Sikor - no to do roboty...
Moderator: infernal
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Pisze dopiero dzisiaj, bo dopiero teraz po niedzielie jako-tako wkurw mi odszedl
No i stanalem na starcie. Nie jako skazaniec, ale ofiara swoich wlasnych ambicji.
Ale to sie okazalo dopiero do zakonczeniu biegu.
I to po dosc szybkim zakonczeniu, bo zaliczylem pierwszy zyciu DNF
Zamiast wystartowac spokojnie i probowac uciagnac chociaz mala zyciowke, to polecialem jak ostatni los:
pierwszy km w 3:54, drugi w 3:55, trzeci w 4:01 i wtedy juz wiedzialem, ze nic z tego nie bedzie
Glowa sie zupelnie wylaczyla, czegos takiego jeszcze nigdy nie doswiadczylem.
Wscieklem sie i pobieglem 4-y i 5-y km w 4:20, czym zakonczylem pierwsza petle i caly bieg
Potem oczywiscie zalowalem, ze nie pobieglem do konca, nigdy do tej pory sie jeszcze nie poddalem.
Moze zawsze musi byc ten pierwszy raz
A najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze gdybym dowiozl ledwo 42min, to na koniec i tak wygralbym grupe M45
No i stanalem na starcie. Nie jako skazaniec, ale ofiara swoich wlasnych ambicji.
Ale to sie okazalo dopiero do zakonczeniu biegu.
I to po dosc szybkim zakonczeniu, bo zaliczylem pierwszy zyciu DNF
Zamiast wystartowac spokojnie i probowac uciagnac chociaz mala zyciowke, to polecialem jak ostatni los:
pierwszy km w 3:54, drugi w 3:55, trzeci w 4:01 i wtedy juz wiedzialem, ze nic z tego nie bedzie
Glowa sie zupelnie wylaczyla, czegos takiego jeszcze nigdy nie doswiadczylem.
Wscieklem sie i pobieglem 4-y i 5-y km w 4:20, czym zakonczylem pierwsza petle i caly bieg
Potem oczywiscie zalowalem, ze nie pobieglem do konca, nigdy do tej pory sie jeszcze nie poddalem.
Moze zawsze musi byc ten pierwszy raz
A najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze gdybym dowiozl ledwo 42min, to na koniec i tak wygralbym grupe M45
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Krotkie podsumowanie tygodnia: bylo w sumie dobrze
Mimo tego, ze ponownie prawie caly weekend spedzilem z synem na basenie, na zawodach,
to udalo sie w sumie poswiecic 9h na treningi:
- plywanie 1.25h (3km)
- rower 4.25h (100km)
- bieganie 3.5h (40km).
Niestety drugie plywanie w tym tygodniu wypadlo, wlasnie ze wzgledu na te zawody.
Biegowo zaczyna sie robic przyjemnie. Tempa lepsze, tetno spadlo, no i ta pogoda!
Wczoraj wieczorem jak wychodzilem o 18:30 bylo 27 stopni. Wzialem mala butelke w reke i przebieglem sie.
Wyszlo 16km, sr. tempo 5:10, sr. tetno 143, podbiegow 160m.
Uwielbiam taka pogode
Mimo tego, ze ponownie prawie caly weekend spedzilem z synem na basenie, na zawodach,
to udalo sie w sumie poswiecic 9h na treningi:
- plywanie 1.25h (3km)
- rower 4.25h (100km)
- bieganie 3.5h (40km).
Niestety drugie plywanie w tym tygodniu wypadlo, wlasnie ze wzgledu na te zawody.
Biegowo zaczyna sie robic przyjemnie. Tempa lepsze, tetno spadlo, no i ta pogoda!
Wczoraj wieczorem jak wychodzilem o 18:30 bylo 27 stopni. Wzialem mala butelke w reke i przebieglem sie.
Wyszlo 16km, sr. tempo 5:10, sr. tetno 143, podbiegow 160m.
Uwielbiam taka pogode
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
I nastepny tydzien przelecial jak z bicza strzelil
Plywanie: 2 treningi, w sumie 2.5h
Rower: niestety tylko 2h
Bieganie: 5h
Razem: 9.5h, czyli norma wyrobiona
Rowerem jestem rozczarowany, tym bardziej, ze start juz za 3 tygodnie, a trasa nie nalezy do plaskich
Ale za to bieganie w tym tygodniu bylo doswiadczeniem bardzo satysfakcjonujacym
5 treningow, 60km, do tego w piatek po raz pierwszy w zyciu biegalem 2 razy jednego dnia. I do tego swietnie sie czulem
Myslalem, ze ten drugi bieg to bedzie masakra, miekkie nogi itp. a tu nic z tego, bieglo sie bardzo dobrze.
Musze czesciej wprowadzac
Jesli chodzi o wrazenia i samopoczucie biegowe, to tez jest swietnie.
Chyba jeszcze w tym roku tak dobrze mi sie nie biegalo.
Mam tylko nadzieje, ze to nie jest stan przejsciowy i ze tak wlasnie bedzie juz dalej
Wczoraj wskoczylo dodatkowe cwiczenie, z cyklu bardziej silowych.
W szkole u chlopakow zaczyna sie dzisiaj tygodniowy projekt pt. cyrk.
No to spedzilem wczoraj 3.5h na rozladowywaniu calego sprzetu i stawianiu namiotu cyrkowego.
Potem mialem isc na rower, ale zaczely nadchodzic burze, wiec wyszedlem pobiegac.
Na km 2 lub 3 zaczelo padac i nie przestawalo do km 13-14, potem sie uspokoilo (licznik stanal na 17.3km).
Na szczescie obylo sie bez ulewy, ale i tak bylem mokry od stop do glow
Plywanie: 2 treningi, w sumie 2.5h
Rower: niestety tylko 2h
Bieganie: 5h
Razem: 9.5h, czyli norma wyrobiona
Rowerem jestem rozczarowany, tym bardziej, ze start juz za 3 tygodnie, a trasa nie nalezy do plaskich
Ale za to bieganie w tym tygodniu bylo doswiadczeniem bardzo satysfakcjonujacym
5 treningow, 60km, do tego w piatek po raz pierwszy w zyciu biegalem 2 razy jednego dnia. I do tego swietnie sie czulem
Myslalem, ze ten drugi bieg to bedzie masakra, miekkie nogi itp. a tu nic z tego, bieglo sie bardzo dobrze.
Musze czesciej wprowadzac
Jesli chodzi o wrazenia i samopoczucie biegowe, to tez jest swietnie.
Chyba jeszcze w tym roku tak dobrze mi sie nie biegalo.
Mam tylko nadzieje, ze to nie jest stan przejsciowy i ze tak wlasnie bedzie juz dalej
Wczoraj wskoczylo dodatkowe cwiczenie, z cyklu bardziej silowych.
W szkole u chlopakow zaczyna sie dzisiaj tygodniowy projekt pt. cyrk.
No to spedzilem wczoraj 3.5h na rozladowywaniu calego sprzetu i stawianiu namiotu cyrkowego.
Potem mialem isc na rower, ale zaczely nadchodzic burze, wiec wyszedlem pobiegac.
Na km 2 lub 3 zaczelo padac i nie przestawalo do km 13-14, potem sie uspokoilo (licznik stanal na 17.3km).
Na szczescie obylo sie bez ulewy, ale i tak bylem mokry od stop do glow
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Tydzien: 14-20.05
Plywanie: 2.5h (lekko naciagane )
Rower: 2.5h
Bieganie: 3.5h
Razem: 8.5h, czyli malo, zabraklo 1 treningu przynajmniej
Ale i tak biorac pod uwage ogrom zajec rodzinnych w tym tygodniu, to chyba nie jest zle.
Tyle, ze w ostatnim czasie planowanie czegokolwiek nie ma wielkiego sensu
Dzialam ad hoc i dobieram jednostke treningowa w zasadzie z dnia na dzien.
Troche to obciazajace, ale w sumie to trening adaptacyjny par excellence
Do startu: 12 dni, jak ten czas zasuwa...
W przykroju tygodniowym to nie wyglada zbyt obciazajaco, ale ostatnie 4 dni byly mocno intesywne.
W piatek bieg 14km, w sobote rower 2h, w niedziele bieg 16km i wczoraj rower 2.25h.
Nogi mam konkretnie zajechane, do tego wczoraj wypstrykalem sie z zapasow energii dokumentnie.
