Kangoor5 pisze:Czytałem w poniedziałek w gazecie, że to były "najbardziej mordercze zawody sportowe w Polsce" bo musieli przebiec 12 km, w tym wbiec na jakąś górkę w błocie
Tego typu napinka to chyba główny powód, dla którego nie biorę w tym udziału.
Dobry tekst, najbardziej mordercze :P
Ale przecież 12km to taaak duuużo
Widzę, że przez ostatnie parę lat sporo się zmieniło........ I nie powiedziałabym, że to pozytywne zmiany.....
Jarlaxle pisze:Zostałem raz obdarowany darmowymi wejściówkami na taką imprezę i skorzystałem żeby zobaczyć to z bliska.
Odniosłem takie wrażenie jak kilku moich przedmówców. Duża dominacja "karków" z siłowni, choć nie tylko. Przed startem różne scenki ludzie wcinają białko, zagryzając to bananem, popijając izotonikiem i dorzucając do tego różne inne, nie znane mi bliżej substancje
I ten wspominany wcześniej fejm, jacy to oni wszyscy nie są twardzi, niepokonani (organizatorzy też mocno pompują taki wizerunek). Na miejscu nic specjalnego, tor przeszkód - raczej bezproblemowy dla zdrowego, młodego człowieka. Dzieci na placach zabaw nie takie rzeczy robią/robiły? i twardzielami się nie nazywają
Natomiast ludzie zrazili mnie bardzo, z jednej strony widzimy te sweet focie z motywacyjnymi hasłami. A na miejscu rzesze ludzi oszukujących na przeszkodach, tyle samo oszukujących lub pomijających karne ćwiczenia, za nie pokonanie przeszkody.
Nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale powyższych przypadków było więcej niż mniej.
Logistycznie również słabo, choć tu organizator broni się, że różnego rodzaju mankamenty nie powinny przeszkadzać takim twardzielom :P
Ale były też elementy, które chyba nie powinny mieć miejsca np. 15 minutowa kolejka do przeszkody, gdzie była kumulacja osób z dwóch wcześniejszych serii. Pomiar czasu też był ciekawy, rozbieżności nawet kilkunastominutowe do tego co ludzie mieli na zegarkach.
Jeśli kiedykolwiek wrócę na taką trasę, to tylko po to żeby pokazać, że zwykła chudzina może taki bieg wygrać bez problemu.
Jeśli ktoś chce z sentymentem wrócić do dzieciństwa i potaplać się w błocie to polecam
+1
Niech sie chłopaki z siłowni w to bawią, mi to nie przeszkadza. No i niech sie nazywają "twardzielami"... tacy z siłowni za takie hasła chętnie płacą i 60 Euro startowe.
Mój kolega wkręcił się w takie imprezy tyle, że:
1. To nie jest bieg (może dla pierwszych 50 osób), bo szanowny kolega mówi, że po przeszkodach jest tak zmęczony, że między nimi odpoczywa idąc i tak robi zdecydowana większość uczestników tego "biegu"
2. Żeby przejść przez przeszkodę musi bardzo często czekać, bo akurat ktoś "zawisł" i nie może przejść, więc mierzenie czasu jest idiotyczne.
3. Jeśli nie możesz uporać się z przeszkodą, to... możesz ją ominąć robiąc "za karę" 10 burpees. Chore!
4. Są różne powody dla których ludzie biorą w tym udział, ale wstawienie foci na fejsa jest niemalże obowiązkiem. Jednak w tym punkcie trzeba dodać, że ta smutna tendencja pojawia się w biegach - jakieś debilne przebieranki za pszczółkę Maję i idiotyczne konkursy, a później wstawianie tego na insta, snapy i co tam jeszcze istnieje. Smutne, ale organizatorzy muszą zarobić na "Januszach" biegów.
