"Gdyby głupota miała skrzydła ..."
Znów przyszła ciepła i miła niedziela. Przede mną zaplanowane 10km. Kocham las, śpiew ptaków, szum drzew, jednak tym razem postanowiłam zrobić mały eksperyment. Wzięłam ze sobą słuchawki. Jestem ciekawa jak pobiegnie mi się z muzyką w uszach, czy rzeczywiście wyznaczy ona rytm moich kroków. Włączyłam jedną ze składanek znajdujących się w moim telefonie i popłynęłam otulona falą dźwięków. Albo muzyka mnie tak pochłonęła, albo rzeczywiście w ten dzień prawie nie było ludzi w lesie.
W podsumowaniu treningu pojawiło się:
Dystans: 10,04km
Czas trwania: 01:11:57
Średnie tętno: 165
Średnie tempo: 07:10
Co prawda znów wylądowałam w czwartym zakresie tętna, ale za to wykres jest w miarę ładny, prosty, bez nagłych zrywów, ot płynny, spokojny bieg. Jak na mnie, to całkiem przyzwoicie te dane wyglądają. Wstydu nie ma.
Wtorek, dzień interwałów. Trudne to. Jestem ciekawa, czy muzyka znów mi pomoże, czy to był tylko przypadek. Zakładam słuchawki i ruszam. W uszach brzmią dźwięki "Kawiarenek" i zaczynam się znów rozpływać w muzycznym klimacie. Daleko nie pobiegłam, gdy nagle dwa psy ujadając podbiegły do moich nóg. Nie wierzę, powtórka z "rozrywki", jedynie psy inne a i właściciel z nimi jest, tylko, na litość Pańską, dlaczego nie trzyma ich na smyczy idąc ścieżką dla rowerzystów, rolkarzy, biegaczy i innych ludzi w ruchu?
Mężczyzna uśmiecha się od ucha do ucha i zapewnia:
- One nie gryzą.
Gdyby myśli można było zobaczyć, to pewnie gość miałby niezły pokaz. We mnie się aż zagotowało, ale starałam się trzymać fason.
Też mam psa, niezwykle spokojnego psa, ale zwierzę to zawsze tylko zwierzę i nie ufa mu się do końca. Nawet jeśli mnie pies nie ugryzie, to równie dobrze mogę się o niego potknąć i przewrócić robiąc sobie i jemu krzywdę, o tym, że wypadam z rytmu biegowego już nie wspomnę. Szkoda słów.
To spotkanie wymusiło na mnie przejście w chwilowy marsz. Dalej już spokojnie pobiegłam. W pewnej chwili czuję, że lewy but jest niedowiązany. Szkoda mi jednak zatrzymywać się. To nowe buty, które jeszcze nie są ułożone do mojej stopy, dlatego mogłam się spodziewać że pojawią się kłopoty, ale kto by się takim drobiazgiem przejmował.
Słońce praży niemiłosiernie a asfalt podwaja jeszcze to koszmarne odczucie. Całe szczęście, że flashlask zabrałam ze sobą. Łyk wody z cytryną zdawał się być wybawieniem. Powietrze ciężkie, trudno oddychać. Wtem zerwał się porywisty wiatr.
Oj, nie wróży to niczego dobrego. But nadal nie chce się podporządkować, za to usiłuje pobiec w kierunku przeciwnym do mojego, ale nie zwalniam. Po chwili słońce znów praży.
Kiedy dobiegałam do auta, złowrogie chmury spowiły już prawie całe niebo. Chciałam szybko wrócić do domu, zanim lunie deszcz.
Już w samochodzie poczułam swoją "głupotę", a dobitniej dotarło to do mnie trochę później.
Niby tyle się zna teorii, wie się wszystko, a jak przyjdzie co do czego, to głupota zaczyna górować nad rozumem.
Już wieczorem poczułam, że noga jest mocno "ciężka" a w zgięciu za kolanem mięśnie jakby się skróciły. No to się dorobiłam.
W ruch poszło Fastum. Przypomniało mi się, że mam też maść na krowie wymiona zwaną Euterogel. Tak, tak, to dokładnie taka maść. Można ją kupić w pobliskiej mleczarni a potrafi czasem zdziałać cuda.
Ech, moja bezmyślność, a wystarczyło tylko poprawić sznurowadło i pamiętać, że po biegu koniecznie trzeba zrobić choć kilka ćwiczeń rozciągających, a ja ... zapomniałam.
Nadszedł piątek. Nogę jeszcze trochę czuję, ale nie jest źle. Nie boli, po prostu czuję lekki dyskomfort. Myślę, że mogę trochę potruchtać. W planie mam 35cio minutowy bieg w trzecim zakresie tętna, przy czym w tym czasie zawarta jest rozgrzewka i schłodzenie. Samego biegu nie jest wiele, więc chyba mogę sobie pozwolić na taką aktywność. W sumie najlepiej byłoby pójść na basen, ale od czasu jak jeden z nich zamknęli do remontu, to drugi jest tak oblegany, że ludzie siedzą sobie wręcz na głowach. Marna przyjemność a i użyteczność żadna.
Spróbuję pobiec, najwyżej zaliczę spacer jeśli cokolwiek poczuję, że jest nie tak.
Jakoś dziwnie się dzisiaj czuję. Strasznie mi się nigdzie nie chce iść, mam wrażenie, że walczę z powietrzem. No tak, to kolejna noc w której niedosypiam. Nie pamiętam już kiedy udało mi się przespać więcej niż 5 godzin, ale ja tak funkcjonuję od lat, więc w czym problem? Pewnie w moim lenistwie.
Usiłuję postawić się do pionu. Otwieram szafę i ...
Nawet nie wiem kiedy położyłam się i zasnęłam. Nie dałam jednak rady, byłam zbyt zmęczona. Po dwóch godzinach wstałam niczym nowonarodzona. W głowie pojawiła mi się myśl. Może by tak pójść pobiegać?
Rozum jednak podpowiada:
-Zaparz sobie kawę, usiądź przed telewizorem a jak chcesz, to co najwyżej idź z psem na spacer. Dziś dzień totalnego odpoczynku dla ciebie.
Pomyślałam, że w takim razie może chociaż poćwiczę, jakiś trening core, czy choćby rozciąganie dynamiczne.
-Nie, nie tym razem - przekonuje zdrowy rozsądek, odpuść.
Tym razem posłuchałam. Jutro też jest dzień, jutro pobiegam. Organizm upomniał się o swoje.
Gdy tak patrzę na przegląd tygodnia, to z perspektywy czasu, mogę z całą pewnością powiedzieć, że gdyby głupota miała skrzydła, to oglądałabym moje miasto rodzinne z perspektywy lotu ptaka.