Pierwszy raz od dawna zgadzam się z Tomkiem Peisertem:
To kolejny przykład skrajnej głupoty polskich organizatorów, którzy systematycznie rzucają kości niezgody pomiędzy zawodników poprzez wprowadzanie wygórowanych nagród finansowych. To doskonały przykład na to, że biegowa walka o pieniądze wypacza ideę sportowej rywalizacji
Od dawna obserwuję, że pieniądze wypaczają ideę sportu a wielkie pieniądze wypaczają ją bardzo*. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego organizatorzy jakichś biegów na kilkanaście km w Pierdzikowicach Górnych upierają się, żeby koniecznie wręczać nagrody finansowe. Czy oni myślą, że wręczając 1,1 tys zł będą bardziej podobni do Maratonu Bostońskiego, w którym nagrodą jest 150 tys USD? Sami się proszą o wizyty przeciętnych zawodników międzynarodowych grup biegowych, a potem wymyślają niedorzeczne regulaminy żeby się ich pozbyć. Skoro twierdzą, że chcą wspierać jakichś obiecujących lokalnych zawodników, to dlaczego nie przyznają im po prostu stypendiów? Dla porównania, we wsi z której pochodzę jest organizowany bieg, w którym prawie że nie ma nagród (chyba jakiś kupon do dekatlona), a z którego całe wpisowe jest przeznaczone na organizację charytatywną. Liczba zapisanych w pierwszym tygodniu przekracza liczbę mieszkańców a zapisują się i tacy, których o udział w życiu bym nie podejrzewał. Da się i bez udziału zawodowców, i bez niedorzecznych regulaminów, i z sukcesem, i z pożytkiem dla innych. W sąsiednim mieście już niestety jest inaczej.
* - czego najlepszym dowodem są słowa jednego z wiceprezesów jednego z największych klubów piłkarskich świata do przedstawicieli firmy świadczącej usługi na jej rzecz: "Czy wiecie, czym jest nasz klub? Nasz klub jest globalnym przedsiębiorstwem rozrywkowym"