Złamanie 3h na Maratonie w Poznaniu.
Nigdy nie polubiłem maratonów. Pomimo 20 startów na tym dystansie, zawsze dopadała mnie ściana, często już przed 20km. Po urodzeniu dziecka chciałem się skupić na krótszych dystansach i czysto rekreacyjnym bieganiu. Zamiast długich wybiegań wolę spędzić czas z rodziną. I wtedy koledzy z pracy, którzy chcą złamać 3h w maratonie, namówili mnie na wspólne treningi bezpośrednio przed lub po pracy. Okazuje się to na tyle wartościowy bodziec, że po 3 latach zacząłem znów bić swoje życiówki. Stąd pomysł na jeszcze jedną, ostatnią próbę w maratonie.
Kategoria M30
Waga poniżej 65kg
Praca siedząca
Biegać zacząłem po ukończeniu studiów w 2010 roku. Nigdy nie uprawiałem żadnego sportu, przy komputerze spędzałem po 16 godzin dziennie. Chciałem dla zdrowia oderwać się od biurka. Motywacją są dla mnie zawsze zawody.
Założenia:
- rodzina jest ważniejsza
- nie biegam długich wybiegań
- przed każdym biegiem pół godziny gimnastyki żeby zapobiegać kontuzjom
- na początku treningu w grupie 4km rozgrzewkowego biegu, przerwa między odcinkami 1km w truchcie
- lubię startować i robię to często
- bazuję na zapasie prędkości i sile
- upał mnie zabija
Stan na połowę 2018 (złamane czasy):
- maraton 3:15 (2016)
- półmaraton 1:25 (2015)
- 10km 0:39 (2016)
- 5km 0:19 (2018)
- 7km 0:26 (2018 - to jest punkt odniesienia, ostatni start z którego jestem zadowolony)
3:59 (2012 kwiecień)
3:55 (2012 wrzesień)
3:53 (2012 październik)
3:30 (2013)
3:15 (2016 wiosna)
3:45 (2017 wiosna)
3:20 (2017 wiosna, druga próba)
4 godziny wymęczyłem w trzecim starcie. 3:30 to jedyny mój maraton przebiegnięty negative splitem. Widząc, że w drugiej połowie zawsze znacznie zwalniam, wymyśliłem że nadrobię pierwszą ustawiając się za pacemakerem na 3:30 i trzymając się go tak długo, jak byłem w stanie. Ledwo, ale udało się wytrzymać do końca. Warunki były dla mnie idealne - poniżej 10 stopni i lekki deszcz. W tym czasie w tygodniu biegałem ok. 20km, na jednym treningu nie więcej niż 6km. W 2016 do maratonu przygotowywałem się książkowo, jednak zabił mnie upał. Po połowie w 1:29 zwolniłem do tempa 5:00, żeby zrobić życiówkę. Cały okres przygotowań miałem komfortowe warunki, a na dzień przed startem temperatura na tyle wzrosła, że asfalt miał blisko 40 stopni. W 2017 zmieniłem trening poprzez dołożenie jednostek, których wcześniej nie robiłem: krótkich interwałów (np. 400m) oraz tempa maratońskiego (np. 12km). Przy powtórce z rozrywki (2 dni przed startem nagle upał, asfalt ponad 40 stopni) nie sprawdził się trening i już od połowy szedłem. Po 4 tygodniach kolejna próba - tym razem na połówce było 1:30, ale od 30km już tylko szedłem. W założeniach to miał był mój ostatni maraton w życiu.
Półmaraton
2:15 (2010)
1:45 (2011)
1:40 (2012)
1:35 (2013)
1:30 (2014)
1:25 (2015)
Mój ulubiony dystans. Co ciekawe, 1:25 pobiegłem tydzień po złamaniu 40 minut na 10km po raz pierwszy w życiu. Warunki były dla mnie idealne. W 2017 chciałem się zbliżyć do tego wyniku, ale bez sukcesu. Ledwo złamałem 1:30.
10km
0:42 (2013)
0:40:16 (2014)
0:40:10 (2015 wiosna)
0:40 (2015 jesień)
0:40:15 (2016)
Była mała bariera psychologiczna przed złamaniem 40 minut, ale teraz już mi się to udało 6 razy. Przy czym za każdym razem jest to dla mnie ciężki bieg.
Poniedziałek:
- bieg z pracy do domu - spokojne 9km z postojami na światłach
Wtorek:
- trening w grupie - tempo, np. 6 x 1km po 3:50 albo 3 x 4km po 4:05
Środa:
- trening w grupie - tempo maratońskie (na zmęczeniu)
Czwartek:
- bieg z pracy do domu
Piątek:
- w końcu wolne, po całym tygodniu biegania i spania po 5 godzin z przerwami
Sobota (oczywiście tylko jedno z niżej wymienionych, rano zanim dziecko się obudzi):
- podbiegi 300m
- zbiegi 500m
- 10 x 100m z truchtem 300m na bieżni + dobieg do 5km, wychodzi poniżej 20 minut
- zawody
Niedziela (wieczorem, blisko mieszkania):
- 15 x wbieg na 10. piętro po schodach, zjazd windą
- zawody