W sumie to dobrze, ale ostatnie 7-8km wczoraj bylo ciezkie, tym bardziej, ze powrot jest glownie pod gore.
Dzisiaj robie dzien regeneracji, bo w takie sytuacji nie ma sensu sie dalej katowac, nic dobrego z tego nie bedzie.
W ramach regeneracji obejrze sobie Deadpool-a 2, bilet juz kupiony
Plywanie: 2.5h (lekko naciagane )
Rower: 2.5h
Bieganie: 3.5h
Razem: 8.5h, czyli malo, zabraklo 1 treningu przynajmniej
Ale i tak biorac pod uwage ogrom zajec rodzinnych w tym tygodniu, to chyba nie jest zle.
Tyle, ze w ostatnim czasie planowanie czegokolwiek nie ma wielkiego sensu
Dzialam ad hoc i dobieram jednostke treningowa w zasadzie z dnia na dzien.
Troche to obciazajace, ale w sumie to trening adaptacyjny par excellence
Do startu: 12 dni, jak ten czas zasuwa...
W przykroju tygodniowym to nie wyglada zbyt obciazajaco, ale ostatnie 4 dni byly mocno intesywne.
W piatek bieg 14km, w sobote rower 2h, w niedziele bieg 16km i wczoraj rower 2.25h.
Nogi mam konkretnie zajechane, do tego wczoraj wypstrykalem sie z zapasow energii dokumentnie.
W sumie to dobrze, ale ostatnie 7-8km wczoraj bylo ciezkie, tym bardziej, ze powrot jest glownie pod gore.
Dzisiaj robie dzien regeneracji, bo w takie sytuacji nie ma sensu sie dalej katowac, nic dobrego z tego nie bedzie.
W ramach regeneracji obejrze sobie Deadpool-a 2, bilet juz kupiony
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Tydzien: 21-27.05
Plywanie: 1.25h (tylko jeden trening)
Rower: 4.5h (110km)
Bieganie: 4.75h (55km)
Razem: 10.5h, czyli to byl dobry tydzien
Czuje sie troche zajechany, bo oprocz wtorku przeznaczonego na regenracje trenowalem codziennie, a w piatek i w sobote nawet po 2 razy.
Dzisiaj za to lekki dzien, bo tylko plywanie wieczorem + lekki dojazd rowerem na basen (5km w jedna strone).
Start juz w niedziele, 7 dni, uff
Nie bede robil jednak silnego taperingu, bo to "tylko" start klasy B, na wejscie w sezon.
Troche tylko odpuszcze, zeby nie byc zajechanym, no i jest apetyt na lepszy czas niz rok temu
Potrzebuje, zeby mi sie ten start udal. Nawet nie o sam czas chodzi, ale calosc, satysfakcje, ze poszlo tak jak mialo pojsc.
Do tej pory startowalem 2 razy w tym sezonie i jak na razie zadnego nie moge zaliczyc do udanego niestety
Do trzech razy sztuka powiadaja...
Plywanie: 1.25h (tylko jeden trening)
Rower: 4.5h (110km)
Bieganie: 4.75h (55km)
Razem: 10.5h, czyli to byl dobry tydzien
Czuje sie troche zajechany, bo oprocz wtorku przeznaczonego na regenracje trenowalem codziennie, a w piatek i w sobote nawet po 2 razy.
Dzisiaj za to lekki dzien, bo tylko plywanie wieczorem + lekki dojazd rowerem na basen (5km w jedna strone).
Start juz w niedziele, 7 dni, uff
Nie bede robil jednak silnego taperingu, bo to "tylko" start klasy B, na wejscie w sezon.
Troche tylko odpuszcze, zeby nie byc zajechanym, no i jest apetyt na lepszy czas niz rok temu
Potrzebuje, zeby mi sie ten start udal. Nawet nie o sam czas chodzi, ale calosc, satysfakcje, ze poszlo tak jak mialo pojsc.
Do tej pory startowalem 2 razy w tym sezonie i jak na razie zadnego nie moge zaliczyc do udanego niestety
Do trzech razy sztuka powiadaja...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Ostatnie dni przed startem mijaja dobrze jak na razie
W poniedzialek bylo plywanie + dojazd na basen na rowerze (2x 5km).
We wtorek bieg 13.5km, w tym 8x40s szybko (tempo <4:00)
W srode pojechalem rowerem do pracy, zeby rozruszac nogi (2x 7km), a wieczorem lekki bieg 11.5km.
W czwartek rower, ale tylko 27km, bo mnie burza zgonila do domu
O wiele wiecej nie mialo byc, ale te 20-25min wiecej bym pewnie pojedzil, tym bardziej, ze nie mialo byc intensywnie.
Dzisiaj wieczorem bedzie jeszcze bieg ~10km i to tyle, potem przerwa.
Jutro i tak sie troche umecze, bo musze dojechac 130km po odbior pakietow, spakowac wszystko i takie tam.
Rower juz z grubsza przygotowany, ale trzeba jeszcze uzbierac reszte gratow itp.
Start w olimpijce jest na szczescie dopiero pozniej (rabo startuje 70.3), wiec spokojnie sobie dojedziemy, zrobie check-in itd.
Powoli zaczyna mnie brac goraczka przedstartowa. W sumie lubie to uczucie
W poniedzialek bylo plywanie + dojazd na basen na rowerze (2x 5km).
We wtorek bieg 13.5km, w tym 8x40s szybko (tempo <4:00)
W srode pojechalem rowerem do pracy, zeby rozruszac nogi (2x 7km), a wieczorem lekki bieg 11.5km.
W czwartek rower, ale tylko 27km, bo mnie burza zgonila do domu
O wiele wiecej nie mialo byc, ale te 20-25min wiecej bym pewnie pojedzil, tym bardziej, ze nie mialo byc intensywnie.
Dzisiaj wieczorem bedzie jeszcze bieg ~10km i to tyle, potem przerwa.
Jutro i tak sie troche umecze, bo musze dojechac 130km po odbior pakietow, spakowac wszystko i takie tam.
Rower juz z grubsza przygotowany, ale trzeba jeszcze uzbierac reszte gratow itp.
Start w olimpijce jest na szczescie dopiero pozniej (rabo startuje 70.3), wiec spokojnie sobie dojedziemy, zrobie check-in itd.
Powoli zaczyna mnie brac goraczka przedstartowa. W sumie lubie to uczucie
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
03.06.2018 IM5i50 Kraichgau - Sikor kontratakuje (cz1.)
Od czego tu zaczac...
W sobote pojechalem jak zwykle odbrac pakiet startowy, odwiedzic wioske ze straganami i wysluchac pogadanki.
W sumie moglbym pakiet odebrac w niedziele przed startem (dopiero o 14 startuje olimpijka), ale w ten sposob mam wiecej spokoju.
Chociaz trzeba przyznac, ze te 125km w jedna strone daje troche w kosc.
Obchodza sklepiki nie moglem sie oprzec pokusie, zeby nie kupic sobie swojej ulubionej czapki biegowej,
tym razem dorwalem ja w kolorze blue
Oto dowod (chociaz czepke akurat slabo widac):
Nastepnego dnia, pomalych perturbacjach w czasie drogi dojazdowej (to byl dlugi weekend i ruch byl wyraznie wiekszy niz zwykle) dotarlismy na miejsce ok 12.
Na poczatek standarowo zlozenie roweru do kupy, przebranie sie w "gajerek" i check-in roweru.
Potem pozostalo juz tylko czekanie na start. Tematu oczekiwania na decyzje w sprawie uzywania pianek nie bylo, bo bylo tak goraco, ze od kulku dni limit temperatury byl wyraznie przekroczony.
W oczekiwaniu na start. Nowy gajerek prezentuje sie naprawde twarzowo
Czerwona brama to start, a czarna wyjscie z wody.
1. Plywanie
W Kraichgau od zeszlego roku obowiazuje rollin start, czyli jest milo i przyjemnie, nie ma tloku i walki. Niektorzy narzekaja, ale ja to lubie.
Ustawilem sie w polu oznaczonym 25-30min (w zeszlym roku 29:30) i czekalem. Przed nami startowali tylko masakratorzy, ktorzy plywaja ponizej 25min. To nie bylo duza grupa. Nadszedl nasz czas, ustawilismy sie kolejki i po 3 osoby co kilka sekund poszly w wode!
