sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 31.03.2018
LONG
30km 2:13:00 ~4:26/km ~HR156 +260m/-260m
Tym razem bez żadnych przyspieszeń w końcówce. Wręcz przeciwnie, końcówkę zrobiłem spokojnie jako roztruchtanie tego co było wcześniej. Zrobiłem sobie rekonesans trasy półmaratonu w Jaworze, który mam zamiar biec w czerwcu. Pierwsze 8km jest tam płaskie, potem jakieś 3 km pod górę, kolejne 4 km mocnego zbiegu i końcówka znowu w miarę płasko. Podbiegi są solidne, spore nachylenie i jakieś 200m różnicy w pionie pomiędzy najwyższym punktem a startem. Pomimo, że zwalniałem tam do 5:30/km to i tak sporo się napracowałem. Później zbieg, który leciałem celowo mocno, rozpędzając się do 3:20-25 (najszybszy km w 3:21). Tak rozpędzony wszedłem na płaskie gdzie trudno było zwolnić. Początkowo biegłem tam, niby spokojnie po 4:00-4:10 stopniowo wchodząc na swoje tempo rozbiegania 4:30. Dobra 30stka wyszła, mocno mięśniowo popracowałem. Biegłem z plecakiem, w trakcie poszło 600ml wody, batonik i żel.
Niedziela 01.04.2018
nic
Poniedziałek 02.04.2018
EASY
15' tabata + 15km 1:08:38 ~4:35/km ~HR152
Przed biegiem zrobiłem z moją dziewczyną 15 minut treningu przed komputerem, tabata, która trochę dała mi w kość. Teraz czuję zakwasy a na początku biegania miałem miękkie nogi Pierwsze 4,5km pod mega wiatr, który urywał głowę. Tempo wolne, tętno wysokie, ehhh... Później już lepiej i wykręciłem przyzwoitą piętnastkę.
LONG
30km 2:13:00 ~4:26/km ~HR156 +260m/-260m
Tym razem bez żadnych przyspieszeń w końcówce. Wręcz przeciwnie, końcówkę zrobiłem spokojnie jako roztruchtanie tego co było wcześniej. Zrobiłem sobie rekonesans trasy półmaratonu w Jaworze, który mam zamiar biec w czerwcu. Pierwsze 8km jest tam płaskie, potem jakieś 3 km pod górę, kolejne 4 km mocnego zbiegu i końcówka znowu w miarę płasko. Podbiegi są solidne, spore nachylenie i jakieś 200m różnicy w pionie pomiędzy najwyższym punktem a startem. Pomimo, że zwalniałem tam do 5:30/km to i tak sporo się napracowałem. Później zbieg, który leciałem celowo mocno, rozpędzając się do 3:20-25 (najszybszy km w 3:21). Tak rozpędzony wszedłem na płaskie gdzie trudno było zwolnić. Początkowo biegłem tam, niby spokojnie po 4:00-4:10 stopniowo wchodząc na swoje tempo rozbiegania 4:30. Dobra 30stka wyszła, mocno mięśniowo popracowałem. Biegłem z plecakiem, w trakcie poszło 600ml wody, batonik i żel.
Niedziela 01.04.2018
nic
Poniedziałek 02.04.2018
EASY
15' tabata + 15km 1:08:38 ~4:35/km ~HR152
Przed biegiem zrobiłem z moją dziewczyną 15 minut treningu przed komputerem, tabata, która trochę dała mi w kość. Teraz czuję zakwasy a na początku biegania miałem miękkie nogi Pierwsze 4,5km pod mega wiatr, który urywał głowę. Tempo wolne, tętno wysokie, ehhh... Później już lepiej i wykręciłem przyzwoitą piętnastkę.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 03.04.2018
EASY
6,9km ~4:45 ~HR138
Na koniec było 2x100 na pobudzenie. Spokojny bieg z nóżki na nóżkę. Głównym celem było rozbieganie zakwasów po poniedziałkowej tabacie Fajnie, że przy spokojniejszym tempie tętno mam poniżej 140.
Środa 04.04.2018
Marathon Pace
2,4km + 2x100 + GR 6' + 16,5km 1:02:05 ~3:46 ~HR177 + 0,9km RAZEM 20km
Chciałem podchodzić do tego treningu w pełni wypoczęty, niestety się nie udało. Po poniedziałku, gdzie było 15'(!!!) treningu domowego przed komputerem z moją dziewczyną, nadal miałem zakwasy. Próbowałem wyrollować, ale efekt był tylko częściowy. Już pal licho zakwasy na plecach, ale te na udach i tyłku już miały znaczenie w kwestii biegania. DOMS potrzyma mnie pewnie do piątku... Jednak nieużywane mięśnie dostały inny rodzaj wysiłku, siłowo nowy i bum, rozwaliły mnie zakwasy, trudno, często w końcu biegałem na zajechanych nogach. W końcu biegałem na krótki rękaw, pierwszy raz tej wiosny.
Cel był jasny: biegać po 3:45, tempo które szykuję na maraton. Początek ok, nawet ciut szybciej. Jednak już po 5km czułem że nie jest lekko. Tętno dość wysokie a ja zaczynałem się gotować. Startowałem trening o godz. 17:15. 20 stopni i słoneczko zadziałało jak powinno na organizm przystosowany do biegania w zimnie przez ostatnie miesiące. Po 6km miałem dość treningu, było nieprzyjemnie. Pojawiły się plany skończenia tej męczarni po 10km. Ciągnąłem jednak dalej, bo mechanicznie to tempo nie było dla mnie trudne, po prostu tego dnia grzałem się na nim mocniej niż zawsze, wysiłek był większy. 10km było w 37:28 czyli w punkt. Później jakoś męczyłem ten trening byle trzymać tempo i byle do 15km... Nie wiedziałem czy zrobić 16km czy 17, więc zrobiłem 16,5 Choć tempo, życzeniowo, maratońskie to wysiłek był większy. Ciężko było, tętno wysokie bardzo, końcówka już była na >180. Gdybym tak czuł się na 16km maratonu to zszedłbym chyba z trasy... Zrobiłem więc trening maratoński, ale wysiłkowo to tej drugiej połówki maratonu Nie załamuję się tym jednak, bo okoliczności były jakie były, na 15.04 wjedzie superkompensacja, pełny wypoczynek, lekkie nogi, adrenalina startowa i zawsze jest łatwiej W trakcie jeden żel dla treningu spożywania go w takim tempie biegu. Wieczorem czułem się bardzo odwodniony. Ciągle chciało mi się pić. Pomiędzy 19.00 - 23.00 wypiłem z 1,5l-2,0l płynów sikając zaledwie raz... Teraz będzie już ciepło to powoli przyzwyczaję się do temperatur. Poza tym nie zakładam że na maratonie, o godz. 9.00 w Gdańsku będzie 20 stopni Z tego treningu cieszy trening głowy, bo było ciężko, ale się nie poddałem, walczyłem.
Plan na maraton mam już wstępnie ułożony. Celem jest życiówka na poziomie <2.40. 2.42 z Orlenu zeszłorocznego musi paść! Zamierzam biec w okolicach 3.45/km co łatwo mierzyć, bo to każda czwórka w równe 15 minut. Daje to 18.45 połówkę, jednak jak wiadomo zawsze trochę metrów się nadłoży, wiec celuję w 1:19:30 na połowie dystansu. Chcę żeby to było na tyle jeszcze luźno, żeby w drugiej połowie jeszcze coś urwać negative splitem. Tyle życzeń, oczywiście dystans zweryfikuje te założenia i będzie trzeba decyzje podejmować już na trasie. Martwi trochę fakt, że na ten czas pobiegnie niewiele osób w tym Gdańsku. Czas 2:40 dawał rok temu 11. miejsce. W granicach moich międzyczasów widzę ze 3 osoby... Mam nadzieję że uda się właśnie choć taką małą grupkę zawiązać, żeby nie biec całego dystansu samemu. Teraz jeszcze w sobotę coś mocniejszego i potem już typowy tydzień przedstartowy.
EASY
6,9km ~4:45 ~HR138
Na koniec było 2x100 na pobudzenie. Spokojny bieg z nóżki na nóżkę. Głównym celem było rozbieganie zakwasów po poniedziałkowej tabacie Fajnie, że przy spokojniejszym tempie tętno mam poniżej 140.