Uważam, że takie imprezy nie powinny być nazywane biegami, bo większość ludzi tam nie biegnie. Fejm po skończeniu takiej imprezy jest dozgonny, podobnie jak ukończenie maratonu (nieważne, że 90% się przeszło i zakończyło "bieg" po 7 godzinach). Rozumiem to, ale jest mi przykro, bo ludzie, którzy biegają sprinty lub biegi średnie albo 5, 10km na bardzo dobrym poziomie w mniemaniu społeczeństwa są cieniasami i dziwakami, bo przecież to pikuś w porównaniu z prawdziwym wyzwaniem, jakim jest runmagedon.
Ostatnio modnym tematem jest himalaizm. Jest różnica w wejściu zimą, samemu na Mt. Everest, a zostać wciągniętym na linach przez Szerpów, którzy targali cały sprzęt, prawda? Jeden przygotowywał się kilka lat, zdobywając dziesiątki cztero, pięcio, szcześcio i siedmiotysięczników, a drugi dużo zapłacił i przerwał urlop na Malediwach, żeby wybrać się w góry. Chociaż jeden i drugi może pochwalić się zdobyciem najwyższego szczytu świata, to sposób, w jaki to zrobili, doskonale obrazuje sytuację w biegach w czasach obecnych.
1. nienawidzę błota
2. boję się kontuzji
3. nie lubię ludzkiej masy
Teraz nieco dłużej: dziwią mnie trochę niektóre nieco przejaskrawione w tonie komentarze, które wskazują na to, że są to "imprezy dla karków", "fejm, że twardzi i niepokonani", "sweet focie" etc. Biegi z przeszkodami to mniej lub bardziej poważna zabawa, tak samo mniej lub bardziej poważna, jak górskie biegi/"biegi" ultra dla dużej części uczestników biorących udział w tego typu zmaganiach. Mogę się częściowo zgodzić co do "karków", chociaż podczas takiego np. Rzeźnika także widziałem kilka ludzików Michelin. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie: czy podczas biegów i "biegów" ultra nie robi się sweet foci, czy z takich zawodów nie ma relacji, z których wynika, jak to było hardkorowo, "pionowo i w ogóle"? Czyż nie jest tak, że "bieg z tradycją najtrudniejszego jednodniowego biegu organizowanego w Polsce, integrujący środowiska biegaczy ekstremalnych" można kończyć w 16 h (nieco żwawsze tempo od tempa ambitnego turysty z zacięciem), a uczestnicy znajdujący się w ogonie tego biegu to "twardzi i niepokonani" zawodnicy w odzieży technicznej, którzy przerzucają się na trasie bon motami w stylu "ból jest tymczasowy, a chwała trwa wiecznie"? Moda na sport jest bardzo zauważalna, zarówno w ramach wszelkich Runmaggedonów, jak i wyścigów górskich znajdziesz osobników, którzy są trochę karykaturalni, ale znajdziesz także prawdziwych sportowców - niech mi ktoś spróbuje powiedzieć, że zwycięzca biegu z przeszkodami nie ma nic wspólnego ze sportem. Zgadzam się, bombardowanie epitetami o "ekstremalności" w przypadku zawodów z przeszkodami często jest przesadą, ale nie da się ukryć, że w świecie zawodów górskich tego typu retoryka też jest spotykana.
Na koniec pytanie, co ma mniej wspólnego z bieganiem: Tromso Skyrace czy Runmageddon (nie brałem udziału w żadnej z imprez, więc pytam prawie poważnie)?
Ostatnio zmieniony 29 mar 2018, 10:37 przez mam_platfusa, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie brałem udziału i raczej nie wezmę. Choć byłem żołnierzem i taplanie się w błocie czy bieganie po OSFie to była codzienność tak takie "biegi" do mnie nie przemawiają.
Jakby nazywali od początku imprezy tego typu np. tor przeszkód 10 km czy tor sprawnościowy 5 km, może bym inaczej na to patrzył.
Jak już ktoś tu wspomniał o "morderczych" biegach to wybrałbym IronRun w Krynicy, można się pościągać i nieźle zmęczyć
Nie przeszkadza mi jednak to, że coś takiego istnieje - jak ktoś chce, to weźmie w tym udział i tyle, jego sprawa.
