a ja sie powoli rozkrecalam. Po meczacym mnie przez pare lat bolu kolan nie bylo juz ani sladu. Reszte swoich "wyczynow" spisywalam juz skrzetnie tutaj. Wiadomo ze w miare jedzenia apetyt rosnie a i moj siedzacy tryb sprawil ze moj kregoslup zaczal protestowac. Do stwierdzonej juz wieki wczesniej hiperlordozy doszlo przeciazanie kregoslupa bieganiem i wtedy uslyszalam od lekarza ze dobrym pomyslem byloby wlaczenie plywania. Z kolei na zmasakrowane kolana (do dzis nie wiem czym ...) pomoc ma rower. Jak nic smierdzialo to krotka przygoda z triathlonem. I tak im dokladalam wiecej roznych rzeczy tym jeszcze wieksza ochote mialam na nowe i nowsze ...
Ostatni rok to za wyjatkiem plywania troche stretchingu, ktorego cale zycie unikalam a teraz kocham
Ogolnie z truchtaniem wiekszego problemu nie mam - od listopada miewam jednak problemy z lewym biodrem i bywa ze bol nie pozwala mi na nic. Jaka jest tego przyczyna na razie trudno mi stwierdzic. Ja poki co probuje to polaczyc z pamiatka po przesiadywaniu po kilkanascie godzin w pracy. Z czasem pewnie zobaczymy czy slusznie ...
To tyle tytulem wstepu.
Dzis pierwszy raz od roku startuje w biegu na dyszke. Moj cel to zmiescic sie w godzinie.
Zeby nie zrobil sie balagan dorzucam jeszcze link do starego watku z komentarzami (bo nie ma sensu zakladac nowego)
viewtopic.php?f=28&t=33266
Ostatnio zmieniony 18 lut 2019, 20:47 przez LadyE, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
o tym ze powroty bywaja ciezkie slyszalam nie raz. co innego jednak zawsze poczuc to na wlasnej skorze.
dla wiekszosci ograniczenia bywaja natury fizycznej. gorzej gdy do tego dochodzi cos w rodzaju blokady ...
ja potrzebowalam paru m-cy by sie odblokowac
jednak dopiero sobotni start odblokowal mnie na myslenie ze powrot do tego co bylo rzeczywiscie jest mozliwy
w biegu powstania biegam co roku od kiedy zaczelam startowac. nie odpuscilam i rok temu kiedy mialam juz przerwe
to bieg wyjatkowy. taki przed ktorym masz gesia skorke. taki w trakcie ktorego TWoje mysli wedruja gdzie hen hen daleko i zdaja sie przemierzac x lat wstecz. nie moge powiedziec ze podobnie bylo i teraz. bylo zupelnie inaczej. intensywniej. nie tylko ze wzgledu na oprawe. mysle ze w duzej mierze tez ze wzgledu na dluga przerwe (dokladnie rok!) od startow, a takze ze wzgledu na tlace sie tam gdzies z tylu glowy zapytanie: czy to w ogole ma sens, czy jest jeszcze do czego wracac. jakby nie patrzec minela kupa czasu!
pierw ustawilam sie z grupa na 45 minut, po paru minutach zmienilam jednak miejsce i przenioslam sie do grupy biegnacej na 50 minut. ciesze sie ze nie cofnelam sie bardziej do tylu bo bylo kogo wyprzedzac. od samego startu do mety tylko wyprzedzalam. niestety tez dalam sie sama komus wyprzedzic! mniej wiecej tym samym tempem bieglismy prawie 6 - 7 pierwszych km. zaczal mi uciekac na wysokosci tunelu na wislostradzie. nie mam pojecia ile osob wyprzedzilam od momentu startu. mysle ze z 1000 spokojnie. w nogach moc, tylko w klatce sciskalo. jakby ktos sciagnal na mnie za mocno gorset. mialam problemy z oddychaniem. do tego stopnia ze momentami ziewalam :P najbardziej zadowolona jestem z koncowki bo o ile na wislostradzie zwolnilam z 4:28 do 4:32 to na ostatnich km i na samym podbiegu udalo mi sie wrocic do wczesniejszego tempa. przekroczylam mete ze czasem ponizej 45 min. stoczylam ze soba prawdziwa walke ja po prostu nie wiedzialam ... ze jeszcze umiem sie zmusic do takich predkosci, ze nogi pamietaja ...