Środa 04.04.2018
Marathon Pace
2,4km + 2x100 + GR 6' + 16,5km 1:02:05 ~3:46 ~HR177 + 0,9km RAZEM 20km
Chciałem podchodzić do tego treningu w pełni wypoczęty, niestety się nie udało. Po poniedziałku, gdzie było 15'(!!!) treningu domowego przed komputerem z moją dziewczyną, nadal miałem zakwasy. Próbowałem wyrollować, ale efekt był tylko częściowy. Już pal licho zakwasy na plecach, ale te na udach i tyłku już miały znaczenie w kwestii biegania. DOMS potrzyma mnie pewnie do piątku... Jednak nieużywane mięśnie dostały inny rodzaj wysiłku, siłowo nowy i bum, rozwaliły mnie zakwasy, trudno, często w końcu biegałem na zajechanych nogach. W końcu biegałem na krótki rękaw, pierwszy raz tej wiosny.
Cel był jasny: biegać po 3:45, tempo które szykuję na maraton. Początek ok, nawet ciut szybciej. Jednak już po 5km czułem że nie jest lekko. Tętno dość wysokie a ja zaczynałem się gotować. Startowałem trening o godz. 17:15. 20 stopni i słoneczko zadziałało jak powinno na organizm przystosowany do biegania w zimnie przez ostatnie miesiące. Po 6km miałem dość treningu, było nieprzyjemnie. Pojawiły się plany skończenia tej męczarni po 10km. Ciągnąłem jednak dalej, bo mechanicznie to tempo nie było dla mnie trudne, po prostu tego dnia grzałem się na nim mocniej niż zawsze, wysiłek był większy. 10km było w 37:28 czyli w punkt. Później jakoś męczyłem ten trening byle trzymać tempo i byle do 15km... Nie wiedziałem czy zrobić 16km czy 17, więc zrobiłem 16,5 Choć tempo, życzeniowo, maratońskie to wysiłek był większy. Ciężko było, tętno wysokie bardzo, końcówka już była na >180. Gdybym tak czuł się na 16km maratonu to zszedłbym chyba z trasy... Zrobiłem więc trening maratoński, ale wysiłkowo to tej drugiej połówki maratonu Nie załamuję się tym jednak, bo okoliczności były jakie były, na 15.04 wjedzie superkompensacja, pełny wypoczynek, lekkie nogi, adrenalina startowa i zawsze jest łatwiej W trakcie jeden żel dla treningu spożywania go w takim tempie biegu. Wieczorem czułem się bardzo odwodniony. Ciągle chciało mi się pić. Pomiędzy 19.00 - 23.00 wypiłem z 1,5l-2,0l płynów sikając zaledwie raz... Teraz będzie już ciepło to powoli przyzwyczaję się do temperatur. Poza tym nie zakładam że na maratonie, o godz. 9.00 w Gdańsku będzie 20 stopni Z tego treningu cieszy trening głowy, bo było ciężko, ale się nie poddałem, walczyłem.
Plan na maraton mam już wstępnie ułożony. Celem jest życiówka na poziomie <2.40. 2.42 z Orlenu zeszłorocznego musi paść! Zamierzam biec w okolicach 3.45/km co łatwo mierzyć, bo to każda czwórka w równe 15 minut. Daje to 18.45 połówkę, jednak jak wiadomo zawsze trochę metrów się nadłoży, wiec celuję w 1:19:30 na połowie dystansu. Chcę żeby to było na tyle jeszcze luźno, żeby w drugiej połowie jeszcze coś urwać negative splitem. Tyle życzeń, oczywiście dystans zweryfikuje te założenia i będzie trzeba decyzje podejmować już na trasie. Martwi trochę fakt, że na ten czas pobiegnie niewiele osób w tym Gdańsku. Czas 2:40 dawał rok temu 11. miejsce. W granicach moich międzyczasów widzę ze 3 osoby... Mam nadzieję że uda się właśnie choć taką małą grupkę zawiązać, żeby nie biec całego dystansu samemu. Teraz jeszcze w sobotę coś mocniejszego i potem już typowy tydzień przedstartowy.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 05.04.2018
EASY
11,5km 53:01 ~4:36/km ~HR143
Nie czułem żadnej ciężkości po środzie, nogi OK.
Piątek 06.04.2018
wolne, po pracy podróż do Wrocławia
Sobota 07.04.2018
wolne, dużo spaceru
Niedziela 08.04.2018
EASY/TR
8,2km ~4:51 ~HR136 + 4,21km 15:08 ~3:36/km ~HR175 +2x200 + 4,75km ~HR 144 RAZEM 18km
Weekendowy mocniejszy trening. Chciałem to robić w sobotę z niedzielą wolną, ale lepiej mi pasowało tak. Zaczynałem o 8.05 rano, rzadko tak wcześnie biegam i czułem, że jestem drewniany, mimo ładnej rześkiej wiosennej pogody. Wolne początkowo tempo, niskie tętno, ale nie było mocy. Przed treningiem zjadłem też tylko pół banana, więc jakby na czczo. Trochę na czuja zabiegłem sobie do parku Grabiszyńskiego we Wrocławiu i tam na pętelce zrobiłem mocniejsze tempo thresholdowe na ubitej, twardej nawierzchni gruntowej. W planie miałem 4-5km, postawiłem na 15 minut plus dwa odcinki w tempie repetition 2x200. Pętla niezmierzona, więc polegałem na gps i pomiarze tempa. Biegło się dziwnie, bo chyba wariował mi tam Suunto Mimo, że wszedłem w mocne tempo pokazywał momentami 4:00/km (wtedy depnąłem jeszcze bardziej) by po chwili "zaskoczyć" i okazywało się, że biegnę po 3:15-20... Zdarzyło się to kilkukrotnie, więc tempo było szarpane co irytowało. Finalnie wyszło niby po 3:36 choć myślę, że momentami gubił sygnał i mi niedomierzył, bo naprawdę zapylałem mocno Co było jednak do pobiegania to zrobiłem i później dotruchtałem do startu dokręcając do 18km. Za tydzień maraton.
EASY
11,5km 53:01 ~4:36/km ~HR143
Nie czułem żadnej ciężkości po środzie, nogi OK.
Piątek 06.04.2018
wolne, po pracy podróż do Wrocławia
Sobota 07.04.2018
wolne, dużo spaceru
Niedziela 08.04.2018
EASY/TR
8,2km ~4:51 ~HR136 + 4,21km 15:08 ~3:36/km ~HR175 +2x200 + 4,75km ~HR 144 RAZEM 18km
Weekendowy mocniejszy trening. Chciałem to robić w sobotę z niedzielą wolną, ale lepiej mi pasowało tak. Zaczynałem o 8.05 rano, rzadko tak wcześnie biegam i czułem, że jestem drewniany, mimo ładnej rześkiej wiosennej pogody. Wolne początkowo tempo, niskie tętno, ale nie było mocy. Przed treningiem zjadłem też tylko pół banana, więc jakby na czczo. Trochę na czuja zabiegłem sobie do parku Grabiszyńskiego we Wrocławiu i tam na pętelce zrobiłem mocniejsze tempo thresholdowe na ubitej, twardej nawierzchni gruntowej. W planie miałem 4-5km, postawiłem na 15 minut plus dwa odcinki w tempie repetition 2x200. Pętla niezmierzona, więc polegałem na gps i pomiarze tempa. Biegło się dziwnie, bo chyba wariował mi tam Suunto Mimo, że wszedłem w mocne tempo pokazywał momentami 4:00/km (wtedy depnąłem jeszcze bardziej) by po chwili "zaskoczyć" i okazywało się, że biegnę po 3:15-20... Zdarzyło się to kilkukrotnie, więc tempo było szarpane co irytowało. Finalnie wyszło niby po 3:36 choć myślę, że momentami gubił sygnał i mi niedomierzył, bo naprawdę zapylałem mocno Co było jednak do pobiegania to zrobiłem i później dotruchtałem do startu dokręcając do 18km. Za tydzień maraton.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 09.04.2018
EASY
15,5km 1:08:10 ~4:24/km ~HR147
Moja ulubiona aura do biegania. Już ciepło, ale wieczorem nastał przyjemny, orzeźwiający chłodek. Niosło mnie bardzo. momentami rozpędzało do 4:15. Fajnie było
Wtorek 10.04.2018
Threshold
2,4km + 2x100 + GR 7' + 3x 1,6km przerwa 1'30'' + 1,5km
Secik przedstartowy. Po ciężkim dniu w pracy miałem ochotę na trochę odprężenia i pobiegłem robić to w lesie. Moja pętelka jest dobra na szybkie bieganie. Ubita, twarda, przyczepna, osłonięta w większości od słońca i wiatru. Wychodziło to po ~3:25 więc mocno ale samopoczucie było dobre, bo to krótkie odcinki. Tętno w normie, dopiero na trzecim weszło w rejony 182-184, wcześniej niższe. Dobrze się czułem po tym treningu. Teraz już odpoczywam, jeszcze w czwartek zrobię spokojną dyszkę.
