Niepolityczny
-
- Dyskutant
- Posty: 32
- Rejestracja: 15 kwie 2002, 13:09
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
Trochę z tym zwlekałem, ale postanowiłem podzielić się swymi "wrażeniami" z tegorocznego maratonu Chełmno-Toruń.
Dzień nie zwiastował czegoś nadzwyczajnego. Było nawet dość chłodno w porównaniu z wcześniejszymi dniami, ja wzorcowo zjadłem makaronowe śniadanie, przyciąłem paznokcie, załądowałęm do samochodu rodzinę i stanąłem na starcie. Czułem, że dzisiaj to chyba będzie dobrze. Zacząłęm spokojnie, lecz zegarek wskazywał, że mimo to tempo jest przyzwoite. Przebiegnąwszy 5 km, po wypiciu kubka wody poczułem, że zaczyna mi coś niepokojąco "jeździć" w brzuchu. Na 10km byłem już pewny - to sraczka! Z przerażeniem stwierdziłem, że nie jestem na to przygotowany "technicznie". Podzieliłem się tym z kolegą, jako otuchę otrzymałem lekko spoconą chusteczkę higieniczną. Taki tam ludzki gest. Wtedy pomyślałem - wybaczcie organizatorzy - że posłuże się dodatkowo gąbkami które wezmę z punktu odświeżania (w obliczu faktów zastanawiałem się nad trafnością nazwy). Jak pomyślałem tak zrobiłem. I tu następny problem - te wioski nad Wisłą jakieś takie długie, ludzie wyjątkowo zainteresowani sportem a i jęczmień jakiś taki niewyrośnięty. W końcu wypatrzyłem lipę z wyjątkowo bujnymi krzaczkami w okolicy pnia - wypisz wymaluj WC. Pozbyłem się balastu i heja nadrabiać straty. Ale tu byłem już przezorny - mimo że niebezpieczeństwo zażegnane, postanowiłem się na 15km zabezpieczyć w dwie gąbki. I przydały się!!!. Problem w tym że w okolicy półmetka wioski ciągnęły się niemiłosiernie. Ale się skończyły, a ja zrobiłem, co zaplanowałem. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak byłem już wtedy poobcierany i jak te "przystanki" dodatkowo drażniły nadwerężoną skórę!
Ale w końcu jestem maratończyk, a ten się nigdy nie poddaje więc znowu ruszyłem nadrabiać straty, tyle, że już niespecjalnie miałem na to siły. Dobiegłem jakoś do 25km i postanowiłem - jak się solidnie nie napiję i organizm tego nie wchłonie, to mogę poczekać jedynie na "koniec wyścigu". Pomyślałem o żonie czekającej na mecie w nerwach i postanowiłem - pobiegnę dalej. Wypiłem 4 kubki wody, przypomniałęm sobie, że woda wchłania się ok. 15 minut, więc przespacerowałęm się 20 min, i poczułem że znowu mogę biegnąć.
Ruszyłem po 30 km - nawet niezłym tempem (dość powiedzieć, że facet z którym maszerowałem przybiegł ostatecznie 17 minut po mnie, a ja w dole przed największym podbiegiem przed Toruniem musiałem znowu ruszyć w las..).
Jednak jedno wiem - odwodnienie związane z poceniem się osłabia znacznie mniej niż to niepolityczne.
Najgorsze jest to że nie potrafię powiedzieć czemu to się zdarzyło, może po prostu byłem lekko podtruty, a może batonik zjedzony 1 godz przed biegiem albo isostar (zawsze tak robię) był przeterminowany.
Maraton zakończyłem w czasie 3h50m, i jeszcze nigdy na mecie nie czułem takiej ulgi...