Woda byla ciepla, w piance mozna by sie naprawde ugotowac
Troche jak zwykle mialem problem z nawigacja, ale i tak bylo lepiej, bo Garmin naliczyl mi tylko 70m za duzo
Ogolnie orientowanie sie na boje szlo dobrze. Trzymalem sie raczej z boku i plynalem sobie wieksza czesc dystansu solo.
Na bojach troche czasu tracilem z tego powodu, ale jak juz pisalem nie lubie przepychanek, mysle, ze one wiecj czasu i energi kosztuje niz kilka metrow wiecej do przeplyniecia.
Staralem sie jak najszybciej zlapac rytm i oddech, co sie niezle udalo. Minela jedna boja, skret prawo, druga boja, skret w prawo, potem jeszcze maly skret a prawo i prawie prosto do mety.
Pare metrow po wyjsciu z wody sprawdzilem czas i zegarek pokazal 27:58, wow, zalozenia spelnione z nawiazka!
Oficjalny czas jest jednak prawi 15s gorszy, mata pomiarowa musiala byc calkiem daleko od brzegu.
Ale tak czy owak, jestem z siebie bardzo zadowolony. Przynajmniej na razie
cdn...
Od czego tu zaczac...
W sobote pojechalem jak zwykle odbrac pakiet startowy, odwiedzic wioske ze straganami i wysluchac pogadanki.
W sumie moglbym pakiet odebrac w niedziele przed startem (dopiero o 14 startuje olimpijka), ale w ten sposob mam wiecej spokoju.
Chociaz trzeba przyznac, ze te 125km w jedna strone daje troche w kosc.
Obchodza sklepiki nie moglem sie oprzec pokusie, zeby nie kupic sobie swojej ulubionej czapki biegowej,
tym razem dorwalem ja w kolorze blue
Oto dowod (chociaz czepke akurat slabo widac):
Nastepnego dnia, pomalych perturbacjach w czasie drogi dojazdowej (to byl dlugi weekend i ruch byl wyraznie wiekszy niz zwykle) dotarlismy na miejsce ok 12.
Na poczatek standarowo zlozenie roweru do kupy, przebranie sie w "gajerek" i check-in roweru.
Potem pozostalo juz tylko czekanie na start. Tematu oczekiwania na decyzje w sprawie uzywania pianek nie bylo, bo bylo tak goraco, ze od kulku dni limit temperatury byl wyraznie przekroczony.
W oczekiwaniu na start. Nowy gajerek prezentuje sie naprawde twarzowo
Czerwona brama to start, a czarna wyjscie z wody.
1. Plywanie
W Kraichgau od zeszlego roku obowiazuje rollin start, czyli jest milo i przyjemnie, nie ma tloku i walki. Niektorzy narzekaja, ale ja to lubie.
Ustawilem sie w polu oznaczonym 25-30min (w zeszlym roku 29:30) i czekalem. Przed nami startowali tylko masakratorzy, ktorzy plywaja ponizej 25min. To nie bylo duza grupa. Nadszedl nasz czas, ustawilismy sie kolejki i po 3 osoby co kilka sekund poszly w wode!
Woda byla ciepla, w piance mozna by sie naprawde ugotowac
Troche jak zwykle mialem problem z nawigacja, ale i tak bylo lepiej, bo Garmin naliczyl mi tylko 70m za duzo
Ogolnie orientowanie sie na boje szlo dobrze. Trzymalem sie raczej z boku i plynalem sobie wieksza czesc dystansu solo.
Na bojach troche czasu tracilem z tego powodu, ale jak juz pisalem nie lubie przepychanek, mysle, ze one wiecj czasu i energi kosztuje niz kilka metrow wiecej do przeplyniecia.
Staralem sie jak najszybciej zlapac rytm i oddech, co sie niezle udalo. Minela jedna boja, skret prawo, druga boja, skret w prawo, potem jeszcze maly skret a prawo i prawie prosto do mety.
Pare metrow po wyjsciu z wody sprawdzilem czas i zegarek pokazal 27:58, wow, zalozenia spelnione z nawiazka!
Oficjalny czas jest jednak prawi 15s gorszy, mata pomiarowa musiala byc calkiem daleko od brzegu.
Ale tak czy owak, jestem z siebie bardzo zadowolony. Przynajmniej na razie
cdn...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
2. Rower
Zmiana T1 przebiegla dosc gladko. Staralem sie byc spokojnym, bez zbytniego pospiechu, tylko samego roweru nie moglem przez dobre kilka sekund zlokalizowac, mimo ze stalem obok niego
W miedzyczasie wciagnalem zel z podwojna porcja kofeiny (150mg), rower "pod pache" i lecimy.
Jak juz wskoczylem na rumaka i zaczalem jechac, to po 2-3km zaczalem sie zastanawiac do ze mna nie tak.
Co chwile mnie ktos wyprzedzal (co samo w sobie nie jest dziwne ), ale ze w takim tempie i to na plaskim?
A ja ledwo ciagne, nogi ciezko pracuja a predkkosci brak. Pomyslalem sobie, ze to bedzie ciezkie przezycie.
I tak jechalem wlekac sie niemilosiernie, a to byl pierwszy odcinek (jakies 8km), ktore jest plaski, potem juz tylko gorki.
Wtedy zaczalem slyszec jakis halas/szum/pocieranie. Wydawalo mi sie, ze to z przedniego hamulca.
Otworzylem go, ponownie zamknalem, lekko popchnalem, zeby sie wycentrowal i nagle okazalo sie, ze to byla przyczyna mojej wolnej jazdy
Cos (nie wiem co) sie musialo stac przy zakladaniu kola po wyjeciu z bagaznika i chyba jeden klocek obcieral. Ech.
Potem zaczalem juz jechac swoim tempem, zaczalem wyprzedzac, ale nauczony zeszlorocznym umieraniem na rowerze i potem w czasie biegu,
tym razem postanowilem jechac mozliwie spokojnie i oszczedzac sie. I tak tez zrobilem.
Co ciekawe mimo, ze nie pojezdzilem na wiosne tyle ile bym chcial, ale jak porownalem logi i tak duzo wiecej niz w zeszlym roku.
Dzieki temu w subiektywnej ocenie wysilku trasa wydala mi sie wczoraj ze dwie klasy latwiejsza niz rok wczesniej.
Nie bylo lekko, ale dalo sie jechac i ani razu mi przelozenia z tylu nie brakowalo.
Na koniec okazalo sie, ze dojechalem w taki samym czasie jak rocze wczesniej (rozni kilku sekund), ale za to w duuuzo lepszej formie.
A co by bylo gdyby nie te pierwsze kilometry problemow z hamulcami moge tylko gdybac.
Tak czy owak nastepny etap wyscigu zakonczyl sie dla mnie pomyslnie i moge z wielka nadzieja patrzec w przyszlosc.
Bo jak w koncu sensownie przepracuje zime na trenazerze, to bojcie sie!
3. Bieg
W strefie zmian T2 niespodzianek nie bylo: zalozyc buty, wciaz zele, zalozyc czapke i juz.
No wlasnie i juz. I juz troche za szybko zaczalem. Zemscil sie brak zakladek i zle ocenilem tempo.
Odczuwalne bylo >5:00, a w rzeczywistosci polecialem po <4:30, jakis czas pozniej zerknalem na zegarek i sie przerazilem.
Pierwsze 2km wskoczyly po 4:40 i to bylo za szybko. Plan byl takie, zeby zaczac ~5:00 i potem jak sie nogi i przepona ustabilizuje to przyspieszac.
Ale plan wzial w leb. Po pierwszych 2km zaczela mi sie spinac przepona po lewej stronie u gory.
Zastosowalem srodki zaradcze, ale musialem zwolnic i koljen km weszly w 5:08, 5:17, przepona bolala, ale skurcz sie nie rozlewal na boki, wiec udalo sie troche przyspieszyc.
Koljne km lecialy po 4:45-4:50 az do konca, nie liczac ostatniego km, gdzie jeszcze przyspieszylem, a przed sama meta to juz typowy biegowy finisz,
co nawet koles z mikrofonem skwitowal komentarzem, ze "ten to chyba moglby jeszcze biec dalej". No i moglbym de facto, tylko nie tym tempem
Czas: 47:40, czyli jak na sam bieg to slabo. Ale... no wlasnie ale. To i tak prawie 7 min lepiej niz rok wczesniej, gdzie skurcze nie pozwalaly mi normalnie biec przez pierwsza petle.