EASY
15,5km 1:08:10 ~4:24/km ~HR147
Moja ulubiona aura do biegania. Już ciepło, ale wieczorem nastał przyjemny, orzeźwiający chłodek. Niosło mnie bardzo. momentami rozpędzało do 4:15. Fajnie było
Wtorek 10.04.2018
Threshold
2,4km + 2x100 + GR 7' + 3x 1,6km przerwa 1'30'' + 1,5km
Secik przedstartowy. Po ciężkim dniu w pracy miałem ochotę na trochę odprężenia i pobiegłem robić to w lesie. Moja pętelka jest dobra na szybkie bieganie. Ubita, twarda, przyczepna, osłonięta w większości od słońca i wiatru. Wychodziło to po ~3:25 więc mocno ale samopoczucie było dobre, bo to krótkie odcinki. Tętno w normie, dopiero na trzecim weszło w rejony 182-184, wcześniej niższe. Dobrze się czułem po tym treningu. Teraz już odpoczywam, jeszcze w czwartek zrobię spokojną dyszkę.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 11.04.2018
wolne
Czwartek 12.04.2018
EASY
10km 46:26 ~4:39/km ~HR141 + 2x150m
Lekko, łatwo i przyjemnie. Czułem już, że nogi są ciut lżejsze niż zawsze. Tempo całkiem dobre, bo większość biegłem po ~4:35 poza początkiem i końcówką, a czułem jakbym sobie lekko truchtał, zresztą tętno też niskie. Moc nadchodzi. Dzisiaj, w piątek po pracy jadę już do Gdańska. W sobotę chill out i zapewne mały rozruch z rana zrobię. Lubię wyjść dzień przed startem na małe truchtanko. Taki bardziej trening mentalny, nastawienie się na bieg niż trening biegowy. W sumie dopiero od czwartku zacząłem się nakręcać na ten maraton. Wcześniejsze dni były na tyle zapracowane, że nie było głowy do tego. Jestem dobrej myśli, do niedzieli będę maksymalnie wypoczęty, nastawiony na walkę. Dam z siebie wszystko. W niedzielę o 9.00 zobaczymy co to będzie. Plan jest prosty, każda czwórka ma być w 15 minut
Piątek 13.04.2018
wolne, podróż
wolne
Czwartek 12.04.2018
EASY
10km 46:26 ~4:39/km ~HR141 + 2x150m
Lekko, łatwo i przyjemnie. Czułem już, że nogi są ciut lżejsze niż zawsze. Tempo całkiem dobre, bo większość biegłem po ~4:35 poza początkiem i końcówką, a czułem jakbym sobie lekko truchtał, zresztą tętno też niskie. Moc nadchodzi. Dzisiaj, w piątek po pracy jadę już do Gdańska. W sobotę chill out i zapewne mały rozruch z rana zrobię. Lubię wyjść dzień przed startem na małe truchtanko. Taki bardziej trening mentalny, nastawienie się na bieg niż trening biegowy. W sumie dopiero od czwartku zacząłem się nakręcać na ten maraton. Wcześniejsze dni były na tyle zapracowane, że nie było głowy do tego. Jestem dobrej myśli, do niedzieli będę maksymalnie wypoczęty, nastawiony na walkę. Dam z siebie wszystko. W niedzielę o 9.00 zobaczymy co to będzie. Plan jest prosty, każda czwórka ma być w 15 minut
Piątek 13.04.2018
wolne, podróż
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 14.04.2018
wolne
Chciałem zrobić opcjonalnie rano mikro rozruch, ale nie robiłem. Byłem mocno zaspany, nawet niedospany niestety. Powodem piątkowa podróż do Gdańska, która zamiast planowych 4,5 godzin trwała niestety dłużej. Już przed wyjazdem byłem zły, bo okazało się, że muszę pilnie podjechać do Suchego Lasu pod Poznań. W piątek po 15 - w godzinach szczytu! Dało mi to dodatkowe 1,45h w aucie już na samym starcie. Później przed Gnieznem burza, z którą jechaliśmy bardzo długo w tym samym kierunku...
Finalnie za kierownicą spędziłem prawie 7 godzin. Zdecydowanie za długo i czułem się po tym średnio W sobotę był wypoczynek, spacer po molo i drzemka po południu Zdrowie było, czułem się ok.
Niedziela 15.04.2018
START
9' trucht + 2x100 + GR 5' + 42,195km 2:58:32 (połowa 1:18:56) 46. miejsce OPEN
I failed. A oto moja historia z niedzieli:
Pobudka 6:25 i od razu śniadanie: owsianka z bananem. Do tego izotonik. Coś co jadłem zawsze ostatnio przed startami. Przed 8.00 melduję się na parkingu pod stadionem. Jest dużo czasu na oddanie depozytu, obejrzenie jeszcze raz strefy startu/mety. 8.30 idę na rozgrzewkę: 9' truchtu, dwie przebieżki i kilka minut ćwiczeń rozciągających. Całość w 15' żeby nie tracić za dużo sił. Ustawiam się na starcie w 2-3 linii, żeby nie ruszyć za mocno. Na początek kręcenie po stadionie Energa. W sumie dobrze, bo nie dało się tam za mocno rozpędzić i przeszarżować. Fajnie, bo bardzo szybko łapię swój rytm czyli 3:45/km i po kilku kilometrach formuję się w pięcioosobowej grupie. Piątka jest w 18:55 10s wolniej od założeń, ale to nic, nawet lepiej, że nie za szybko. Tam biegniemy kawałek ulicą pod wiatr, ale trzymamy tempo. Później znowu sporo zakrętów na starówce, bruk, chodniki. Jest co robić. Trzymamy nadal tempo, choć to cały czas ja z jednym zawodnikiem je nadajemy na przedzie, pozostała trójka próbuje się utrzymać za naszymi plecami. Dycha w 37:30 czyli idealnie w punkt, nadrobiliśmy. I wiedziałem, że czeka nas tam prawie 10km prostej. Wiatr wiał wtedy w plecy, biegło się dobrze, łatwiej niż na pierwszej dyszce. Po 12km zjadłem pierwszy żel. Na każdym punkcie, co 2,5km, wypijałem kubeczek wody. 15km w 56:05, 10s szybciej od założeń, ale właśnie na tej prostej z wiatrem złapaliśmy tempo 3:42-43, które trzymaliśmy i było to dla mnie OK. Widziałem już że połówka będzie planowo i zacząłem myśleć co będzie dalej. Na 19km zaczęła mnie łapać kolka, najpierw z jednej, potem z drugiej strony, ale nie przeszkadzało to jakoś bardzo. Od 20km był odcinek pod spory wiatr, tempo spadło o kilka sekund na kilometrze. Połówka w 1:18:56. Idealnie. Zmęczenie już było, ale mięśniowo czułem się OK, zmęczenie ogólne też w normie, choć pod ten wiatr poczułem, że jest wyraźnie trudniej, tętno wzrosło. Kolka zaczęła przeradzać się niestety w dość intensywny ścisk w brzuchu. Na 23km zjadłem drugi żel. Po 24km nawrotka i już było znowu z wiatrem, ale powrót na poprzednie tempo przychodził z trudem. Mój kompan odskoczył mi na kilkanaście metrów. Byłem wtedy na 8 miejscu OPEN! 25km w 1:33:42 czyli jeszcze wg założeń, ale już czułem, że jest niedobrze. Żołądkowo czułem się już źle co wpływało na bieg, na tempo. Zwolniłem na 3:50-55 licząc, że może kryzys przejdzie za chwilę. Mój towarzysz z pierwszej połówki dystansu oddalał się, co dodatkowo dołowało. Tempo spadało, czułem się coraz gorzej, było mi niedobrze. W zasadzie już gdzieś po 28km poddałem się, widziałem, że nie będzie wyniku, że jestem pozamiatany. Zdecydowałem, że odpuszczam i od 30km już tylko dotruchtam do mety. 30km w 1:53:42 czyli już 72'' powyżej założeń, a ja za bardzo cierpię. Koniec.