a teraz zeby za bardzo sie nachapac smakiem tego malego zwyciestwa z samym soba i swoimi slabosciami dolaczylam do grupy AR.
na tyle na ile sie uda bede probowala korzystac z tego co maja do zaoferowania. potrzeba mi teraz takiej zewnetrznej motywacji
nie ogarniam ze tak malo osob z tego korzysta, ja gdyby taki projekt pojawil sie pare lat temu pewnie bym stamtad nie wychodzila teraz ... za duzo wciagnelo mnie roznych tematow
dla wiekszosci ograniczenia bywaja natury fizycznej. gorzej gdy do tego dochodzi cos w rodzaju blokady ...
ja potrzebowalam paru m-cy by sie odblokowac
jednak dopiero sobotni start odblokowal mnie na myslenie ze powrot do tego co bylo rzeczywiscie jest mozliwy
w biegu powstania biegam co roku od kiedy zaczelam startowac. nie odpuscilam i rok temu kiedy mialam juz przerwe
to bieg wyjatkowy. taki przed ktorym masz gesia skorke. taki w trakcie ktorego TWoje mysli wedruja gdzie hen hen daleko i zdaja sie przemierzac x lat wstecz. nie moge powiedziec ze podobnie bylo i teraz. bylo zupelnie inaczej. intensywniej. nie tylko ze wzgledu na oprawe. mysle ze w duzej mierze tez ze wzgledu na dluga przerwe (dokladnie rok!) od startow, a takze ze wzgledu na tlace sie tam gdzies z tylu glowy zapytanie: czy to w ogole ma sens, czy jest jeszcze do czego wracac. jakby nie patrzec minela kupa czasu!
pierw ustawilam sie z grupa na 45 minut, po paru minutach zmienilam jednak miejsce i przenioslam sie do grupy biegnacej na 50 minut. ciesze sie ze nie cofnelam sie bardziej do tylu bo bylo kogo wyprzedzac. od samego startu do mety tylko wyprzedzalam. niestety tez dalam sie sama komus wyprzedzic! mniej wiecej tym samym tempem bieglismy prawie 6 - 7 pierwszych km. zaczal mi uciekac na wysokosci tunelu na wislostradzie. nie mam pojecia ile osob wyprzedzilam od momentu startu. mysle ze z 1000 spokojnie. w nogach moc, tylko w klatce sciskalo. jakby ktos sciagnal na mnie za mocno gorset. mialam problemy z oddychaniem. do tego stopnia ze momentami ziewalam :P najbardziej zadowolona jestem z koncowki bo o ile na wislostradzie zwolnilam z 4:28 do 4:32 to na ostatnich km i na samym podbiegu udalo mi sie wrocic do wczesniejszego tempa. przekroczylam mete ze czasem ponizej 45 min. stoczylam ze soba prawdziwa walke ja po prostu nie wiedzialam ... ze jeszcze umiem sie zmusic do takich predkosci, ze nogi pamietaja ...
a teraz zeby za bardzo sie nachapac smakiem tego malego zwyciestwa z samym soba i swoimi slabosciami dolaczylam do grupy AR.
na tyle na ile sie uda bede probowala korzystac z tego co maja do zaoferowania. potrzeba mi teraz takiej zewnetrznej motywacji
nie ogarniam ze tak malo osob z tego korzysta, ja gdyby taki projekt pojawil sie pare lat temu pewnie bym stamtad nie wychodzila teraz ... za duzo wciagnelo mnie roznych tematow
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
Za mna ponad trzy m-ce mniej lub bardziej regularnego biegania.
W sierpniu zaliczylam powazny upadek w gorach (juz myslalam ze skonczy sie zlamaniem piszczela ...) po ktorym prawie tydzien pozniej wyladowalam na ostrym dyzurze. Cale szczescie okazalo sie ze to tylko naprawde solidne stluczenie a obrzek stopy i kostki i zabarwienie ich na kolor fioletowy to efekt niczego innego jak przemieszczenie plynow ze stluczonego piszczela. nie powiem nastraszono mnie solidnie zakazeniem krwi, a to tylko opuchlizna ... pocieszam sie wiec, ze to tylko stluczenie, a te niestety jak wiadomo potrafia sie dluzej goic jak zlamania ... mam nadzieje ze nigdy nie przyjdzie mi tego sprawdzac osobiscie ...