No i ta temperatura. Znowu upal, lampa, ani chwili wytchnienia. Dobrze, ze bylo duzo gabek z zimna woda, alez to pomagalo
Co do zywienia, to mi nie brakowalo, mimo, ze zuzylem mniej niz planowalem (to u mnie juz powoli norma).
W strefie T1 zjadlem 1 zel, potem czasie roweru 1 zel + 750ml ISO, a w czasie biegu nie jadlem juz nic tylko czesto pilem niewielkie ilosci wody (chyba na kazdym punkcie, a bylo ich kilka na kazdej petli).
Jesli chodzi o wynik to urwalem dokladnie 7 minut z calosci. Liczylem na wiecej, ale zadowolony jestem.
Miejsce zadne tam warte wzmianki: bylem 20-ty na 61 zawodnikow, ktorzy ukonczyli w klasie M45-49.
Na koniec dostalem koszulke (calkiem fajna) i medal, nawet zrobilem fotke:
A za rok wroce tam i postaram sie zejsc <2:45, co by mi w tym roku dalo miejsce 14.
O wejsciu do 10-tki nie mysle, bo to by oznaczalo czas w oklicach ~2:36, raczej nieosiagalny.
THE END
Zmiana T1 przebiegla dosc gladko. Staralem sie byc spokojnym, bez zbytniego pospiechu, tylko samego roweru nie moglem przez dobre kilka sekund zlokalizowac, mimo ze stalem obok niego
W miedzyczasie wciagnalem zel z podwojna porcja kofeiny (150mg), rower "pod pache" i lecimy.
Jak juz wskoczylem na rumaka i zaczalem jechac, to po 2-3km zaczalem sie zastanawiac do ze mna nie tak.
Co chwile mnie ktos wyprzedzal (co samo w sobie nie jest dziwne ), ale ze w takim tempie i to na plaskim?
A ja ledwo ciagne, nogi ciezko pracuja a predkkosci brak. Pomyslalem sobie, ze to bedzie ciezkie przezycie.
I tak jechalem wlekac sie niemilosiernie, a to byl pierwszy odcinek (jakies 8km), ktore jest plaski, potem juz tylko gorki.
Wtedy zaczalem slyszec jakis halas/szum/pocieranie. Wydawalo mi sie, ze to z przedniego hamulca.
Otworzylem go, ponownie zamknalem, lekko popchnalem, zeby sie wycentrowal i nagle okazalo sie, ze to byla przyczyna mojej wolnej jazdy
Cos (nie wiem co) sie musialo stac przy zakladaniu kola po wyjeciu z bagaznika i chyba jeden klocek obcieral. Ech.
Potem zaczalem juz jechac swoim tempem, zaczalem wyprzedzac, ale nauczony zeszlorocznym umieraniem na rowerze i potem w czasie biegu,
tym razem postanowilem jechac mozliwie spokojnie i oszczedzac sie. I tak tez zrobilem.
Co ciekawe mimo, ze nie pojezdzilem na wiosne tyle ile bym chcial, ale jak porownalem logi i tak duzo wiecej niz w zeszlym roku.
Dzieki temu w subiektywnej ocenie wysilku trasa wydala mi sie wczoraj ze dwie klasy latwiejsza niz rok wczesniej.
Nie bylo lekko, ale dalo sie jechac i ani razu mi przelozenia z tylu nie brakowalo.
Na koniec okazalo sie, ze dojechalem w taki samym czasie jak rocze wczesniej (rozni kilku sekund), ale za to w duuuzo lepszej formie.
A co by bylo gdyby nie te pierwsze kilometry problemow z hamulcami moge tylko gdybac.
Tak czy owak nastepny etap wyscigu zakonczyl sie dla mnie pomyslnie i moge z wielka nadzieja patrzec w przyszlosc.
Bo jak w koncu sensownie przepracuje zime na trenazerze, to bojcie sie!
3. Bieg
W strefie zmian T2 niespodzianek nie bylo: zalozyc buty, wciaz zele, zalozyc czapke i juz.
No wlasnie i juz. I juz troche za szybko zaczalem. Zemscil sie brak zakladek i zle ocenilem tempo.
Odczuwalne bylo >5:00, a w rzeczywistosci polecialem po <4:30, jakis czas pozniej zerknalem na zegarek i sie przerazilem.
Pierwsze 2km wskoczyly po 4:40 i to bylo za szybko. Plan byl takie, zeby zaczac ~5:00 i potem jak sie nogi i przepona ustabilizuje to przyspieszac.
Ale plan wzial w leb. Po pierwszych 2km zaczela mi sie spinac przepona po lewej stronie u gory.
Zastosowalem srodki zaradcze, ale musialem zwolnic i koljen km weszly w 5:08, 5:17, przepona bolala, ale skurcz sie nie rozlewal na boki, wiec udalo sie troche przyspieszyc.
Koljne km lecialy po 4:45-4:50 az do konca, nie liczac ostatniego km, gdzie jeszcze przyspieszylem, a przed sama meta to juz typowy biegowy finisz,
co nawet koles z mikrofonem skwitowal komentarzem, ze "ten to chyba moglby jeszcze biec dalej". No i moglbym de facto, tylko nie tym tempem
Czas: 47:40, czyli jak na sam bieg to slabo. Ale... no wlasnie ale. To i tak prawie 7 min lepiej niz rok wczesniej, gdzie skurcze nie pozwalaly mi normalnie biec przez pierwsza petle.
No i ta temperatura. Znowu upal, lampa, ani chwili wytchnienia. Dobrze, ze bylo duzo gabek z zimna woda, alez to pomagalo
Co do zywienia, to mi nie brakowalo, mimo, ze zuzylem mniej niz planowalem (to u mnie juz powoli norma).
W strefie T1 zjadlem 1 zel, potem czasie roweru 1 zel + 750ml ISO, a w czasie biegu nie jadlem juz nic tylko czesto pilem niewielkie ilosci wody (chyba na kazdym punkcie, a bylo ich kilka na kazdej petli).
Jesli chodzi o wynik to urwalem dokladnie 7 minut z calosci. Liczylem na wiecej, ale zadowolony jestem.
Miejsce zadne tam warte wzmianki: bylem 20-ty na 61 zawodnikow, ktorzy ukonczyli w klasie M45-49.
Na koniec dostalem koszulke (calkiem fajna) i medal, nawet zrobilem fotke:
A za rok wroce tam i postaram sie zejsc <2:45, co by mi w tym roku dalo miejsce 14.
O wejsciu do 10-tki nie mysle, bo to by oznaczalo czas w oklicach ~2:36, raczej nieosiagalny.
THE END
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
W poniedzialek czulem sie zadziwiajaco dobrze i przygotowalem sobie rzeczy na trening plywacki.
Jak zaczela sie zblizac godzina 19-a, to naplynela taka fala zmeczenie, jakbym wlasnie skonczyl zawody
Czego takiego jeszcze nie mialem, ciekawe. W kazdym razie trening odpuscilem, nie bylo sensu.
Wczoraj za to nie liczac zmeczenia od pasa w gore (plywanie + pozycja aero) nogi pracowaly calkie dobrze,
zatem wybralem sie na bieganie zamiast pedalowania.
Zrobilem 13km po pofalowanej trasie, sr. tempo 5:03.
Miesniowo czulem sie dobrze, na poczatku troche kolkowato, ale po 6-ym kilometrze zaczelo sie dobrze biec, luzniej.
Srednie tetno 151, czyli kilka uderzen wiecej niz zwykle. Na ile to efekt temperatury (wciaz bylo goraco mimo, ze wyszedlem po 19-ej),
a na ile to jeszcze efekt zmeczenie po zawodach.
Dzisiaj znowu piekna pogoda, wiec sie wybiore na rowerowanie.
Raczej spokojna przejazdzka na MTB, planowane ~1.5h.
Jak zaczela sie zblizac godzina 19-a, to naplynela taka fala zmeczenie, jakbym wlasnie skonczyl zawody
Czego takiego jeszcze nie mialem, ciekawe. W kazdym razie trening odpuscilem, nie bylo sensu.
Wczoraj za to nie liczac zmeczenia od pasa w gore (plywanie + pozycja aero) nogi pracowaly calkie dobrze,
zatem wybralem sie na bieganie zamiast pedalowania.
