rubin - komentarze
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Thx! Czekam z niecierpliwością, aż coś drgnie. Póki co wrzucam lekkie ćwiczenia z hantelkami zeby utrzymać sprawność mięśni, oprócz tego ćwiczenia które wcześniej strasznie zaniedbywałam, bo albo mi się nie chciało, albo nie miałam siły albo czasu. Różne z kanału od Athletic Development i Marka Purczyńskiego. Znałam je wczesniej, ale teraz dopiero mam na nie kupę czasu:).
Lek to Letrox, 25 (połowa tbl. 50). Po kilku tygodniach ma być zmiana.
Lek to Letrox, 25 (połowa tbl. 50). Po kilku tygodniach ma być zmiana.
- charm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1929
- Rejestracja: 28 sty 2014, 15:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: silesia
- Kontakt:
Drgnie na pewno, tylko na efekty będzie trzeba kilka tygodni poczekać...
Też zaczynałam od 25, potem stopniowe zwiększanie dawki, dobrze się czułam (i mogłam trenować) przy 75, w ciąży doszłam do 125 (poprzednią najprawdopodobniej z tego powodu straciłam więc tym razem byłam u endo przed wizytą u ginekologa...)
Sucha skóra to pierdoła, ale jest fajnym wyznacznikiem, bo reaguje na ewentualne pogorszenie szybciej, niż pojawią się inne objawy, co daje szansę na zareagowanie i np zwiększenie dawki nim będą inne "przyjemniejsze" objawy jak problemy z tetnem, wydolnością, koncentracją i tym podobne... U mnie później dawka była dostosowana do treningów
Zobaczymy jak będzie teraz, bo nim hormony się ustabilizują po ciąży, to też trochę minie...
Wysłane z Tapatalka
Też zaczynałam od 25, potem stopniowe zwiększanie dawki, dobrze się czułam (i mogłam trenować) przy 75, w ciąży doszłam do 125 (poprzednią najprawdopodobniej z tego powodu straciłam więc tym razem byłam u endo przed wizytą u ginekologa...)
Sucha skóra to pierdoła, ale jest fajnym wyznacznikiem, bo reaguje na ewentualne pogorszenie szybciej, niż pojawią się inne objawy, co daje szansę na zareagowanie i np zwiększenie dawki nim będą inne "przyjemniejsze" objawy jak problemy z tetnem, wydolnością, koncentracją i tym podobne... U mnie później dawka była dostosowana do treningów
Zobaczymy jak będzie teraz, bo nim hormony się ustabilizują po ciąży, to też trochę minie...
Wysłane z Tapatalka
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6508
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Rubin, bieg może i nie wyszedł, ale ciesz się z udanej wycieczki i masy nowych przeżyć. Jak sama napisałaś - wakacje marzeń. Zważając na kłopoty zdrowotne, możesz sobie pogratulować. A Maroko i to moje marzenie . Górskie, ale i kulturowe.
Ja spędziłam ponad dwa bardzo intensywne tygodnie w Alpach, wyjeżdżałam też z pewnym stresem w tyle głowy ze względu na tarczycę i lek, ale postanowiłam o tym nie myśleć. Czułam się normalnie a nawet jakby lepiej, a oszczędzania się nie było żadnego. Prawie 12 tys. m podejść i wspinania łącznie, w szybkim tempie, padło. Wino też piłam, choć niby nie powinnam, i żyję. Choć naczytałam się wcześniej o toksycznym uszkodzeniu wątroby .
Przed wyjazdem trochę się załamałam, bo zrobiłam badania i okazało się, że nadczynności wpadłam w lekką niedoczynność - to skutek leków. Lekarz zaordynował mi zatem zmniejszenie dawki leku na nadczynność i ... dodatkowo euthyrox na niedoczynność. Wkurzyłam się, bo nie po to leczę nadczynność, żeby brać leki na niedoczynność, a takiego koktajlu leków przed wyjazdem to bym sobie nie zaserwowała jednak. Próbowałam dyskutować z lekarzem, najpierw powiedział, że jeśli nie wezmę euthyroxu, to niedoczynność się pogłębi, ale w końcu sam przyznał, że właściwie to każdy przypadek jest inny, trudno przewidzieć, jak dana osoba zareaguje na leczenie, więc muszę sama na sobie testować dawki i kombinacje leków. Cóż. Postanowiłam zatem zaryzykować, biorę tylko niewielką dawkę (1/4 tabl.) leku na nadczynność i na razie wszystko jest ok. No, poza tym, że niestety mam podwyższone enzymy wątrobowe, i to mnie nieco martwi, bo pomimo małej dawki leku wątroba już oberwała ...