na poczatku wrzesnia chcialam pobiec kontrolnie polmaraton co by sprawdzic na jakim etapie teraz jestem - traf chcial ze w dniu zawodow dopadlo mnie jakies zatrucie. wynik doslownie wyszarpalam psu z gardla i nie jest to cos czym mozna by sie chwalic ale na tamten dzien dyspozycji i tak powinnam byc zadowolona. w poniedzialek kiedy przyszlam do pracy biala jak papier uslyszalam tylko "XX co Ci jest? wygladasz jakbys stracila przez weekend przynajmniej pare kg"
kolejne tygodnie i pazdziernik to z kolei czas mniejszych i wiekszych infekcji i ostrego zapalenia AZS. jesli nie byliscie jeszcze na show "triathlon story" to polecam. jeden z bohaterow to wypisz, wymaluj ja - wiecznie uczulony. widownia miala niezly ubaw, mi jakos nie bylo do smiechu, moze dlatego ze konczylam wlasnie leczenie sterydami i nie moglam sie doczekac powrotu na plywalnie ...
ale czemu o tym wszystkim? bo miewalam w miedzyczasie mnostwo chwil zwatpienia. a kiedy dostalam kolejny zakaz chodzenia na plywalnie a jedno z pozno - wieczornych wyjsc na truchtanko zakonczylam dlugim wylezeniem na chodniku i solidnym stluczeniem kolana (ta sama noga co piszczel!) bylam bliska zalamania ...
dlugo czekalam na odmiane losu. i w koncu stalo sie. w sobote zaliczylam chyba pierwszy od dawien dawna trening biegowy po ktorym czulam ze zrobilam co trzeba i jeszcze tak tragicznie ze mna moze nie bedzie jestem wiec pelna nadziei i czekam z utesknieniem co tez nowe m-ce przyniosa jednoczesnie tak porownuje swoja posture do biegajacych na sasiednich torach i tak sie zaczynam zastanawiac - czy to zrzucanie kg naprawde jest mi do szczescia potrzebne?
W sierpniu zaliczylam powazny upadek w gorach (juz myslalam ze skonczy sie zlamaniem piszczela ...) po ktorym prawie tydzien pozniej wyladowalam na ostrym dyzurze. Cale szczescie okazalo sie ze to tylko naprawde solidne stluczenie a obrzek stopy i kostki i zabarwienie ich na kolor fioletowy to efekt niczego innego jak przemieszczenie plynow ze stluczonego piszczela. nie powiem nastraszono mnie solidnie zakazeniem krwi, a to tylko opuchlizna ... pocieszam sie wiec, ze to tylko stluczenie, a te niestety jak wiadomo potrafia sie dluzej goic jak zlamania ... mam nadzieje ze nigdy nie przyjdzie mi tego sprawdzac osobiscie ...
na poczatku wrzesnia chcialam pobiec kontrolnie polmaraton co by sprawdzic na jakim etapie teraz jestem - traf chcial ze w dniu zawodow dopadlo mnie jakies zatrucie. wynik doslownie wyszarpalam psu z gardla i nie jest to cos czym mozna by sie chwalic ale na tamten dzien dyspozycji i tak powinnam byc zadowolona. w poniedzialek kiedy przyszlam do pracy biala jak papier uslyszalam tylko "XX co Ci jest? wygladasz jakbys stracila przez weekend przynajmniej pare kg"
kolejne tygodnie i pazdziernik to z kolei czas mniejszych i wiekszych infekcji i ostrego zapalenia AZS. jesli nie byliscie jeszcze na show "triathlon story" to polecam. jeden z bohaterow to wypisz, wymaluj ja - wiecznie uczulony. widownia miala niezly ubaw, mi jakos nie bylo do smiechu, moze dlatego ze konczylam wlasnie leczenie sterydami i nie moglam sie doczekac powrotu na plywalnie ...
ale czemu o tym wszystkim? bo miewalam w miedzyczasie mnostwo chwil zwatpienia. a kiedy dostalam kolejny zakaz chodzenia na plywalnie a jedno z pozno - wieczornych wyjsc na truchtanko zakonczylam dlugim wylezeniem na chodniku i solidnym stluczeniem kolana (ta sama noga co piszczel!) bylam bliska zalamania ...