Zrobilem 13km po pofalowanej trasie, sr. tempo 5:03.
Miesniowo czulem sie dobrze, na poczatku troche kolkowato, ale po 6-ym kilometrze zaczelo sie dobrze biec, luzniej.
Srednie tetno 151, czyli kilka uderzen wiecej niz zwykle. Na ile to efekt temperatury (wciaz bylo goraco mimo, ze wyszedlem po 19-ej),
a na ile to jeszcze efekt zmeczenie po zawodach.
Dzisiaj znowu piekna pogoda, wiec sie wybiore na rowerowanie.
Raczej spokojna przejazdzka na MTB, planowane ~1.5h.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Czekam na pelne wyniki z Kraichgau, ale najwyrazniej im sie nie spieszy
Za to pojawily sie fotki, wiec kilka wrzuce kilka.
Nie wydam 50EUR na pakiet fotek , wiec jak zwykle zostane przy tych z watermarkiem.
Wylazlem z wody:
Czemu mi sie tak micha na podjezdzie cieszy to nie wiem.
Widze, ze nawet kask udalo mi sie krzywo zalozyc
To ze z domu wzialem zle okulary, to sie okazalo dopiero na rowerze w pozycji aero,
bo nagle w kadr weszly mi ramki, ktorych nie mialo tam w ogole byc
I finish:
Za to pojawily sie fotki, wiec kilka wrzuce kilka.
Nie wydam 50EUR na pakiet fotek , wiec jak zwykle zostane przy tych z watermarkiem.
Wylazlem z wody:
Czemu mi sie tak micha na podjezdzie cieszy to nie wiem.
Widze, ze nawet kask udalo mi sie krzywo zalozyc
To ze z domu wzialem zle okulary, to sie okazalo dopiero na rowerze w pozycji aero,
bo nagle w kadr weszly mi ramki, ktorych nie mialo tam w ogole byc
I finish:
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Tydzien: 04-10.06
Plywanie: 1h
Rower: 4h (100km)
Bieganie: 4.25h (51km)
Razem: 9.25h, czyli nic specjalnego, ale biorac pod uwage, ze wypadlo jedno plywanie, to jest dobrze.
W sumie 7 jednostek treningowych, tylko 1 dzien wolny (pon) bezp. po zawodach,
a w sobote 2 treningi: plywanie i niecale 2h pozniej ponad 14km w upale.
Wieczorem bylem chyba bardziej zemczony niz po zawodach.
Ale wyspalem sie i w niedziele po poludniu prawie 15km (znowu goraco oczywiscie) bieglo sie dobrze.
W tym tygodniu chcialbym znowu dac mocno w palnik, zeby w nastepnym lekko zluzowac
i w niedziele nastepny start konktrolny, tym razem pod znakiem szybkosci, czyli sprint 750m/20km/5km.
Bardzo fajne lokalne zawody, w ktorych startuje juz 3-ci rok z rzedu.
Piekny cel, to byloby zejsc ponizej 1:10 (ostatnio 1:13:11), ale nie bedzie lekko, bede walczyl.
Plywanie: 1h
Rower: 4h (100km)
Bieganie: 4.25h (51km)
Razem: 9.25h, czyli nic specjalnego, ale biorac pod uwage, ze wypadlo jedno plywanie, to jest dobrze.
W sumie 7 jednostek treningowych, tylko 1 dzien wolny (pon) bezp. po zawodach,
a w sobote 2 treningi: plywanie i niecale 2h pozniej ponad 14km w upale.
Wieczorem bylem chyba bardziej zemczony niz po zawodach.
Ale wyspalem sie i w niedziele po poludniu prawie 15km (znowu goraco oczywiscie) bieglo sie dobrze.
W tym tygodniu chcialbym znowu dac mocno w palnik, zeby w nastepnym lekko zluzowac
i w niedziele nastepny start konktrolny, tym razem pod znakiem szybkosci, czyli sprint 750m/20km/5km.
Bardzo fajne lokalne zawody, w ktorych startuje juz 3-ci rok z rzedu.
Piekny cel, to byloby zejsc ponizej 1:10 (ostatnio 1:13:11), ale nie bedzie lekko, bede walczyl.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Mialo byc tak pieknie w tym tygodniu, wyzyty w zakladach pracy, apele...
Tydzien: 11-17.06
Plywanie: 0
Rower: 3.75h (95km)
Bieganie: 3h (36km)
Razem: marne 6.75h
Zaczelo sie w poniedzialek. Nic nie dzialalo, od pogody po komunikacje miejsca, a w efekcie nie dotarlem na trening plywacki
A wiedzialem, ze to jedyna szansa na plywanie w tym tygodniu, bo weekend znowu spedze na basenie na zawodach Tymka.
Ale od wtorku bylo nawet dobrze, pobiegalem 3 dni pod rzad, nawet akcenty we wtorek i w czwartek weszly calkiem dobrze.
W piatek przyszedl czas na rower i jechalo mi sie bardzo dobrze.
W sobote zawody. Jak wyszlismy z domu o 7:30, to dotarlismy z powrotem po 20-ej. Wszyscy ledwo zywi, nie mialem serca zostawic zony samej, zeby ogarnela cale towarzystwo, wiec bieganie odpuscilem.
W niedziele na szczescie bylismy w domu juz o 16, wiec wystarczylo czasuna dluszy rower (2:15h).
Do tego o 17-ej zaczynal sie mecz Niemiec z Meksykiem, wiec bylo bardzo pusto jak na nadzielne popoludnie
Zabraklo 2 treningow do tego, zeby to byl dobry tydzien, a tak zrobil sie tapering o tydzien za wczesnie
Zawody juz w niedziele, ale sprint, wiec jeszcze troche przycisne i odpuszcze dopiero na 2 dni przed.
Tydzien: 11-17.06
Plywanie: 0
Rower: 3.75h (95km)
Bieganie: 3h (36km)
Razem: marne 6.75h
Zaczelo sie w poniedzialek. Nic nie dzialalo, od pogody po komunikacje miejsca, a w efekcie nie dotarlem na trening plywacki
A wiedzialem, ze to jedyna szansa na plywanie w tym tygodniu, bo weekend znowu spedze na basenie na zawodach Tymka.
Ale od wtorku bylo nawet dobrze, pobiegalem 3 dni pod rzad, nawet akcenty we wtorek i w czwartek weszly calkiem dobrze.
W piatek przyszedl czas na rower i jechalo mi sie bardzo dobrze.
W sobote zawody. Jak wyszlismy z domu o 7:30, to dotarlismy z powrotem po 20-ej. Wszyscy ledwo zywi, nie mialem serca zostawic zony samej, zeby ogarnela cale towarzystwo, wiec bieganie odpuscilem.
W niedziele na szczescie bylismy w domu juz o 16, wiec wystarczylo czasuna dluszy rower (2:15h).
Do tego o 17-ej zaczynal sie mecz Niemiec z Meksykiem, wiec bylo bardzo pusto jak na nadzielne popoludnie
Zabraklo 2 treningow do tego, zeby to byl dobry tydzien, a tak zrobil sie tapering o tydzien za wczesnie
Zawody juz w niedziele, ale sprint, wiec jeszcze troche przycisne i odpuszcze dopiero na 2 dni przed.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Ostatni tydzien przed nastepnym sprawdzianem idzie nienajgorzej.
Poniedzialek: basen zaliczony, jak na taka dluga przerwe nie bylo zle
Wtorek: akcent, 3km lekko potem drabinki 1min/2min/3min/2min/1/min/2min/3min w tempie <3:50 i przerwa (marsz) o dlugosci takiej samej jak bieg, na koniec kilka km lekko, zeby dociagnac do 10
Sroda: mial byc lekki bieg, ale chcialem wykorzystac ladna pogode i pobiec nieco dluzej, wyszlo 15km w niezlym upale, mimo, ze wychodzilem dopiero o 19:30
Plan na nastepne dni jest taki, zeby dzisiaj znowu pobiegac, jutro rower, w sobote rano basen i po poludniu lekki rower moze(?)
A w niedziele rano pelen gaz
Dzisiaj juz sie lekko ochlodzilo (+24), a od jutra na kilka dni ma przyjsc "zimno", czyli temp <20 stopni.
Jestem ciekaw, czy woda sie ochlodzi do niedzieli. To w sumie prawie 3 dni.
Jezeli tak, to sie chyba w piance przeplyne.
