No nie wiem. Mam nagranie Modelki z 2015 roku (z bieżni mechanicznej) i tam biega bardzo ładnie, nie wygląda na zawodniczkę, która miałaby problem z 23 minutami. Mogę pokazac to nagranie? Modelka się nie obrazi?yacool pisze:Co roku biega piątkę w Pradze na trudnej trasie. Z 23 minut zeszła na 21 w tym sezonie. Kilometraż tygodniowy to 20-25km. Typowo amatorskie uprawianie biegania w wolnej chwili.
Biegowy Trening funkcjonalny
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12835
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Możesz wrzucić. To nie jest żadna tajemnica. Ja jednak mam mniej entuzjastyczne zdanie o tamtym biegu.
----------------------
Poniżej pozwoliłem sobie wstawić fragment prywatnej korespondencji z biegaczem, który opisał bardzo ciekawą historię pewnego pianisty. Temat odległy od biegania, ale pojawia się w nim coś na co czekam właśnie w odniesieniu do filozofii treningu biegowego.
----------------------
Poniżej pozwoliłem sobie wstawić fragment prywatnej korespondencji z biegaczem, który opisał bardzo ciekawą historię pewnego pianisty. Temat odległy od biegania, ale pojawia się w nim coś na co czekam właśnie w odniesieniu do filozofii treningu biegowego.
Z ciekawostek to ostatnio zgadałem się z moim kuzynem który jest zawodowym pianistą i powiedział mi, że nowa szkoła grania jest na zasadzie korzystania ze sprężystości a nie naciskania klawiszy palcami pod wpływem pracy mięśni. I że ta sprężystość idzie jakby z całego ramienia a nie z samych palców.
Powiedział mi, że zajęło mu 10 lat przestawienie się na „sprężystą technikę” grania bo był uczony po staremu ale warto było bo jest zupełnie inne brzmienie i praca ramion. Podobno najwięksi wymiatacze na świecie tak właśnie grają.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 6
- Rejestracja: 19 sty 2015, 15:21
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
...tylko, że technika w muzyce to nie wszystko i tak zwani wymiatacze (jak to ująłeś), w większości wypadków, pomimo biegłości technicznej, nie będą nigdy wybitnymi pianistami (muzykami); co najwyżej odtwórcami.
Aby być prawdziwym muzykiem, trzeba mieć przede wszystkim "głowę".
Aby być prawdziwym muzykiem, trzeba mieć przede wszystkim "głowę".
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12835
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Nie będę polemizował, bo się nie znam.
Natomiast w tym zawodzie istnieją konkretne kontuzje zmęczeniowe i efektywny sposób wykorzystania swojego ciała ma takie samo znaczenie jak w sporcie.
Natomiast w tym zawodzie istnieją konkretne kontuzje zmęczeniowe i efektywny sposób wykorzystania swojego ciała ma takie samo znaczenie jak w sporcie.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6501
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
A w sporcie to jest inaczej?bananamoon pisze:Aby być prawdziwym muzykiem, trzeba mieć przede wszystkim "głowę".
Na pewnym - wysokim - poziomie, aby zostać tym jedynym - zwycięzcą, też trzeba mieć "głowę", może nawet bardziej, niż mięśnie. Jeśli nie ma się "głowy", to można być bardzo dobrym, ale nie tym najlepszym.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 6
- Rejestracja: 19 sty 2015, 15:21
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Uważam jednak, że porównanie sportu do muzyki w kontekście "sprawnościowym" nie jest najwłaściwsze - obstaję przy swoim.
Można być dobrym (wybitnym) muzykiem bez ponadprzeciętnej techniki, ale z wizjonerskim podejściem do "przekazu".
Nie można być wybitnym sportowcem z "dobrą głową (psychiką)", bez wystarczającego poziomu wytrenowania.
Można być dobrym (wybitnym) muzykiem bez ponadprzeciętnej techniki, ale z wizjonerskim podejściem do "przekazu".