dlugo czekalam na odmiane losu. i w koncu stalo sie. w sobote zaliczylam chyba pierwszy od dawien dawna trening biegowy po ktorym czulam ze zrobilam co trzeba i jeszcze tak tragicznie ze mna moze nie bedzie jestem wiec pelna nadziei i czekam z utesknieniem co tez nowe m-ce przyniosa jednoczesnie tak porownuje swoja posture do biegajacych na sasiednich torach i tak sie zaczynam zastanawiac - czy to zrzucanie kg naprawde jest mi do szczescia potrzebne?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
Minal rok trening w AR czas wiec na male podsumowanie:
Biegam regularnie robiac od 2 do 3 treningow tygodniowo.
Moj miesieczny kilometraz to od 109 do 166 km - biegam wiec wiecej niz kiedykolwiek wczesniej.
Tak jak wczesniej potrafilam startowac niemal co tydzien tak teraz staram sie zamiast startowac ... trenowac
I tak w Falenicy udalo mi sie w tym roku zajac 3 miejsce wsrod kobiet. Jednoczesnie pobilam swoj rekord na trasie (niepelnych) 10km (dla niewtajemniczonych wbiega sie 21 razy na wydme w zaleznosci od pogody po piachu / kopnym sniegu / zmarznietej ziemi) - 41:49.
W PMW nabiegalam 1:32:38, zabraklo mi wiec 48 sek do zyciowki z 2016 r.
Jestem nieco szybsza na dystansach dla mnie krotkich, i tak mam nowe zyciowki:
- zarejestrowana zupelnie niechcacy w trakcie robienia tysiaczkow 3:48
- mam tez nowy rekord na mierzonym niedawno tescie na 3km (bieglam to 4 dzien po 1/4 IM) 11:58
Wczoraj startowalam w biegu na 10km, ale niestety nie wspominam tego dobrze. O ile organizm przyzwyczail sie juz do wieczornego biegania i nie mam wiekszych bolesci i sensacji zoladkowych o tyle wysokie temperatury tak jak byly tak wciaz sa czyms co zrownuje mnie z gleba.
Moge wiec jedynie za aktualna przyjac dyche ktora bieglam na wspomnianej cwiartce IM - wg Gremlina 43:17.
Swoja droga zabawna historia z ta cwiartka bo byl to moj czwarty rower w tym roku, plynelam tez bez pianki a i tak udalo sie znow wskoczyc na pudlo w kat. wiekowej O zawodach bylo zreszta glosno bo jak sie okazalo po starcie wiele osob mialo problemy - nudnosci, biegunki, pare osob wyladowalo w szpitalu. Okazalo sie ze mimo zapewnien organizatorow woda nie byla badana i plywalismy z sinica i bakteriami coli
Trudno mi powiedziec czy juz wrocilam do tego co bylo kiedys czy jeszcze dluga droga przede mna ... ale chyba jeszcze nigdy treningi nie byly dla mnie czyms tak przyjemnym jak teraz w grupie pracuje sie jednak zupelnie inaczej
Ah bylabym zapomniala z takich nie biegowych tematow: w tym roku pierwszy raz startowalam na dystansie 3km w zawodach open water, a w przyszlym tygodniu jade na swoj pierwszy letni (bo na zimowych juz bylam) oboz plywacki juz nie moge sie doczekac
Biegam regularnie robiac od 2 do 3 treningow tygodniowo.
Moj miesieczny kilometraz to od 109 do 166 km - biegam wiec wiecej niz kiedykolwiek wczesniej.
Tak jak wczesniej potrafilam startowac niemal co tydzien tak teraz staram sie zamiast startowac ... trenowac
I tak w Falenicy udalo mi sie w tym roku zajac 3 miejsce wsrod kobiet. Jednoczesnie pobilam swoj rekord na trasie (niepelnych) 10km (dla niewtajemniczonych wbiega sie 21 razy na wydme w zaleznosci od pogody po piachu / kopnym sniegu / zmarznietej ziemi) - 41:49.
W PMW nabiegalam 1:32:38, zabraklo mi wiec 48 sek do zyciowki z 2016 r.
