Plan WOLNE
Praca i szybko po na lotnisko do Lizbony.
10.03.2018
Plan WOLNE
Już tutaj tylko aklimatyzacja. Ruszyliśmy po odbiór pakietów i akurat wtedy dostaliśmy SMS o zmianie trasy - ze względu na bardzo mocny wiatr i podmuchy przekraczające 80km/h zmieniono miejsce startu - ale tak zmieniono, że całe pierwsze 6 km było w zupełnie innym miejscu. A co najgorsze nigdzie nie pokazano NOWEJ alternatywnej trasy :D To był pierwszy cyrk organizacyjny. Jedynie info, gdzie podcjechać metrem i wio - nawet nie było opisane jak z miejsca od którego mamy być mamy do startu etc.
Zaczęło się zapowiadać średnio. Cały wieczór głównym temate rozmowy było jak sobie poradzimy z tym koszmarnym wiatrem, jak się później okazało to było najmniejsze zmartwienie :D
11.03.2018
Plan Lisboa Halfmarathon
Wstałem całkiem wcześnie jak na mnie około godz. 7:30. I na spokojnei zaczął się rytuał przygotowawczy (w moim niezmienne jest jedno 3-4 wizyty w toalecie :D). Jakieś bułki z nutellą, kawa i zerkanie za okno jak z pogodą. Postanowiliśmy zebrać się o 9:40. Dojazd na miejsce startu to 20min, więc spokojnie będzie jeszcze 30min na lekkie roztruchtanie i ustawienie się na starcie... nic bardziej mylnego!
Gdy dojechaliśmy na miejsce to nawet nei było wpierw wiadomo gdzie iść, zero informacji, tragedia. W pierwszej kolejności zaczęliśmy szukać toi-toi'a i teraz nie ściemniam na ponad 10tyś uczestników toalet było MNIEJ! niż 20, do tego rozrzucone co 100-200m. Ale u chłopaka to jeszcze nie taki problem w końcu można potrzebę jakoś załatwić bez toalety. Najgorsze miało nadejść.
A to był brak wyraźnego zaznaczenia strefy startowej - najlepsze to, że do samej linii startu były prawie 2km (oczywiście na EXPO nikt o tym nie informował). Strefy czasowe nie istniało, to samo pacemakerzy (jak oni mają Golden Label to ja nie wiem

Będąc już i tak bardzo wku..., że trzeba zaraz się przecisnąć przez prawie 10tyś ludzi przed nami idąc i wypatrująć startu, niechcący go PRZEKROCZYLIŚMY :D. Aż się musielismy zastanowić czy to na bank start, bo obok nas ludzie dalej sobie maszerują. Tu się też rozstaliśmy.
Ruszyłem z werwą tyle po ile miałem biec (3:47min/km) i tyle na ile pozwalali ludzie przede mną (6:00min/km). Niestety pokrzykiwanie left/right nie pomagało. Były miejsca gdzie całkowicie musiałem przystanąć. Ale nic to nie chciałem jeszcze kłaść biegu. Chciałem zobaczyć ile straty będzie na 1.... 5km - bo do piątego nawet nie widziałem znaczników kilometrów :D Które dodatkowo były po jednej stronie autostraty i do tego bardzo malutkie.
5tkę przebiegam w 19:52! Ja pi.... jaki byłem zły, zwłaszcza, że kosztowała mnie ona sporo (były i ciągi z tempem 3:20 by tylko jak najmniej stracić jak się widziało dłulższy kawałek 'tunelu' między ludźmi - najszybszy z całej trasy 5km wszedł po 3:33min/km).
Mimo to dalej wierzyłem, że jak nie 1:18-19 to może chociaż cokolwiek da się urwać z życiówki. Postanowiłem powalczyć do kolejnego znacznika 5tki.
Kolejne 5km i tam dalej koszmar 19:33. Tutaj oficjalniej położyłem bieg. Jak jeszcze wcześniej się jakoś łudziłem tu już byłem pewien, że nic nie da się zrobić, zwłaszcza, że teraz zaczynało się najgorsze 7km - pod wiatr wzdłuż wybrzeża.
