rolin' - breaking 3
Moderator: infernal
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Sobota, 19.05.18 r. - Zawody - Beskidzki Toporek - 25 km =/- 1200 m - 2:33:29 (OPEN - 19, M20 - 7)
24,7 km - 2:33:29 - 6:13/km - HR 166 (tętno z nadgarstka)
https://www.relive.cc/view/1581592797
Na 3 tygodnie przed Biegiem Marduły postanowiłem się przetrzeć w czymś łatwiejszym i jednocześnie zadebiutować w biegach górskich biegnąc najkrótszy dystans Beskidzkiego Topora, czyli 25 km +/- 1200 m po Beskidzie Małym. Start dość spontaniczny, pakiet dzień wcześniej "zarezerwowałem" do odbioru i opłacenia w biurze zawodów. Dzień wcześniej załadowałem się węglami na Food Truckach w Oświęcimiu (polecam foodtrucki ), więc rano tylko 2 bułeczki i jazda do Andrychowa. Na miejscu chwila niepewności, bo rezerwacja pakietu polegała na tym, że oddawali te, które ktoś nie odebrał z innego dystansu i przez chwilę nie mogli takiego znaleźć, ale na 15 minut przed startem dostałem numerek z dystansu 70 km i mogłem zacząć się rozgrzewać Oddałem depozyt, 5 minut truchtu, WC i dobiegam na start na 30 sekund do wystrzału startera. Ustawiłem się raczej z przodu, bo wiedziałem, że w biegach górskich lwia część startujących traktuje start rekreacyjnie. Pogoda do biegania idealna, umiarkowanie ciepło, delikatna bryza i słońce za chmurami.
Początek poszedł żwawo, chyba nawet za bardzo, ale jak to na początku - siła jest, więc ciśniemy. Na pierwszym podejściu jakieś delikatne przetasowania, ale ja sobie idę swoje mocno i stabilnie. Na następnych kilku kilometrach, biegniemy raczej gęsiego bez żadnych większych ataków, choć jeden ziomeczek miał specyficzną taktykę, że na podejściach mocno odpuszczał (albo był słaby), a na zbiegu puszczał się mega mocno i wyprzedzał - jakoś to działało, ale takie zbiegi od początku na dłuższym dystansie mogłyby być zabójcze w późniejszym etapie wyścigu. Trochę denerwował mnie koleś biegnący z psem, bo strasznie się motał lewa, prawa i czasem zastawiał drogę, ale w końcu pies zaczął słabnąć i miałem spokój. Klasycznie na podejściach zostawałem wyprzedzany, a na zbiegach odrabiałem straty. Podejścia to na tę chwilę to priorytet treningowy, bo to mój najsłabszy punkt. Na najdłuższym i najbardziej stromym podejściu na Gancarz, a jednocześnie najbardziej błotnistym odcinku trasy zostałem wyprzedzony przez chyba dwie osoby, w tym pierwszą kobietę. Chwilę z nią pogadałem, zjadłem żel i później starałem się trzymać jej pleców, ale sukcesywnie powiększała przewagę - była sporo mocniejsza na podbiegach, ale słabsza na zbiegach, a ten odcinek był bardziej pod górę Na Leskowcu, czyli 12 kilometrze zameldowałem się na 23 pozycji open. Dolałem sobie do softflaska trochę wody i ruszyłem dalej. Gdzieś tam z przodu cały czas przewijała mi się ta pierwsza w open kobieta i jakiś inny zawodnik. Ten odcinek posiadał masę małych zbiegów i podbiegów - taka sinusoida. Zacząłem chyba słabnąć i w pewnym momencie zostałem sam na sam z lasem i trasą, więc motywacja delikatnie opadła, ale starałem się trzymać intensywność. Gdzieś tam po drodze zjadłem drugiego żela i wyprzedziłem na jakimś zbiegu pojedynczego zawodnika. W okolicach 20 kilometra - Potrójnej - dogoniła mnie druga kobieta. Jakie było moje zdziwienie, kiedy później zobaczyłem, że na Leskowcu miała do mnie 2:30 straty... Pogadaliśmy chwilę, dałem jej znać, że pierwsza kobieta jest niedaleko i na zbiegach jest słabsza, więc jak dobrze dociśnie to jest szansa na pierwsze open, bo ostatnie kilometry są tylko z górki. Odrobina wzajemnej motywacji i starałem się trzymać jej na plecach. Oboje puszczaliśmy nogę i biegliśmy w dół, choć ja ciut wolniej Minąłem zawodnika borykającego się ze skurczami i cisnąłem dalej. Na dwa kilometry przed metą na ostrym i technicznym zbiegu udało mi się jeszcze ją wyprzedzić i dobiec do mety kilka sekund wcześniej.
Na mecie delikatne zamieszanie, bo myśleli, że wygrałem 70 km Ale szybko rozwiałem ich wątpliwości i poszedłem się ogarniać Były prysznice, było bolognese z ryżem i piwka alkoholowe i bez. Posiedziałem chwilę, załapałem się na transport na start z innym zawodnikiem, bo oficjalne busy kursowały dopiero od 16, a najwcześniejszy autobus był o 15 i można było śmigać na chatę, bo o 18 był w kinie Deadpool 2 Po kinie jeszcze burrito i burger ratunkowy z foodtrucków i można było iść się regenerować
Z debiutu jestem zadowolony. Przede wszystkim wiem nad czym muszę popracować. Biegi górskie są dużo ciekawsze od biegów ulicznych. Okoliczności przyrody, cały czas coś się dzieje, warto mieć jakąś taktykę i rozkładać odpowiednio siły. W biegach płaskich liczy się tylko średnie tempo z kilometra Wiem, że to nie będzie chwilowa zajawka, bo szybkie poruszanie się w terenie górskim od zawsze mnie jarało i myślę, że jak zrealizuję cel złamania 3 godzin w maratonie, to zdecydowanie większy nacisk położę na biegi górskie.
24,7 km - 2:33:29 - 6:13/km - HR 166 (tętno z nadgarstka)
https://www.relive.cc/view/1581592797
Na 3 tygodnie przed Biegiem Marduły postanowiłem się przetrzeć w czymś łatwiejszym i jednocześnie zadebiutować w biegach górskich biegnąc najkrótszy dystans Beskidzkiego Topora, czyli 25 km +/- 1200 m po Beskidzie Małym. Start dość spontaniczny, pakiet dzień wcześniej "zarezerwowałem" do odbioru i opłacenia w biurze zawodów. Dzień wcześniej załadowałem się węglami na Food Truckach w Oświęcimiu (polecam foodtrucki ), więc rano tylko 2 bułeczki i jazda do Andrychowa. Na miejscu chwila niepewności, bo rezerwacja pakietu polegała na tym, że oddawali te, które ktoś nie odebrał z innego dystansu i przez chwilę nie mogli takiego znaleźć, ale na 15 minut przed startem dostałem numerek z dystansu 70 km i mogłem zacząć się rozgrzewać Oddałem depozyt, 5 minut truchtu, WC i dobiegam na start na 30 sekund do wystrzału startera. Ustawiłem się raczej z przodu, bo wiedziałem, że w biegach górskich lwia część startujących traktuje start rekreacyjnie. Pogoda do biegania idealna, umiarkowanie ciepło, delikatna bryza i słońce za chmurami.