Wtedy miałem pierwszy postój z odruchem wymiotnym. Fałszywy alarm. Zjadłem banana, żeby dostarczyć zastrzyku energii, ale niewiele to dało, było mi bardzo niedobrze. Ruszyłem dalej w tempie 4:30, z mocnymi skurczami w brzuchu. Na 33km puściłem pawia. Małego. Od tego momentu co kilkaset metrów zatrzymywałem się z odruchami wymiotnymi, tempo było już bardziej w okolicach 5.00, to już było truchtanie w agonii. Na punkcie nawet wody trudno było mi się napić, żołądek wariował. Ludzie mnie mijali, a ja cierpiałem bardzo. Dłużyło się to niemiłosiernie, chciałem już tylko być na mecie. W zasadzie miałem już ochotę tylko iść, ale coś we mnie kazało mi walczyć o to, żeby jednak biec. Ostatni kilometr był chyba najgorszy, bo mój brzuch to była tykająca bomba. Na 150m przed metą nie wytrzymał i zwymiotowałem ponownie na poboczu trasy. W tym miejscu przepraszam wszystkich, którzy przebiegali tam i na finiszu musieli oglądać efekty mojego postoju... na mecie 2:58. Ciekawe, że przy takiej agonii na ostatnich 12km złamałem jeszcze trójkę. Odświeżyłem się na mecie i po 15 minutach było już dużo lepiej, a po 1,5h mój żołądek przyjmował już normalnie. Byłem zły, ale co z tego. Pobiegane, ale wyniku nie ma. Nie wiem skąd dokładnie te moje problemy z żołądkiem i wymioty. Czy to po prostu taki dzień, czy jakieś błędy żywieniowe, a może po prostu było za mocno i organizm w ten sposób dał mi o tym znać. Może formy jednak nie ma stąd te ostatnie trudno wchodzące treningi. Nie wiem. Pogoda? Niby za ciepło, choć ja jakoś nie zwracałem na nie uwagi. Nie zgrałem jeszcze danych z zegarka, muszę zobaczyć jakie było średnie tętno na połówce. Ehh...
Z atakiem na 2.40 będzie do trzech razy sztuka. Jeszcze nie wiem kiedy. Dostałem lekcję. Jeszcze nigdy mnie tak nie pozamiatało na biegu. Trudno. Pozbieram się i na pewno w końcu to zrobię. Teraz kilka dni odpoczynku i wracam do treningów. 06.05 biegnę Wingsa. Jeszcze nie wiem na ile, bo po maratonie mam spore obawy na co mnie stać.
wolne
Chciałem zrobić opcjonalnie rano mikro rozruch, ale nie robiłem. Byłem mocno zaspany, nawet niedospany niestety. Powodem piątkowa podróż do Gdańska, która zamiast planowych 4,5 godzin trwała niestety dłużej. Już przed wyjazdem byłem zły, bo okazało się, że muszę pilnie podjechać do Suchego Lasu pod Poznań. W piątek po 15 - w godzinach szczytu! Dało mi to dodatkowe 1,45h w aucie już na samym starcie. Później przed Gnieznem burza, z którą jechaliśmy bardzo długo w tym samym kierunku...
Finalnie za kierownicą spędziłem prawie 7 godzin. Zdecydowanie za długo i czułem się po tym średnio W sobotę był wypoczynek, spacer po molo i drzemka po południu Zdrowie było, czułem się ok.
Niedziela 15.04.2018
START
9' trucht + 2x100 + GR 5' + 42,195km 2:58:32 (połowa 1:18:56) 46. miejsce OPEN
I failed. A oto moja historia z niedzieli:
Pobudka 6:25 i od razu śniadanie: owsianka z bananem. Do tego izotonik. Coś co jadłem zawsze ostatnio przed startami. Przed 8.00 melduję się na parkingu pod stadionem. Jest dużo czasu na oddanie depozytu, obejrzenie jeszcze raz strefy startu/mety. 8.30 idę na rozgrzewkę: 9' truchtu, dwie przebieżki i kilka minut ćwiczeń rozciągających. Całość w 15' żeby nie tracić za dużo sił. Ustawiam się na starcie w 2-3 linii, żeby nie ruszyć za mocno. Na początek kręcenie po stadionie Energa. W sumie dobrze, bo nie dało się tam za mocno rozpędzić i przeszarżować. Fajnie, bo bardzo szybko łapię swój rytm czyli 3:45/km i po kilku kilometrach formuję się w pięcioosobowej grupie. Piątka jest w 18:55 10s wolniej od założeń, ale to nic, nawet lepiej, że nie za szybko. Tam biegniemy kawałek ulicą pod wiatr, ale trzymamy tempo. Później znowu sporo zakrętów na starówce, bruk, chodniki. Jest co robić. Trzymamy nadal tempo, choć to cały czas ja z jednym zawodnikiem je nadajemy na przedzie, pozostała trójka próbuje się utrzymać za naszymi plecami. Dycha w 37:30 czyli idealnie w punkt, nadrobiliśmy. I wiedziałem, że czeka nas tam prawie 10km prostej. Wiatr wiał wtedy w plecy, biegło się dobrze, łatwiej niż na pierwszej dyszce. Po 12km zjadłem pierwszy żel. Na każdym punkcie, co 2,5km, wypijałem kubeczek wody. 15km w 56:05, 10s szybciej od założeń, ale właśnie na tej prostej z wiatrem złapaliśmy tempo 3:42-43, które trzymaliśmy i było to dla mnie OK. Widziałem już że połówka będzie planowo i zacząłem myśleć co będzie dalej. Na 19km zaczęła mnie łapać kolka, najpierw z jednej, potem z drugiej strony, ale nie przeszkadzało to jakoś bardzo. Od 20km był odcinek pod spory wiatr, tempo spadło o kilka sekund na kilometrze. Połówka w 1:18:56. Idealnie. Zmęczenie już było, ale mięśniowo czułem się OK, zmęczenie ogólne też w normie, choć pod ten wiatr poczułem, że jest wyraźnie trudniej, tętno wzrosło. Kolka zaczęła przeradzać się niestety w dość intensywny ścisk w brzuchu. Na 23km zjadłem drugi żel. Po 24km nawrotka i już było znowu z wiatrem, ale powrót na poprzednie tempo przychodził z trudem. Mój kompan odskoczył mi na kilkanaście metrów. Byłem wtedy na 8 miejscu OPEN! 25km w 1:33:42 czyli jeszcze wg założeń, ale już czułem, że jest niedobrze. Żołądkowo czułem się już źle co wpływało na bieg, na tempo. Zwolniłem na 3:50-55 licząc, że może kryzys przejdzie za chwilę. Mój towarzysz z pierwszej połówki dystansu oddalał się, co dodatkowo dołowało. Tempo spadało, czułem się coraz gorzej, było mi niedobrze. W zasadzie już gdzieś po 28km poddałem się, widziałem, że nie będzie wyniku, że jestem pozamiatany. Zdecydowałem, że odpuszczam i od 30km już tylko dotruchtam do mety. 30km w 1:53:42 czyli już 72'' powyżej założeń, a ja za bardzo cierpię. Koniec.
Wtedy miałem pierwszy postój z odruchem wymiotnym. Fałszywy alarm. Zjadłem banana, żeby dostarczyć zastrzyku energii, ale niewiele to dało, było mi bardzo niedobrze. Ruszyłem dalej w tempie 4:30, z mocnymi skurczami w brzuchu. Na 33km puściłem pawia. Małego. Od tego momentu co kilkaset metrów zatrzymywałem się z odruchami wymiotnymi, tempo było już bardziej w okolicach 5.00, to już było truchtanie w agonii. Na punkcie nawet wody trudno było mi się napić, żołądek wariował. Ludzie mnie mijali, a ja cierpiałem bardzo. Dłużyło się to niemiłosiernie, chciałem już tylko być na mecie. W zasadzie miałem już ochotę tylko iść, ale coś we mnie kazało mi walczyć o to, żeby jednak biec. Ostatni kilometr był chyba najgorszy, bo mój brzuch to była tykająca bomba. Na 150m przed metą nie wytrzymał i zwymiotowałem ponownie na poboczu trasy. W tym miejscu przepraszam wszystkich, którzy przebiegali tam i na finiszu musieli oglądać efekty mojego postoju... na mecie 2:58. Ciekawe, że przy takiej agonii na ostatnich 12km złamałem jeszcze trójkę. Odświeżyłem się na mecie i po 15 minutach było już dużo lepiej, a po 1,5h mój żołądek przyjmował już normalnie. Byłem zły, ale co z tego. Pobiegane, ale wyniku nie ma. Nie wiem skąd dokładnie te moje problemy z żołądkiem i wymioty. Czy to po prostu taki dzień, czy jakieś błędy żywieniowe, a może po prostu było za mocno i organizm w ten sposób dał mi o tym znać. Może formy jednak nie ma stąd te ostatnie trudno wchodzące treningi. Nie wiem. Pogoda? Niby za ciepło, choć ja jakoś nie zwracałem na nie uwagi. Nie zgrałem jeszcze danych z zegarka, muszę zobaczyć jakie było średnie tętno na połówce. Ehh...