Jestem nieco szybsza na dystansach dla mnie krotkich, i tak mam nowe zyciowki:
- zarejestrowana zupelnie niechcacy w trakcie robienia tysiaczkow 3:48
- mam tez nowy rekord na mierzonym niedawno tescie na 3km (bieglam to 4 dzien po 1/4 IM) 11:58
Wczoraj startowalam w biegu na 10km, ale niestety nie wspominam tego dobrze. O ile organizm przyzwyczail sie juz do wieczornego biegania i nie mam wiekszych bolesci i sensacji zoladkowych o tyle wysokie temperatury tak jak byly tak wciaz sa czyms co zrownuje mnie z gleba.
Moge wiec jedynie za aktualna przyjac dyche ktora bieglam na wspomnianej cwiartce IM - wg Gremlina 43:17.
Swoja droga zabawna historia z ta cwiartka bo byl to moj czwarty rower w tym roku, plynelam tez bez pianki a i tak udalo sie znow wskoczyc na pudlo w kat. wiekowej O zawodach bylo zreszta glosno bo jak sie okazalo po starcie wiele osob mialo problemy - nudnosci, biegunki, pare osob wyladowalo w szpitalu. Okazalo sie ze mimo zapewnien organizatorow woda nie byla badana i plywalismy z sinica i bakteriami coli
Trudno mi powiedziec czy juz wrocilam do tego co bylo kiedys czy jeszcze dluga droga przede mna ... ale chyba jeszcze nigdy treningi nie byly dla mnie czyms tak przyjemnym jak teraz w grupie pracuje sie jednak zupelnie inaczej
Ah bylabym zapomniala z takich nie biegowych tematow: w tym roku pierwszy raz startowalam na dystansie 3km w zawodach open water, a w przyszlym tygodniu jade na swoj pierwszy letni (bo na zimowych juz bylam) oboz plywacki juz nie moge sie doczekac
- Speedrunnerka
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 14 sie 2018, 14:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdańsk
Nie no, coraz lepiej ci idzie, trzymam kciuki!
Chcesz wspomóc walke z cellulitem i samo bieganie ci nie wystarcza? https://www.medme.pl/artykuly/krem-na-cellulit-czy-tabletki-poznaj-vialise,69341.html
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
To trzeci rok z rzedu jak w sierpniu cos mi sie dzieje. Pierw skrecenie kostki, rok temu wypadek w gorach po ktorym przez chwile nawet przemknela mysl - chyba zlamalam piszczel ale skonczylo sie tylko na solidnym potluczeniu i dlugo paskudzacym sie zranieniu. W tym roku na obozie w trakcie jednej z dluzszych tras, po burzy zaliczylam wywrotke na szosie do granicy zabraklo kilkunastu - kilkudziesieciu kilometrow. Z samego wypadku jedyne co pamietam to odzyskanie na chwile swiadomosci w momencie kiedy tarlam juz rowerem i cialem po asfalcie. Pozniej znowu nic i tylko stojacy nade mna ludzie, wiec nawet nie wiem jak zeszlam z roweru ... Byl ambulans i jazda na sygnale ... Policja i sluzby ratownicze zachowaly sie naprawde ... wspaniale. Na szczescie nic nie polamalam. Skonczylo sie tylko na solidnym stluczeniu zeber ktore meczy mnie po dzis dzien, i obtarciu rak i nog. przez tydzien wlasciwie glownie lezalam. kiedy tylko moglam zaczac zginac kolana staralam sie maksymalnie duzo czasu spedzac na rowerze - miejskim, bo szose czeka serwis, nawet nie wiem kiedy ... Kolano wciaz mi sie goi. Mialam tez szwy na dloni i na buzi, zlamany zab nie moge biegac na takich obrotach na jakich bym chciala, za namowa znajomych dalam sie wiec namowic na cos innego co ma byc dla mnie motywacja do szybkiego powrotu do zdrowia - 140 km w 48h dookola kotliny jeleniogorskiej. nie biegiem a marszem, choc oczywiscie byli tacy co probowali to pokonac biegiem ... jeszcze nigdy w czyms takim nie bralam udzialu ... zapowiada sie niesamowita przygoda a co z treningami? musze to sobie jakos na nowo wszystko przemyslec i poukladac