Trzymaj się, Rubin!
Ja spędziłam ponad dwa bardzo intensywne tygodnie w Alpach, wyjeżdżałam też z pewnym stresem w tyle głowy ze względu na tarczycę i lek, ale postanowiłam o tym nie myśleć. Czułam się normalnie a nawet jakby lepiej, a oszczędzania się nie było żadnego. Prawie 12 tys. m podejść i wspinania łącznie, w szybkim tempie, padło. Wino też piłam, choć niby nie powinnam, i żyję. Choć naczytałam się wcześniej o toksycznym uszkodzeniu wątroby .
Przed wyjazdem trochę się załamałam, bo zrobiłam badania i okazało się, że nadczynności wpadłam w lekką niedoczynność - to skutek leków. Lekarz zaordynował mi zatem zmniejszenie dawki leku na nadczynność i ... dodatkowo euthyrox na niedoczynność. Wkurzyłam się, bo nie po to leczę nadczynność, żeby brać leki na niedoczynność, a takiego koktajlu leków przed wyjazdem to bym sobie nie zaserwowała jednak. Próbowałam dyskutować z lekarzem, najpierw powiedział, że jeśli nie wezmę euthyroxu, to niedoczynność się pogłębi, ale w końcu sam przyznał, że właściwie to każdy przypadek jest inny, trudno przewidzieć, jak dana osoba zareaguje na leczenie, więc muszę sama na sobie testować dawki i kombinacje leków. Cóż. Postanowiłam zatem zaryzykować, biorę tylko niewielką dawkę (1/4 tabl.) leku na nadczynność i na razie wszystko jest ok. No, poza tym, że niestety mam podwyższone enzymy wątrobowe, i to mnie nieco martwi, bo pomimo małej dawki leku wątroba już oberwała ...
Trzymaj się, Rubin!
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nawet nie wiesz, Beata, jak przez ostatnie trzy miesiące nienawidziłam biegaczy Dlatego wolałam się nie odzywać...
Chyba jestem na dobrej drodze. Nie poganiam się, spokojnie wracam (mam nadzieję) do zdrowia i aktywności, dalej mam plany - choć jeszcze kilka tygodni temu wszystko rzucałam w cholerę, a męża pakowałam w walizki z powodu źle poukładanych garów w szafce .
Co do wina - wiesz - to jest zastanawiające - zawsze lubiłam, ale od jakiegoś czasu zauważyłam, że nawet mała lampka mi szkodzi, źle się po niej czuję, nie mówiąc już nawet o tym, że zupełnie przestało smakować.
Chyba jestem na dobrej drodze. Nie poganiam się, spokojnie wracam (mam nadzieję) do zdrowia i aktywności, dalej mam plany - choć jeszcze kilka tygodni temu wszystko rzucałam w cholerę, a męża pakowałam w walizki z powodu źle poukładanych garów w szafce .
Co do wina - wiesz - to jest zastanawiające - zawsze lubiłam, ale od jakiegoś czasu zauważyłam, że nawet mała lampka mi szkodzi, źle się po niej czuję, nie mówiąc już nawet o tym, że zupełnie przestało smakować.
- sosik
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5445
- Rejestracja: 21 lut 2013, 15:39
- Życiówka na 10k: 00:37:49
- Życiówka w maratonie: 2:58:50
- Lokalizacja: Kraków
Monika dobrze słyszeć , że idzie w dobrą stronę. Trzymam kciuki i skrobnij czasem jak Ci idzie .
Ja też wracam powoli - od miesiąca regularnie i na razie cieszę się każdym treningiem.
Ja też wracam powoli - od miesiąca regularnie i na razie cieszę się każdym treningiem.
