Zawody - II Bieg Po Choinkę - leśnictwo Orło k. Ostrowi Mazowieckiej.
3 kółka po około 5,07-5,08 km, tak przynajmniej wychodzi z Garmina. Przeglądając mapę widzę, że ewentualne odchyłki mogłyby być w stronę "było nawet więcej" - ale to był las i kilka zakrętów po 90 i więcej stopni. Mniejsza o dokładność do milimetra.
Jak pisałem w poprzednim poście - czułem w piątek, że noga kręci się dość lekko, że może być fajnie. I tak też było - jako sprawdzian aktualnej formy "tlenowej" wiem, że jest bardzo dobrze. W końcowej fazie wyścigu czułem bardziej zmęczenie mięśniowe aniżeli żeby mi tlenu brakowało na danym tempie.
Bardzo ciekawe doświadczenie dla głowy - zaraz po starcie uformowała się czteroosobowa czołówka, która szybko się oderwała (skończyli poniżej godziny). Potem była mała grupa 3-4 osób w której byłem ja. Jeden chłopaczek miał za zadanie treningowe przebiec mocno 5 km, więc po pierwszym kole zostaliśmy we trzech. Po drugim kole zostaliśmy tylko we dwóch - przez 10 km miałem gościa na plecach. Cały czas słyszałem jak sapał, zmianę dał może na kilometr. Wiedziałem, że jest mu ciężko. Mi też zaczęło być około 12 kilometra. 13. kilometr był najwolniejszy i najtrudniejszy (ogólnie na 3, 8 i 13 km - czyli na tym samym odcinku - biegłem najwolniejsze kilometry, pozostałe całkiem nieźle, większość poniżej 4:10/km. Ten odcinek był lekko pod górę, widać to było i czuć było w nogach). Wiedziałem, że jeśli przeciwnik by zaatakował w tym momencie to mi odjeżdża, bo nie miałem siły. A gdyby odjechał - pewnie bym za specjalnie nie gonił, bo za plecami daleko nikogo nie było. Jakiś diabełek mi podpowiadał "puść go, powiedz żeby leciał bo nie dasz już rady", żeby za chwilę druga strona odpowiadała "nie świruj, nie daj znać po sobie że też Ci ciężko, może on też zdycha i chce na końcowych metrach zaatakować - a to przecież Twoja mocna strona". Serio - rozmowa schizofrenika.
Dojechałem z takim wewnętrznymi rozmowami do 14,6 km i teraz być albo nie być - zaatakowałem (aż poczułem takie śmieszne uderzenie adrenaliny (?) - nie wiem czego, ale tak dziwnie się poczułem). Przyśpieszenie do 3:45/km, 3:10 i ... odjeżdżam. Fizycznie i od przeciwnika. Zrobiłem to za wcześniej, bo dystans był trochę dłuższy, ale miałem na tyle farta, że przeciwnik leciał na oparach i nie miał siły odpowiedzieć. Jak zobaczyłem, że odjechałem na 30-40 metrów, zwolniłem nieco żebym mógł ewentualnie jeszcze raz zaatakować na ostatniej prostej. Nie dobiegłbym w tym tempie, nogi już były jak nie moje. To zwolnienie to i tak 3:35. Zerknąłem do tyłu, zobaczyłem, że jednak próbuje coś ugrać - ja znowu do 3:10 i przeciwnik odpuścił - dokończyłem ostatnie 200 metrów w 3:40/km.
Efekt? 5. miejsce Open. Choinka w nagrodę. Choinka i dobre doświadczenie - nie tylko fizyczne, ale i mentalne.
- 15,25 km / 1:03:18 / śr. tempo 4:09/km