Z atakiem na 2.40 będzie do trzech razy sztuka. Jeszcze nie wiem kiedy. Dostałem lekcję. Jeszcze nigdy mnie tak nie pozamiatało na biegu. Trudno. Pozbieram się i na pewno w końcu to zrobię. Teraz kilka dni odpoczynku i wracam do treningów. 06.05 biegnę Wingsa. Jeszcze nie wiem na ile, bo po maratonie mam spore obawy na co mnie stać.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 16.04.2018
wolne
Wtorek 17.04.2018
wolne, spacer 1,5h
Sprawdziłem w końcu tętno z Gdańska. Wykres poniżej. Do połówki było średnio 175. Niby sporo mógłby ktoś powiedzieć, ale rok temu na połówce Orlenu miałem dokładnie tyle samo, średnio 175. Wtedy drugą połówkę pobiegłem na średnim tętnie 182 co dało 178 średnią z całego Orlen maratonu. Tutaj po 25 byłem pozamiatany i już później biegłem na niskim tętnie, wolno. Druga sprawa - buty. Świetnie się spisały Zante v3. Już na treningach dobrze w nich śmigałem, lekko, dynamicznie. Bałem się jedynie, że mam w nich mniej luzu niż w poprzednich butach i że coś będzie uwierać. Nic takiego. W Gdańsku nawet nie myślałem o tym czy wszystko z butami jest OK. Nic tam nie dolegało. Po biegu żadnych odcisków czy pęcherzy. Nic. Polecam.
wolne
Wtorek 17.04.2018
wolne, spacer 1,5h
Sprawdziłem w końcu tętno z Gdańska. Wykres poniżej. Do połówki było średnio 175. Niby sporo mógłby ktoś powiedzieć, ale rok temu na połówce Orlenu miałem dokładnie tyle samo, średnio 175. Wtedy drugą połówkę pobiegłem na średnim tętnie 182 co dało 178 średnią z całego Orlen maratonu. Tutaj po 25 byłem pozamiatany i już później biegłem na niskim tętnie, wolno. Druga sprawa - buty. Świetnie się spisały Zante v3. Już na treningach dobrze w nich śmigałem, lekko, dynamicznie. Bałem się jedynie, że mam w nich mniej luzu niż w poprzednich butach i że coś będzie uwierać. Nic takiego. W Gdańsku nawet nie myślałem o tym czy wszystko z butami jest OK. Nic tam nie dolegało. Po biegu żadnych odcisków czy pęcherzy. Nic. Polecam.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 18.04.2018
EASY
10,2km ~4:50 ~HR141
Czwartek 19.04.2018
10,3km ~4:38 ~HR141
Dwa rozbiegania po maratonie. Czuję się po nim dobrze, ale jak wiadomo o ile zrobiłem te 42km to maratonu na maksa było tam 70%. Mięśniowo czułem się słabiej poniedziałek/wtorek później już ok. Kieruję już swoje plany na kolejne wyzwania. 06.05 Wings, do którego nie pozostało dużo czasu. Gdańsk był tu dla mnie długi biegiem, ostatnim longiem pod wingsa W weekend, ten i za tydzień, coś jeszcze dłuższego pobiegam, ale będą to już tylko dwudziestki. Później będę chciał złapać trochę szybkości i tempa pod półmaraton w Jaworze 10.06. Do końca tego tygodnia zamierzam też zaplanować biegowo jesień.
EASY
10,2km ~4:50 ~HR141
Czwartek 19.04.2018
10,3km ~4:38 ~HR141
Dwa rozbiegania po maratonie. Czuję się po nim dobrze, ale jak wiadomo o ile zrobiłem te 42km to maratonu na maksa było tam 70%. Mięśniowo czułem się słabiej poniedziałek/wtorek później już ok. Kieruję już swoje plany na kolejne wyzwania. 06.05 Wings, do którego nie pozostało dużo czasu. Gdańsk był tu dla mnie długi biegiem, ostatnim longiem pod wingsa W weekend, ten i za tydzień, coś jeszcze dłuższego pobiegam, ale będą to już tylko dwudziestki. Później będę chciał złapać trochę szybkości i tempa pod półmaraton w Jaworze 10.06. Do końca tego tygodnia zamierzam też zaplanować biegowo jesień.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 20.04.2018
wolne
Sobota 21.04.2018
REPS
3km + 13x 45' przerwa 1'15'' + 1km RAZEM 10,44km
Niedziela 22.04.2018
EASY
13km 57:46 ~4:27/km ~HR151 + 6km ~4:55 ~HR147 RAZEM 19km
W sobotę trochę odmulenia po maratonie, krótkie odcinki 45sek. Biegane narastająco, pierwsze spokojnie, ostatnie już mocno, tempo chwilowe dochodziło do 2:40/km
W niedzielę trochę więcej kilometrów, najpierw solidna trzynastka. Środkowe kilometry rozpędziłem się do wingsowego tempa 4:10-15-20 i było spoko. Czuję, że to już jest żwawo, ale zupełnie komfortowo. Później dołożone 6km na dokręcenie kilometrażu, spokojnie, choć tu mi GPS szalał i niedoliczył dystansu pewnie ze 100m, ale trudno. Tydzień po maratonie, ale chociaż te 50km wjechało. Oba weekendowe treningi biegane w lesie.
wolne
Sobota 21.04.2018
REPS
3km + 13x 45' przerwa 1'15'' + 1km RAZEM 10,44km
Niedziela 22.04.2018
EASY
13km 57:46 ~4:27/km ~HR151 + 6km ~4:55 ~HR147 RAZEM 19km
W sobotę trochę odmulenia po maratonie, krótkie odcinki 45sek. Biegane narastająco, pierwsze spokojnie, ostatnie już mocno, tempo chwilowe dochodziło do 2:40/km
W niedzielę trochę więcej kilometrów, najpierw solidna trzynastka. Środkowe kilometry rozpędziłem się do wingsowego tempa 4:10-15-20 i było spoko. Czuję, że to już jest żwawo, ale zupełnie komfortowo. Później dołożone 6km na dokręcenie kilometrażu, spokojnie, choć tu mi GPS szalał i niedoliczył dystansu pewnie ze 100m, ale trudno. Tydzień po maratonie, ale chociaż te 50km wjechało. Oba weekendowe treningi biegane w lesie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 23.04.2018
wolne
Po pracy sporo spraw, załatwiania różnych rzeczy. Niestety od kilku miesięcy problemy zdrowotne mojego ojca pożerają mnóstwo mojego czasu, przysparzają problemów i niestety stresów. Niestety. Moja harmonia życiowa została nieco zakłócona, ale liczę, że wkrótce wyjdę na prostą. Harmonogram tygodnia mam jednak przez to bardzo napięty i jedyny czas wolny poświęcam na bieganie, gdzie chociaż przez chwilę głowa może odpocząć... Dobra, koniec prywaty, to blog biegowy. Wróciłem do domu przed 21 totalnie wykończony wszystkim. O jakimś krótkim Easy nawet nie pomyślałem...
Wtorek 24.04.2018
EASY/II ZAKRES
13km w 55:55 ~4:18/km ~HR159
Padało, ale fajnie biegało się w lesie Najpierw od razu żwawe 2km po 4:30/km, a potem wszedłem ponownie na tempa Wingsowe i 8km po ~4:13/km. Tętno oscylowało w granicach 160. Na koniec zwolniłem, ale i tak nogi nie chciały biec wolniej niż te 4:30 Trening całościowo i tak wyszedł mało męczący. Uczę się tempa na Wingsa, bo to obszar intensywności rzadko biegany przeze mnie. Taki typowy spokojny drugi zakres. Ja raczej jak już to biegam marathon pace czyli sporo szybciej, na górnej granicy drugiego zakresu.
wolne
Po pracy sporo spraw, załatwiania różnych rzeczy. Niestety od kilku miesięcy problemy zdrowotne mojego ojca pożerają mnóstwo mojego czasu, przysparzają problemów i niestety stresów. Niestety. Moja harmonia życiowa została nieco zakłócona, ale liczę, że wkrótce wyjdę na prostą. Harmonogram tygodnia mam jednak przez to bardzo napięty i jedyny czas wolny poświęcam na bieganie, gdzie chociaż przez chwilę głowa może odpocząć... Dobra, koniec prywaty, to blog biegowy. Wróciłem do domu przed 21 totalnie wykończony wszystkim. O jakimś krótkim Easy nawet nie pomyślałem...