Nie można być wybitnym sportowcem z "dobrą głową (psychiką)", bez wystarczającego poziomu wytrenowania.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12835
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Tu bardziej chodzi o podobieństwo samego mechanizmu działania.
i jeszcze jeden cytatpianista pisze:(...)poprzez odpowiednie ustawianie ręki, rozciąganie jej, jestem w stanie umożliwić zmagazynowanie dodatkowej energii jakby wewnątrz ręki...a potem w jednym momencie jest ona uwalniana, następuje relaks i potem znowu napięcie i magazynowanie itd.
pianista pisze:(...)generalnie najwięcej energii jest uwalniane wtedy, gdy ręka przyjmuje taką formę, poprzez odpowiednie jej rozciągnięcie i ułożenie, że wszystkie miękkie elementy zaczynają być sprężyste - nie usztywnione lecz naciągnięte. Wtedy kumuluje się w nich energia, którą łatwo uwolnić. Nie chodzi tu o same mięśnie a raczej bardzo duży potencjał energetyczny zmagazynowany w rozciągniętych równomiernie częściach składowych ręki. Dłoń wtedy zaczyna stanowić całość.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
odsuwając na bok spory to jest naprawdę niesamowite, że w tak odległej dziedzinie pojawiają się dokładnie te same intuicje.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6501
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Bo myślę, niezależnie od tego, co się robi - czy się biegnie, skacze, tańczy, gra na pianinie, rzeźbi czy cokolwiek innego, trzeba to robić z głębi siebie niejako, wtedy nie walczy się z materią, tylko nasze ciało poddaje się energii, która jest w nas i ją oddaje, czy to poprzez bieg, taniec, czy poprzez grę na instrumencie itp.Qba Krause pisze:odsuwając na bok spory to jest naprawdę niesamowite, że w tak odległej dziedzinie pojawiają się dokładnie te same intuicje.
Tylko ciało nie może tej energii blokować, poprzez różne napięcia, blokady i dysfunkcje.
Nie umiem tego tak ująć, jak zrobiłby to zapewne yacool , ale myślę, że taka jest istota wszelkiego ruchu i wszelkiego działania w ogóle.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12835
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Mi akurat dekadę zajęło ujęcie tego w słowa.
Może poza rzeźbieniem, gromadzenie energii sprężystości sprzyja ruchowi. Muszą jednak zajść okoliczności, w których tkanka zacznie w tak specyficzny sposób działać. Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno. Musi też zajść specyficzna powtarzalność ruchu, żeby dochodziło do ładowania energii i jej oddawania przez tkanki. Wszystko to brzmi elegancko, ale w praktyce jest bardzo trudne do uzyskania i zajmuje lata, co stanowi istotną wadę w dzisiejszym świecie natychmiastowych rozwiązań.
Próby przyspieszenia procesu adaptacyjnego tkanki łącznej do pracy o jakiej myślimy kończą się często problemami. Winny jest tu poniekąd sam trening biegowy, który jesteśmy w stanie wykonywać. Możliwe, że nasze możliwości rosną zbyt szybko do możliwości adaptacyjnych powięzi.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Jeżeli czytam u Shleipa, czy Myersa, że tkanka potrzebuje 4 dni na regenerację, to pójście w tym kierunku, czyli trenowanie z uwzględnieniem tego faktu, bardzo zmienia plan. Może się okazać, że w przygotowaniach do jakiejś imprezy jedynie ostatnie dwa tygodnie tzw. taperowania jest zgodne ze sztuką dobrego balansu pomiędzy akcentem i wypoczynkiem. Trenowanie na pół gwizdka, czy wręcz ćwierć gwizdka zapewne wydłuży czas dochodzenia do wymarzonych wyników, ale w dłuższej perspektywie może dawać lepsze efekty.
Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to bezwzględnie dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.