Zwierzęcy instynkt, oczy jak krew, Wilk, co ujawnia w nocy swój zew,
Gdy księżyc na niebie, unosi mnie dźwięk, W biegu przed siebie wolny jak tlen!
Blog -> Komentarze -> Garmin
maraton - 2:58:50, półmaraton - 1:24:16, 10 km - 37:49, 5 km - 18:43
Gdy księżyc na niebie, unosi mnie dźwięk, W biegu przed siebie wolny jak tlen!
Blog -> Komentarze -> Garmin
maraton - 2:58:50, półmaraton - 1:24:16, 10 km - 37:49, 5 km - 18:43
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Kusi mnie to dzikie ultra ale rozwaliłbym całe przygotowanie pod maraton 24 marca. Szkoda, że nie ma w kwietniu bo chętnie bym spróbował po maratonie coś takiego pobiec.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dzięki!
Ja to nawet nie wiem, czy się cieszę treningiem. Cieszyłam się jak wszystko szło zgodnie z planami, a tak to ćwiczę, bo wiem, że powinnam . Pracę mam umysłową, a niedoczynna tarczyca wymaga ruchu. Ucieszę się, jak będę mogła wreszcie jechać na dłuższe wybieganie na Jurę. Z pozytywnych odczuć na ten moment to raczej satysfakcja i poskramianie niecierpliwości
Widziałam, że ruszyłeś! Uważaj na siebie!
Siedlak1975 - Dzikie kończy się w marcu. Na kwiecień mamy w planie zorganizować "epilog" - dla uczestników Dz-U i członków klubu. Formuła podobna: 6 h na pętli, wpisowe ok. 2 zł :D
Różnica taka, że lekki kros - pętla ok 5,5 km wokół Sokolich Gór w Olsztynie i w dzień, nie w nocy.
Ale to jeszcze do omówienia z Tomkiem Kulińskim.
A w Katowicach - możesz przyjść na "kawałeczek" - resztę czasu spędzając np. na PK.
Ja to nawet nie wiem, czy się cieszę treningiem. Cieszyłam się jak wszystko szło zgodnie z planami, a tak to ćwiczę, bo wiem, że powinnam . Pracę mam umysłową, a niedoczynna tarczyca wymaga ruchu. Ucieszę się, jak będę mogła wreszcie jechać na dłuższe wybieganie na Jurę. Z pozytywnych odczuć na ten moment to raczej satysfakcja i poskramianie niecierpliwości
Widziałam, że ruszyłeś! Uważaj na siebie!
Siedlak1975 - Dzikie kończy się w marcu. Na kwiecień mamy w planie zorganizować "epilog" - dla uczestników Dz-U i członków klubu. Formuła podobna: 6 h na pętli, wpisowe ok. 2 zł :D
Różnica taka, że lekki kros - pętla ok 5,5 km wokół Sokolich Gór w Olsztynie i w dzień, nie w nocy.
Ale to jeszcze do omówienia z Tomkiem Kulińskim.
A w Katowicach - możesz przyjść na "kawałeczek" - resztę czasu spędzając np. na PK.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6508
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Rubin, dobrze czytać, że jakoś się trzymasz i powoli opanowujesz i pokonujesz chorobę. Bo już się martwiłam, co i jak ..
Tak trzymaj!
Tak trzymaj!
Z tym winem to u mnie w gruncie rzeczy podobnie. Jak gdzieś wyjeżdżam, na wspinanie czy takie tam, to coś tam wypijemy, "dla nastroju i relaksu", ale to ilości niewielkie - karafka/butelka na 3 osoby. W domu wino piję teraz rzadko, bo choć czasem mam ochotę, to przypominam sobie, że już po symbolicznym kieliszku będę się raczej fatalnie czuć ... nie zawsze tak jest, ale generalnie to mam jakąś nietolerancję na alkohol. Tak samo mam z piwem, ale piwa to nawet nie lubię, więc nie mam problemu bo i tak nie piłam.rubin pisze:Co do wina - wiesz - to jest zastanawiające - zawsze lubiłam, ale od jakiegoś czasu zauważyłam, że nawet mała lampka mi szkodzi, źle się po niej czuję, nie mówiąc już nawet o tym, że zupełnie przestało smakować.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6508
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
A co do tsh, to ja przez dłuższy czas, 2-3 lata, miałam na poziomie 0.0001 - 0.0005, czyli praktycznie nieoznaczalne, też nieźle . Ale samo tsh niewiele mówi, bo pomimo takiego tsh hormony tarczycy miałam w normie, więc nie musiałam brać leków.