Początek poszedł żwawo, chyba nawet za bardzo, ale jak to na początku - siła jest, więc ciśniemy. Na pierwszym podejściu jakieś delikatne przetasowania, ale ja sobie idę swoje mocno i stabilnie. Na następnych kilku kilometrach, biegniemy raczej gęsiego bez żadnych większych ataków, choć jeden ziomeczek miał specyficzną taktykę, że na podejściach mocno odpuszczał (albo był słaby), a na zbiegu puszczał się mega mocno i wyprzedzał - jakoś to działało, ale takie zbiegi od początku na dłuższym dystansie mogłyby być zabójcze w późniejszym etapie wyścigu. Trochę denerwował mnie koleś biegnący z psem, bo strasznie się motał lewa, prawa i czasem zastawiał drogę, ale w końcu pies zaczął słabnąć i miałem spokój. Klasycznie na podejściach zostawałem wyprzedzany, a na zbiegach odrabiałem straty. Podejścia to na tę chwilę to priorytet treningowy, bo to mój najsłabszy punkt. Na najdłuższym i najbardziej stromym podejściu na Gancarz, a jednocześnie najbardziej błotnistym odcinku trasy zostałem wyprzedzony przez chyba dwie osoby, w tym pierwszą kobietę. Chwilę z nią pogadałem, zjadłem żel i później starałem się trzymać jej pleców, ale sukcesywnie powiększała przewagę - była sporo mocniejsza na podbiegach, ale słabsza na zbiegach, a ten odcinek był bardziej pod górę Na Leskowcu, czyli 12 kilometrze zameldowałem się na 23 pozycji open. Dolałem sobie do softflaska trochę wody i ruszyłem dalej. Gdzieś tam z przodu cały czas przewijała mi się ta pierwsza w open kobieta i jakiś inny zawodnik. Ten odcinek posiadał masę małych zbiegów i podbiegów - taka sinusoida. Zacząłem chyba słabnąć i w pewnym momencie zostałem sam na sam z lasem i trasą, więc motywacja delikatnie opadła, ale starałem się trzymać intensywność. Gdzieś tam po drodze zjadłem drugiego żela i wyprzedziłem na jakimś zbiegu pojedynczego zawodnika. W okolicach 20 kilometra - Potrójnej - dogoniła mnie druga kobieta. Jakie było moje zdziwienie, kiedy później zobaczyłem, że na Leskowcu miała do mnie 2:30 straty... Pogadaliśmy chwilę, dałem jej znać, że pierwsza kobieta jest niedaleko i na zbiegach jest słabsza, więc jak dobrze dociśnie to jest szansa na pierwsze open, bo ostatnie kilometry są tylko z górki. Odrobina wzajemnej motywacji i starałem się trzymać jej na plecach. Oboje puszczaliśmy nogę i biegliśmy w dół, choć ja ciut wolniej Minąłem zawodnika borykającego się ze skurczami i cisnąłem dalej. Na dwa kilometry przed metą na ostrym i technicznym zbiegu udało mi się jeszcze ją wyprzedzić i dobiec do mety kilka sekund wcześniej.
Na mecie delikatne zamieszanie, bo myśleli, że wygrałem 70 km Ale szybko rozwiałem ich wątpliwości i poszedłem się ogarniać Były prysznice, było bolognese z ryżem i piwka alkoholowe i bez. Posiedziałem chwilę, załapałem się na transport na start z innym zawodnikiem, bo oficjalne busy kursowały dopiero od 16, a najwcześniejszy autobus był o 15 i można było śmigać na chatę, bo o 18 był w kinie Deadpool 2 Po kinie jeszcze burrito i burger ratunkowy z foodtrucków i można było iść się regenerować
Z debiutu jestem zadowolony. Przede wszystkim wiem nad czym muszę popracować. Biegi górskie są dużo ciekawsze od biegów ulicznych. Okoliczności przyrody, cały czas coś się dzieje, warto mieć jakąś taktykę i rozkładać odpowiednio siły. W biegach płaskich liczy się tylko średnie tempo z kilometra Wiem, że to nie będzie chwilowa zajawka, bo szybkie poruszanie się w terenie górskim od zawsze mnie jarało i myślę, że jak zrealizuję cel złamania 3 godzin w maratonie, to zdecydowanie większy nacisk położę na biegi górskie.
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Niedziela, 19.05.18 r. - BS - 9,8 km - 54:49 - 5:36/km - HR 132
Roztruchtanie po starcie. Myślałem, że będzie gorzej po takim mocnym zbieganiu
Roztruchtanie po starcie. Myślałem, że będzie gorzej po takim mocnym zbieganiu
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Wtorek, 22.05.18 r. - Interwały 8 x 400 m 1'20" p.2' - 10,3 km - 57:07 - 5:31/km - HR 142
Biegane na GPS na ulicy. Miało być 10-12 powtórzeń, ale dzisiaj w tej temperaturze takie odcinki były po prostu za mocne i się spaliłem. Przerwy w marszu. Nogi nie chciały już na ostatnich powtórzeniach współpracować Ale coś tam pobiegałem i zrobiłem test HR z nadgarstka vs pas. Wyniki nie pozostawiają złudzeń (nawet zapiąłem Fenixa o jedno oczko mocniej, żeby był stabilny na nadgarstku)
3,71 km - 20:20 - 5:29/km - HR 138
0,40 km - 1:26 - 3:34/km
0,40 km - 1:18 - 3:15/km
0,40 km - 1:20 - 3:22/km
0,41 km - 1:21 - 3:19/km
0,40 km - 1:22 - 3:27/km
0,41 km - 1:25 - 3:27/km
0,40 km - 1:26 - 3:33/km
0,40 km - 1:28 - 3:39/km
2,18 km - 13:21 - 6:08/km - HR 142
Biegane na GPS na ulicy. Miało być 10-12 powtórzeń, ale dzisiaj w tej temperaturze takie odcinki były po prostu za mocne i się spaliłem. Przerwy w marszu. Nogi nie chciały już na ostatnich powtórzeniach współpracować Ale coś tam pobiegałem i zrobiłem test HR z nadgarstka vs pas. Wyniki nie pozostawiają złudzeń (nawet zapiąłem Fenixa o jedno oczko mocniej, żeby był stabilny na nadgarstku)
3,71 km - 20:20 - 5:29/km - HR 138
0,40 km - 1:26 - 3:34/km
0,40 km - 1:18 - 3:15/km
0,40 km - 1:20 - 3:22/km
0,41 km - 1:21 - 3:19/km
0,40 km - 1:22 - 3:27/km
0,41 km - 1:25 - 3:27/km
0,40 km - 1:26 - 3:33/km
0,40 km - 1:28 - 3:39/km
2,18 km - 13:21 - 6:08/km - HR 142
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Środa, 23.05.18 r. - BS - 9,4 km - 48:33 - 5:10/km - HR 141
Spokojny BS z dziewiecioma przebiezkami po 20 s na koncu.
Czwartek, 24.05.18 r. - 9 km BC2 + 2 km P - 14,1 km - 1:05:56 - 4:41/km - HR 154
Trening w sloneczku na wale wislanym. Troche z wiatrem, troche pod. Mial byc sam drugi zakres w widlach tetna 155-160, ale postanowilem przyspieszyc do progowego na ostatnie 2 kilometry, podczas których postanowilem przyspieszyc na ostatnich chyba 400-500 m. Wyszlo takie improwizowane mini BNP, ale weszlo solidnie i stabilnie, mimo temperatury.
2,01 km - 11:08 - 5:32/km - HR 134
8,99 km - 40:30 - 4:30/km - HR 157
2,00 km - 8:11 - 4:05/km - HR 170
1,05 km - 6:08 - 5:50/km - HR 148
Sobota, 26.05.18 r. - Wycieczka biegowa 2 x Babia Góra - 31,7 km - 4:48:45 (6:34:20) - 12:26/km - HR 130
Mosorny Groń - Markowe Szczawiny - Perć Akademików - Babia Góra - Stańcowa - Hájovna Na Rovinách - Babia Góra - Przełęcz Brona - Markowe Szczawiny - Mosorny Groń
Wycieczka biegowa zorganizowana przez Hati Team i BB Runners w ramach rekonesansu trasu Ultramaraton Babia Góra, który będzie się odbywał w tym samym dniu co Bieg Marduły, czyli 9 czerwca. Dystans i suma podbiegów, i zbiegów wyszła mniej więcej taka sama jak na Biegu Marduły Solidny trening - ostatni taki stricte pod bieg docelowy. Burza straszyła nad głową, ale obeszło się na sucho. Ekipa mega pozytywna i cały trening okazał się kwintesencją tego czego człowiek oczekuje od biegania po górach - natura, ładne widoczki, miłe towarzystwo i brak monotonii. Na zbiegach puszczaliśmy się dość mocno i czułem to w nogach zarówno w dniu treningu jak i na dzień następny Mega fajne bieganie!
https://www.relive.cc/view/1597196344
Niedziela, 27.05.18 r. - BS - 11,1 km - 1:06:32 - 5:59/km - HR 137
Delikatne rozbieganie sobotniego treningu w terenie crossowym. Głównie po to, by porozciągać się i porolować
Spokojny BS z dziewiecioma przebiezkami po 20 s na koncu.