Może poza rzeźbieniem, gromadzenie energii sprężystości sprzyja ruchowi. Muszą jednak zajść okoliczności, w których tkanka zacznie w tak specyficzny sposób działać. Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno. Musi też zajść specyficzna powtarzalność ruchu, żeby dochodziło do ładowania energii i jej oddawania przez tkanki. Wszystko to brzmi elegancko, ale w praktyce jest bardzo trudne do uzyskania i zajmuje lata, co stanowi istotną wadę w dzisiejszym świecie natychmiastowych rozwiązań.
Próby przyspieszenia procesu adaptacyjnego tkanki łącznej do pracy o jakiej myślimy kończą się często problemami. Winny jest tu poniekąd sam trening biegowy, który jesteśmy w stanie wykonywać. Możliwe, że nasze możliwości rosną zbyt szybko do możliwości adaptacyjnych powięzi.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Jeżeli czytam u Shleipa, czy Myersa, że tkanka potrzebuje 4 dni na regenerację, to pójście w tym kierunku, czyli trenowanie z uwzględnieniem tego faktu, bardzo zmienia plan. Może się okazać, że w przygotowaniach do jakiejś imprezy jedynie ostatnie dwa tygodnie tzw. taperowania jest zgodne ze sztuką dobrego balansu pomiędzy akcentem i wypoczynkiem. Trenowanie na pół gwizdka, czy wręcz ćwierć gwizdka zapewne wydłuży czas dochodzenia do wymarzonych wyników, ale w dłuższej perspektywie może dawać lepsze efekty.
Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to bezwzględnie dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6501
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Ja nawet bardziej miałam na myśli blokady i napięcia w głowie, które przekładają się na napięcia i blokady fizyczne w ciele.yacool pisze: Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Niedawno byłam z koleżanką i jej młodym psem - małym terierem, na placyku na psów . Terier ganiał jak szalony chyba ze dwie godziny, zaczepiał inne psy i w ogóle wydawał się być wulkanem energii. W końcu, gdy już trzeba było iść, przeszedł kawałek po czym położył się na trawie i koniec. Trzeba było psa nieść, bo nic nie mogło go zmusić do zrobienia jednego kroku ...
To akurat norma i niejednemu dłuższa kontuzja czy choroba w osiągnięciu znaczącego progresu pomogła.Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.
Boimy się robić dłuższe przerwy, boimy się bardziej wyluzować, bo boimy się utraty kontroli, wyjścia ze schematu, z rytmu. Sama tak niestety mam i dobrze wiem, że trenowanie jak w kołowrotku prowadzi tylko do wszechstronnej zagłady. Ale, odpuścić jednak trudno.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4962
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Haslo klucz, to "mlodym psem". Dzieci rzadza sie swoimi prawami, czy u ludzi czy u zwierzatbeata pisze:Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Niedawno byłam z koleżanką i jej młodym psem - małym terierem, na placyku na psów . Terier ganiał jak szalony chyba ze dwie godziny, zaczepiał inne psy i w ogóle wydawał się być wulkanem energii. W końcu, gdy już trzeba było iść, przeszedł kawałek po czym położył się na trawie i koniec. Trzeba było psa nieść, bo nic nie mogło go zmusić do zrobienia jednego kroku ...
Dla niego zabawa byla jak najbardziej istotna potrzeba w danej chwili
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6501
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Ja myślę, że dzieci rządzą się tym, co czują. I to jest słowo-klucz.Sikor pisze:Haslo klucz, to "mlodym psem". Dzieci rzadza sie swoimi prawami, czy u ludzi czy u zwierzat
A im jesteśmy starsi, tym bardziej rządzi nami to, co wydaje nam się, że musimy albo powinniśmy.
- Arek Bielsko
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1004
- Rejestracja: 12 wrz 2005, 14:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
ŚWIĘTE SŁOWA!!!yacool pisze:Mi akurat dekadę zajęło ujęcie tego w słowa.