Wtorek 24.04.2018
EASY/II ZAKRES
13km w 55:55 ~4:18/km ~HR159
Padało, ale fajnie biegało się w lesie Najpierw od razu żwawe 2km po 4:30/km, a potem wszedłem ponownie na tempa Wingsowe i 8km po ~4:13/km. Tętno oscylowało w granicach 160. Na koniec zwolniłem, ale i tak nogi nie chciały biec wolniej niż te 4:30 Trening całościowo i tak wyszedł mało męczący. Uczę się tempa na Wingsa, bo to obszar intensywności rzadko biegany przeze mnie. Taki typowy spokojny drugi zakres. Ja raczej jak już to biegam marathon pace czyli sporo szybciej, na górnej granicy drugiego zakresu.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 25.04.2018
wolne
Czwartek 26.04.2018
Threshold
2,7km + 2x100 + GR 6' + 20:00 5,83km ~3:26/km ~HR179 + przerwa 4' + 10:00 2,9km ~3:27/km ~HR179 + 10' trucht RAZEM 14,3km
W środę historia podobna jak z poniedziałku, dzień wykańczający sam w sobie, odpuściłem bieganie. W czwartek w końcu jakieś żwawsze bieganie.Obawiałem, że po maratonie jestem jeszcze trochę zamulonym kapciem i będzie ciężko. Nic takiego! W planie było 3x3km. Pierwszy odcinek wchodził jednak jak marzenie, tempo mocno, a mnie się super biegnie! Zweryfikowałem biegane odcinki, bo można było wycisnąćwięcej. Najpierw Danielsowskie 20 minut w tempie okołoprogowym. Wyszło mocno, po 3:26/km. Piątka po drodze w 17:09!!! To najszybsze takie moje bieganie na treningu. Końcówka już nie była łatwa, ale jeszcze bez rzeźbienia. Potem cztery minuty przerwy i trzeba było zmusić się jeszcze do odrobiny wysiłku. Teraz już tylko 10 minut, ale na podmęczonym organizmie. Wyszło podobnie szybko. Świetny trening wyszedł, byłem po tym bardzo zadowolony z siebie. Zamiast 3x3km zrobiłem niemalże 6km+3km Jak widać forma jest :D
wolne
Czwartek 26.04.2018
Threshold
2,7km + 2x100 + GR 6' + 20:00 5,83km ~3:26/km ~HR179 + przerwa 4' + 10:00 2,9km ~3:27/km ~HR179 + 10' trucht RAZEM 14,3km
W środę historia podobna jak z poniedziałku, dzień wykańczający sam w sobie, odpuściłem bieganie. W czwartek w końcu jakieś żwawsze bieganie.Obawiałem, że po maratonie jestem jeszcze trochę zamulonym kapciem i będzie ciężko. Nic takiego! W planie było 3x3km. Pierwszy odcinek wchodził jednak jak marzenie, tempo mocno, a mnie się super biegnie! Zweryfikowałem biegane odcinki, bo można było wycisnąćwięcej. Najpierw Danielsowskie 20 minut w tempie okołoprogowym. Wyszło mocno, po 3:26/km. Piątka po drodze w 17:09!!! To najszybsze takie moje bieganie na treningu. Końcówka już nie była łatwa, ale jeszcze bez rzeźbienia. Potem cztery minuty przerwy i trzeba było zmusić się jeszcze do odrobiny wysiłku. Teraz już tylko 10 minut, ale na podmęczonym organizmie. Wyszło podobnie szybko. Świetny trening wyszedł, byłem po tym bardzo zadowolony z siebie. Zamiast 3x3km zrobiłem niemalże 6km+3km Jak widać forma jest :D
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 27.04.2018
wolne
Sobota 28.04.2018
EASY
15km 1:08:50 ~4:35/km ~HR150
Niedziela 29.04.2018
BNP
4km ~5:00/km + 6km ~4:11/km ~HR 156 + 3km ~3:40 ~HR167 + 1km 3:27 ~HR174 + 200m mocno + 4km ~4:45/km RAZEM 18,2km
W oba dni biegałem rano i jakoś trudno było się rozkręcić. W sobotę po chwili już biegło się dobrze, ale tętno było ciut wysokie. Może to te piątkowe kilka drinków... W niedzielę też rozgrzewkowe 4 km były wolne i toporne, ale później już poszło dobrze. 6km w tempie wingsa komfortowo, później 3 km maraton pejsa. Miało być po 3:45 ale wszedłem na 3:40 i samo niosło, więc nie zwalniałem. Na koniec kilometr progowo w 3:27 i też bez większych emocji. Zakończyłem mocną przebieżką 200m. Trening solidny, zmęczyłem się na końcówce, ale nie jakiś mocarny. Musiałbym dołożyć jeszcze kilka kilometrów w żwawym tempie, żeby to było wykańczające. Ale nie miało być, nie miało mnie to zniszczyć. Realizuję plan trzytygodniowy pomiędzy maratonem a Wingsem, gdzie pobiegłem kilka mocnych jednostek podbijających formę przedzielonych jednak wieloma dniami wolnymi, odpoczynkiem. Przyzwyczajałem się też do docelowego tempa. Kilometrów skromnie, żadnych longów. Teraz ostatni tydzień przed startem, więc też już typowo, w środę zrobię ostatni akcencik, a poza tym easy.
wolne
Sobota 28.04.2018
EASY
15km 1:08:50 ~4:35/km ~HR150
Niedziela 29.04.2018
BNP
4km ~5:00/km + 6km ~4:11/km ~HR 156 + 3km ~3:40 ~HR167 + 1km 3:27 ~HR174 + 200m mocno + 4km ~4:45/km RAZEM 18,2km
W oba dni biegałem rano i jakoś trudno było się rozkręcić. W sobotę po chwili już biegło się dobrze, ale tętno było ciut wysokie. Może to te piątkowe kilka drinków... W niedzielę też rozgrzewkowe 4 km były wolne i toporne, ale później już poszło dobrze. 6km w tempie wingsa komfortowo, później 3 km maraton pejsa. Miało być po 3:45 ale wszedłem na 3:40 i samo niosło, więc nie zwalniałem. Na koniec kilometr progowo w 3:27 i też bez większych emocji. Zakończyłem mocną przebieżką 200m. Trening solidny, zmęczyłem się na końcówce, ale nie jakiś mocarny. Musiałbym dołożyć jeszcze kilka kilometrów w żwawym tempie, żeby to było wykańczające. Ale nie miało być, nie miało mnie to zniszczyć. Realizuję plan trzytygodniowy pomiędzy maratonem a Wingsem, gdzie pobiegłem kilka mocnych jednostek podbijających formę przedzielonych jednak wieloma dniami wolnymi, odpoczynkiem. Przyzwyczajałem się też do docelowego tempa. Kilometrów skromnie, żadnych longów. Teraz ostatni tydzień przed startem, więc też już typowo, w środę zrobię ostatni akcencik, a poza tym easy.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 30.04.2018
EASY
13km 1:00:38 ~4:39
Wtorek 01.05.2018
wolne, 2h spaceringu
Środa 02.05.2018
Maraton Pejs/Threshold
3km + 2x100 + GR 6' + 4km MP ~3:44/km + 1,6kmTR ~3:26/km + 2km
Czwartek 03.05.2018
EASY
10,36km ~4:45/km
Piątek 04.05.2018
wolne
Sobota 05.05.2018
rozruch
4,1km ~4:44/km + 2x100
Tydzień dość luźny, przedstartowy z małym akcentem w środę. Było to 4km w tempie maratonu zakończone milą progowo. Nic strasznego, tak na pobudzenie szybkością. Oczekiwałem na Wingsa, bez stresu, bo to żaden start docelowy, raczej treningowy, okazja żeby pobiec dużo kilometrów, ale też chciałem trochę powalczyć i się zmęczyć na dobrym tempie, to nie miał być spacer. Relacja jutro bo teraz już nie mam czasu napisać
EASY
13km 1:00:38 ~4:39
Wtorek 01.05.2018
wolne, 2h spaceringu
Środa 02.05.2018
Maraton Pejs/Threshold
3km + 2x100 + GR 6' + 4km MP ~3:44/km + 1,6kmTR ~3:26/km + 2km
Czwartek 03.05.2018
EASY
10,36km ~4:45/km
Piątek 04.05.2018
wolne
Sobota 05.05.2018
rozruch
4,1km ~4:44/km + 2x100
Tydzień dość luźny, przedstartowy z małym akcentem w środę. Było to 4km w tempie maratonu zakończone milą progowo. Nic strasznego, tak na pobudzenie szybkością. Oczekiwałem na Wingsa, bez stresu, bo to żaden start docelowy, raczej treningowy, okazja żeby pobiec dużo kilometrów, ale też chciałem trochę powalczyć i się zmęczyć na dobrym tempie, to nie miał być spacer. Relacja jutro bo teraz już nie mam czasu napisać
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 06.05.2018
Wings for Life
trucht 6' + 2x100 + GR 5' + 48,75km 3:32:07 ~4:21km ~HR166
Do Wingsa podchodziłem z dużym spokojem. Nie był to żaden docelowy start. W sumie gdyby mama mojej dziewczyny nie zdecydowała się przyjechać na ten bieg, to być może wcale bym tu nawet nie startował. Ale zdecydowałem się pobiec i to z nastawieniem na solidny wynik 50km+, zresztą taki wynik też deklarowałem na forum. Jakiś cel musiał być, bo bez celu to i motywacji brak. Planowałem tempo 4:10-12/km (tempo na 55km), ale też zakładałem, że jeśli trafi się dobra grupa to dołączam się nawet kosztem biegu ciut szybciej. Wszyscy wiedzieli, że będzie ciepło, więc efekt zagotowania się w upale i zwalniania na końcówce też miałem gdzieś w głowie. Planem było dużo pić na każdym punkcie i polewać się wodą. W kieszonce od spodenek schowałem 4 żele. Przed startem, jak większość biegaczy, odczułem duże kolejki do Toi Toi. Odstałem swoje 15 minut co lekko mnie zirytowało, bo byłem wtedy na styk z wyrobieniem się z rozgrzewką. Przed takim dystansem bardzo długa rozgrzewka jednak nie potrzebna, więc wszystko zdążyłem zrobić. Na starcie stanąłem gotowy na przygodę i rozluźniony. Słyszę "Polska, Biało - Czerwoni..." śpiewane przez spikera i nagle, niespodziewanie, pierwszy rząd ruszył.