Czwartek, 24.05.18 r. - 9 km BC2 + 2 km P - 14,1 km - 1:05:56 - 4:41/km - HR 154
Trening w sloneczku na wale wislanym. Troche z wiatrem, troche pod. Mial byc sam drugi zakres w widlach tetna 155-160, ale postanowilem przyspieszyc do progowego na ostatnie 2 kilometry, podczas których postanowilem przyspieszyc na ostatnich chyba 400-500 m. Wyszlo takie improwizowane mini BNP, ale weszlo solidnie i stabilnie, mimo temperatury.
2,01 km - 11:08 - 5:32/km - HR 134
8,99 km - 40:30 - 4:30/km - HR 157
2,00 km - 8:11 - 4:05/km - HR 170
1,05 km - 6:08 - 5:50/km - HR 148
Sobota, 26.05.18 r. - Wycieczka biegowa 2 x Babia Góra - 31,7 km - 4:48:45 (6:34:20) - 12:26/km - HR 130
Mosorny Groń - Markowe Szczawiny - Perć Akademików - Babia Góra - Stańcowa - Hájovna Na Rovinách - Babia Góra - Przełęcz Brona - Markowe Szczawiny - Mosorny Groń
Wycieczka biegowa zorganizowana przez Hati Team i BB Runners w ramach rekonesansu trasu Ultramaraton Babia Góra, który będzie się odbywał w tym samym dniu co Bieg Marduły, czyli 9 czerwca. Dystans i suma podbiegów, i zbiegów wyszła mniej więcej taka sama jak na Biegu Marduły Solidny trening - ostatni taki stricte pod bieg docelowy. Burza straszyła nad głową, ale obeszło się na sucho. Ekipa mega pozytywna i cały trening okazał się kwintesencją tego czego człowiek oczekuje od biegania po górach - natura, ładne widoczki, miłe towarzystwo i brak monotonii. Na zbiegach puszczaliśmy się dość mocno i czułem to w nogach zarówno w dniu treningu jak i na dzień następny Mega fajne bieganie!
https://www.relive.cc/view/1597196344
Niedziela, 27.05.18 r. - BS - 11,1 km - 1:06:32 - 5:59/km - HR 137
Delikatne rozbieganie sobotniego treningu w terenie crossowym. Głównie po to, by porozciągać się i porolować
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Wtorek, 29.05.18 r. - BS - 8,4 km - 56:42 - 6:47/km - HR 118
Wolnutki BS z sąsiadką Po biegu ćwiczenia na nogi Dominiki Stelmach.
Środa, 30.05.18 r. - TWL 6x 4:35 / 5x 4:05 - 12,4 km - 55:41 - 4:29/km - HR 162
Gorąco. Pojechałem na bieżnię. Tempa oczywiście powinny być szybsze, ale chciałem jakoś to dostosować pod panujące warunki, by zamknąć akcent. Po kilometrowej rozgrzewce ruszyłem z tematem zmieniając tempo co 3 pełne okrążenia bieżni 333 m. Na wolniejszych odcinkach łapałem softflaska i popijałem co nieco przez jedno okrążenie. Po treningu stwierdziłem, że mogłem to pobiec spokojnie o 5 s szybciej. Ale i tak trening uważam za udany - lepiej ciut za wolno niż spalić się w połowie. W taką pogodę na bieżni panuje też typowy jarmark. Rolki, spacery, nauka jazdy dzieci na rowerze - są cztery tory, ale i tak wybierają pierwszy... Trochę trzeba było pokrzyczeć...
Czwartek, 31.05.18 r. - BS - 12,9 km - 1:08:52 - 5:20/km - HR 142
Spokojna rundka wokół zbiornika Dziećkowice w Chełmie Śląskim. Na koniec 7 przebieżek. Trochę rozciągania i aktywne schłodzenie w akwenie - jakieś 200 m kraulem :D
Wolnutki BS z sąsiadką Po biegu ćwiczenia na nogi Dominiki Stelmach.
Środa, 30.05.18 r. - TWL 6x 4:35 / 5x 4:05 - 12,4 km - 55:41 - 4:29/km - HR 162
Gorąco. Pojechałem na bieżnię. Tempa oczywiście powinny być szybsze, ale chciałem jakoś to dostosować pod panujące warunki, by zamknąć akcent. Po kilometrowej rozgrzewce ruszyłem z tematem zmieniając tempo co 3 pełne okrążenia bieżni 333 m. Na wolniejszych odcinkach łapałem softflaska i popijałem co nieco przez jedno okrążenie. Po treningu stwierdziłem, że mogłem to pobiec spokojnie o 5 s szybciej. Ale i tak trening uważam za udany - lepiej ciut za wolno niż spalić się w połowie. W taką pogodę na bieżni panuje też typowy jarmark. Rolki, spacery, nauka jazdy dzieci na rowerze - są cztery tory, ale i tak wybierają pierwszy... Trochę trzeba było pokrzyczeć...
Czwartek, 31.05.18 r. - BS - 12,9 km - 1:08:52 - 5:20/km - HR 142
Spokojna rundka wokół zbiornika Dziećkowice w Chełmie Śląskim. Na koniec 7 przebieżek. Trochę rozciągania i aktywne schłodzenie w akwenie - jakieś 200 m kraulem :D
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Piątek, 01.06.18 r. - Wycieczka biegowa na Górę Żar - 15,1 km - 1:43:05 (2:20:48) - 6:49/km - HR 150 - +/- 700 m
Stosunkowo krótka wycieczka biegowa po łatwej trasie w Beskidzie Małym. Myślałem, że w końcu spadnie deszcz i będzie chłodniej, ale jak zwykle przeszło obok i pozostała tylko duchota. Przynajmniej na szczycie posiedziałem chwilę z ładnym widoczkiem. Podejścia robiłem mocniej, na zbiegach delikatnie. Jutro pobiegnę sobie kameralne zawody na 8.5 km w ramach treningu
https://www.relive.cc/view/1610579724
Stosunkowo krótka wycieczka biegowa po łatwej trasie w Beskidzie Małym. Myślałem, że w końcu spadnie deszcz i będzie chłodniej, ale jak zwykle przeszło obok i pozostała tylko duchota. Przynajmniej na szczycie posiedziałem chwilę z ładnym widoczkiem. Podejścia robiłem mocniej, na zbiegach delikatnie. Jutro pobiegnę sobie kameralne zawody na 8.5 km w ramach treningu
https://www.relive.cc/view/1610579724
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Niedziela, 03.06.18 r. - Zawody - V Bieg wokół Kamienia - 8,2 km - 35:05 - 4:17/km - HR 175 (OPEN - 3)
Jednak pojechałem na nieplanowany bieg w celu wykonania ostatniego mocnego treningu przed Biegiem Marduły. Nie wiedziałem nic o profilu trasy, jedyne co wiedziałem to, że jest to bieg na 8.3 km i nawierzchnia miała być mieszana. Mocno kameralna impreza z chyba niecałą pięćdziesiątką zawodników. Z problemami znalazłem OSP w wiosce Kamień i wykupiłem pakiet startowy w biurze zawodów. Trochę truchtu, jakieś przebieżki i wymachy nóg, i stajemy na starcie. Ustawiam się w pierwszym rzędzie, bo dlaczego nie Startujemy pod górkę asfaltem i zaniedługo skręcamy do lasu. Od razu tworzymy pięcioosobową grupkę pretendentów i lecimy spokojnie. Zaczynają się crossowe krótkie podbiegi i zbiegi. Na podbiegach czuję straszny brak mocy w nogach, na zbiegach oczywiście nadrabiam. Dwóch najmocniejszych zawodników ucieka walczyć o pierwsze miejsce, a ja zostaję sam na sam w walce o trzecie, bo piąty ze stawki zdążył się już gdzieś zgubić. Na czwartym kilometrze pierwsza półlitrowa butelka! wody, którą wykorzystujemy głównie do schłodzenia się. Cały czas biegnę równo z chłopakiem, który leci bez zegarka i pyta się ile jeszcze :D Około piątego kilometra był solidny zbieg, na którym gubię kolegę i jadę swoje dalej. Nie odwracam się za siebie, więc nie odpuszczam mimo, że jak się później okazało mocno osłabł. Na ostatnim kilometrze, który był pod górę w końcu obracam się i nie widzę nikogo. Lecę zdyszany po pierwsze w karierze pudło w open Nie spodziewałem się, ale zawsze to 100 zł do Deca wpadło Pucharku, ani podium niestety nie było
Muszę teraz już mocno dać nogom odpocząć, bo czuję że są zmęczone, a Marduła to nie popierdółka i w sumie powinienem taperować przynajmniej jak do maratonu.