Dzień nie zwiastował czegoś nadzwyczajnego. Było nawet dość chłodno w porównaniu z wcześniejszymi dniami, ja wzorcowo zjadłem makaronowe śniadanie, przyciąłem paznokcie, załądowałęm do samochodu rodzinę i stanąłem na starcie. Czułem, że dzisiaj to chyba będzie dobrze. Zacząłęm spokojnie, lecz zegarek wskazywał, że mimo to tempo jest przyzwoite. Przebiegnąwszy 5 km, po wypiciu kubka wody poczułem, że zaczyna mi coś niepokojąco "jeździć" w brzuchu. Na 10km byłem już pewny - to sraczka! Z przerażeniem stwierdziłem, że nie jestem na to przygotowany "technicznie". Podzieliłem się tym z kolegą, jako otuchę otrzymałem lekko spoconą chusteczkę higieniczną. Taki tam ludzki gest. Wtedy pomyślałem - wybaczcie organizatorzy - że posłuże się dodatkowo gąbkami które wezmę z punktu odświeżania (w obliczu faktów zastanawiałem się nad trafnością nazwy). Jak pomyślałem tak zrobiłem. I tu następny problem - te wioski nad Wisłą jakieś takie długie, ludzie wyjątkowo zainteresowani sportem a i jęczmień jakiś taki niewyrośnięty. W końcu wypatrzyłem lipę z wyjątkowo bujnymi krzaczkami w okolicy pnia - wypisz wymaluj WC. Pozbyłem się balastu i heja nadrabiać straty. Ale tu byłem już przezorny - mimo że niebezpieczeństwo zażegnane, postanowiłem się na 15km zabezpieczyć w dwie gąbki. I przydały się!!!. Problem w tym że w okolicy półmetka wioski ciągnęły się niemiłosiernie. Ale się skończyły, a ja zrobiłem, co zaplanowałem. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak byłem już wtedy poobcierany i jak te "przystanki" dodatkowo drażniły nadwerężoną skórę!
Ale w końcu jestem maratończyk, a ten się nigdy nie poddaje więc znowu ruszyłem nadrabiać straty, tyle, że już niespecjalnie miałem na to siły. Dobiegłem jakoś do 25km i postanowiłem - jak się solidnie nie napiję i organizm tego nie wchłonie, to mogę poczekać jedynie na "koniec wyścigu". Pomyślałem o żonie czekającej na mecie w nerwach i postanowiłem - pobiegnę dalej. Wypiłem 4 kubki wody, przypomniałęm sobie, że woda wchłania się ok. 15 minut, więc przespacerowałęm się 20 min, i poczułem że znowu mogę biegnąć.
Ruszyłem po 30 km - nawet niezłym tempem (dość powiedzieć, że facet z którym maszerowałem przybiegł ostatecznie 17 minut po mnie, a ja w dole przed największym podbiegiem przed Toruniem musiałem znowu ruszyć w las..).
Jednak jedno wiem - odwodnienie związane z poceniem się osłabia znacznie mniej niż to niepolityczne.
Najgorsze jest to że nie potrafię powiedzieć czemu to się zdarzyło, może po prostu byłem lekko podtruty, a może batonik zjedzony 1 godz przed biegiem albo isostar (zawsze tak robię) był przeterminowany.
Maraton zakończyłem w czasie 3h50m, i jeszcze nigdy na mecie nie czułem takiej ulgi...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3390
- Rejestracja: 19 cze 2001, 09:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa/Kabaty
nie ty pierwszy i nie ostatni Gruntart. Następnym razem będzie lepiej. Nie musiało być określonej przyczyny. Może po prostu był to wynik stresu związanego ze startem, a może też w ciągu ostatnich dni byłeś bardzo zabiegany i nie miałeś na wszystko czasu...
ENTRE.PL Team
- Dabek
- Stary Wyga
- Posty: 184
- Rejestracja: 18 cze 2001, 17:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szczecin
Moja ostatnia tego typu przygoda skończyła się wizytą kolonii kleszczy na moich pośladkach....mam nadziję , że ty tego nei doświadczyłeś...myślę, że tego typu ekscesy są spowodowane stresem...................
"Weakness is temporary..."
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Podejrzewam, że dużo jest takich, którzy przesadzają z jedzeniem przed startem. Jedzą więcej niż zwykle, bo takie nachapanie się przed biegiem daje jakiś handikap psychologiczny. Faktycznie brutalnie odbija się to potem na trasie. A nie daj Boże, żeby kto był podatny na stresy przedstartowe. Bomba eksploduje! skutecznie zabijając w tobie ducha rywalizacji na jakiś czas.
Rada chyba taka, żeby ci mocno się stresujący, jedli mniej i chyba jeszcze wcześniej niż 4h przed startem. To mój własny pogląd.
Rada chyba taka, żeby ci mocno się stresujący, jedli mniej i chyba jeszcze wcześniej niż 4h przed startem. To mój własny pogląd.
- konop
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 07 lut 2002, 15:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Potwierdzam słowa Kaziga.