Ale gdy poziom hormonów już przestał był w normie, to jeszcze startowałam w zawodach, choć nie powinnam. Ale żyję .
Wiesz, lekarze to czasem się dziwią, że ktoś funkcjonuje dobrze pomimo czegoś tam, ale teoria to jedno, a praktyka drugie. Organizm ludzki potrafi świetnie adaptować się do różnych sytuacji, także tych wynikających z czynników wewnętrznych. Stąd ludzie coś tam trenujący lepiej jednak znoszą zarówno kontuzje, jak i choroby, przesuwa się granica tolerancji na dyskomfort, ból itp. W sytuacji, gdy nietrenujący człowiek być może położyłby się do łóżka albo co najmniej siedział na zwolnieniu, to trenujący wychodzi na lekki trening. I jeszcze się dziwi - albo nawet złości - że nie najlepiej się czuje i nie może przycisnąć .
Ale gdy poziom hormonów już przestał był w normie, to jeszcze startowałam w zawodach, choć nie powinnam. Ale żyję .
Wiesz, lekarze to czasem się dziwią, że ktoś funkcjonuje dobrze pomimo czegoś tam, ale teoria to jedno, a praktyka drugie. Organizm ludzki potrafi świetnie adaptować się do różnych sytuacji, także tych wynikających z czynników wewnętrznych. Stąd ludzie coś tam trenujący lepiej jednak znoszą zarówno kontuzje, jak i choroby, przesuwa się granica tolerancji na dyskomfort, ból itp. W sytuacji, gdy nietrenujący człowiek być może położyłby się do łóżka albo co najmniej siedział na zwolnieniu, to trenujący wychodzi na lekki trening. I jeszcze się dziwi - albo nawet złości - że nie najlepiej się czuje i nie może przycisnąć .
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
U mnie odwrotnie. TSH przez długi czas miałam w górnych granicach, ale jednak w normie i ani lekarz rodzinny ani ja nie zwracaliśmy na to specjalnie uwagi i nie robiłam bardziej szczegółowych badań.
Tym bardziej, że w ostatnich dwóch latach zaczęły pojawiać się drobne sukcesy na wyścigach. Zauważyłam jednak, o czym mówiłam wielokrotnie wcześniejszemu trenerowi, że po treningach intensywnych coraz dłużej dochodzę do siebie, wolne wybiegania biegam coraz wolniej z coraz wyższym tętnem, bardziej się męczę, coś jest nie tak. Startowałam, czasem coś ugrałam, bo jak teraz na to patrzę – pogarszającą się wydolność rekompensowały mi na wyścigach górskich silne mięśnie i psychika.
Podczas ubiegłorocznego SOG-Ultra przez całą drogę (ponad 25 h) czułam się dziwnie. Wiadomo, że względu na dystans cały wyścig powinien być w tzw. tlenie. A ja przy wolniutkim biegu czułam, jakby mi ktoś klatkę piersiową ściskał mocno jakąś obręczą. Pisałam już, że po zawodach, po wyjściu z kąpieli straciłam na krótko przytomność. Pojawiła się jakaś niewydolność. Niedługo po starcie zrobiłam komplet badań, w tym u kardiologa – i… wszystko OK, TSH 3,3 czyli norma. A ja po roztrenowaniu nie mogłam wrócić do treningów.
Jak wiesz, zimą podziękowałam trenerowi i próbowałam ogarnąć się sama, ale jakoś tak wiosną zgadałam się z Edytą, która poświęciła trochę czasu, przeanalizowała dotychczasowy trening, wykresy z tętnem itp., opisy samopoczucia i wysłała mnie na kompleksowe badania tarczycy i CPK, stawiając na niedoczynność. Trafiła w dziesiątkę. Z tym CPK też – wielokrotnie przekroczona górna norma, co przy niedoczynności jest klasyczne.