Jednak pojechałem na nieplanowany bieg w celu wykonania ostatniego mocnego treningu przed Biegiem Marduły. Nie wiedziałem nic o profilu trasy, jedyne co wiedziałem to, że jest to bieg na 8.3 km i nawierzchnia miała być mieszana. Mocno kameralna impreza z chyba niecałą pięćdziesiątką zawodników. Z problemami znalazłem OSP w wiosce Kamień i wykupiłem pakiet startowy w biurze zawodów. Trochę truchtu, jakieś przebieżki i wymachy nóg, i stajemy na starcie. Ustawiam się w pierwszym rzędzie, bo dlaczego nie Startujemy pod górkę asfaltem i zaniedługo skręcamy do lasu. Od razu tworzymy pięcioosobową grupkę pretendentów i lecimy spokojnie. Zaczynają się crossowe krótkie podbiegi i zbiegi. Na podbiegach czuję straszny brak mocy w nogach, na zbiegach oczywiście nadrabiam. Dwóch najmocniejszych zawodników ucieka walczyć o pierwsze miejsce, a ja zostaję sam na sam w walce o trzecie, bo piąty ze stawki zdążył się już gdzieś zgubić. Na czwartym kilometrze pierwsza półlitrowa butelka! wody, którą wykorzystujemy głównie do schłodzenia się. Cały czas biegnę równo z chłopakiem, który leci bez zegarka i pyta się ile jeszcze :D Około piątego kilometra był solidny zbieg, na którym gubię kolegę i jadę swoje dalej. Nie odwracam się za siebie, więc nie odpuszczam mimo, że jak się później okazało mocno osłabł. Na ostatnim kilometrze, który był pod górę w końcu obracam się i nie widzę nikogo. Lecę zdyszany po pierwsze w karierze pudło w open Nie spodziewałem się, ale zawsze to 100 zł do Deca wpadło Pucharku, ani podium niestety nie było
Muszę teraz już mocno dać nogom odpocząć, bo czuję że są zmęczone, a Marduła to nie popierdółka i w sumie powinienem taperować przynajmniej jak do maratonu.
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Wtorek, 05.06.18 r. - BS - 11,8 km - 1:04:20 - 5:28/km - HR 142
BS w terenie crossowym.
Czwartek, 07.06.18 r. - BS - 7,7 km - 39:43 - 5:10/km - HR 143
BS + 4 luźne przebieżki.
W sobotę Bieg Marduły. Rankami w Tatrach nie pada, także liczę na dobre warunki do biegania. Mam nadzieję, że będzie chłodno!
BS w terenie crossowym.
Czwartek, 07.06.18 r. - BS - 7,7 km - 39:43 - 5:10/km - HR 143
BS + 4 luźne przebieżki.
W sobotę Bieg Marduły. Rankami w Tatrach nie pada, także liczę na dobre warunki do biegania. Mam nadzieję, że będzie chłodno!
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Sobota, 09.06.18 r. - Zawody - XI Wysokogórski Bieg im. dh. Franciszka Marduły - 32 km - +/- 2218 m - 4:27:57 (OPEN - 86)
Dane z zegarka: 30,3 km - 4:27:56 - 8:51/km - HR 155
https://www.relive.cc/view/1626748160
Do Zakopanego pojechałem w piątek, by na spokojnie odebrać pakiet startowy i odpocząć przed biegiem. W pakiecie dostaliśmy kamizelkę biegową Dynafita, ale nie zdecydowałem się jej użyć i przygotowałem sobie swój plecaczek Kalenji. Rano pobudka o 4:00. Trzy bułki z wędliną, kawka i toaleta. Poleżałem jeszcze trochę w łóżku i po 6 pojechałem z Kościeliska pod Kino Sokół, gdzie można było spokojnie zaparkować 100 m od startu. Klasa 10 minut truchtania, kibelek na ostatnią chwilę i na start. Delikatnie po 7:00 po krótkiej odprawie ruszyliśmy delikatnie startem honorowym na krupówki skąd wystartowaliśmy na poważnie.
Droga w stronę Kuźnic to asfaltowy podbieg, na którym starałem się trzymać tętno na wodzy i biec w okolicach 165 uderzeń, żeby się nie spalić już na starcie. Skręt na szlak na Nosal i zaczynamy pierwsze ostre podejście, które pokonuję w swoim tempie trzymając pozycję. Na zbiegu wyprzedzam dwie osoby i na płaskim kawałku zaliczam potknięcie obcierając delikatnie kolano. Na szczęście bezboleśnie. Ale tracę to co zyskałem. Do Kuźnic dobiegam już na spokojnie. Woda na łeb i w siebie. Zaczynamy podbieg do Murowańca przez dolinę Jaworzynki. Podczepiam się pod 5 kobietę OPEN i staram się jej trzymać chociaż widzę, że to nie moja liga i zaczyna mi delikatnie uciekać (Kinga Kwiatkowska - zwyciężyła w GP Sokoła). Zjadam żel.
Pod Murowańcem wypijam dwa kubki Coli, uzupełniam flaska i oblewam głowę wodą. Mimo, że strata do Kingi jest dalej nieduża to już nie próbuję jej gonić, bo zaczyna się podejście na Karb Wchodzimy ślimaczym tempem po schodach i końca nie widać. Moje nogi dostają solidny !@$%^&. Po wdrapaniu się na przełęcz na płaskim odcinku zaczyna mi łapać łydki, ale biegnę dalej. Na zbiegu z Karbu spokój i na płaskim odcinku koło stawków znów mnie łapią łydki. Od tego momentu wiem, że nie mogę ich przeciążać. "Na szczęście" zaczyna się podejście na Świnicką Przełęcz i nie idąc na łydkach, a stawiając stopy w całości na stopniach mogę spokojnie pokonywać kolejne metry. Wolno... coraz wolniej. Na tym podejściu tracę dużo czasu i kilka pozycji. Czuję delikatną niemoc, ale cisnę ile mogę. Zjadam drugi żel.
