Ostatnie miesiące depra tak mnie przycisnęła, że w czerwcu i lipcu biegałem w sumie razem jakieś 8 razy. Wcześniej biegałem od połowy kwietnia wiosennym postanowieniem

*większość logów z "treningów" w załączniku, resztę biegałem bez telefonu (bez endomondo)*
Już będąc całkiem zadowolonym z siebie po tym biegu 20.05 (7,7km [akurat pętla ma taki dystans], 4:30min/km) chciałem spróbować się na 10km, ale niestety kilka dni przed zawodami wylądowałem w psychiatryku i od tamtej pory nie ruszałem się za dużo z łóżka. Jakieś dwa tygodnie temu w końcu się zebrałem i co drugi dzień biegałem 4-5km, swobodnie, na czuja. Potem tata zabrał mnie na trening - w planie było: 2km rozgrzewki, 5x1km 4:30 i kilometr schłodzenia. Wyszło tak, że po rozgrzewce pobiegłem tylko 2x1km 4:30 i zdziwiony, że tak ze mną cienko pozostałe 5km powooli przetruchtałem. Od tego czasu zrobiłem drugi tydzień programu do nauki biegu godzinnego z książki Skarżyńskiego (pon. 25' 5:50 + 10x100m przeb.; śr. 2x20' 5:50 przerwa: 3' marsz; pt. 40' 5:40 - czuję, jakby obecnie utrzymanie 5:20 przez kilometr było dla mnie takim samym wysiłkiem, jak 4:30 w maju) i zastanawiam się, czy jest sens go kontynuować - co może mi to dać.
Otóż moim priorytetem jest wrócenie do stanu, w którym tempa 4:00-4:30 specjalnie mnie nie bolą (złapanie lekkości w bieganiu, którą straciłem), zwiększenie objętości i spróbowanie się w jakichś zawodach na 10km z planem okolic 45min.
Jakim planem się posłużyć? Jak mogę szacować czas potrzebny na przygotowanie się do ustalenia takiego wyniku? Czy leki mogły przyczynić się do spadku mojej wydolności (od miesiąca biorę dziennie 200mg sertraliny) czy może raczej aż takie spadki są normalne po dwóch miesiącach leżenia w łóżku?
Mam 19lat, mam 189cm wzrostu, ważę 66-68kg, ~2 lata temu bez przygotowania biegałem 400m poniżej minuty, a 1000m w 3:05min, mam dużo motywacji (i - nareszcie- satysfakcji z wykonanych biegów) oraz aż za nadto wolnego czasu