Nie to, zeby na 750m to mialo uzasadniony zyskiem czasowym sens, ale jest okazja na test, wiec ja wykorzystam.
No chyba, ze mialbym byc jedyny w piance, to moze niesmialosc zwyciezy
Poniedzialek: basen zaliczony, jak na taka dluga przerwe nie bylo zle
Wtorek: akcent, 3km lekko potem drabinki 1min/2min/3min/2min/1/min/2min/3min w tempie <3:50 i przerwa (marsz) o dlugosci takiej samej jak bieg, na koniec kilka km lekko, zeby dociagnac do 10
Sroda: mial byc lekki bieg, ale chcialem wykorzystac ladna pogode i pobiec nieco dluzej, wyszlo 15km w niezlym upale, mimo, ze wychodzilem dopiero o 19:30
Plan na nastepne dni jest taki, zeby dzisiaj znowu pobiegac, jutro rower, w sobote rano basen i po poludniu lekki rower moze(?)
A w niedziele rano pelen gaz
Dzisiaj juz sie lekko ochlodzilo (+24), a od jutra na kilka dni ma przyjsc "zimno", czyli temp <20 stopni.
Jestem ciekaw, czy woda sie ochlodzi do niedzieli. To w sumie prawie 3 dni.
Jezeli tak, to sie chyba w piance przeplyne.
Nie to, zeby na 750m to mialo uzasadniony zyskiem czasowym sens, ale jest okazja na test, wiec ja wykorzystam.
No chyba, ze mialbym byc jedyny w piance, to moze niesmialosc zwyciezy
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Czwartek:
Wg planu mialo byc 3km lekko + 6km max. meczacego biegania + 3km lekko, ale zrobilem wariant 3+5+3.
Nie lubie takich nieprecyzyjnych okreslen dot. tempa, wiec nie bardzo wiedzialem jakie wybrac.
Zrobilem 2.5km lekko a nastepne 500m poswiecilem na przyspieszenie i wejscie w wyzsze tempo.
Kilometry 4-8: 4:26, 4:28, 4:31, 4:37, 4:16.
Nie bylem w stanie wejsc na wyzszy puls (max. 164, czyli niecalo 85% HRmax).
Ostatni km udalo mi sie przyspieszyc i w sumie nie bylo tak zle, ale wczesniej nie bylem w stanie wycisnac z siebie wczesniej.
Albo raczej, nie bylem w stanie ocenic na ile moge, zeby dobiec jednak do konca, a nie zdechnac po 500m.
Nic to, przed niedziela juz raczej nie pobiegam, ale biorac pod uwage moje ostatnie "wyczyny" na trenigach nie bedzie lekko cos urwac z zeszlorocznego wyniku (21:20/5km).
Na pocieszenie (co prawda o ponad 2 tygodnie za wczesnie) na swoje 45 urodziny dostalem prezent o zony.
Jako, ze znaczna wiekszosc treningu rowerowego robie na MTB, a moj mial juz jakies 16-17 lat, to dostalem nowy:
Cube Reaction Race 29 cali w kolorze oczoje.ej pomaranczy
Wczoraj go zlozylem do kupy (wieletego nie bylo) i dzisiaj mam nadzieje, na maly rozruch
(zdjecie pozyczylem )
Wg planu mialo byc 3km lekko + 6km max. meczacego biegania + 3km lekko, ale zrobilem wariant 3+5+3.
Nie lubie takich nieprecyzyjnych okreslen dot. tempa, wiec nie bardzo wiedzialem jakie wybrac.
Zrobilem 2.5km lekko a nastepne 500m poswiecilem na przyspieszenie i wejscie w wyzsze tempo.
Kilometry 4-8: 4:26, 4:28, 4:31, 4:37, 4:16.
Nie bylem w stanie wejsc na wyzszy puls (max. 164, czyli niecalo 85% HRmax).
Ostatni km udalo mi sie przyspieszyc i w sumie nie bylo tak zle, ale wczesniej nie bylem w stanie wycisnac z siebie wczesniej.
Albo raczej, nie bylem w stanie ocenic na ile moge, zeby dobiec jednak do konca, a nie zdechnac po 500m.
Nic to, przed niedziela juz raczej nie pobiegam, ale biorac pod uwage moje ostatnie "wyczyny" na trenigach nie bedzie lekko cos urwac z zeszlorocznego wyniku (21:20/5km).
Na pocieszenie (co prawda o ponad 2 tygodnie za wczesnie) na swoje 45 urodziny dostalem prezent o zony.
Jako, ze znaczna wiekszosc treningu rowerowego robie na MTB, a moj mial juz jakies 16-17 lat, to dostalem nowy:
Cube Reaction Race 29 cali w kolorze oczoje.ej pomaranczy
Wczoraj go zlozylem do kupy (wieletego nie bylo) i dzisiaj mam nadzieje, na maly rozruch
(zdjecie pozyczylem )
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Podsumowanie tygodnia, cz. 2
Piatek: przetestowalem nowy rower, w sumie 1:15h, bez szalenstw, ale niezupelnie lekko.
W sobote wybralem sie z synami na basen poplywac. To mial byc ostatni trening przed niedzielnym startem.
W sumie wyplywalem tylko 1500m, ale w tym sporo sprintow na 50 i 25m.
Niedziela: zawody tri, sprint 750m/20km/5km.
To mial byc start kontrolny i taki chyba byl.
Apetyt mialem spory, ale z duzym apetytem bywa roznie, bo mozna sie nabawic niestrawnosci
Na miejsce startu mam 90km, start o 10:20, a do 9:00 trzeba odebrac pakiet.
Wyjechalismy wiec spokojnie o 8:35 i godzine pozniej zameldowalismy sie na miejscu.
Pakiet odebrany (lubie male imprezy, zero kolejek, wszystko zaraz obok siebie), zamontowalem kolo w rowerze (tym razem 32 razy spradzilem czy centralnie ), nakleilem naklejke, przygotowalem sobie worek z gratami do rozlozenia (na tej imprezie nie bylo workow na wieszakach, tylko old-schoolowo recznik rozlozony przy rowerze, tak lubie ) i krotko po 9-ej bylem juz po check-inie. Jeszcze tylko na chwile musialme sie wrocic po gel z kofeina, ktory chcialem przed zawodami lyknac zostawilem bez sensu przy rowerze.
Mimo ochlodzenia przez ostatnie 3 dni, woda wciaz byla tak nagrzana, ze nie bylo szans na pianke (temp. wody 23.6, przy limicie 21.9).
Przebralem sie w trusuit, zaliczylem 2-jke i lekki, zwarty i gotowy czekalem na start.
Pogoda byla ladna, ale bylo dosc chlodno o tej porze jeszcze. W ciagu dnia mialo byc +22 i slonecznie, w sumie warunki idealne.
Krotko po 10-ej wybralismy sie na start, ktory odbywa sie po przeciwnej stronie malego jeziorka, tak ze robi sie najpierw 250m po prostej, potem krotkie ladowanie, zeby okrazyc choragiewke na ladzie i potem znowu do wody i dalej plynie sie po strasie zawodow "dla kazdego".
I to jest jeden z minusow tej trasy, przynajmniej dla mnie. Wyjscie z wody totalnie wbija mnie z rytmu. Po tych 250m akurat zaczynam w niego wchodzic, a tu trzeba sie pare metrwo przebiec i wszystko zaczyna sie od poczatku
Ale nic, to stoimi na przeciwleglym brzegu i czekamy na sygnal. Duzo nas w sumie nie ma, jakies 120-130 osob, ale "kanal" ktorym musimy wystartowac nie jest zybt szeroki, wiec moze byc goraco i bylo. Ustawiony bylem dosc z przodu, ale nie w najwiekszym gaszczu. I co z tego, to byla najwieksza pralka moje zycia. Musze jednak przyznac, ze kultura byl duza i nikt mnie przez ten caly czas nie odpychal i nie zlapal za noge. Ale to nie znaczy, ze byl mlocki, oj byla. Mowilem, ze to old-schoolowa impreza?
Niestety na ten old-school jestem za grzeczny i brakuje mi tej zawzietosci i zadziornosci, wiec na starcie i na bojkach sporo czasu mnie to kosztowalo, bo staralem sie grzecznie szukac sobie swojego przejscia, zamiast rozpychac sie lokaciami jak przekupa na rynku.