Może poza rzeźbieniem, gromadzenie energii sprężystości sprzyja ruchowi. Muszą jednak zajść okoliczności, w których tkanka zacznie w tak specyficzny sposób działać. Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno. Musi też zajść specyficzna powtarzalność ruchu, żeby dochodziło do ładowania energii i jej oddawania przez tkanki. Wszystko to brzmi elegancko, ale w praktyce jest bardzo trudne do uzyskania i zajmuje lata, co stanowi istotną wadę w dzisiejszym świecie natychmiastowych rozwiązań.
Próby przyspieszenia procesu adaptacyjnego tkanki łącznej do pracy o jakiej myślimy kończą się często problemami. Winny jest tu poniekąd sam trening biegowy, który jesteśmy w stanie wykonywać. Możliwe, że nasze możliwości rosną zbyt szybko do możliwości adaptacyjnych powięzi.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Jeżeli czytam u Shleipa, czy Myersa, że tkanka potrzebuje 4 dni na regenerację, to pójście w tym kierunku, czyli trenowanie z uwzględnieniem tego faktu, bardzo zmienia plan. Może się okazać, że w przygotowaniach do jakiejś imprezy jedynie ostatnie dwa tygodnie tzw. taperowania jest zgodne ze sztuką dobrego balansu pomiędzy akcentem i wypoczynkiem. Trenowanie na pół gwizdka, czy wręcz ćwierć gwizdka zapewne wydłuży czas dochodzenia do wymarzonych wyników, ale w dłuższej perspektywie może dawać lepsze efekty.
Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to bezwzględnie dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.
ja też żałuję, że dopiero teraz odkrywam takie "oczywiste oczywistości"
zawsze było "alleluja i do przodu", dopiero teraz odkrywam "alleluja i do tyłu" [kto oglądał ten wie]
najgorsze jest to, że obecnie nawet z tą wiedzą jest bardzo trudno zwolnić...
duszek na jednym ramieniu mówi "spokojnie... zregeneruj się" a drugi mówi "ej!!! co jest?! zapier...alaj!!!"
"co nas nie zabije, to nas wzmocni"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
"odrobina cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła"
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12835
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Te duszki na ramieniu albo blokady w głowie, o których myśli Beata, to takie imperatywy. Mogą być wewnętrzne, czyli w przypadku bardzo ambitnej osoby, która nie dopuszcza odpuszczenia, aż do kontuzji. Jakakolwiek wskazówka mówiąca o słabszym wyniku, czy samopoczuciu odbierana jest jako słabość i zamieniana jest w jeszcze większy zapał do pracy. Są też imperatywy zewnętrzne.
Człowiek zakłada bloga, żeby nie było odwrotu, bo co ludzie powiedzą. Trzeba być twardym, a nie miętkim. W sezon od zera do bohatera z medalem ukończenia maratonu. Każdy to zna, bo to już klasyka. Tymczasem jak mogłoby to wyglądać jeśli byłoby to na ćwierć gwizdka? Od zera do bohatera na dychę i nie w sezon ale w 4 lata. Wtedy przeciętny 30-latek nie zmagałby się w heroicznym boju o złamanie 50 minut, tylko poczekał jak należy i poleciał 35 minut w następnym roku olimpijskim.
Człowiek zakłada bloga, żeby nie było odwrotu, bo co ludzie powiedzą. Trzeba być twardym, a nie miętkim. W sezon od zera do bohatera z medalem ukończenia maratonu. Każdy to zna, bo to już klasyka. Tymczasem jak mogłoby to wyglądać jeśli byłoby to na ćwierć gwizdka? Od zera do bohatera na dychę i nie w sezon ale w 4 lata. Wtedy przeciętny 30-latek nie zmagałby się w heroicznym boju o złamanie 50 minut, tylko poczekał jak należy i poleciał 35 minut w następnym roku olimpijskim.