Wychodzimy na przełęcz. Trawersujemy Pośrednią i Skrajną Turnię zaliczając kolejne delikatne podejście i zbiegamy w stronę Kasprowego. Czuję, że coś się zaczyna dziać w udach, ale póki co mnie nie stawia. Na punkcie wypijam znów dwa kubki Coli, zjadam połówkę banana, uzupełniam flask i oblewam głowę. Krótkie podejście na Kasprowy i zaczyna się 7 kilometrów zbiegu. W końcu! - myślę sobie i hasam po stopniach w dół. Na zbiegu łydki zachowują się spoko. Doganiam gościa, czekam na odpowiednie miejsce i wyprzedzam. Jadę dalej i przepuszcza mnie kolejnych dwóch zawodników. Wyprzedzam jeszcze jednego i bum - skurcz przywodziciela w prawej nodze. Postawiło mnie i trzyma. Mijają mnie przed chwilą wyprzedzeni, a ja próbuję się ruszyć. Po paru krokach skurcz odpuszcza i mogę zbiegać dalej, ale tylko delikatnym tempem. Mimo to doganiam ekipę i w miarę się ich trzymam. Ale chociaż zbieg się wypłaszcza to ja i tak nie mogę przyspieszyć...
Dobiegam do Kuźnic i znów wypijam dwa kubki Coli i uzupełniam wodę. Zaczynamy podejście w stronę Kalatówek. Czuję, że mnie łapią czwórki tuż nad kolanem. Zjadam trzeciego żela z kofeiną. Próbuję truchtać, ale jestem zniszczony Dogania mnie dziewczyna (wtedy 6 OPEN) i ciśniemy obok siebie. Na szlaku tłumy. Lawirujemy, obchodzimy, byle do przodu. Wszyscy w około już idą. Nikt nie próbuję heroicznych podbiegów Skręcamy na Ścieżkę nad Reglami i wchodzimy w dżunglę. Straszna duchota i wilgoć. Maszerujemy. Dziewczyna ciągle za mną, ciężki oddech, ale napiera, a ja sobie myślę jaki jestem słaby
Zaczyna się zbieg Doliną Białego i ciśniemy spokojnym tempem. Ja już nawet nie próbuję przyspieszać, bo wiem, że skurcz może w każdej chwili mnie wyeliminować. Zbiegamy równomiernym tempem i mija nas kolejna kobieta (ostatecznie 6 OPEN). Patrzę czy koleżanka za mną jakoś zareaguje, ale nie miała już na to siły. Zbiegamy dalej i w pewnym momencie łapią mnie obie łydki. Ledwo ustałem Na szczęście zaraz puszczają, ale tracę pozycję. Na wylocie doganiamy jeszcze jednego zawodnika. Dziewczyna idzie przodem, ja sobie biegnę swoje, a kolega jeszcze mnie na asfalcie wyprzedza.
Dobiegam do mety. Cieszę się, że to już koniec, ale czuję również niedosyt, bo nie mogłem dać z siebie 100 procent. Biorę wodę i batonik, i siadam nad strumieniem. Łapią mnie skurcze łydek i przywodzicieli. W końcu udaje mi się ściągnąć buty i siadam dupą w strumieniu. 10 minut wystarczy, by choć trochę uśmierzyć ból. Siedzę jeszcze chwilę nad strumykiem, gadam z zawodnikami i dycham. W końcu idę sprawdzić wyniki, zjeść posiłek i zbieram się do auta.
Analizując bieg na spokojnie myślę, że gdyby nie skurcze byłbym w stanie zrobić wynik w okolicach 4:15, a na pewno poniżej 4:20. Plan minimum, czyli top 100 zrobiony, ale szczerze myślałem, że może uda się wykręcić coś delikatnie powyżej 4 godzin Zostałem mocno zweryfikowany i wiem, że muszę poważnie popracować nad wytrzymałością mięśniową. Dużo ćwiczeń i gór. Ale jak to mówi Killian Jornet: "Training is a lot of trying and failing". Bieg Marduły to był idealny trening Doświadczenie zebrane! Trzeba jechać dalej
Dane z zegarka: 30,3 km - 4:27:56 - 8:51/km - HR 155
https://www.relive.cc/view/1626748160
Do Zakopanego pojechałem w piątek, by na spokojnie odebrać pakiet startowy i odpocząć przed biegiem. W pakiecie dostaliśmy kamizelkę biegową Dynafita, ale nie zdecydowałem się jej użyć i przygotowałem sobie swój plecaczek Kalenji. Rano pobudka o 4:00. Trzy bułki z wędliną, kawka i toaleta. Poleżałem jeszcze trochę w łóżku i po 6 pojechałem z Kościeliska pod Kino Sokół, gdzie można było spokojnie zaparkować 100 m od startu. Klasa 10 minut truchtania, kibelek na ostatnią chwilę i na start. Delikatnie po 7:00 po krótkiej odprawie ruszyliśmy delikatnie startem honorowym na krupówki skąd wystartowaliśmy na poważnie.
Droga w stronę Kuźnic to asfaltowy podbieg, na którym starałem się trzymać tętno na wodzy i biec w okolicach 165 uderzeń, żeby się nie spalić już na starcie. Skręt na szlak na Nosal i zaczynamy pierwsze ostre podejście, które pokonuję w swoim tempie trzymając pozycję. Na zbiegu wyprzedzam dwie osoby i na płaskim kawałku zaliczam potknięcie obcierając delikatnie kolano. Na szczęście bezboleśnie. Ale tracę to co zyskałem. Do Kuźnic dobiegam już na spokojnie. Woda na łeb i w siebie. Zaczynamy podbieg do Murowańca przez dolinę Jaworzynki. Podczepiam się pod 5 kobietę OPEN i staram się jej trzymać chociaż widzę, że to nie moja liga i zaczyna mi delikatnie uciekać (Kinga Kwiatkowska - zwyciężyła w GP Sokoła). Zjadam żel.
Pod Murowańcem wypijam dwa kubki Coli, uzupełniam flaska i oblewam głowę wodą. Mimo, że strata do Kingi jest dalej nieduża to już nie próbuję jej gonić, bo zaczyna się podejście na Karb Wchodzimy ślimaczym tempem po schodach i końca nie widać. Moje nogi dostają solidny !@$%^&. Po wdrapaniu się na przełęcz na płaskim odcinku zaczyna mi łapać łydki, ale biegnę dalej. Na zbiegu z Karbu spokój i na płaskim odcinku koło stawków znów mnie łapią łydki. Od tego momentu wiem, że nie mogę ich przeciążać. "Na szczęście" zaczyna się podejście na Świnicką Przełęcz i nie idąc na łydkach, a stawiając stopy w całości na stopniach mogę spokojnie pokonywać kolejne metry. Wolno... coraz wolniej. Na tym podejściu tracę dużo czasu i kilka pozycji. Czuję delikatną niemoc, ale cisnę ile mogę. Zjadam drugi żel.
Wychodzimy na przełęcz. Trawersujemy Pośrednią i Skrajną Turnię zaliczając kolejne delikatne podejście i zbiegamy w stronę Kasprowego. Czuję, że coś się zaczyna dziać w udach, ale póki co mnie nie stawia. Na punkcie wypijam znów dwa kubki Coli, zjadam połówkę banana, uzupełniam flask i oblewam głowę. Krótkie podejście na Kasprowy i zaczyna się 7 kilometrów zbiegu. W końcu! - myślę sobie i hasam po stopniach w dół. Na zbiegu łydki zachowują się spoko. Doganiam gościa, czekam na odpowiednie miejsce i wyprzedzam. Jadę dalej i przepuszcza mnie kolejnych dwóch zawodników. Wyprzedzam jeszcze jednego i bum - skurcz przywodziciela w prawej nodze. Postawiło mnie i trzyma. Mijają mnie przed chwilą wyprzedzeni, a ja próbuję się ruszyć. Po paru krokach skurcz odpuszcza i mogę zbiegać dalej, ale tylko delikatnym tempem. Mimo to doganiam ekipę i w miarę się ich trzymam. Ale chociaż zbieg się wypłaszcza to ja i tak nie mogę przyspieszyć...