Nie kłam 137 km obiecali chyba ,że się chcesz zgubić .LadyE pisze:To trzeci rok z rzedu jak w sierpniu cos mi sie dzieje. Pierw skrecenie kostki, rok temu wypadek w gorach po ktorym przez chwile nawet przemknela mysl - chyba zlamalam piszczel ale skonczylo sie tylko na solidnym potluczeniu i dlugo paskudzacym sie zranieniu. W tym roku na obozie w trakcie jednej z dluzszych tras, po burzy zaliczylam wywrotke na szosie do granicy zabraklo kilkunastu - kilkudziesieciu kilometrow. Z samego wypadku jedyne co pamietam to odzyskanie na chwile swiadomosci w momencie kiedy tarlam juz rowerem i cialem po asfalcie. Pozniej znowu nic i tylko stojacy nade mna ludzie, wiec nawet nie wiem jak zeszlam z roweru ... Byl ambulans i jazda na sygnale ... Policja i sluzby ratownicze zachowaly sie naprawde ... wspaniale. Na szczescie nic nie polamalam. Skonczylo sie tylko na solidnym stluczeniu zeber ktore meczy mnie po dzis dzien, i obtarciu rak i nog. przez tydzien wlasciwie glownie lezalam. kiedy tylko moglam zaczac zginac kolana staralam sie maksymalnie duzo czasu spedzac na rowerze - miejskim, bo szose czeka serwis, nawet nie wiem kiedy ... Kolano wciaz mi sie goi. Mialam tez szwy na dloni i na buzi, zlamany zab nie moge biegac na takich obrotach na jakich bym chciala, za namowa znajomych dalam sie wiec namowic na cos innego co ma byc dla mnie motywacja do szybkiego powrotu do zdrowia - 140 km w 48h dookola kotliny jeleniogorskiej. nie biegiem a marszem, choc oczywiscie byli tacy co probowali to pokonac biegiem ... jeszcze nigdy w czyms takim nie bralam udzialu ... zapowiada sie niesamowita przygoda a co z treningami? musze to sobie jakos na nowo wszystko przemyslec i poukladac
Także idę pierwszy raz to może się spotkamy i pogadamy ,,, 48h wystarczy
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
Hej! Chyba malo komu z tych ktorzy ukonczyli udalo sie zrobic mniej jak 140km. Nawet Ci ktorzy pokonywali trase kilkukrotnie gubili sie.
Przejscie zakonczylam na polowce. Zaczal dokuczac mi prostownik dlugi palucha i wolalam zejsc niz ryzykowac zlapaniem kontuzji.
To byl moj chyba pierwszy raz w Karkonoszach i pierwszy raz na Sniezce.
Niestety chmury i gesta mgla przeslaniajaca wszystko wokol towarzyszyly Nam tak dlugo jak tylko byla okazja do tego by w innych warunkach pogodowych nasycic oczy tym co Karkonosze najpiękniejszego maja do zaoferowania. Rozpogodzilo sie dopiero w nocy - widok rozgwiezdzonego nieba - bezcenny Podobno Karkonosze sa piekne. Moze jeszcze bedzie okazja sie o tym przekonac :p Sam marsz uwazam za bardzo fajna inicjatywe - podobno takich imprez dla piechurow w ostatnim czasie organizuje sie coraz wiecej. Mialam przeogromne szczescie byc prowadzona przez Kolege ktory trase dobrze zna i tak tez tu sie radzi - jesli idziesz pierwszy raz idz z kims kto juz tu byl. To marsz na orientacje a zgubienie wlasciwej drogi i solidne pobladzenie jak mialam dzis okazje sie przekonac zdarza sie i najlepszym.
Z koncem wrzesnia kiedy zebra juz nie dokuczaly udalo mi sie wrocic do normalnych treningow. Zapisalam sie na BN. Czasu jest bardzo malo a ja robie co moge by nadrobic stracony czas i przygotowac sie najlepiej jak to tylko mozliwe.
To co robie to swego rodzaju eksperyment. Przejrzalam chyba z 10 roznych planow treningowych pod dyche i skomponowalam swoj wlasny ktory staram sie na biezaco modyfikowac w zaleznosci od samopoczucia. Sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie Wiekszosc szybkich treningow robie na biezni mechanicznej - pytanie czy takim podskakiwaniem na przesuwajacej sie pod nogami tasmie mozna sie przygotowac w zaledwie 5 tygodni do dychy ...