Miałam w planie Andorę, więc przygotowała mi trening odmienny od dotychczasowego, ale odradzała start. W ciągu kilku tygodni bez większego bólu wskoczyłam na kilometraż w okolicy setki tygodniowo. Ale ponieważ TSH rosło, ja ciągle nie miałam leczenia – ustaliliśmy, że jak już mam wszystko zorganizowane i opłacone – jadę, wystartuję ale zejdę z trasy. Zeszłam wcześniej niż planowałam, bo na wysokościach ~3000 pojawiła się bradykardia.
Pod koniec lipca dostałam leki, odkąd zwiększyłam dawkę objawy powoli zaczęły ustępować i czuję się coraz lepiej. Niby teraz TSH jest w normie – a lekarz zaleca zwiększenie dawki do 75 mg.
Tym bardziej, że w ostatnich dwóch latach zaczęły pojawiać się drobne sukcesy na wyścigach. Zauważyłam jednak, o czym mówiłam wielokrotnie wcześniejszemu trenerowi, że po treningach intensywnych coraz dłużej dochodzę do siebie, wolne wybiegania biegam coraz wolniej z coraz wyższym tętnem, bardziej się męczę, coś jest nie tak. Startowałam, czasem coś ugrałam, bo jak teraz na to patrzę – pogarszającą się wydolność rekompensowały mi na wyścigach górskich silne mięśnie i psychika.
Podczas ubiegłorocznego SOG-Ultra przez całą drogę (ponad 25 h) czułam się dziwnie. Wiadomo, że względu na dystans cały wyścig powinien być w tzw. tlenie. A ja przy wolniutkim biegu czułam, jakby mi ktoś klatkę piersiową ściskał mocno jakąś obręczą. Pisałam już, że po zawodach, po wyjściu z kąpieli straciłam na krótko przytomność. Pojawiła się jakaś niewydolność. Niedługo po starcie zrobiłam komplet badań, w tym u kardiologa – i… wszystko OK, TSH 3,3 czyli norma. A ja po roztrenowaniu nie mogłam wrócić do treningów.
Jak wiesz, zimą podziękowałam trenerowi i próbowałam ogarnąć się sama, ale jakoś tak wiosną zgadałam się z Edytą, która poświęciła trochę czasu, przeanalizowała dotychczasowy trening, wykresy z tętnem itp., opisy samopoczucia i wysłała mnie na kompleksowe badania tarczycy i CPK, stawiając na niedoczynność. Trafiła w dziesiątkę. Z tym CPK też – wielokrotnie przekroczona górna norma, co przy niedoczynności jest klasyczne.
Miałam w planie Andorę, więc przygotowała mi trening odmienny od dotychczasowego, ale odradzała start. W ciągu kilku tygodni bez większego bólu wskoczyłam na kilometraż w okolicy setki tygodniowo. Ale ponieważ TSH rosło, ja ciągle nie miałam leczenia – ustaliliśmy, że jak już mam wszystko zorganizowane i opłacone – jadę, wystartuję ale zejdę z trasy. Zeszłam wcześniej niż planowałam, bo na wysokościach ~3000 pojawiła się bradykardia.
Pod koniec lipca dostałam leki, odkąd zwiększyłam dawkę objawy powoli zaczęły ustępować i czuję się coraz lepiej. Niby teraz TSH jest w normie – a lekarz zaleca zwiększenie dawki do 75 mg.
- charm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1929
- Rejestracja: 28 sty 2014, 15:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: silesia
- Kontakt:
Pytanie, co traktujemy jako normę... U mnie objawy niedoczynności pojawiają się przy tsh powyżej 2... Endokrynolog mówiła mi, że to częste, że norma normą, ale kwestie osobnicze ważniejsze, i to, żebym mogła normalnie funkcjonować...
Wysłane z Tapatalka
Wysłane z Tapatalka
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Cześć!
Dzień świstaka to norma u reumatyków, proponuję przyzwyczaić się, że nie ma urlopu od gimnastyki. Można powiedzieć, że zzsk to taka ekskluzywna przypadłość, która motywuje do ćwiczeń lepiej niż Chodakowska, czy inna Jane Fonda.