Dobiegam do Kuźnic i znów wypijam dwa kubki Coli i uzupełniam wodę. Zaczynamy podejście w stronę Kalatówek. Czuję, że mnie łapią czwórki tuż nad kolanem. Zjadam trzeciego żela z kofeiną. Próbuję truchtać, ale jestem zniszczony Dogania mnie dziewczyna (wtedy 6 OPEN) i ciśniemy obok siebie. Na szlaku tłumy. Lawirujemy, obchodzimy, byle do przodu. Wszyscy w około już idą. Nikt nie próbuję heroicznych podbiegów Skręcamy na Ścieżkę nad Reglami i wchodzimy w dżunglę. Straszna duchota i wilgoć. Maszerujemy. Dziewczyna ciągle za mną, ciężki oddech, ale napiera, a ja sobie myślę jaki jestem słaby
Zaczyna się zbieg Doliną Białego i ciśniemy spokojnym tempem. Ja już nawet nie próbuję przyspieszać, bo wiem, że skurcz może w każdej chwili mnie wyeliminować. Zbiegamy równomiernym tempem i mija nas kolejna kobieta (ostatecznie 6 OPEN). Patrzę czy koleżanka za mną jakoś zareaguje, ale nie miała już na to siły. Zbiegamy dalej i w pewnym momencie łapią mnie obie łydki. Ledwo ustałem Na szczęście zaraz puszczają, ale tracę pozycję. Na wylocie doganiamy jeszcze jednego zawodnika. Dziewczyna idzie przodem, ja sobie biegnę swoje, a kolega jeszcze mnie na asfalcie wyprzedza.
Dobiegam do mety. Cieszę się, że to już koniec, ale czuję również niedosyt, bo nie mogłem dać z siebie 100 procent. Biorę wodę i batonik, i siadam nad strumieniem. Łapią mnie skurcze łydek i przywodzicieli. W końcu udaje mi się ściągnąć buty i siadam dupą w strumieniu. 10 minut wystarczy, by choć trochę uśmierzyć ból. Siedzę jeszcze chwilę nad strumykiem, gadam z zawodnikami i dycham. W końcu idę sprawdzić wyniki, zjeść posiłek i zbieram się do auta.
Analizując bieg na spokojnie myślę, że gdyby nie skurcze byłbym w stanie zrobić wynik w okolicach 4:15, a na pewno poniżej 4:20. Plan minimum, czyli top 100 zrobiony, ale szczerze myślałem, że może uda się wykręcić coś delikatnie powyżej 4 godzin Zostałem mocno zweryfikowany i wiem, że muszę poważnie popracować nad wytrzymałością mięśniową. Dużo ćwiczeń i gór. Ale jak to mówi Killian Jornet: "Training is a lot of trying and failing". Bieg Marduły to był idealny trening Doświadczenie zebrane! Trzeba jechać dalej
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Wtorek, 12.06.18 r. - BS - 10,9 km - 1:01:33 - 5:38/km - HR 140
BS w crossie.
Środa, 13.06.18 r. - BS + 10 x 1'/1' - 9,4 km - 46:55 - 4:59/km - HR 147
3,42 km - 18:39 - 5:27/km
0,25 km - 1:00 - 4:00/km
0,18 km - 1:00 - 5:26/km
0,27 km - 1:00 - 3:46/km
0,19 km - 1:00 - 5:16/km
0,27 km - 1:00 - 3:40/km
0,18 km - 1:00 - 5:37/km
0,29 km - 1:00 - 3:27/km
0,18 km - 1:00 - 5:31/km
0,26 km - 1:00 - 3:48/km
0,19 km - 1:00 - 5:14/km
0,27 km - 1:00 - 3:40/km
0,18 km - 1:00 - 5:33/km
0,28 km - 1:00 - 3:35/km
0,22 km - 1:12 - 5:33/km
0,27 km - 1:00 - 3:46/km
0,19 km - 1:00 - 5:24/km
0,30 km - 1:00 - 3:23/km
0,17 km - 1:01 - 5:59/km
0,29 km - 1:00 - 3:28/km
1,58 km - 9:04 - 5:44/km
Pobiegałem trochę minutówek w tempie żwawym. Tak w celu pobudzenia się przed sobotnim startem na 5 km. Zamierzam w Oświęcimiu zaatakować 19 minut co może być ciężkie, bo ważę 80 kg... Ciekawy jestem jak to wyjdzie Oby była życiówka, bo trasa ma atest Kilka godzin po starcie będę już w drodze do Chamonix. Jak wrócę z Blanca to biorę się solidnie za przygotowania pod jesienne starty Zapisałem się też na półmaraton Pilska 7 lipca. Nie byłem jeszcze na Pilsku
BS w crossie.
Środa, 13.06.18 r. - BS + 10 x 1'/1' - 9,4 km - 46:55 - 4:59/km - HR 147
3,42 km - 18:39 - 5:27/km
0,25 km - 1:00 - 4:00/km
0,18 km - 1:00 - 5:26/km
0,27 km - 1:00 - 3:46/km
0,19 km - 1:00 - 5:16/km
0,27 km - 1:00 - 3:40/km
0,18 km - 1:00 - 5:37/km
0,29 km - 1:00 - 3:27/km
0,18 km - 1:00 - 5:31/km
0,26 km - 1:00 - 3:48/km
0,19 km - 1:00 - 5:14/km
0,27 km - 1:00 - 3:40/km
0,18 km - 1:00 - 5:33/km
0,28 km - 1:00 - 3:35/km
0,22 km - 1:12 - 5:33/km
0,27 km - 1:00 - 3:46/km
0,19 km - 1:00 - 5:24/km
0,30 km - 1:00 - 3:23/km
0,17 km - 1:01 - 5:59/km
0,29 km - 1:00 - 3:28/km
1,58 km - 9:04 - 5:44/km
Pobiegałem trochę minutówek w tempie żwawym. Tak w celu pobudzenia się przed sobotnim startem na 5 km. Zamierzam w Oświęcimiu zaatakować 19 minut co może być ciężkie, bo ważę 80 kg... Ciekawy jestem jak to wyjdzie Oby była życiówka, bo trasa ma atest Kilka godzin po starcie będę już w drodze do Chamonix. Jak wrócę z Blanca to biorę się solidnie za przygotowania pod jesienne starty Zapisałem się też na półmaraton Pilska 7 lipca. Nie byłem jeszcze na Pilsku
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Sobota, 16.06.18 r. - Zawody - Run 4 Life Oświęcim - 5 km - 19:23 (OPEN - 33)
17.06.18 r. - 21.06.18 r. - Trekking po Mont Blanc - 63,4 km - 1d 09:20:53 - +/- ~5000 m
Wycieczka udana. Pogoda dopisała. Weszliśmy zarówno na francuski jak i włoski wierzchołek Zrobiliśmy także trekking do jeziora Lac Blanc z fajnym widokiem Wykąpaliśmy się w jeziorku na 2200 m.n.p.m. Ogólnie wyszło pozytywnie.
http://doarama.com/view/2251902 - 3D Relive (nocki trzeba przewijać i włączyć akceleracje sprzętową w przeglądarce)
17.06.18 r. - 21.06.18 r. - Trekking po Mont Blanc - 63,4 km - 1d 09:20:53 - +/- ~5000 m
Wycieczka udana. Pogoda dopisała. Weszliśmy zarówno na francuski jak i włoski wierzchołek Zrobiliśmy także trekking do jeziora Lac Blanc z fajnym widokiem Wykąpaliśmy się w jeziorku na 2200 m.n.p.m. Ogólnie wyszło pozytywnie.
http://doarama.com/view/2251902 - 3D Relive (nocki trzeba przewijać i włączyć akceleracje sprzętową w przeglądarce)
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Sobota, 23.06.18 r. - Drugi Zakres / Progowy - 10,8 km - 54:26 - 5:02/km - HR 160
Po górkach i asfalcie. Intensywnie, ale bez patrzenia na tętno.