Ja nie mam zamiaru, już się "natyrałem" w gorszych warunkach i w zdecydowanie dłuższym czasie
nie lubię biegów przeszkodowych - zwyczajnie, indywidualnie, osobiście, organicznie. nie wziąłbym w nich udziału, nie interesują mnie zupełnie.
nie lubię też biegów na bieżni - latanie w kółko jak chomik nie interesuje mnie ani trochę bardziej niż czołganie się w błocie pod drutem kolczastym przy dźwiękach wystrzałów puszczonych z taśmy.
ale nigdy, przenigdy nie przyszłoby mi do głowy deprecjonować wysiłku jakiejkolwiek osoby biorącej udział w tych imprezach. to, że samemu mnie do nich nie ciągnie nie mówi kompletnie nic o ich wartości. jestem święcie przekonany, że mnóstwo ludzi czerpie z tego frajdę. wielu osobom takie imprezy pomogły zbudować kondycję, odzyskać zdrowie, wyjść z nałogu itd.
a niektórzy pewnie zwyczajnie to lubią, po prostu.
byłbym kompletnym chamem zżymając się na (jakiekolwiek) imprezy w ogóle.
ktoś inny mógłby to samo napisać o biegach ulicznych albo o górskich ultra, które ja osobiście uwielbiam.
a że ludzie robią sobie fotki, przebierają się, robią sobie jaja albo poklepują się po wirtualnych plecach? a w czym to komu przeszkadza? czy mnie się dzieje z tego powodu krzywda?
a że ludziom biegi uliczne wydają się nudne? i co z tego? mam ich nawracać i tłumaczyć, że to ich "zachwyca", tylko jeszcze tego nie wiedzą? litości.
@Adam,
ale nie chodzi o to, że ktoś czasem nie biegnie, ale o to, że ktoś nie biegnie w ogóle. Mój kolega opowiada mi dużo o tych imprezach i on jeszcze nigdy (poza startem) nie biegł! Uwierz, nie jest on odosobnionym przypadkiem, wręcz przeciwnie. Dlatego uważam, że nie powinno nazywać się to biegiem.
@Qba
po to jest dyskusja, żeby ktoś mógł się wypowiedzieć. Jeśli mi się to nie podoba, to tak powiem. Mi nie wolno krytykować imprezy, a Tobie wolno krytykować tych, co mają inne zdanie.
Zapewne pomogło to wielu osobom wstać z fotela i coś zrobić, niech takie imprezy istnieją, niech ludzie się chwalą w mediach społecznościowych, ale ja widzę problem gdzie indziej. Problem jest w utożsamianiu biegania z cyrkiem. Nie lubię biegów ulicznych, ale czasami zdarzy mi się wystartować jako miernik formy, ale jak widzę kogoś, kto chce przebiec maraton po miesiącu biegania z trzydziestokilogramową nadwagą i tempem na 7 godzin, gdzie większość trasy przejdzie, to mi wstyd. Gdy widzę Panią ubraną na biało z białą parasolką w ręce wstrzymującą całe miasto, bo limit maratonu to 6 godzin, a ona biegnie 8, to mi wstyd. Gdy widzę fajną imprezę biegową na 5 lub 10km, gdzie połowa startujących przebrała się za wspomniane pszczółki Maje i inne Batmany, to mi wstyd. Gdy widzę "bieg" przeszkodowy, gdzie się idzie i nie trzeba przejść przeszkód, ale dostanie się medal, to mi wstyd. Wstydzę nazywać się biegaczem i nie chcę identyfikować się z ww. grupami, ale chcąc nie chcąc jestem wrzucany do tego samego worka. Moim, powtarzam MOIM zdaniem taki cyrk to obraza.