A jeśli chodzi o Twoją diagnozę, to pewnie któryś z doktorków zobaczył w opisie radiologa "sacroilitis" i się podniecił.
Ale dość bździn. Zabrałem głos, w związku z Twoją sztywnością w lędźwiach. To jest sprawa pilna. Ruszamy tym, cały czas ruszamy. W odciążeniu albo bez obciążenia, albo nawet w lekkim obciążeniu. Koniec z siedzeniem, tylko stoimy, kucamy, robimy skłony. I bujamy bioderkami. Można dojść czasem do granicy bólu, ale lepiej po prostu ruszać w zakresie bezbolesnym. Jeśli już koniecznie musisz odpocząć, to się połóż i prześpij. Jedz na stojąco/kucająco. A póki sobie nie wyrobisz odpowiedniej kondycji gorsetu mięśniowego możesz przejściowo stosować klęcznik, albo siedzenie na piłce. Ale to tylko w ostateczności. Nawet jeśli Twój reh użył słowa "syndesmofit", to po pierwsze, mógł się mylić, po drugie ów syndecośtam nie zbudował pełnego mostka międzykręgowego. Dotknięta stanem zapalnym tkanka łączna może przypominać pełne zwapnienie pod palcem.
A skoro już aspirujesz do ekskluzywnego grona zetów, to przyspamuję Cię zestawem porannym na rozruszanie lędźwi. Na Youtube wpisz "sztywność poranna kawa zzsk". Zaspany jegomość w atrakcyjnym negliżu gimnastykuje się 5' przy ekspresie do kawy. Uczta dla oczu.
Dzień świstaka to norma u reumatyków, proponuję przyzwyczaić się, że nie ma urlopu od gimnastyki. Można powiedzieć, że zzsk to taka ekskluzywna przypadłość, która motywuje do ćwiczeń lepiej niż Chodakowska, czy inna Jane Fonda.
A jeśli chodzi o Twoją diagnozę, to pewnie któryś z doktorków zobaczył w opisie radiologa "sacroilitis" i się podniecił.
Ale dość bździn. Zabrałem głos, w związku z Twoją sztywnością w lędźwiach. To jest sprawa pilna. Ruszamy tym, cały czas ruszamy. W odciążeniu albo bez obciążenia, albo nawet w lekkim obciążeniu. Koniec z siedzeniem, tylko stoimy, kucamy, robimy skłony. I bujamy bioderkami. Można dojść czasem do granicy bólu, ale lepiej po prostu ruszać w zakresie bezbolesnym. Jeśli już koniecznie musisz odpocząć, to się połóż i prześpij. Jedz na stojąco/kucająco. A póki sobie nie wyrobisz odpowiedniej kondycji gorsetu mięśniowego możesz przejściowo stosować klęcznik, albo siedzenie na piłce. Ale to tylko w ostateczności. Nawet jeśli Twój reh użył słowa "syndesmofit", to po pierwsze, mógł się mylić, po drugie ów syndecośtam nie zbudował pełnego mostka międzykręgowego. Dotknięta stanem zapalnym tkanka łączna może przypominać pełne zwapnienie pod palcem.
A skoro już aspirujesz do ekskluzywnego grona zetów, to przyspamuję Cię zestawem porannym na rozruszanie lędźwi. Na Youtube wpisz "sztywność poranna kawa zzsk". Zaspany jegomość w atrakcyjnym negliżu gimnastykuje się 5' przy ekspresie do kawy. Uczta dla oczu.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Cześć,
byłam u reumatologa, na razie prywatnie. Ale zaproponował mi, żebym zapisała się do dobrej kliniki leczącej na NFZ, bo może mi się przydać. A póki co dodatkowe badania krwi i rezonans mnie czeka. No i z tymi NLPZ ostrożnie mimo wszystko, bo nakładają się inne problemy.
Fizjoterapeuta - naprawia mnie od kilku lat, nie stawiał diagnozy, raczej za wszelką cenę starał się po znajomości znaleźć inną przyczynę problemów. Jutro znów mnie pomęczy.
Ruszam się, ruszam, teraz bardziej z obowiązku niż pasji, ale na szczęście nadal to lubię. Tylko teraz trochę inaczej. Wczoraj nawet poszłam na swoją siłownię, pierwszy raz po 7 miesiącach. Oczywiście nie robiłam tego, co zwykle, głównie bujałam się na macie, z piłkami, gumami i trx-em. Pomogło na pewno na głowę.