Nie lecialem na maksa, ale sie tez nie oszczedzalem. Oficjalny czas nie powala: 13:05, ale jak sie okazalo to 34s lepiej niz rok wczesniej! Czyli 4.5s/100m szybciej niz rok wczesniej, jupi! Jestem wiecej niz zadowolony.
Nadeszla pierwsza zmiana, impreza mala, wiec problemu ze znalezieniem roweru nie bylo. Mialem troche problemow z zalozeniem butow, w sumie wyszlo 4s gorzej niz w zeszlym roku. Ok, nie jest zle. Do poprawy, ale nie jest zle.
W Kraichgau zrobilem ten blad, ze nie sprawdzilem przerzutek przed startem i musialem startowac na najciezszy przelozenie (srednie pomysl, nie polecam). Dlatego teraz sprawdzilem i ustawilem z tylu najwieksza zebatke, gicio. Rzucilem okiem na przed, jest duza, czyli git, gotowe. Taaa, chyba jednak musze sobie okulary sprawic, bo jak sie pozniej okazalo, z przodu mialem mala zebatke. Niby nic, nie? Niby. Wybieglem z rowerem przed mount-line i hops na pedal oczekujac spodziewanego oporu. A tu pedal polecial w dol jakby sie lancuch zerwal (tu uzywam hiperboli ), troche predkosci nabralem, ale noga sie zsunela z pedalu, walnalem poteznie kolalem w rame, zarylem czubem buta w asfalt (nie jest juz taki ladny ) i wylozylem okrakiem. Palic licho wstyd, nie bylem pierwszy ani ostatni, ale tak sie wkurzylem, do tego bolalo mnie kolano, ze nie moglem sie wpiac w pedaly. Przez taki glupi blad stracilem min. 30s, a mysle, ze wiecej
No nic, trzeba jechac. No to jade. A tu nogi jak z waty. Juz myslalem, ze znowu cos z hamulcem, ale nie, wszystko gra. Tylko jakbym pod gorke jechal, a obok mnie ludzie na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym. Cisne i cisne, nogi zdychaja, a predkosc zenadna. Tak sie wloklem 3-4km i dopiero po 5-ym zaczalem jakos tako jechac. A 5km, to przecierz juz 1/4 trasy. Dalej bylo lepiej,a le niewiele lepiej. Byly dziwne momenty, ze miesnie zaczynaly pracowac i nagle dochodzilem i wyprzedzalem tych, ktorzy mnie niedawno objechali, ale wciaz bylem daleko od tego jak jechalem w zeszlym roku, mimo teoretycznie znacznie gorszego przygotowania. W efekcie ten etap zakoczyl sie sromotna, niewyslowiona porazka: 4:20min gorzej niz w zeszlym roku. srednia predkosc byla prawie 4km/h gorsza, to jest zenada najwyzszych lotow. Jakakolwiek nadzieja na poprawienie wyniku pekla jak przyslowiowa banka. Ale zawody sie jeszcze nie skonczyly, przede mna jeszcze 2 dyscypliny.
Zmiana druga: dziarsko zeskoczylem z roweru i na swoje miejsce. Tutaj wszystko poszlo dobrze, tylko jak zaczalem biec, to ku swojej radosci poczulem, ze nie sciagnalem elastycznych sznurowek w butach, wiec byly dosc luzne, ale o dziwno nie bielgo sie zle, wiec postanowilem nic z tym nie robic. Balem sie jak zwykle zbyt szybkiego rozpoczecia biegu i ew. problemow z przepona, ale z drugiej strony na 5km nie ma zbyt wiele czasu na rozgrzewke. No lecialem. Juz na pierwszych 200m wyprzedzilem 2 osoby. Zerkalem na miedzyczasy i wygladalo, ze biegne szybciej niz rok wczesniej. Nie wiedzialem tylko czy wytrzymam do konca. Puls szalal, nogi sie nawet trzymaly, a tempo nie malalo. Wciaz wyprzedzalem regularnie nastepnych zawodnikow. Po 4-ym km zaczalem czuc problemy z przepona, ale to kontrolowalem i mimo dyskomfortu nie mialo to raczej wplywu na tempo biegu. Na ostatnim km jeszcze przyspieszylem i ostatnie 50m do mety towarzyszyl mi moj syn, ktorego staralem sie na finiszu dogonic, ale bez szans, wyprzedzil mnie skubany Tak czy owak ostatni km wszedl <4min.
Na mecie bylem naprawde zmordowany. Sprint tri, to jest dla mnie subiektywnie tak mocno wydluzony bieg na 10km.
Czas biegu: 20:22, czyli 59s szybciej niez rok wczesniej, duzo lepiej niz myslalem, celowalem w <21min.
Czas calosci niestety marne 1:15:54, czyli +2:43min gorzej niz rok wczesniej. Rower zawalil wszystko.
Ale nie czuje sie zle po tych zawodach. Plywanie i bieg poszly super. Szczegolnie bieg biorac pod uwage, ze biegowo ten sezon mi nie idzie, pozytywnie mnie zaskoczyl. Moze jeszcze ten sezon da sie uratowac?
Co do roweru, to teorie mam dwie:
1. albo przedobrzylem na trenigach i po prostu nie mialem sily (ale taperowac przed startem kontrolnym w sprincie i tak nie chcialem)
2. albo wyszly braki w objezdzeniu w pozycji aero w tym roku (czyli prawie zero).
Stawiam na to drugie, bo w czasie jazd na MTB czulem, ze jest dobrze, ale jednak w pozyji aero miesnie pracuja inaczej i to wyszlo.
Dobrze, ze dowiedzialem sie o tym teraz, mam wciaz czas na reakcje.
Co dalej? Teraz czeka mnie mocny 4-tygodniowy blok treningowy. Okolicznosci sprzyjaja, bo chlopaki beda od weekendu 2.5 tygodnia u babci, czyli bedzie kiedy trenowac. Potem prawie 2 tygodniowy, przymusowy tapering (urlop rodzinny), w czasie ktorego na rowerze w ogole nie pojezdze, za to jak zwykle sporo pobiegam i mam nadzieje poplywam w wodach otwartych (chociaz na tyle, zeby utrzymac jako tako wypracowana forme).
A 3 po powrocie start testowy klasy B na niestandardowym srednim dystansie: 2/80/20 we Frankfurcie.
To juz ma byc konkretny sprawdzian formy przed startem docelowym 5 tygodni pozniej.
Potem zostanie juz tylko jeden 4-tygodniowy (nawet mniej liczac regeneracje po Frankfurcie) blok na ewentualne korekty.
Jeny, nawet mnie sie nie chce tego juz czytac, zeby wprowadzic ewentualne korekty. Chyba wpadam w grafomanstwo
Piatek: przetestowalem nowy rower, w sumie 1:15h, bez szalenstw, ale niezupelnie lekko.
W sobote wybralem sie z synami na basen poplywac. To mial byc ostatni trening przed niedzielnym startem.
W sumie wyplywalem tylko 1500m, ale w tym sporo sprintow na 50 i 25m.
Niedziela: zawody tri, sprint 750m/20km/5km.
To mial byc start kontrolny i taki chyba byl.
Apetyt mialem spory, ale z duzym apetytem bywa roznie, bo mozna sie nabawic niestrawnosci
Na miejsce startu mam 90km, start o 10:20, a do 9:00 trzeba odebrac pakiet.
Wyjechalismy wiec spokojnie o 8:35 i godzine pozniej zameldowalismy sie na miejscu.
Pakiet odebrany (lubie male imprezy, zero kolejek, wszystko zaraz obok siebie), zamontowalem kolo w rowerze (tym razem 32 razy spradzilem czy centralnie ), nakleilem naklejke, przygotowalem sobie worek z gratami do rozlozenia (na tej imprezie nie bylo workow na wieszakach, tylko old-schoolowo recznik rozlozony przy rowerze, tak lubie ) i krotko po 9-ej bylem juz po check-inie. Jeszcze tylko na chwile musialme sie wrocic po gel z kofeina, ktory chcialem przed zawodami lyknac zostawilem bez sensu przy rowerze.
Mimo ochlodzenia przez ostatnie 3 dni, woda wciaz byla tak nagrzana, ze nie bylo szans na pianke (temp. wody 23.6, przy limicie 21.9).
Przebralem sie w trusuit, zaliczylem 2-jke i lekki, zwarty i gotowy czekalem na start.