Przejscie zakonczylam na polowce. Zaczal dokuczac mi prostownik dlugi palucha i wolalam zejsc niz ryzykowac zlapaniem kontuzji.
To byl moj chyba pierwszy raz w Karkonoszach i pierwszy raz na Sniezce.
Niestety chmury i gesta mgla przeslaniajaca wszystko wokol towarzyszyly Nam tak dlugo jak tylko byla okazja do tego by w innych warunkach pogodowych nasycic oczy tym co Karkonosze najpiękniejszego maja do zaoferowania. Rozpogodzilo sie dopiero w nocy - widok rozgwiezdzonego nieba - bezcenny Podobno Karkonosze sa piekne. Moze jeszcze bedzie okazja sie o tym przekonac :p Sam marsz uwazam za bardzo fajna inicjatywe - podobno takich imprez dla piechurow w ostatnim czasie organizuje sie coraz wiecej. Mialam przeogromne szczescie byc prowadzona przez Kolege ktory trase dobrze zna i tak tez tu sie radzi - jesli idziesz pierwszy raz idz z kims kto juz tu byl. To marsz na orientacje a zgubienie wlasciwej drogi i solidne pobladzenie jak mialam dzis okazje sie przekonac zdarza sie i najlepszym.
Z koncem wrzesnia kiedy zebra juz nie dokuczaly udalo mi sie wrocic do normalnych treningow. Zapisalam sie na BN. Czasu jest bardzo malo a ja robie co moge by nadrobic stracony czas i przygotowac sie najlepiej jak to tylko mozliwe.
To co robie to swego rodzaju eksperyment. Przejrzalam chyba z 10 roznych planow treningowych pod dyche i skomponowalam swoj wlasny ktory staram sie na biezaco modyfikowac w zaleznosci od samopoczucia. Sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie Wiekszosc szybkich treningow robie na biezni mechanicznej - pytanie czy takim podskakiwaniem na przesuwajacej sie pod nogami tasmie mozna sie przygotowac w zaledwie 5 tygodni do dychy ...
Fakt 140km to za malo wyszło wiecej ale najciekawiej jest druga noc o 1 nad ranem w nocy wszedzie widzisz zombi jak kuśtykaja;-)LadyE pisze:Hej! Chyba malo komu z tych ktorzy ukonczyli udalo sie zrobic mniej jak 140km. Nawet Ci ktorzy pokonywali trase kilkukrotnie gubili sie.
Przejscie zakonczylam na polowce. Zaczal dokuczac mi prostownik dlugi palucha i wolalam zejsc niz ryzykowac zlapaniem kontuzji.
To byl moj chyba pierwszy raz w Karkonoszach i pierwszy raz na Sniezce.
Niestety chmury i gesta mgla przeslaniajaca wszystko wokol towarzyszyly Nam tak dlugo jak tylko byla okazja do tego by w innych warunkach pogodowych nasycic oczy tym co Karkonosze najpiękniejszego maja do zaoferowania. Rozpogodzilo sie dopiero w nocy - widok rozgwiezdzonego nieba - bezcenny Podobno Karkonosze sa piekne. Moze jeszcze bedzie okazja sie o tym przekonac :p Sam marsz uwazam za bardzo fajna inicjatywe - podobno takich imprez dla piechurow w ostatnim czasie organizuje sie coraz wiecej. Mialam przeogromne szczescie byc prowadzona przez Kolege ktory trase dobrze zna i tak tez tu sie radzi - jesli idziesz pierwszy raz idz z kims kto juz tu byl. To marsz na orientacje a zgubienie wlasciwej drogi i solidne pobladzenie jak mialam dzis okazje sie przekonac zdarza sie i najlepszym.
Z koncem wrzesnia kiedy zebra juz nie dokuczaly udalo mi sie wrocic do normalnych treningow. Zapisalam sie na BN. Czasu jest bardzo malo a ja robie co moge by nadrobic stracony czas i przygotowac sie najlepiej jak to tylko mozliwe.