Dzięki za yt - chyba już widziałam wcześniej, tzn na pewno widziałam, bo od wizyty u reumatologa w ciągu trzech tygodni przetrząsnęłam wszystkie światowe zasoby internetu.
byłam u reumatologa, na razie prywatnie. Ale zaproponował mi, żebym zapisała się do dobrej kliniki leczącej na NFZ, bo może mi się przydać. A póki co dodatkowe badania krwi i rezonans mnie czeka. No i z tymi NLPZ ostrożnie mimo wszystko, bo nakładają się inne problemy.
Fizjoterapeuta - naprawia mnie od kilku lat, nie stawiał diagnozy, raczej za wszelką cenę starał się po znajomości znaleźć inną przyczynę problemów. Jutro znów mnie pomęczy.
Ruszam się, ruszam, teraz bardziej z obowiązku niż pasji, ale na szczęście nadal to lubię. Tylko teraz trochę inaczej. Wczoraj nawet poszłam na swoją siłownię, pierwszy raz po 7 miesiącach. Oczywiście nie robiłam tego, co zwykle, głównie bujałam się na macie, z piłkami, gumami i trx-em. Pomogło na pewno na głowę.
Dzięki za yt - chyba już widziałam wcześniej, tzn na pewno widziałam, bo od wizyty u reumatologa w ciągu trzech tygodni przetrząsnęłam wszystkie światowe zasoby internetu.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6508
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Rubin, a po co miałabyś brać NLPZ? Przecież niczego nie leczą tak naprawdę, co najwyżej można brać doraźnie w przypadku zaostrzenia bólu, tak myślę. Szkoda się truć.
Współczuję diagnozy. Ale jak czytam o tym, co skłoniło Ciebie do poszukiwań, to jakbym czytała o sobie. Mam tak od lat, niekończące i ciągnące się kontuzje, których nie leczę, bo jak można leczyć coś, co jest stale. Plus różne bóle, coraz mniejsza mobilność itp. Sport sportem, na pewno mnie wyeksploatował przez lata, ale czasem trochę tych "skutków ubocznych" za dużo. Jedno miejsce w kręgosłupie mam trwale zablokowane, u mnie na przejściu odcinka lędźwiowego w piersiowy). Do tego obciążenie rodzinne ZZSK i podobnymi chorobami. No i choroba tarczycy, czyli autoagresja już jest. Ale, póki co nie drażę, bo pomyślałam, że nic mi to nie da. Uznałam, że w dzisiejszych czasach każdemu coś dolega, mniej lub bardziej poważnego .
Na stojąco żyję od jakiegoś czasu, ale (jeszcze) na stojąco nie jem, choć może byłby to jakiś pomysł, bo wyeliminowałoby to przy okazji kocie nosy w talerzu, co czasem się zdarza .
Zimy są najgorsze, brak słońca i zimno pogarszają sprawę, co dla tego typu chorób ma znaczenie. Ja w każdym razie czuję się słabo, i fizycznie i psychicznie. Ale za trzy tygodnie dzień przynajmniej zacznie się wydłużać, to będzie jakoś optymistyczniej.
Powodzenia i walcz!
Współczuję diagnozy. Ale jak czytam o tym, co skłoniło Ciebie do poszukiwań, to jakbym czytała o sobie. Mam tak od lat, niekończące i ciągnące się kontuzje, których nie leczę, bo jak można leczyć coś, co jest stale. Plus różne bóle, coraz mniejsza mobilność itp. Sport sportem, na pewno mnie wyeksploatował przez lata, ale czasem trochę tych "skutków ubocznych" za dużo. Jedno miejsce w kręgosłupie mam trwale zablokowane, u mnie na przejściu odcinka lędźwiowego w piersiowy). Do tego obciążenie rodzinne ZZSK i podobnymi chorobami. No i choroba tarczycy, czyli autoagresja już jest. Ale, póki co nie drażę, bo pomyślałam, że nic mi to nie da. Uznałam, że w dzisiejszych czasach każdemu coś dolega, mniej lub bardziej poważnego .