Pogoda byla ladna, ale bylo dosc chlodno o tej porze jeszcze. W ciagu dnia mialo byc +22 i slonecznie, w sumie warunki idealne.
Krotko po 10-ej wybralismy sie na start, ktory odbywa sie po przeciwnej stronie malego jeziorka, tak ze robi sie najpierw 250m po prostej, potem krotkie ladowanie, zeby okrazyc choragiewke na ladzie i potem znowu do wody i dalej plynie sie po strasie zawodow "dla kazdego".
I to jest jeden z minusow tej trasy, przynajmniej dla mnie. Wyjscie z wody totalnie wbija mnie z rytmu. Po tych 250m akurat zaczynam w niego wchodzic, a tu trzeba sie pare metrwo przebiec i wszystko zaczyna sie od poczatku
Ale nic, to stoimi na przeciwleglym brzegu i czekamy na sygnal. Duzo nas w sumie nie ma, jakies 120-130 osob, ale "kanal" ktorym musimy wystartowac nie jest zybt szeroki, wiec moze byc goraco i bylo. Ustawiony bylem dosc z przodu, ale nie w najwiekszym gaszczu. I co z tego, to byla najwieksza pralka moje zycia. Musze jednak przyznac, ze kultura byl duza i nikt mnie przez ten caly czas nie odpychal i nie zlapal za noge. Ale to nie znaczy, ze byl mlocki, oj byla. Mowilem, ze to old-schoolowa impreza?
Niestety na ten old-school jestem za grzeczny i brakuje mi tej zawzietosci i zadziornosci, wiec na starcie i na bojkach sporo czasu mnie to kosztowalo, bo staralem sie grzecznie szukac sobie swojego przejscia, zamiast rozpychac sie lokaciami jak przekupa na rynku.
Nie lecialem na maksa, ale sie tez nie oszczedzalem. Oficjalny czas nie powala: 13:05, ale jak sie okazalo to 34s lepiej niz rok wczesniej! Czyli 4.5s/100m szybciej niz rok wczesniej, jupi! Jestem wiecej niz zadowolony.
Nadeszla pierwsza zmiana, impreza mala, wiec problemu ze znalezieniem roweru nie bylo. Mialem troche problemow z zalozeniem butow, w sumie wyszlo 4s gorzej niz w zeszlym roku. Ok, nie jest zle. Do poprawy, ale nie jest zle.
W Kraichgau zrobilem ten blad, ze nie sprawdzilem przerzutek przed startem i musialem startowac na najciezszy przelozenie (srednie pomysl, nie polecam). Dlatego teraz sprawdzilem i ustawilem z tylu najwieksza zebatke, gicio. Rzucilem okiem na przed, jest duza, czyli git, gotowe. Taaa, chyba jednak musze sobie okulary sprawic, bo jak sie pozniej okazalo, z przodu mialem mala zebatke. Niby nic, nie? Niby. Wybieglem z rowerem przed mount-line i hops na pedal oczekujac spodziewanego oporu. A tu pedal polecial w dol jakby sie lancuch zerwal (tu uzywam hiperboli ), troche predkosci nabralem, ale noga sie zsunela z pedalu, walnalem poteznie kolalem w rame, zarylem czubem buta w asfalt (nie jest juz taki ladny ) i wylozylem okrakiem. Palic licho wstyd, nie bylem pierwszy ani ostatni, ale tak sie wkurzylem, do tego bolalo mnie kolano, ze nie moglem sie wpiac w pedaly. Przez taki glupi blad stracilem min. 30s, a mysle, ze wiecej
No nic, trzeba jechac. No to jade. A tu nogi jak z waty. Juz myslalem, ze znowu cos z hamulcem, ale nie, wszystko gra. Tylko jakbym pod gorke jechal, a obok mnie ludzie na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym. Cisne i cisne, nogi zdychaja, a predkosc zenadna. Tak sie wloklem 3-4km i dopiero po 5-ym zaczalem jakos tako jechac. A 5km, to przecierz juz 1/4 trasy. Dalej bylo lepiej,a le niewiele lepiej. Byly dziwne momenty, ze miesnie zaczynaly pracowac i nagle dochodzilem i wyprzedzalem tych, ktorzy mnie niedawno objechali, ale wciaz bylem daleko od tego jak jechalem w zeszlym roku, mimo teoretycznie znacznie gorszego przygotowania. W efekcie ten etap zakoczyl sie sromotna, niewyslowiona porazka: 4:20min gorzej niz w zeszlym roku. srednia predkosc byla prawie 4km/h gorsza, to jest zenada najwyzszych lotow. Jakakolwiek nadzieja na poprawienie wyniku pekla jak przyslowiowa banka. Ale zawody sie jeszcze nie skonczyly, przede mna jeszcze 2 dyscypliny.
Zmiana druga: dziarsko zeskoczylem z roweru i na swoje miejsce. Tutaj wszystko poszlo dobrze, tylko jak zaczalem biec, to ku swojej radosci poczulem, ze nie sciagnalem elastycznych sznurowek w butach, wiec byly dosc luzne, ale o dziwno nie bielgo sie zle, wiec postanowilem nic z tym nie robic. Balem sie jak zwykle zbyt szybkiego rozpoczecia biegu i ew. problemow z przepona, ale z drugiej strony na 5km nie ma zbyt wiele czasu na rozgrzewke. No lecialem. Juz na pierwszych 200m wyprzedzilem 2 osoby. Zerkalem na miedzyczasy i wygladalo, ze biegne szybciej niz rok wczesniej. Nie wiedzialem tylko czy wytrzymam do konca. Puls szalal, nogi sie nawet trzymaly, a tempo nie malalo. Wciaz wyprzedzalem regularnie nastepnych zawodnikow. Po 4-ym km zaczalem czuc problemy z przepona, ale to kontrolowalem i mimo dyskomfortu nie mialo to raczej wplywu na tempo biegu. Na ostatnim km jeszcze przyspieszylem i ostatnie 50m do mety towarzyszyl mi moj syn, ktorego staralem sie na finiszu dogonic, ale bez szans, wyprzedzil mnie skubany Tak czy owak ostatni km wszedl <4min.
Na mecie bylem naprawde zmordowany. Sprint tri, to jest dla mnie subiektywnie tak mocno wydluzony bieg na 10km.
Czas biegu: 20:22, czyli 59s szybciej niez rok wczesniej, duzo lepiej niz myslalem, celowalem w <21min.
Czas calosci niestety marne 1:15:54, czyli +2:43min gorzej niz rok wczesniej. Rower zawalil wszystko.
Ale nie czuje sie zle po tych zawodach. Plywanie i bieg poszly super. Szczegolnie bieg biorac pod uwage, ze biegowo ten sezon mi nie idzie, pozytywnie mnie zaskoczyl. Moze jeszcze ten sezon da sie uratowac?
Co do roweru, to teorie mam dwie:
1. albo przedobrzylem na trenigach i po prostu nie mialem sily (ale taperowac przed startem kontrolnym w sprincie i tak nie chcialem)
2. albo wyszly braki w objezdzeniu w pozycji aero w tym roku (czyli prawie zero).
Stawiam na to drugie, bo w czasie jazd na MTB czulem, ze jest dobrze, ale jednak w pozyji aero miesnie pracuja inaczej i to wyszlo.
Dobrze, ze dowiedzialem sie o tym teraz, mam wciaz czas na reakcje.
Co dalej? Teraz czeka mnie mocny 4-tygodniowy blok treningowy. Okolicznosci sprzyjaja, bo chlopaki beda od weekendu 2.5 tygodnia u babci, czyli bedzie kiedy trenowac. Potem prawie 2 tygodniowy, przymusowy tapering (urlop rodzinny), w czasie ktorego na rowerze w ogole nie pojezdze, za to jak zwykle sporo pobiegam i mam nadzieje poplywam w wodach otwartych (chociaz na tyle, zeby utrzymac jako tako wypracowana forme).
A 3 po powrocie start testowy klasy B na niestandardowym srednim dystansie: 2/80/20 we Frankfurcie.
To juz ma byc konkretny sprawdzian formy przed startem docelowym 5 tygodni pozniej.
Potem zostanie juz tylko jeden 4-tygodniowy (nawet mniej liczac regeneracje po Frankfurcie) blok na ewentualne korekty.
Jeny, nawet mnie sie nie chce tego juz czytac, zeby wprowadzic ewentualne korekty. Chyba wpadam w grafomanstwo