Początek dość kręty, trzeba wyprzedzać wózki, ale tempo i tak żwawe. Pilnuję się żeby nie gonić za szybko. Przede mną mnóstwo osób. Widać, że ucieczkę przed samochodem biorą sobie do serca, bo gnają ile sił od samego startu. Biegnę w okolicach 4 minut pilnując się cały czas, żeby nie przesadzić. W okolicy 4km tasuję się z pierwszymi kobietami. Wokół Wioletty Paduszyńskiej, która później zresztą wygrała, tworzy się fajna grupa i uznaję, że to jest to! Tempo szybsze niż zakładałem, bo w okolicy 4:05/km (tempo na 60km), ale jest to dla mnie komfortowe, jest dość równo, a w grupie dobre 6 osób. Na każdym punkcie staram się łapać 2 kubki z wodą. Na początku i na końcu punktu żywieniowego. Nie jest to łatwe bo są one stosunkowo krótkie i mniejsze tym bardziej im dalej od startu. Na 15km zjadam pierwszego żela i skręcamy w lewo, to zmiana w stosunku do starej trasy. Mam wrażenie, że jest tu dużo więcej cienia niż na starej wersji, nie odczuwam tego upału jakoś wyraźnie i nadal biegnie się dobrze. Chyba gdzieś przed 20km dogoniliśmy dotychczasową liderkę, która mocno była już zmęczona. To teraz na nas była skierowana kamera, obok jechał rower prowadzący. Niestety kilka kilometrów dalej grupa zaczęła się rwać, bo tempo spadło. Ktoś urwał do przodu, po chwili ja też, bo chciałem nadal trzymać dotychczasowe tempo. Drugi żel wjechał. Z piciem już był problem, bo na punkcie 25km złapałem tylko jeden kubek wody, dwa łyki i tyle. O polaniu głowy już nie było mowy. Wpadłem jednak wtedy w dobry trans biegowy. Nadal ciągnąłem 4:05/km i kilometry mijały jeszcze całkiem miło. Zostałem jednak wtedy już sam, gdzieś około 30km las się skończył, zaczęły się pola i słońce. W dodatku mocny wiatr w twarz. Zacząłem się zastanawiać co dalej. Zmęczenie zaczęło być odczuwalne, tętno mocno wzrosło, chciało mi się pić i wiedziałem, że uciągnięcie tego do 50km będzie męczarnią zakończoną "zgonem". Tak naprawdę powoli odechciewało mi się tego szybkiego biegania. Ostatnio w książce Hala Koernera czytałem o biegowych celach. Że jeśli nie wypali plan A warto mięć w zapasie także plan B a nawet i C. Dlatego też zupełnie świadomie podjąłem decyzję, że biegnę jeszcze do 35km w swoim dobrym tempie, odhaczam bardzo dobry długi trening w drugim zakresie i dziękuję za zabawę. Bez zarzynania się, bez osiągania 50km po trupach, bo w głowie mam jeszcze 2 starty za kilka tygodni. Mój dalekobieżny plan startowy wyklarował się w ostatnich dniach przed Wingsem, ale o tym będzie jeszcze czas napisać.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Na punkcie na 35km lapuję zegarek (wyszło do tej pory po 4:06/km), zjadam żel z kofeiną na pobudzenie, zatrzymuję się i wypijam od razu 5 kubków izotonika. Do tego woda i polewam się solidnie. Po chwili zaczynam truchtać, bo zamierzam przebiec sobie chociaż dystans maratonu, ale od 35km już w spokojnym tempie, czekając na Małysza. Powoli, tak, żeby się nie zajechać. Nogi już bolą, ale po chwili i tak automatycznie biegnę już solidnie po 4:30/km. Widać, że jeszcze nie umierałem I tak, spokojnie, rozmawiając z mijanymi biegaczami dokulałem się do tego 42km. Minąłem, kierując się od razu na 45 kilometr, bo woda była i tak dopiero tam. Kolejny postój, rozmowy z biegaczami, którzy też mają już dosyć. Ruszam dalej, żeby spokojnym truchcikiem ugrać jeszcze jakieś dodatkowe metry. Jestem już zmęczony, nogi ciężkie, ale samopoczucie dobre, bo nie biegnę na jakiejś wysokiej intensywności, jest ok. I tak mija 46km... 47km... a samochodu nie ma. Mijam 48km i dopiero gdzieś za sobą zauważam kolumnę. Na końcówce zmuszam się jeszcze do delikatnego finiszu. 48,75km. 18 miejsce w Poznaniu, 95. na świecie. Jak na to, że od 35km biegłem już na luzie, z postojami to i tak znalazłem się bardzo blisko tych 50km! WOW! Miałem spory zapas. Jestem zadowolony.
Miałem szczęście być zabierany z końcówką biegu, którą zgarniały dwa Fordy Transity. Klima, woda, banany w środku. Milutko Powrót na Targi trwał jednak ponad godzinę. To jest cena pobiegnięcia daleko w tym biegu Samopoczucie po biegu było bardzo dobre, nóżki odczuwalne, ale w normie. Solidnie przewentylowane płuca dawały o sobie znać przy głębszym wdechu. Może i nie padło te 50km, ale ważniejsze dla mnie było zrobić solidny długi bieg treningowy z myślą o dalszej części sezonu. 50km pęknie następnym razem
Wings for Life
trucht 6' + 2x100 + GR 5' + 48,75km 3:32:07 ~4:21km ~HR166
Do Wingsa podchodziłem z dużym spokojem. Nie był to żaden docelowy start. W sumie gdyby mama mojej dziewczyny nie zdecydowała się przyjechać na ten bieg, to być może wcale bym tu nawet nie startował. Ale zdecydowałem się pobiec i to z nastawieniem na solidny wynik 50km+, zresztą taki wynik też deklarowałem na forum. Jakiś cel musiał być, bo bez celu to i motywacji brak. Planowałem tempo 4:10-12/km (tempo na 55km), ale też zakładałem, że jeśli trafi się dobra grupa to dołączam się nawet kosztem biegu ciut szybciej. Wszyscy wiedzieli, że będzie ciepło, więc efekt zagotowania się w upale i zwalniania na końcówce też miałem gdzieś w głowie. Planem było dużo pić na każdym punkcie i polewać się wodą. W kieszonce od spodenek schowałem 4 żele. Przed startem, jak większość biegaczy, odczułem duże kolejki do Toi Toi. Odstałem swoje 15 minut co lekko mnie zirytowało, bo byłem wtedy na styk z wyrobieniem się z rozgrzewką. Przed takim dystansem bardzo długa rozgrzewka jednak nie potrzebna, więc wszystko zdążyłem zrobić. Na starcie stanąłem gotowy na przygodę i rozluźniony. Słyszę "Polska, Biało - Czerwoni..." śpiewane przez spikera i nagle, niespodziewanie, pierwszy rząd ruszył.