Ja pobiegłem krakowski z całą kolacją w brzuszku i nie pomogło picie od rana i nawet w desperacji kawa z mlekiem na rynku. Na szczęście skończyło się bez "kleksa"
Ja pobiegłem krakowski z całą kolacją w brzuszku i nie pomogło picie od rana i nawet w desperacji kawa z mlekiem na rynku. Na szczęście skończyło się bez "kleksa"
konop
- miroszach
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1219
- Rejestracja: 20 sty 2002, 13:08
- Życiówka na 10k: 38:06
- Życiówka w maratonie: 3:07:51
- Lokalizacja: Jasło
Ja dzień przed tym samym maratonem ojadłem się klusek z serem i cukrem i w dzień startu dwie kromki. Na trasie czułem lekkość w żołądku i odrobinę głodu, który zaspokajałem kawałkami bananów podawanymi przez orgów.
[b][i]Dzień bez biegania
To dzień regenerownia
[/i][/b]
To dzień regenerownia
[/i][/b]
- Karola
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 883
- Rejestracja: 31 sie 2001, 09:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szczecin
Z tymi problemami to chyba indywidualna cecha każdej osoby.
Mój ostatni bieg na 10 km przebiegłam z balastem którego nie mogłam się pozbyć bardzo długo przed biegiem i jeszcze po. Zupełnie nie wiem co się stało, jaki był powód, bo nie zmieniłam menu, nie eksperymentowałam z jedzeniem przed biegiem.
Pewnie nigdy się to nie wyjaśni :niewiem: i mogę sądzić że moje ciałko żyje swoim życiem :echech: i czasem nie koordynuje ze mną swoich planów, pomysłów na spędzanie czasu ;) .
Mój ostatni bieg na 10 km przebiegłam z balastem którego nie mogłam się pozbyć bardzo długo przed biegiem i jeszcze po. Zupełnie nie wiem co się stało, jaki był powód, bo nie zmieniłam menu, nie eksperymentowałam z jedzeniem przed biegiem.
Pewnie nigdy się to nie wyjaśni :niewiem: i mogę sądzić że moje ciałko żyje swoim życiem :echech: i czasem nie koordynuje ze mną swoich planów, pomysłów na spędzanie czasu ;) .
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
Karola, jest na to jedna rada (dzia³a w moim przypadku): trzeba piæ duuu¿o wody mineralnej. Gdy wypijê 2 l wody dziennie, to nie mam ¿adnych problemów z kiszeczkami, a musisz wiedzieæ, ¿e uk³ad trawienny mam bardzo wra¿liwy i wypróbowa³am ju¿ tysi±c sposobów, aby go wyregulowaæ i unikn±æ niespodzianek.
Pozdrawiam
Pozdrawiam

- miroszach
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1219
- Rejestracja: 20 sty 2002, 13:08
- Życiówka na 10k: 38:06
- Życiówka w maratonie: 3:07:51
- Lokalizacja: Jasło
Joy, z tą wodą mineralną trzeba uważać, bo mozna się przemineralizować i wcale nie żartuję. Myślę, że ktoś to jeszcze potwierdzi.
[b][i]Dzień bez biegania
To dzień regenerownia
[/i][/b]
To dzień regenerownia
[/i][/b]
- Janek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 775
- Rejestracja: 19 cze 2001, 20:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Dołączam do grona obwiniających za sensacje żołądkowe stres przedstartowy. Miałem podobną sytuację na kilka minut przed startem w Berlinie dwa lata temu. Nie wiem jakim cudem udało mi się dopchać do toy-toya, i w dodatku też wyposażenia technicznego mi brakowało. Ale w sumie wyszło bez większej wpadki.
A swoją drogą start do maratonu w Berlinie to do tej pory jedno z moich największych przeżyć biegowych...
A swoją drogą start do maratonu w Berlinie to do tej pory jedno z moich największych przeżyć biegowych...
- Dawidek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 965
- Rejestracja: 02 maja 2002, 20:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Tychy, Polska
Zgadzam się z w/w opinią, często zdarza mi się przegrywać zawody lub przerywać treningi, z powodu "biegunki" spowodowanej stresem. 
Chciałbym też zauważyć, że nazwa "biegunka" jest całkowicie błedna, gdyż to własnie z jej powodu zamieniam bieg na chód.

Chciałbym też zauważyć, że nazwa "biegunka" jest całkowicie błedna, gdyż to własnie z jej powodu zamieniam bieg na chód.