To co robie to swego rodzaju eksperyment. Przejrzalam chyba z 10 roznych planow treningowych pod dyche i skomponowalam swoj wlasny ktory staram sie na biezaco modyfikowac w zaleznosci od samopoczucia. Sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie Wiekszosc szybkich treningow robie na biezni mechanicznej - pytanie czy takim podskakiwaniem na przesuwajacej sie pod nogami tasmie mozna sie przygotowac w zaledwie 5 tygodni do dychy ...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
nie moze byc za prosto wiec koniec roku uplynal na ... roztrenowaniu niejako wymuszonym problemem z noga (c.d. i rozne diagnozy: jeden twierdzi ze to shin splints, inny, ze nie, jeszcze inny, ze tak, jeszcze inny, ze nie i badz tu madry ). nie za duzo tego biegania bylo a i wpadl znow oboz plywacki na koniec roku po ktorym w koncu zaczynam jakby szybciej w wodzie wioslowac tam tez skonsultowalam swoj problem z fizjo i okazuje sie ze przyczyna w moim przypadku moze byc to ze mam za bardzo rozciagniete okolice zginaczy i grzbietu stopy a z tego i dretwienie stopy ma sie brac i bol powiezi w okolicach piszczeli. musze wiec wzmacniac te okolice i ... unikam dalszego rozciagania tego co rozciagnelam za bardzo
jakos tak na bieganie staralam sie wychodzic w miare systematycznie ale tyle tylko by cos tam sie przebiec a tu w ubiegly weekend sie okazalo ze cos co mialo byc cieszeniem oczu pieknymi widoczkami a nozek brodzeniem w sniegu zamienilo sie w istna meke i pilnowanie by nie spasc nizej z tego 3ego miejsca wsrod kobiet. i tak oto pierwszy raz w zyciu udalo mi sie zalapac w "biegu"* gorskim na podium takie mialam szczescie ze tylko dwie szybkie dziewczyny przyjechaly w gory wiec komus to trzecie miejsce musialo przypasc w takich startach to ja moge brac udzial
niech mnie juz tylko ta noga nie boli to moze w koncu bede mogla wrocic do treningow i zrobic to czego nie udalo mi sie na biegu niepodleglosci
*nie bez powodu pisze slowo bieg w cudzyslowiu bo to malo z biegiem mialo wspolnego a wiecej z kopanina w sniegu
jakos tak na bieganie staralam sie wychodzic w miare systematycznie ale tyle tylko by cos tam sie przebiec a tu w ubiegly weekend sie okazalo ze cos co mialo byc cieszeniem oczu pieknymi widoczkami a nozek brodzeniem w sniegu zamienilo sie w istna meke i pilnowanie by nie spasc nizej z tego 3ego miejsca wsrod kobiet. i tak oto pierwszy raz w zyciu udalo mi sie zalapac w "biegu"* gorskim na podium takie mialam szczescie ze tylko dwie szybkie dziewczyny przyjechaly w gory wiec komus to trzecie miejsce musialo przypasc w takich startach to ja moge brac udzial
niech mnie juz tylko ta noga nie boli to moze w koncu bede mogla wrocic do treningow i zrobic to czego nie udalo mi sie na biegu niepodleglosci
*nie bez powodu pisze slowo bieg w cudzyslowiu bo to malo z biegiem mialo wspolnego a wiecej z kopanina w sniegu
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3883
- Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33
hej
zmieniam temat watku, bo:
nie widze juz potrzeby zrzucania wagi - okazuje sie ze obecna nie przeszkadza mi w bieganiu
po ostatnim weekendzie czuje ze wrocilam do formy sprzed przerwy.
Tak blisko zlamania 20minut jeszcze nigdy nie bylam.
Przedwczoraj udalo sie pobiec 20:19
Wczoraj w trakcie zakladki 19km rower 5km bieg i 19km rower wyszlo 20:10
w koncu uwierzylam ze naprawde moge to zrobic
(niestety stopa wciaz dretwieje ale jest znaczna poprawa)
zmieniam temat watku, bo:
nie widze juz potrzeby zrzucania wagi - okazuje sie ze obecna nie przeszkadza mi w bieganiu
po ostatnim weekendzie czuje ze wrocilam do formy sprzed przerwy.
Tak blisko zlamania 20minut jeszcze nigdy nie bylam.
Przedwczoraj udalo sie pobiec 20:19
Wczoraj w trakcie zakladki 19km rower 5km bieg i 19km rower wyszlo 20:10
w koncu uwierzylam ze naprawde moge to zrobic
(niestety stopa wciaz dretwieje ale jest znaczna poprawa)