Kiedyś w zawodach startowali ludzie, którzy się do nich przygotowali. Nie mówię, że trzeba wygrać taki bieg, ale przynajmniej prezentować jakiś poziom. Nie chcę się bawić w liczby, ale jeśli ktoś nigdy w życiu nie przebiegł 10km, a startuje w półmaratonie i kończy go po 4 godzinach, to po cholerę startuje? Znam taką osobę! Wszyscy szukają dróg na skróty, uznania na fejsie i bycia cool. Poćwicz, biegaj, trenuj i wróć, jak Twój poziom będzie przypominał poziom biegacza amatora. Mój kolega startuje w biegach z przeszkodami na dystansie np. 8km, a nigdy nie przebiegł 5km bez przerwy!
Resumując - tak, dzieje się krzywda. Ja czuję się pokrzywdzony.
bardzo ci współczuję, ale moim zdaniem to Twój problem, a nie wszystkich tych osób. Jeśli się tak bardzo wstydzisz, to przestań się nazywać i biegaczem albo przestań biegać.
Ja też biegam i nawet czasami staram się trenować. Biorę udział w części tych imprez, o których piszesz i "startuję" obok ludzi, którzy powodują twój wstyd. I wiesz co? Mnie oni nie obrażają, nie czuję wstydu.
oczyma duszy widzę oświadczenie organizatora takiego biegu przeszkodowego:
"na prośbę pewnych środowisk rezygnujemy z określenia "bieg" na nasze zawody i zamieniamy je na "(miejscami) szybki marsz z przestojami". Jednocześnie zaprzeczamy plotce, jakoby ukończenie naszej imprezy dawało podstawy do dumy czy satysfakcji. W razie wątpliwości prosimy przyjrzeć się pracy (powstań!) Lekkoatletów (spocznij) - ci to mają gorzej i trudniej. Chwała im, hańba nam. Zapraszamy za rok na jeszcze gorsze i mniej znaczące zawody!"
Karlito pisze:Nie lubię biegów ulicznych, ale czasami zdarzy mi się wystartować jako miernik formy, ale jak widzę kogoś, kto chce przebiec maraton po miesiącu biegania z trzydziestokilogramową nadwagą i tempem na 7 godzin, gdzie większość trasy przejdzie, to mi wstyd. Gdy widzę Panią ubraną na biało z białą parasolką w ręce wstrzymującą całe miasto, bo limit maratonu to 6 godzin, a ona biegnie 8, to mi wstyd. Gdy widzę fajną imprezę biegową na 5 lub 10km, gdzie połowa startujących przebrała się za wspomniane pszczółki Maje i inne Batmany, to mi wstyd. Gdy widzę "bieg" przeszkodowy, gdzie się idzie i nie trzeba przejść przeszkód, ale dostanie się medal, to mi wstyd. Wstydzę nazywać się biegaczem i nie chcę identyfikować się z ww. grupami, ale chcąc nie chcąc jestem wrzucany do tego samego worka. Moim, powtarzam MOIM zdaniem taki cyrk to obraza.
Kiedyś w zawodach startowali ludzie, którzy się do nich przygotowali. Nie mówię, że trzeba wygrać taki bieg, ale przynajmniej prezentować jakiś poziom. Nie chcę się bawić w liczby, ale jeśli ktoś nigdy w życiu nie przebiegł 10km, a startuje w półmaratonie i kończy go po 4 godzinach, to po cholerę startuje? Znam taką osobę! Wszyscy szukają dróg na skróty, uznania na fejsie i bycia cool. Poćwicz, biegaj, trenuj i wróć, jak Twój poziom będzie przypominał poziom biegacza amatora. Mój kolega startuje w biegach z przeszkodami na dystansie np. 8km, a nigdy nie przebiegł 5km bez przerwy!
Resumując - tak, dzieje się krzywda. Ja czuję się pokrzywdzony.
Mam dla Ciebie radę: napisz do organizatorów wspomnianych przez Ciebie zawodów z prośbą, aby zmienili regulamin, zaostrzyli limity i dopuszczali do startu zawodników w odzieży stricte sportowej! A jeśli się nie zgodzą - sam zorganizuj takie zawody.