Początek dość kręty, trzeba wyprzedzać wózki, ale tempo i tak żwawe. Pilnuję się żeby nie gonić za szybko. Przede mną mnóstwo osób. Widać, że ucieczkę przed samochodem biorą sobie do serca, bo gnają ile sił od samego startu. Biegnę w okolicach 4 minut pilnując się cały czas, żeby nie przesadzić. W okolicy 4km tasuję się z pierwszymi kobietami. Wokół Wioletty Paduszyńskiej, która później zresztą wygrała, tworzy się fajna grupa i uznaję, że to jest to! Tempo szybsze niż zakładałem, bo w okolicy 4:05/km (tempo na 60km), ale jest to dla mnie komfortowe, jest dość równo, a w grupie dobre 6 osób. Na każdym punkcie staram się łapać 2 kubki z wodą. Na początku i na końcu punktu żywieniowego. Nie jest to łatwe bo są one stosunkowo krótkie i mniejsze tym bardziej im dalej od startu. Na 15km zjadam pierwszego żela i skręcamy w lewo, to zmiana w stosunku do starej trasy. Mam wrażenie, że jest tu dużo więcej cienia niż na starej wersji, nie odczuwam tego upału jakoś wyraźnie i nadal biegnie się dobrze. Chyba gdzieś przed 20km dogoniliśmy dotychczasową liderkę, która mocno była już zmęczona. To teraz na nas była skierowana kamera, obok jechał rower prowadzący. Niestety kilka kilometrów dalej grupa zaczęła się rwać, bo tempo spadło. Ktoś urwał do przodu, po chwili ja też, bo chciałem nadal trzymać dotychczasowe tempo. Drugi żel wjechał. Z piciem już był problem, bo na punkcie 25km złapałem tylko jeden kubek wody, dwa łyki i tyle. O polaniu głowy już nie było mowy. Wpadłem jednak wtedy w dobry trans biegowy. Nadal ciągnąłem 4:05/km i kilometry mijały jeszcze całkiem miło. Zostałem jednak wtedy już sam, gdzieś około 30km las się skończył, zaczęły się pola i słońce. W dodatku mocny wiatr w twarz. Zacząłem się zastanawiać co dalej. Zmęczenie zaczęło być odczuwalne, tętno mocno wzrosło, chciało mi się pić i wiedziałem, że uciągnięcie tego do 50km będzie męczarnią zakończoną "zgonem". Tak naprawdę powoli odechciewało mi się tego szybkiego biegania. Ostatnio w książce Hala Koernera czytałem o biegowych celach. Że jeśli nie wypali plan A warto mięć w zapasie także plan B a nawet i C. Dlatego też zupełnie świadomie podjąłem decyzję, że biegnę jeszcze do 35km w swoim dobrym tempie, odhaczam bardzo dobry długi trening w drugim zakresie i dziękuję za zabawę. Bez zarzynania się, bez osiągania 50km po trupach, bo w głowie mam jeszcze 2 starty za kilka tygodni. Mój dalekobieżny plan startowy wyklarował się w ostatnich dniach przed Wingsem, ale o tym będzie jeszcze czas napisać.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Na punkcie na 35km lapuję zegarek (wyszło do tej pory po 4:06/km), zjadam żel z kofeiną na pobudzenie, zatrzymuję się i wypijam od razu 5 kubków izotonika. Do tego woda i polewam się solidnie. Po chwili zaczynam truchtać, bo zamierzam przebiec sobie chociaż dystans maratonu, ale od 35km już w spokojnym tempie, czekając na Małysza. Powoli, tak, żeby się nie zajechać. Nogi już bolą, ale po chwili i tak automatycznie biegnę już solidnie po 4:30/km. Widać, że jeszcze nie umierałem I tak, spokojnie, rozmawiając z mijanymi biegaczami dokulałem się do tego 42km. Minąłem, kierując się od razu na 45 kilometr, bo woda była i tak dopiero tam. Kolejny postój, rozmowy z biegaczami, którzy też mają już dosyć. Ruszam dalej, żeby spokojnym truchcikiem ugrać jeszcze jakieś dodatkowe metry. Jestem już zmęczony, nogi ciężkie, ale samopoczucie dobre, bo nie biegnę na jakiejś wysokiej intensywności, jest ok. I tak mija 46km... 47km... a samochodu nie ma. Mijam 48km i dopiero gdzieś za sobą zauważam kolumnę. Na końcówce zmuszam się jeszcze do delikatnego finiszu. 48,75km. 18 miejsce w Poznaniu, 95. na świecie. Jak na to, że od 35km biegłem już na luzie, z postojami to i tak znalazłem się bardzo blisko tych 50km! WOW! Miałem spory zapas. Jestem zadowolony.
Miałem szczęście być zabierany z końcówką biegu, którą zgarniały dwa Fordy Transity. Klima, woda, banany w środku. Milutko Powrót na Targi trwał jednak ponad godzinę. To jest cena pobiegnięcia daleko w tym biegu Samopoczucie po biegu było bardzo dobre, nóżki odczuwalne, ale w normie. Solidnie przewentylowane płuca dawały o sobie znać przy głębszym wdechu. Może i nie padło te 50km, ale ważniejsze dla mnie było zrobić solidny długi bieg treningowy z myślą o dalszej części sezonu. 50km pęknie następnym razem
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 07.05.2018
wolne
Wtorek 08.05.2018
wolne
Środa 09.05.2018
Siłownia
rowerek 8' + obwód 45' + rozciąganie 10'
Czwartek 10.05.2018
miało być E10, ale życie zweryfikowało te plany
Piątek 11.05.2018
wolne, podróż
Sobota 12.05.2018
EASY
20km ~4:36/km ~HR152
Rekonesans, już drugi, trasy Półmaratonu w Jaworze. Skupiłem się na analizie podbiegów, zbiegów, bo jest tam trochę górek. Jakoś po 8km zaczyna się podbieganie i trwa 3,5km, ale są w tym dwa wypłaszczenia. Później ponad 4km solidnego zbiegu. Będzie co robić w czerwcu Tym razem biegłem spokojnie, ale i tak wyszło żwawo. Myślałem, że skrócona pętelka da jakieś 17-18km, ale z dobiegami wyszło 20. Czułem się trochę zmęczony po tym treningu. Może to Wings jeszcze trzyma
Niedziela 13.05.2018
wycieczka piesza na Śnieżkę, RAZEM 20km
Poniedziałek 14.05.2018
Siłownia
10' rowerek + obwód 50' + 1km na bieżni + rozciąganie 12'
Po weekendzie czuję zmęczone nogi. Niby po górach tylko marsz, ale czuję się jakbym zrobił 50km. Chyba mniej zmęczony jestem jak tam biegam
wolne
Wtorek 08.05.2018
wolne
Środa 09.05.2018
Siłownia
rowerek 8' + obwód 45' + rozciąganie 10'
Czwartek 10.05.2018
miało być E10, ale życie zweryfikowało te plany
Piątek 11.05.2018
wolne, podróż
Sobota 12.05.2018
EASY
20km ~4:36/km ~HR152
Rekonesans, już drugi, trasy Półmaratonu w Jaworze. Skupiłem się na analizie podbiegów, zbiegów, bo jest tam trochę górek. Jakoś po 8km zaczyna się podbieganie i trwa 3,5km, ale są w tym dwa wypłaszczenia. Później ponad 4km solidnego zbiegu. Będzie co robić w czerwcu Tym razem biegłem spokojnie, ale i tak wyszło żwawo. Myślałem, że skrócona pętelka da jakieś 17-18km, ale z dobiegami wyszło 20. Czułem się trochę zmęczony po tym treningu. Może to Wings jeszcze trzyma
Niedziela 13.05.2018
wycieczka piesza na Śnieżkę, RAZEM 20km
Poniedziałek 14.05.2018
Siłownia
10' rowerek + obwód 50' + 1km na bieżni + rozciąganie 12'
Po weekendzie czuję zmęczone nogi. Niby po górach tylko marsz, ale czuję się jakbym zrobił 50km. Chyba mniej zmęczony jestem jak tam biegam