Niedziela, 24.06.18 r. - Wycieczka biegowa - 21,4 km - 2:38:36 (3:11:25) - 7:25/km - HR 156
Straconka - Gaiki - Nowy Świat - Czupel - Magurka - Straconka
https://video.relive.cc/2379719561_stra ... 726741.mp4
Mocniejsze bieganko po górach na zajumanej ze Stravy Kamila Leśniaka trasie (on to pyknął w 2h i nazwał 'spokojne wyjście w góry' ). W górę intensywnie. Drugi podbieg to typowa ściana - praktycznie tylko podchodzenie. Wpadły dwa mocne zbiegi. Pogoda słaba, wiało i kropiło, to i na trasie zalegało trochę błota, ale nie można biegać tylko w dobrych warunkach Pomidorowa w schronisku na rozgrzanie
Po górkach i asfalcie. Intensywnie, ale bez patrzenia na tętno.
Niedziela, 24.06.18 r. - Wycieczka biegowa - 21,4 km - 2:38:36 (3:11:25) - 7:25/km - HR 156
Straconka - Gaiki - Nowy Świat - Czupel - Magurka - Straconka
https://video.relive.cc/2379719561_stra ... 726741.mp4
Mocniejsze bieganko po górach na zajumanej ze Stravy Kamila Leśniaka trasie (on to pyknął w 2h i nazwał 'spokojne wyjście w góry' ). W górę intensywnie. Drugi podbieg to typowa ściana - praktycznie tylko podchodzenie. Wpadły dwa mocne zbiegi. Pogoda słaba, wiało i kropiło, to i na trasie zalegało trochę błota, ale nie można biegać tylko w dobrych warunkach Pomidorowa w schronisku na rozgrzanie
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Wtorek, 26.06.18 r. - Bieg progowy 4 x 2 km p.2' - 12,8 km - 59:51 - 4:40/km - HR 158
4 x 2 km progowo. Widełki 4:05 - 4:10. Odczuciowo spoko, ale tętno za wysokie. Na ostatnim powtórzeniu już trzymałem 4:10 bez patrzenia na tętno. Dodatkowe 5 kg robi robotę
Zaczynam 11 tygodniowe BPS pod Wrocław Maraton. Przede wszystkim muszę skupić się na diecie i uzyskaniu wagi startowej możliwie szybko, ale bez głodzenia się. Ogólny zarys treningowy będzie wyglądał tak:
Wtorek: Bieg progowy / Odcinki tempowe 1-2 km
Środa: BS + podbiegi / Ćwiczenia na nogi
Czwartek: Drugi zakres (+3M?)
Weekend: Jak tylko się będzie dało to góry. Jak nie to BNP lub Długi bieg z odcinkami progowymi.
Kilometraż zapewne będzie się kręcił w okolicach 70 km. Zobaczymy jak będzie przebiegała realizacja, ale mam nadzieję że mimo wszechobecnych letnich pokus wystarczy motywacji na wakacyjną orkę
4 x 2 km progowo. Widełki 4:05 - 4:10. Odczuciowo spoko, ale tętno za wysokie. Na ostatnim powtórzeniu już trzymałem 4:10 bez patrzenia na tętno. Dodatkowe 5 kg robi robotę
Zaczynam 11 tygodniowe BPS pod Wrocław Maraton. Przede wszystkim muszę skupić się na diecie i uzyskaniu wagi startowej możliwie szybko, ale bez głodzenia się. Ogólny zarys treningowy będzie wyglądał tak:
Wtorek: Bieg progowy / Odcinki tempowe 1-2 km
Środa: BS + podbiegi / Ćwiczenia na nogi
Czwartek: Drugi zakres (+3M?)
Weekend: Jak tylko się będzie dało to góry. Jak nie to BNP lub Długi bieg z odcinkami progowymi.
Kilometraż zapewne będzie się kręcił w okolicach 70 km. Zobaczymy jak będzie przebiegała realizacja, ale mam nadzieję że mimo wszechobecnych letnich pokus wystarczy motywacji na wakacyjną orkę
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Środa, 27.06.18 r. - BS + podbiegi 8 x 150 m - 12,4 km - 1:03:52 - 5:09/km - HR 141
9.5 km BS z serią podbiegów po 150 m. Każdy podbieg wyszedł mocniej. Na koniec ćwiczenia na nogi na podwyższeniu oraz długie wykroki chodzone.
Czwartek, 28.06.18 r. - Drugi zakres - 15,1 km - 1:10:36 - 4:41/km - HR 155
Akurat przestało lać jak wyszedłem na ten trening. Zbierałem się z łóżka 2 godziny... Mięśnie mocno zmęczone po tych wczorajszych wygibasach, ale o to chodziło. Zakładałem biec w okolicach 4:30 i zobaczyć co się będzie działo z tętnem. Lapowałem co 3 kilometry. Pierwsze 3 oczywiście za szybko i to pod delikatny wiatr - ale biegło się fajnie Przez co na następnych kilometrach musiałem delikatnie zwalniać, żeby tętno utrzymać w ryzach. Ostatni odcinek 1.5 km biegłem normalnie, a po nawrocie 1.5 km już pod wiatr pobiegłem na progu, bo nie widziałem sensu zwalniać na koniec treningu. Schłodzenie i do auta. Nie jest źle, ale dobrze też nie. Mam nadzieję, że sytuacja będzie się poprawiać
9.5 km BS z serią podbiegów po 150 m. Każdy podbieg wyszedł mocniej. Na koniec ćwiczenia na nogi na podwyższeniu oraz długie wykroki chodzone.
Czwartek, 28.06.18 r. - Drugi zakres - 15,1 km - 1:10:36 - 4:41/km - HR 155
Akurat przestało lać jak wyszedłem na ten trening. Zbierałem się z łóżka 2 godziny... Mięśnie mocno zmęczone po tych wczorajszych wygibasach, ale o to chodziło. Zakładałem biec w okolicach 4:30 i zobaczyć co się będzie działo z tętnem. Lapowałem co 3 kilometry. Pierwsze 3 oczywiście za szybko i to pod delikatny wiatr - ale biegło się fajnie Przez co na następnych kilometrach musiałem delikatnie zwalniać, żeby tętno utrzymać w ryzach. Ostatni odcinek 1.5 km biegłem normalnie, a po nawrocie 1.5 km już pod wiatr pobiegłem na progu, bo nie widziałem sensu zwalniać na koniec treningu. Schłodzenie i do auta. Nie jest źle, ale dobrze też nie. Mam nadzieję, że sytuacja będzie się poprawiać
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
- rolin'
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1824
- Rejestracja: 25 cze 2013, 19:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: małopolskie
Sobota, 30.06.18 r. - Wycieczka biegowa - 31,6 km - 5:06:49 (6:04:14) - 9:43/km - HR 146
Palenica - Świstówka - D5S - Gładka Przełęcz - Szpiglasowy Wierch - Moko - Palenica
https://video.relive.cc/2445002761_stra ... 219922.mp4
Niedziela, 01.07.18 r. - Wycieczka biegowa - 21,6 km - 3:40:46 (5:07:20) - 10:13/km - HR 144
Kuźnice - Nosal - Sarnia Skała - Siklawica - Giewont - Kondratowa - Kuźnice
https://video.relive.cc/0498254761_stra ... 318043.mp4
Mimo zapowiadanej średniej pogody pojechałem na swój pierwszy weekend biegowy w Tatrach. Na pierwszy dzień z racji lepszej aury zaplanowałem sobie przejście pozaszlakowe grani Gładka Przełęcz - Szpiglasowy Wierch, czyli Liptowskich Murów. Kiedyś zimą próbowaliśmy zrobić ją od Wrót Chałubińskiego, ale załamanie pogody zmusiło nas do wycofu właśnie ze Szpiglasa. Prawie 9 km asfaltu do Morskiego Oka pod górę bez skrótów w drugim zakresie - szybciej niż fasiągi Niestety podejście do Piątki przez Dolinę Roztoki było prawdopodobnie mocno zalane. Podejście przez Świstówkę trochę mocniej, a następnie techniczny zbieg do schroniska w Piątce. Truchcik w stronę Zawratu i odbitka ze szlaku na Gładką Przełęcz. Chwilę musiałem cisnąć na azymut, bo nie trafiłem na ścieżkę, ale zaraz ogarnąłem temat i na przełęcz podszedłem żwawiej. Początek grani była biegowa, ale dalej już sam scrambling. Tym bardziej. że trzymałem się ściśle grani nie korzystając z obejść. Po drodze kilka przejaśnień, a tak to głównie mgła. Ze Szpiglasowego Wierchu spokojne zejście na Szpiglasową Przełęcz i techniczny, bardzo spoko zbieg do Morskiego Oka. Duże, stabilne głazy pozwalały się pobawić. Zbieg znów asfaltem luźno, ale jak pojawił się fasiąg to postanowiłem pobiec szybciej Od Wodogrzmotów roztruchtanie.