EDIT: z postu Karlita wynika, że niektórzy są żywotnie zainteresowani sformułowaniem precyzyjnej definicji biegacza. APELUJĘ zatem to wszystkich środowisk opiniotwórczych związanych z bieganiem, do wszystkich związków na szczeblu krajowym, wojewódzkim i lokalnym, do kół biegaczy-amatorów, do organizacji biegowych, do dziennikarzy i blogerów biegowych o jak najszybsze rozpoczęcie pogłębionej dyskusji, której owocem będzie nie podlegająca żadnym wątpliwościom definicja biegacza. Jedynie osoby spełniające WSZYSTKIE kryteria wyznaczone w ramach definicji będą miały prawo do startowania w zawodach na terenie Rzeczpospolitej Polskiej, co zapobiegnie dalszej fali sromotnego wstydu, z jaką muszą borykać się BIEGACZE.
EDIT 2: dziś zgłoszę wniosek do Międzynarodowego Biura Miar i Wag, BIPM (fr. Bureau international des poids et mesures) o natychmiastowe wprowadzenie nowej jednostki miary, którą będzie się mierzyć PRAWDZIWOŚĆ BIEGACZA. Następnie ustalimy limit, powyżej którego dana zawodniczka/dany zawodnik może być określana/y PRAWDZIWYM BIEGACZEM.
Każdy ma swoją wrażliwość i swoje potrzeby. Jak ktoś się maluje, przebiera, to jego sprawa.
Często takie osoby są z różnych stowarzyszeń i biegną mając jakiś cel/akcję charytatywną.
Nawet wśród zawodowych zawodników/zawodniczek zdarzają się osoby, które lubią coś wyeksponować, zaznaczyć swoim ubiorem, wyglądem, fryzurą.
Coś malują na swoim ciele, pojawiają się ekstrawaganckie fryzury, wymowne tatuaże (też zmywalne), zakładają dwa różne buty, itp. - oczywiście wszystko tak, by nie naruszyć regulaminu mistrzostw, olimpiady, itp.
We wszystkim powinien być zachowany pewien umiar (albo wykazywania rozumu a tego często brakuje według mnie).
To jak szybko ktoś biegnie, jaki bieg wybiera, w jakim stroju leci i czy biegnie dla szczytnej sprawy, na wynik czy dla fotki to jego sprawa. I mi to obojętne.
Ale przez modę na bieganie, masowość biegów (ilość startujących) pewien upadek "obyczajów" nastąpił i tego nie ma co kryć. Dużo osób startujących mało zainteresowana jest biegiem a bardziej otoczką, polansowaniem się itp. i przeszkadza niestety innym.
Minionej zimy biegałem już kolejny raz w City Trailu (ale to i widać na wielu innych biegach). W strefie startowej - spotkanie towarzyskie. Gadają, fotki robią. Nie słychać nic co podają organizatorzy... Strefy startowe wydzielone (start co minutę) a za każdym razem lecąc z swojej (wolnej żeby nie było ) doganiam i muszę wyprzedzać chmarę narodu którego teoretycznie nie powinienem spotkać już na trasie.
Jak ktoś chce po prostu się pokazać, pogadać ze znajomymi ok, tylko czemu utrudnia przy tym bieg innym.
Quba! Juz mi ciebie tu brakowało (oczywiście nic nie zrozumiałem) !
Nareszcie występuje ktoś w obronie tych wspaniałych, przepięknych, najmocniejszych, gigantów sportowych, przy których wojownicy ze Sparty (te 300!) sa po prostu cieniarzami i mogą brać tylko przykład. Tak!!! Takie fotki na Instagram i Facebook to by chciał nawet Tramp! Ja tez podziwiam. Moj sąsiad tez ma taki dyplomik *grrr*zazdrość*
Szkoda ze ja wyglądam jak szkielet w gabinecie lekarskim i nie moge brać udziału... no, nie dam rady! Szkoda.