Nigdy mi tak nie wiało w twarz, NIGDY. Stawiało do pionu niesamowicie. Jeszcze pierwsze 2km jakoś to szło (aż wróciły wspomnienia z jednego z maratonów Orlenu gdy wybiegało się z Natolina w kierunku północnym) ale jak zaczęły się podmuchy to tempo potrafiło spadać nawet pod 4:20min/km. Zło straszliwe. I niestety trwało cały czas aż do nawrotu na 17km.
Już tam było dawno bez walki i jazda na pulsie w okolicach 160-165 (taki mocniejszy ciągły). Jedyne co chciałem to utrzymać śr. prędkość w okolicy 4:00min/km jaką będe miał w W-wie.
Wpadam na metę z 1:25:15, przechodzę belkę i tyle. W środku niesamowity wkurw. Człowiek tyle leciał i szykował się a tutaj takie coś. Reszta dnia to jedno wielkie zdenerwowanie, marudzenie i próba zapicia tego ichniejszym piwem (którego na mecie też nie ma, ehh jak przypomnę sobie ile tego było w Walencji :D).
Ogólnie organizacyjna masarka, nie przypominam sobie bym gdzieś biegł bym miał gorsze odczucia niż w Lizbonie. Miasto śliczne, turystycznie jak najbardziej warto zwiedzić. Trasa biegu sama w sobie też super, nawet pomimo tej zmiany. Ale sam półmaraton NIGDY WIĘCEJ.
Już miał być w głowie tylko Boston i następujący po nim Orlen ale nie chcę tego tak zostawić, tak bez walki. Chciałbym chociaż wiedzieć, gdzie jestem z formą, dlatego w najbliższą niedzielę atakuję Półmaraton Marzanny. Zamiast wypoczynku lecę cały czas z treningiem. Oby Kraków był łaskawszy (pamiętam połówkę jesienną w mieście smoka i bardzo ją sobie chwalę oby teraz było podobnie

12.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 12x 200(35sek)/200 trucht + 2km easy
Oj nie powiem by mi się super zbierało na ten trening. Człowiek zmęczony, rano samolot, potem prosto do pracy i z pracy prosto do domu przebrać się i na rytmy. Nie chciało się strasznie, jedynie chyba wyciągnęła mnie złość na Lizbonę.
Wgrałem trening w gremlina, bo wiedziałem, że będe robił na bulwarach po nocy, a nie chciałem samemu tego kontrolować na tak krótkich odcinakch.
Wpierw miałęm 3.5km roztruchtania i dobiegu na miejsce, wyszło to lekko i przyjemnie po 4:37min/km. Następnie zegarek piknał i biegałem wsłuchując się jedyeni w jego wibracje - nie chciałem kontrolować za bardzo tempa, założyłem, że będe biegł mocno ale nie w trupa i to co wyskoczy to będzie, szło tak:
0:34.7 / 1:20.6
0:33.2 / 1:21.7
0:35.0 / 1:21.4
0:34.0 / 1:21.0
0:33.9 / 1:26.8
0:35.1 / 1:25.6
0:34.2 / 1:30.0 (tutaj myślałem czy nie skończyć jednak treningu bo od 3 powtórzeń zaczął pobolewać mięsień płaszczkowaty, ten któy mam naderwany w prawej nodze, ale później się jakoś trzymał, więc kontynuowałem)
0:32.7 / 1:24.8
0:32.2 / 1:23.4
0:33.3 / 1:25.8
0:33.1 / 1:29.9
0:32.9 / 1:22.8
Po rytmach tak samo jak na początku 3.5km schłodzenia i powrotu do domu, wyszło to po 5:30min/km.
Ciężko szło, ale ja zawsze się mocno męczę na szybkich odcinkach, a dodatkowo to zmęczenie i zapewne Lizbona, która mimo, że nie w trupa to swoje musiała odcisnąć. Jednak zawodolony jestem, że się zmobilizowałem i to zrobiłem, bo wiedziałem, że będzie boleć.
Dzisiaj czeka 14km BNP. Pewnie też wieczorem i tym razem zrobię to w lekkim krosie po ścieżce wiślanej. Jutro zaś kilometrówki i zoabczymy co one powiedzą (te na bank będe robił na Agrykoli).