Drugi dzień to plan na regle bez spiny. Ruszyłem z Ronda kuźnickiego przez Nosal. Spokojne podejście na niego i trochę żwawszy zbieg do Kuźnic. Na szczycie trochę pogadanek z turystami. W Kuźnicach trochę dłuższa pogadanka z innym biegaczo-wspinaczem. Trochę za długa, ale z racji tego, że byłem dopiero po rozgrzewce i było o czym gadać to nie uciekałem Ruszyłem dalej trasą Biegu Marduły w stronę Kalatówek i odbiłem na Ścieżkę nad reglami. Prawie cały czas truchtałem. Bliżej Sarniej Skały - którą w końcu zdobyłem, już więcej podchodziłem. Zbiegłem żwawo ku zdziwieniu tłumu. Dalej techniczny zbieg w stronę Doliny Strążyskiej i krótkie podejście na Siklawicę (też pierwszy raz). Teraz czekało mnie żmudne i ciężkie podejście na Przełęcz pod Grzybowcem. Nogi już mocno zmęczone, a podejście im dalej tym bardziej strome. W końcu dotarłem. W pierwotnym planie był zbieg tą samą drogą i dalej Doliną Strążyską do Drogi pod reglami, i do samochodu, ale pogoda nie była taka zła, a ja zobaczyłem szlakowskaz: Giewont 2 h Jako, że dziś dzień nowości, a tym szlakiem na Giewont jeszcze nie wchodziłem to pomimo dużego już zmęczenia w nogach postanowiłem tam wejść. Podejście bardzo mozolne - wszedłem ledwo w 1:50. Chwila na szczycie i techniczny zbieg do Schroniska na Hali Kondratowej. Jak poprosiłem babeczkę o podwójną porcję bigosu, to zdziwiona upewniła się, czy dobrze usłyszała Bigosik średni - prawie bez kiełbaski Najadłszy się troszkę za bardzo jak do biegania wyszedłem ze schroniska i spojrzałem na szlakowskaz - Kuźnice 1 h. Zbiegłem siłą grawitacji w 15 minut i asfalcikiem do auta już uskuteczniłem roztruchtanie.
Teraz trzeba to zregenerować
Palenica - Świstówka - D5S - Gładka Przełęcz - Szpiglasowy Wierch - Moko - Palenica
https://video.relive.cc/2445002761_stra ... 219922.mp4
Niedziela, 01.07.18 r. - Wycieczka biegowa - 21,6 km - 3:40:46 (5:07:20) - 10:13/km - HR 144
Kuźnice - Nosal - Sarnia Skała - Siklawica - Giewont - Kondratowa - Kuźnice
https://video.relive.cc/0498254761_stra ... 318043.mp4
Mimo zapowiadanej średniej pogody pojechałem na swój pierwszy weekend biegowy w Tatrach. Na pierwszy dzień z racji lepszej aury zaplanowałem sobie przejście pozaszlakowe grani Gładka Przełęcz - Szpiglasowy Wierch, czyli Liptowskich Murów. Kiedyś zimą próbowaliśmy zrobić ją od Wrót Chałubińskiego, ale załamanie pogody zmusiło nas do wycofu właśnie ze Szpiglasa. Prawie 9 km asfaltu do Morskiego Oka pod górę bez skrótów w drugim zakresie - szybciej niż fasiągi Niestety podejście do Piątki przez Dolinę Roztoki było prawdopodobnie mocno zalane. Podejście przez Świstówkę trochę mocniej, a następnie techniczny zbieg do schroniska w Piątce. Truchcik w stronę Zawratu i odbitka ze szlaku na Gładką Przełęcz. Chwilę musiałem cisnąć na azymut, bo nie trafiłem na ścieżkę, ale zaraz ogarnąłem temat i na przełęcz podszedłem żwawiej. Początek grani była biegowa, ale dalej już sam scrambling. Tym bardziej. że trzymałem się ściśle grani nie korzystając z obejść. Po drodze kilka przejaśnień, a tak to głównie mgła. Ze Szpiglasowego Wierchu spokojne zejście na Szpiglasową Przełęcz i techniczny, bardzo spoko zbieg do Morskiego Oka. Duże, stabilne głazy pozwalały się pobawić. Zbieg znów asfaltem luźno, ale jak pojawił się fasiąg to postanowiłem pobiec szybciej Od Wodogrzmotów roztruchtanie.
Drugi dzień to plan na regle bez spiny. Ruszyłem z Ronda kuźnickiego przez Nosal. Spokojne podejście na niego i trochę żwawszy zbieg do Kuźnic. Na szczycie trochę pogadanek z turystami. W Kuźnicach trochę dłuższa pogadanka z innym biegaczo-wspinaczem. Trochę za długa, ale z racji tego, że byłem dopiero po rozgrzewce i było o czym gadać to nie uciekałem Ruszyłem dalej trasą Biegu Marduły w stronę Kalatówek i odbiłem na Ścieżkę nad reglami. Prawie cały czas truchtałem. Bliżej Sarniej Skały - którą w końcu zdobyłem, już więcej podchodziłem. Zbiegłem żwawo ku zdziwieniu tłumu. Dalej techniczny zbieg w stronę Doliny Strążyskiej i krótkie podejście na Siklawicę (też pierwszy raz). Teraz czekało mnie żmudne i ciężkie podejście na Przełęcz pod Grzybowcem. Nogi już mocno zmęczone, a podejście im dalej tym bardziej strome. W końcu dotarłem. W pierwotnym planie był zbieg tą samą drogą i dalej Doliną Strążyską do Drogi pod reglami, i do samochodu, ale pogoda nie była taka zła, a ja zobaczyłem szlakowskaz: Giewont 2 h Jako, że dziś dzień nowości, a tym szlakiem na Giewont jeszcze nie wchodziłem to pomimo dużego już zmęczenia w nogach postanowiłem tam wejść. Podejście bardzo mozolne - wszedłem ledwo w 1:50. Chwila na szczycie i techniczny zbieg do Schroniska na Hali Kondratowej. Jak poprosiłem babeczkę o podwójną porcję bigosu, to zdziwiona upewniła się, czy dobrze usłyszała Bigosik średni - prawie bez kiełbaski Najadłszy się troszkę za bardzo jak do biegania wyszedłem ze schroniska i spojrzałem na szlakowskaz - Kuźnice 1 h. Zbiegłem siłą grawitacji w 15 minut i asfalcikiem do auta już uskuteczniłem roztruchtanie.
Teraz trzeba to zregenerować
BLOG - KOMENTARZE
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)
5 km - 19:09 (01.09.18)
10 km - 38:28 (11.03.18)
HM - 1:25:11 (18.03.18)
M - 3:13:15 (09.09.18)