Na stojąco żyję od jakiegoś czasu, ale (jeszcze) na stojąco nie jem, choć może byłby to jakiś pomysł, bo wyeliminowałoby to przy okazji kocie nosy w talerzu, co czasem się zdarza .
Zimy są najgorsze, brak słońca i zimno pogarszają sprawę, co dla tego typu chorób ma znaczenie. Ja w każdym razie czuję się słabo, i fizycznie i psychicznie. Ale za trzy tygodnie dzień przynajmniej zacznie się wydłużać, to będzie jakoś optymistyczniej.
Powodzenia i walcz!
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Urazy bolą bardziej wieczorem, a rano mniej.
Reumatyzm boli bardziej rano niż wieczorem.
To najprostsza diagnoza każdego, kto ma wątpliwości, czy ma jakiegoś autoimmuna. Wszyscy je kolekcjonujemy przez całe życie stykając się z różnymi patogenami i na starość jesteśmy już całkiem pokręceni, zesztywniali i nieruchawi. Można nazwać to "starością immunologiczną", nasz system operacyjny zainstalował sobie tyle aplikacji, że niektóre działają przeciw userowi. Niektóre działania systemu odpornościowego są w miarę do ogarnięcia (pewnie nawet nie mają nazwy), inne - jak np. SM, toczeń, RZS - są dość bezwzględnymi mordercami.
NLPZetom bardzo zaszkodziło dopuszczenie do obrotu bez recepty. Stały się środkami "lifestylowymi", elementem współczesnego świata. Tymczasem, jestem przekonany, że stosowane wyłącznie pod nadzorem specjalisty od immunologii mogą być narzędziem w walce z chorobą. Beata - narkoza też niczego nie leczy, a jest stosowana dość powszechnie. Tyle, że sami sobie jej nie podajemy, tylko opracowujemy pewien plan w porozumieniu z paroma specjalistami, by - stosując narkozę - osiągnąć cel.
Tak samo powinno być z leczeniem reumatyzmu. Jeśli jest plan, to jego częścią może być nlpz, a samo łykanie diklofenaku może nic nie dać. Wiem, że niektórzy tak robią, zamiatając sprawę pod dywan - i to uważam jest wielki błąd.
Unikam NLPZetów. Zaliczyłem 3x3miesiące (diklofenak, naproksen i meloksykam). Wystarczy, spełniły swoje zadanie i nie chcę do tego wracać.
Reumatyzm boli bardziej rano niż wieczorem.
To najprostsza diagnoza każdego, kto ma wątpliwości, czy ma jakiegoś autoimmuna. Wszyscy je kolekcjonujemy przez całe życie stykając się z różnymi patogenami i na starość jesteśmy już całkiem pokręceni, zesztywniali i nieruchawi. Można nazwać to "starością immunologiczną", nasz system operacyjny zainstalował sobie tyle aplikacji, że niektóre działają przeciw userowi. Niektóre działania systemu odpornościowego są w miarę do ogarnięcia (pewnie nawet nie mają nazwy), inne - jak np. SM, toczeń, RZS - są dość bezwzględnymi mordercami.
NLPZetom bardzo zaszkodziło dopuszczenie do obrotu bez recepty. Stały się środkami "lifestylowymi", elementem współczesnego świata. Tymczasem, jestem przekonany, że stosowane wyłącznie pod nadzorem specjalisty od immunologii mogą być narzędziem w walce z chorobą. Beata - narkoza też niczego nie leczy, a jest stosowana dość powszechnie. Tyle, że sami sobie jej nie podajemy, tylko opracowujemy pewien plan w porozumieniu z paroma specjalistami, by - stosując narkozę - osiągnąć cel.
Tak samo powinno być z leczeniem reumatyzmu. Jeśli jest plan, to jego częścią może być nlpz, a samo łykanie diklofenaku może nic nie dać. Wiem, że niektórzy tak robią, zamiatając sprawę pod dywan - i to uważam jest wielki błąd.
Unikam NLPZetów. Zaliczyłem 3x3miesiące (diklofenak, naproksen i meloksykam). Wystarczy, spełniły swoje zadanie i nie chcę do tego wracać.